Powrót na siłownię
Postanowiłam wrócić na siłownię. W zasadzie postanowiłam to już w zeszłym roku, ale jakoś do tej pory nie udało mi się zebrać i tam pójść. Dlatego postanowiłam o tym napisać, bo może to mnie zmobilizuje do wykonania swojego postanowienia. Tylko muszę wykroić trochę czasu, a z tym u mnie zawsze krucho. Bo latam i latam i wylądować nie mogę. A teraz na dodatek jestem chora. Już nie wiem, co to jest, ale chyba zmasowany atak alergii wiosennej. Leżę i leżę, ale jak już wyzdrowieję, to wracam na siłownię. Skąd u mnie ten pomysł? Po pierwsze, tęsknię za siłownią, bo lubię ten sport i klimat tego miejsca. Lubię ten rodzaj wysiłku fizycznego, no i mogę wiele rzeczy robić statycznie, a przy moich stawach, to podstawa. Po drugie, większość moich koleżanek na coś chodzi, a to na boks, a to na fitness, no to ja pójdę na siłownię. Nie byłam na niech chyba z dziewięć lat. I tak pamiętam, że jak miałam jeszcze przed trzydziestką, to z trenerem, który był w moim wieku patrzyliśmy z podziwem na babkę, która miała 38 lat, że była jeszcze taka sprawna i że jej się chciało ćwiczyć. Tymczasem, ja mam 46 i czuję się bardzo sprawna, ale młodsi użytkownicy siłowni, pewnie będą się zastanawiać, po co taka stara baba tam przyszła. Z drugiej strony, kiedyś tam miałam koleżankę, która miała ponad 60 lat i też ćwiczyła. Więc, może nie będę jednak żadnym dziwowiskiem. Tylko, że teraz będę startować z innego pułapu niż kiedyś. Po pierwsze jestem dużo szczuplejsza. Pamiętam, że po studiach, kiedy przytyłam postanowiłam odchudzić się właśnie na siłowni. I wiecie, w jakim tempie szłam na bieżni? 4,8, to żółwie tempo. W najlepszej mojej formie byłam w stanie iść powyżej 6,0. Ale teraz, to i 5,5 mi starczy, byle się rozgrzać. Nie chcę pakować, ale chcę podnosić jakieś ciężary, no i brzuch domaga się brzuszków. Odchudzać, to ja się nie będę, nie te czasy i nie chce mi się, ale chcę czuć, że moje ciało, to dobrze naoliwiona maszyna i że jeszcze daję radę. A może ja ma kryzys wieku średniego? Eeee, nie, baby mają go około 35 roku życia. Moje koleżanki, które wykroiły sobie trochę czasu na ruch mówią, że to był dobry pomysł, dlatego ich się posłucham. I nie, że ja się nie ruszam. Ja się ruszam i to dużo, ale nie sportowo, a sportu właśnie mi brakuje. Zawsze lubiłam siłownię, gdzie nie ma wielu kobiet, a najlepiej gdyby byli sami mężczyźni. I nie chodzi o jakieś podrywy czy coś, tylko o to, że mężczyźni są cichsi, a baby paplają i zachowują się za głośno.
A
ja potrzebuję relaksu. Nie szukam żadnej sieciówki, wracam w to samo miejsce,
chociaż siłownię ma już inny właściciel, ale co dla mnie najważniejsze, nie ma żadnych
lojalek. Ciekawe, czy mi się spodoba i czy tak, jak kiedyś siłownia stanie się
kopalnią przygód, którymi będę mogła się z Wami dzielić. To się zobaczy, tylko
muszę ruszyć tyłek.
A
dlaczego przestałam chodzić na siłownię? Brak czasu, to był jeden powód, drugi,
to że przychodziło tam już za dużo kobiet i czułam się, jak w kurniku. Teraz
robię kolejne podejście, oby mi się udało.
*Zdjęcie stare, ale jare:)

Komentarze
Prześlij komentarz