Więzienna planeta - odc.19
Nina
Kobiety ostrożnie wyjrzały na zewnątrz i z ulgą stwierdziły, że śnieżne małpy odeszły. Zostawiły po sobie okropny bałagan. Zwierzęta w poszukiwaniu pożywienia zniszczyły wszystkie owoce ich pracy. Drewno na opał, było rozniesione nie tylko po podwórku, ale i za palisadą. Narzędzia do różnych robót, zamiast leżeć w skrzyni, walały się po ziemi lub zostały wbite w palisadę. Skrzynia została rozbita w drzazgi, a na śniegu widniało sporo krwi.
- Pokaleczyły się - stwierdziła Danka.
Obeszły dom dookoła, ale na samym budynku nie było widać żadnych szkód.
- Solidna budowa - Mona czule poklepała ścianę.
Nina bez słowa zabrała się za porządkowanie szczap drewna. Danka szturchnęła Monę, uśmiechnęły się do siebie, ale nic głośno nie powiedziały. Przyłączyły się do pracy.
- Przydałoby się w końcu napalić w piecach - powiedziała po jakimś czasie Danka – miło byłoby w końcu się ogrzać.
Nina od razu poszła z naręczem szczap do domu.
-
Mówisz i masz – powiedziała Danka.
-
Cii – uciszyła ją Mona – bo się jeszcze rozmyśli.
Danka
przyznała jej rację.
Tymczasem
Nina krzątała się po domu i nie tylko napaliła w piecu, ale i przygotowała
jedzenie.
Kobiety
myślały, że ostatnie przeżycia zmieniły jej charakter, ale to nie była prawda.
Ona po prostu zamknęła w sobie gniew oraz nienawiść do świata i postanowiła
postawić na przetrwanie. Rozmawiać z nimi nie musiała.
Tomasz i
Olga
Spotkał
swojego trenera w drodze do pracy.
- Jak ci się wiedzie?- zapytał terapeuta.
Tomasz w odpowiedzi tylko burknął coś pod
nosem.
- Rozumiem, że dzisiaj nie będziesz ze mną
rozmawiać?
- Nie.
Terapeuta skinął głową i odszedł.
To nie tak, że nie miał nic do powiedzenia. Miał
i to dużo, tylko obawiał się, że wszystko, co by powiedział doprowadziłoby go
do jeszcze większych ograniczeń. A i tak już było mu ciężko. Skończyły mu się środki
czystości i jedyne na co go było stać, to szare mydło. Wszystko prał ręcznie,
co w przypadku roboczego ubrania nie miało sensu, bo nie był w stanie pozbyć
się plam ze smaru czy farby. Od tygodnia jadł kanapki z serem białym, bo były
najtańsze. Chcieli mu pokazać, co dzieje się z ludźmi, którzy w wyniku
okradzenia ich szefa ubożeją? I to im się udało. Nie chciał już tego
eksperymentu, a przecież minęło dopiero dwa tygodnie. Nie wierzył, że jest w
stanie wytrwać do końca.
Oczywiście, mógłby pokombinować, ale raz dwa by
to wykryli. Mógłby pożyczyć trochę pieniędzy, ale nie chciał się przyznawać do
swojej aktualnej sytuacji bytowej. Poza tym musiałby później to spłacać. A to
by wydłużyło jego męki o kolejne tygodnie.
- Dzień dobry Tomaszu - usłyszał głos Olgi.
- Dzień dobry pani dyrektor - starał się, aby
jego głos zabrzmiał miło i przyjemnie.
- Mam coś dla ciebie - wyciągnęła w jego stronę
papierową torbę, wypełnioną po brzegi różnymi produktami. Zauważył pęto
kiełbasy, jakieś konserwy i jajka.
- Dlaczego niby mam to wziąć? - spytał nieufnie.
- Żebyś nam nie zmarniał - uśmiechnęła się do
niego.
- To jakiś test? - patrzył na nią spod oka.
Kobieta roześmiała się.
- To żaden test. Przed chwilą spotkałam Damiana,
który powiedział, że wyglądasz tak, jakbyś miał kogoś zagryźć, więc uznałam, że
trochę cię wesprę.
- A można tak wtrącać się do terapii?
- Jestem dyrektorem więzienia, a nie dyktatorem.
