Więzienna planeta - odc.23

 


Robert i Olga

Olga poprosiła go, żeby przez jakiś czas obserwował Ninę  w celi, poznał jej cechy i zachowania. Wytypowała go na pierwszego mężczyznę, z którym dziewczyna zetknie się w tym świecie. Nie rozumiał wyboru koleżanki.

- Dlaczego ja? Nie jestem strażnikiem więzienia ani terapeutą.

- Ale jesteś najmocniej stąpającym po ziemi człowiekiem, jakiego znam.

- A co ja mogę? Strzegę bezpieczeństwa miasta, pilnuję porządku…

- Robercie, wiem co robisz, ale ta młoda kobieta, to szczególny przypadek. Musi poznać kogoś, kto ją utemperuje.

- I niby ja się do tego nadaję?

- Owszem. Jesteś nieustępliwy, uparty, konsekwentny…

- To są komplementy czy wyliczanie wad?

- Oczywiście, że komplementy – uśmiechnęła się do niego Olga – a Nina jest specyficzna, dzika i wściekła. Oczywiście możesz się nie zgodzić.

Robert westchnął.

- I co ja mam z nią niby robić?

- Na razie obserwuj ją, jakbyś obserwował dzikie zwierzę. Naucz się jej. Wiem, że to potrafisz. W końcu, to ty jesteś największym pogromcą naszych drapieżników.

- Coś mi się wydaję, że ta więźniarka dała ci ostro w kość.

- Nie mnie, ja z nią nie mam aż tak częstego kontaktu. To raczej ekipa resocjalizacyjna ledwo przędzie.

- Aż tak uparta.

- Nawet sobie nie wyobrażasz.

- No dobrze, zobaczę, co da się zrobić.

Olga przypomniała sobie coś jeszcze.

- Chcę również, żebyś na końcu tego eksperymentu powiedział nam, czy mamy ją wypuścić w miasto, czy nie.

- Dobrze – skinął głową Robert. 

 

Nina

Terapeutka przyprowadziła do celi obcą kobietę.

- To jest nasz doradca zawodowy, pomoże ci wybrać zawód, jaki będziesz u nas wykonywać.

- Obejdzie się – burknęła Nina i ostentacyjnie odwróciła się do kobiet plecami.

- Właśnie, że się nie obejdzie – powiedziała terapeutka – za kilka miesięcy wyjdziesz stąd i musisz mieć jakiś zawód, tutaj nikt się nie obija.

- Z miłą chęcią pozostanę w celi – burknęła Nina.

Terapeutka odparła.

- To nie będzie ta cela.

- Nie?

- Nie. Zwykła, z metalowych prętów, otwarta z każdej strony, także każdy będzie widział, co robisz, łącznie z toaletą.

- To jakieś średniowieczne metody – oburzyła się Nina.

- Możliwe, ale skutecznie zachęcają do podjęcia resocjalizacji. To jak, porozmawiasz z doradcą zawodowym?

- Nie.

Kobiety wyszły niczego nie uzyskawszy. Terapeutka zacisnęła zęby.

- Nie denerwuj się – pocieszała ją koleżanka - dyrektorka ma nam dać pomoc, zobaczysz będzie dobrze

- Nie wytrzymam tego dłużej – kobieta pociągnęła nosem – w życiu nie miałam do czynienia z tak beznadziejnym przypadkiem.

- Dzisiaj jest piątek. Wyjedź gdzieś z mężem, oderwij się od pracy.

- Masz rację, tak zrobię.

 

Agata i Bartek

Po pracy postanowiła przejść się po mieście i w końcu pozwiedzać go tak, jak chciała. Do tej pory towarzyszyli jej strażnicy, którzy mieli ograniczony czas i zawsze się gdzieś śpieszyli. Teraz mogła chodzić wszędzie sama, więc od razu z tego skorzystała. W swojej wędrówce doszła do pierwszego muru i niby przypadkiem zajrzała do warsztatu Bartka. Siedział odwrócony do niej tyłem i ciężko pracował nad kolejną miniaturową rzeźbą.

- Dzień dobry – powiedziała.

Bartek odwrócił się do niej i zamarł.

- Przechodziłam obok i tak zajrzałam – powiedziała, żeby zapełnić dziwną ciszę.

- Miło – odparł krótko Bartek i wrócił do pracy.

Agata była mocno zdziwiona, ponieważ kilka dni temu był głośny, rozmowny i uśmiechnięty.

- Przepraszam, że panu przeszkodziłam – bąknęła i wycofała się z warsztatu.

Bartek zaklął pod nosem i zerwał się z miejsca.

- Pani Agato – krzyknął za nią – to nie tak…

- A jak? – zapytała.

- Pracuję i jestem lekko nieobecny – powiedział to, żeby zatuszować fakt, że po prostu na jej widok brakuje mu języka w gębie.

- Rozumiem – odparła – nie będę zatem panu przeszkadzać.

Odeszła powoli w stronę muru.

Bartek pobiegł za nią.

- Przepraszam – powiedział, gdy się z nią zrównał.

- Nic nie szkodzi. Nie znam całej specyfiki tego miejsca, nie zawsze wiem, jak się zachować. Dopiero pierwszy raz wybrałam się na samotny spacer.

- Bardzo dobrze się pani zachowuje, to ja okazałem się chamem.

- Proszę tak o sobie nie mówić – oburzyła się Agata – jest pan bardzo miły i wesoły. A że skupiał się na pracy? To ja weszłam bez zaproszenia.

Weszli na blanki i wyjrzeli na zewnątrz. Akurat żeby zobaczyć biegnących ludzi.

- Co się dzieje? – zaniepokoiła się Agata.

- To musi być atak dzikich zwierząt – zaopiniował Bartek.

- Jak to?

- Ludzie biegną, za nimi jadą dwa samochody ze strażnikami, celują z karabinów i strzelają w tamte krzaki. Coś tam musi być.

Po chwili zobaczyli, jak z lasu wyłania się setka dzikich, wielkich zwierząt. Wyglądały, jak wataha zlepiona z różnych ras i rodzajów psowatych. Strażnicy wbiegli na blanki i strzelali w stronę zwierząt.

- Tych jeszcze nie widziałem – nie wiedzieć czemu zachwycił się Bartek.

Za to Agata zrobiła się blada, jak ściana.

- Ma pani przy sobie aparat? – zapytał podniecony.

Skinęła głową i wyjęła z torby sprzęt.

Bartek zabrał go z jej ręki i zaczął pstrykać zdjęcia.

- Są piękne – mruczał pod nosem.

Agatę nagle odblokowało.

- Jak może pan tak sobie spokojnie stać i robić zdjęcia? Trzeba pomóc tamtym ludziom. Dlaczego nie biegnie pan do bramy? – w jej głosie było tyle wyrzutu, że Bartek przerwał zajęcie i spojrzał na nią chmurnym wzrokiem.

- Jestem więźniem, nie mogę robić pewnych rzeczy. Na przykład nie dostanę broni i nie będę do nich strzelał. Tak samo, jak nie będę pchał się do bramy. Bo co niby miałbym tam zrobić? Zagrzewać uciekających do szybszego biegu?

Agata nic nie powiedziała. Zrobiło jej się głupio. Rzeczywiście mało poznała realia tutejszego życia.

- Nie wiedziałam – bąknęła.

- No to teraz pani już wie – Bartek ponownie zaczął pstrykać zdjęcia, ale dodał pogodniejszym tonem – proszę się nie martwić, ja się nie pogniewałem.

Wszyscy uciekający wraz ze strażnikami zdołali ukryć się za bramą. Co nie ostudziło zapału drapieżników.

- Psiary – usłyszeli strażnika – rzadki widok. Tam skąd pochodzą musiało zabraknąć jedzenia.

Bartek spojrzał na Agatę.

- Widzi pani? Mieliśmy okazję zobaczyć rzadki gatunek tutejszych zwierząt.

Oddał jej aparat i poprosił od odbitki zdjęć.

- Oczywiście za nie zapłacę – dodał.

- Nie trzeba – bąknęła Agata i zeszła z blanki.

Bartek był zbyt pochłonięty zapamiętywaniem nowych zwierząt, żeby zauważyć, że Agata nadal przeżywała swoje słowa. Czuła również strach. Do tej pory jej pobyt był sielankowy. Ale po tym, jak zobaczyła wściekły atak zwierząt na mury, musiała przyznać, że rozumiała, czemu regulamin miasta był aż tak restrykcyjny.

Szybko odeszła, bo czuła, że zaraz wybuchnie płaczem.

Bartek rozglądał się za nią, ale nigdzie jej nie znalazł.

Kiedy wszedł do swojego warsztatu zupełnie o niej zapomniał, zbyt pochłonięty rysowaniem szkiców psowatych.

 

Tomasz

Pędził na złamanie karku, ciągnąc za sobą swoje dwie koleżanki.

- Szybciej! Przebierajcie szybciej nogami! – wykrzykiwał.

- Nie daję rady – wycharczała ruda.

Złapał ją mocniej za rękę i przyspieszył.

Za sobą słyszeli warczenie i ujadanie atakujących zwierząt.

Brama do miasta była już niedaleko, ale nadal nieosiągalna. Mężczyzna miał wrażenie, że drapieżniki są co raz bliżej. Słyszał również strzały z karabinów. To strażnicy odstraszali zwierzęta i umożliwiali im ucieczkę.

Blondynka potknęła się i upadła.

