Sen- Polak potrafi.
Oglądałam ostatnio na Demotywatorach wpis o tym, że tylko Polak potrafi wrócić do domu o 5:00 rano, nastawić budzik na 6:00 i wstać do pracy po godzinie snu.
Stwierdzam że nie tylko Polak, ale i Polka to potrafi. Od razu przypomniały mi się czasy studenckie (i nie tylko ), kiedy rzeczywiście potrafiłam pójść na egzaminy po godzinie snu (no może po dwóch, ale na pewno nie więcej niż trzech), na przykład tak było ze zdawaniem lektoratu z języka niemieckiego. Wróciłam ze skałek około 8:00 rano, a o dziesiątej miałam egzamin. Dodam jeszcze, że byłam po całonocnej podróży pociągiem. Oczywiście, że z pisemnego dostałam dwóję, ale nadrobiłam na ustnym, który był kilka dni później. To jest tylko jeden przykład , ale mam ich więcej. Generalnie należę do ludzi, którzy najlepiej pracują i myślą w nocy. W ogóle po zmroku najlepiej mi się żyje. Pewnie dlatego najbardziej lubię jesień i zimę. Szybko zaczyna robić się ciemno, a wtedy ja zaczynam działać.
Wracając do tematu. Nawet i dzisiaj zdarza mi się wstawać po bardzo krótkim śnie i iść na przykład, na rodzinną imprezę. Mniej chwalebnych przykładów nie będę przytaczać, bo wstyd i nie ma się czym chwalić. Faktem jest, że niezależnie czy miałam lat 20, czy jak teraz prawie 40, budzik po godzinie lub dwóch snu, brzmi jak z horroru i nieodmiennie zastanawiam się, czy nie dostałam już zawału oraz na jakim świecie żyję.
W ogóle często szkoda mi czasu na dłuższy sen. Chociaż nie ukrywam, że jak mam możliwość, to potrafię spać nawet 10 godzin, ale zazwyczaj jest to ok. 6- 7. Czasami mniej. Zauważyłam również, że po 4 czuję się wyspana, a czasami po 8 godzinach wstaję i czuję się, jakbym nigdy nie spała. Też tak macie?
Ktoś, kto mnie zna, pomyśli, że kłamię, bo ja wciąż mówię, że bym sobie pospała i że marzę, żeby nie wstawać z łóżka. Tak, to prawda. Takie głupoty gadam mniej więcej od 5 30 do 12 00 w południe. Koło 14 00 zupełnie mi przechodzi, a o 18 00 czuję się rześka i pełna zapału do pracy. A potem dzwoni budzik, a ja znowu obiecuję sobie, że jak tylko wrócę po pracy do domu, to pójdę spać.
Stwierdzam że nie tylko Polak, ale i Polka to potrafi. Od razu przypomniały mi się czasy studenckie (i nie tylko ), kiedy rzeczywiście potrafiłam pójść na egzaminy po godzinie snu (no może po dwóch, ale na pewno nie więcej niż trzech), na przykład tak było ze zdawaniem lektoratu z języka niemieckiego. Wróciłam ze skałek około 8:00 rano, a o dziesiątej miałam egzamin. Dodam jeszcze, że byłam po całonocnej podróży pociągiem. Oczywiście, że z pisemnego dostałam dwóję, ale nadrobiłam na ustnym, który był kilka dni później. To jest tylko jeden przykład , ale mam ich więcej. Generalnie należę do ludzi, którzy najlepiej pracują i myślą w nocy. W ogóle po zmroku najlepiej mi się żyje. Pewnie dlatego najbardziej lubię jesień i zimę. Szybko zaczyna robić się ciemno, a wtedy ja zaczynam działać.
Wracając do tematu. Nawet i dzisiaj zdarza mi się wstawać po bardzo krótkim śnie i iść na przykład, na rodzinną imprezę. Mniej chwalebnych przykładów nie będę przytaczać, bo wstyd i nie ma się czym chwalić. Faktem jest, że niezależnie czy miałam lat 20, czy jak teraz prawie 40, budzik po godzinie lub dwóch snu, brzmi jak z horroru i nieodmiennie zastanawiam się, czy nie dostałam już zawału oraz na jakim świecie żyję.
W ogóle często szkoda mi czasu na dłuższy sen. Chociaż nie ukrywam, że jak mam możliwość, to potrafię spać nawet 10 godzin, ale zazwyczaj jest to ok. 6- 7. Czasami mniej. Zauważyłam również, że po 4 czuję się wyspana, a czasami po 8 godzinach wstaję i czuję się, jakbym nigdy nie spała. Też tak macie?
Ktoś, kto mnie zna, pomyśli, że kłamię, bo ja wciąż mówię, że bym sobie pospała i że marzę, żeby nie wstawać z łóżka. Tak, to prawda. Takie głupoty gadam mniej więcej od 5 30 do 12 00 w południe. Koło 14 00 zupełnie mi przechodzi, a o 18 00 czuję się rześka i pełna zapału do pracy. A potem dzwoni budzik, a ja znowu obiecuję sobie, że jak tylko wrócę po pracy do domu, to pójdę spać.
A ja to znowu z kolei straszny śpioch, także kilkoro znajomych nazywa mnie: Śpiącą Królewną. Żeby czuć się rześka i wyspana potrzebuję około 10 godzin snu, a że sen mam bardzo lekki, śpię z przerwami, często się budzę, ciężko mnie rano dobudzić. Gdy mam niedobór snu - dramat, jestem półprzytomna, słabo mi, zataczam się i tak źle wyglądam, że zdarza się, że ludzie w autobusie mi miejsca ustępują, choć do wyglądu staruszki mi daleko. Nie bardzo też wtedy myślę - zdarza mi się zanosić chleb do łazienki, zalać szklankę nieugotowaną wodą, założyć ubranie na lewą stronę, skarpetki nie do pary i tak wyjść z domu itp. Jedno z moich mott życiowych to z pewnością: budzikom śmierć
OdpowiedzUsuńJa jak zasnę, to jak kamień. Kiedyś moja siostra chciała mnie obudzić, bo chrapałam (jako dziecko alergik z zatkanym nosem) nie dała rady. A moja przyjaciółka szarpała mną, bo według niej przestałam oddychać. Ku jej szczęściu "odetchnęłam", ale ja się nie obudziłam i smacznie spałam dalej. ;)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tak mocnego snu
OdpowiedzUsuń