Refleksje na temat dwudziestolecia międzywojennego


Właśnie jestem po lekturze Tadeusza Dołęgi-Mostowicza "Znachor" i "Profesor Wilczur". Oczywiście w osobnym wpisie będzie recenzja i moje przemyślenia na temat tej książki, tymczasem chciałabym się z wami podzielić moimi refleksjami na temat dwudziestolecia międzywojennego. Nie wiem czy tak macie, ale kiedy oglądam film albo czytam książkę, która powstała w owym czasie, myślę sobie, że osoby które grały w tych produkcjach albo które pisały te książki, w znacznej części zginęły w czasie II wojny światowej. Zwłaszcza smutek mnie bierze, kiedy widzę zdjęcia, na których widać uśmiechniętych ludzi, którzy po prostu cieszą się życiem, którzy nie wiedzą, że za chwilę wybuchnie wojna i że to zostanie im zabrane. Oczywiście jestem świadoma tego, że ja też nie wiem,  co będzie jutro, ale drugiej wojny światowej już tak.
Trudno mi jest oglądać filmy z przedwojnia, zwłaszcza komedie.
Dla mnie aktorzy, którzy w nich grają, są jak z innej planety. Energiczni, wełni werwy, z oddaniem odgrywają swoje role. Nie mają w sobie tej rany, którą my mamy. Tej ciągłej żałoby, po zamordowanych, po zaginionych, po nierozliczonych czasach. Nie mają naszego charakteru skażonego kilkudziesięcioma latami PRL-u, narzekania, smutku i nostalgii, którą widać w wielu naszych filmach. Byli od nas inni. Mają co prawda na sobie piętno I wojny światowej, ale akurat ta skończyła się dla nas szczęśliwie. Wiem, że zginęło milion Polaków, wiem, że część została wywieziona do Rosji, że ginęli, jako cywile, ale ta wojna była akcją wyłącznie militarną. Natomiast II wojna była ludobójcza i dla nas skończyła się nie tylko 6 milionami ofiar śmiertelnych, ale niestety również komunizmem.
I jak tak na nich patrzę albo czytam o tamtej rzeczywistości, to aż mnie dziw bierze, że ich życie toczyło się normalnym torem. W mojej świadomości, powinni przez te dwadzieścia lat czekać w napięciu na kolejną wojnę. Wiem, że to moje myślenie jest niemądre, bo przecież oni nic nie wiedzieli. Oni patrzyli w przyszłość tak samo, jak ja patrzę - z nadzieją. Czy ja spodziewałam się epidemii? No właśnie, a będę z pokolenia, które żyło w tych trudnych czasach.   I tak czytając tę książkę, myślałam sobie, że tego, co autor opisywał już nie ma i nie będzie. I nie dlatego, że to było dawno i się nie wróci, ale dlatego, że nie miało szansy ewoluować, przekształcać się i pozostać w pamięci, jako nasze dziedzictwo. Wszystko zostało brutalnie ucięte i zniszczone najpierw przez hitlerowców, a potem przez Stalina, który pozmieniał nam granicę, a na końcu przez nasze władze komunistyczne, który nie szanowały historii. Ot, takie krótkie przemyślenia na temat dwudziestolecia międzywojennego. Dziwne, że takich przemyśleń nie mam jeśli chodzi o Adama Mickiewicza, który też żył niespokojnych czasach. A może nie dziwne, ponieważ mimo powstań, śmierć nie czekała za każdym rogiem, a codzienność toczyła się swoim zwykłym torem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka