Więzienna Planeta - odc. 32


Tomek i Ania

Spojrzała jeszcze raz krytycznie w lustro i stwierdziła, że wiele by jeszcze w sobie poprawiła, ale nie zostało jej już zbyt wiele czasu. Chwyciła szybko kurtkę, szalik oraz czapkę i wybiegła z budynku. Zapomniała, jak jest ślisko i od razu wywinęła orła na lodzie. Uderzyła głową w podłoże, aż jej się pokazały gwiazdy przed oczami. Zagryzła zęby i podniosła się z ziemi. Chwiejnym krokiem ruszyła na miejsce spotkania. Udało jej się jakoś dotrzeć do karczmy i nawet weszła do środka. Zobaczyła Tomka, który już na nią czekał przy stoliku. Podniósł się z krzesła i spojrzał na nią niepewnie. Od razu pomyślała sobie, że pewnie za bardzo się wystroiła i że może on się głupio czuje ubrany w sportową bluzę i dżinsy. Nie zwróciła uwagi na to, że ludzie wokół niej zamilkli. Tomasz zdążył do niej podbiec, zanim upadła na podłogę. Nie wiedziała jeszcze, że miała rozbity tył głowy i że z rany obficie sączyła się krew, ani o tym, że prawa ręka dziwnie jest zwisała. Dla niej najważniejszym było dotrzeć na randkę.

Obudziła się i przez chwilę zastanawiała się, gdzie jest i dlaczego leży. Lekarz zaświecił je latarką w oczy.

- Jest reakcja. Aniu? Słyszysz mnie?

- Tak – powiedziała cicho.

- Możesz się podnieść?

- Nie wiem.

Zastanawiała się dlaczego ten człowiek w białym fartuchu zadaje jej takie pytania.

- Gdzie ja jestem? Gdzie jest Tomek? – pytała.

- Tu jestem – odparł i pochylił się nad nią zatroskany. Ania uśmiechnęła się szeroko.

- Przecież mieliśmy spotkać się w karczmie.

- Pan doktor zaraz ci wszystko wyjaśni – powiedział spokojnie Tomek.

- Lekarz? A po co mi lekarz?

- Masz rozbitą głowę i złamaną prawą rękę?

- A dlacze…- zamilkła. Pamiętała, że się wywróciła, ale nie żeby coś jej się stało.

- Przecież byłam w karczmie, przecież nic mi nie było.

- No właśnie było – odparł Tomek, który nie wiedział, co ma jeszcze powiedzieć.

Wtrącił się lekarz.

- Proszę usiąść.

Ania podniosła się powoli. Zakręciło jej się w głowie, ale panowie potrzymali ją zanim upadła.

- Boli mnie głowa – poskarżyła się.

- Najprawdopodobniej masz wstrząs mózgu – odparł lekarz. Ania powiodła mętnym wzrokiem po pomieszczeniu, po mężczyznach.

- Umrę? – zapytała smutno.

- Kiedyś na pewno – odparł lekarz – ale nie dziś. Zatrzymam cię tu na kilka dni na obserwację, a potem odeślę do domu.

Dziewczyna zauważyła, że siedzi na szpitalnym łóżku. Zasmuciła się.

- A to miała być taka idealna randka – łzy popłynęły jej z oczu.

- Oj – powiedział doktor.

- Oj – odparł Tomek, który nie umiał się oprzeć damskim łzom. Usiadł koło niej i objął ramieniem – jak traciłaś przytomność, to wpadłaś mi w ramiona. Dla mnie to była idealna randka – próbował ją pocieszyć. Dziewczyna pociągnęła nosem.

- Nic mi się nie udaje. Jestem beznadziejna.

- Nieprawda. Jesteś super i nawet ze sklejonymi krwią włosami wyglądałaś pięknie.

- Mam zakrwawione włosy?

- Yhhym

- O nie, co za wstyd – zaszlochała i wtuliła się w jego ramie.

- Nie gadaj głupot – parsknął śmiechem – każdemu może się zdarzyć wypadek.

- Ale nie mnie.

Tomek zastanowił się przez chwilę.

- A czemu nie tobie?

- Bo ja muszę być idealna.

- Chyba naprawdę mocno się uderzyłaś w tę głowę. Ja nie chcę żebyś była idealna, ja chcę żebyś była taka, jaką jesteś.

- Tak?

- Mówię ci, ideały są przereklamowane – uśmiechnął się do niej – pamiętaj, że ja się na tym znam.

- I umówisz się jeszcze ze mną?

- O niczym innym nie marzę – pogładził ją po ramieniu – ale następnym razem po ciebie przyjdę.

Uśmiechnęła się do niego przez łzy.

Lekarz przerwał im tę miłą wymianę zdań mówiąc.

- Ty – zwrócił się do Tomka – musisz już iść, za dziesięć minut będzie dwudziesta. A do ciebie zaraz przyjdzie pani Kasia i pomoże się przebrać w szpitalną piżamę.

 

Nina i Paweł

Opowiedziała Pawłowi o tym, jak zajęła się chłopakiem ze spuchniętą ręką i pochwaliła się, że ani razu nie pomyślała o nim samiec, ani nie była niemiła. Teraz siedziała cała w uśmiechach i czekała na pochwałę. Coś, co dla większości ludzkości było normalne, dla niej stało się wyczynem.

- Cieszę się, że mi to powiedziałaś – odezwał się mężczyzna – to znaczy, że zrobiłaś ogromny skok w pracy nad sobą. Gratuluję.

- Dziękuję – odparła całkiem szczerze.

- A teraz powiedz mi, jakie miałaś uczucia podczas całego spotkania.

Nina zastanowiła się porządnie i odpowiedziała.

- Przerażenie, gniew, irytacja, smutek, ale nie przeszkodziło mi to w byciu profesjonalną – dodała szybko.

- Omówmy, każdą emocję. Co cię przeraziło?

- To, że ten chłopak pojawił się w gabinecie, a ja byłam sama.

- Bałaś się go?

- Nie, raczej tego, że to ja zaraz wybuchnę.

- I to przeszło w gniew.

- Tak, byłam zła na to, że nie ma pana doktora, ani pani Kasi, że muszę sama sobie z tym poradzić.

- I to doprowadziło cię do irytacji?

- Nie. Do irytacji doprowadziła mnie mina tego chłopaka. On się mnie bał, a raczej moich wybuchów.

Nina oczekiwała, że Paweł zacznie sobie z tego żartować, ale on poszedł dalej.

- Ale nie wybuchłaś?

- Nie. Przecież jestem pielęgniarką, a on miał spuchniętą rękę.

- Czyli misja wzięła górę nad twoimi niekontrolowanymi wybuchami?

- Tak.

- Gratuluję. Zaczynasz nad sobą panować.

- Dziękuję – Nina, jaśniała, jak słoneczko.

- A skąd smutek?

Uśmiech znikł z jej twarzy i mężczyzna zauważył, że cała się napięła.

- Nie powiem – odparła szczerze.

- Zastanów się spokojnie przez kilka minut, a potem zadam to pytanie jeszcze raz.

- Nie ma po co… - przerwał jej gestem ręki. Zamilkła na dwie czy trzy minuty.

- Powiesz mi skąd ten smutek?

Ninie łzy zakręciły się w oczach.

- Nie. Nie dam rady.

- Spokojnie – powiedział do niej – nie musisz mi tego mówić. Dzisiaj i tak powiedziałaś mi więcej niż do tej pory bywało.

- Nie będzie pan na mnie naciskał?

- Nie będę. Jak dojrzejesz, to sama mi powiesz. Albo komuś innemu. Ale mam inne pytanie.

-Tak?

- Czy można już ci powierzać mężczyzn pod opiekę? Czy nadal nie chcesz mieć z żadnymi samcami do czynienia?

Nina zaczerwieniła się po same koniuszki uszów. Było jej wstyd.

- Stopniowo, nie wszyscy naraz – bąknęła.

- Dobrze – powiedział Paweł i dodał – dobra robota. Oby tak dalej.

 

Karol i Bartek

Pracowali razem przy odśnieżaniu, które było syzyfową pracą, ponieważ sypał gęsty śnieg, który w krótkiej chwili niweczył ich wysiłki.

- Chciałbym żeby już przyszła wiosna – powiedział Karol.

- Ja lubię zimę, ale tę na Ziemi –odparł Bartek – tydzień śniegu, tydzień chlapy i tak w kółko. Nie trzeba odśnieżać, bo odwilż rozpuści. Ale tutaj? – zrobił szeroki gest ręką – tutaj mam jej dość.

- Ciekawe, jak to będzie topnieć – zastanawiał się Karol – chyba będziemy tonąć w wodzie. Może zaproponuję szefowi wydrążenie kilku łódek.

- Chyba już by je mieli.

- Mamy kanały odwadniające – odezwał się strażnik, który nadzorował ich pracę – ale gdybyś wymyślił coś na odśnieżanie, to by było miło.

- Właśnie nad tym pracuję – powiedział Karol – niestety, o ile budowa samej konstrukcji jest prosta, to silnik nie chce zaskoczyć.

- A pedały? Nie można na pedały? – zapytał Bartek.

- Ja chcę stworzyć coś, dzięki czemu nie będziemy się męczyć – odparł mężczyzna.

- No to rób to szybko, bo mi już zaczyna brakować sił i cierpliwości do tego śniegu.

- Muszę was zmartwić – wtrącił się strażnik – tak będzie do końca marca. Co prawda w połowie miesiąca zaczną się pojawiać plusowe temperatury, ale i na początku kwietnia potrafi nam jeszcze sypnąć śniegiem po pachy.

- Postaram się odpalić to ustrojstwo – obiecał Karol.

 

Ania i Agata

Agata, jak tylko dowiedziała się, że Ania leży w przychodni na obserwacji od razu się do niej wybrała. Pani Kasia wpuściła ją bez przeszkód, ale zaznaczyła, żeby nie siedziała zbyt długo.

Kobieta weszła do pokoju, w którym leżała przyjaciółka. Włosy pielęgniarki umyły jej z krwi, ale do świeżości było im daleko. Zwisały smętnie po bokach głowy. Ania siedziała na łóżku, sztywno, nie dotykając głową oparcia. Na ręku miała gips.

- Witaj – powiedziała Agata i wręczyła poszkodowanej prezent – czekoladki na osłodę. Przywiozłam sobie zapas z Ziemi, najlepsze. Firmy Lemos.

Ani zaświeciły się oczy.

- Uwielbiam je – otworzyła pudełko i włożyła do ust pierwszą kostkę – błogo mi.

Agata roześmiała się serdecznie i powiedziała.

- Cieszę się, że jesteś w dobrym nastroju.

Przyjaciółce zrzedła mina.

- Jestem w fatalnym nastroju. To miała być idealna randka, a wyszło tak, jak wyszło.

- Każdy mógł się poślizgnąć – próbowała ją pocieszyć Agata.

- Nie ja.

- A dlaczego?

- Bo ja jestem perfekcjonistką – burknęła – doskonale o tym wiesz.

- A może najwyższy czas przestać nią być?

Przez chwilę panowała cisza, po czym Ania jęknęła.

- Wiem. Powinnam odpuścić, ale nie mogę. Od dziecka mnie tresowali, nie zmienię się z dnia na dzień.

- Ale coraz lepiej ci idzie – zapewniła ją przyjaciółka.

- Tak myślisz?

- Ja nie myślę, ja to widzę. Odkąd się poznałyśmy przestałaś nerwowo sprzątać, przynajmniej w naszym mini studio – obie kobiety się zaśmiały – umiesz przełknąć to, że dzieciaki niekiedy fałszują i zapominają tekstów. Zaczęłaś więcej mówić o sobie, no i prowadzisz radio, a sama wiesz, że nie mamy gotowych tekstów, wszystko wymyślamy na poczekaniu. Stałaś się spontaniczna – zakończyła z uśmiechem.

