Więzienna Planeta - odc.6
WIĘZIENNA PLANETA
Olga nie spodziewała się po Bartku, że wytrzyma cztery dni. Ale dał radę. Przez cały czas przebywania w zamknięciu był pobudzony i widać było, że walczy ze sobą. Ostatecznie ani razu nie wybuchł i niczego nie zniszczył. Za to, żeby wypuścić nadmiar adrenaliny, ćwiczył. Wrzeszczał przy tym okropnie, ale dzięki temu meble nadal stały, jak stały, a talerze nie były rozbite o ścianę.
Czwartego dnia dwaj strażnicy otworzyli drzwi i powiedzieli.
- Gratulujemy, przeszedł pan kolejny test, teraz czas na zapoznanie się z osobistym trenerem, który pokieruje pana resocjalizacją.
- Powiedzcie mu, żeby mnie pocałował w dupę – warknął Bartek.
- To kobieta i nie będzie pana nigdzie całować – powiedział jeden ze strażników.
- Idzie pan, czy mamy z powrotem zamknąć drzwi? – zapytał drugi.
- Idę – burknął Bartek i zapytał – znowu mnie uśpicie?
- Tylko, jeśli będzie pan agresywny – odparł jeden ze strażników.
Bartek wyszedł na korytarz, który był cały przeszklony i ukazywał piękny widok na miasteczko. Mężczyzna przykleił się do szyby i przez chwilę po prostu stał i się gapił. Strażnicy nie przeszkadzali mu, ani nie popędzali. I co zdziwiło Bartka, żaden nie wygłosił żadnej kąśliwej uwagi typu – Zachowuje się tak, jakby świata nigdy nie widział.
W końcu był gotowy pójść dalej. Z korytarza weszli w głąb budynku i mężczyzna już się bał, że znowu zaprowadzą go do pokoju bez okien, a wiedział, że w tej chwili uznałby to za torturę.
Na szczęście znalazł się w dużym pokoju, z ogromnym oknem. W pomieszczeniu stały wygodne fotele i kanapa. Meble i ściany były w stonowanych i ciepłych kolorach, co dawało poczucie przytulności i domowej atmosfery. Miedzy siedziskami stał szklany stolik, na którym stał talerz ciasteczek, dymiący imbryk i dwie filiżanki.
Strażnicy wyszli i stanęli za szybą, która znajdowała się koło drzwi. Zrozumiał, że nie może robić żadnych głupot, bo oni w każdej chwili mogli tu wpaść i zrobić z nim porządek.
Usiadł na jednej z kanap i sięgnął po ciasteczka.
- Nieładnie tak samemu się objadać i nie poczekać na mnie.
Bartek spojrzał w stronę drzwi.
Stała w nich ta sama chuda baba, która przyleciała po nich do domku na pustkowiu. Nie wyglądała w jego oczach ani o drobinę lepiej, niż wtedy.
Według niego, prawdziwa kobieta powinna mieć porządne pośladki i piersi, a nie takie tam wypustki.
Olga zdawała sobie sprawę, jak on na nią patrzy, ale jak zwykle to zignorowała. Przez lata mężczyźni patrzyli na nią od skrajnego obrzydzenia, poprzez niechęć, do niemalże uwielbienia. Ale ona pozostawała niezmiennie chłodna, opanowana i profesjonalna.
- Nazywam się Olga Kowalska, jestem dyrektorem więzienia i pana osobistym trenerem.
- O nie. Tylko nie to – jęknął Bartek – nie dość, że jest pani mało atrakcyjna, to jeszcze będzie moim cerberem. Czy mogę prosić o zmianę?
Olga usiadła naprzeciw niego i nalała sobie herbaty do filiżanki.
- Widzę, że kultura i dobre wychowanie, to dla pana coś obcego – upiła łyk – nie szkodzi, postaram się temu zaradzić.
Bartek uświadomił sobie, że strzelił gafę.
- Bardzo panią przepraszam. Nie powinienem mówić tego na głos.
- Bardzo dobrze, że mówi pan, co myśli – uśmiechnęła się do niego – dzięki temu obojgu nam będzie łatwiej.
Tomek
Tomek mieszkał w kamienicy przeznaczonej dla więźniów. Do swojej dyspozycji miał dwa pokoje z łazienką. Kuchnia i jadalnia była wspólna, tak jak i wielki wypoczynkowy pokój, w którym mógł po pracy pogadać ze współwięźniami, pograć w szachy czy poczytać.
Dzisiaj jednak siedział w swoim mieszkaniu i pracował nad zadaniem od trenera. Na razie wpatrywał się w pustą kartkę i nerwowo gryzł końcówkę długopisu. Miał za zadanie wypisać swoje słabe i mocne strony nie związane z oszukiwaniem.
Tomek miał z tym duży problem, ponieważ oszukiwał odkąd pamiętał. Nie wiedział zatem, czy naprawdę jest odważny, czy tylko takiego grał. Czy rzeczywiście boi się psów, czy to była przykrywka dla naiwnych kobiet, które chciał okraść.
W końcu napisał pierwsze zdanie – Jestem dobry z matematyki.
Pochwały raczej za to nie dostanie, ale przynajmniej nie skłamał.
Bo do tej pory, wciąż był łapany na kombinowaniu i zmuszany do powiedzenia prawdy. Tym razem napisał ją i to z własnej woli.
Robert
Rodzice słysząc o jego niedalekim awansie, przyjechali do niego, żeby mu pogratulować. Przyjął ich w swoim służbowym mieszkaniu, przyklejonym do muru i stojącym w sporej odległości od innych budynków mieszkalnych.
Był to mały domek z dwoma pokojami i kuchnią. Nie miał wielkich wymagań co do wystroju. Wnętrze wyglądało, tak jak u każdego kawalera, który nie ma czasu na pierdoły. Proste meble bez ozdób, wszystkie ściany pomalowane na biało, w szafkach kuchni cztery kubki i trzy talerze, lekko wyszczerbione od częstego używania.
- Ożeniłbyś się w końcu – powiedziała matka zamykając szafkę – ewidentnie brakuje tu kobiecej ręki.
- Mamo, mnie tu nic nie przeszkadza – wziął ją pod rękę i stanowczo wyprowadził z kuchni. Posadził przy małym stole i rzekł.
- Zaraz przyniosę zupę.
- Ciekawe, co zrobiłeś? – pytała mama.
- Nie martw się, głodna nie wyjdziesz – powiedział syn i znikł za drzwiami.
Wtedy odezwał się ojciec.
- Daj mu spokój. Jak znajdzie właściwą dziewczynę, to się ożeni.
- Tutaj? Same babochłopy ze straży, szalone profesorki i więźniarki, które pragną jedynie wrócić na Ziemię.
- Słyszałem – Robert wniósł wazę z zupą – rosół z kluskami.
Mama nie miała się do czego przyczepić, zupa wyszła mu rewelacyjna.
- Jak będziesz taki samowystarczalny, to nikogo sobie nie znajdziesz.
- Nie szukam.
- A powinieneś. My nie jesteśmy coraz młodsi, jak przyjdą dzieci, to nie będziemy mieć siły żeby ci pomóc.
Robertowi brwi podjechały niemalże do granicy włosów.
- Mamo! Na razie nikt mi nie wpadł w oko, a mama już o wnukach.
- No tak. Zanim ją znajdziesz, zanim się ożenisz, zanim urodzi się dziecko, minie kilka lat, a ja mam już 64 krzyżyki.
- Synu, dla dobra nas obu, powiedz, że zaczniesz szukać wybranki. Bo ty tutaj zostaniesz, a ja? Pomyśl o mnie, jeszcze przez tydzień matka będzie o tym gadała.
- Franciszku, jak możesz – oburzyła się mama.
Ale syn i ojciec się roześmieli. W końcu i ona skapitulowała i dołączyła do ogólnej wesołości swoich mężczyzn.
- Jesteście nieznośni.
Karol i Olga
Karol wytrzymał w zamknięciu i ciszy tydzień. Nie było mu źle. Miał co jeść, na półkach znajdowały się książki, miał gdzie się umyć, nie musiał polować ani bać się żadnego drapieżnika, więc cierpliwie oczekiwał na ciąg dalszy eksperymentu, w którym się znalazł. Jednak po sześciu dniach zaczął przejawiać rozdrażnienie, stał się nerwowy w ruchach, i co raz częściej patrzył na zegar powieszony w na ścianie w kuchni.
- Przyprowadźcie go do sali numer 32 – wydała decyzję Olga.
Sama niezwłocznie się tam udała. Był to ten sam pokój, w którym rozmawiała z Bartkiem. Z tym, że tym razem zdążyła zjawić się tam przed więźniem.
Karol wszedł do środka i bez słowa usiadł naprzeciwko Olgi. Patrzył na nią uważnie, a ona nie potrafiła odczytać jego emocji.
- Czy płatni zabójcy zawsze zachowują milczenie i kamienną twarz? – zapytała.
- Zamilkłem z wrażenia – powiedział bezbarwnym głosem.
- Trudno mi w to uwierzyć – odparła wesoło Olga – chyba zrobię panu zdjęcie i pokażę, jak wygląda.
- Niech pani opisze – poprosił.
- Na pana twarzy nie ma żadnych emocji, jakby miał pan maskę.
Karol westchnął i rozparł się wygodnie.
- Nie, nie wszyscy płatni zabójcy tak mają. Ja tak mam. Czy to problem?
- Na razie nie, ale przyjdzie taki czas, kiedy będzie pan musiał pokazać emocje.
- Wtedy będę się o to martwił, ale na razie ciekaw jestem, co ma mi pani do powiedzenia.
- Na razie tylko ogóle wytyczne i kilka rad.
- Będę często panią widywał?
- Raz dziennie.
- To dobrze. Proszę, niech pani mówi.
Bartek
Ze zdziwieniem patrzył na stojących w drzwiach strażników, którzy trzymali w rękach kilka książek.
- Kujona chcecie ze mnie zrobić? – burknął.
- Nic ma nic złego, w tym, że człowiek się dokształca – wręczyli mu książki i zamknęli drzwi.
Pani Olga powiedziała mu, że ma dla niego, coś co powinno go zainteresować, ale bardziej myślał o jakiś kolorowych gazetkach z dziewczynkami. Tymczasem dostał naukowe pozycje o rzeźbiarstwie.
Rzucił je na stół i burknął pod nosem.
- Chyba ją pogięło. Najgrubsza książka, którą przeczytałem, to była instrukcja z domku na odludziu.
W ramach obrazy położył się na łóżku i poszedł spać.
Olga
Siedziała w zaciszu swojego gabinetu i analizowała rozmowę z Karolem.
- Silny typ. Szybko przejmuje kontrolę nad rozmową. Bezpośredni – pisała – bez sprzeciwów przyjął polecenie, co bardzo mnie zdziwiło, bo jeszcze nie zdarzyło się, żeby ktoś nie grymasił. Mam nadzieję, że prędzej czy później to nastąpi. Typ psychopatyczny? – postawiła przy ostatnim zdaniu znak zapytania.
- Zamilkł z wrażenia – przypomniała sobie, że powiedział coś takiego na samym początku rozmowy. Co miał na myśli? Pokój? Okna? Ją? Miała do tego wrócić i się o to zapytać, ale przez całą godzinę, co chwilę walczyła o odzyskanie kontroli nad rozmową. Czuła się wypruta z sił. Mężczyzna był bardzo inteligentny, ale nie miała pewności, czy celowo przejmuje dowodzenie, czy po prostu tak ma. Nawet kłamca Tomek był łatwiejszy, chociaż też się przy nim napracowali.
Do gabinetu weszła sekretarka.
- Burmistrz wzywa – powiedziała.
- Już idę.
ZIEMIA
Nina
Dziewczyna usłyszała dzwonek do drzwi i myśląc, że to Mariola, po prostu je otworzyła. Zamarła. Na klatce schodowej stało dwóch policjantów.
- Nina Pachulska? – zapytał jeden z nich.
- Tak – odparła kobieta.
- Jest pani aresztowana pod zarzutem napaści na pięciu mężczyzn, wandalizm i niszczenie mienia.
Ninę oblał zimny pot, a w głowie kołatało się jedno pytanie.
„Kto ją wydał?”
- To chyba pomyłka. Ja nic nie zrobiłam – powiedziała odruchowo.
- To się okaże na przesłuchaniu – powiedział drugi z policjantów.
Pierwszy dodał.
- Idzie pani z własnej woli, czy mamy panią zakuć w kajdanki?
Nina z całej siły zatrzasnęła drzwi i pobiegła na balkon.
Wyjrzała za barierkę i zawahała się. Niby to było tylko pierwsze piętro, ale uosobieniem sprawności fizycznej raczej nie była.
Pod blok podjechał kolejny radiowóz, z którego wyszło kolejnych dwóch policjantów.
- Niech pani nie stawia oporu – krzyknął do niej jeden z nich – proszę otworzyć drzwi i dać się zatrzymać.
Pokazała im obraźliwy gest i wspięła się na barierkę.
Pod blokiem zaczęła zbierać się już spora grupka ciekawskich ludzi.
Nina przeskoczyła na balkon sąsiada, a potem na następny.
Na dole policjanci wciąż namawiali ją do zaprzestania ucieczki.
Ale dziewczyna przestała myśleć, chciała tylko zbiec.
- Nina, daj spokój, zejdź – usłyszała nagle głos Anabel.
Zatrzymała się z jedną nogą na poręczy i spojrzała na szefową SPK.
- A więc to ty mnie sprzedałaś! – wrzasnęła do niej i skoczyła w stronę kolejnego balkonu. Ten okazał się zbyt daleko, więc runęła na ziemię.
Poczuła straszny ból i straciła przytomność.
Agata
- Idziesz z nami na piwo? – zapytał kolega.
- Z wami, czyli z kim?
- Z kilkoma osobami z redakcji.
Dziewczyna zastanowiła się.
- Halo, tu ziemia – mężczyzna pomachał jej ręką przed oczami - Pamiętasz jeszcze, że masz tutaj znajomych? Czy też próba dostania się na Więzienną Planetę całkowicie już pozbawiła cię potrzeb społecznych?
To był strzał w dziesiątkę. Agata obruszyła się i powiedziała.
- Nie żyję tylko Więzienną Planetą, pracuję. Ostatnio nawet napisałam dwa felietony o okolicznych wioskach.
- Gratuluję – śmiał się kolega – za ten wyczyn powinnaś dostać nagrodę.
- Jesteś okropny.
- Jestem wspaniały. Idziesz?
- Idę – wyłączyła komputer i wstała od biurka. Przeciągnęła się, a kolega powiedział zduszonym głosem.
- Nie rób tego przy mnie więcej.
- Czego?
- Nie przeciągaj się.
- Czemu?
- Głupia jesteś, jak but – burknął i wyszedł.
Agata roześmiała się do siebie.
- Podobam mu się.
Ania
Siedziała w swoim biurze i mechanicznie przestawiała przedmioty, które stały na biurku. Myślała. Zastanawiała się, jak wygryźć swojego szefa albo innego szefa. Jeżeli nie uda jej się tego zrobić, to nie awansuje i w oczach rodziców będzie nieudacznikiem.
A potem uświadomiła sobie, że to się nigdy nie skończy. Hanka zawsze będzie wyżej od niej, a ona będzie musiała gonić za nią. Aż dojdzie na szczyt i przejmie władzę po jednym z rodziców. A ona powinna zrobić to samo. Nawet jakby jej się to udało, to i tak zostanie zapamiętana, jako ta druga.
Nie widziała przed sobą żadnego światełka w tunelu. Tylko ciemną drogę przez mękę, do kolejnego awansu.
Włączyła sobie cichą muzykę i zabrała się za pracę. Ten projekt musiał być najlepszy. Musiał być tak idealny, żeby wyższe szefostwo dało jej własny dział.
Wysłała mailem podwładnym wytyczne, ale i sama wzięła się za swoją działkę. Nikt jej nie mógł zarzucić, że nie daje z siebie wszystkiego.
WIĘZIENNA PLANETA
Olga i Burmistrz
Paweł Sosnowski, burmistrz Karnego Miasta przyjął ją w swoim gabinecie i od razu uraczył koniakiem. Potem wskazał wygodną kanapę, na której oboje usiedli.
- A z jakiej to okazji? – zdziwiła się, ale nie odmówiła kieliszka.
- Musimy porozmawiać.
- Musi to być bardzo poważna rozmowa, skoro potrzebny jest alkohol. Chcesz mnie zmiękczyć? – zaśmiała się.
- Nie – uśmiechnął się mężczyzna – raczej chcę, żeby nasza rozmowa miała charakter nieformalny. Musimy się nad czymś zastanowić.
Olga zdjęła buty i podwinęła stopy pod uda.
- No nie szalej, aż tak nieformalnie to nie będzie – śmiał się.
- Kiedy jest mi wygodnie, od razu lepiej mi się myśli – odparła Olga i wymościła się na kanapie jeszcze wygodniej.
Paweł rozparł się obok niej i powiedział.
- Ta dziennikarka z Ziemi nie daje nam spokoju.
