Więzienna Planeta - odc.76
Robert, Paweł i Olga
- Widzieliście nagranie? – zapytała panów kiedy tylko usiedli u niej w mieszkaniu na kanapie.
- Tak – odparli równocześnie.
- Czy coś jest z nim nie tak?
- Oprócz tego, że zaginęła im pracownica i to mogła być ta osoba, która wysłała do mnie list, to nie – odpowiedział Robert.
Olga postawiła na stole kieliszki i wino. Paweł od razu je otworzył i nalał.
- To znaczy, że tylko ja jestem przewrażliwiona?
- A co cię zaniepokoiło? – zapytał burmistrz.
- To, że tak szczegółowo wypytywał się o strefę turystyczną i ograniczenia.
- Nie wygłupiaj się – powiedział Robert – całą zimę siedzieliśmy zamknięci, pierwszy raz od dłuższego czasu z nim rozmawiałaś. Nie dziw się, że jest ciekawy.
- Może masz rację.
- Coś jeszcze cię zaniepokoiło? – zapytał Robert.
- To, że się zdziwił, że zapytałam, czy u nich wszystko w porządku w związku z aferą. Jakby w ogóle zapomniał, że problem istniał. A potem powiedział o tej kobiecie. To też jest dziwne.
- Czy mi się wydaje, czy ty z tego wszystkiego zaczęłaś podejrzewać swojego kumpla Jacka, że jest w to zamieszany? – śmiał się Paweł.
- Nie rżyj, ja naprawdę wszystkich podejrzewam.
- To chore – powiedział Paweł.
- Tylko nigdy się mu do tego nie przyznawaj. Bo się na ciebie obrazi – dodał Robert.
- No dobrze. Może emocje mnie trochę poniosły, ale musimy wiedzieć, co się z tą kobietą stało.
- Ale może nie od razu – zaooponował Paweł.
- Wiem, nie jestem głupia – nagle podskoczyła i pobiegła do kuchni. Po chwili pojawiła się z żaroodpornym naczyniem, które postawiła na środku stołu.
- Pieczeń gotowa – oznajmiła.
Kiedy wszyscy już się najedli i odsapnęli Olga powiedziała.
- Chciałabym pokazać to nagranie Karolowi. Uważacie, że to dobry pomysł?
Panowie zastanowili się przez chwilę. W końcu Paweł powiedział.
- Tak. Myślę, że powinien to zobaczyć. To jest twój prawie mąż, to raz, a dwa, to spec od tych spraw. Może on wyczuje coś w tonie Jacka, czego my nie wychwytujemy.
- Bardzo wam za to dziękuję – powiedziała szczerze.
- Ja też mam sprawę – odezwał się Robert – ale do pana burmistrza.
Paweł zaśmiał się.
- Mów.
- Musimy na kilka dni darować sobie mur. Dzisiaj popędziło nad około dwudziestu tygrysokotów.
Paweł aż gwizdnął.
- Dużo ich.
- No właśnie.
- Wprowadź zakaz wychodzenia za bramę.
Przez resztę wieczoru poruszali już tylko przyjemne i prywatne tematy.
Bartek i Agata
Z samego rana dostała liścik od Bartka, w którym napisał, że zaprasza ją na cały dzień przed warsztat. Miała się ciepło ubrać i przyjść. Agata była mocno poruszona i zaciekawiona tym nietypowym zaproszeniem, więc szybko się wyszykowała i niemalże wybiegła z hotelu, żeby jak najszybciej dobiec do Bartka i dowiedzieć się, co to za okazja. Kiedy powiedział jej, że mają dla siebie cały dzień, najpierw oniemiała, a potem pisnęła uradowana.
Kiedy zauważyła, że on nie odwzajemnia jej radości tylko patrzy na nią poważnie, od razu się zaniepokoiła.
- Co się stało? – zapytała i dotknęła jego ręki. Uścisnął ją lekko i przytrzymał w swojej dłoni.
- Zaprosiłem cię na ten dzień, ponieważ chciałbym ci wszystko o sobie opowiedzieć.
- Ale dlaczego? Po co? Przecież ja i tak już o tobie tyle wiem?
- Muszę ci wszystko opowiedzieć, bo ty znasz mnie już zresocjalizowanego, ale ja nie wiem, czy to jest trwałe. Dlatego chcę ci opowiedzieć o sobie, żebyś miała świadomość, za kogo chcesz wyjść za mąż.
- Nie podoba mi się, to co mówisz – zaniepokoiła się Agata – wiem, że nie siedzisz tu za niewinność, wiem, że byłeś agresywny i biłeś ludzi. Ale, przecież to już przeszłość. Po co chcesz ją wywlekać?
- Bo muszę to z siebie wyrzucić i już – powiedział bardzo stanowczo – i bardzo bym chciał, żebyś mnie wysłuchała.
Agata nie chciała słuchać, bała się tego, co on ma jej do powiedzenia. Bała się, że przez to może zacznie się go obawiać, albo zmieni o nim zadanie. Co miał jeszcze strasznego do opowiedzenia?
- Nie chcesz żebym ci opowiedział mój życiorys? – pogłaskał ją po policzku.
- Nie chcę.
- Ale wiesz, że przeszłość wcześniej czy później mnie dogoni, a ja chcę, żebyś była na to przygotowana. Żebyś wiedziała, jaki naprawdę jestem.
- Byłeś.
- Byłem, jestem – machnął ręką. Spojrzał na nią czule – wiem, że ryzykuję, ale skoro mamy się pobrać muszę być całkowicie szczery.
- Dlaczego nie wpadłeś na ten pomysł wcześniej, zanim zacząłeś planować ze mną życie?
- Bo wtedy nie było mowy o wizycie twoich rodziców.
- Boisz się moich rodziców?
- Boję się tylko jednego, że stracę ciebie. Że jedno zdanie kogoś z mojej przeszłości spowoduje, że nie będziesz mogła na mnie patrzeć, że odejdziesz.
Agata westchnęła wzruszona i powiedziała.
- Opowiadaj.
Usiedli na ławach przy drewnianym stole roboczym. Siedzieli naprzeciw siebie i Bartek cały czas patrząc na Agatę opowiedział jej całe swoje życie. Od dzieciństwa po wylądowanie w Karnym Mieście. O tym, jak myślał mięśniami, jak nie szanował ludzi, jak nie szanował kobiet. O tym, że był postrachem w całej okolicy, że wielu ludzi odetchnęło kiedy znalazł się na Więziennej Planecie. Ale też o ludziach, którzy z miłą chęcią opowiedzą jej kim jest, chociażby z czystej zemsty, za krzywdę, którą im kiedyś wyrządził. Agata z jednej strony wiedziała wiele, ale niektóre z jego opowieści przyprawiały ją o dreszcze. Mocno walczyła ze sobą, żeby się od niego nie odsunąć i powtarzała sobie w myślach, że on już taki nie jest. Że od samego początku ich znajomości był dla niej ciepły, opiekuńczy i kochany.
Trudno jej było połączyć jego przeszłość z teraźniejszością.
- No i tyle – powiedział i dodał – pójdę teraz zrobić nam kawy i przyniosę coś do jedzenia, a ty przetraw to. Tylko proszę cię, nie znikaj. Poczekaj na mnie.
- Dobrze – powiedziała cicho Agata i zdusiła w zarodku chęć ucieczki.
Wrócił po kilku minutach. Postawił przed nią parujący kubek i ciastka. Usiadł naprzeciw niej i czekał, co ona mu teraz powie.
A ona zadała mu pytanie.
- Kochasz mnie?
Zaskoczyła go. Myślał, że zasypie go gradem pytań dotyczących konkretnych zdarzeń i jego zachowania, a ona zadała mu proste i jednocześnie najtrudniejsze pytanie pod słońcem.
- Tak – westchnął – kocham cię.
- Będziesz o mnie dbał?
- Zawsze.
- Dasz radę utrzymać swoją dziką naturę w ryzach.
- Cały czas to robię.
- Dasz radę?
Kiedyś Bartek odpowiedziałby, że na pewno i zawsze. Dzisiaj był mądrzejszy.
- Nie wiem. Postaram się.
- Mnie to wystarczy – uśmiechnęła się do niego od ucha do ucha.
Bartek odetchnął głęboko, a potem pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Nie wierzę, że spotykało mnie takie szczęście, jak ty.
- Ja też w to nie wierzę – śmiała się Agata – i gdyby nie to, że jesteśmy na widoku, jak nic wskoczyłabym ci na kolana i całowała jak szalona.
- Nic nie mów – mruknął – proszę cię, nic już nie mów.
I nie powiedziała. Siedzieli długo w ciszy, patrząc sobie w oczy, pijąc kawę i jedząc ciasteczka. Kiedy czas ich spotkania dobiegał końca Bartek powiedział.
- Jestem gotowy poznać twoich rodziców.
- Cieszę się, że to powiedziałeś. Bo oni już się nie mogą doczekać spotkania.
Tomek
Na kilka dni stał się bezrobotnym, więc z przyzwyczajenia poszedł do ekipy, która już zaczynała rąbać drewno na zimę.
- Mogę wam pomóc? – zapytał.
- Kogo nasze oczy widzą – śmiali się jego znajomi – nasz pan złota rączka przyszedł.
- Dlaczego mnie tak nazywacie? – nie rozumiał.
- Bo jesteś jedyną osobą w Karnym Mieście, która robi tyle rzeczy naraz – odezwał się jeden z mężczyzn – jak nie na murze, to jesteś kierowcą, jak nie nim, to siedzisz w fabryce cegieł, a teraz z własnej woli przyszedłeś rąbać drzewo. Przecież ty tego nie lubisz.
- Zapytałem pani Olgi, czy mogę na te kilka dni do was wrócić, a ona się zgodziła. Także jestem.
- I bardzo dobrze chłopie, twoje silne ramiona nam się przydadzą – i wręczył mu siekierę.
Olga i Ania
Ania zdziwiła się, kiedy została wezwana do dyrektora szkoły i zastała tam panią Olgę. Kobieta miała poważną minę i Ania domyślała się, że chodzi o coś ważnego. Przez skórę czuła, że to będzie związane z jej rodzicami.
- Pani Aniu – powiedział dyrektor – nie wróci pani już na lekcję. Ale proszę się nie martwić, ktoś pójdzie na zastępstwo.
- Czy coś się stało? – zapytała.
- Tak – odparła Olga i poprowadziła ją do wyjścia.
Kobiety nie odezwały się do siebie słowem, dopóki nie wyszły ze szkoły.
- Pójdziemy do mojego gabinetu – powiedziała Olga ciągnąc dziewczynę do budynku więzienia.
- A może mi pani, chociaż powiedzieć, o co chodzi? – prosiła zdenerwowana Ania.
- Tak. Mogę – doparła dyrektor – chodzi o twoją rodzinę. Przysłali tu prawnika, który chce się z tobą spotkać. Ma na ciebie czekać w hotelu o 17:00, ale zanim tam pójdziesz, musisz przeczytać list, który przekazał ci od rodziców.
Ana patrzyła na Olgę, która była zdenerwowana, miała zaciśnięte usta, tak jakby się bała, że jak je otworzy, to powie coś, czego potem będzie żałować.
- Czytała pani ten list? – zapytała.
- Tak, jak każdy list do więźnia. Ale w twoim jest… - przerwała – nie będę ci nic mówić, sama zaraz przeczytasz.
Poszły do jej gabinetu, który jak zwykle był zawalony papierami, segregatorami, kubkami z niedopitą kawą i batonem wystającym spod całej sterty. Ania patrzyła na to zdziwiona, bo zawsze myślała, że pani Olga jest pedantką i nie lubi bałaganu. Tymczasem, jej biuro wyglądało tak, jakby przeszło przez nie tornado. Zaswędziały ją ręce i z trudem powstrzymała się, żeby nie zacząć sprzątać. Olga przez chwilę grzebała w biurku, aż w końcu wyciągnęła list. Bez słowa podała go Ani i czekała, aż ta go przeczyta.
Był bez nagłówka, ani nie zawierał żadnych zwrotów grzecznościowych. Ania poznała, że pisała go matka.
„W imieniu całej rodziny Liwskich informuję Panią Annę bez nazwiska, że nie jest już członkiem rodziny. Zszargała Pani nasze dobre imię i zamiast naprawić krzywdę, zajęła się Pani rzępoleniem, które jest po prostu żałosne. Kiedy wyjdzie Pani z więzienia, nikt tu nie będzie czekał. Dla rodziny Liwskich przestaje Pani istnieć.
Ps. Proszę powiedzieć tej durnej dyrektorce, żeby więcej nie przesyłała chłamu, który nazwała szumnie muzyką.
Bez wyrazu szacunku
Rodzina Liwskich”
Ania trzymała list w ręku i aż sama się sobie dziwiła, że nic nie odczuwa. Żadnych emocji. Ani złości, ani żalu, nic. Wiedziała, że to nadejdzie, ale na tę chwilę czuła, że jest pusta. W końcu zauważyła, że pani Olga czeka na jej komentarz, więc powiedziała.
- A prawnik, po co przyjechał?
- Tego nie wiem – odparła Olga – nie rozmawiałam z nim.
- Dobrze. Pójdę się z nim spotkać.
- Pójdę z tobą.
Ania uśmiechnęła się z wdzięcznością do Olgi.
- Dziękuję.
- Chcesz ten list skomentować? – zapytała dziewczyny.
- Nie wiem – wzruszyła ramionami – chyba potrzebuję chwili, żeby treść do mnie dotarła.
- Nie ma problemu, ja mogę się zająć papierami, a ty przetrawiaj.
- Chciałabym się czegoś napić – powiedziała Ania.
- Alkoholu ci nie dam.
