Więzienna planeta - odc.19
WIĘZIENNA PLANETA
Bartek
Tego
dnia terapeuta zabrał go do pustej hali sportowej i powiedział, że będzie
testował jego opanowanie.
Bartek
z miejsca się zdenerwował.
-
Nie umiem nad sobą panować, bardzo łatwo mnie sprowokować – powiedział do
terapeuty.
-
Zobaczymy.
Do
hali weszło dwóch dużych mężczyzn. Stanęli pod ścianą i czekali na polecanie.
-
Ci panowie są po to, żeby w razie czego, cię powstrzymać – poinformował go terapeuta.
-
Przed czym?
-
Przed zmasakrowaniem mi twarzy – zaśmiał się mężczyzna.
-
A co się stanie, jeśli pana uderzę?
-
Spokojnie. To test, jeżeli mnie uderzysz, będzie to oznaczać, że jeszcze sporo
przed tobą pracy.
-
No dobrze, proszę mnie przetestować – zgodził się Bartek.
-
Jesteś mięśniakiem, który swoje problemy rozwiązuje za pomocą pięści.
-
Taka prawda.
-
A słyszałeś o tym, że tak rozwiązują sprawę tylko ci, którzy są głupi i nie
mają nic mądrego do powiedzenia.
-
Sugeruje pan, że jestem głupi?
-
Ty to powiedziałeś.
-
To ten test, prawda?
-
Możliwe – odparł terapeuta – ale jak na to wpadłeś? Przecież z rozumem ci nie
po drodze.
-
Może dlatego, że mi o tym wcześniej pan powiedział – Bartek zaczął czuć
irytację.
-
Brawo – zaśmiał się mężczyzna – rozumiesz co się do ciebie mówi, cóż za
błyskotliwość umysłu. Jestem pod wrażeniem.
Bartek
nie odpowiedział. Odetchnął kilka razy.
-
Nic nie mówisz? Nie masz nic do powiedzenia?
-
Nie mam.
-
Czyli jesteś głupi?
Bartek
nie lubił takich rozmów, łapania za słówka czy naigrywania się z niego, ale
wciąż powtarzał sobie, że to test, który ma sprawdzić jego opanowanie.
-
Skoro pan tak uważa– burknął w odpowiedzi.
-
I nie przeszkadza ci to, że mówię o tobie głupiec?
-
A panu? – odparł Bartek.
-
Mnie? To ja cię wyzywam!
-
To pana problem nie mój.
Terapeuta
zamilkł i uśmiechnął się.
-
Bardzo dobrze. Zamiast mnie okładać pięściami, odwróciłeś pałeczkę i zacząłeś
irytować adwersarza.
-
Pani Olga puściła mi filmik o tym, jak bez użycia siły zdenerwować drugą stronę,
a samemu nie dać się sprowokować.
-
Test zaliczony – wyciągnął rękę do Bartka
- zgoda?
Bartek
podał mu swoją rękę.
-
Zgoda.
Tomasz
Połowa
pensji okazała się bolesnym doświadczeniem, zwłaszcza, kiedy opłacił wszystkie
rachunki. Okazało się, że stać go będzie tylko na jedzenie i to bez żadnych
szaleństw. Tymczasem koledzy powiadomili go, że szykują przyjęcie urodzinowe
dla jednego z mieszkańców czynszówki. Potem znajome dziewczyny chciały
wyciągnąć go na ciacho do cukierni, a żeby tego było mało, zepsuła się pralka w
budynku i trzeba było zrobić zrzutkę na nową.
Tomek
usiadł przy stole i złapał się za głowę.
-
Nie mogę nie iść na urodziny, bo nie jestem burakiem. I pęknie stówka –
skrzywił się – mogę odmówić dziewczynom, nie obrażą się, ale za kilka dni znowu
mnie zaproszą. A ja albo będę musiał zapłacić cały rachunek albo za jakiś czas
się zrewanżować. No i ta cholerna pralka – spojrzał na kwotę zrzutki i aż go
zatkało – nawet na Ziemi tyle nie kosztują – burknął.
Wyglądało
na to, że mężczyzna w najbliższym czasie, będzie jadł jedynie chleb z masłem.
Gdyby wiedział o eksperymencie wcześniej, zrobiłby sobie jakieś oszczędności,
ale terapeuta poinformował go o tym na dwa dni przed wypłatą.
-
Złośliwiec – burknął Tomasz i wstał od
stołu. Zajrzał do lodówki i z przykrością stwierdził, że prawie nic w niej nie
ma. Trzasnął drzwiczkami i krzyknął.
-
Niech oni sobie nie myślą, że mnie tym złamią. Dam sobie radę!
Nina
Po
trzech godzinach nieustannego walenia w ściany domu, śnieżne małpy odpuściły i
zaległa cisza. Nina, Mona i Danka odetchnęły z ulgą, ale nie zamierzały jeszcze
wychodzić z piwnicy. To, że zwierzęta nie próbowały dostać się do środka, nie
oznaczało jeszcze, że odeszły. Kobiety przez cały ten czas siedziały w
ciemności, skulone pod ścianą. Teraz pomału dochodziły do siebie i zastanawiały
się, co dalej.
- Ja bym spędziła tutaj noc - powiedziała Danka.
- Ja bym poszukała świeczek i zapałek - dodała
Mona i podniosła się z podłogi. Po omacku zaczęła przeszukiwać
pomieszczenie.
Po chwili światło z dwóch świeczek rozjaśniło mrok.
Piwnica okazała się całkiem przytulna. Były w
niej trzy wąskie prycze, szafka, w której znalazły koce i mini lodówka z
termicznie zapakowanym jedzeniem.
- Wcześniej tu nie zaglądałyśmy - zaśmiała się
Danka - ale najwidoczniej osoby, które nas tu umieściły, przewidziały to i zapobiegliwie
zostawiły nam szamę.
- Będzie zimno - orzekła Mona - nie ma tu
ogrzewania, a piece na górze pewnie już
dawno się wypaliły.
- Póki co, nie jest tak źle- pocieszała Danka.
Potem spojrzała na nadal wciśniętą w kąt Ninę.
- A ty co? Ruszysz się? Czy nadal nic nie
będziesz robić?
Nina drżała na całym ciele.
- Wy,wy- jąkała się - wy ich nie widziałyście
tak dobrze, jak ja. Ogromne z wielkimi zębiskami.
Szczękała zębami.
- Już ich nie ma - powiedziała Mona - nie
panikuj.
- Najlepiej przygotuj nam coś do zjedzenia -
dodała Danka - Zajęcie odwróci twoje myśli od tamtych przeżyć.
Nina przytaknęła i podniosła się z podłogi.
Na trzęsących się nogach podeszła do lodówki i
zaczęła wyjmować produkty.
Mona i Danka obserwowały ją uważnie, a kiedy
Ninie zaczęły trząść się ramiona jedna z nich powiedziała twardo.
-Ogarnij się, nic się przecież w końcu nie
stało.
- Poza tym, zasłużyłaś sobie na to - dodała
Mona.
Nina przytaknęła i płakała dalej.
Jej koleżanki pozostały na to obojętne.
Karol
Pewnego dnia, do jego celi przyszedł
mężczyzna, który nie był strażnikiem ani terapeutą. Był ubrany w brudny,
roboczy kombinezon, z którego kieszeni wystawały klucze i jakieś druty.
"Czy on zwariował? - pomyślał Karol-
przecież mógłbym go tym zabić? A może moi trenerzy sprawdzają, jak się zachowam
w stosunku do normalnych ludzi?"
Okazało się, że był to główny mechanik-
wynalazca, który dowiedział się o jego zdolnościach matematycznych i postanowił
go sprawdzić.
Mężczyźni usiedli przy stole i mechanik od razu
przeszedł do rzeczy.
- Mam dla ciebie propozycję pracy. Na razie
umysłowej, ale kiedy stąd wyjdziesz, to będziesz miał u mnie pracę. Oczywiście,
o ile rozwiążesz te łamigłówki - podał mu cienki zeszyt.
- Oczywiście, jeśli stąd wyjdę - powiedział
chłodno Karol.
