Więzienne Planeta - odc. 1
Moi drodzy czytelnicy, spojrzałam na datę pierwszego odcinka Więziennej Planety i odkryłam, że był do 10 kwietnia 2021 roku. Od tylu lat piszę tego ciąguta i nie mogę skończyć. Ale już go kończę, zostało mi pewnie góra 10 może 15 modułów. Ja już wiem, jak to się wszystko skończy, a Wy pewnie nie pamiętacie nawet początku. Dlatego postanowiłam wykasować stare odcinki, żebyście nie musieli ich szukać i daję opowiadanie od początku. Są tego same plusy. Po pierwsze czytacie od nowa, a po drugie będą dłuższe odsłony niż to bywało. Dobrej lektury i mam nadzieję, do szczęśliwego końca tego opowiadania. Pozdrawiam i dziękuję, że mnie czytacie:)
Więzienna Planeta
Gdzie toczy się akcja? - Ziemia i Więzienna Planeta
Gdzie znajduje się Więzienna Planeta? - W
równoległym świecie.
Jak się tam dostać? - Przez specjalną tubę.
Bilet dla więźniów i pracowników darmowy, dla
gości z wizą 15 tysięcy w jedną stronę.
Jakieś prawa fizyki? - Nie wiem, nie znam się na
fizyce.
Fabuła - Powolna, wielowątkowa, w moim ulubionym
blogowym stylu, czyli imienna.
Czas akcji - Koniec XXI wieku.
Życie na Więziennej Planecie? - Trudne.
Stan techniczny - Ziemia nowoczesna, Więzienna
Planeta, trochę średniowiecza, trochę XXI wieku.
Ogólnie chodzi o to, że kilka osób się tam spotkało
i przeżyło, a co dalej? Czytajcie.
Nie wszyscy od razu się pojawią.
Olga 35 lat - autorka programu
resocjalizującego. Profesor pedagogiki, doktor psychologii. Mieszkająca na
Więziennej Planecie od ponad 10 lat. Jej metoda przyjęła się we wszystkich
pięciu koloniach karnych. Prywatnie panna, zadowolona z życia, ale poświęcająca
pracy zbyt wiele czasu. Niska brunetka, o filigranowej figurze, pięknych,
czarnych włosach i wielkich zielonych oczach. Stonowana, spokojna,
zrównoważona, ale ciepła i empatyczna.
Agata 28 lat - dziennikarka, autorka
przewodników turystycznych w Internecie oraz poczytnych książek przygodowych
dla dzieci i młodzieży. Rudzielec średniego wzrostu, o pełnych kształtach,
ładnej twarzy i orzechowych oczach. Wesoła, tryskająca energią. Gaduła. Na
Więzienną Planetę przybędzie z ciekawości.
Ania 28 lat - skazana na 5 lat więzienia za
zdemolowanie biura i ciężkie pobicie kilku pracowników, łącznie z szefem.
Wysoka, zgrabna, proporcjonalnie zbudowana. Ma długie, kasztanowe włosy, oczy,
jak sarna i piękne, pełne i czerwone wargi. O poważnym wyrazie twarzy, rzadko
się uśmiechająca.
Nina lat 23- skazana na 8 lat więzienia za
pobicia podczas feministycznych demonstracji. Niska, przy kości, o pucołowatych
policzkach. Włosy, trudno powiedzieć, niebieskie oczy. Nerwowa, hałaśliwa, zła
na cały świat.
Karol 35 lat-skazany na 25 lat za zabicie kilku
ludzi dla mafii. Ma
Bartek 28 lat - wielki mięśniak o dużej sile. Ma
Tomek 30 lat - skazany na 8 lat za kradzieże i
rozboje. Wysoki ma.185 cm, przystojny i czarujący. Ma ciemne włosy i brązowe
oczy. Lubi się śmiać, jest towarzyski.
Robert 31 lat - od 3 lat kapitan straży w Karnym
Mieście. Ma
Rzadko się uśmiecha, ale nie jest gburowaty.
Inne postaci są drugoplanowe, ale jak mnie wena
poniesie, mogą wejść na pierwszy plan.