Dziewczyna spojrzała na nią zdziwiona.
- Ja nie o tym mówiłam. Chciałabym się napić herbaty, ale takiej mega słodkiej i z cytryną.
- Zaraz poproszę, żeby ktoś ci ją przyniósł.
Do 17:00 Ania nie powiedziała Oldze, co sądzi o liście od matki. Na spotkanie z prawnikiem szły w ciszy. Okazało się, że mężczyzna przyjechał z papierami, w których Ania dobrowolnie zrzeka się nazwiska oraz praw do majątku rodziny Liwskich. Dyrektor więzienia dziwiła się, że dziewczynie nawet ręka nie zadrżała, kiedy składała podpis. Nie zadawała pytań, nie prosiła o wyjaśnienia. Załatwiła, to szybko i równie szybko wyszła z hotelu.
Olga wiedziała, że dziewczyna nie może dzisiaj zostać sama. W normalnych warunkach, wysłałaby ją do Tomka, ale w Karnym Mieście nawet ona nie mogła jej na to pozwolić. Dlatego zadzwoniła do Agaty i poprosiła, żeby ta przenocowała u Ani.
Kiedy się z nią rozstawała, dziewczyna powiedziała.
- Bardzo pani dziękuję za wsparcie i za to, że pani tak o mnie dba. Obiecuję pani, że jak już wszystko przetrawię, przyjdę i wszystko opowiem.
- Nie musisz, ale cieszę się, że chcesz.
Nina
Do Mata przyszła rodzina i dosyć długo z nim rozmawiali. Nina usiłowała się czegoś dowiedzieć, ale ojciec chłopaka zamknął drzwi od sali i nic nie mogła usłyszeć. Oczywiście nie stała po drzwiami, bo miała swoje obowiązki. Ale kiedy tylko mogła przechodziła obok jego pokoju, ale tam cały czas było zamknięte.
- Ty się tak nie martw tym chłopakiem – mówiła pani Kasia – na pewno wszystko będzie dobrze.
- Nie sądzę – powiedziała Nina – on nie wrócił do sprawności i pewnie nie wróci.
- A może po prostu chcą pobyć z nim sami?
- No, ale ja mu przedstawiłam swoich rodziców, a on…
Pani Kasia uśmiechnęła się ciepło do Niny.
- On może jeszcze nie zdążył powiedzieć, że ma dziewczynę. Poczekaj jeszcze chwilę, może czeka na dobry moment.
I jak na zawołanie zapaliła się lampka dyżurna z jego pokoju.
- Leć – powiedziała pani Kasia – leć, bo inaczej wybuchniesz.
Nina miała ochotę pobiec, ale wiedziała, że to głupie, więc trzymając się w ryzach, poszła spokojnie do Mata.
Drzwi były już otwarte, a ze środka dochodził lekki gwar. Nina weszła do środka i zobaczyła jego rodziców i rodzeństwo. Mat siedział na łóżku i uśmiechał się do niej lekko.
- Mamo, tato – zwrócił się do rodziców – to jest Nina. Nino, to moi rodzice.
- Dzień dobry – powiedziała Nina cicho.
Ojciec chłopaka uścisnął jej rękę i powiedział ze śmiechem.
- Chcieliśmy się coś dowiedzieć o zdrowiu naszego syna, ale on tylko mówił o tobie. Dlatego cieszymy się, że cię poznaliśmy.
- To prawda – powiedziała jego matka – bałam się, że zastanę tu obraz nędzy i rozpaczy. Że Mat się załamie tym wypadkiem. Tymczasem – zaśmiała się krótko i pociągnęła nosem – on jest w dobrym humorze i cieszy się, że jest poza lasem.
- A to do niego nie podobne – wtrącił jego brat – on kocha las i najchętniej całe życie by w nim spędził.
- To prawda, kocham las – odezwał się Mat patrząc na Ninę – ale dzisiaj chciałbym też poznać inne miejsca. A jak wiecie, nie wrócę do pełnej sprawności, więc i tak się w domu nie przydam.
- Nie mów tak – powiedziała matka – jeszcze masz czas, jeszcze się rehabilitujesz.
- Mamo, ja czuję, że nie mam siły w rękach.
- Twoja mama ma rację – odezwała się Nina – rehabilitacja jeszcze się nie skończyła. Jeszcze czasami jeździsz na wózku. Ale wszystko będzie dobrze.
- Widzicie? – ucieszył się – wszystko będzie dobrze.
- Przecież ci to już mówiliśmy – parsknął brat.
- Ale ty, nie jesteś Niną – powiedział do niego ojciec.
Wszyscy, łącznie z zawstydzoną dziewczyną się roześmieli.
Komentarze
Prześlij komentarz