Jeżeli, ktoś niedomaga, to staram się pomóc.
- Nie chcę pomocy - burknął - dam sobie radę.
- Nie wątpię - odparła - ale w jakim stanie to
skończysz? Ile jadu wyhodujesz? Jak wpłyniesz na otoczenie? Czy jeszcze ktoś
będzie cię lubił?
Tomasz chciał odpowiedzieć, że może się obejść
bez ludzi, ale wiedział, że to nieprawda.
- Nie miej skrupułów. Kupiłam to dla ciebie.
- Nie chcę jałmużny - żachnął się.
Olga popatrzyła na niego uważnie.
- To o to chodzi? O urażoną dumę?
Tomasz nie odpowiedział.
Olga uśmiechnęła się ciepło.
- Przyjmowałeś prezenty od kobiet, z którymi się
spotykałeś?
- A co to ma do rzeczy?
- Przyjmowałeś?
- Tak.
- Zatem potraktuj to jako prezent. Taki Rolex
spożywczy .
Tomasz o dziwo zaśmiał się i powiedział
- W takim razie pięknej kobiecie nie odmówię.
- I tak trzymaj.
Kobieta wręczyła mu zakupy i odeszła.
Tomasz powstrzymał się przed zajrzeniem do
środka. Dopiero w pracy usiadł i przejrzał wiktuały.
Dziękował w duchu Oldze za ten prezent.
Karol
Mechanik odwiedził go ponownie i przejrzał
jego obliczenia. Na koniec klepnął go w plecy.
- Doskonale. Masz tę pracę. Tylko pamiętaj, rób
wszystko, żeby jak najszybciej stąd wyjść.
- Ba. Żeby to było takie proste - mruknął Karol.
- Gdyby było z tobą źle, to by mnie tu nie było.
Ale o czym to ja miałem..., a! Pracę zaczniesz od zaraz.
Zajrzał do przepastnej torby, z której wyjął dwa
pudła gratów.
- Złóż mi z tego silnik. Ale tak, żeby działał.
Niedziałające każdy potrafi zrobić - i roześmiał się ze swojego dowcipu.
Karol czuł, że z irytacji cierpnie mu skóra. Raz,
nie miał pojęcia o silnikach, a dwa, facet go swoim zachowaniem denerwował.
Nigdy nie lubił tak głupio wesołkowatych ludzi.
- Nie znam się na silnikach - przyznał się.
- W chatce na odludziu skonstruowałeś kilka
rzeczy...
- Pułapki i prymitywną włócznię.
- Od czegoś trzeba zacząć - mechanik ponownie
klepnął go w ramię. Gdyby nie wszędobylskie kamery, Karol już by mu wykręcił
rękę. Zacisnął zęby.
- Niczego nie obiecuję.
- Widzimy się za tydzień - wyszedł zanim Karol
zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
ZIEMIA
Agata
Udała
się do siedziby Więziennej Planety i poprosiła o spotkanie z kapitanem Jackiem
Olechowskim. Bardzo się zdziwiła, kiedy okazało się, że oficer od razu ją
przyjmie.
Weszła do gabinetu i przywitała się. Mężczyzna
uśmiechnął się szeroko i powiedział.
-
Dopięła pani swego. Gratuluję. Olga, czyli dyrektor więzienia, była pod
wrażeniem pani uporu.
- Czy to źle? - zapytała Agata.
- Jak widać nie. Wyszło to pani na dobre. Kiedy
chce pani lecieć?
- Chciałam po nowym roku, 2 stycznia.
Oficer kliknął coś w komputerze i powiedział.
- Kiepski termin. Ludzie wracają stamtąd po
świątecznym urlopie.
Agata wyraźnie się zdziwiła.
- Aż taki macie ruch?
- Aż taki, to nie. Ale kilkanaście osób
wyjechało i tyleż samo chce wrócić.
- I 2 stycznia nie ma miejsc?
- Wolny termin mam dopiero dziesiątego. Mógłbym
panią wcisnąć na 13 00.
Agata odetchnęła.
- Zgoda.
- Proszę się nie gniewać, ale dziennie możemy
wysłać maksymalnie pięć osób i tyle samo przyjąć. Sama podróż trwa około 15
minut, ale procedury przygotowujące, odprawa i przeszkolenie około półtorej
godziny. W pani przypadku będzie to jeszcze dłużej.
- A czemu?
- Bo to pierwszy raz.
- Rozumiem – powiedziała, po czym zapytała -
codziennie macie tylu ludzi do przesłania?
- Nie. Normalnie ludzie kursują raz na dwa -
trzy tygodnie. Taki tłok jest w okresie świąt, ferii i latem. No i kiedy
studenci wybierają się na praktyki.
- A ilu turystów rocznie odwiedza Więzienną
Planetę?
- Ocho - zaśmiał się mężczyzna - robi pani ze
mną wywiad?
Agata spłonęła rumieńcem i bąknęła coś o
zboczeniu zawodowym.
- Proszę się nie denerwować - uspokoił ją - to
żadna tajemnica - rocznie mamy około 200 osób z Ziemi. Ale jeżeli dołączymy do
tego spotkania rodzinne, to będzie około 500 osób.
- Spotkania rodzinne?
- Rodziny odwiedzają więźniów albo swoje dzieci,
które u nas zamieszkały.
- Dziękuję za odpowiedź. Co muszę teraz zrobić?
- Musi pani wpłacić sumę za bilet w jedną
stronę. A kwotę na powrót zamrozić u nas i aktywować w odpowiednim czasie.
Potrzebujemy również badań krwi i opinii lekarza na temat pani zdrowia. Spis
leków, które pani stale przyjmuje. Nie może pani wziąć ze sobą bagażu cięższego
niż 12 kilo i nie ma żadnego podręcznego.
- Ale ja jadę na rok! - wykrzyknęła Agata -
chyba nie wyobraża sobie pan, że będę chodzić w czterech rzeczach na krzyż.
- Faktycznie.
Sięgnął po telefon i przez chwilę rozmawiał z
działem technicznym. Kiedy odłożył słuchawkę, uśmiechnął się do niej szeroko i
powiedział.
- 25 kilo, a z powrotem maksymalnie 35.
- Dlaczego z powrotem można wziąć więcej?
- Pamiątki?
- Nie pomyślałam - uśmiechnęła się.
- Dodatkowo proszę pobrać w recepcji regulamin i
podejść do niego poważnie.
- Zawsze pan o wszystkim informuje podróżnych? -
zapytała.
- Nie. Zazwyczaj robi to biuro
turystyczne, ale pani dostała zielone światło od dyrektor więzienia i to
na cały rok. Musiałem poznać osobę, która przekonała Olgę do zmiany zdania.
Agata
spłonęła rumieńcem, ale uśmiechnęła się szeroko, szczęśliwa, że jej się udało.
-
Miło mi to słyszeć – powiedziała.
-
Mnie było miło panią poznać. Życzę udanego pobytu na Więziennej Planecie i do
zobaczenia.
Ania
Została
skazana na 5 lat więzienia. Adwokat zapewniał ją, że może dostać wyrok w
zawieszeniu, ale ona uparła się odbyć całą karę. Jedyne, czego chciała, to
dostać się na Więzienną Planetę. Byle dalej od rodziny.
- Nie wie pani z czym się chce zmierzyć -
powiedział do niej adwokat - to nie miejsce dla takich, jak pani.
- Dlaczego?
- Trafiają tam przede wszystkim recydywiści i
osoby, które popełniły bardzo ciężkie przestępstwa.
- Dam sobie radę.
- Czytała pani o tym, że łatwo tam stracić
życie?
- Dam sobie radę- powtórzyła z naciskiem.
Adwokat pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Jest pani szalona.
Ania uśmiechnęła się szeroko.
-
Dlatego będę tam doskonale pasować.
Jakiś czas później...
WIĘZIENNA
PLANETA
Agata i
Olga
Od trzech miesięcy przebywała na Więziennej
Planecie i jeszcze ani razu nie pozwolono jej na swobodne poruszanie się po
mieście. Pani Olga uważała, że jeszcze za mało wie o tym miejscu.
A przecież poznała już kilkoro ludzi, pokazano
jej drapieżniki, a zasady bezpieczeństwa miała wykute na blachę.
