Sylwester

Wiem, jest dzień po, ale na przemyślenia zawsze jest czas.
Czy jest to dla mnie ważna impreza? Nie. Uważam wręcz, że przez większość życia tak się wybawiłam po różnych zabawach, klubach, dyskotekach, domówkach, że dla mnie Sylwester przestał być czymś wyjątkowym.
Czy lubię bawić się, tańczyć z moimi przyjaciółmi i znajomymi? Zawsze. I tutaj Sylwester jest do tego okazją. Ale żadne fajerwerki, odliczania, podniety końcem i początkiem roku mnie nie dotyczą. Czy mam przemyślenia w związku ze zmianą daty? Nie. Takie mam w swoje urodziny.
Czy mam postanowienia noworoczne? Absolutnie nie.
I nie jestem wcale odosobnionym przypadkiem. Wielu moich znajomych nie obchodzi Sylwestra, zostają w domach, niektórzy odsypiają pracę, a inni spędzają czas z rodziną.
Ja w tym roku poszłam do przyjaciół i w stałym gronie bawiliśmy się prawie do rana. To znaczy oni dłużej, ja z racji przeziębienia, pojechałam o 3 30 rozkasłana do nocnego lekarza. Na szczęście to tylko kaszel, żadne zapalenie oskrzeli. A że ja mam słabą odporność z powodu dwóch przewlekłych chorób, to chucham na zimne. Według mnie miałam już zapalenie płuc.:)
Wracając do tematu.
Sylwester to także okazja do ubrania się inaczej niż zwykle, dlatego wbiłam się w kieckę, buty na obcasie i żałowałam, że nie mam na sobie czegoś wygodniejszego. Zabawy wśród znajomych mają jednak swoje plusy. Jeszcze przed północą wszystkie byłyśmy boso. A sukienka, no cóż. MC Hammer jakoś wyszedł, ale w kiecce to wygląda, hmmm, dziwnie.:)
A co do przyjaciół. Mam naprawdę ogromne szczęście być wśród ludzi, którzy lubią i umieją tańczyć. Ale nie klasycznie, stonowanie, czy tak jak wszyscy.
Zawsze spocimy się, jak szczury, wyskaczemy za wszystkie czasy. Są szpagaty, tańce brzucha, rapowanie, co kto woli i na co ma ochotę. Pamiętam, że jak wpadaliśmy do jakiejś dyskoteki, to robiliśmy zamieszanie. Bo byliśmy inni, bo w innym rytmie, bo w innych figurach. I to jest fajne. Tylko żeby zamiast sukienki był dresik… szkoda…
Oczywiście na imprezach pojawiają się dzieci i to one pierwsze szaleją na parkiecie. Z dumą mogę stwierdzić, że mamy godnych następców. Z poczuciem rytmu, nietuzinkowymi ruchami i interpretacją muzyki. Potem pojawiamy się my, kobiety, a panowie na końcu. Oni muszą wypić i obgadać swoje. Śmiałyśmy się z przyjaciółką, że jest trochę, jak w arabskich krajach. Kobiety bawią się osobno, a panowie osobno. Ale później wszystko się wyrównało.
W sumie bawiłam się bardzo dobrze, gdyby jeszcze nie męczył mnie kaszel i ogólne osłabienie, było by jeszcze lepiej. Dzisiaj czuję w mięśniach „dobre” zmęczenie, ale niestety bez zakwasów, więc się nie wytańczyłam. Bo ja i moja przyjaciółka wychodzimy z założenia, że jak są zakwasy, to znak, że się człowiek wytańczył, a jak nie ma, to znaczy, że nie. Brakowało mi pewnie z godzinki, żeby je uzyskać. Ale nic to, mam w planach zrobienie karnawałowej imprezy, więc wtedy wszystko nadrobię.
Słabe te przemyślenia, ale wybaczcie, poszłam spać dopiero o 5 00, a zasnęłam po 6 00 rano, więc jestem trochę niewyspana i zmęczona po nocnych hulankach.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka