Więzienna Planeta - odc.30

 


Robert, Olga i Paweł

Siedzieli sami w sali monitoringu i szukali nagrania, które mogłoby wskazać sprawców wpuszczenia zwierząt do środka.

- Oczywiście nie byli głupi, odcięli kamery – prychnęła Olga.

- Mnie zastanawia inna sprawa – dodał Robert – czemu nikt z dyżurnych nie zareagował na zakłócenia.

Nie odpowiedzieli.

- Stało się to między piątą a szóstą nad ranem. Potem wszystkie nagrania wracają do normy.

- Sprawdźmy inne nagrania, innych ulic – zaproponował Paweł – o tak wczesnej porze mogli chodzić co najwyżej strażnicy. Każda osoba cywilna zostanie rozpoznana.

- A skąd mamy pewność, że to nie strażnik? – zapytał Robert – nie zapominajcie, że mamy doniesienia o jeszcze dwóch kretach.

- Bez sensu – odparł Paweł – wszyscy, którzy tu są pracują z nami bardzo długo.

- Ktoś mógł ich przekupić – odezwała się Olga – nie, Pawle, ja bym nie wykluczała ani strażników, ani dyżurnych tej sali.

- Olga ma rację – poparł ją Robert.

- Dwóch strażników zginęło próbując na powrót zamknąć wrota – przypomniał burmistrz – jakoś trudno mi uwierzyć, że któryś z kolegów mógł narazić ich na śmierć.

- Nie ma co gdybać, trzeba sprawdzić kamery i przesłuchać dyżurnych ze zmiany – zakomenderowała Olga.

 

Nina

Stała samotnie na korytarzu i z przykrością stwierdziła, że tylko ona nie ma towarzystwa. Wszyscy obecni podzielili się na mniejsze lub większe grupki, rozmawiali, śmiali się lub milczeli, ale nie byli sami. Ona nie miała nikogo.

Przez te kilka miesięcy zraziła do siebie wszystkich, a jej kontakty towarzyskie zaliczały się tylko do spraw zawodowych i sesji terapeutycznych.

Z zazdrością patrzyła na innych, a łzy dławiły ją w gardło. Oczywiście mogła podejść do jakiejś grupy, w końcu znała kilka osób, ale wiedziała, że to nie miałoby sensu, ludzie nie chcieli już z nią gadać. Westchnęła i ruszyła w poszukiwaniu toalety. Kiedy mijała jedną z otwartych sal usłyszała rozmowę.

- W życiu nie wpadną na nasz trop – mówiła kobieta – Igor, nie panikuj.

- Zgodziłem się, bo dali dużo kasy, ale nie pisałem się na wycieczkę do Kolonii Karnej. Po co w ogóle otwieraliście bramy miasta? Na co to było?

- Chcieliśmy, żeby wybuchła panika – odezwał się trzeci, męski głos – wtedy łatwiej byłoby załatwić panią dyrektor.

- Jakoś wam nie wyszło – burczał mężczyzna nazwany Igorem.

- Musieliśmy spróbować – odezwała się kobieta – mieliśmy nadzieję, że uda się wszystko zrzucić na drapieżniki. Skąd mieliśmy wiedzieć, że straż tak szybko zareaguje?

- Dwóch moich kolegów nie żyje – powiedział Igor – tak się skończył, wasz genialny plan. Nic, nikomu nie powiem, ale na mnie już nie liczcie.

- Igor – powiedziała kobieta.

- Zostaw go, musi ochłonąć – powiedział trzeci ze wspólników.

Nina zdążyła się wycofać i schronić w cieniu szafy. Chudy i wysoki mężczyzna w mundurze minął ją, ale na szczęście nie zauważył. Po nim wyszli z sali pozostali uczestnicy rozmowy. Nina wcisnęła się mocniej w cień, ale ci poszli w przeciwną stronę. Dziewczyna odczekała kilka minut i spokojnie wyszła z cienia. Zastanawiała się, co z tą zdobytą wiedzą zrobić.

