Być po czterdziestce
Dzisiaj z rana natknęłam się w Internecie na tekst dotyczący kobiet po
czterdziestce. Ich dolegliwości, rozczarowań i co raz większej ilości zmarszczek.
Artykuł daje też porady, jak sobie powinny z tym radzić. Wiem, że takich
kobiet, które czują się zmęczone, niekochane i nieatrakcyjne jest wiele, bardzo
im współczuję i z całego serca życzę im, żeby odnalazły radość życia i szły w
przyszłość z podniesionym czołem.
Ale nie o nich będę pisać.
Raczej odniosę ten tekst do siebie.
Jaką ja jestem kobietą po czterdziestce, spełnioną czy
rozczarowaną?
Na pewno nie jestem wiecznie zadowolona i też nie
cieszę się ze zwyrodnień stawów i czasami codzienność mnie przygniata tak, że
nie chce mi się wstawać z łóżka. Nawet ostatnio miałam kilka miesięcy takich,
że nie umiałam się sama ze sobą dogadać. Ale myślę, że to już przeminęło i
jakoś to będzie.
Zastanawiam się jednak, co z tego ogólnie mi wychodzi.
Więcej pozytywów czy negatywów?
Pozytywów oczywiście.
Tak naprawdę, to w tym artykule przykuło moją uwagę
tylko jedno zdanie. Kobieta pisała- że jak patrzy w lustro, to widzi swoją
matkę (jako negatyw).
Ja też patrząc w lustro widzę swoją matkę i bardzo się
z tego cieszę, bo na żywo już jej nie oglądam. Widzę jej rysy w sobie, czasami
aż mnie zatyka, tak duże jest podobieństwo. W spojrzeniu, w minie, a nawet we
fryzurze. Tak samo układam ręce na biodrach, opieram głowę na ręku i siedzę na
nodze.
Kiedyś nie chciałam być do niej podobna zwłaszcza w
strojach, bo moja mama lubiła cekiny i błyskotki, a ja bardziej jestem
dresiarą, ale...
Z wiekiem coś się zmieniło i ja też od czasu do czasu
zakładam cekiny mówiąc, że zakładam Kryśkową bluzkę. I jestem z tego
dumna.
Także patrząc w lustro cieszę się widząc tam mamę.
Zwłaszcza, że ona po czterdziestce wyglądała po prostu świetnie.
Co do innych części artykułu, było też o boleściach
związanych ze zwyrodnieniami stawów. No cóż, ja też czasami chodzę, jakby mi
nogi sparaliżowało i ból towarzyszy mi każdego dnia. Ale czy to jest powód,
żeby mnie to zatrzymało? Nie. Bo faceci po czterdziestce mają to samo. Zawsze
można wspólnie ponarzekać na spacerze. A nie, to niemożliwe, bo oni się do tego
nie przyznają. Są wiecznie młodzi i niezniszczalni.:)
Zmarszczki? Pilnuję tylko tego żeby były od śmiechu
nie od smutku.
Tak. Czuję upływ czasu i wiem, że szpagatu i mostka ze
stania, to ja już nie zrobię. Ale co z tego, kiedy ja czuje w tej chwili, że
jestem w najlepszym momencie mojego życia. Najlepsza, jak dojrzałe wino.
Normalnie na fali.:)
Największe burze już za mną, odbudowywanie siebie po
trzydziestce też, a teraz? Teraz mogę wszystko.
Ja nie przejmuję się wiekiem (no może czasami, ale
krótko), wręcz dojrzałam do tego, że właśnie teraz nie muszę się niczym
przejmować.
W artykule było też zdanie o tym, że po czterdziestce,
to już pewnych rzeczy nie wypada, np. upić się. W zasadzie, to nigdy nie wypada
się spić i wpaść pod stół, ale tak po ludzku. A czemu nie?
Moja mama, kiedy skończyła 40 lat usłyszała od dalszej
szwagierki, że w tym wieku, to już nie powinna nosić spódnic odkrywających
kolana, bo nie wypada. Moja mama oczywiście miała to w nosie.
Ja też mam wiele rzeczy w nosie. A jeżeli ktoś ma z tym problem, to jego problem, nie mój.
Przeczytałam też w tym artykule, że kobieta jest
smutna, bo nie ma już takiego powodzenia, jak kiedyś. Czy ja mam powodzenie, to
nie wiem, bo raczej jestem głucha i ślepa na fluidy i sygnały, ale wykorzystuję
mój wiek, żeby bezkarnie sobie popatrzeć jak inne, młode dziewczyny mają
powodzenie u rówieśników.
No z tym byciem głuchym i ślepym na powodzenie, to
trochę przesadziłam, ale o tym pisać nie będę, bo to moja sprawa. W każdym
razie, ja nie mam wrażania, że się starzeję, wręcz przeciwnie, chyba właśnie
rozkwitam, bo w ostatnich latach, zostałam kilkakrotnie zaskoczona
zainteresowaniem moją osobą.
I tak podsumowując, w artykule padło zdanie o tym, że kobiety budują swój wizerunek i pewność siebie na urodzie i że na tym, to się daleko nie pojedzie. I rzeczywiście często czas przekwitania jest ciężki, bo człowiekowi w tym wieku nie tylko ręce opadają. I to może być frustrujące, ale czy powinno przysłonić mi radość życia? O co to nie. Ostatnio spotkałam się z przyjaciółkami na „kijkach” i powiedziałam im – Pamiętacie, jak się patrzyło na takie czterdziestki, co to sobie chodzą na kijki i wydawało się, że są starszawe. No więc dzisiaj, to my.:) Spacer był świetny, kolana i biodra mi wysiadały, ale zdążyłam jeszcze zrobić gruszki w occie i pójść na imprezę, z której wróciłam koło 5:00 nad ranem. To tyle w kwestii mojego podejścia do wieku dojrzałego. Dziękuję, bawię się dobrze.
Może dlatego jestem zadowoloną czterdziestką bo buduję
swoją wartość na swoim wnętrzu, bo zewnętrze przez większość mojego życia
pozostawiało wiele do życzenia. Nie mając 30-tki ważyłam grubo ponad 100 kilo,
miałam kompleksy, uważałam się za najmniej atrakcyjną osobę na świecie.
A może dlatego, że mam wokół rodzinę, przyjaciół i
mnóstwo ludzi, nie zamykam się na nich i oni mi dają pewność siebie.
A już na pewno jestem zadowolona z życia i z siebie dlatego,
że moje życie oparłam na wierze, na Panu Bogu, a nie na sobie. Wiem, że jestem
wartościowa i wiek nie ma tu znaczenia. Bo kiedy stawiałam na siebie, to byłam
w piekle, a nie w niebie. No właśnie.
PS. Napisałam ten tekst również po to, żeby zrobić przeciwwagę do pesymistycznego podejścia do wieku. Negatywne wpisy atakują nas z każdej strony. A przecież nie tylko jest źle, może też być dobrze. Dlatego nie mam nic przeciwko, żebyście się ze mnie pośmiali.:)
Ps. Było też w artykule o tym, że okulary to oznaka starości. Ja kocham nosić okulary. Dzięki nim nie widać zmarszczek i cieni pod oczami:)))))
Komentarze
Prześlij komentarz