Lubię sobie pośpiewać
Lubię śpiewać, a raczej kocham śpiewać. Robię to od zawsze. Pan Bóg obdarował mnie słuchem i głosem i cieszę się, że mogę z tego korzystać.
Dlaczego o tym piszę?
Bo coś ostatnio zaniedbałam to moje hobby, ograniczając się jedynie do śpiewu w kościele lub podczas zajęć chóru.
A w domu nic.
Pewnie dlatego, że wynajmowałam mieszkanie i w bloku jakoś tak głupio mi było ujawniać innym moje zdolności wokalne. A ma się ten głos - chodzi mi o decybele. Obawiałam się, że mogę komuś zakłócić spokój. Ale odkąd wróciłam do taty, do domu, nie czuję żadnych ograniczeń i w niedziele urządziłam sobie, swój własny koncert;).
A tak już bardziej poważnie.
Śpiew jest dla mnie ważny nie tylko z powodu samej przyjemności, ale jest też dobrym sposobem na walkę ze stresem.
Poważnie. Polecam. Nie ma to, jak wyśpiewać światu, co się o nim w danym dniu sądzi. Brakowało mi tego i cieszę się, że znowu mogę to robić. Kilka miesięcy temu sprzątałam i śpiewałam pieśń - Ciąglę zaczynam od nowa. Kiedy opowiedziałam o tym przyjaciółkom, te śmiały się, że wybrałam adekwatną pieśń do syzyfowej czynności, jaką jest sprzątanie. Za to w niedzielę na warsztat poszła Kajah i Bregowic, Edyta Geppert i kilka innych utworów. Po półgodzinie byłam spokojna i zrelaksowana.
W ogóle kiedy człowiek jest kłębkiem nerwów dobrze jest sobie zanucić, choćby lalalala i tak przez kilkanaście minut. Na pełnym wdechu, aż do utraty tchu. Wiecie, jak można się tym zmęczyć? Uwierzcie mi. Można.
Albo kiedy mi nerwoból wejdzie w plecy, to wtedy drę się w niebogłosy.
A tak na marginesie. Słyszeliście może o tym, że kobiety śpiewają podczas porodu? Ponoć to pomaga. To, co piszę to nie jest żart. Oglądałam o tym dokument. Tylko nie pamiętam czy to było w Japonii czy innym azjatyckim kraju.
Ja co prawda nie rodzę, ale śpiewam sobie ile wlezie. Z tym, że tata może mnie przez to wydziedziczyć, bo zdarzyło mi się odśpiewać "Czy pani mieszka sama" (20-lecie międzywojenne), kiedy on spał. A wiecie, jak to z tatami jest. Nie budzić. Z drugiej strony zastanawiam się, jak tak wielki chłop potrafi tak się położyć na kanapie, że ja przechodząc przez zielony pokój, w ogóle go nie zauważam.
W samochodzie też śpiewam, ale cicho i bez strojenia min i gestykulacji. Wczoraj, jak już pisałam wykonałam utwór "O mój rozmarynie." Wykonanie było niczego sobie.
Jest taka piosenka, akurat dobra na zakończenie tego wpisu.
"Szedł listopad polną drogą,
Zrywał liście z drzew.
Pada deszcz, pada deszcz, pada deszcz,
A ja sobie śpiewam. "
Dobrej nocy.
Komentarze
Prześlij komentarz