- Pani dyrektor - powiedziała do Olgi, kiedy
spotkały się w pracowniczej stołówce - ja nawet pracuję jak wszyscy. Jak długo
jeszcze będą mnie tak eskortować strażnicy?
- Już niedługo - odparła Olga.
- Mówi tak pani od dwóch tygodni.
Olga zaśmiała się.
- To niedługo.
Agata wiedziała, że nie wygra, dlatego
odpuściła.
- A jak się pani podoba praca? - zapytała Olga.
Agata dostała zatrudnienie w więzieniu, jako
archiwistka. Dołączyła do dwuosobowego zespołu i mozolnie przekopywała się
przez dokumenty.
- Średnio - przyznała Agata - wolę być w ruchu.
- Jak to dziennikarka.
- I pisarka - dodała Agata - ale rozumiem pani
wybór. Dzięki tej pracy, mogę lepiej poznać specyfikę tego miejsca.
- Proszę się nie martwić, za jakiś czas
przeniosę panią gdzie indziej.
Agata uśmiechnęła się z wdzięcznością, a Olga
dodała.
- Poza tym, czeka panią za kilka dni mała
odmiana. Będzie pani budować mur. Jeśli tam się pani sprawdzi, to zdejmę
strażników.
- Ten mur, o którym wszyscy gadają?
- Tak. Każdy musi wziąć w tym udział. Nawet ja.
Agata wyraźnie się zdziwiła. O tym jeszcze nie
słyszała.
- Pani?
- Owszem, tu chodzi o nasze bezpieczeństwo, ale
i o wspólnotę.
- Ciekawe - stwierdziła Agata - nie mogę się już
doczekać.
Bartek
Mężczyzna był z siebie bardzo zadowolony.
Przez trzy tygodnie budował swój warsztat. Na razie nie był zbyt duży, ale w
sam raz do jego typu pracy. Nie miał ogrzewania ani bieżącej wody, jedynie dwa
stoły i krzesło. Wiedział, że musi jeszcze dorobić półki i szafki, ale to
musiało poczekać. Nie zarabiał tyle, żeby móc sobie na to wszystko pozwolić. W
przyszłości planował dostawić jeszcze pomieszczenie mieszkalne, a na razie
mieszkał, tak jak inni samotni skazańcy w czynszówce.
Bartek na początku nie mógł uwierzyć, że dostał
pozwolenie na wybudowanie swojego warsztatu. Nie było go jeszcze stać na kupienie
działki, ale burmistrz zgodził się na dzierżawę. Był mu za to bardzo
wdzięczny.
Do postawienia go wybrał najdalszy kąt części
rzemieślniczej miasta, ale niedaleko strażnicy, żeby w razie przedostania się
do środka jakiegoś drapieżnika mógł się gdzieś schować.
Oficjalne otwarcie planował zrobić za kilka dni.
Zaprosił na nie panią Olgę, swojego irytującego trenera, Karola a także burmistrza.
Zaprosił również dziewczynę, która sprzedawała jego dzieła. Nie znał jej
dobrze, widział zaledwie kilka razy, ale stwierdził, że ona też powinna się
pojawić. Wszyscy obiecali wpaść. Czuł, że rozpiera go duma. Zrobił coś własnymi
rękami i nie była to jatka w barze.
Odetchnął i wszedł do warsztatu. Na stole stał
spory klocek drewna. Już wiedział, co wyrzeźbi. Usiadł i zabrał się do pracy.
Karol
Był na
względnej wolności, ale co z tego, skoro nie widywał pani Olgi. Kobieta albo go
unikała albo nie wiedział, co jeszcze.
Odbył drugi stopień resocjalizacji, teraz był na
trzecim. Pracował w warsztacie mechanicznym, a właściwie wynalazczym. Była to
najlepiej płatna fucha dla więźnia, więc pieniędzy mu nie brakowało. Mógłby ją
zabrać na randkę. Był grzeczny, uprzejmy, nie zaliczył jeszcze żadnej wpadki i
po co to wszystko? Po to, żeby nadal jej nie widzieć? Tęsknił.
Jedyne, co go trzymało w ryzach, to że Bartek
poinformował go o tym, że Olga będzie na otwarciu warsztatu.
Może uda mu się z nią choć przez chwilę
porozmawiać?
Komentarze
Prześlij komentarz