Jak dzisiaj ćwiczyłam
Wczoraj
porzucałam przez chwilę piłką z chrześniakiem i poczułam, że nie jest dobrze.
Dlatego zrobiłam sobie postanowienie, że od poniedziałku zaczynam ćwiczyć nie
tylko chodzenie w kółko po podwórku, ale również mięśnie różnych partii ciała.
W
poniedziałek z rana nadal trzymałam się tego postanowienia, więc istniała szansa
jego realizacji. No i stało się. Przyszło popołudnie, a ja poszłam na swój
różańcowy spacer. Polecam tę formę gimnastyki. Jest coś dla ducha i coś dla
ciała. Wyjątkowo wyszłam poza podwórko i ruszyłam moją ulicą w poszukiwaniu
nowych kwiatków. Spokojnie, nie będę Was nimi męczyć, to nie wpis przyrodniczy.
Chociaż ja ćwicząca, to też niezły okaz przyrodniczy.:)
Po
spacerze stwierdziłam, że to za mało. Dlatego wyciągnęłam karimatę i zaczęłam
walkę. Na początku z karimatą, bo się rolowała mimo moich usilnych prób jej
rozprostowania. Po przegranej walce stwierdziłam, że najpierw, jak w Balturii
trochę się rozgrzeję na stojąco. Włączyłam sobie muzykę i rozpoczęłam
gimnastykę a la trening z Michałem lub Tomkiem z rana. Z tym, że szybko mi się
znudziło i stwierdziłam, że nagram filmik, jak tańczę. Zawsze, to jakiś ruch.:)
Nie, filmiku Wam też nie pokażę, jedynie kilka wyciętych z niego zdjęć.
Żebyście
uwierzyli, że jednak nie leżałam do góry brzuchem. Po tej rozgrzewce uznałam,
że czas pogimnastykować się na leżąco. Spojrzałam na karimatę i podjęłam walkę.
Niestety, podczas każdego ruchu rolowała mi się, a to pod nogami, a to pod
głową.
Nie
poddałam się jednak i ćwiczyłam dalej.
I
no kurcze blade itd. itp.
Całe
dwa tygodnie wczasów w Jastrzębiej Górze poszły sobie w siną dal. Pożałowałam
każdej czekoladki, którą zjadłam w ciągu kilku ostatnich tygodni. Nie na tyle,
żeby już ich nie jeść, ale pożałowałam.
Jak
ja się zastałam. Moje stawy zgrzytały, jak nienaoliwione zawiasy. Kiedy
zrobiłam jeden brzuszek, coś mi w plecach strzyknęło. Podnosząc nogi czułam, że
ważą tonę. Co za koszmar. Po skończonej męczarni stwierdziłam, że jeszcze mi
mało i poszłam pochodzić po podwórku. Miałam mocne postanowienie pobiegać, ale
w moim przypadku, jest to trudne nie ze względu na kondycję, a na zniszczone
stawy kolanowe. Przebiegłam 20 metrów i poszłam dalej spacerkiem. Miałam się
nie poddawać i po chwili znowu pobiec, ale zajrzałam do siostry ciotecznej
(zachowałam odległość) i się z nią zagadałam. Także, taką miałam dzisiaj
gimnastykę. No nic. Pierwsze koty za płoty. Jutro włączam Michała z Balturii,
który nadaje na fejsie i razem z nim powyginam śmiało ciało. Przynajmniej będę
mieć pewność, że się nie będę obijać.
Ps.
Moja wymiana zdań z siostrą na koniec naszego spotkania.
Ja
- Może byś poszła ze mną na marsz, ja po jednej ty po drugiej stronie drogi.
Siostra
- Na marsz? Na marsz? Nie na marsz, nie. Mogę z tobą iść na rower.
Ja
- Dobrze, to pójdziemy na rower. Tylko napompuję koła – po pauzie – za jakiś tydzień.
Siostra
zaczęła się śmiać.
-
Dobrze powiedziane, za tydzień.
-
Albo na koniec kwarantanny – dodałam jeszcze.
-
Bardzo możliwe.
To
tyle w kwestii motywacji.:)
Drugie
PS. Jednak nie dam żadnego zdjęcia. Głupie miny jestem w stanie znieść, ale
niedobranego stroju już nie. Ale jutro jakoś się ogarnę i może nagram co
lepszego???
Komentarze
Prześlij komentarz