Więzienna Planeta - odc.29
Agata i Ania
- Witajcie mieszkańcy Karnego Miasta – mówiła
Agata- w ten piękny zimowy poranek rozgrzejemy was wiosenną piosenką, niech wam
towarzyszy przez cały dzień w pracy.
Wyłączyła mikrofony i od razu powiedziała do
Anki.
- Musimy się zastanowić, gdzie chcemy na ten
urlop pojechać.
- Mówisz o tym tak lekko, a ja wciąż nie
dowierzam, że to prawda – śmiała się Anka.
- I co najważniejsze, już nie musisz nerwowo
patrzeć na zegarek, kiedy ze mną rozmawiasz po wyjściu z radia.
- No chyba, że pędzę do szkoły.
- Nie czepiaj się szczegółów.
Piosenka się skończyła, więc włączyły mikrofony.
- Po tej pięknej piosence czas na wiadomości,
które przedstawi nam Ania.
- Pan burmistrz przypomina, że kopanie prywatnych
tuneli pod śniegiem jest zabronione. Wolno nam chodzić tylko oficjalnymi ścieżkami.
Szkoła Podstawowa i Liceum naszego miasta zaprasza wszystkich mieszkańców na
wystawę prac pod tytułem „Moje ulubione zwierzęta”.
- Muszę przyznać, że pomysł jest dość
niecodzienny – wtrąciła Agata – ponieważ nasze ulubione zwierzęta za płotem
chcą nas głównie zjeść.
- Nie żartuj ze sztuki – powiedziała Ania –
zwłaszcza, że warsztaty plastyczne poprowadził Bartek Staniszewski, nasz
miejscowy artysta, a prywatnie twój chłopak, Agato.
- No i teraz już wszyscy wiedzą – zaśmiała się
dziewczyna – pozdrawiam cię mój chłopaku - artysto – dodała do mikrofonu.
- I ostatnia wiadomość, podróże na Ziemię zostały
wstrzymane do odwołania. Dotyczy to wszystkich bez wyjątków.
- Czy wiemy dlaczego wprowadzono ten zakaz?
- Nie. Miałam tylko to przeczytać.
- Skoro wszyscy zostajemy w Karnym Mieście, na
poprawę humoru dwie wesołe piosenki na koniec naszego pierwszego dzisiaj
spotkania.
Tomasz i
Bartek
Bartek wsiadł do ciężarówki i usiadł koło
Tomasza.
- Ty to masz szczęście – powiedział Tomasz.
- Z czym?
- W radio dziewczyny trąbią o tobie, aż miło.
Bartek parsknął.
- Baby, gdyby mogły, to by wywiesiły transparent
obwieszczający, że są w parze.
- Nie narzekaj, na pewno nie jesteś o to zły.
Mnie by pasowało, gdyby Anka powiedziała, że jestem jej chłopakiem.
- Zmień temat – burknął Bartek. Ale w
rzeczywistości jego męska duma była mile połechtana. Czuł się, jakby zdobył
złoty medal.
- Dobra, bierz się za pedały, ruszamy.
Samochód był wypakowany po brzegi, więc szybko
rozpędzili wóz i wyjechali za bramę.
- Byłeś już w fabryce? – zapytał Tomek.
- Nie – sapał obok niego Bartek.
- Masz dyżur?
- Tak.
- Robienie cegieł, to łatwizna, wiem, bo tam też
pracowałem.
- Ty, to chyba wykonywałeś już wszystkie tutejsze
zawody – zaśmiał się Bartek.
- Nie wszystkie, ale za to większość fizycznych.
Pani Olga mnie nie oszczędza.
- O, widzę, że pogodziłeś się z losem.
- Póki dają mi pojeździć furą, to nie będę
narzekał.
- A ten wóz, co zrobili w warsztacie Karola,
będzie dla ciebie?
- Jeśli zasłużę, to tak, ale dowiem się tego
dopiero na wiosnę. Sam widzisz, że o tej porze roku, to tylko zabawka na pedały
daje radę przejechać przez te zaspy.
- Fakt.
- Dojeżdżamy. Powodzenia i zatęsknij za nami.
- Zapomnij, będę tu od was odpoczywał – Bartek
uścisnął Tomaszowi rękę i wysiadł z wozu.
Olga i
Paweł
Spotkali się prywatnie w mieszkaniu Olgi na
kolacji, ale tematy które omawiali były ściśle związane z pracą.
- Myślisz, że Nina naprawdę chce się zmienić? – zapytała
burmistrza.
- Myślę, że tak. Widziałem nagranie z jej rozmowy
z rodzicami, bardzo wzruszające. Musiało jej ich bardzo brakować.
- Ty ją nakierowałeś – zaśmiała się kobieta.
- Czy ja wiem? Chyba wszyscy mieliśmy w tym swój
udział.
- Nie bądź taki skromny, sam wiesz, że masz rękę
do kobiet.
- Pewnie tak, ale chyba nie do niej.
- Mówiłam ci, nie bądź taki skromny.
- Olga, znamy się tyle lat, nie wiem czemu
miałbym się przy tobie puszyć i przypisywać sobie czyjeś zasługi.
- Czemu czyjeś?
- Bo nie wiem czy zauważyłaś, ale dla Niny przede
wszystkim liczy się to, co powie nasz kapitan straży.
- Myślisz, że jest w nim zakochana?
Paweł pokręcił głową.
- Nie sądzę, raczej czuje przed nim respekt i
wie, że on może wystawić ją za bramę.
- Pewnie tak.
Przez chwilę jedli w milczeniu.
- A jak ty sobie radzisz z całą tą sytuacją z
płatnymi zabójcami? – zapytał burmistrz.
Olga popatrzyła na niego poważnie.
- Jakoś sobie radzę. Uspokoiła mnie rozmowa z
Jackiem i to, że na razie nikt tu nie przybędzie.
- Znaleźliśmy jednego z listy – powiedział Paweł.
- Tak? Kiedy?
- Kilka godzin temu. Nie mówiłem ci od razu, bo wiedziałem,
że się spotkamy. Facet mieszka w Nowym Mieście, ma tutejszą żonę i jest
handlarzem. Często podróżuje między nami a Ziemią. Nigdzie nie notowany, czysta
karta.
- A jednak, dał się wkręcić w przestępstwo.
- Nie do końca się dał – powiedział Paweł –
został zaszantażowany i powiedział, że cieszy się, że wpadł, bo może w końcu
odetchnąć.
- Albo zginąć.
- Pewnie tak, ale na razie siedzi u nas w
areszcie. Zastanówmy się, czy chcemy go odsyłać na Ziemię. Tam stanie przed
sądem i dostanie wyrok za współpracę z mafią.
- Raczej dostanie wyrok w zawieszeniu, ale będzie
spalony. Nie będzie mógł tu wrócić.
- No właśnie, a ma żonę i dziecko w drodze.
Przez chwilę w ciszy zastanawiali się nad
sytuacją.
- Na razie nigdzie nam się nie spieszy – odezwała
się Olga – wypuśćmy go do domu.
- Dlaczego? – zdziwił się burmistrz.
- Żeby nie wypłoszyć reszty. Możemy mu założyć
areszt domowy, a poza tym gdzie nam tutaj ucieknie?
- Rozważę twój pomysł i pogadam z Robertem.
- Dobrze. Czy mamy coś jeszcze do obgadania?
- Całe mnóstwo rzeczy, ale już mniejszego
kalibru.
- Nareszcie czysta przyjemność, dawaj je –
zaśmiała się Olga.
Karol
Dzień, jak co dzień siedział w pracy i dłubał
przy wynalazkach. Chociaż te już dawno zostały odkryte, jednak należało je
zaadaptować do tutejszego klimatu.
- Gratuluję – usłyszał głos szefa.
- Czego pan mi gratuluje? – zdziwił się Karol i
zastanowił, czy Bartek komuś wypaplał o planowanych zaręczynach. Po czym sobie
przypomniał.
- Tak. Uruchamianie tej drukarki zajęło mi parę
dobrych tygodni.
- Ale w końcu zaskoczyła. Kto by pomyślał, że
można pozyskać atrament ze zwykłego polnego krzaku.
- Ten świat jest pokręcony i wymyka się prawom
natury i fizyki – powiedział Karol – nie zdziwię się, jak zobaczę tutaj
latające smoki.
Szef roześmiał się serdecznie i klepnął mężczyznę
w łopatki. Karol tego nie znosił, ale wiedział, że złość niczego nie zmieni.
- A jak ci idzie z motocyklem?
- Na razie go buduję, jeszcze nie myślałem o jego
uruchomieniu.
- Bazujesz na tym jedynym, który mamy w mieście?
- Trochę tak, ale wiadomo, że ten może nie
zadziałać.
- To prawda.
Mężczyźni zamilkli.
- Czy przyszedł pan do mnie, żeby tylko spytać o
motocykl?
- Nie. Przyszedłem przekazać ci dobre wieści.
- Tak. Jakie.
- Dostajesz podwyżkę.
- Dziękuję – odparł zaskoczony Karol – czym sobie
zasłużyłem?
- No jak to? Pchnąłeś do przodu tyle projektów,
że nikt z nas ci nie dorasta do pięt. Jesteś naszym zakładowym geniuszem. Ale
nie ciesz się za bardzo, bo podwyżka nie jest powalająca. W końcu to twoja
pierwsza, kolejne, jak dobrze pójdzie, może będą wyższe.
- Dla mnie każdy grosz się liczy.
- No tak. Chcesz kupić działkę.
- No właśnie, a jeszcze sporo mi brakuje.
- Ziarnko, do ziarnka, jak to mówią - śmiał się
szef.
Robert
Kapitan starał się, jak najrzadziej spotykać Lulu
i do sklepu nie zaglądał od czasu śnieżnych małp. Wiedział, że się zadurzył w
dziewczynie i robił wszystko, żeby to z siebie wyplenić. Najlepszym sposobem
było jej unikanie i skupienie się na pracy. Nie zawsze jednak wszystko szło po
jego myśli i wpadł na nią w tunelu śnieżnym.
- Dzień dobry panie kapitanie – usłyszał jej
niepewny głos, więc zatrzymał się i zwrócił w jej stronę.
Lulu stała przed nim w długiej, różowej i
puchowej kurtce, zakryta po oczy białą czapką i szalikiem.
- Dzień dobry Lulu – powiedział uprzejmie –
idziesz do sklepu?
- Tak. Chociaż ostatnio nikt nie przychodzi –
wzruszyła ramionami i spojrzała na niego – pan też dawno u mnie nie był. A
Bartek zrobił piękne korale, były by w sam raz dla pana mamy. Chociaż pewnie
nie ma w najbliższym czasie żadnego święta – dodała.
- Matka nie musi mieć urodzin ani imienin, żeby
dostać prezent od syna – powiedział – jak znajdę czas, to chętnie je obejrzę.
Miał nadzieję, że Lulu przyjmie tą wymijającą
odpowiedź, bo na razie nie miał zamiaru tam przychodzić, nie teraz. Musiał
ochłonąć i wyjść z zauroczenia jej osobą. Jak mu przejdzie głupie zadurzenia,
to wtedy znowu przyjedzie coś kupić dla mamy.
- Zatem do zobaczenia – powiedziała wesoło Lulu i
poszła w swoją stronę.
Robert stał jeszcze przez chwilę i walczył z uczuciami.
Zakochał się, jak małolat, chociaż wiedział, że jest dla niej za stary, za
poważny i taki średni w obyciu. Ona potrzebowała mężczyzny, który otoczy ją
czułością i opieką. On był zbyt surowy, żeby jej to zapewnić. Pokręcił głową
nad swym losem i poszedł do budynku straży.
Ania
Usiadła w swojej kwaterze przy stole w kuchni i
położyła przed sobą zeszyt i dwa długopisy, wszystkie trzy rzeczy ułożyła
równo, tak żeby w żaden sposób nie zakłócić estetyki. Dziewczyna spojrzała na
to i uśmiechnęła się do siebie.
- Zawsze perfekcyjna – mruknęła, ale nie zmieniła
ułożenia przedmiotów.
Jako ostatnią rzecz położyła przed sobą kartkę z
bohomazami Agaty, które były wypisem atrakcji, na jakie mogła sobie Ania
pozwolić w ramach ulg przyznanych jej przez władze miasta. Nie mogła się
nadziwić, jak przyjaciółka mogła się odnaleźć w tej notatce, w której nie było
ani ładu ani składu. Za to mnóstwo skreśleń, dopisków i dorysowanych
uśmieszków.
Przyjrzała się dokładniej i stwierdziła, że
przyjaciółka dodała uśmieszki przy atrakcjach, w których mogły obie
uczestniczyć.
- Kochana – zaśmiała się.
Otworzyła zeszyt i zaczęła przepisywać na czysto
wszystko to, co udało jej się rozszyfrować z zagmatwanej plątaniny zdań
koleżanki.
1.
Przejażdżka z Tomkiem samochodem po mieście
2.
Spotkanie na kawie z Tomkiem w karczmie
3.
Spotkanie z Tomkiem na ławeczce na 20 minut.
Ania przestała pisać i jeszcze raz dokładnie
przyjrzała się, co Agata wymyśliła.
Na trzydzieści trzy możliwe bonusy dwadzieścia
dotyczyło Tomka.
Ania pokręciła głową.
- On nie będzie mieć tyle możliwości spotkania,
co ja, ale…
Wyrwała pierwszą kartkę, po czym skrzywiła się,
bo nie lubiła marnotrawstwa, a przecież musiała jeszcze wyciągnąć kolejną
kartkę z końca, żeby było ładnie i estetycznie. Zirytowała się na siebie.
- Jak ja nie lubię swojego pedantyzmu.
Zaczęła pisać od nowa.
1.
Przejażdżka z Tomkiem po mieście – możliwa, ponieważ ja mogę to zrobić w ramach wolnego czasu, a on będąc
w pracy - dopisała
2.
Spotkanie z Tomkiem na ławeczce na 20 minut – możliwe tylko wtedy, jeśli on będzie miał
ten sam przywilej.
3.
Warsztaty manualne u Bartka (Tomek może tam też być) –Agata jest optymistką
4.
Danie koncertu wiosennego, solo (Tomek tam będzie) – niedorzeczne, nie dam rady
5.
Spotkanie z Tomkiem w karczmie na kawie –jeśli będzie miał przywilej
6.
Spotkanie w karczmie z Agatą – z przyjemnością
7.
Spotkanie w hotelowej restauracji z Agatą – z jeszcze większą przyjemnością
8.
Dłuższe nadawanie transmisji radiowej – było by cudownie
9.
Dzień wolny od pracy, spędzony w dowolny sposób – mam nadzieję, że pani Olga się zgodzi.
10.
Kolejna przejażdżka z
Tomkiem samochodem – oby się udało.
Oby on nie nawalił i nie dostał jakiś punktów karnych.
Ania spojrzała na notatki
i zadowolona skończyła pracę.
Kładąc się spać miała
nadzieję, że Tomkowi spodobają się te możliwości spędzenia z nią czasu.
Agata i Bartek
Spotkali się na wspólnej
warcie na murach, co oboje bardzo ucieszyło. Robili wszystko, co mogli, żeby
przebywać ze sobą jak najdłużej. Niestety kapitan zmiany, widział to inaczej i
co jakiś czas przywracał ich do rzeczywistości.
- Tak sobie patrzycie w
oczy, że nawet jeśliby przed wami przeszła defilada białych małp, to nic byście
nie zauważyli. Rozjeść się, ale już!
Posłusznie odchodzili
każde w inną stronę, ale po piętnastu czy dwudziestu minutach grawitacja miłości
ściągała ich, ku sobie, a kapitan zmiany zaczynał swoją śpiewkę od nowa. Na
szczęście nie był wobec nich rygorystyczny i dawał im kilka minut na rozmowę.
- Dziękuję, że
poinformowałaś całe miasto o tym, że jesteśmy parą – powiedział do niej Bartek
podczas jednej z ich krótkich rozmów.
- Nie ma za co – śmiała
się Agata.
- Rzeczywiście, nie ma za
co – parsknął Bartek – mam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią – po czym
dodał – i na ciebie też.
Agata machnęła ręką.
- No i co z tego? Niech
się gapią, ja tam się swoich uczuć nie wstydzę.
Bartek chciał coś
odpowiedzieć, ale kapitan zmiany rozgonił ich na kolejne kilkanaście minut.
Kiedy ponownie się zeszli Bartek powiedział.
- Ja też się nie wstydzę,
ale zrozum, ja jestem facetem. To nie ty powinnaś to ogłaszać? Na kogo ja
wyszedłem?
- Na mojego faceta? –
Agata nie dała sobie popsuć humoru.
- No tak, ale też na… -
zająknął się i zamilkł.
- Co ale…
- Nic – teraz Bartek
machnął ręką – po prostu odzywa się we mnie stary ja, który decydował o
wszystkim. Nie jestem przyzwyczajony, żeby kobieta – spojrzał na nią czule –
moja kobieta brała sprawy w swoje ręce i obwieszczała światu, że jestem jej. To ja powinienem….
Agata pogłaskała go po
policzku.
- Ej, wy tam, nie całować
się, rozejść się – usłyszeli kapitana zmiany.
Ponownie spotkali się pod
koniec zmiany.
- To gniewasz się na
mnie? – zapytała.
- Nie – zapewnił ją
szybko Bartek – nie, nigdy w życiu. Wiesz ilu kumpli mi zazdrości?
Agata roześmiała się
serdecznie.
- Bartku, czego ty
właściwie chcesz?
Spojrzał na nią takim wzrokiem,
że zadrżały jej kolana.
- Tylko ciebie.
- Ej wy tam, rozejść się.
Ile razy mam wam powtarzać, to jest warta, a nie schadzka.
Nina i
Paweł
Dziewczyna zdziwiła się widząc burmistrza w
pokoju terapeutycznym.
- Chyba pomyliłam gabinety – powiedziała i
chciała się wycofać.
- Nie pomyliłaś się Nino, ja będę twoim głównym
trenerem.
Wskazał jej fotel naprzeciwko siebie. Nina
klapnęła posłusznie i zapytała.
- Ale przecież jest pan burmistrzem?
Mężczyzna uśmiechnął się do niej swoim
gwiazdorskim uśmiechem.
- Jestem przede wszystkim psychoterapeutą, a
dopiero potem burmistrzem.
- A dlaczego nie dostałam jako terapeutki
kobiety?
- Z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że musimy
cię doprowadzić do normalności w kontaktach z płcią przeciwną, a drugi to taki,
że osobiście interesuje mnie twój przypadek.
- Jestem aż tak oryginalna? – jej głos zabrzmiał
szorstko i spojrzała z lękiem na Pawła. Ten nic sobie z tego wyrzutu nie zrobił
tylko spokojnie odpowiedział.
- Tak Nino. Nie mieliśmy jeszcze takiej osoby jak
ty, posłużysz nam za model. Opiszemy cię w książce, będziesz u nas sławna.
Nina prychnęła i założyła ręce na piersi.
- Dziękuję za taką sławę.
- Posłuchaj – Nina spojrzała na Pawła – w każdej
chwili możesz stąd wyjść i zacząć swoje harce od nowa. Możesz też zostać i dać
sobie pomóc.
Mężczyzna zamilkł i dał jej czas do namysłu.
W końcu skinęła głową na znak, że się zgadza.
Rozplotła ręce i ułożyła je swobodnie na kolanach.
- Ma pan rację. Chcę się zmienić, ale nie jest mi
łatwo zmienić nawyki, których nabrałam w ostatnich latach.
- Nie oczekuję od ciebie od razu wzorowych
wyników Nino – powiedział do niej spokojnym tonem – jednak jeśli się
zagalopujesz, to będę cię ustawiał do pionu.
- Rozumiem – odparła.
Kiedy nic więcej nie dodała Paweł przeszedł do
konkretów.
- Przez wiele miesięcy byłaś przez nas maglowana
i pewnie już masz dosyć rozdrapywania wnętrza.
Skinęła głową.
- Dlatego zaczniemy nietypowo od twojego wyglądu.
- A co to? Ekstremalne metamorfozy? – prychnęła i
zaraz się zreflektowała – przepraszam, nie panuję nad tym.
- Możesz to nazywać, jak chcesz, ale coś w tym
jest. Chcę żebyś zmieniła się zewnętrznie.
- Dlaczego? Co jest nie tak z moim wyglądem?
- Sama odpowiesz sobie na to pytanie, ale
najpierw posłuchaj. Wy, kobiety lubicie dobrze wyglądać, nieważne czy jesteście
elegantkami czy preferujecie styl sportowy. Niezależnie od preferencji chcecie
wyglądać, jak najlepiej. I to powinno być dla was naturalne, ale nie u
wszystkich tak jest. Część z was zaniedbuje swój wygląd, czy to z powodu
natłoku pracy czy ciężkiego życia, co ciebie nie dotyczy albo chcecie się
ukryć.
Nina już chciała coś powiedzieć, ale powstrzymał
ją gestem ręki.
- Nie będę się pytał, co chcesz ukryć ani
dlaczego. Chcę sprawić, że znowu twoja kobiecość ujrzy światło dzienne. I nie –
znowu ją powstrzymał – nie podrywam cię, ani nie adoruję, jestem fachowcem i
chcę ci pomóc uporać się z przeszłością. Krok po kroku, nie będziemy się
spieszyć. Wchodzisz w to?
- Ubierze mnie pan w sukienkę w kwiatki każe
włożyć sandałki?
- Ja nic ci nie będę kazać, sama zdecydujesz. A
jeśli już chcesz wiedzieć, to o tej porze roku raczej kazałbym ci się ubrać w
ciepłe spodnie, sweter i futro. Na dworze jest -35 stopni Celcjusza.
Nina się lekko zaśmiała. Mężczyzna miał rację,
wygłupiła się z tą sukienką.
- To jak pan chce mi pomóc zmienić się
zewnętrznie?
- Zaczniemy od włosów. Zauważyłem, że je
rozpuszczasz i zakrywasz tygrysa, możesz mi powiedzieć czemu to robisz?
Nina długo nie odpowiadała, ale on jej nie
pospieszał, w końcu się odezwała.
- Po prostu kilka dni temu spojrzałam w lustro i
stwierdziłam, że przestał mi się podobać.
- Czy jeśli zapuścisz włosy z boku głowy, to
przestanie być widoczny?
- Niekoniecznie, końcówki mogą wystawać przy
skroni.
- Chcesz się go pozbyć?
- Nie – powiedziała szybko, po czym dodała –
jeszcze nie.
- Rozumiem i nie naciskam. A na razie zaproszę do
nas dwie nasze miejscowe fryzjerki, które nauczą cię, jak na razie masz spinać
włosy, żeby go nie było widać.
- Ale ja na razie nie chce nic robić na głowie.
- Czyli, że chcesz chodzić przylizana z ciasno
ściśniętymi w mały kucyk włosami? Tak?
- Tak – odparła szybko, a potem dodała – nie. To
znaczy nie. To znaczy, niech te panie przyjdą.
- Dobrze.
Paweł włączył interkom i zaprosił fryzjerki do
pokoju.
Karol i
Olga
To zadziwiające – myślała Olga szykując się na
randkę z Karolem – jestem dyrektorem więzienia i ja ustalam zasady. Mogłabym
dawać Karolowi co dwa dni pozwolenie na prywatne spotkania w karczmie, ale tego
nie robię? Czemu tego nie robię? Przecież chcę go widywać codziennie. Rozważyła
tę pokusę i ostatecznie doszła do wniosku, że musi świecić przykładem i nie
pobłażać ani sobie ani Karolowi.
Spojrzała po raz ostatni w lustro, uśmiechnęła
się do siebie i wyszła z domu. Mężczyzna nie chciał tracić ani minuty, więc
czekał na nią przed furtką. Kiedy się przywitali wręczył jej mały prezent.
Chciała go od razu odpakować, ale powiedział.
- Jak już będziesz sama w domu.
Nie upierała się i schowała pudełeczko do torby.
Nie mieli zbytniego wyboru, więc oczywiście poszli do karczmy, która w godzinach
popołudniowych była wypełniona po brzegi. Na szczęście Karol wcześniej
zarezerwował stolik, więc nie musieli się martwić o miejsca.
- W taki ziąb ludzie chętnie wpadają na grzańca
lub dwa – powiedział do nich właściciel i podał karty dań.
- Na co masz dzisiaj ochotę? – zapytał Karol.
- Chciałabym dzisiaj za nas zapłacić –
powiedziała Olga – nie możesz mi wciąż wszystkiego stawiać.
- Już o tym rozmawialiśmy – odparł – i zdania nie
zmienię. Najwyżej będę jadł ryż i popijał wodą, ale nie dam za siebie płacić.
- Nigdy? –uniosła brew.
Uśmiechnął się do niej lekko.
- Jeśli chcesz mi sprawić jakiś prezent, zrób to,
ale w restauracji rządzę ja.
Olga zaśmiała się i powiedziała.
- Ostatni szarmancki mężczyzna na świecie.
- Nawet jeśli jestem ostatni, to zdania nie
zmienię – odparł i złapał ją za rękę – pozwól mi być mężczyzną Olgo. I tak
jestem tutaj na straconej pozycji, muszę działać pod dyktando wielu osób,
podlegam pod twoje rozkazy, więc daj mi chociaż przez chwilę poczuć się
normalnie.
- Dobrze Karolu, niech tak będzie – powiedziała
miękko i uścisnęła jego dłoń.
- Szaleję za tobą – powiedział ni z tego ni z
owego.
Olga zarumieniła się jak podlotek.
- Wiem – wybąkała zawstydzona – ja też za tobą
szaleję.
- Pewnego dnia kupię tę działkę i postawię ten
dom. Malutki, ale postawię, a potem zostaniesz moją żoną i…- nie dokończył -…
ale na to potrzebuję czasu. Poczekasz na mnie Olgo?
- Poczekam – odparła.
Robert
Spojrzał na termometr i wzdrygnął się, bo było na
nim poniżej -35 stopni Celcjusza, a wiedział, że spadnie jeszcze bardziej. Był
środek zimy i czekał ich jeszcze przynajmniej miesiąc takich temperatur. Mimo,
że urodził się na Więziennej Planecie i znał warunki pogodowe, to jakoś zawsze
z utęsknieniem czekał na wiosnę. Wyjrzał przez okno i z radością stwierdził, że
chociaż nie pada śnieg i nie trzeba się brać za łopatę. Miał dzień wolny i nie
chciał go marnotrawić na pracę. Chciał po prostu poleżeć i poczytać książkę.
Ułożył się wygodnie na kanapie, przykrył kocem i
sprawdził, czy herbatę oraz ciasteczka ma w zasięgu ręki. Potem zatopił się w
lekturze. Z błogostanu wyrwał go przerażający krzyk. Poderwał się z łóżka i
tak, jak stał wybiegł na dwór. To, co zobaczył przeraziło go, ale nie
sparaliżowało. Brama do miasta była otwarta, a do środka wbiegło stado białych
wilków. Wilki miały wielkość konia i były szybkie. Ludzie uciekali śnieżnymi
tunelami do najbliższych domów. Słychać było opuszczanie rolet.
- Szybko, do mnie – wykrzyknął do trzech kobiet
uciekających w panice przed ogromnymi zwierzętami. Robert szybko zawrócił do
domu, żeby po chwili wyjść z niego ze strzelbą. Bez wahania strzelił do
najbliższego drapieżnika. Huk wystrzału wystraszył pozostałe cztery, które
rozbiegły się na wszystkie strony.
- No pięknie.
Kobiety minęły go i schroniły w budynku.
- Nie opuszczajcie rolet – wykrzyknął za nimi –
wilki, to nie małpy, nie będą się włamywać. Po czym ruszył za zwierzętami.
Dołączyli do niego kolejni strażnicy.
- Maurycy – wykrzyknął do sierżanta – weź kilku
ludzi i zamknijcie bramę. Nie chcemy mieć tu więcej bestii. Reszta w dwójkach
idzie za pozostałymi wilkami.
Oderwał się od grupy i podbiegł do kolejnych
strażników.
- Zająć się ludźmi i to szybko. Póki co zwierzęta
są spanikowane, ale zaraz się otrząsną.
Sam szybko wrócił do domu, żeby ubrać kurtkę i czapkę.
Działam na podwyższonych obrotach, ale nie chciał zamarznąć. W swoim mieszkaniu
zastał osiem osób.
- Sytuacja opanowana – powiedział – ale jeszcze
nie wychodźcie.
Po czym wybiegł z domu.
Po kilkunastu minutach zwierzęta zostały
zastrzelone i nie stanowiły już zagrożenia. Zebrali truchła w jednym miejscu.
- Trzeba obedrzeć je ze skóry – powiedział Robert
– futro nam się przyda, niestety nie mięso.
- Będziemy musieli je gdzieś wywieźć.
- Nie da rady, zima w zenicie – dodał Robert –
wyrzucimy je za bramę i tyle.
- To spowoduje, że przyjdzie więcej drapieżników.
- Najedzą się i sobie pójdą – odparł Robert – nic
więcej nie zrobimy.
Po chwili zaczął mówić pełnym napięcia głosem.
- Jestem wściekły. Nie powinno ich tu być.
- Ktoś otworzył bramę.
- No właśnie – wkurzał się Robert – żeby to
zrobić, trzeba było się trochę postarać. To potężne wrota. Potrzeba dwóch ludzi
do jednego skrzydła, żeby je otworzyć. I zastanawia mnie jeszcze - do wczoraj
wjazd był cały zasypany. Spojrzał na swoich podwładnych i dodał – a dzisiaj już
nie jest. Ciekawe, prawda?
Robert,
Olga, Paweł
Opanowali panikę w mieście, ale nie pozwolili
ludziom wrócić do domów. Nakazali, żeby wszyscy poza strażnikami w więzieniu,
zjawili się w sali gimnastycznej w szkole.
Na mównicę wstąpiła Olga.
- Szanowni państwo, mamy do czynienia z
przestępstwem – powiedziała bez zbędnych wstępów – wśród nas są osoby, które
otworzyły bramę miasta i wpuściły wilki do środka. Jest to niebywałe i niemalże
niepojęte, jak mogło do tego dojść, ponieważ na murze zawsze są strażnicy.
Szanowni Państwo, nikt nie wyjdzie z tego budynku, dopóki nie odkryjemy, kto za
tym stał.
Po sali przeszedł szum głosów.
- I jeszcze jedno – dodał Robert - ktoś, kto to
zrobił niech już się pakuje do Kolonii Karnej, bo nie tylko naraził miasto, ale
też spowodował śmierć dwójki naszych obywateli.
Zaległa cisza.
- Jeśli już nikt nie ma pretensji, to ja, pani
dyrektor i burmistrz udamy się na naradę.
Karol,
Bartek, Tomasz, Ania i Agata
Nie można było opuszczać budynku, ale można było
rozejść się po szkole. Dlatego mała grupa weszła do sali muzycznej Ani i
rozsiadła się wśród instrumentów.
- No to się porobiło – powiedział Bartek w
powietrze.
Agata przytuliła się do niego i zarżała.
- Jak sobie pomyślę, że ktoś z nas mógłby być
wtedy na dworze i zginąć?
- Ale tak się nie stało – powiedział Karol – nie
ma co gdybać.
- Bądź milszy – fuknął do niego Bartek.
- Chłopaki, dajcie spokój – odezwał się Tomek –
chyba się teraz nie pokłócicie?
Ania milczała i patrzyła na to wszystko z boku.
Po raz pierwszy była w towarzystwie Karola i Bartka. Znała ich głównie z
opowieści Agaty, ale nie spodziewała się, że będą to, aż tak niebezpieczni
mężczyźni. Nawet jeśli teraz trzymali się na wodzy, to wiedziała, że
wystarczyła tylko iskra, żeby skoczyli sobie do gardeł. A pomiędzy nimi stał
Tomek i próbował ich ułagodzić. Tomek, który siedział za oszustwa i który
wydawał się zupełnie niegroźny w porównaniu z tamtymi przestępcami. A jednak
miał odwagę stanąć między nimi.
- Pamiętacie czym się dla nas skończyła ostatnia
draka między wami? – odezwał się do mężczyzn. Ci niechętnie przytaknęli
głowami, ale Bartek i tak dodał.
- Mógłby się przynajmniej postarać.