Tomek zatrzymał się i pomógł jej wstać. Spojrzał w stronę lasu i go zmroziło. W ich stronę biegły setki psiarów.

- Wstawaj – krzyknął i popędził dziewczynę do bramy.

Kiedy wpadli do miasta od razu schowali się za bezpiecznym murem. Tuż za nimi wjechały samochody terenowe, po których szybko zatrzaśnięto wrota. Psiary rzuciły się na nie z wściekłym ujadaniem. Na szczęście nie miały takiej siły, żeby przemóc grube drewno i żelazo. Skoczne też za bardzo nie były, więc nie martwiono się o to, że przeskoczą przez płot.

Tomek oddychał głęboko oparty czołem o mur. Obok niego siedziały, ruda z blondynką i zalewały się łzami.

Wiedział, że nie powinien, ale i tak je przytulił. Trudno, poniesie konsekwencje swojego czynu, ale nie mógł znieść kobiecych łez. Koleżanki trzęsły się w jego ramionach, jak osiki.

- Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam – szczękała zębami jedna z nich.

- Mogłyśmy zginąć – jęczała druga.

- Ale nie zginęłyście – pocieszał je Tomasz – i nie zginiecie. Przypomnijcie sobie niebezpieczeństwa z domku na odludziu. Miałyście takie same szanse, co tu.

- Masz rację – ruda pierwsza doszła do siebie i odsunęła się od niego – dziękuję.

Blondynka też się odsunęła i z troską powiedziała.

- Będziesz miał kłopoty.

- Nie ma znaczenia, najważniejsze, że wy jesteście bezpieczne.

- Dostaniesz karę.

- Pewnie tak, ale na razie się tym nie przejmuję – powiedział pogodnie – bo co niby mogą mi zrobić? Przecież nie wyślą mnie do Kolonii Karnej?

- Pewnie nie, ale stracisz wszystkie, ciężko zapracowane przywileje i teraz na pewno kapitan straży nie da ci rekomendacji.

- Przestańcie się nade mną rozczulać – śmiał się – jestem mężczyzną, dam sobie radę.

Ostatnie zdanie spowodowało, że dziewczyny zupełnie zmiękły i jedna przez drugą zaczęły wymieniać jego męskie zalety.

Z krępującej sytuacji wyratował go jego terapeuta.

- Nic wam nie jest?

- Nic – odparli jednocześnie

- To dobrze. Tomaszu, pójdziesz ze mną na rozmowę.

- Powodzenia nasz ty bohaterze – zawołały chórem dziewczyny.

Tomasz był pewien, że to jeszcze bardziej pogorszyło jego sytuację.

- Wiem, że źle zrobiłem – powiedział, kiedy tylko znaleźli się poza zasięgiem głosu dziewczyn – ale, jak mogłem nie zareagować, skoro tak się trzęsły. Każdy facet by tak zrobił.

- Tylko, że dostałeś zakaz na rozkochiwanie w sobie dziewczyn. A tym wyczynem spowodowałeś, że twoje przyjaciółki najprawdopodobniej oszaleją na twoim punkcie.

- Nie będę się bronił. Niech pan mnie ukarze i tyle.

Terapeuta popatrzył na niego poważnie.

- Naprawdę nie będziesz próbował czegokolwiek ugrać?

- Nie, ponieważ byłem świadom, co robię i uważam, że i tak zrobiłem dobrze.

- I bardzo dobrze – powiedział terapeuta, a Tomasza zamurowało.

- Co pan powiedział?

- Że bardzo dobrze zrobiłeś. Zachowałeś się, jak prawdziwy mężczyzna. Nie dość, że pomogłeś im uciekać,  nie zostawiłeś żadnej na pastwę tych zwierząt, to jeszcze je uspokajałeś, chociaż pewnie i tobie strach zajrzał w oczy.

- To prawda, miałem pełne portki – Tomasz zaśmiał się nerwowo.

- Nie będzie żadnej kary – powiedział terapeuta – zachowujesz wszystkie przywileje i dostajesz pozwolenie na wypicie dwóch piw w tym miesiącu.

Tomasz ze zdumienia rozdziawił usta.

- Nie wiem, co powiedzieć – wydukał.

- Zwykłe, dziękuję, wystarczy – zaśmiał się terapeuta.