- Dlaczego miałbyś nie wyjść?
- Mnie nie pytaj. Nie ja o tym decyduję.
- Ja też nie, ale z natury jestem optymistą i
zawsze zakładam to lepsze rozwiązanie.
- A jeśli nic z tego nie wychodzi?
- Wtedy analizuję i staram się błąd skorygować.
"Tylko jakiegoś wesołka mi tu
brakowało" - pomyślał kwaśno Karol.
- Dobrze. Rzucę na to okiem.
Gość wstał i uśmiechnął się szeroko.
- Więcej entuzjazmu - powiedział - zajrzę do
ciebie za pięć dni.
Karol został sam.
"Co to ma być za test? Mojej cierpliwości
czy też na prawdę widzą dla mnie jakieś szanse? Ciekawe czy pani Olga maczała w
tym palce. Na pewno... Chciałbym ją zobaczyć..."
Otworzył zeszyt i po chwili zapomniał o wszystkim.
Świat cyfr i znaków całkowicie go wciągnął.
Olga i Robert
Wezwała kapitana na rozmowę w sprawie
najmłodszej więźniarki w mieście.
- Jak sobie radzi? - zapytała go.
- Nadal jest wystraszona, ale podjęła pracę w
sklepiku z pamiątkami. Nie ma tam dużego ruchu i ma spokój.
- Skoro o pamiątkach mowa. Jak ci się podobają
rzeźby?
- Bardzo realistyczne i szczegółowe.
- Jak zobaczysz, kto je tworzy, to padniesz z
wrażenia.
- W takim będę szoku?
- Tak. Ale wróćmy do młodej. Tomasz się przy
niej nie kręci?
Robert uśmiechnął się lekko.
- On? Nie ma do tego głowy. Musi walczyć o
przetrwanie. Dominik uciął mu kasę.
- A nasz bawidamek nie potrafi bez kasy
błyszczeć.
- I za nic w świecie nie przyzna się, że nie ma
nic w portfelu.
- Dobrze. A inni?
- Jest pewne zainteresowanie, ale trzymamy ich z daleka. Mają zakaz wstępu do
sklepu, a poza tym umieścili go w żeńskiej części, a tam panowie nie mogą za
bardzo się zapuszczać.
- Jeszcze lepiej. A ty, jak się czujesz w nowej roli?
- Rdzewieję za biurkiem - uśmiechnął się Robert - mam połowę miej patroli.
Jedyne, co mnie ratuje od całkowitego zgnuśnienia, to budowa muru.
- Coś ci nie wierzę - zaśmiała się Olga – nie dalej, jak dzisiaj rano
widziałam, jak przemierzałeś miasto razem z nowym sierżantem.
- No dobrze, nie jest tak źle, ale nie lubię papierków.
ZIEMIA
Agata
Było jej smutno. To, że szef zachował się jak świnia, nie oznaczało, że
łatwo jej było opuścić redakcję, w której spędziła kilka wspaniałych lat.
Nawiązała przyjaźnie, a teraz co? Zadzwonią do niej raz czy dwa i zapomną. Poza
tym ona wyjedzie, a jak wróci ich świat będzie już inny niż jej.
Pociągnęła nosem i postanowiła wyżalić się bratu.
- Przestań przeżywać - brat, jak zwykle wylał jej kubeł zimnej wody na głowę -
jedziesz na rok na Więzienną Planetę. Twoje marzenia spełniły się bardziej, niż
oczekiwałaś.
- Wiem, ale mógłbyś mnie pocieszyć - jęknęła przeciągle.
- No przecież cię pocieszam - zdziwił się brat.
Dlaczego nie miała siostry, ta by ją lepiej zrozumiała. Po czym zreflektowała
się. Za nic by nie wymieniła brata, a on rzeczywiście na swój sposób ją
pocieszał.
- Dzięki - pociągnęła nosem.
- Nie becz. Czeka cię super przygoda. A jeśli twoi przyjaciele są prawdziwi, to
za rok spotkasz się z nimi i a jeśli to podróbka przyjaźni, to nie ma co nad
nimi rozpaczać.
- Dzięki. Jesteś super brat. Wiesz?
- Wiem - odparł nieskromnie brat.
Ania
- Pani rodzice nalegają na spotkanie - powiedział do Ani adwokat.
- Nie chcę ich widzieć.
- Może powinna pani to zrobić. W końcu to pani najbliższa rodzina.
- Nie spotkam się z nimi.
- Oni mają propozycję, jak załagodzić to nieszczęsne wydarzenie.
- Czyim jest pan adwokatem! -zdenerwowała się Ania- moim czy ich.
- Oczywiście, że pani. Z tym, że rodzice mogą wyciągnąć panią z więzienia już
za kilka dni. Bez procesu, bez wstydu i nagonki ze strony prasy.
- Już panu mówiłam, przyznaję się do wszystkiego, chcę odbyć karę i najlepiej,
jak najdalej od rodziny.
- To co pani mówi jest nierozsądne. Każdy chce, jak najszybciej wyjść na
wolność.
- A ja wręcz odwrotnie - syknęła - i proszę mnie nie naciskać.
Adwokat patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Dlaczego?
- Ponieważ chociaż przez jakiś czas nie będę musiała pracować w tej chorej
firmie i wciąż walczyć o awans. I moja rodzina nie będzie miała już na mnie wpływu.
A najlepiej niech mnie wydziedziczą i zapomną o moim istnieniu.
- Teraz pani tak mówi, bo jest wzburzona. Ale co pani zrobi po powrocie? Bez
pieniędzy?
- Dlaczego bez pieniędzy? - zdziwiła się Ania.
- Więzienie, to jedno, a odszkodowanie dla ofiary, to drugie.
- Ile?
- Żąda miliona.
- Ile dostanie?
- Maksymalnie 100 tysięcy, ponieważ ostatecznie skończyło się na wstrząśnieniu
mózgu i wielkim siniaku.
- To pieniędzy mi nie zabraknie - odetchnęła Ania.
- Pani ojciec uważa, że...
- Mój ojciec nie ma dostępu do mojego konta. Ja nie prowadzę rozrzutnego stylu
życia. Mam więcej, niż wszystkim się wydaje.
- Skoro pani tak uważa.
Ania spojrzała na niego ze złością.
- Albo pan przestanie traktować mnie, jak dziecko albo zmienię adwokata.
- Ale co pani...- zaperzył się mężczyzna.
- Może moi rodzice nie mają o mnie dobrego zdania, ale ja przez kilka lat z
powodzeniem kierowałam ludźmi. Nie jestem bezwolną mimozą.
- Ja tak przecież nie uważam - bronił się mężczyzna.
- To niech pan zacznie mnie słuchać, wtedy może w to uwierzę.
WIĘZIENNA PLANETA
Bartek
Spacerował
po wewnętrznym dziedzińcu i oddychał pełną piersią. Robił to tak łapczywie,
jakby miało mu zabraknąć tlenu. Ustami i nosem nabierał powietrza, nie zważając
na to, że temperatura sięgała 12 stopni na minusie. Pierwszy raz od wielu
tygodni znalazł się poza budynkiem i chciał wykorzystać ten czas maksymalnie.
Cieszyło go również to, że nikt nie deptał mu po piętach i nie zadawał
pytań.
Po kilku minutach, sam zaczął je sobie zadawać.
Czy stał się innym człowiekiem?
Czemu
już tak często się nie denerwował?
Chciał już stąd wyjść i zacząć od nowa.
Zaskoczyła go ta myśl. Ale to była prawda. Pani Olga i trenerzy pokazali mu, że można żyć inaczej. Nauczyli go cierpliwości i skupienia. Może nie garnął się do nauki, ale o rzeźbie i malarstwie przeczytał wszystko, co mu dali.
Zaczął marzyć. Po raz pierwszy nie o panienkach i łatwej kasie, a o cichym zakątku, w którym będzie mógł się poświęcić swojej pasji. Uśmiechnął się do siebie. Jak dobrze pójdzie, to za dwa miesiące wszystko się ziści.
Komentarze
Prześlij komentarz