Więzienna planeta - odc.24
Ania
Od
kilku dni funkcjonowała na tyle dobrze, że przestano dostarczać jej gotowe
potrawy, a zaczęto dawać produkty, z których już sama musiała sobie coś zrobić.
Od razu z tego skorzystała. Wysprzątała również od góry do dołu celę, która w
końcu przestała śmierdzieć i przypominać chlew.
Olga uznała, że kobieta jest gotowa do rozmowy.
Ania po raz pierwszy wyszła z celi. Towarzyszyło
jej dwóch strażników, którzy poinformowali ją, że idzie na spotkanie z dyrektor
więzienia.
Nie wiedziała czy to dobrze czy źle.
Wprowadzili ją do przytulnego pokoju
zastawionego fotelami i dwiema kanapami. Wszystkie meble były pastelowo
pomarańczowe. Na ścianach wisiały wesołe obrazki. Pośrodku stał szklany stolik,
na którym znajdowała się patera z nieznanymi jej owocami i dwa kubki gorącej
herbaty. Na jednej z kanap siedziała drobna kobieta o kruczoczarnych,
rozpuszczonych włosach. Miała na sobie dopasowany kostium, który znalazł
uznanie w oczach Ani.
Olga wskazała ręką fotel, a Ania odruchowo
usiadła. Przez dłuższą chwilę trwała cisza, aż więźniarce zrobiło się nieswojo.
Nie wiedziała, co ma zrobić z rękoma i uciekała wzrokiem od badawczych spojrzeń
kobiety.
- Wyspałaś się? - takiego pytania się nie
spodziewała.
- T-tak - wyjąkała zachrypniętym głosem.
- Kilka miesięcy letargu, to wystarczający czas
na odpoczynek i sen.
Ania ze zdziwieniem stwierdziła, że w głosie
kobiety nie było ani grama złośliwości.
- Nie wiedziałam, że to trwało tak długo.
Olga uśmiechnęła się.
- Z pobytem na odludziu, cztery miesiące.
- Na jakim odludziu? - zdziwiła się Ania.
Dyrektorka spojrzała na nią zdziwiona.
-
Nie pamiętasz, że zamknęłaś się w piwnicy, że podkradałaś żywność, za co
współlokatorki cię pobiły?
Ania pokręciła głową.
- Może i dobrze - powiedziała Olga, a potem
dodała – chociaż i tak przyjdzie moment, kiedy będziemy o tym rozmawiać.
- A czym się teraz zajmiemy?
- Tobą - Olga opowiedziała jej o programie
resocjalizacji. Na koniec zapytała - będziesz współpracować?
- Tak - odparła Ania.
- To dobrze. Ale najpierw opowiedz mi o sobie.
- Przecież pani wszystko wie. W papierach...
- Ja chcę poznać ciebie, nie raporty - przerwała
jej Olga.
- Nie wiem od czego zacząć? - kobieta wzruszyła
ramionami.
- Pomogę ci zadając pytania.
Dyrektorka wzięła do ręki laptop, który do tej
pory leżał na kanapie, otworzyła go i zaczęła wywiad.
Karol
Po rozmowie z Olgą humor mu się poprawił. Kobieta
może nie robiła mu nadziei, ale też go nie odrzuciła. Potwierdziło się to kilka
dni później, kiedy spotkał ją na chodniku. Zaprosił ją na kawę. Niestety
musiała mu odmówić, ale obiecała spotkanie w sobotę, czyli za dwa dni.
- Nad czym tak pracujesz? - szef zajrzał mu
przez ramię - to nie jest nasz projekt.
- Wiem - przyznał Karol - robię prezent.
- W godzinach pracy?
- Przecież nic się nie dzieje. Czekam, aż mi
przyniosą próbki.
- Tylko żebyś mi niczego nie zaniedbał.
- Nie będzie żadnych opóźnień – obiecał Karol.
Agata
Na chandrę najlepsza praca - pomyślała i zamknęła
się w ciemni.
Rozmyślała o tym, jak niewiele wiedziała o tym
świecie. Mimo przeczytanego regulaminu i kilku mądrych książek i tak wpadła na
zwykłej codzienności. Nie pomagał fakt, że więźniowie chodzili swobodnie po
mieście, to spowodowało, że zapominała o tym, że znajduje się w więzieniu.
Jako gość nie miała prawa wygłaszać żadnych
komentarzy.
Nie pomogła jej myśl o tym, że Bartek się nie
gniewał. Sama na siebie się gniewała.
Na swoje usprawiedliwienie miała tylko to, że
pierwszy raz była bez asysty strażników, więc nic dziwnego, że popełniła gafę.
Przyjrzała się zdjęciom. Te z imprezy były
cudowne, natomiast psowate potwory nadal wywoływały w niej dreszcze.
Miała też inny problem, jak dostarczyć zdjęcia,
żeby nie musieć widzieć Bartka.
Na szczęście postanowienie o tym, żeby już
więcej go nie widzieć, z czasem zbladło.
Nina i
Robert
Minęła
godzina i Robert ponownie wszedł do pastelowego pokoju. Nina siedziała
nieruchomo na kanapie i patrzyła na niego wyczekująco.
Robert zajął miejsce naprzeciw niej i
powiedział.
- Żarty się skończyły. Czas zacząć naukę.
Nina nie odpowiedziała, ale widział w jej oczach
złość.
- Lekcja pierwsza szacunek. Zastanów się i
powiedz, co przez to pojęcie rozumiesz.
- A jak nie odpowiem? - burknęła
- Zostaną ci dwie szanse na przeżycie.
- Nie może pan decydować o moim życiu. Dostałam
tylko kilka lat, niedługo stąd wyjdę.
- Właśnie zmarnowałaś pierwszą szansę -
powiedział niewzruszony Robert.
Nina popatrzyła na niego uważnie i pomyślała - „Przebrzydły
samiec, rozparty na kanapie i napawający się swoją władzą. Myślałby kto, że
jest taki groźny. Nie może nic mi zrobić.” A potem przypomniała sobie domek na
odludziu. Przecież ci sami ludzie wsadzili ją tam i narazili na ataki dzikich
bestii. Być może nawet zrobił to ten samiec. Nie zawaha się i naprawdę wystawi
ją za bramę.
- Szacunek, to coś czego oczekuję wobec mojej
osoby - powiedziała.
- To, że w zdaniu użyjesz tego słowa, nie
oznacza jeszcze, że odpowiedziałaś na pytanie.
Nina wysiliła szare komórki, ale jak mogła
odpowiedzieć, skoro sama nikogo nie szanowała.
- Nie wiem - przyznała.
- Szanujesz rodziców?
- Nie. Oni dawno mnie skreślili.
Robert popatrzył na nią uważnie.
- A przyjaciele?
- Nie mam przyjaciół.
- Rozumiem. To powiedz, jak chciałabyś, żeby
ludzie okazywali co szacunek.
- Chciałabym, żeby wszyscy zostawili mnie w
spokoju.
- To nie jest odpowiedź.
- Innej nie mam.
Robert czuł, że mówi prawdę.
Dlatego opowiedział jej czym jest szacunek. Na
koniec zadał jej pracę domową.
- Na jutro przygotujesz przeprosiny dla
wszystkich, którzy mieli tu z tobą do czynienia.
- Nie będę nikogo przepraszać - burknęła.
- Powiedz mi to jutro, a zostanie ci jedna
szansa.
- Po co mam przepraszać, skoro nie chce tego robić.
- W ramach treningu i nauki szacunku do innych
ludzi. Do widzenia.
Ania
Nie
mogła uwierzyć, że spędziła cztery miesiące, jako śmierdzący kołtun i pasożyt.
Ona, pedantka i perfekcjonistka? Pani Olga mówiła, że wpadła w letarg i
właściwie tylko spała i jadła.
Na jej pytanie, czemu tak się stało, dyrektorka
odpowiedziała, że zadziałał mechanizm obronny.
Ale żeby aż tak się zapuścić?
Zaczęła ponownie sprzątać, chociaż i tak
wszystko już błyszczało. Po prostu musiała czymś zająć ręce.
Dostała zadanie od pani Olgi- miała uzupełnić
kolorowankę dla dorosłych.
Niby proste, ale wydawało jej się to dziecinne i
bez sensu. Wolała sprzątać.
Zeszyt zadań leżał na kuchennym stole i patrzył
na nią oskarżycielsko. Kredki leżały obok. Jeszcze nie rozpakowane.
Na pytanie, czemu ma to robić, pani Olga
odparła.
- Będzie ci łatwiej zapanować nad myślami. Nie
będziesz się denerwować.
Ania usiadła z westchnieniem przy stole.
- Ciekawe czy zadziała - sięgnęła po kolorowanki
i ją wciągnęło. To było coś w sam raz dla pedantki.
Bartek i Agata
Bartek,
jak zwykle siedział w swoim warsztacie i dłubał w drewnie.
Usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę - krzyknął
W drzwiach stanęła Agata. Bartek uśmiechnął się
do niej niepewnie.
- A już myślałem, że się pogniewałaś.
- Ja? - zdziwiła się - to raczej ty powinieneś
się gniewać. Byłam niemiła i posądziłam cię o tchórzostwo.
Bartek zaczął się śmiać.
- Może gdybym rzeczywiście był tchórzem, to bym
się obraził, bo byś mnie zdemaskowała. Ale nim nie jestem, tylko zasady mnie
pętają.
- W każdym razie jeszcze raz przepraszam -
odparła Agata - i przyniosłam zdjęcia.
Bartek zerwał się z krzesła i nad nią stanął.
Agata po raz kolejny zdała sobie sprawę, jak potężny jest ten mężczyzną,
chociaż stał przed nią z miną małego
chłopca czekającego na prezent.
Agata postanowiła to wykorzystać.
- Dam ci je, ale pod jednym warunkiem?
- Jakim? - łapczywie wpatrywał się w kopertę ze
zdjęciami.
- Skoro przeszliśmy na ty, to może zaprosisz
mnie na kawę.
Bartek spochmurniał.
- Przepraszam, to moja wina. Powinienem zwracać
się do pani oficjalnie.
- Mnie to nie przeszkadza - wyciągnęła rękę -
Agata jestem.
Uścisnął ją z wdzięcznością.
-Bartek - odparł z ulgą, po czym dodał - z kawą
może być problem.
- Jaki? - zapytała.
- Nie mogę sobie ot tak na nią iść. Muszę mieć pozwolenie.
A na razie dostałem dwie wejściówki do karczmy i imprezę. Muszę odczekać i
zasłużyć.
Agata zarumieniła się ze wstydu.
- Znowu palnęłam gafę. Znowu zapomniałam, że
jesteś więźniem.
- Nic nie szkodzi. Mnie też nie było łatwo, to
wszystko przyswoić.
- Ale zdjęcia możesz wziąć?
- Mogę. Nie tylko ty mi je przynosisz.
Agata zasmuciła się, Bartek to zauważył i szybko
ratował sytuację.
- Ale takich, jakich dostanę od ciebie na pewno
nikt mi nie przyniósł. Oprawie je w ramki.
Agata uśmiechnęła się ciepło.
- Zatem czekam, aż będziesz mógł iść ze mną na
kawę - wręczyła mu kopertę, a potem zapytała - a może teraz ją wypijemy?
Bartek pokręcił głową.
- Jeśli nie wyjdziesz ode mnie za dwie minuty
przyjdą strażnicy. Nie czytałaś o prywatnych relacjach w mieście?
- Czytałam, ale nie pamiętam.
- 15 minut w pomieszczeniu. Pół godziny na
zewnątrz. Praca się nie liczy, tak jak i wyjątkowe sytuacje. Na przykład na
kawę z tobą dostanę pewnie godzinę.
- Rozumiem i uciekam. Nie chce żebyś miał
kłopoty. Cześć.
- Dzięki. Cześć.
Bartek został sam i od razu wziął się za
przeglądanie zdjęć.
Tomasz i
Robert
Tomasz dostał wezwanie do natychmiastowego
stawienia się u kapitana straży. Zdziwił się tym bardzo, ponieważ nie
przypominał sobie, żeby ostatnio złamał jakiś przepis.
Kiedy przyszedł do strażnicy, od razu został
zaprowadzony do Roberta.
Kapitan spojrzał na niego i wyciągnął w jego
stronę rękę, w której trzymał jakąś kartkę.
Tomek wziął ją i zapytał.
- Co to?
- To co chciałeś. Rekomendacje - odparł sucho
kapitan.
- Naprawdę? - Tomek spojrzał na dokument i
przeczytał cztery razy, zanim uwierzył w jego prawdziwość.
"Pan Tomasz Dębski otrzymuje rekomendacje
kapitana straży Roberta Zabłockiego . Pan Tomasz jest odpowiedzialnym
człowiekiem i zezwalam na prowadzenie przez niego samochodu."
Tomek popatrzył zdziwiony na Roberta.
- Czemu zmienił pan zdanie?
- Twoje ostatnie wyczyny sprawiły, że uwierzyłem
w twoją przemianę.
Tomek rozdziawił buzie i natychmiast jà zamknął.
- Dziękuję - wydukał.
- Nie ma za co. A teraz żegnam, mam mnóstwo
pracy.
Tomek wyszedł przed strażnicę i przytulił do
serca dokument.
Tak dobrze nie czuł się nawet wtedy, gdy okradał
naiwne babeczki.
Karol
-
Szefie - zwrócił się do swojego przełożonego - czy jest szansa na to, żebym
dostał pozwolenie na pójście do karczmy na wieczorny seans?
- Nie tym razem - odparł szef - ostatnio miałeś
imprezę i wyjście na kawę, musisz swoje odczekać.
Karol zasmucił się, ponieważ miał nadzieję
zaprosić Olgę na seans. Niestety na razie musiało mu wystarczyć wspomnienia i
przypadkowe rozmowy na ulicy.
- A jak to jest z tym skracaniem wyroku? -
zapytał szefa. Mężczyzna podrapał się po głowie i rzekł.
- W twoim przypadku oznacza dużo wyrzeczeń.
- To znaczy?
- Pięć tysięcy za jeden dzień. A to dlatego, że
jesteś ciężkim przestępcą.
- No tak - westchnął Karol- na razie jest to
poza moim zasięgiem. Dajecie mi ledwo tysiąc pięćset.
- Nie szalej. Dopiero zacząłeś - szef zaśmiał
się - kto by pomyślał, że taki jesteś niecierpliwy.
- Jak mi na czymś zależy, to się śpieszę -
odparł Karol - ale rozumiem, że na razie nic z tego, więc po prostu wrócę do
pracy.
- Mądrze gadasz.
Olga
Weszła
do mieszkania i z ulgą padła na kanapę. Lubiła swoją pracę, ale ostatnie
tygodnie, sprawa Ani i Niny, dały jej w kość. Dopiero, po interwencji Roberta,
odetchnęła i dopadło ją zmęczenie.
Nie chciało jej się ruszać. Jedynie sięgnęła po
koc i nawet się nie przebierając w domowe ciuchy, opatuliła się po szyję i
zasnęła.
Obudziła się dziesięć godzin później. A
dokładniej obudził ją telefon. Sekretarka dzwoniła pytać, gdzie się podziewa.
Olga spojrzała na zegarek, była 8 15.
Przeprosiła panią Basię i powiedziała, że
zjawi się o 9 00.
- Chyba czas gdzieś wyjechać - uznała - nie mogę
padać na twarz. Pomyślała również o zespołach zajmujących się Anią i Niną, im
też się należał krótki odpoczynek.
Dlatego od razu po przyjściu do pracy zwołała
spotkanie i oznajmiła.
- Ostatnio żyliśmy w ciągłym napięciu, od
tygodnia mamy progres w resocjalizacji Anny i Niny, myślę, że każdy z was
powinien wziąć kilka dni wolnego. Powiedzmy tydzień. Ale zaczniemy od
terapeutów, oni najbardziej tego potrzebują, potem strażnicy i na końcu
obserwatorzy.
Nastroje od razu się polepszyły, kilka osób
zaczęło klaskać. To tylko potwierdziło słuszność jej decyzji.
Potem udała się do burmistrza i go o tym
poinformowała. Również o tym, że ona też jedzie w pierwszej turze.
- To oczywiste - zgodził się Paweł - dostaliście w kość, ale od razu mówię,
że potem wysyłam Roberta, on też zasłużył na urlop.
- Oczywiście.
W wolnej chwili zastanawiała się gdzie pojechać.
Na Ziemię wybierała się służbowo za miesiąc, żeby spotkać się z kandydatami na
praktyki i żeby zatrudnić kilka dodatkowych osób. Z Nowego Miasta nikt się nie
kwapił, a na miejscu wszyscy już mieli co robić. Także Ziemię wykreśliła z
planów. Zostały jej Burzliwe Wodospady w dżungli, gdzie znajdował się
ekskluzywny kurort. Mogła też pojechać na Szare Klify, ale tam było czasami
niebezpiecznie. No i do Błękitnej Laguny uzdrowiska przy Kolonii Karnej.
Miałaby tam spokój, ciszę i morze. Ostatecznie jednak wybrała Szare Klify, tam
było kameralnie i nie musiała przecież nigdzie wychodzić. A nawet jeśli, to
dostanie obstawę. Zadzwoniła do nich i zamówiła pokój. Potem wróciła do pracy.
Ania
Do jej celi weszła kobieta, w średnim wieku, z gładko zaczesanymi
włosami i ładnym, damskim garniturze.
- Dzień dobry – odezwała się ciepło – od dzisiaj będę pani stałą
terapeutką.
- A pani dyrektor? – zapytała Ania.
- Pani dyrektor też będzie się z panią widywać, ale rzadko. Ona
zazwyczaj prowadzi mężczyzn.
- Czemu mną się zajęła?
- Bo jesteś specjalnym przypadkiem.
- Przepraszam – powiedziała Ania ze skruchą.
- Nie przepraszaj. Mogę usiąść?
- Gdzie moje maniery – zdenerwowała się Ania – oczywiście, proszę
siadać. Czego się pani napije?
- Herbaty.
Kiedy Ania krzątała się po
kuchni, terapeutka uważnie ją obserwowała.
- Chciałabyś wyjść już na zewnątrz? – zapytała.
Ania postawiła kubki na stole.
- Nie – odparła – jeszcze nie.
- Dlaczego?
- Chcę przejść całą terapię.
- Na zewnątrz też będzie terapia.
Ania usiadła naprzeciw kobiety i odparła.
- Wiem, ale chyba na tę chwilę nie jestem jeszcze gotowa zmierzyć
się z innymi ludźmi.
- Boisz się ludzi?
- Może źle się wyraziłam. Chciałabym stanąć przed nimi jako
normalna osoba.
- Czemu tak mówisz?
- Od dziecka musiałam być perfekcyjna, trzymać emocje na wodzy,
nie mogłam popełniać błędów. Tymczasem od niefortunnego ataku na mojego szefa,
wszystko w moim życiu się zmieniło. Poszłam w drugą stronę. Do tego stopnia, że
zapuściłam się, jak ostatni lump. Chyba muszę to sobie wszystko poukładać i
wypośrodkować.
- A mnie się wydaję, że znowu chcesz być perfekcyjna.
- Nie – zaprzeczyła Ania – chcę być normalna.
- A czym jest normalność?
Ania wzruszyła ramionami.
Kobieta dała jej chwilę na zastanowienie, ale kiedy żadna
odpowiedź nie nadeszła, podjęła temat.
- Postaramy się ci pomóc w odnalezieniu twojej normalności.
Najlepiej znaleźć ją wśród ludzi.
Ania wzdrygnęła się, więc terapeutka szybko dodała.
- Ale spokojnie, jeszcze cię nigdzie nie wypuścimy, ale też nie
zamierzamy cię długo tu trzymać. Współpracujesz, robisz postępy, wykonujesz
zadania.
- One są dziwne.
- Czemu tak sądzisz?
- Co to miało znaczyć? Pójść na ćwiczenia w rozciągniętych dresach
albo pomalować paznokcie na różne i nie pasujące do siebie kolory.
- Myślę, że znasz odpowiedź.
- Nie znam? Dla mnie to jest dziw… - przerwała, bo zrozumiała –
już wiem – uśmiechnęła się – mam przestać być perfekcyjna.
- Dokładnie – uśmiechnęła się do niej terapeutka – i jak się z tym
czułaś?
- Okropnie. Zwłaszcza z paznokciami – oburzyła się Ania.
- Dlatego twoją pracą domową będzie zastanowić się, czy lubisz
porządek i perfekcje, czy też twoja niechęć do chaosu wynika z tego, że przez
całe życie, ktoś od ciebie tego wymagał.
- A jak nie będę potrafiła na to jutro odpowiedzieć?
- Nie musisz odpowiadać jutro, możesz za tydzień, za dwa, kiedy
będziesz już pewna, że to co myślisz, jest prawdziwe. Za to my, żeby ci pomóc,
będziemy ci dostarczać kolejne dziwne zadania, które będą burzyć twój porządek.
Zgoda?
-
A mam wybór? – zdziwiła się Ania.
-
Masz. Możesz nie chcieć pomocy.
-
Chcę. Zgoda.
Bartek
Wszedł
do sklepu z pamiątkami, taszcząc wielkie pudło.
-
Cześć Lulu – przywitał się z młodą ekspedientką. Najpiękniejszą więźniarką Karnego
Miasta. Miała 22 lata była wysoka i smukła, miała kręcone blond włosy, a oczy,
jak łania. Pół męskiej populacji za nią się uganiało, ale strażnicy pozwolili
tylko nielicznym z nich mieć z nią kontakt. Bartek należał do tej grupy. Nie
tylko z faktu, że nie lubił szczupłych kobiet, ale odkąd ją poznał, miał do
niej stosunek braterski, co szybko wyczuli jego terapeuci. Dlatego nie miał
problemu w dostarczaniu jej towaru do sklepu. Inni więźniowie zazdrościli mu,
czego nie ukrywali i często mu wytykali. Na to odpowiadał im, że nawet jeśli
strażnicy pozwolą im na spotkanie z Lulu, to między nimi, a nią, będzie stał
jeszcze on.
Na
pytanie terapeuty, czemu tak ją chroni, odparł, że ma młodszą siostrę i nie
chciałby, żeby wpadła w złe ręce.
-
Dziwne słowa w ustach przestępcy, który w życiu kierował się tylko siłą –
odparł terapeuta.
-
Możliwe, ale nigdy nie uderzyłem kobiety, ani nigdy do niczego żadnej nie
zmuszałem.
-
Bały się ciebie.
-
Na to już nic nie poradzę – burczał Bartek.
Lulu
wstała ze stołka i nieśmiało uśmiechnęła.
-
Cześć Bartek – pisnęła cienko.
-
Przyniosłem ci kolejny towar. Nowość. Psiary. Widziałaś je?
Lulu
pokręciła głową.
-
Tylko o nich słyszałam.
Bartek
wyjął z pudla kilka figurek.
-
Popatrz sobie.
-
Łeeee, ale brzydkie – skrzywiła się.
-
Brzydkie? Co też mówisz? Są piękne.
-
Nie wiem, czy ktoś je kupi.
-
Ludzie z Ziemi na pewno – odparł Bartek.
Lulu
odebrała od niego pudełka i zaczęła je pomału rozpakowywać. Bartek szykował się
do wyjścia, ale ona jeszcze powiedziała.
-
Przyszło zamówienie z Burzliwych Wodospadów. Mają w tym roku sporo gości. Dużo
z Ziemi, ale i z innych Karnych Miast. Chętnie kupują twoje wyroby.
-
Tak? A ile sztuk zamówiono?
-
Sto pięćdziesiąt.
Bartek,
aż się zachłysnął.
-
Łał. Nie spodziewałem się takich wyników.
-
Robisz piękne rzeczy – wskazała palcem figurkę psiary – nawet, jeśli rzeźbisz
te potworki.
-
Dziękuję – Bartek skłonił się, pożegnał i wyszedł.
Tomasz
Czuł
się, jak dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę.
Siedział
w jednym z dwóch działających samochodów i odbywał swoją pierwszą przejażdżkę
po okolicy.
-
To nie przejażdżka tylko patrol – upomniał go po raz kolejny sierżant straży.
-
Jak zwał, tak zwał – zaśmiał się Tomasz – dla mnie, to przejażdżka.
-
Zwolnij, nigdzie się nie spieszymy. Pamiętaj, pilnujemy bezpieczeństwa
pracujących przy murze i wychodzących z fabryki.
-
Pamiętam, pamiętam – mruknął Tomek.
Było
to dla niego dziwne, on więzień woził strażników.
Jego
terapeuta powiedział do niego dzisiaj rano.
-
Dostałeś duży margines zaufania. Nie spieprz tego.
-
Obiecuję.
Karol i Olga
Karol
zauważył Olgę, która szła chodnikiem ciągnąc za sobą walizkę.
Lęk
przeszył mu serce. Czyżby wyjeżdżała? Gdzie? Na ile? Kiedy?
Szybko
do niej podszedł.
-
Może pomóc? – zaoferował.
-
O! – ucieszyła się Olga – oczywiście, pomóż.
-
Gdzie się pani wybiera?
-
Na krótki urlop.
Olga
widząc jego zdziwioną minę, zaśmiała się.
-
A co ty myślałeś, że ja nie mam wolnego? Że tylko pracuję?
Karol
przytaknął.
-
Czasami zapominam, że to ja jestem więźniem, a pani wolnym człowiekiem.
-
Nie tragizuj, to tylko tydzień. O wiele dłuższy wyjazd trafi mi się za miesiąc,
lecę rekrutować nowych pracowników na Ziemię.
-
Ile to będzie trwać?
-
Jakiś miesiąc, może dwa – nie chciała go oszukiwać – nie jest łatwo o
odpowiednich dla was ludzi.
Karol
zasmucił się, ale starał się, żeby nie wpłynęło to na dalszą rozmowę.
-
Życzę zatem dobrego wypoczynku i liczę po powrocie na kawę lub ciastko w naszej
karczmie.
-
Oczywiście Karolu, chętnie się z tobą spotkam.
-
Będę tęsknił.
-
Nie przesadzaj, to tylko tydzień- roześmiała się.
-
Ale potem…
-
Potem, to potem, zdążymy jeszcze pójść na kawę.
-
Ma pani rację. Tylko wie pani, że bardzo jestem w pani zakochany.
Olga
spłonęła rumieńcem i odparła.
-
Wiem Karolu, ale ty też wiesz, że to nie takie proste.
-
Nie ma zakazu, czytałem tutejsze prawo – powiedział.
-
Karolu, odpocznę, przemyślę, jak wrócę to porozmawiamy, dobrze?
-
Dobrze – odparł – trzymam panią za słowo.
Dałam dłuższy odcinek, ponieważ kolejny będzie dopiero 25 lipca, kiedy wrócę z Jastarni:)
Komentarze
Prześlij komentarz