Lata 90' – Wakacje – Cz. 1 – Pomaganie rodzicom w szklarni
Temat
podzieliłam na kilka części.
Pierwsza – robota w szklarni i na polu
Druga
– korty
Trzecia
– imprezy
Czwarta
– nocowania po domach
Piąta
– wyjazdy
Byciem
dzieckiem ogrodników oznaczało ni mniej ni więcej, jak tylko pomoc w rodzicom w szklarniach. Kiedy tylko na
horyzoncie pojawiały się wakacje, wiadomo było, że nasi kochani rodzice zadbają
o to, żebyśmy się nie nudzili. To było u nas normalne, jak dla innych obowiązek
wynoszenia śmieci czy sprzątania łazienki. Oczywiście, że się buntowaliśmy, ale
i tak trzeba było zrobić swoje. Patrząc z perspektywy czasu, to było dla mnie
dobre. I nie myślcie sobie, że to była katorżnicza praca. Jak się zrobiło
swoje, to miało się spokój, a jak nie, to była burza z piorunami. Poza tym, ja
nie mam nic przeciwko pracy fizycznej, do dzisiaj ją lubię. Niestety
zaostrzenie alergii wykluczyło mnie z dalszej pomocy tacie i od wielu lat nie
wchodziłam do szklarni na dłużej niż kilkanaście minut. Nie mniej jednak, polecam
wam pracę w ziemi, to bardzo uspokaja i można sobie przemyśleć całe życie.
W
młodości nie lubiłam robić dwóch rzeczy, pielić i wstawać o piątej rano, żeby
wyrwać irysy.
Pielenie
jest nudne i monotonne, poza tym człowiek wyrywa te chwasty i wyrywa, a po pół
godzinie i tak się okazuje, że niewiele zrobił. Poza tym nigdy nie mogłam
dogonić mojej mamy. Ona miała napęd atomowy. Ciach, ciach, ciach i jedno
przęsło za nią, a ja? Zgryzu, zgryzu, zgryzu, nie jestem nawet w połowie.
Dodatkowo, od zawsze miałam problem z pracą w kucki, natomiast siadaniu na
deseczce opartej między dwa zagony nawet nie chciałam słyszeć. To była
dodatkowa robota. Usiąść na desce wyrwać dwa chwasty, wstać z deski, przesunąć
ją i znowu usiąść i wyrwać dwa chwasty. No to robiłam na kolanach.
Przechodząc
do wczesnego wstawania.
Musicie
wiedzieć, że te piękne kwiaty, które kupujecie w kwiaciarniach lub na bazarze,
one nie wyglądają tak, kiedy je się wycina lub wyrywa. Muszą być zawsze w
nierozwiniętym pąku. Czasami, kiedy ktoś mnie odwiedzał i zaprowadzałam go do
szklarni mówił:
-
Ale tu nie ma kwiatów? Sama zieleń?
-
No tak. Bo kwiaty szklarniowe, to nie ogrodowe. Są przeznaczone na handel i nie
mogą być wycięte zbyt późno, bo się rozwiną i nikt tego towaru nie weźmie.
Tak
więc, piąta rano, irysy, pająki, komary i ja.
Kiedy
szłam na pole myślałam tylko – żeby było mało, żeby było mało.
Przekorne,
prawda? Bo im więcej tym lepiej, tym więcej sprzedanego towaru, tym więcej
pieniędzy. Ale bladym świtem miałam to w nosie, chciałam tylko zrobić swoje i
wrócić do łóżka. A ile ich się wyrywało? Od kilkudziesięciu po kilka tysięcy za
jednym zamachem. A wcześniej trzeba było je zasadzić. Takie tam 80 tysięcy
cebul i każdą trzeba było osobno wsadzić dołek.
IRYSY
Widzę,
że zaczęłam od końca. Bo irysy, to był późniejszy okres. Kiedy byłam w średniej
szkole, to pamiętam głównie podlewanie pomidorów, podwiązywanie pomidorów i zbieranie
pomidorów. A także podlewanie kwiatów np. Cynerarek czyli Cynerarii.
Praca, jak praca, nie mam nic przeciwko niej.
Włączałam sobie magnetofon, puszczałam ulubione piosenki i darłam się
wniebogłosy, ciągnąć szlauch z sitkiem. Albo robiłam sobie przegląd piosenki
religijnej. Czyli śpiewałam wszystko, czego się nauczyłam na próbach chóru. Nie
wiem, jak to sąsiedzi znieśli, ale kwiatom chyba się podobało.
Niejednokrotnie
pracowaliśmy całą rodziną, więc były i rozmowy i śmiech i czasami nawet płacz.
Bo to był dobry moment na wychowawcze upominanie za całokształt złych rzeczy,
które się zrobiło albo miało zamiar zrobić. W czasie takiej wspólnej pracy
miałam z bratem mnóstwo ciekawych zabaw typu rzucanie w siebie robakami albo
wręczanie ich w prezencie. Także wiecie, żaden wij ani skorek mi niestraszny.
Gorzej było z pająkami. Te rozplatały sieć między zagonami i kiedy szło się
tyłem podlewając pomidory, nagle czuło się bardzo nieprzyjemną lepką nić na
plecach. Miałam wtedy jedno marzenie, żeby była bez pająka. Podczas kolektywnej
pracy i tata robił sobie żarciki, nagle polewając nas strumieniem lodowatej
wody.
Praca
przy kwiatach i warzywach trwała cały dzień, ale nie oznaczało to, że wciąż
przy niej siedziałam. Miałam czas na nudzenie się przed TV i myślenie o
niebieskich migdałach, ale kiedy trzeba było podlewać, to trwało to ok. 2
godzin. Nie, nie jest to nudne. Lubiłam to robić, no i nadawałam z własnej
krtani koncerty życzeń. Dzisiaj też chętnie bym stanęła przy szlauchu, ale tata
mnie goni, bo mam alergię i kicham na róże.
Zapomniałam
dodać o skubaniu róż. Bo róże się skubie. Nigdy tego nie lubiłam, bo trzeba
było się schylać, a potem trudno było się wyprostować. Ale, jak mus to mus. W
każdym razie, latem była praca w szklarni i wszystko byłoby ok. gdyby nasi
rodzice mieli pod wieczór litość nad nami. Bo my nie mieliśmy telefonów i na
spotkania umawialiśmy się dzień wcześniej. A tu tata o 17 00 ogłaszał
mobilizację do podlewania. To było
normalne, w najgorętszych godzinach dnia, nie wchodziło się do szklarni i nie
dziwne, że popołudniu byłam ganiana do roboty.
-
Tato, ale ja się umówiłam na 18 00.
-
Koleżanki poczekają, kwiaty nie – słyszałam.
To
samo było u moich przyjaciółek. Koniec końców jakoś się spotykaliśmy i wieczór
oraz część nocy była nasza. Tak do 23 00, czasami dłużej.
A
potem piąta rano i witajcie irysy, witaj polewaniu szklarni, witaj roboto.
śp. mama w pomidorach.:)
Zdjęcie Cynerarii wzięte ze strony:
http://www.e-ogrodek.pl/a/cyneraria-kwitnaca-zima-jak-uprawiac-te-kwiaty-19108.html fot, 791101-pixabay.com
Powiązane wpisy:
https://doniesieniazpolawalkinoyer.blogspot.com/2019/11/lata-90-wakacje-cz_21.html
https://doniesieniazpolawalkinoyer.blogspot.com/2019/11/lata-90-wakacje-cz-2-korty.html
https://doniesieniazpolawalkinoyer.blogspot.com/2017/12/lata-80-90-imprezy-muzyka-i-taniec.html
https://doniesieniazpolawalkinoyer.blogspot.com/2017/12/lata-90-sza-wolnosci.html
https://doniesieniazpolawalkinoyer.blogspot.com/2017/12/lata-80-i-poczatek-90-wielki-sentyment.html
https://doniesieniazpolawalkinoyer.blogspot.com/2017/12/lata-80-te-gadzety-i-zabawki.html
https://doniesieniazpolawalkinoyer.blogspot.com/2017/12/lata-80-ubior.html
https://doniesieniazpolawalkinoyer.blogspot.com/2017/12/lata-80-i-90-wakacje.html
https://doniesieniazpolawalkinoyer.blogspot.com/2017/12/lata-80-i-90-beztroskie-dziecinstwo.html
Współczuję, że musiałaś wstawać w wakacje tak wcześnie
OdpowiedzUsuńczytelniczka85
Spokojnie, to nie było codziennie. Tylko, jak irysy wychodziły. Tak to, normalnie się wysypiałam, jadłam śniadanie i do roboty. Poza tym, kiedy wyrwałam te irysy, szłam z powrotem do łóżka i spałam:)
OdpowiedzUsuń