WIĘZIENNA
PLANETA
Olga
Filigranowa kobieta, ubrana w czarną, ołówkową spódnicę i
białą koszulę, weszła do sali konferencyjnej i zajęła miejsce na szczycie
owalnego stołu. Po obu jej stronach siedziało dziesięcioro młodych ludzi,
praktykantów z Ziemi, którzy mieli przez najbliższe trzy miesiące uczyć się, na
czym polega nowoczesna resocjalizacja. Nie było łatwo dostać się tu na praktyki,
niełatwo było je ukończyć, ale ci, którym się to udało, mogli zostać na
Więziennej Planecie i pracować za bardzo dobre wynagrodzenie. Ci zaś, którzy
chcieli robić karierę na Ziemi mieli wszędzie drzwi otwarte. Dostanie
certyfikatu ukończenia tutejszych praktyk, oznaczało dobrego fachowca i osobę,
dla której nie straszne będą żadne przeszkody.
Kobieta poprawiła bujne, czarne włosy i
spojrzała na zebranych.
- Dzień dobry - powiedziała, cichym i melodyjnym
głosem - mam nadzieję, że wypoczęli państwo po podróży i, że przeczytaliście
regulamin.
Popatrzyła po zebranych i tak, jak myślała,
kilka osób miało miny ewidentnie świadczące o tym, że tego nie zrobiły. Nie
dopytywała się jednak o to, bo wiedziała, że i tak będą musieli to zrobić.
- Zacznę od tego, że Więzienna Planeta, a co za
tym idzie i Karne Miasto, to nie Ziemia. Tutaj obowiązują inne realia, a zasady
muszą być ściśle przestrzegane.
I zaznaczam, że nie mówię na razie o regulaminie
więzienia. Mówię o zasadach, które pozwolą państwu przeżyć. Na pewno dziwili
się państwo, że musieliście podpisać dokumenty, z których jasno wynikało, że
możecie tutaj zginąć. To nie był żart, ani fanaberia, w tym miejscu nie
więźniowie są największym zagrożeniem, a zwierzęta i niektóre z roślin.
- Przecież jesteśmy otoczeni murem? - dziwił się
młody mężczyzna.
- Który jest z łatwością przeskakiwany przez
niektóre drapieżniki - odparła kobieta - ale o tym będziemy rozmawiać później.
Pozwolą państwo, że przejdę do tematu.
- Po pierwsze, kiedy więzień przybywa na
Więzienną Planetę jest uśpiony i nie ląduje tutaj, a zupełnie gdzie indziej,
500 kilometrów stąd.
Włączyła projektor...
Karol
Ocknął się i stwierdził, że leży na
trawie.
Był bardzo zdziwiony, bo zanim stracił
przytomność był nagi i leżał w jakiejś tubie. Tymczasem teraz słyszał szum
wiatru, śpiew ptaków i czuł, że jest ubrany. Zaryzykował i otworzył oczy. Leżał
na plecach i wpatrywał się w bezchmurne niebo. Było trochę bardziej niebieskie
niż na Ziemi, co lekko drażniło jego oczy. Usiadł i spokojnie rozejrzał się po
okolicy. Za plecami miał wysoki płot z topornie ciosanych bali, przed sobą
polanę i lasek. Po jego lewej stronie rosło duże rozłożyste drzewo, które
wyglądało dziwnie samotnie, kiedy wokół znajdował się równy szpaler drzew.
Mężczyzna dźwignął się na nogi. Trochę mu się
trzęsły, ale już po kilku krokach stanął pewniej i obszedł płot dookoła. Nie
zauważył żadnej furtki ani bramy. Podskoczył, mając nadzieję, że uda mu się
rękoma sięgnąć wierzchołka palisady. Niestety, płot był za wysoki, a Karol miał
Nigdy nic nie wiadomo – pomyślał.
Został skazany na 25 lat za zabijanie innych na
zlecenie i kto wie, czy z wyrokiem to nie była ściema i czy w rzeczywistości nie
miał tu umrzeć?
Usłyszał za sobą jakiś pomruk. Zimny pot oblał
mu plecy. Odwrócił się powoli i zobaczył, jak na polanę wychodzi wataha kotopodobnych
stworzeń. Były wielkości lwa, ale masywniejsze i z długimi kłami wystającymi z
paszczy.
