Więzienna Planeta - odc. 75
Bartek i Olga
Bartek poprosił o spotkanie z panią Olgą i dosyć szybko udało mu się do niej dostać. I to do pastelowego pokoju.
Usiedli w fotelach i przez chwilę nic nie mówili. Kobieta widziała, że mężczyzna jest mocno zdenerwowany i że nie wie, jak zacząć rozmowę. Dlatego zaczęła pierwsza.
- Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?
- Mam do pani prośbę. Ogromną.
- To musi być coś ważnego, skoro jesteś tak zdenerwowany, że aż cały chodzisz.
- To jest najważniejsze na świecie. Chodzi o Agatę, jej rodziców i nasz ślub.
- Masz wątpliwości? – zdziwiła się.
- Nie!- wykrzyknął, po czym dodał spokojniej – i tak.
- Może opowiedz mi wszystko od początku.
- Nie ma takiej potrzeby – zapewnił – ja mam tylko do pani prośbę.
- Zamieniam się w słuch – uśmiechnęła się do niego.
- Potrzebuję spotkać się z Agatą, ale nie na godzinę. Nawet dwie, to będzie za mało – spojrzał na Olgę błagalnym wzrokiem.
- Po ślubie będziesz ją miał na co dzień w domu. Czemu teraz jest ci potrzebny ten czas?
Bartek podrapał się po głowie, a potem wzruszył ramionami. Był lekko zawstydzony. Nie chciał zwierzać się kobiecie. To było takie niemęskie.
- Bo ja zapomniałem Agacie powiedzieć o moim życiu przed Więzienną Planetą.
Olga była zdziwiona.
- Trudno mi uwierzyć, że nic o tobie nie wie. Przecież ty nie kryjesz tego, jaki byłeś?
- Niby tak, ale ona zna tylko wierzchołek góry lodowej. A ja…, ja jej muszę opowiedzieć wszystko. Nie w kawałkach. Chcę, żeby wiedziała na czym stoi. Żeby mogła się jeszcze wycofać.
Olga długo milczała, ponieważ zastanawiała się, co ma mu odpowiedzieć. Znała jego życiorys i nie musiała dopytywać o szczegóły, więc pozostało jej jedynie zapytać.
- Czy jesteś pewien, że ona powinna się wszystkiego o tobie dowiedzieć i to lawinowo? Ze wszystkim?
- Tak. Inaczej nigdy nie będę wiedział, czy nadaję się na męża czy nie.
Olga pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Powiedz mi jeszcze, kiedy przyjeżdżają jej rodzice?
- Za osiem dni.
- Dobrze. Dostaniesz czas z Agatą. Dam Wam cały dzień. Byle nie ten, kiedy macie dyżur na murze. Kiedy chciałbyś się z nią spotkać?
- Jutro.
- Zgadzam się. Jedyny warunek jaki stawiam, to że musicie być widoczni dla innych. Czyli żadnego chowania się w warsztacie. Jasne?
- Tak – Bartek odetchnął z ulgą – bardzo pani dziękuję.
Tomek i Ania
Ania miała dyżur na murze. Tomek, wiedząc, że nie jest mocna fizycznie wysłał ją do przygotowywania posiłków dla pracowników oraz do zanoszenia im napojów. Dzięki temu mógł ją chociaż raz na jakiś czas zawołać do siebie do biura – tak nazywał szopę, w której urzędował.
- Przyniosłam ci kawę i ciasteczka – stanęła w progu i uśmiechnęła się do niego promiennie – czy wiesz, że robiła je jedna ze strażniczek? Są obłędne. Ta kobieta zamiast siedzieć w straży, powinna otworzyć cukiernię.
- A może poświęćmy te pięć minut dla siebie, a nie dla innych osób – powiedział do niech Tomek i odebrał kubek z ciasteczkami. Postawił je na stole i odwrócił się do Ani. Ta przekrzywiła głowę i zaśmiała się.
- I tak nie możesz mnie w pracy dotykać.
- Ale mogę przez chwilę na ciebie popatrzeć i porozmawiać.
- No to rozmawiamy.
- Ale o jakiejś innej kobiecie, która w ogóle mnie nie interesuje.
- Nie? – drażniła się z nim.
- Nie. Tylko ty mnie interesujesz.
Mogliby jeszcze dłużej się przekomarzać, ale usłyszeli alarm od strażników.
- Drapieżniki! – wykrzyknął Tomasz – musimy się ewakuować.
Wyskoczyli z szopy i popędzili w stronę samochodów. Tomka jeep był już po brzegi wypełniony ludźmi, ale dla Ani też znalazło się miejsce. Ruszyli, a z nimi kolejne samochody. Słyszeli strzały i krzyki. To strażnicy usiłowali obronić ludzi przed zwierzętami.
- Czy wszyscy zeszli z muru? – pytał Tomek przez krótkofalówkę.
- Tak.
- Tak – usłyszał odpowiedzi strażników.
Ania obejrzała się i zobaczyła, że za nimi pędzą trzy wielkie tygrysokoty. Nie miały szans dogonić jeepa, ale część strażników uciekała przed nimi na pieszo.
Oddawali do nich strzały, żeby jak najszybciej zażegnać niebezpieczeństwo.
Wjechali do miasta, udało się wszystkich uratować.
Robert
Kapitan wraz z grupą strażników pojechali zebrać uśpione tygrysokoty i wywieźć je daleko w las.
- Jest ich piętnaście – powiedział jeden z sierżantów.
- Ale atakujących było więcej – dodał szeregowy.
- Ile? – dopytywał Robert.
- Myślę, że było ich co najmniej dwadzieścia sztuk.
- To dużo – syknął kapitan.
- Na przednówku watahy są zawsze większe – stwierdził sierżant.
- Trzeba jak najszybciej wywieźć te śpiochy, a potem wrócić do miasta i zamknąć się w nim na kilka dni. – powiedział Robert – zobaczymy ile ich jeszcze podejdzie pod stary mur.
- A co z pracą? – dopytywał szeregowy, który przybył do Karnego Miasta zimą i jeszcze nie do końca rozumiał działające tutaj prawa.
- Na razie jej nie będzie. Życie i zdrowie ludzi jest ważniejsze.
Agata
Kobieta stała na murze i robiła zdjęcia. To był materiał do gazety, ale i dla Bartka, jeśli miałby ochotę coś z tego wyrzeźbić. Zadrżała widząc wielkie koty z kłami mocno wystającymi im z pysków. Ich krótkie ogony były zadarte do góry, a sierść zjeżona. Przez tę wiosnę zupełnie zapomniała, że nie są na Ziemi i że tu wcale nie jest bezpiecznie. Odetchnęła z ulgą, kiedy ostatni strażnik wbiegł do miasta, a bramy zostały zatrzaśnięte. A potem olśniło ją dziennikarsko. Postanowiła zrobić wywiad na żywo z kapitanem na temat bezpieczeństwa w Karnym Mieście. Było dużo turystów, dobrze żeby wiedzieli, jak ważne jest tu przestrzeganie przepisów.
Karol
Stał w warsztacie i patrzył na ustrojstwo, które zrobił, kiedy był wściekły na Olgę. W pomieszczeniu byli również szef i jego współpracownicy. Udało im się wyłączyć urządzenie, ale Karol nadal nie wiedział, co zmontował.
- Mnie to wygląda na glebogryzarkę – powiedział jeden z wynalazców.
- Ja nawet nie wiem, co to jest glebogryzarka – powiedział Karol i podrapał się w głowę.
- Ja tu widzę taki prostokątny otwór – jedna z pracownic pochyliła się i zajrzała pod spód urządzenia.
- Nie wsadzaj tam głowy – wykrzyknął szef – nie wiemy, czy cię nie wciągnie.
- Jak dla mnie, nie wygląda to na wlot – mówiła kobieta i niezrażona badała dalej ustrojstwo – to raczej wylot.
- No to gdzie mamy wlot? – pytali inni.
Karol wskazał sporej wielkości metalowy kielich.
- Chyba tu.
- Ciekawe, że w końcu coś tu zadziałało i to za pierwszym razem, a my nawet nie wiemy, co to jest i do czego służy.
- Będziemy to teraz pół roku badać, aż w końcu odkryjemy, do czego może to służyć – powiedział Karol.
Bartek
Leżał wieczorem w łóżku i zastanawiał się nad słowami terapeuty o tym, czy on się pilnuje z wybuchami agresji ponieważ jest pilnowany, czy sam siebie kontroluje. Przeanalizował ostatnie miesiące i ze zdumieniem stwierdził, że nie pamięta kiedy się wściekł albo stracił panowanie nad sobą. A przecież bywały stresujące sytuacje. Zwłaszcza zimą, kiedy większość czasu spędzał w ciasnych pomieszczeniach. Przypomniał sobie również dwie porządne kłótnie z Agatą, ale po prostu na siebie nakrzyczeli, żeby potem się pogodzić. Nie pamiętał, czy odczuwał wtedy potrzebę rozniesienia wszystko w pył? Wewnętrznie był spokojny.
- Ostatecznie uznaję – powiedział do siebie cicho – że nauczyłem się panować nad sobą.
Po czym dodał.
- Obym zapanował nad sobą, kiedy Agata po moich rewelacjach ze mną zerwie.
Nina
Czas pobytu rodziców w Karnym Mieście się skończył. Nina odprowadziła ich do bazy przerzutowej, gdzie za kilka minut mieli wrócić na Ziemię.
- Będziemy częściej rozmawiać na video chacie – obiecał tata.
- Powiedzcie Krzyśkowi, że bardzo za nim tęsknię i że mam nadzieję, że też pojawi się w końcu na video chacie.
- On też za tobą tęskni – powiedziała mama i wytarła łzę – na pewno ucieszy się, że w końcu chcesz z nim porozmawiać.
- Jeszcze jego muszę przeprosić.
- Na pewno ci wybaczy.
Stali przez chwilę w ciszy, w końcu mama zapytała.
- A jak stoi sprawa z Matem?
- Doszliśmy do porozumienia – Nina uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- To dobry chłopak.
- Tak. Wiem – powiedziała Nina – i bardzo mądry, chociaż jest o rok ode mnie młodszy.
- To żadna różnica córeczko – roześmiała się mama.
- Wiem, ale mi chodzi o to, że jest mądry. Mądrzejszy ode mnie.
- Mnie on też przypadł do gustu – odezwał się tata – ale pamiętaj, nie rób niczego na siłę.
- Wiem tato, dziękuję - przytuliła się do niego.
- Państwo Pachulscy proszeni są do pokoju przejściowego! – usłyszeli z głośników.
- No to do zobaczenia – powiedziała Nina łykając łzy.
- Do zobaczenia – rodzice uściskali ją mocno i zniknęli za drzwiami.
Ona postała jeszcze chwilę i popatrzyła na drzwi. Potem powoli wyszła z bazy. A tam czekała ją niespodzianka. Mat czekał na nią z otwartymi ramionami. Ufnie w nie wpadła i się poryczała, jak bóbr.
Komentarze
Prześlij komentarz