Jabłonna – moje miejsce na ziemi
Zapraszam Was do cyklu wpisów dotyczących mojej rodzimej miejscowości.
Będzie
trochę historii bliższej i dalszej, niekoniecznie ułożonej chronologicznie,
trochę teraźniejszości, zdjęć i moich przemyśleń.
-----------------------------------------------------
Jabłonna niczym szczególnym się nie wyróżnia. Nie jest typową mazowiecką wsią, nie ma własnej gwary, ani strojów ludowych. Jest miejscowością – sypialnią dla Warszawy i większość mieszkańców (w tym ja) właśnie tam pracujemy. W czasach PRL-u była kojarzona z ogrodnictwem i rzeczywiście wtedy szklarnie i namioty ciągnęły się po horyzont. Teraz, kiedy ogrodnictwa już praktycznie nie ma, Jabłonna przeobraziła się w przeciętne miejsce, w którym się po prostu żyje. Jak większość podwarszawskich aglomeracji, nie ma ładnego rozplanowania przestrzennego i mamy tu trochę taki groch z kapustą. Z jednej strony osiedla domków, z drugiej bloki. Z jednej strony małe sklepiki, a z drugiej strony cała plejada supermarketów. W zasadzie, można nawet nie zauważyć, że wyjechało się z Warszawy i jest się w zupełnie innej miejscowości. Mamy tu obwodnicę, która szumi od samochodów i wyje od motocykli 24h. Na starej, głównej ulicy przez część dnia jest korek, jak nie w jedną, to w drugą stronę. Kiedy przychodzi wiosna sąsiedzi, mieszkający w domkach jednorodzinnych uruchamiają kosiarki, które ryczą siedem dni w tygodniu i umilają wszystkim dzień. Moja własna ulica nie ma kanalizacji, a chodnik albo jest albo go nie ma. Także, wydaje się, że to żadna wsi spokojna, wsi wesoła.
A
jednak jest to moje miejsce na ziemi, moje korzenie, moja matkowizna (ojcowiznę
mam w ŁomiankachJ), moja mała ojczyzna, którą kocham i
bez której nie wyobrażam sobie życia. I tak sobie pomyślałam, że
niejednokrotnie pisałam, że Jastarnia czy Jastrzębia Góra, to moje miejsca na
ziemi. Tak, oczywiście, ale sezonowo. Za to mieszkać mogę tylko w Jabłonnie. Nawet
bez kanalizacji i z ryczącymi kosiarkami za oknem. Bo jak sobie pomyślę, że
miałabym żyć gdzieś indziej, to jest mi słabo. Nawet dzisiaj, idąc ulicą Złotą
w Warszawie, pomyślałam sobie, że mogłabym kupić tu sobie mieszkanie i mieć
rzut beretem do pracy, a potem się wzdrygnęłam. W życiu! Przecież ja w
Jabłonnie mam wszystko, co kocham. Mam mój dom, rodzinę, przyjaciół, znajomych,
parafię, park, lasy i swoje sklepy. Tu mimo wszystko czas wolniej płynie, jest
czas na herbatki, kawki i pogaduchy. Tutaj idąc do Biedry spotykam kolegów z podstawówki,
a w kościele byłe nauczycielki. Tylko tutaj starzy mieszkańcy (nowi się uczą),
poprawnie odmieniają przez przypadki nazwę naszej miejscowości.
Gdzie?
W Jabłonnie. Dokąd? Do Jabłonny Skąd? Z Jabłonny itp.
A
inni mówią i piszą w Jabłonnej. A to jest niepoprawne.
To
stąd pochodzi najwięcej moich wspomnień z dzieciństwa i młodości i z
teraźniejszości. Tutaj odbyło się najwięcej moich imprez i interakcji z rówieśnikami
na tak zwanych kortach. Kortów, już nie
ma, ale wiem, że nazwa przetrwała, bo młodsze pokolenie nie zawsze mówi, że
idzie na Orlik, mówią, że idą na korty.
Lubię
mieszkać w Jabłonnie.
I
wiem, że na początku nie wystawiłam jej laurki, ale każdy kolejny post pokaże
Wam, jak jest tutaj pięknie. I wyjaśnię Wam dlaczego tak uważam i czemu warto
tu mieszkać.
PS. Zdjęcia na razie, też groch z kapustą, ale wszystkie z Jabłonny:)
Komentarze
Prześlij komentarz