- Zaraz zginę- powiedział do siebie, ale
jednocześnie zaczął rozglądać się za jakąś bronią. Wokół leżały jakieś patyki,
ale od razu wiedział, że się nimi nie obroni. Oparł się plecami o palisadę i
przypomniał sobie, że człowiek w momencie zagrożenia potrafi przejść samego
siebie. Chwycił się tej myśli i ponownie usiłował wdrapać się na płot. Nic z
tego nie wyszło. Spojrzał na drzewo, ale zrezygnował ze wspinaczki, ponieważ
wiedział, że te koty na pewno go tam dorwą.
Nagle usłyszał skrzypnięcie. Ściana rozstąpiła się
przed nim i w prześwicie stanął wielki koleś.
- Właź - zaryczał basem.
Karolowi nie trzeba było dwa razy powtarzać,
wbiegł do środka, a olbrzym szybko zatrzasnął furtkę. Usłyszeli wściekły ryk zwierząt. Nie były
zadowolone, że obiad czmychnął im sprzed nosa.
Karol poczuł się nagle, jak po długim biegu. Oparł
dłonie na udach, pluł pod nogi i łapał oddech.
- O co tu chodzi? - pytał.
- A ja wiem? - odparł mężczyzna - dopiero co się
tu znalazłem.
Rozejrzeli się po bezpiecznym azylu. Miejsca
było niewiele, ale po środku stał solidnie zbudowany, drewniany dom. Miał
bardzo małe okna i ciężkie metalowe drzwi. Co trochę kłóciło się z jasnym
drewnem, z którego był zrobiony.
Karol przyjrzał się swojemu wybawcy.
Bartek był bardzo dużym mężczyzną, rozrośniętym w
barach, zgolonym na łyso i z blizną na policzku, nie zachęcał swoją
powierzchownością do bliższej znajomości. Karol wyglądał przy nim bardzo
skromnie.
- Byłeś w środku?- zapytał.
- Na razie nie. Tylko pokręciłem się wokół
budynku.
- Wchodzimy?
- Kiedyś w końcu trzeba.
Olga
- Jak widzicie, dwóm skazańcom udało się uratować skórę,
przynajmniej na razie. Trzeci leży rozszarpany po drugiej stronie polany - głos
prowadzącej był chłodny i opanowany, jakby opowiadała film, a nie omawiała
brutalną rzeczywistość.
- Czy to nie jest zbyt okrutne? - pytała jedna z
praktykantek.
- Wam Ziemianom rzeczywiście może się tak
wydawać, ale tutaj, to codzienność. Poza tym ten człowiek zamiast zrobić
wszystko, żeby dostać się do środka azylu, odszedł w stronę lasu. A proszę mi
wierzyć, że w promieniu trzech metrów od płotu, znajdują się rozrzucone rzeczy,
które mogą pomóc w walce ze zwierzętami lub z dostaniem się za palisadę.
- I tak jest to okrutne - trzymała się swojego
zdania dziewczyna.
- Proszę pamiętać, że to są skazańcy, nie
umieszczamy tam niewinnych.
- Mnie bardziej interesuje, po co to robicie? -
zapytał jeden z trzech chłopaków obecnych w sali - Nie wystarczy wsadzić ich za
kratki? Trzeba na nich jeszcze eksperymentować?
Olga popatrzyła na niego uważnie.
„Ziemianie - pomyślała- i ich humanitaryzm.
Wygodne cele, dostęp do Internetu, psycholog, szpitale i leki. Tak, jakby
skazańcy mieszkali w sanatorium, a nie odsiadywali karę. Tylko czemu tak
chętnie, niektórych nam wysyłali? Czyżby humanitarna resocjalizacja nie
działała? A co z szaleńcami i psychopatami? Jakoś nie upominali się o ich
zwrot, pewni, że my nad nimi zapanujemy. Zamiast tego przysyłali
idealistów z uniwersytetów, którzy myśleli, że świat wszędzie jest ułożony tak
samo.”
Oczywiście te myśli tylko przemknęły przez jej
głowę i nie spowodowały niezręcznej ciszy.
- Nie przyjechali tutaj na wczasy i jeżeli chcą
wrócić na łono społeczeństwa, muszą na to zasłużyć.
- Ilu przeżywa? - zadała pytanie kolejna
dziewczyna.
- Ośmiu na dziesięciu. Ale to jeszcze nie
koniec...