Bartek i Agata

Odłączyli się od przyjaciół i znaleźli cichy kąt, w którym nikt im nie przeszkadzał.

- Gdyby nie fakt, że dwoje ludzi zginęło, to bardzo bym się cieszyła, że tu jestem i że mogę być przy tobie więcej niż godzinę – powiedziała Agata wtulając się w ramiona Bartka.

- A ja się cieszę i nie mam zamiaru zajmować się pobocznymi tematami, kiedy mam ciebie.

Agata uśmiechnęła się od ucha do ucha.

- Masz rację, cieszmy się chwilą, bo nie wiemy, kiedy ponownie spotka nas takie szczęście.

 

Olga i Ania

Pani dyrektor podeszła do Ani, która stała osłupiała po wyznaniu Tomka i usiłowała dojść do siebie. Sam Tomek uciekł, bo się przestraszył swojej śmiałości. Olga widząc nieobecną minę podopiecznej zapytała.

- Czy coś się stało?

Ania uśmiechnęła się zarumieniona i pokręciła głową.

- Tomek wyznał mi miłość.

- O, to wspaniale – ucieszyła się Olga, ale zaraz zmieniła temat – Aniu, w innych warunkach chętnie bym z tobą o tym porozmawiała, ale jesteś mi teraz potrzebna. Ty i twoje Trzy bity. Zróbcie mini koncert na sali gimnastycznej. Ludzie zaczynają się robić nerwowi, a ja jeszcze nie znalazłam sprawców. Mogę na ciebie liczyć?

- Tak bez przygotowania? – zająknęła się Ania i lekko zbladła.

-To będzie dla ciebie dobry test ze spontaniczności.

 Ania wzięła się w garść i powiedziała.

- Dam radę, a pani niech szybko znajdzie te osoby, nie mamy aż tak długiego repertuaru. Idę szukać Agaty, niech nas zapowie, a ja tymczasem zbiorę dzieci.

Olga uśmiechnęła się do kobiety. Mimo wielu obaw, Ania jak już się brała do pracy, to odsuwała wszystko na bok, liczyło się tylko zadanie.

- Dziękuję – powiedziała i odeszła szybko.

 

Robert i Paweł

Z monitoringu wyszło im, że dyżur miała sierżant Dominika Nowak, ale ona zginęła przy zamykaniu bramy. Wyszła z dyżurki, żeby na własne oczy zobaczyć, co się dzieje i pomagała reszcie opanować sytuację. Wilk zabił ją szybko przegryzając krtań. Nawet jeśli była zamieszana w spisek, to już się od niej nikt niczego nie dowie. Były z nią też dwie inne osoby na nocnym dyżurze przy monitoringu, ale te obserwowały inną część Karnego Miasta, a sierżant nie zgłaszała im żadnych nieprawidłowości.

- Póki co, musimy im wierzyć na słowo – powiedział Robert –mogą być zamieszani albo i nie.

- Mnie się wydaje, że nie kłamią – powiedział Paweł – po prostu Dominika nie zgłosiła im, że nagle zgasły ekrany, a oni nie mieli powodu, żeby zaglądać jej przez ramię.

- Teraz, każdy każdemu będzie patrzył na ręce- powiedział Robert – to wydarzenie zaburzyło i tak kruchą równowagę i zaufanie w mieście.

Paweł pokiwał głową na znak, że się z tym zgadza.

- Mamy dwa krety do złapania, jeśli obie osoby były w tej akcji, jeszcze da się wszystko uratować. Ale to będzie trudne, zwłaszcza, że jest bardzo prawdopodobne, że to zrobił ktoś z naszych, a nie żaden z więźniów.

Robert zaklął pod nosem.

- Nie wiem, jak wy to ogarniecie psychologicznie, ja na pewno zrobię porządną rewizję z straży i zreorganizuję jej działanie.

- Nie każ innych za to, że ktoś inny nabałaganił.

- Oj, przestań z tymi mądrymi gadkami – prychnął Robert – ja po prostu nie chcę, żeby jeszcze komuś wpadło do głowy dać się skorumpować.

- Nie denerwuj się – uspokajał go Paweł – po pierwsze, nie wiemy, czy rzeczywiście to ktoś z naszych, a po drugie, wylot tej osoby do Koloni Karnej, będzie wystarczającym straszakiem.

- Może masz rację – Robert odetchnął - bierzemy kolejną osobę na przesłuchanie?

- Poczekajmy na Olgę, poszła załatwić ludziom rozrywkę.

 

Karol i Olga

Wracając do kapitana i burmistrza natknęła się na Karola. Oczywiście zatrzymała się przy nim na chwilę i zapytała.

- A ty? Co o tym wszystkim myślisz?

Normalnie by się z nią przez chwilę droczył, żartując, że on nic nie wie i nic nie umie, ale widział jej zatroskaną twarz i smutek z powodu straty dwóch ludzi, więc od razu powiedział:

- Jeśli chce pani znać moje zdanie, to żaden więzień nie brał w tym udziału. Nie ma szans. Zbyt dobrze nas pilnujecie, a poza tym nie da się wyjść w nocy czy nad ranem z domu, bo jest jeszcze cisza nocna. A ta robota z bramą nie trwała pięć minut.

- A jak myślisz, ilu ludzi zostało w to zamieszanych.

- Na pewno jeden z kretów to zorganizował, ale musiał przekupić kilku ludzi. Samym odśnieżaniem musiało się zająć więcej niż trzy osoby. Sądzę, że wszystkich będzie pięcioro lub sześcioro. Czy strażnicy z murów są już po przesłuchaniu?

- Tak – odparła Olga – nic nie widzieli nic nie słyszeli, bo grzali się w wieżach i obserwowali sytuację za płotem przez świetliki.

- To możliwe, mury są grube, a odśnieżanie nie robi zbyt dużego hałasu. Ale ja bym jeszcze odkrył, kto wciągnął strażników do wież, żeby ich nie było na blankach.

Olga uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Byłby z ciebie doskonały detektyw.

- Nie dziękuję – odparł Karol – wolę spokojniejsze życie.

 

 

Nina, Paweł i Robert

Panowie usłyszeli pukanie do drzwi.

- Proszę – powiedział kapitan i mocno się zdziwił widząc stojącą w drzwiach Ninę.

- A ty, co tu robisz? – zapytał szorstko – ciebie nie wzywaliśmy.

- Ty, jak zwykle musisz walić z grubej rury – powiedział Paweł cierpko, widząc że dziewczyna zaraz weźmie nogi  za pas – wejdź Nino, co cię do nas sprowadza?

Dziewczyna zanim zamknęła drzwi najpierw wyjrzała na korytarz i upewniła się, że nikogo tam nie ma. Potem spojrzała na mężczyzn i głośno przełknęła ślinę.

- Nie masz się czego bać – burknął kapitan – zaraz przyjdzie pani Olga. Chcesz na nią poczekać?

Dziewczyna pokręciła głową i szybko zaczęła opowiadać o tym, co usłyszała i kogo widziała na korytarzu. Mężczyźni nawet przez sekundę jej nie przerwali. Kiedy zamilkła zmieszana, odezwał się Paweł.

- Kiedy to usłyszałaś?

- Kiedy rozeszliśmy się po szkole, myślę, że około 11:00.

- Jak wyglądał Igor? – zapytał kapitan.

Nina posłusznie opisała osobę, po czym zapytała.

- Czy grozi mi jakieś niebezpieczeństwo?

Burmistrz natychmiast ją uspokoił.

- Nic ci nie grozi. Nikt oprócz pani Olgi się nie dowie, że tu byłaś. Tylko pamiętaj żebyś nikomu o tym już nie mówiła.

- Nawet nie mam komu – powiedziała ze smutkiem.

- Na przykład rodzicom – podpowiedział Robert.

- Nic im nie powiem, nic a nic. Najpierw w ogóle nie chciałam tu przyjść. Stwierdziłam, że to nie moja sprawa, a poza tym, nie chciałam się narażać na niebezpieczeństwo. A potem pomyślałam sobie, że dopóki oni nie zostaną złapani, to może się powtórzyć i nie wiem, czy tym razem nie mnie rozszarpią wilki. Niech się panowie nie gniewają, ale obawa o własne życie mnie tu przywiodła, a nie altruizm.

Robert wstał i wyjął z kieszeni jakiś przedmiot. Podał go Ninie.

- Zdobyłaś kolejną gwiazdkę.

Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Ale przecież powiedziałam, że postąpiłam z czystego egoizmu.

- Ale przyszłaś – dodał Robert – każdy z nas dba o własną skórę, nie jesteś jedyną egoistką w tym pokoju.

- Myślę, że po raz pierwszy w życiu poczułaś, co to znaczy, kiedy ktoś komuś robi krzywdę – dodał Paweł i widział, że Nina chce coś powiedzieć – nic nie mów. Przemyśl to sobie na nasze następne spotkanie. Zasłużyłaś na tę gwiazdkę.

- A teraz idź już – powiedział Robert – a gdyby ktoś się ciebie pytał, po co u nas byłaś, powiedz, że chciałaś się dowiedzieć, ile będziemy was jeszcze w tej szkole trzymać.

- Raczej nikt nie będzie mnie o nic pytał – bąknęła Nina.

 

Ania i Agata

Agata wzięła do ręki mikrofon i wykrzyknęła radosnym tonem.

- Halo, halo. Tu wasze Radio Mix. Dzisiaj nadajemy na żywo i to z sali gimnastycznej. Dzisiaj możecie się przyjrzeć jak mniej więcej wygląda nasza praca. I pewnie zastanawiacie się, co mam do powiedzenia.

Do sali gimnastycznej pomału zaczęli wracać ludzie, zaciekawieni, co się dzieje.

- A mam do powiedzenia dwie rzeczy. Pierwsza, że to nie ja jestem gwiazdą tego przedstawienia, a nasze Trzy Bity pod kierownictwem Ani, którzy za chwilę dadzą nam mini koncert. A druga rzecz jest taka, że musimy dać im chwilę na rozstawienie sprzętu, więc to ja będę wam przez ten krótki czas umilała popołudnie.

Sala gimnastyczna wypełniła się po brzegi ludźmi. Większość wolała posłuchać jej paplaniny, niż bezczynnie czekać na wypuszczenie do domów czy pracy.

- A! Bym zapomniała. Jest też trzecia wiadomość. Panie ze szkolnej kuchni o czternastej podadzą nam zupę i drożdżówki, więc z głodu nie padniemy.

W czasie, kiedy Agata dwoiła się i troiła żeby zabawić tłum, Ania i zespół rozstawiali instrumenty, a kiedy wszystko było gotowe przejęła mikrofon od Agaty.

- Halo, Halo Karne Miasto – zaczęła wesoło – a to ci niespodzianka, taki koncert z zaskoczenia. Jedyna i niepowtarzalna okazja, żeby posłuchać Trzy Bity bez biletów.

Ludzie w sali się roześmiali.

- I dobrze, bo to wasze dzieci, bo to nasi mali obywatele, więc trzeba ich wspierać. A czyż ta okazja, kiedy jesteśmy tu wszyscy nie jest najlepszym dla nich wsparciem? Co wy na to?

Sala wypełniła się dźwiękiem braw, które nie milkły przez kilka minut.

- Dzieciaki – zwróciła się do zespołu – mam nadzieję, że te gorąca zachęta nastroiła was do śpiewu i grania.

Trzy Bity chórem odpowiedzieli, że na pewno i że jazda.

- Zanim zaczniemy, pragnę tylko powiedzieć, że wymyśliliśmy dwie nowe piosenki i będziecie mieli okazję posłuchać ich na żywo – spojrzała z uśmiechem na tłum i krzyknęła – Trzy Bityyyy, do dziełaaaa!

 

 

 

Agata i Bartek

Podeszła do Bartka, który wpatrywał się w nią zachwyconym wzrokiem.

- No co? – zapytała.

- No nic – odparł – po prostu błyszczałaś na scenie, jak jakaś gwiazda.