 

Robert, Nina i Olga

Robert czekał na Ninę w jednym z pastelowych pokojów. Stanął w cieniu pod ścianą, ponieważ nie chciał być od razu zauważony.
- Olga - odezwał się w powietrze.
- Tak? - usłyszał odpowiedź z głośników.
- Cokolwiek by się tutaj zdarzyło, mnie pozostaw decyzję, co dalej z nią zrobić.
- Dobrze. Tylko nie wysyłaj jej od razu do Kolonii Karnej.
- Dam jej trzy szanse. Może być?
- Tak - po chwili ciszy, Olga odezwała się jeszcze raz - idzie.
Nina weszła do środka z miną obwieszczającą całemu światu swoje niezadowolenie. Robert miał chwilę, żeby jej się przyjrzeć. Niska, pulchna, z opuchniętą od ciągłej złości twarzą. Włosy krótkie, odsłaniające brzydki tatuaż na głowie. Skulona w ramionach, z czujnym wzrokiem, jakby wciąż czekała na atak.
"Ona się boi" - pomyślał Robert. 
Młoda kobieta usiadła i rozejrzała się po pokoju. W końcu go zobaczyła. Przez sekundę była zaskoczona, a potem wściekła się.
- Miało nie być żadnych samców! - wrzasnęła i skoczyła do drzwi. Te okazały się zamknięte. Szarpała klamkę, kiedy to nic nie dało, zaczęła w nie kopać. 
Robert nie ruszył się z miejsca, czekał aż opadnie z sił. Po kilku minutach zwątpił czy to kiedyś nastąpi.
- Wiesz, że nie dasz rady pancernym drzwiom?
- Nie odzywaj się samcze! - wrzasnęła i dla odmiany rzuciła się na niego z pięściami. Kapitan zrobił unik, a Nina upadła na podłogę boleśnie uderzając się w głowę, nadwyrężając ręce i obijając kolana. Ale, że adrenalina w niej buzowała, nawet tego nie poczuła.
Zerwała się na równe nogi i ponownie rzuciła się na Roberta, ten odskoczył. Po czym zdjął pasek. Ninie oczy urosły, jak spodki. Cofnęła się pod ścianę i znieruchomiała. Robert obserwował ją spod oka.
- Będzie spokój? - warknął.
- Wypchaj się - ale się nie ruszyła.
- Pani dyrektor - powiedział w powietrze.
- Tak, kapitanie.
- Po tych kilku minutach spędzonych z osadzoną mam następujące wnioski.
- Mów.
- Ta samica… - użył nazewnictwa Niny.
- Nie mów tak na mnie! - wrzasnęła kobieta.
Zignorował to.
- Ta samica ma wściekliznę - powiedział.
- Skąd pan wie? - zapytała całkiem poważnie Olga.
- Zaburzenia mózgowe, irracjonalne zachowanie, wściekłość. Toczy już pianę z ust, więc stadium chorobowe ma się ku końcowi.
- Czy możemy temu jakoś zaradzić?
- Niestety, ta choroba jest nieuleczalna. Trzeba ją, jak najszybciej odseparować od innych.
- Nie mam wścieklizny! - wrzeszczała Nina.
- Co pan proponuje? - to była Olga.
- Ja bym ją wystawił poza mury miasta i porzucił albo odseparował w jednym z domków na odludziu.
- A zwykła cela nie wystarczy? - Olga zaniepokoiła się werdyktem kolegi.
- Nie, ponieważ będzie zakłócać działanie całej społeczności.
- Nie ma dla niej żadnej szansy?
- Jest jedna.
- Jaka? - to była Nina, ale Robert zupełnie ją zignorował.
- Powiesz mi jaka? - zapytała Olga.
- Tak. Samica ma trzy próby. Jeżeli jest zdrowa, to od razu skorzysta z pierwszej i zacznie zachowywać się, jak dobrze wychowany człowiek. 
- A co jeśli nie skorzysta z tych szans?
- Wtedy wyląduje za bramą. Sama.
Kiedy to mówił, patrzył dziewczynie prosto w oczy. Nina wiedziała, że to nie są żarty.
- Następne spotkanie za dwie godziny - powiedział do niej sucho.
- Co?! - wykrzyknęła, ale od razu się zreflektowała i powiedziała spokojniejszym tonem - nie dasz mi czasu na zastanowienie?
- Za godzinę - powiedział.
- Nie da mi pan więcej czasu? - poprawiła się.
- Miałaś wystarczająco dużo czasu. Do zobaczenia za sześćdziesiąt minut - włączył stoper i wyszedł.
Poszedł do sali kontrolnej i od razu powiedział do Olgi.
- Co to za indywiduum? Myślałem, że mnie rozszarpie.
- My też - odparła poważnie kobieta - ale chyba ci się udało coś wskórać. 
- Olga, to nie na moje siły, ja jestem zwykłym strażnikiem.
- I mężczyzną twardo stąpającym po ziemi. 
- I co ja mam z nią za godzinę zrobić?
- Zacznij od manier i nauki dobrego zachowania. 
- Nie świecę przykładem - burknął mężczyzna.
- Ale umiesz się zachować. 
- A co potem? – zapytał zrezygnowany.
- Zobaczymy.

kolejny odcinek 29 czerwca

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka