Więzienna Planeta - odc.2
ZIEMIA
Agata
skończyła 28 lat i stwierdziła, że musi to jakoś uczcić. Impreza z rodziną i
przyjaciółmi wprawdzie się odbyła, ale pragnęła zrobić coś tylko dla siebie.
Była dziennikarką poczytnego portalu
internetowego, w którym umieszczała reportaże z podróży. Miała również na swoim
koncie dwie książki o zapomnianych cywilizacjach. Dlatego prezentu dla siebie szukała według swej
profesji. Rozłożyła mapę świata i zadumała się nad nią tak, że zapomniała o
świecie.
- Agata, tu ziemia - z zamyślenia wyrwał ją głos
kolegi, z którym mieli dyżur w redakcji. Siedzieli w małym i dusznym pokoju,
zawalonym papierami i różnymi sprzętami. Zupełnie nie, jak w XXI wieku.
Klimatyzacja była zepsuta, lepsze pokoje były zarezerwowane dla stałych
pracowników, a dyżurni nie potrzebowali w ogóle pokoju, tylko telefonów.
Dlatego przydzielono im „magazyn” staroci.
Kobieta potrząsnęła rudą czupryną, błysnęła
orzechowymi oczami i powiedziała.
- Chcę się dostać na Więzienną Planetę.
Kolega parsknął śmiechem.
- Gdzie?
- Przecież głośno mówię. Na Więzienną Planetę.
Prawie nikt o niej nie pisze.
- Zapewniam cię, że są ludzie, którzy o niej
piszą, śledczy, sędziowie, psychiatrzy i...
- Nie zniechęcisz mnie - parsknęła.
- Pewnie nie, ale wiesz, jak się tam dostać nie
będąc skazańcem lub pracownikiem więziennictwa?
- Jeszcze nie, ale zaraz się dowiem.
Wpisała odpowiednie słowa w wyszukiwarkę i mina
jej zrzedła.
- To, że muszę mieć wizę, to jedno, ale, że
bilet w jedną stronę kosztuje 15 tysięcy, to drugie- spojrzała na kolegę - masz
pożyczyć 30 tysięcy?
Mężczyzna ponownie roześmiał się w głos.
- Tak i kostium kąpielowy.
- O nie. Kostiumu od ciebie nie pożyczę -
powiedziała wesoło.
- Może poszukaj sponsorów.
Spojrzała na niego oburzona, ale on uściślił.
- Na przykład na poczet przyszłej książki. Kto
by nie chciał wiedzieć, jak tam jest?
- Dobry pomysł. Przemyślę go.
Ania
Weszła do pustego mieszkania i z ulgą
zrzuciła pantofle na wysokim obcasie. Miała ochotę kopnąć je i zostawić w przedpokoju,
ale chory perfekcjonizm kazał jej ułożyć je równo na półce. Zauważyła
zabrudzenie na lewym bucie, więc od razu je wyczyściła. Zdjęła żakiet i
powiesiła w szafie nie zapominając wygładzić zagięć. Dopiero wtedy weszła do
sypialni, gdzie przebrała się w domowy strój. Sukienkę, na tyle elegancką, żeby
w razie wizyty niezapowiedzianych gości, nie mieć nic sobie do
zarzucenia.
Potem przeszła do salonu i nalała sobie
kieliszek wina. Usiadła w fotelu, poprawiła sukienkę, sięgnęła po pilot
do telewizora, ponownie poprawiła sukienkę, włączyła wiadomości, sięgnęła po
kieliszek wina, poprawiła sukienkę i odetchnęła.
Na ekranie prezenter mówił o katastrofach i
wojnach, a ona miała ochotę na frytki. Zdusiła pokusę w zarodku i oglądała
dalej. Akurat mówili o cukiernikach, którzy wygrali jakiś konkurs, więc
zachciało jej się lodów. Tę pokusę musiała zdławić kolejnym kieliszkiem wina.
Odprężyła się i przestała zwracać uwagę na
pogniecioną sukienkę.
Spojrzała za to na butelkę wina i stwierdziła,
że trzeci kieliszek jej nie zaszkodzi. Zasnęła pijana w fotelu, ciesząc się, że
już weekend i że nie musi iść do pracy.
Nina
Wygoliła bok głowy do łysej skóry i zrobiła
sobie w tym miejscu tatuaż w postaci tygrysa z rozwartą paszczą. Drugą połowę
głowy ufarbowała na niebiesko.
- Najlepszy odstraszacz na facetów - zaśmiała
się ochrypłym i nieprzyjemnym głosem.
- A zapuściłaś włosy pod pachami? - zapytała
Mariola, koleżanka, która prezentowała normalną fryzurę, ale za to miała na
twarzy nadmiar kolczyków.
- A jakże- Nina podniosła ręce.
- Niezłe krzaczory - zaśmiała się koleżanka.
- A jak - parskała Nina - nie będzie mi żaden
samiec mówił, jak ma wyglądać moje ciało.
- To prawda. Ale ze stanika nie umiem
zrezygnować - przyznała Mariola.
- Na to przyjdzie jeszcze czas, na razie zrób
sobie tatuaż.
- Nie chcę.
- Pamiętaj, dlaczego to robimy. Faceci lubią
laleczki, a my do nich nie należymy.
- Samiec twój wróg - powiedziała cicho
dziewczyna.
- Dokładnie - zarechotała Nina - ale my nie damy
się tak przerobić, jak te baby w filmie. Nas nie obowiązuje scenariusz i
poprawność polityczna - wpadła w patetyczny ton, który Mariolę trochę przerażał
- pamiętaj, mężczyźni to zło. Przez lata trzymali kobiety pod butem,
rozkazywali im.
- Ale przecież to się w XX wieku zmieniło? -
przypomniała jej Mariola.
- To kłamstwo. Kto pisał te wszystkie
konstytucje? Faceci, którzy wiedzą, jak nią operować, żeby nas uciskać.
Mariola umilkła, nie chciała ciągnąć tematu, bo
do Niny nie docierały jej argumenty.
- Ale ty dopiero zaczynasz poznawać prawdę -
Nina poklepała koleżankę po barku- ja w tym siedzę od kilku lat, ty zaledwie
kilka miesięcy. Ale nie martw się, wszystkiego cię nauczę.
Mariola nadal nie była przekonana, czy chce, ale
przez zdrajcę Zbyszka nie chciała mieć do czynienia z żadnym samcem. Z zamyślenia
wyrwała ją Nina.
- Przygotowałaś się na jutrzejszą demonstrację?
- Tak. Wzięłam co kazałaś. Farby w sprayu,
papier toaletowy i tuzin jajek.
- Grzeczna dziewczynka - powiedziała z
zadowoleniem Nina - pokażemy im, na co nas stać.
WIĘZIENNA PLANETA
Karol i Bartek
Po
tygodniu zabrakło im jedzenia.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem tak długo
trzeźwy- powiedział Bartek ni z tego ni z owego, kiedy jedli bardzo skromne
śniadanie. –Chyba w dzieciństwie.
-
Dla mnie alkohol też był codziennością, no chyba, że wykonywałem zlecenie.
- A ja i na robotę chodziłem narąbany - przyznał
Bartek - nawet w więzieniu było piwo.
- A w moim nie. Z tym, że ja siedziałem w
izolatce. Bali się, że ktoś mnie sprzątnie.
- Głodny jestem - zmienił temat Bartek - chyba
trzeba zapolować.
- To będzie ciekawe doświadczenie - przyznał
Karol, chociaż nie odczuwał żadnych większych emocji.
- Ja jestem ciekawy, czy broń, którą zrobiliśmy
do czegoś się nada.
- Też wolałbym mieć pistolet - przyznał Karol.
- Ja tam najbardziej lubię tłuc gołymi
pięściami.
- Nie wiem, czy to na tutejsze drapieżniki
wystarczy.
- A żebyś wiedział, że spróbuję sprawdzić -
podjął wyzwanie mężczyzna.
- To ja w tym czasie poszukam korzonków –
odezwał się rozbawiony Karol.
- Dlaczego?
- Bo to jedzenie nie ucieka, nie atakuje i nie
gryzie. No i mam większą pewność, że się uda je upolować.
Bartkowi żyła wyszła na czoło, a Karol
zrozumiał, że ma do czynienia z nerwusem bez poczucia humoru. Zakompleksionym
kolesiem, który wciąż musi udowadniać swoją siłę.
- Żartowałem - powiedział szybko, zanim zarobił
cios.
- Nigdy ze mnie nie żartuj. Nienawidzę być
pośmiewiskiem - grzmiał wielkolud.
- Nie strasz mnie, bo się nie boję i skończ te
wrzaski, bo nie zamierzam ich słuchać - Karol wyszedł z domu i przez chwilę
stał napięty, w oczekiwaniu na tęgie lanie. Nic się jednak nie stało. Bartek
wyszedł na zewnątrz i rzucił mu wystruganą włócznię.
- No to do roboty.
I na tym zakończyli sprzeczkę.
Olga
Razem z jedną ze strażniczek i praktykantami
obserwowała ekran, na którym Karol z Bartkiem wyszli za palisadę uzbrojeni we
włócznie. Technicy uruchomili dron, który nagrywał ich dalsze poczynania.
- Nareszcie doszło do spięcia - ucieszyła się
Olga.
- Długo się krygowali - przyznała strażniczka.
- Mieli pełne brzuchy, czuli się komfortowo -
Olga zwróciła się do praktykantów - okres aklimatyzacji właśnie dobiegł końca,
teraz panowie będą musieli radzić sobie sami.
- Jaki jest tego cel? - zapytała jedna z
praktykantek.
- Na Ziemi zawsze dostawali to, co chcieli. Ten
wielki, dzięki sile, a ten mniejszy, dzięki wysokim zarobkom. Teraz nie mają
nic i dzięki temu szybko poznamy ich charaktery.
- Nie boicie się, że się pozabijają? -
dopytywała dziewczyna.
- Takie ryzyko istnieje, ale w ciągu 10 lat były
tylko dwa takie przypadki.
- Czemu do tego doszło? – Olga odparła.
- W jednym przypadku głód. Panowie nie umieli
nad nim zapanować i zanim coś upolowali, pokłócili się i jeden dźgnął dzidą
drugiego.
- Co się stało z tym, co zabił?
- Został wysłany do Kolonii Karnej, z której nie
ma odwrotu. Tam trafiają osoby, które nie nadają się do resocjalizacji.
- Czyli nie wszyscy trafiają do Karnego Miasta.
- Nie.
- A co się dzieje w Kolonii Karnej?
- Skazańcy mieszkają na otwartej przestrzeni i
czy sobie poradzą zależy już tylko od nich.
- Nikt ich nie pilnuje?
- 24h na dobę, ale strażnicy nie wchodzą z nimi
w bezpośredni kontakt.
- Panowie zaczęli polowanie - poinformowała ich
strażniczka.
To ucięło dalszą rozmowę, co Olgę ucieszyło, ponieważ
szczegółowe informacje o Kolonii Karnej mieli jedynie pracownicy wyższego
szczebla. Nie wszyscy nadawali się do pracy w tamtych warunkach. Tym bardziej
praktykanci nie powinni zbyt dużo wiedzieć.
Karol i Bartek
Według
zapisków z informatora, południe było porą odpoczynku zwierząt drapieżnych.
Ukrywały się przed palącym słońcem i przez około dwie godziny nie powinny się
pojawiać. Mężczyźni jednak doszli do wniosku, że od każdej reguły mogą być
wyjątki, dlatego szli ostrożnie między drzewami, nasłuchując jakiś niepokojących
dźwięków. Wyszli na kolejną polanę, o wiele większą niż ta, na której
mieszkali. Ku ich radości na środku pasły się zwierzęta podobne do saren. Były
większe i masywniejsze od ziemskich, ale to nie miało znaczenia. W informatorze
napisali, że są jadalne.
Panowie porozumieli się wzrokiem i wypatrzyli
dorodną zdobycz. Skryli się w wysokiej trawie i usiłowali podejść bezgłośnie do
stada. Karolowi było łatwiej, ponieważ jako płatny zabójca był wyćwiczony w
skradaniu się i oczekiwaniu na dogodny moment do oddania strzału. Bartek radził
sobie o wiele gorzej. Był wielki i niezgrabny, nie umiał się cicho poruszać i
to jego sapanie spłoszyło zwierzęta. Sarny uciekły w las.
- Zmarnowaliśmy prawie dwie godziny - wkurzał
się Bartek.
- To dopiero pierwsza próba - uspokajał Karol -
poza tym wpadłem na dobry pomysł.
- Jeżeli będziesz truł o korzonkach, to sobie
daruj.
- Korzonki zawsze zdążymy zebrać. Pomyślałem
raczej o zrobieniu pułapki.
- Nie mamy łopat.
- Możemy je zrobić.
- Nie mogłeś na to wpaść wcześniej.
- Grunt, że wpadłem. A teraz wracajmy i
nazbierajmy zieleniny.
- Nie lubię warzyw - parskał Bartek.
- To twój problem, a ja będę miał pełny brzuch.
Bartek przestał utyskiwać, jak rozpieszczona
panienka. W milczeniu szedł za Karolem i myślał. Wiedział już, że w tym
zespole, to Karol jest silniejszym zawodnikiem. Był niski i szczupły, a on
mógłby go zabić jednym ciosem, ale był mądrzejszy i skupiony na przetrwaniu. Za
to on złościł się i chciał używać siły. Dawał do zrozumienia, że nie umie
używać mózgu.
- Dupek ze mnie - burknął pod nosem.
- To prawda - przyznał Karol.
I o dziwo atmosfera od razu się poprawiła.
Nazbierali trochę korzeni, grzybów i owoców leśnych. W domu okazało się, że nie
wszystkie były jadalne.
Olga
Praktykanci
dostali dwie godziny wolnego, więc mogła chociaż na chwilę wrócić do pracy.
Jako dyrektor miała mnóstwo obowiązków, ale najbardziej lubiła pracę z
więźniami. Gdyby była zwykłym pracownikiem pewnie dostałaby z dwunastu
podopiecznych, a tak musiała zadowolić się dwójką. Lubiła rozpracowywać
więźniów. Poznawać ich charaktery, życiorysy, mocne i słabe strony, a potem
pomagać im rozpoczynać nowe życie. Większość z nich po powrocie na Ziemię nie
wracała na drogę przestępstwa i to był ich ogromny sukces. Ci, co zostawali na
Więziennej Planecie nigdy już nie łamali prawa. Byli jeszcze ci, którzy lądowali
w Kolonii Karnej. Ale im już nic nie mogło pomóc. Mogli jedynie spróbować
przeżyć.
Sięgnęła po teczki i zabrała się za uzupełnianie
notatek.
Pracę
tą przerwało pukanie do drzwi.
Okazało
się, że to była praktykantka, która zadawała najwięcej pytań.
-
Tak? – zapytała Olga.
-
Przepraszam, że przeszkadzam, ale nie odpowiedziała mi pani w pełni na pytanie.
-
Tak, na które?
-
Powiedziała pani o jednym z dwóch przypadków zabójstwa na tamtym odludziu. Jaki
był drugi?
Olga
odłożyła pióro i odchyliła na oparcie krzesła. Ręką wskazała dziewczynie
stołek. Po czym zamiast odpowiedzieć, sama zapytała.
-
Chciałaby pani tu zostać i pracować?
-
Tak. Czytałam wszystko, co tylko mogłam o tym miejscu. To jest moje marzenie.
-
Widzę – Olga uśmiechnęła się do dziewczyny i odpowiedziała na jej pytanie –
drugi przypadek, był tak naprawdę pierwszym i to zaraz na początku mojej pracy
w tym miejscu. Byłam młoda i niedoświadczona. Dopiero zaczynałam tworzyć moją
wizję resocjalizacji. Szefowie pozwolili mi na eksperyment z domkami na
odludziu. Pierwsze pięć trójek, zachowywało się tak, jak przewidziałam. W
szóstej trójce, znalazł się psychopata, który potrafił doskonale udawać
normalnego człowieka. To on z zimną krwią zabił swoich kolegów.
Myślałam,
że szefostwo odbierze mi projekt albo, co gorsze zwolni i da wilczy bilet. Ale
oni pocieszyli mnie mówiąc, że początki zawsze są trudne i żebym nie
rezygnowała. 2 przypadki przez 10 lat, to bardzo niewiele, zwłaszcza, jak
uświadomi sobie pani, że przez te lata, przez nasze więzienie przeszło ok.
dwóch tysięcy ludzi.
-
Tysięcy?
-
To według pani dużo, czy mało?
-
Biorąc pod uwagę, że niewiele osób tu się kręci, to dużo.