Agata uśmiechnęła się od ucha do ucha.

- Dobrze, że nie słyszałeś, jak śpiewam. Od razu by ci przeszło to szalone porównanie.

- Gwiazdy nie tylko śpiewają. Ty po prostu umiesz przemawiać do ludzi. Mogłabyś być politykiem. Pociągnęłabyś za sobą miliony dusz.

- Przestań mnie tak komplementować, bo moje ego tak spuchnie, że wybuchnie.

Mężczyzna pochylił się nad nią i pocałował.

- Myślę, że nie należysz do osób, której woda sodowa uderza do głowy.

- A skąd ta myśl?

- Jesteś naturalna i nikogo nie grasz. A że mi się podobasz, to dla mnie jesteś gwiazdą numer jeden.

Przytuliła się mocno do jego boku.

- Jestem taka szczęśliwa.

 

Nina

Weszła razem z tłumem do sali gimnastycznej i przycupnęła w kącie. Nikt się nią nie interesował, nikt nie podszedł ani nie zagadał.

„Byłabym niezłym tajnym agentem” – pomyślała smutno w myślach – „wszyscy mnie ignorują.”

- O tu jesteś? – z zadumy wyrwał ją głos pani Kasi.

- No jestem, a co? – zapytała.

- Choć mi pomożesz, bo kilkoro dzieciaków zrobiło sobie wyścigi po szkolnych korytarzach, mamy dwa rozkwaszone nosy, jedno zwichniecie ręki i u wszystkich zdarte kolana.

Nina bez żalu opuściła salę gimnastyczną i poszła za panią Kasią wypełniać swój pielęgniarski obowiązek. Słuchanie rzępolenia i zawodzenia jakiś gnojków nie należało dla niej do przyjemności. O wiele bardziej wolała opatrywać rany i dawać burę za nieostrożne postępowanie. Została zauważona ponieważ była potrzebna. Uznała to za jakiś sukces.

 

Olga, Paweł i Robert

Przed nimi siedziały cztery osoby, wszystkie po wnikliwych przesłuchaniach przyznały się do winy. Nie byli zawodowcami, więc pękli szybciej niż bańka mydlana, począwszy od Igora na krecie kończąc. Okazało się, że Dominika, która zginęła również była w to zamieszana, ale widząc że wilki atakują, chciała jednak pomóc i poleciała ze swojego dyżuru i stanowiska do bramy. To skończyło się, jak się skończyło, jej śmiercią. Igor był odpowiedzialny za wciągnięcie kolegów do wieży i odwrócenie ich uwagi od tego, co się dzieje pod bramą. Tam łopatami pracowało dwóch facetów na co dzień odpowiedzialnych za konserwację muru i dwie kobiety, jedna terapeutka, a druga właścicielka sklepu spożywczego. To ona była kretem i jak sama powiedziała, została do tego zmuszona przez Dwulicego. Przestępca groził, że jeśli nie pomoże to ją zabije.

- A czemu nie przyszła pani do nas, kiedy Dwulicy został złapany? Przecież wszystko można było jeszcze odkręcić – zapytała Olga

- Jest jeszcze jeden człowiek. Przestępca, który wciąż mnie pilnuje- kobieta nagle wybuchła płaczem – z resztą, co za różnica. Tak czy tak jestem martwa. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że nie robiłam tego dla pieniędzy, a ze strachu.

- Kim jest ten człowiek, którego się pani boi? – chciał wiedzieć Robert.

- Nie wiem, jak się nazywa, wiem tyko jak wygląda.

- A może nam pani go opisać? – pytał dalej Robert.

- A czy darujecie mi Kolonię Karną? – zapytała.

- Nie – wtrącił się Paweł – to co zrobiliście zasługuje na najwyższy wymiar kary. Zginęło dwoje ludzi, a mogło więcej. Poza tym naruszyliście tutejszy ekosystem. Nikt z nas nie chce zabijać zwierząt bez potrzeby.

- Ale jeśli powie nam pani wszystko – dodała Olga – postaramy się umieścić panią w najmniej zagrożonym sektorze.