Bartek i
Karol
Weszli do chaty i ze zdziwieniem stwierdzili,
że jest dobrze wyposażona. Nie było tu co prawda nowoczesnych sprzętów, ale
wszystko, co niezbędne do przeżycia. Piec kaflowy, kuchnia węglowa, połączona z
bojlerem w łazience. Trzy lampy oliwne i kilka świeczek. Zaczęli
przeszukiwać dom i znaleźli małą lodówkę.
Obejrzeli ją z każdej strony i ze zdziwieniem stwierdzili, że działa bez użycia
prądu. Nie zastanawiali się nad tym zbyt długo, ponieważ bardziej absorbowało
ich to, że była pełna po brzegi.
- Jak w hotelu - stwierdził Karol - tylko koniaku
brak.
- A piwo? - zapytał Bartek.
- Brak.
- Za to wychodek i pompa jest na zewnątrz -
powiedział Bartek.
- Skąd wiesz? - Karol wyszedł z części
sypialnej, w której stały trzy łóżka.
- Znalazłem zeszyt ze wskazówkami - mężczyzna
machnął w jego stronę cienkim brulionem w niebieskiej oprawie.
- Co tam napisali?
"Witajcie skazańcy na Więziennej
Planecie."
- Jacy mili - parsknął Karol.
"Skoro weszliście do azylu, to jest szansa,
że przeżyjecie, ale czy tak będzie, zależy tylko od was. Spędzicie tu we trzech
trzy miesiące..."
- Ciekawe, kiedy pojawi się ten trzeci? -
zastanawiał się Karol na głos.
- Spoko, na pewno go usłyszymy. Ty sapałeś, jak
miech kowalski.
Karol nawet nie zaprzeczał.
- Jak dostałeś
się do środka? – zapytał.
- Znalazłem w krzakach drabinę.
- A ja tylko kilka patyków – skrzywił się Karol.
Bartek ponownie zaczął czytać.
"Jesteście cały czas przez nas obserwowani.
Nie szukajcie kamer ani mikrofonów, to strata czasu. A nawet jeśli coś znajdziecie,
to i tak zniszczenie ich, nic wam nie da. Lepiej spożytkujecie czas, siłę i
intelekt na przetrwanie w tych warunkach. Azyl nie jest idealnym schronieniem i
niektóre kotowate z łatwością przeskoczą palisadę. Za to dom, jest bezpieczny.
Przez te trzy miesiące musicie sami zdobywać pożywienie, dbać o otocznie i
spróbować się nie pozabijać. W kuchni na stole macie album ze zdjęciami
jadalnych roślin i zwierząt oraz kilka przepisów. Nie pijcie nieprzegotowanej
wody. Wasze ziemskie żołądki nie są jeszcze przyzwyczajone do tutejszych
bakterii. Co do ubrań. Macie trzy pakiety w szafach, dbajcie o nie, bo więcej
nie dostaniecie. Powodzenia."
- A co będzie po trzech miesiącach? - głośno
myślał Karol.
- Nie ma co się nad tym zastanawiać. Przeżyjemy,
to zobaczymy - powiedział ponuro Bartek i dodał - Nie wiem, jak ty, ale ja bym
rozejrzał się za jakąś bronią i zwiedził okolicę.
- Dobra myśl - przyznał Karol - grunt, to dobrze
poznać teren, miejsca strategiczne i najlepsze punkty do oddania strzału.
- Płatny kiler?
- A i owszem. Ale jak widzisz, zostałem wysłany
na emeryturę.
- Ile?
- 25 lat.
- Ja na 10 za pobicia i rozboje.
- No to prezentacje mamy za sobą, a teraz
poznajmy kawałek tego świata.
Olga
Nie lubiła pierwszych spotkań z praktykantami. Byli
przemądrzali i przekonani, że oni by wszystko zrobili lepiej. Za to ona w ich
oczach była nieczułą laborantką, której królikami doświadczalnymi byli ludzie.
Szybkimi krokami przemierzała szkolną
część budynku. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim przytulnym biurze,
które mieściło się w naukowym sektorze. Cała budowla była monstrualnych
rozmiarów i zrobiona z super wytrzymałego metalu, odkrytego na Więziennej
Planecie. Przypominał kosmiczną stację podzieloną na poszczególne segmenty.
Każdy z nich można było odciąć od drugiego. Oprócz budynków szkolnych i
naukowych, na miejscu znajdowało się więzienie z tradycyjnymi celami i z małymi
mieszkaniami. Można było tam znaleźć halę sportową, pokoje muzyczne,
plastyczne, techniczne i inne. A tym wszystkim kierowała ona, Olga Kowalska. Od
czterech lat dyrektor więzienia w Karnym Mieście. Uważała, że z racji pełnionej
funkcji, to do niej należało początkowe szkolenie praktykantów. Dzięki temu
mogła się dowiedzieć z kim ma do czynienia, jaki jest ich potencjał i kogo
będzie musiała wysłać do domu zanim praktyki dobiegną końca.
Weszła do swojego gabinetu. Biurko jak zwykle
było zawalone skoroszytami, papierami i trzema laptopami, których chyba nigdy
nie wyłączała. Na wszystkich ścianach znajdowały się półki pełne dokumentów,
książek i nośników elektronicznych z danymi. Biada temu, kto by tu posprzątał.
To był jej azyl, twierdza i dowód na to, że nie jest robotem.
Z ulgą opadła na fotel.
- Po co ja to robię? - zadała sobie pytanie -
czy ja nie ufam moim ludziom? Ufam. Ale tylko dlatego, że przeszli moją
selekcję.
Drzwi uchyliły się i do środka weszła sekretarka
Basia. Młoda dziewczyna, urodzona na Więziennej Planecie i mieszkająca od
zawsze w Karnym Mieście. Jej ojciec był strażakiem, a matka nauczycielką
matematyki. Oboje wyjechali do Nowego Miasta, jedynego w tej części świata przyczółka
cywilizacji, które przy Karnym Mieście, w którym mieszkało razem z więźniami
150 osób, było prawdziwą metropolia ze swoimi 600 obywatelami. Nowe Miasto
znajdowało się 20 minut lotu helikopterem od nich.
Ale Basia nie chciała tam mieszkać, wolała zostać w
rodzinnym domu.
Miała 25 lat, męża i
córeczkę. Od dwóch lat pracowała dla Olgi.
- Zrobiłam pani herbatę owocową i kupiłam
ciasteczka.
- Ty
wiesz, co ja lubię- uśmiechnęła się do dziewczyny.
Ta położyła tacę na stoliku obok biurka, jedynej
pustej przestrzeni w tym pomieszczeniu i wyszła.
Olga sięgnęła po teczki praktykantów i zaczęła
robić notatki.
Karol
Pierwszy dzień dobiegł końca.
Nie miał pojęcia, która była godzina, ani czy czas był
taki sam, jak na Ziemi, ale zrobiło się ciemno i ani on, ani Bartek nie mieli
zamiaru wychodzić na zewnątrz.
Mężczyzna w końcu poczuł się zmęczony. Napięcie,
które utrzymywało się przez cały dzień, w końcu musiało puścić. Ziewał i czuł,
że oczy same mu się zamykają. Dlatego zostawił Bartka studiującego informator o
faunie i florze tego miejsca i poszedł się położyć.
Mimo ciemności i wycieńczenia, nie mógł zasnąć,
ponieważ kotłowało mu się w głowie od pytań i wizji przyszłości.
Najpierw miał odbywać karę na Ziemi, ale uznano,
że jako kiler był raz, niebezpieczny, dwa ktoś mógłby mu pomóc wyjść na wolność.
Mogli też go sprzątnąć, bo jako płatny zabójca, był
spalony. Ale wtedy policja miałaby z jego trupem kłopot, byłoby szukanie
sprawcy, protokoły i rozprawy sądowe. Pewnie kilka osób straciłaby pracę. Dlatego postanowiono, że Więzienna Planeta będzie najlepszym
sposobem na załatwienie problemu, jaki stanowił dla władz więzienia na Ziemi.
Wiedzieli bowiem, że nikt nie zapłaci kolejnemu kilerowi za to, żeby wyruszył
za skazańcem i go załatwił. To nawet nie byłoby ryzyko, ale samobójstwo.
Także więzień nie musiał obawiać się siepaczy, a ci,
którzy zostali na Ziemi tego, że cokolwiek wyda, ponieważ, kto trafiał na
Więzienną Planetę, miał ostateczny wyrok i na miejscu nikt go już nie
przesłuchiwał. W zasadzie tutaj mało kogo obchodziły konszachty Ziemian.
Najważniejsze było wyprowadzenie więźnia na ludzi.
Oczywiście Karol tego nie wiedział i nie do końca
rozumiał sytuację, w której się znalazł. A już na pewno nie spodziewał się, że
będzie mieszkał w domu bez krat i bez kajdanek. Myślał
raczej, że trafi do jakiejś tuby, gdzie będzie hibernował przez 25 lat.
Tymczasem nikt go oficjalnie nie pilnował, miał dach nad głową i kompana. Miał
w jego towarzystwie spędzić trzy miesiące.
Zaśmiał się w duchu. Lepsze to, niż 25 lat w ciasnej
celi.
Po raz kolejny zastanowił się nad tym, czy
żałuje swoich czynów i ponownie odpowiedź brzmiała - nie. Jedyne czego żałował,
to że wpadł. Dostawał kilka zleceń rocznie, za które miał tyle kasy, że
spokojnie mógłby przeżyć kilka lat bez pracy. Lubił pieniądze, kobiety i
luksusowe wakacje. Dla nich, robił, to co robił. Poza tym zabijał tych złych
ludzi, na normalnych obywateli nie podnosił ręki.
Ale wpadł, dostał wyrok, wylądował w dziwnym
miejscu i musiał zapomnieć o przeszłości i skupić się na tu i teraz. A po całym
dniu, wiedział już, że łatwo nie będzie. Zwłaszcza, że znaleźli trzecią osobę.
Z faceta zostało kilka strzępków ubrania i kości. Karol wzdrygnął się na
wspomnienie tego widoku i czym prędzej zaczął myśleć o czymś innym. Zasnął.
Bartek
Kiedy Karol wyszedł z kuchni, Bartek
zagłębił się w lekturę o tutejszej faunie i florze i z zapałem odkrywcy
wertował kolejne strony.
Nie był przyzwyczajony do obcowania z przyrodą,
ponieważ był urodzonym mieszczuchem.
Mieszkał w Warszawie na blokowisku, drzewa widział tylko w parkach i na
skwerach, a jedyne zwierzęta, jakie znał to psy i koty. Sam miał bulteriera.
Westchnął, bo wiedział, że już go nie zobaczy. Tak jak i dziewczyny, z którą
świrował, zanim go aresztowano.
A to wszystko przez to, że lubił rozróby i niewiele
było trzeba, żeby go sprowokować. Kicia lubiła widzieć go w akcji, no i przez
nią, jak głupek wpadł. Nie dość, że sporo wypił, to jeszcze ona go zachęcała
krzycząc.
- Nie bądź słabiak, pokaż co potrafisz.
No i zniszczył bar w klubie, obił twarz kilku
gościom, a jeden ledwo uszedł z życiem.
- Baby - burknął pod nosem - dobrze, że żadnej
tu nie ma.
Wrócił do lektury i usiłował zapamiętać
podstawowe informacje o cyklu dobowym drapieżników.
Zamarł, bo usłyszał ryk. To nie był żaden z
tamtych kotowatych. To musiało być coś większego. Zgasił lampę i cicho podszedł
do małego okienka. Był ciekawy, czy zwierze przeskoczyło przez palisadę.
Niestety nic w tych ciemnościach nie zobaczył. Dla bezpieczeństwa zatrzasnął
wewnętrzne okiennice i sprawdził, czy drzwi są dobrze zaryglowane.
Położył się w sypialni po przeciwnej stronie niż
Karol. Usiłował zasnąć, ale jakoś nie mógł. A potem był ranek.
Olga
Ponownie stanęła przed praktykantami i z
zadowoleniem stwierdziła, że nie mają już takich pewnych min, jak wczoraj i że
trochę spraw sobie przemyśleli.
- Widzę, że wycieczka po okolicy była
pouczająca. Mam też nadzieję, że teraz już wszyscy państwo przeczytali
regulamin i zrozumieli, że to nie są wakacje.
Karne Miasto nie było najbardziej przyjaznym miejscem
na świecie. Otoczone sporym ceglanym murem, który miał zapobiegać
przedostawaniu się zwierząt do środka. Przy jego wznoszeniu kilkanaście osób
straciło życie. Nie tylko skazańców, bo obowiązek jego budowy spoczywał na
wszystkich. Niestety okazało się, że na niektóre zwierzęta był za niski.
Zwłaszcza zimową porą, kiedy przybywały wyjątkowo skoczne białe goryle, lwy i
wilki. Za to w pełni lata przechodziła kawalkada wielkich jaszczurów podobnych
do ziemskich dinozaurów. Każdy dom, kamienica czy budynek użytkowy miał
dodatkowe zabezpieczenia. Samo miasto było zorganizowane tak, żeby w każdej
chwili można było się gdzieś schronić. Ulice i chodniki były szerokie, a na ich
rogach umieszczono metalowe tuby, które mogły pomieścić 5 osób. Miasto było
podzielone na kilka stref. W centrum znajdował się budynek więzienny, a od
niego promieniście odchodziły ulice. Wschodnia część składała się głównie z
lokali użytkowych. Były tu warsztaty, sklepy, zakłady pracy dla mieszkańców. W
tej części znajdowały się czynszówki, w których mieszkali mężczyźni, którzy nie
mieli żon albo te zostały na Ziemi. Byli to zarówno skazańcy, jak i wolni
obywatele, na przykład strażnicy. Tutaj znajdowała się knajpa, w której można
było spędzać wieczory. Dla skazańców możliwości korzystania z tego przybytku
były ograniczone. Część północna była podzielona na spore działki, a na
niektórych z nich stały domy, różnej wielkości i kształtu. Były otoczone
niskimi płotkami i każdy miał ogródek. Tutaj mieszkały rodziny z dziećmi.
Niedaleko od nich wybudowano szkołę. Budynek obejmował zarówno szkołę
podstawową, jak technikum, zawodówkę i liceum. Był wykonany z tych samych
materiałów co więzienie, żeby w razie zagrożenia dzieci i młodzież mogli
pozostać bezpiecznie na miejscu. Na razie uczyło się tu 15 małych dzieci i 7
nastolatków. Co i tak było sukcesem demograficznym miasta, zważywszy, że było
tu tylko 10 małżeństw. Strona zachodnia była prawie pusta, część terenu została
przeznaczona na mały park, jeden hotel dla odwiedzających skazańców i turystów.
Tam też stała Baza Przerzutowa. Miniatura budynku więzienia. Znajdował się tam
panel sterowania, pomieszczenie adaptacyjne, sala odwiedzin, hol dla
oczekujących i pokój strażników.
Na ścianie południowej wybudowano czynszówki dla
kobiet, ale i dom kultury, z którego wszyscy mogli korzystać do godziny 19:30.
Tutaj znajdowała się biblioteka, kilka typowo damskich sklepów oraz sklep
spożywczy. Ale i tak większość Karnego Miasta pozostawała pusta i
niezamieszkana.
Praktykanci podczas zwiedzania mogli również
wyjrzeć za płot i odkryć, że prowadzi się tu uprawę roli, zarówno tutejszego
zboża, jak i warzyw oraz sady z różnymi odmianami owoców. Ludzi krzątających
się wokół tego wszystkiego pilnowali strażnicy, ale nie dlatego, że więźniowie
mogliby uciec, chronili ich przed dzikimi zwierzętami.
Kiedy spojrzeli dalej, to około kilometra od
nich wznoszony był wielki mur, który miał powstrzymać każde zwierze od dostania
się do środka. Na razie był to początek i ceglana ściana nie miała więcej niż
Olga uznała, że dała im wystarczający czas na
przemyślenia i zaczęła prezentacje.
Po kilku minutach, jeden z praktykantów podniósł
rękę.
- Tak, słucham - pozwoliła mu mówić.
- Po co nam pani opowiada o roślinach i
zwierzętach. Przecież powinniśmy zajmować się więźniami.
- Zanim puszczę państwa do
więźniów, miną przynajmniej dwa tygodnie.
Po sali przeszedł pomruk niezadowolenia, a Olga
dodała twardo.
- O ile uznam, że się państwo nadajecie. Nie
ukrywam, że niektórzy z was mogą zostać odesłani do domu.
Praktykanci zaczęli głośno wyrażać swoją dezaprobatę,
co spowodowało, że kobieta powiedziała ostro:
- Nie jestem tu po to, żeby państwa dopieszczać
i odpowiadać na reklamacje. Nie są państwo na wakacjach. Jeżeli nie odpowiada
państwu nasz system, zawsze mogą państwo wrócić do domu.
Nastała cisza.
- Skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy, wróćmy do
przerwanego wątku. Mianowicie, jak przeżyć w tym miejscu.
kolejny odcinek 18 marca

Komentarze
Prześlij komentarz