- Dziękuję ci za te miłe słowa – Ania się lekko wzruszyła. Zaraz syknęła i dodała – nie mogę się emocjonować, bo mnie głowa jeszcze boli.

- A Tomek był u ciebie?

- Był przed pracą, pozwolono mu wpaść na pięć minut. Ja umarłam ze wstydu, a on mi powiedział, że w życiu nie widział piękniejszej pacjentki.

- Czaruś z niego – śmiała się Agata.

- Wiem – uśmiechnęła się lekko Ania – a to było miłe.

- Pewnie, że było. Przyjmuj wszystkie komplementy i nie zastanawiaj się, czy mają sens i odzwierciedlenie w rzeczywistości.

- Uczę się.

Agata spojrzała na zegarek.

- Muszę lecieć. Dzisiaj będę prowadzić radio bez ciebie, ale nie martw się, nic o tobie nie powiem.

- Możesz mówić, bo i tak już na pewno wszyscy wiedzą.

- Masz rację, za mało tu ludzi, żeby coś ukryć. Trzymaj się.

- Ty też się trzymaj.

 

Robert i Lulu

Kapitan zabrał  koleżankę do sklepu z pamiątkami i ta od wejścia zachwyciła się wszystkim, co tam zobaczyła.

- Czy to wszystko, to dzieło jednego człowieka? – dopytywała.

- Metalowe rzeczy są robione przez nasze złote rączki, ale te zwierzątka, rzeźby, korale czy brosze, to zrobił Bartek.

- Chciałabym go poznać.

- Myślę, że to będzie możliwe – zgodził się Robert – ale nie dzisiaj. O tej godzinie on już nie pracuje.

- Niesamowity talent – wzięła do ręki małą rzeźbę – kot, jak żywy.

- Spójrz na owady. Czy nie chciałabyś mieć takiego naszyjnika z żuków? – zaśmiał się, a koleżanka mu zawtórowała.

- Są piękne. Ręce, które to zrobiły, muszą być mega delikatne.

- No i tu się zdziwisz.

- A nie są?

- Facet ma ze dwa metry wzrostu i jest rozrośnięty w każdą stronę.

- Niemożliwe.

- Sama zobaczysz.

Tymczasem Lulu wyszła z zaplecza i widząc roześmianego Roberta  w towarzystwie obcej kobiety zamarła. Kapitan ją zauważył i powiedział.

- Witaj Lulu, pani Olga mówiła, że się o mnie pytałaś. Nic mi nie jest i cieszę się, że cię widzę.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko mocno zacisnęła usta. W jej oczach pojawiły się łzy.

- Co się stało? – zapytał zdziwiony jej reakcją.

Ta potrząsnęła głową i nic nie powiedziała.

- Lulu – podszedł do lady – co się stało?

- Jak pan może mnie tak traktować!? – wykrzyknęła.

Koleżanka Roberta oderwała się od oglądania upominków i spojrzała zdziwiona na dziewczynę.

- Dlaczego ona na ciebie krzyczy?

- Nie wiem – Robert wzruszył ramionami.

- Nie odwiedza mnie pan, unika. I niech pan nie zaprzecza, ja dobrze wiem, że mnie pan unika. Pani Olga może sobie mówić, co chce o braku czasu. Ale pięć minut na spotkanie, to niedużo. I w końcu, kiedy pan się pojawia, jest z  kobietą, którą wczoraj całował. Jak pan mógł mi to zrobić? – Lulu popłakała się i uciekła na zaplecze.

Robert stał, jak skamieniały i nie wiedział, co ma zrobić? Patrzył to na koleżankę, to na drzwi od zaplecza.

- Niezłe masz tu atrakcje – powiedziała koleżanka i dodała – mam ci pomóc, czy sam jej wytłumaczysz, że nic między nami nie ma?

Mężczyzna wzruszył ramionami i warknął.

- Na kij mi takie emocje – po czym wyszedł ze sklepu i stanął na mrozie głęboko oddychając. Wiedział, że zanim pójdzie do Lulu musi być spokojny, opanowany i rzeczowy. Pójdzie i jej wszystko wytłumaczy, łącznie z tym, żeby sobie znalazła inny obiekt westchnień. On się nie nadawał na takie wybuchy? Zawsze myślał, że jak już spotka kobietę, z którą będzie chciał być, to ta będzie jego rówieśnicą o podobnym temperamencie do niego. On nie potrzebował siksy, która nie umie sobie poradzić z emocjami.

Zatrząsł się na zimnie, więc wrócił do sklepu. Powiedział koleżance, że na razie chyba nic nie wybierze i że póki co, to ze spotkania nici, bo on musi załatwić sprawę z Lulu.

- Nie martw się – powiedziała koleżanka – jutro też jest dzień, możemy się spotkać o tej samej porze.

- Dam ci znać – obiecał.

Koleżanka wyszła ze sklepu i poszła w stronę hotelu.

Tymczasem Robert wziął się w garść i wszedł na zaplecze. Tam zastał  zalaną łzami Lulu, która patrzyła na niego chmurnym wzrokiem. Pewnie chciała wyglądać na obrażoną, oburzoną i złą, ale co chwilę pociągała nosem, więc jej nie wyszło. To go lekko rozśmieszyło, ale starał się tego po sobie nie pokazywać.

- To moja koleżanka, znamy się od lat. Zaczynaliśmy razem służbę. I nie całowałem jej – tłumaczył.

- Widziałam, jak pan ją wczoraj całował! – wykrzyknęła.

- Pocałowałem ją w policzek na pożegnanie.

- No właśnie!

Robert stracił cierpliwość.

- Nie będę tak przed tobą stał i się tłumaczył. Nie masz powodu, żeby mi nie wierzyć, to raz, a dwa nie masz prawa robić mi scen zazdrości, bo nie jestem twoim chłopakiem. Nie wiem, co ty sobie ubzdurałaś, ale jesteś dla mnie stanowczo za młoda.

Odwrócił się w stronę drzwi i chciał wyjść, ale dziewczyna złapała go za rękę. Spojrzał na nią i zobaczył kupkę nieszczęścia wpatrującego się w niego z nadzieją.