Kobieta wzruszyła ramionami.

- A co mi tam. I tak zginę i tak.

Opisała mężczyznę, który przychodził do niej z Dwulicym, a potem sam i okazało się, że jest to jeden ze świeżo wypuszczonych do miasta więźniów, którzy przeszli przez domki na pustkowiu i terapię.

Paweł widząc minę Olgi powiedział.

- Wiesz, że nie wszystko da się przewidzieć, nie każdy chce się zmienić.

- Wiem, wiem – odparła Olga - nie wszystkim ta terapia pomaga, nie jest i nie będzie idealna. A ten człowiek, jak Dwulicy przybył tu żeby mnie zabić i zaszkodzić Karnemu Miastu.

- Wszystko było dobrze zaplanowane – powiedział Robert – odwrócili naszą uwagę od siebie, kierując ją na wtyki z ziemi, mających przybyć do nas do pracy.

- Myślicie, że na razie to koniec? – zapytała Olga.

- Mamy wszystkie znane nam krety, więc pewnie na jakiś czas będzie spokój – powiedział Paweł – i proponuję już tego nie przeżywać tylko żyć dalej.

- Czyli, że to nie o Karola chodziło? – pytała samą siebie Olga.

- Tego nie wiemy – odparł Robert – moim zdaniem oni chcieli go zwerbować do tego, żeby to on cię sprzątnął. Po cichu, bez wpadki. Nie przewidzieli tylko tego, że facet się w tobie zakocha i postanowi zmienić swoje życie.

Olga zadrżała na samą myśl o tym, że Karol mógłby ją zabić. 

- Mam tylko nadzieję, że kapitan Jacek Olechowski miał pewność co do ilości wtyk i że żadna już się tu nie uchowa.

Do pokoju wszedł jeden ze strażników i powiedział.

- Wsadziliśmy tego faceta z kratki, mogą państwo iść i go przesłuchać.

- Dobrze. Zajmę się tym – powiedział Robert.

- A ja proszę o odprowadzenie piątki winnych do osobnych cel – powiedział Paweł - Rozprawa sądowa zacznie się w przyszłym tygodniu.

- A ja pójdę powiedzieć ludziom, że mogą wrócić do domów i że do końca dnia wszyscy prócz wartowników mają wolne.

 

Kilka dni później życie w Karnym Mieście wróciło do normy.

 

Karol i Olga

Zaprosiła go do pastelowego pokoju i od razu uprzedziła, że spotkanie ma charakter służbowy. Karol uśmiechnął się swoim dziwnym uśmiechem, czym od razu zbił ją z tropu.

- Natychmiast przestań się do mnie tak uśmiechać?

- Ale jak? – dziwił się mężczyzna.

- Tak, jakbyś mówił. „Acha, na pewno. To ja zadecyduję, jak będzie.”

Karol parsknął śmiechem i powiedział.

- Ja nic takiego nie miałem na myśli. Po prostu cieszę się z naszego spotkania, niezależnie od tego czy jest służbowe, czy nie.

Usiedli w fotelach naprzeciw siebie. Olga nalała im do kubków kawy i powiedziała.

- Uważamy, że to wszystko, co się działo nie miało być skierowane przeciw tobie, a przeciw mnie i ogólnie Karnemu Miastu. A teraz jestem ciekawa, co ty o tym myślisz.

Karol przez chwilę poważnie się nad tym zastanawiał i powiedział.

- Uważam, że macie rację, a ja miałem ciebie, a może jeszcze kogoś innego sprzątnąć.

Olga aż się wzdrygnęła. Mężczyzna natychmiast padł jej do nóg i spojrzał w oczy.

- Nigdy w życiu bym tego nie zrobił. Choćby mnie torturowali. Mógłbym zabić wszystkich, ale nie ciebie.

- Proszę cię, przestań już tak mówić. Bo nie wiem, czy się cieszyć, że mnie oszczędzisz czy przerażać, że innych wybijesz, jak kaczki.

- Ale kiedy to prawda – pocałował ją w dłoń i przytulił do policzka.

- Wstań natychmiast – syknęła Olga – to oficjalne spotkanie, wszystko jest nagrywane i wszyscy, to widzą.

- To prawda panie Karolu – odezwał się głos z głośnika – ale nam ten widok nie przeszkadza, także pani dyrektor, niech się pani nie krępuje.

- I ty Brutusie przeciwko mnie – parsknęła Olga, a do Karola powiedziała – usiądź proszę w fotelu.

Karol podniósł się niechętnie i spełnił polecenie.

- A jak myślisz, czy to już koniec?

Mężczyzna pokręcił głową.

- Nie sądzę, to tylko odwleczenie w czasie. Mnie już zostawią w spokoju, czyli do odstrzelenia.

- Nie mów tak – wykrzyknęła Olga – nie mów tego tak bez emocji.

- Ale kiedy to prawda – wzruszył ramionami – ale nie martw się, będę ostrożny i będę się miał na baczności. W końcu mam się z tobą ożenić, a nie chciałbym zostać zmuszonym do ostatecznej zmiany planów.

- Nie mów tego tak bezbarwnym głosem – emocjonowała się Olga.

- A ty się tak nie podniecaj, bo nie ma czym.

- Ach – wstała i wyszła.

Mężczyzna został na miejscu i usłyszał z głośnika.

- Karolu zlituj się nad naszą panią dyrektor.

- Przecież próbuję ją uspokoić.

- No to ci to zbytnio nie wychodzi – usłyszał cierpką odpowiedź.

Tymczasem wróciła Olga i usiadła spokojnie w fotelu.

- Gdyby to nie było oficjalne spotkanie, jak nic porwałbym cię w ramiona i całował do utraty tchu, do momentu, aż byś zapomniała się denerwować na mnie, o mnie czy o cokolwiek.

Olga zrobiła się czerwona jak piwonia.

- Przestań natychmiast – wydukała.

- Dobrze – zamilkł i czekał aż Olga wyrówna oddech.

- Mam ochotę zdzielić cię czymś po głowie – powiedziała Olga.

Karol zaśmiał się i powiedział.

- Zdecyduj się, chcesz być oficjalna czy prywatna, bo już się pogubiłem.

- Oficjalna – powiedziała, chociaż miała ochotę powiedzieć co innego – oczywiście, że oficjalna.

- Zatem, o co jeszcze chcesz mnie zapytać?

- Czy jesteś w stanie przewidzieć ich ruchy albo ich rozpoznać. Po prostu nam pomóc?

- Olgo, cały czas to robię i jeśli coś mnie zaniepokoi od razu dam ci znać.

- Ale nie będziesz działał na własną rękę?

- Nie będę.

Olga odetchnęła.

- Mam nadzieję, że na razie będzie spokój, że kapitan Olechowski zrobi rozpoznanie na Ziemi i że tu już nikogo nie ma.

Karol powiedział.

- Na razie możesz spać spokojnie, zapewniam cię, że na razie nikogo tu nie ma.

- Wiesz to?

- Wiem.

- A skąd?

- Nie pytaj – odparł.

- To oficjalne spotkanie.

- Ale nie przesłuchanie – uśmiechnął się szeroko.

Olga skapitulowała.

Nina

Stała przed lustrem w łazience i przyglądała się swojej twarzy. Kiedy fryzjerki zrobiły jej nową fryzurę z krótkimi włosami, najpierw myślała, że to będzie jakiś koszmar, ale dzisiaj patrzyła na siebie z zadowoleniem. Włosy przykrywały tygrysa, chociaż między blond puklami prześwitywał jeszcze granatowy tusz. Przyjrzała się swojej twarzy. Wiedziała, że nie należy do piękności, ale miała gładką cerę, nie za małe oczy, nie za duże usta, w sumie była całkiem miła dla oka.

- Tylko charakter mam paskudny – burknęła i wydęła usta. Skrzywiła się.

- Nie chcę już wyglądać, jakbym jadła cytrynę.

Uśmiechnęła się, ale zaraz mina jej zrzedła.

- Nie będę się uśmiechać, nie chcę żeby jakiś samiec do mnie podchodził.

Pamiętała bowiem, że to jej uśmiech sprowadził do niej tamtego chłopaka. Tego, o którym chciała zapomnieć, a czego nie udało jej się zrobić.

- Nie jestem jeszcze gotowa na konfrontację z przeszłością, na razie ledwo sobie radzę z teraźniejszością. Niech ja najpierw to ogarnę.

Spojrzała na zegarek i podskoczyła, jak oparzona. Pan Paweł nie będzie przecież na nią czekał. Wyskoczyła z mieszkania i popędziła na terapię.

 

Robert

Nigdy jeszcze nie leciał zimą do Koloni Karnej. Ta pora roku była niebezpieczna do podróży, ale z drugiej strony nie mogli trzymać skazańców w zwykłych celach. Cała piątka usłyszała wyrok dożywocia. Jedyne ustępstwa, jakie im zrobiono, to że dadzą ich w miejsce o najmniejszym zagrożeniu życia i że ich nie rozdzielą. Ale czy dadzą radę tam przeżyć, zależało już tylko od nich.

Olga pytała się go czy nie byli zbyt surowi, ale on powiedział jej, że rozumiałby gdyby zrobili to przestępcy, którzy chcą wszcząć bunt, złamać zasady, ale to zrobili wolni ludzie, którzy tu żyli i pracowali.

O ósmej rano w helikopterze ułożono pięć uśpionych osób, a oprócz pilota i Roberta poleciało z nimi dwóch strażników.

Wzbili się w powietrze. Kapitan cieszył się, że tego dnia świeciło słońce a na niebie nie było żadnej chmurki. Na samą myśl o locie w śnieżycę cierpła mu skóra. Patrzył przez szybę i podziwiał widoki. Im bliżej byli morza tym temperatura szła w górę. Nie o wiele stopni, ale – 35, a – 20, to była już spora różnica.

Był ciekawy, czy morze zamarzło i jak się okazało było skute grubą warstwą lodu. Ale też nie wszędzie. Widział wielkie dziury wybite przez jakiegoś silnego morskiego drapieżnika, który w jakimś celu chciał się wydostać na powierzchnię. Rozmiary przerębla przypominały mu kratery wulkanów i nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak wielkie to musiało być zwierze. To, co go zaniepokoiło najbardziej, to ślady poruszania się po powierzchni. I ledwo o tym pomyślał zobaczył w oddali wielkie cielsko, jakiegoś zwierza pełzającego po powierzchni. Pilot wzbił się trochę wyżej, nie chciał się dowiedzieć, czy istota ma dobry wyskok i czy nie chapnęłaby ich jednym kłapnięciem szczęk. Zmienił też lekko kurs żeby nie znaleźć się bezpośrednio nad nim, ale przelecieć obok. Ale i to Robertowi wystarczyło, żeby napatrzeć się na gigantycznego gada podobnego do filmowej Godzili, tylko mniejszych rozmiarów i co miał nadzieję, nie ziejącego radioaktywnymi oparami. Wielki pysk odwrócił się w ich stronę i przez chwilę zwierzę patrzyło na nich, ale to była jedyna reakcja, spokojnie mogli polecieć dalej.

- Mam nadzieję, że nie pójdzie za nami aż na wyspę – powiedział Robert.

- Mam nadzieję, że nie jest aż tak mądry – zaśmiał się pilot.

Do końca podróży nie wydarzyło się już nic niezwykłego.

Im byli bliżej wyspy tym temperatura powietrza wzrastała, żeby stanąć na -4, kiedy lądowali w bazie.

Pracownicy Kolonii Karnej przejęli więźniów, ale Robert, strażnicy i pilot, jak zawsze zostali zaproszeni na posiłek i rozlokowani w kwaterach, w których mieli spędzić kilka dni. Wiadomo, że kursy do Kolonii Karnej nie obejmowały tylko przewożenia więźniów, załatwiano również inne sprawy.

kolejny odcinek 15 lipca

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"