-
Niech pani pamięta, że nie wszyscy dostają długie wyroki. Niektórzy są tu trzy
niektórzy pięć lat. A my jesteśmy w stanie przyjąć jednorazowo 500 osób. Ale
nigdy się to nie zdarzyło.
-
Czemu?
-
Nie wszystkich tutaj przysyłają, nie wszyscy, którzy przybyli nadają się do
życia w Karnym Mieście. Ale o tym dowie się pani w swoim czasie, tymczasem
proszę uczyć się na bieżąco, obserwować i pytać, pytać, pytać.
-
Bardzo dziękuję pani za rozmowę – dziewczyna wyszła.
Olga
wróciła do raportów.
ZIEMIA
Agata
Agata przedstawiła swój pomysł dyrektorowi i
zanim zdążyła poprosić o pomoc, szef powiedział.
- Nie ma szans. Nie dostaniesz wizy.
- Dlaczego?
- Żaden dziennikarz nie ma prawa wstępu na
Więzienną Planetę. Nawet gdyby chciał się tam wybrać, jako osoba prywatna.
- Ale przecież jest kilka opisów tego miejsca w
Internecie i w książkach podróżniczych.
- Dobrze powiedziane. Kilka.
- Dlaczego?
- Jak sama nazwa wskazuje, to więzienie.
Myślisz, że chcą być gdziekolwiek obsmarowani?
Poza tym, są tak obwarowani prawnie, że człowiek, który napisze
cokolwiek innego niż opis przyrody i budynków albo wrzuci jakiekolwiek zdjęcie
do sieci czy gazety, płaci karę. Wiesz ile?
- Nie.
- Milion złotych. Uwierz mi, kilku ludzi złamało
to prawo i mają teraz problemy.
- Da mi pan na nich namiary?
- Po co ci one?
- Porozmawiam z nimi, może coś mi
podpowiedzą.
- Chcesz, żeby mieli jeszcze większe kłopoty? - oburzył
się szef.
- Przecież nie będą nic publikować. Poza tym
opowiadać mogą. Inaczej nikt by tam nie jeździł na wakacje.
- Przyjdź do mnie jutro - Agata podskoczyła z
radości. Dyrektor pokręcił głową i rzekł.
- Napytasz sobie biedy.
- Może nie - posłała mężczyźnie szeroki uśmiech
i wyszła z gabinetu.
Nina
Nowym
Światem przechodził pochód rozwścieczonych kobiet. Wyrażały swój sprzeciw wobec
mężczyzn pracujących na kierowniczych stanowiskach. Uważały, że ci
wykorzystywali swoją pozycję wobec kobiet, prowadzili selekcję według urody, a
nie kompetencji. Nawoływały inne kobiety, żeby te celowo się szpeciły i tym
wyrównały szanse kariery zawodowej.
- Precz z wami mężczyznami! Precz z wami
mężczyznami! - skandowanie przybierało na sile. Nina i Mariola krzyczały na
całe gardło. W grupie zawsze było łatwiej wyrażać swoje przekonania. Do tego,
jak dochodziło do draki, to trudniej było policji wykryć sprawczynie. A dzisiaj
Nina z Mariolą miały zamiar obrzucać jajkami i malować sprayem wszystkie męskie
pomniki, które będą mijać w czasie manifestacji. Pierwszą ofiarą padł Mikołaj
Kopernik.
Inne
uczestniczki odpalały race i rzucały w mężczyzn, którzy mieli pecha przystanąć
i zagapić się na tłum niezadowolonych bab. A te stawały się coraz bardziej
agresywne i co poniektóre podchodziły do mężczyzn i wygrażały im pięściami.
Wiadomo było, że zaraz dojdzie do walki.
W końcu policja wkroczyła do akcji i zaczęła
wyłapywać, co bardziej krewkie manifestantki. W tym zamieszaniu Nina i Mariola
znalazły się na linii ich przemarszu. Obie zostały skute i wsadzone do
radiowozu. Kilka dni później dostały karę grzywny, za zniszczenie
pomnika.
- Jak ja to zapłacę? - martwiła się Mariola -
nie mam tylu pieniędzy, a rodzice jak się dowiedzą, to mnie wydziedziczą.
- Nie jęcz - parsknęła Nina - stowarzyszenie nam
pomoże. Myślisz, że po co płacimy składki? Właśnie po to, żeby w razie wpadki
można było się wykupić.
- To dużo pieniędzy.
- Daj spokój. My kobiety sobie pomagamy.
- Jesteś bardzo pewna siebie.
- Oczywiście. Nie wiem czemu miałoby być
inaczej. Zahukana, zakompleksiona i płaszcząca się przed mężczyznami, to nie
dla mnie - Nina znowu wpadła w pompatyczny ton - zapamiętaj sobie Mariolka.
Kobiety są twarde i silne. To ci zwyrodnialcy zrobili z nas kaleki życiowe. Ale
my mówimy temu dość. Mężczyźni muszą odejść!
Mariola nie do końca się z nią zgadzała, ale
wiedziała, że lepiej się nie odzywać. Z Niną nie można było dyskutować. Poza
tym Mariola zaczęła poważnie wątpić w słuszność sprawy, bo może w jej życiu
pojawił się zdrajca, ale co z tatą i bratem? Nie czuła do nich nienawiści. Mało
tego. Kochała ich. Ale tego nawet nie śmiała powiedzieć. Nina zmieszałaby ją z
błotem.
Ania
- Ten
projekt jest do dupy - powiedział do niej szef - nie trzyma się kupy. Poprawić.
Ania nie dyskutowała. Dyrektor działu był
wyrocznią, od której nie było odwołania. A ona szefowa sektora 6b, była winna
tej porażki. Nie umiała zarządzać ludźmi i pozwalała im się mylić
- Nie dostajesz pensji za obijanie się tylko za
efekty - grzmiał - masz szczęście, że pokazałaś mi to, zanim minął termin.
Wiesz co by było? Firma straciłaby miliony, a ty pracę - po czym zakończył
pogodnym tonem - no to do roboty. I tym razem spraw się.
Wyszła z biura dyrektora i musiała użyć całej
siły woli, żeby nie trzasnąć drzwiami
"Co za dupek - pomyślała - koleś jest w
moim wieku, a zachowuje się tak, jakby był dyrektorem od dwudziestu lat."
Wróciła do swojego sektora i zebrała ludzi.
Rzuciła krótko.
- Poprawić - jej pracownicy bez słowa sprzeciwu
rzucili się do pracy.
Ania wiedziała, że niewiele różni się od swojego
szefa, ale w tej korporacji już tak było. Chcesz zarabiać duże pieniądze, bądź
największą świnią ze wszystkich.
Agata
Na razie porzuciła myśli o Więziennej
Planecie, ponieważ dostała spore zlecenie na opisanie Stowarzyszenia Prawdziwych
Kobiet. A było o czym pisać. Już sama manifestacja spowodowała, że jej artykuł
był głównym tematem na portalu. A komentarze pod tekstem nie miały końca.
Udostępniano go kilka tysięcy razy. Co oznaczało, że warto było dalej się tym
zajmować. Dlatego dopisała felieton oceniający negatywnie postawę tych
kobiet.
- Trzeba powiedzieć, z czym mamy do czynienia -
pisała - osoby biorące udział w manifestacji trudno nazwać kobietami. Z
wyglądu, ubioru i sposobu bycia, przypominają raczej grupę młodocianych wyrostków,
którzy nudząc się pod sklepem, szukają zaczepki.
Na
odzew nie trzeba było długo czekać. Członkinie SPK potwierdziły jej opis,
wylewając na nią w komentarzach wiadro pomyj. Ale Agata zbyt długo już
pracowała w zawodzie, żeby się tym przejmować. Czytając je, zaniepokoiła ją
tylko jedna osoba. Podpisywała się Nina i wysuwała wobec niej groźby. Agata
próbowała jej to uświadomić, ale kobieta (o ile nią była) tym bardziej
zwiększyła atak.
W końcu dziennikarka napisała do szefowej
stowarzyszenia, aby ta zareagowała. Ta też wylała na nią wiadro pomyj, ale
komentarze z groźbami zniknęły. Jako
rekompensatę za uszczerbek na zdrowiu, otrzymała od szefa premię, która
ją bardzo ucieszyła i przypomniała o planach wyjazdu na Więzienną Planetę oraz
o tym, że miała porozmawiać z ludźmi, którzy tam byli i dostali karę za
złamanie zakazu opisywania tego miejsca.
Kolejny odcinek 20 marca

Komentarze
Prześlij komentarz