Jego serce zaczęło bić szybciej, zrobiło mu się jej szkoda. Jedyne, czego teraz chciał, to wziąć ją w ramiona…

- Cholera! – parsknął i wyrwał dłoń z jej uścisku- nie patrz tak na mnie, bo nic z tego nie będzie. Przykro mi.

I wyszedł z zaplecza.

Stanął pośrodku sklepu i wiedział, że powinien uciekać stąd jak najszybciej. Powinien to uciąć raz na zawsze, ale nie umiał tego zrobić. Bo to była Lulu. Najdelikatniejsza kobieta, jaką znał. Nie zasłużyła na takie traktowanie. Był dla niej za ostry.

- A ja wcale nie uważam, że jestem za młoda – usłyszał za plecami jej cichy głosik - Jestem dorosła, chociaż wiele osób o tym nie pamięta, bo myślą, że mam góra siedemnaście lat. Ale jestem dorosła. Wiem, że jestem naiwna i może zbytnio bujam w obłokach, ale nie jestem głupia. I to prawda, że pan mi się podoba. I wiem, że ja się też panu podobam. Dlatego nie rozumiem, czemu mnie pan odrzuca.

Nie odpowiedział, nawet się do niej nie odwrócił, jedynie założył ręce na piersiach i się zachmurzył.

- Bo ja, po tamtej nocy, kiedy były śnieżne małpy, to przestałam się pana bać. I wtedy uświadomiłam sobie, że chcę być tylko z panem. Bo pan mnie nie skrzywdzi.

- Przestań tak mówić – warknął i się do niej odwrócił – To nie jest tak, że nigdy cię nie zranię. Teraz to robię.

- Nie rozumie pan – popatrzyła na niego poważnie – nie mówię o zranieniach, a o krzywdzie. A przecież pan wie, że byłam krzywdzona. Mam nawet blizny – objęła się za ramiona i wstrząsnął nią szloch – co ja na to poradzę, że się w panu zakochałam.

Robert roztopił się, jak wosk. Podszedł do niej i objął mocno. Chciał, żeby przestała płakać. Nie mógł znieść jej łez.

- Odkochaj się Lulu, ja cię proszę – mówił cicho.

- Ale kiedy ja nie chcę – bąkała mu w pierś.

- Jestem stary i poważny.

- Nie jest pan stary, ani poważny. Jest pan dla mnie taki, jak trzeba.

- Lulu, to nie ma sensu.

- Głupoty pan gada, wszystko ma sens, a na dodatek oboje się sobie podobamy, więc nie wiem czemu pan robi problemy – zaśmiała się – wychodzi na to, że to nie pan mnie, ale to ja muszę pana podrywać. A pan zachowuje się, jak niepewna panienka.

Robert zaśmiał się i powiedział.

- Nieprawda.

- Prawda.

Popatrzył jej w oczy i odparł miękko.

- Niech ci będzie, że to prawda – i ją pocałował.

 

Olga i Paweł

Spotkali się tym razem u niego w mieszkaniu na kolacji i jak zwykle omawiali bieżące wydarzenia w pracy, ale i z prywatnego życia.

Przegląd spraw zaczęła Olga.

- Napisałam do sądu na Ziemi, aby jeszcze raz rozpatrzyli sprawę Niny. Zrobiła postępy i może uda się jej skrócić wyrok.

- Nie uważasz, że to za szybko? Ma dopiero dwie gwiazdki – przypomniał jej Paweł.

- Wiesz, że zanim oni się za to zabiorą, to ona zdobędzie kolejne.

- Pewnie masz rację. Chociaż ona coś przebąkiwała, że chyba chciałabym prosić o przeniesienie do więzienia na ziemi. Wtedy miałaby kontakt z rodziną.

- Myślisz, że to dobry pomysł?

- Myślę, że niech zdobędzie te gwiazdki, jest w procesie zmian. Nie możesz zagwarantować tym na Ziemi, że jej się nie odmieni.

- A jak ci idzie z nią praca?

- Całkiem dobrze. Pomału odpuszcza, ale nadal nie znam przyczyn jej zacięcia na mężczyzn.

- Próbowałeś się czegoś dowiedzieć od tej prezeski z STP?

- Anabel Kwik? – zaśmiał się Paweł – ona nic nie wie, poza tym nie za bardzo chciała ze mną gadać, bo jestem facetem.

- Zachowanie podobne do Niny?

- Łagodniejsza, ale mniej więcej podobnie.

- Współczuję tym kobietom – westchnęła Olga – cały czas walczyć, trzymać się na wysokich obrotach. Ja mam wrażenie, że one nawet w swoim domu nie wychodzą z roli.

- Tego nie wiemy – wzruszył ramionami Paweł – ale przejdźmy dalej.

- Ania ma złamaną rękę i śliwę wielkości melona na głowie, ale już ją wypuścili z przychodni. Tomek skacze koło niej, jak kwoka i boję się, że złamie jakiś zakaz.

- To go ogranicz – poradził Paweł.

- Na razie nie mam za co. Będę obserwować.

- Ania nie wydaje się skora do łamania zasad.

- Pewnie tak, ale Tomek oszalał z miłości i świata nie widzi.

- No tak. Wykopał tunel w kształcie serca i wszyscy chodzili w kółko – roześmiał się Paweł.

- Za to nie mogę go ukarać.

- To było śmieszne. Czasami brakuje nam tu śmiechu.

- Wiesz, że jesteśmy w więzieniu.

- Wiem – westchnął Paweł – ale ja nie jestem skazanym. Czasami męczy mnie to, że my też musimy ściśle przestrzegać reguł. Nie uważasz, że powinniśmy mieć drugie miasto i w nim żyć, jak wolni ludzie?

Olga spojrzała na niego uważnie i powiedziała z troską.

- Powinieneś iść na urlop. Jesteś zmęczony.

- Pewnie tak, ale jestem też zmęczony tym, że wciąż mamy do czynienia z naszymi podopiecznymi. Nie zrozum mnie źle, twoje metody i pomysł na resocjalizacje jest świetny, ale dlaczego ja mam brać w nim udział?

- Przecież nie bierzesz. Możesz chodzić gdzie chcesz, robić, co chcesz.

- Ale nie mogę stać na placu pod więzieniem pijany i śpiewać serenady.

Olga parsknęła śmiechem.

- Możesz, tylko…

- No właśnie, to by podkopało mój autorytet.

- Jesteś zmęczony.

- Tak. Jestem zmęczony.

- Powinieneś iść na miesiąc urlopu.

- Tak powinienem zrobić.

- To czemu tego nie robisz?

Paweł nie odpowiedział. Wszystkich powysyłał na wakacje, a o sobie zapomniał.

- Osobiście wysyłam cię na wakacje – powiedziała poważnie Olga – miesiąc z dala od Karnego Miasta. I ani mi się waż z nami kontaktować.

- Ale Olga prowadzę trzy dziewczyny w tym Ninę, nie mogę ich zostawić.

- Możesz. Ja też tak robię, a dziewczynom chwilowa zmiana też dobrze zrobi.

Jutro masz wsiąść w helikopter i albo Nowe Miasto albo Błękitna Laguna. Z tego, co wiem jutro kilka osób z Kolonii Karnej tam leci. Zabierz się z nimi.

- Masz rację. Tak zrobię.

 

Bartek

Wszedł do swojego mieszkania i szybko rozebrał się z kurtki i butów. Wskoczył w kapcie i pogwizdując usiadł przy kuchennym stole. Położył na nim plik kartek, w które wpatrywał się z nieskrywaną radością. To były pozwolenie na kupno działki, to był akt własności terenu z jego warsztatem włącznie i rachunek, że zapłacił za wszystko gotówką. Teraz będzie przez jakiś czas klepał biedę, bo niewiele zostało mu w portfelu, a na pamiątki był martwy sezon. Nie robił też dodatkowych rac fizycznych, nie licząc odśnieżania, ale za to, jak i za fuchę na murze nikt nie płacił. Nie martwił się tym jednak, bo wałówkę na pewno może mu dostarczyć Agata, a i martwy sezon niedługo się skończy.

Od Lulu wiedział, że kilka osób z Kolonii Karnej kupiło jego bibeloty. Kokosów to nie przyniosło, ale parę stówek w kieszeni miał.

Wziął czystą kartkę papieru i zaczął szkicować plan domu, w którym zamieszkają z Agatą. Na razie był tam rozklekotany warsztat, ale miał zamiar zrobić wszystko, żeby go przerobić i na miły i przytulny domek.

Pokazał Agacie akt własności ziemi i była równie ucieszona, co on, to spowodowało, że czuł, że może przenosić góry. Wszystko układało się, jak trzeba. Jedyne, co mu uwierało, to że on był skazańcem i nie miał możliwości zdziałać więcej niż by chciał. Z drugiej strony, gdyby to nie wylądował, to by nie poznał Agaty. Postanowił więc cieszyć się ze wszystkiego, co ma, nawet jeśli nie było to w stu procentach, jak sobie wymarzył.

 

Nina

Nina układała leki w szafce, a pani Kasia zapisywała czego im brakuje. Wokoło panowała cisza i spokój, bo od rana nikt się do nich nie zgłosił. W sali dla chorych również nikogo nie było, ponieważ Ania wróciła dzień wcześniej do domu. Kobiety szybko uporały się z codziennymi obowiązkami i pozostało im tylko siedzieć do końca zmiany. A po południu przychodziły kolejne dwie pielęgniarki, które zostawały na nocny dyżur. Tymczasem pani Kasia zaproponowała Ninie kawę i ciasteczka. Dziewczyna była zaskoczona, ponieważ nie pamiętała, żeby ktokolwiek w ostatnich latach proponował jej wspólne spędzenie czasu przy kawie.

- Jest pani pewna? – zapytała Nina.

- Czego jestem pewna? – nie rozumiała pani Kasia.

- No, że proponuje mi pani kawę. Nie jestem najlepszym towarzystwem do rozmowy.

- Może w końcu nadszedł czas, żebyś zaczęła zachowywać się normalnie – odparła pani Kasia. Nina na tę uwagę najpierw się nachmurzyła, ale potem odetchnęła i powiedziała.

- Ma pani rację, tylko czy ja wiem, co to znaczy zachowywać się normalnie?

- Zaraz sprawdzimy – uśmiechnęła się starsza kobieta i poszła do kuchni.

Po chwili wróciła z tacą pełną ciasta i dwiema kawami.

Usiadły przy małym stoliku w gabinecie i zatopiły się w ciszy. Nina czuła się skrępowana i nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Do tej pory nie miały takiego momentu na odetchnięcie, zawsze coś było do zrobienia.

- Mróz wszystkich usadził w domach – stwierdziła pani Kasia przerywając ciszę – nikomu się nie chce wychodzić.

- Tylko ci, co muszą pracować wychodzą – dodała Nina.

- To prawda.

Znowu zapadła cisza. Nina szukała jakiegoś tematu.

- Dlaczego pani tutaj pracuje? Nie lepiej było zostać na Ziemi?

Pani Kasia doceniła to, że dziewczyna jest zainteresowana czymkolwiek poza sobą i chętnie odpowiedziała.

- Bo tutaj jest lepiej niż na Ziemi. Jest nas mało, wszyscy się znają. A ja chyba lubię właśnie takie klimaty. Poza tym mój mąż jest tutaj terapeutą. To do niego tutaj przyjechałam.

- Kiedy to było?

- Myślę, że około pięciu lat temu. Mój mąż przeczytał w jakimś podręczniku o pani Oldze i jej programie i oszalał na jego punkcie. Ja byłam sceptyczna, bo dzieci były małe, bo miałam na Ziemi rodzinę i przyjaciół.

- I naprawdę jest pani zadowolona z tego, że porzuciła wszystko i wyprowadziła się w inny wymiar?

- Jestem bardzo zadowolona, chociaż na początku nie zgadzałam się z mężem i robiłam wszystko, żeby go od pomysłu pracy w tym miejscu odwieść. Ale on poszedł na egzamin i zdał go najlepiej ze wszystkich. Od razu dostał propozycję pracy i umowę na czas nieokreślony. A kiedy pani Olga dowiedziała się, że ja jestem pielęgniarką, to mnie również zaproponowała pracę. Namyślałam się kilka tygodni i w końcu zgodziłam się tu przyjechać. Dzieciaki też się cieszyły.

- A ile lat miały, kiedy się państwo tu przeprowadzili?

- Franek miał osiem, a Lucynka sześć. Dzisiaj, to już nastolatki i oboje w zespole pani Ani. Jestem z nich dumna.

- Ale ma pani więcej dzieci?

- Tak, tutaj przyszły na świat jeszcze bliźniaki, Paweł i Rafał. Jak się przeprowadzaliśmy, to okazało się, że jestem w ciąży. Także zanim zaczęłam pracę, minęło trzy lata – pani Kasia spojrzała na Ninę – czy ciebie, to naprawdę interesuje?

Dziewczyn zastanowiła się nad odpowiedzią i ze zdziwieniem odparła.

- A wie pani, że tak. Do tej pory z nikim nie rozmawiałam na luzie. Cieszę się, że pani chciała się ze mną podzielić swoją historią.

- Chyba będą z ciebie ludzie Nino – zaśmiała się pani Kasia.

 

Karol

Stał wśród innych pracowników Instytutu i był bardzo zadowolony. Zmontował odśnieżarkę, która działała. Nie użył w niej żadnej elektroniki, która była najtrudniejsza w uruchomieniu. Śmiał się, że zrobił maszynę za pomocą sznurka i gwoździa. Odśnieżarka była wielkości traktora, miała duże opony, które bez trudu pokonywały wysoki śnieg. Z przodu miała porządny żelazny pług i żadnych pedałów  w napędzie.

- I jak to działa? – zapytał szef.

- Użyłem kotła parowego, ale nie opalanego węglem, ale – zaczął tłumaczyć zawiłości matematyczno techniczne, a kiedy skończył powiedział -  trzeba ją tylko naoliwiać.

- Karolu, jesteś geniuszem – odparł szef – od tej pory mianuję cię, a uwierz mi, że do tej pory ten tytuł przysługiwał jedynie wolnym ludziom, mianuję cię głównym majstrem i pozwalam wybrać sobie pięciu ludzi do zespołu.

Karol nie wierzył własnym uszom. W ciągu miesiąca awansował dwa razy. W życiu nie spodziewał się, że zwykła praca przyniesie mu taką satysfakcję. Nie mógł się doczekać, aż wszystko opowie Oldze.

- Nic nie powiesz?

- Dziękuję – odparł, jak zwykle bez emocji. Te miał tylko zarezerwowane dla Olgi.

- Dostajesz też premię za tę odśnieżarkę.

- Mam tylko jedno pytanie – przerwał szefowi.

- Tak?

- Czy mogę dostać premię w działce? Nawet małej, byle bym ją miał.

Szef wiedział, że Karolowi bardzo zależy na kupnie ziemi i że chce, jak najszybciej ożenić się z panią Olgą. Pomyślał chwilę, policzył wszystkie udogodnienia, które zrobił Karol, samochód, drukarki, aparat fotograficzny i ta odśnieżarka. W niecały rok zrobił więcej, niż oni wszyscy razem wzięci.

- Jeżeli zrobisz jeszcze działający helikopter, to dostaniesz nie tylko działkę, ale i pieniądze na dom.

- A jak mi się nie uda?

- Myślę, że ci się uda – szef popatrzył wymownie na odśnieżarkę.

- Zgoda – powiedział Karol – wybiorę zespół i będzie miał pan ten helikopter.

Uścisnęli sobie dłonie.

Tomek

Jemu przypadł zaszczyt jazdy odśnieżarką, z czego był bardzo zadowolony. Dzięki maszynie, sukcesywnie usuwał śnieg z głównych chodników i ulic Karnego Miasta i dzięki temu raz dwa zrobiło się przestronnie i ludzie zaczęli wylegać z domów, żeby pospacerować bez mocowania się ze śniegiem.

Tomek zauważył Anię idącą do pracy w szkole. Podjechał do niej i zatrzymał tuż przed jej nogami. Uśmiechnął się zawadiacko z nad kierownicy i powiedział.

- Hej mała, fajną mam brykę?

Ania parsknęła śmiechem.

- Straszny suchar – powiedziała.

- Wychodzisz z roli moja droga – powiedział do niej z szerokim uśmiechem.

- No dobrze – Ania pomyślała chwilę i odparła modulowanym głosem – o, łał, ale bryka, przewieziesz mnie?

- Oczywiście mała, wskakuj.

Wspięła się na schodki weszła do ciasnej kabiny.

- Karoca rusza – powiedział i podjechał pięćdziesiąt metrów do wejścia pod szkołę.

- Widzisz mała, ja cię zawsze zabiorę, tam gdzie zechcesz.

- Łał, ty to jestem taki męski i wspaniały – klasnęła w dłonie i pocałowała go w policzek. Potem skoczyła na ziemię, popatrzyła na niego i uśmiechnęła się promiennie.

- Dziękuję Tomku.

- Polecam się na przyszłość – posłał jej całusa.

- To też jest suchar – powiedziała rozbawiona.

- No i co z tego. Łap całusa, bo ucieknie.

Ania złapała całus i położyła na sercu.

- Jesteś niepoprawnym nastolatkiem Tomku.

- Za to ty jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam i czy tego chcesz czy nie będę się zachowywał, jak wariat – po czym odjechał krzycząc głośno – bo ja szaleję za tobą.

Ania zarumieniła się ze wzruszenia. Popatrzyła, za nim, jak znika za rogiem i uśmiechnięta wkroczyła do pracy.

 

Olga i Karol

- Wiem, że jestem monotematyczny i że jest to spotkanie terapeutyczne, ale szef powiedział mi, że jeżeli uda mi się zrobić działający helikopter, to dostanę nie tylko działkę, ale i pieniądze na budowę domu. Czy wiesz, co to oznacza? – Karol powiedział to wszystko jednym tchem i zamarł w oczekiwaniu na odpowiedź Olgi.

Siedzieli oboje w pastelowym pokoju i byli monitorowani przez sztab ludzi za kamerami. Oni też wstrzymali oddech ciekawi odpowiedzi szefowej.

Ona zamarła, ponieważ nie wiedziała, co zrobić. Była profesjonalistką, a to było spotkanie terapeutyczne, z drugiej strony, wiedziała, że terapia jest fikcją, oboje dzięki tym spotkaniom, mogli pobyć więcej czasu razem.

- Ty mi powiedz – uśmiechnęła się lekko.

- Że się z tobą ożenię! – wykrzyknął Karol, co było dziwne, bo przecież był uosobieniem spokoju. Olga chciała coś odpowiedzieć, ale on kontynuował – nic na razie nie mów. Najpierw muszę zrobić latający helikopter, a to może potrwać.

- Cieszę się Karolu, bardzo się cieszę – zdołała wtrącić Olga.

Popatrzył na nią zaskoczony.

- Naprawdę? Bez żadnych ale? I że to nie ma sensu? I żebym nie robił sobie nadziei? Nic ze zdrowego rozsądku? – śmiał się.

- Nic – odparła – przecież chcę z tobą być.

- A niech stracę – powiedział Karol i pomachał w stronę kamer – nie patrzcie.

I wziął Olgę w ramiona.

 

Bartek i Agata

Siedzieli zacisznym kącie w karczmie i Bartek pokazywał jej kilka szkiców domów, które zaprojektował.

- Powiedz, który ci się najbardziej podoba – odrzekł.

Agata przeglądała szkice pięciu projektów i jednocześnie myślała gorączkowo, że jak dla niej, to się wszystko działo za szybko. Byli parą, kochała go, chciała z nim być, ale kiedy pokazał jej projekty, to uświadomiła sobie, że on chce się  z nią jak najszybciej ożenić. A czy ona była na to gotowa? Nie umiała na to odpowiedzieć. Nie byli ze sobą zbyt długo, dopiero ochłonęła z pierwszego zakochania, wchodziła w fazę zauważania jego wad, więc nie była pewna, czy to dobry czas na planowanie wspólnego życia. Zerknęła ukradkiem na Bartka, ten na pewno był gotowy, zdeterminowany i pewny swoich decyzji. Siedział i cierpliwie czekał na jej werdykt. Nie wytrzymał i powiedział.

- Oczywiście nie będę w stanie od razu wybudować całości, ale każdy projekt tak rozrysowałem, żeby móc zacząć od kuchni z sypialnią i łazienką, a resztę móc pomału dobudowywać.

- Widzę, wszystko wyraźnie opisałeś.

- Karol mi pomagał. On jest dobry z matmy, a ja tylko zrobiłem rysunki.

- Wszystkie szkice są piękne – westchnęła – nawet je umeblowałeś.

Bartek wyczuł jakąś dziwną nutę w jej głosie, więc od razu wyjaśnił.

- To nie musi tak wyglądać, to tylko propozycje.

„Bardzo dobre propozycje” – pomyślała. Czy powinna z tym walczyć? Czy zdać się na jego gust i wyczucie smaku? Jeśli o nią chodziło, to nie przywiązywała zbytniej uwagi do detali czy wystroju wnętrz. Z drugiej strony, mimo wszystko, była kobietą i chciała swój dom urządzić po swojemu…, a raczej powinni zrobić to po swojemu. Bo nie będzie już jej i jego, będą razem, jako oni.

- No i co o tym myślisz? – niecierpliwił się Bartek.

- Każdy projekt jest cudowny. Mogę je wziąć i zastanowić się na spokojnie? – spojrzała na niego. Był lekko zawiedzony.

- Bartek, nie gniewaj się, ale trudno mi się zdecydować na tak ważną rzecz, jakim jest dom w pięć minut.

- Nie gniewam się – powiedział i odetchnął – masz rację. To poważna decyzja. Pewnie chcesz te plany pokazać rodzicom.

- Skąd wiedziałeś? – zaśmiała się.

- Bo cię znam – pocałował ją w czoło – zastanawiaj się ile chcesz, ale pamiętaj też o mnie i nie przeciągaj tego w nieskończoność.

- Cudownie to powiedziałeś – oddała mu pocałunek – będę miała na względzie twój delikatny układ nerwowy.

- Bardzo śmieszne – mruknął.

 

Robert

Połączył się na wideo czacie z rodzicami i od razu im oznajmił radosną nowinę.

- Mam dziewczynę – powiedział.

Tata wystawił kciuk w górę, a matka, jak zwykle zaczęła o wszystko wypytywać.

- Kim jest? Ile ma lat? Ile jesteście ze sobą?

- Jest sporo młodsza, ale ona mówi, że jej to nie przeszkadza. Wygląda, jak dzieciak, ale zapewniam was, że ma 22 lata

- Rzeczywiście jest młodziutka – zatroskała się mama – czy będzie potrafiła ci ugotować? Zająć się domem?

- Mamo. Ja spotykam się z nią do trzech tygodni, nie planuj mi jeszcze wspólnego życia.

- To świeża sprawa synu – ojcu udało się wtrącić – ale z drugiej strony, nie czekaj za bardzo z oświadczynami, nie ma na co czekać.

- Ty też zaczynasz? – zaśmiał się Robert.

- Bo my chcemy wnuki, synu, wnu-ki – powiedziała mama.

- A mogę na razie mieć po prostu dziewczynę?

Rodzice roześmieli się.

- Możesz, możesz. Ale teraz powiedz nam, kim ona jest?

- To Lulu, opowiadałem wam o niej. To ona wybiera dla ciebie mamo te najpiękniejsze naszyjniki, bransoletki i pierścionki.

- Już ją lubię – powiedziała matka z uśmiechem – to kiedy zaprosisz na do siebie, żebyśmy ją poznali?

- Jak będę wiedział, kiedy ma wolne, to dam wam znać.

- Tylko żeby to nie trwało zbyt długo- matka pogroziła mu palcem.

- Dobrze mamo.

 

 

 

 

Nina i Olga

Dziewczyna zdziwiła się widząc wchodzącą do pastelowego pokoju Olgę.

- A gdzie pan burmistrz? – zapytała.

- Pojechał na urlop – odparła Olga i usiadła naprzeciw Niny.

- Teraz pani będzie się ze mną spotykać?

- Nie. Tylko dzisiaj, od następnego razu będziesz mieć innych trenerów.

- Mężczyzn? – Olga zobaczyła, że Nina zadrżała.

- Też.

- Ja nie chcę – wykrzyknęła Nina.

- Pan Paweł mówił mi, że zauważył u ciebie znaczną poprawę, skąd więc te krzyki?

- Przepraszam – bąknęła Nina – czasami same się ze mnie wyrywają.

- Na razie jeszcze niczego nie ustaliłam – powiedziała Olga – najpierw chciałam z tobą porozmawiać.

Dziewczyna skinęła głową.

- Po pierwsze, czy na pewno chcesz kończyć wyrok na Ziemi?

- Tak. Nie chcę już tutaj być.

- Ale wiesz, że nie skończyłaś procesu resocjalizacji?

- Skończę na ziemi.

- Tam on wygląda inaczej.

Nina popatrzyła na nią i zapytała.

- Czyli jak?

- Siedzisz w celi, masz widzenia z terapeutą, wychodzisz na spacerniak o określonych godzinach. Masz w celi dwie lub trzy towarzyszki. Nie ma pracy i osobnych kwater, ani przestrzeni.

- Rozumiem, że na ziemi zostanę zamknięta w celi za kratkami? Tak?

- Tak.

- Acha – Nina nie była już taka pewna, czy chce wracać na Ziemię.

- Tutaj masz więcej swobody, nie siedzisz w klatce.

- Ale jestem daleko od rodziny.

- Tam też nie będzie zbyt wielu spotkań.

- Kiedy mnie wysyłacie? – zapytała nagle.

- Jeszcze nigdzie cię nie wysyłamy – Olga uśmiechnęła się do niej – ale złożyłam podanie o skrócenie twojego wyroku.

- Naprawdę? – Nina uśmiechnęła się od ucha do ucha – kiedy będzie odpowiedź?

- Nie ciesz się za szybko Nino. To może trochę potrwać, a ty masz jeszcze 5 gwiazdek do zdobycia. To będą dowody na twoją zmianę. A żeby ci to ułatwić, teraz kiedy nie ma burmistrza, to zastosujemy terapię mieszaną. Będziesz się spotykać jednocześnie z mężczyzną i kobietą od terapii.

Dziewczyna skurczyła się w sobie. Olga to zauważyła i powiedziała do niej łagodnie.

- Nino, póki co, nie spotkało cię z naszej strony nic złego. Żaden mężczyzna, czy to więzień czy wolny nic ci nie zrobił. Nie masz powodu do obaw.

- Wiem – westchnęła – ale ja nie potrafię wykasować tamtych wspomnień.

- A może czas najwyższy o nich opowiedzieć? – zaproponowała Olga.

- Nie umiem – Ninie zadrżał głos – ja się nawet boję o nich pomyśleć.

- Ty decydujesz, kiedy nam powiesz. Ale wiedz, że póki to gnieciesz w sobie nie pójdziesz dalej. Zrobiłaś już bardzo dużo. Zmieniłaś fryzurę, sposób bycia, starasz się być miła i opanowana. Nawet zaczęłaś się uśmiechać. Może czas wyrzucić wszystko z siebie i zamknąć tamtą sprawę.

Nina długo milczała, a potem pękła i zaczęła opowiadać.

- Ten chłopak miał na imię Marek. Przynajmniej tak się przedstawiał. Ja byłam nastolatką, on kilka lat starszy. Był miły, czarujący. Podrywał mnie i w końcu poderwał. Byłam zakochana po uszy i poza nim nie widziałam świata. Zabierał mnie w fajne miejsca, zawsze miał pieniądze. Na nic mi nie żałował. A potem czar prysł… - Nina zamilkła i zaczęła szybciej oddychać. Olga słowem się nie odezwała, żeby nie spłoszyć dziewczyny. Ninie zaczęły lecieć łzy po policzkach, ale podjęła odpowiedź – pokłóciliśmy się o coś i on uderzył mnie w twarz. Byłam tak zaskoczona, że nie zareagowałam, dlatego poprawił mi z drugiej strony. I to tak mocno, że upadłam na podłogę. Potem pochylił się nade mną i zaczął mówić niemiłe rzeczy. I kiedy na chwilę ode mnie odszedł, żeby sobie nalać wódki do kieliszka, ja poderwałam się na nogi i udało mi się uciec. Wróciłam do domu i zamknęłam się w pokoju. On jeszcze do mnie wydzwaniał. Groził mi, straszył, że jak komuś o tym powiem, to mnie zabiję. No to odparłam mu, że idę na policję i go wydam. Wtedy zamilkł i więcej go ani nie widziałam, ani nie słyszałam. Oczywiście nie poszłam na policję. Zamiast tego zaczęłam nienawidzić mężczyzn, uznając, że wszyscy są tacy sami. No, a resztę pani już zna.

Dziewczyna pociągała nosem i patrzyła niepewnie na Olgę. Ta odezwała się:

- Dziękuję, że mi to opowiedziałaś. Teraz będziemy mogli ci pomóc. Tylko, czy ty tego chcesz?

Nina pokiwała głową na znak, że chce.

- Chcę wrócić do domu – bąknęła na koniec.

- Wrócisz i to szybciej niż myślisz – zapewniła ją Olga.


Kolejny odcinek za trzy tygodnie, kiedy wrócę z Jastarni:)

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"