- Inny nie będę. I nie lubię gadania po próżnicy
– dodał Karol i dyskusja rozgorzała na nowo.
Bartek wstał, Karol zrobił to samo. Agata
podeszła do Ani i szepnęła.
- Co robimy?
- Nie wiem – powiedziała drżącym głosem Ania – ja
się boję.
- Oszalałaś? – zdziwiła się Agata – przecież oni
się przyjaźnią – ale nie miała pewnego głosu. Po raz kolejny uświadomiła sobie,
że nie jest wśród zwykłych ludzi, a wśród przestępców grubego kalibru, którzy
hamują się tylko dlatego, że muszą. Miała też nadzieję, że też dlatego, że
chcą.
- Panowie – podjął spokojnym tonem Tomek – nie
wiem, czy zauważyliście, ale są z nami dwie damy, które przestraszyliście.
Bartek i Karol spojrzeli na kobiety i natychmiast
wyhamowali emocje.
- Przepraszam – powiedział Karol do Agaty –
pewnie powinienem być milszy, jak zasugerował Bartek, ale ja jestem miły
właśnie w taki sposób, inaczej nie potrafię. Nie chciałem cię urazić.
Agata skinęła głową. Bartek wyciągnął do niej
rękę, ale nie podeszła, stała przy Ani. Jej chłopak spojrzał na nią pytająco.
- Ja, to ja, ale Ania jest bardzo wrażliwa i
mocno przeżywa waszą kłótnię.
- Przecież to nie była kłótnia – powiedział
Bartek szczerze – pani Aniu, proszę się nas nie bać, my tylko tak gadaliśmy,
jak to faceci – zająknął się i przerwał, bo widział, że Ania ma oczy pełne łez
– oj...
Agata przytuliła Anię i obie wyszły z sali.
- Tomek – odezwał się bezbarwnym głosem Karol –
czemu za nią nie pójdziesz?
- Bardzo bym chciał, ale nie mogę – odparł Tomasz
– wiem, jakby się to skończyło. Ja mam słabość, do damskich łez.
- Słabość? – zaśmiał się Bartek – chyba raczej
umiesz sobie dobrze z nimi poradzić.
- Pewnie, aż za dobrze – dodał zimno Karol.
- Zamknijcie się – burknął Tomek i wyszedł za
dziewczynami.
Bartek spojrzał na Karola.
- Przegięliśmy?
Przyjaciel pokręcił głową i powiedział.
- Nie sądzę. Ale wiem, że ona się nas
przestraszyła. Niech się cieszy, że nas Karne Miasto obłaskawiło.
- Jesteś bez serca – powiedział Bartek.
- Nie jestem bez serca, ja po prostu stwierdziłem
fakt.
Agata,
Tomek i Ania
Agata zobaczyła, że Tomek idzie w ich stronę i
uśmiechnęła się pod nosem.
- Idzie twój wybawca – szepnęła do Ani.
Ta spojrzała na przystojnego mężczyznę i
uśmiechnęła się lekko.
- Jak ty sobie z nimi radzisz? – zapytała go.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Jakoś tak samo wychodzi.
- To ja was zostawię – powiedziała Agata i zanim
zdążyli zaprotestować odeszła.
Stali po przeciwległych stronach korytarza. Co
jakiś czas mijali ich ludzie, ale dla nich nie mieli oni żadnego znaczenia,
ponieważ widzieli tylko siebie.
- Bardzo chciałbym cię przytulić i pocieszyć –
powiedział Tomek.
- Czemu tego nie robisz? – zapytała.
- Wiesz, że nie mogę.
- Przecież nie chcesz mnie uwieść i okraść?
- A skąd wiesz? Może chcę cię uwieść i ukraść ci
serce?
Ania posmutniała. Tomek podszedł do niej i
zajrzał w oczy.
- Nie chcę cię skrzywdzić.
- Czego się boisz? – zapytała się go.
Zdziwił się tym pytaniem, nie tego się
spodziewał.
- Nie za bardzo rozumiem, co chcesz powiedzieć?
- Wiem, za co siedzisz. Ale jeżeli ci się
podobam, ale tak naprawdę i bez drugiego dna, tylko tak szczerze i w ogóle, to
czego się boisz?
Tomek zastanawiał się przez chwilę, po czym
powiedział jednym tchem.
- Boję się, że jeszcze nie umiem rozróżnić prawdy
od gry, że może mój przewrotny umysł planuje jakąś intrygę. Jednym słowem, nie
chcę do ciebie podchodzić zbyt blisko, bo nie wiem czy to nowy ja czy jeszcze
stary. A nie chcę cię skrzywdzić, bo jestem w tobie zakochany po uszy.
- Ooo- zdołała tylko tyle wydukać Ania.

Komentarze
Prześlij komentarz