- Ta, której nie chcemy wpuścić?
- Dokładnie. Przed chwilą przyszły informacje o tym, że szpera gdzie się da, żeby znaleźć sposób dostania się do nas.
Wstał i podszedł do biurka. Wziął teczkę wypchaną papierami.
- Czytaj – podał jej.
Olga odstawiła kieliszek na szklany stolik i wzięła teczkę do rąk.
Przerzucała luźne kartki, co i raz mrucząc pod nosem.
- Interesujące.
- Wyszukała wszystkie dostępne o tobie informacje.
- Widzę – mruknęła Olga – aż dziw, że nie doszła do dnia moich narodzin.
- Co z nią zrobimy? – zapytał.
Kobieta wzruszyła ramionami.
- Nie możemy jej tak ignorować – powiedział.
- Wiem, ale nie chcę jej też tu wpuszczać. To więzienie, a nie reality show.
- Dostałem również pokaźne informacje o niej – podał jej kolejną wypchaną teczkę i roześmiał się – masz lekturę na wieczór.
- Ty czytałeś?
- Przejrzałem.
Olga wstała i wcisnęła sobie pod pachę obie teczki.
- Zatem idę, jak coś wydumam, to dam ci znać.
- Nie dopiłaś koniaku.
Kobieta wzięła kieliszek i łyknęła sobie porządnie.
- Żeby się lepiej pracowało – i wyszła.
Tomek
Siedział na ganku miejscowej karczmy i ponuro obserwował grupę roześmianych kobiet, które akurat przechodziły obok i które za chwilę znikły za najbliższym zakrętem.
Nadał obowiązywał go zakaz zbliżania się do którejkolwiek przedstawicielki płci pięknej. Wyjątkiem była pani Olga, ale ją podejrzewał o bycie cyborgiem, więc się nie liczyła. Lubił kobiety, uwielbiał ich towarzystwo, nawet jeśli je potem okradał. Tymczasem więzienie pozbawiło go jednej i drugiej przyjemności.
Nie buntował się już, ponieważ wiedział, że kiedyś to się skończy i wtedy znowu będzie w raju.
Rozmarzył się na przyszłością. Nie wiedział tylko, jak może okazać się inna od jego wyobrażeń.
Robert
Pilnował więźniów budujących wielki mur i odliczał minuty do końca służby.
Potem miał się spotkać ze starym kapitanem, który miał mu przekazać część swoich obowiązków. Już kilka dni temu przestał przed sobą udawać, że ten awans nic dla niego nie znaczy. Znaczył bardzo dużo i cieszył się, że to na niego padło. Wiedział, że będzie miał większą odpowiedzialność, ale z drugiej strony dostanie sporą podwyżkę i atomowy motor, którym będzie mógł używać nie tylko na patrole, ale i na wyjazdy do rodziców.
I kiedy tak dumał nad przyszłością, nagle z najbliższych krzaków wyskoczył na niego wielki kot i pędził rozwierając szeroko paszczę. Mężczyzna wiedział, że nie ma szans na wyciągnięcie broni, więc jedyne co zrobił, to wyciągnął przed siebie ręce. W momencie, kiedy zwierz już myślał, że dostał się do jego gardła, złapał go za szyję i mocno szarpnął. Kocisko osunęło się po nim i padło martwe u jego stóp.
- Jak to zrobiłeś? – nadbiegł jego kolega.
Robert spojrzał na swoje ręce. Drżały, tak jak jego całe ciało.
- A ja wiem? Działałem odruchowo.
- Skręciłeś mu kark – podszedł drugi strażnik – trzeba jak najszybciej oddać go do rzeźnika, inaczej będzie się nadawał tylko do spalenia.
Robert popatrzył na truchło. Był to młody osobnik z samotniczego gatunku Łazów wędrownych. Niewiele większy od dużego psa, ale bardzo szybki i zwrotny.
- Szkoda zwierzaka – powiedział- ale co zrobić, albo on albo ja.
Inni pokiwali głowami. Na co dzień nie zabijali zwierząt, które ich atakowały, ale w tym przypadku Robert nie miał wyjścia.
Na lekko trzęsących się nogach podszedł do najbliższej sterty cegieł i usiadł.
- Nic ci nie jest? – pytał jeden z kolegów.
- Nie, tylko się zdenerwowałem. Muszę chwilę posiedzieć.
Karol
Powiedziano mu, że chcą poznać jego techniczne umiejętności i z tego powodu zarzucili go stertą książek. Jakby nie mieli elektronicznych czytników – parskał w myślach. Niby tacy nowocześni, a dają mu książki.
Ale po kilku dniach musiał przyznać im rację. E – booka nie mógłby rozłożyć na wszystkich płaskich powierzchniach oraz przyklejać do niego karteczek z zapiskami. Pani Olga widząc ten bałagan nie komentowała, ale widział, jak z zadumą kręci głową. Nie wiedział, czy to dobrze czy źle.
Wielu rzeczy nie rozumiał, ale się nie poddawał. Przekopywał się przez meandry równań, wzorów i innych matematycznych i fizycznych znaków.
Kiedy tak siedział nad książkami, czuł świerzbienie w palcach i chciał, jak najszybciej wprowadzić nabytą wiedzę w czyn.
Ale potem pani Olga sprowadzała go na ziemię mówiąc, że jeszcze za wcześnie żeby go wypuszczać do ludzi.
Jak na razie za towarzystwo musieli mu wystarczyć dwaj strażnicy i pani profesor.
Kiedy o niej pomyślał, cała matematyka wywietrzała mu z głowy.
Co za kobieta – myślał – piękna, zrównoważona, mądra. Niestety także nieprzystępna, profesjonalna i obojętna na jego żałosne komplementy.
Czym mógłby jej zaimponować?
Olga i Bartek
- Jak to nie chce przyjść na spotkanie? – zapytała zdziwiona jednego ze strażników, który miał przyprowadzić Bartka na zajęcia
- Powiedział, że czyta i żeby na razie nie zawracać mu głowy, chyba, że przyniesiemy mu kilka kawałków drewna.
- Niesamowite – zaśmiała się kobieta – aż tak lektura go wciągnęła?
- Ja tam nie wiem, ale na stole rzeczywiście leżała otwarta książka, a wokół walały się kartki z jakimiś bazgrołami.
- W takim razie, tym razem, ja do niego pójdę.
Strażnik wzruszył ramionami.
- Jak sobie pani chce.
Po kilku minutach weszła do celi Bartka. Dwóch strażników weszło za nią i stanęło przy drzwiach.
Olga zauważyła, że Bartek siedzi przy kuchennym stole i zawzięcie coś kreśli ołówkiem na kartce papieru.
Chrząknęła.
Bartek podniósł głowę i powiedział.
- A to pani – i ponownie pochylił głowę nad kartką.
Usiadła obok niego i zapytała.
- Dobre książki panu dałam?
- Dobre, to mało powiedziane – odparł – są rewelacyjne. Do tej pory dłubałem w drewnie, ale już niedługo będę rzeźbiarzem pełną gębą.
Spojrzał na nią niepewnie.
- O ile mi pani pozwoli.
- Pozwolę, ale jeszcze nie teraz – obiecała – na razie proszę czytać i robić szkice.
- Dlaczego jeszcze nie teraz? – dopytywał.
- Nie dam panu w tym miejscu ostrego narzędzia do ręki.
Bartek burknął.
- Nigdy nikogo nie zabiłem.
- Wiem.
- Skoro tyle pani wie, to pewnie i to, że mnie do zabicia kogoś wystarczy jedna pięść – podniósł rękę.
Strażnicy błyskawicznie wycelowali w niego lufy.
Nawet na nich nie spojrzał, ale opuścił dłoń.
- Musi być pan cierpliwy – powiedziała spokojnie Olga.
- Nie muszę.
- Ma pan rację, nie musi – zgodziła się – może pan wrzeszczeć, tupać, pokazywać swoje niezadowolenie. Może pan odmawiać współpracy i dzięki temu zostać w tym zamknięciu jeszcze dłużej. A muszę przyznać, że całkiem dobrze sobie pan radzi i chciałabym na wiosnę pana stąd wypuścić.
Bartek westchnął. Baba miała rację.
- No dobrze, poczekam.
- W takim razie zapraszam na dzisiejszą sesję – Olga wstała i skierowała się do drzwi – za pięć minut będę na pana czekać w pokoju terapeutycznym.
- Już idę – podniósł się zza stołu.
Olga wyszła pierwsza, mężczyzna poczłapał niechętnie za strażnikami.
Kolejny odcinek 01 kwietnia

Komentarze
Prześlij komentarz