Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2020

Energylandia - odgrzewany temat

Obraz
Na jakiś czas zdjęłam ten temat, ale uważam, że jest nadal aktualny, więc daję go z powrotem. Energylandia Od lat marzyłam, żeby pojechać do porządnego wesołego miasteczka. Planowałam Eurodisneyland, wycieczkę do Berlina lub gdzieś do Bawarii. Największe, jakie do czasów Energylandii zaliczyłam, było na Praterze w Wiedniu. Było to w latach dziewięćdziesiątych, kiedy byłam biedna, jak mysz kościelna i stać mnie było jedynie na zabawę - rzut do celu, gdzie próbowano mnie i moją koleżankę oszukać. Miałam tam co prawda darmowy autodrom, ale tylko dlatego, że spodobałam się obsługującemu samochodziki chłopakowi z Jugosławii. Inne atrakcje były poza moim zasięgiem. W Polsce dużą popularności cieszył się Cricoland, umiejscowiony na Placu Defilad, ale tam najwięcej emocji dawał jedynie Młot,   w którym można było być do góry nogami. Jedyny rollercoaster, na który wsiadłam, to ten we Władysławowie, ale on nie wzbudził we mnie większej adrenaliny. Żeby trochę się pocieszyć grałam w...

Meta

Obraz
Nawiązując do poprzedniego postu: https://doniesieniazpolawalkinoyer.blogspot.com/2020/01/wciaz-sie-scigam.html , dobiegłam do mety, nazywa się łóżko. Nie mam co prawda zapalania płuc (na szczęście) tylko wirus, który rozłożył mnie na łopatki. Z wtorku na środę prawie nie spałam, bo walczyłam z gorączką. Ciemną nocą, o 6:00 rano stwierdziłam, że nie jestem w stanie iść do pracy. Zamiast tego poszłam do lekarza. Bardzo kocham moją panią doktor, gdyż przyjęła mnie, mimo braku numerka. Dostałam tydzień zwolnienia i nakaz leżenia w łóżku. Cieszy mnie również to, że nie muszę brać antybiotyków ani garści tabletek. Dostałam tylko jeden lek przeciwgorączkowy. Dodatkowo aplikuję sobie kurację rodem z babcinej apteczki. Oto on: - nacieranko Amolem (najlepszy lek pod słońcem) - mleko z miodem - syrop z cebuli - syrop z buraka i miodu. Dodatkowo grzeję się w łóżku termoforem o imieniu Ciastek.   Syrop z buraka W środę i w czwartek byłam, jak śnięta ryba, dz...

Wciąż się ścigam.

Nie wiem skąd mi się to wzięło, pewnie od uprawiania sportów, ale ja wciąż się z kimś ścigam. Na co dzień o tym nie myślę, ale dzisiaj jestem powalona zaziębieniem i zostaję w tyle. A skoro zostaję w tyle, to mam czas na przemyślenia. Ewidentnie dzisiaj z nikim nie rywalizuję.  Nawet nie chciało mi się wyprzedzać pani w kozaczkach. A mogłam, bo szła za wolno, zamiast tego, ja przyhamowałam. Ewidentny spadek formy. Normalnie bym wymijała człowieka za człowiekiem, byle by mi się nikt nie plątał przed nosem. Byle zająć dobre miejsce w autobusie, byle być na czele ludzkiego peletonu. I tak codziennie. Nie jestem w stanie iść za kimś, kto jest dwa metry przede mną, muszę go wyprzedzić. W samochodzie mam podobnie. Jak ktoś mi się snuje przed maską, choćby nawet z dobrą prędkością, nie mogę za nim jechać, muszę wyprzedzić (oczywiście, jeśli jest taka możliwość, np. korki jej nie dają). Ale najgorzej mam, kiedy jadę na rowerze. Jeśli zobaczę przede mną innego rowerzystę, nieświadomie z...

Wykład z transplantologii

Obraz
Mam za sobą wyjątkowo naukowy tydzień. We wtorek odwiedziłam Muzeum Ziemi, a wczoraj brałam udział w wykładzie dotyczącym transplantologii. Nie żebym sama się na to pisała, ale jestem wychowawczynią w bio – chemie, więc siłą rzeczy razem z nimi się dokształcam. Do szkoły przybyli doktorzy, którzy nie tylko opowiedzieli o tej dziedzinie nauki, ale też zachęcali do oddawania organów. Puścili nam przejmujący film, w którym pokazane było, jak ważne jest dzielenie się swoimi zasobami. Niektóre z nich można oddać za życia (nerki, fragment wątroby) inne pobiera się po śmierci (płuca, serce). Według polskiego prawa nie trzeba mieć zgody zmarłego, ani jego rodziny, ale jeśli ta wyrazi sprzeciw, to oczywiście niczego zmarłemu się nie zabiera. Pan doktor obalił również „twierdzenie”, że motocykliści, to dawcy organów. Uświadomił nam, że po wypadku ich narządy są tak poobijane, że do niczego się nie nadają. We mnie, osobiście największe emocje wzbudziły informacje o przeszczepach twarzy....

Wykłady w Muzeum Ziemi w Warszawie

Obraz
Nie wiem czemu nie zostałam paleontologiem, ponieważ od dawna interesuje mnie ewolucja życia na Ziemi, dinozaury, a w ostatnich czasach potwory z morskich głębin. Być może dlatego, nie poszłam na takie studia, bo wtedy mało interesowałam się innymi kierunkami, niż te podstawowe typu – historia, polski czy geografia. Także paleontologia przeszła mi koło nosa, co nie przeszkadza mi być hobbystą laikiem. Co prawda, daleko mi do prawdziwych fascynatów, ponieważ ograniczam się do chłonięcia wiedzy, przekazywania jej dalej, oglądania filmów i dyskutowania z bratankami, którzy też lubią dinozaury. Na moich półkach nie znajdziecie żadnej skamieliny ani figurki gada z gipsu. Ale temat lubię i już. Korzystając z okazji, że jestem wychowawczynią klasy bio-chem zaproponowałam im lekcję muzealną w Muzeum Ziemi o potworach z jurajskiego morza. Wycieczka odbyła się we wtorek i uważam, że ja najdłużej jestem pod wrażeniem nowo nabytej wiedzy. Nie mówię, że młodzieży to się nie podobało, też by...

Blue Monday

Obraz
No i nie miałam depresji! Za to miałam w głowie wielki znak zapytania. Co ci ludzie z tym blue mondejem wyprawiają. Co to w ogóle jest? Znowu jakieś wyprzedaże w sklepach? A nie można tak dla odmiany nazywać wydarzeń po polsku? Okazało się jednak, że to międzynarodowa sprawa. Wyczytałam, że jakiś brytyjski psycholog Cliff Arnall obliczył coś   i wyszło, że trzeci poniedziałek stycznia jest najbardziej depresyjnym dniem w roku. No i wczoraj ludzie gadajo- blue monday i blue monday, a ja nie wiedziałam, o co chodzi. Nawet pan konserwator mówił mi o tym przy ksero, ale ja myślałam, że chodzi mu o zwykłe – nienawidzę poniedziałków. Dzisiaj już jestem mądra i wsadzę tę informacje do szafki z napisem - Największa Głupota Roku. Zważywszy, że depresja jest częścią mojego życia (na szczęście w stanie spoczynku), to kto jak kto, ale ja powinnam odczuć obniżenie nastroju. Tymczasem, nie miałam na to czasu i jedyną moją dolegliwością w poniedziałek, była zdarta pięta. Dzień zakończył...

Subkultury lat dziewięćdziesiątych

Obraz
Przypominam, że moje wpisy są subiektywne i oparte na moich wspomnieniach ewentualnie wsparte wspomnieniami kolegów i koleżanek. Przeczytałam jedną z części moich wypocin o latach 80-tych i 90-tych i czuję lekki niedosyt. Niby opisałam muzykę, stroje, czas wolny, transformację ustrojową oraz moją historię, a tu wciąż za mało. Być może trochę się powtórzę, ale nic to, zaczynam. Subkultury Metalowcy, punki, czy skinheadzi, to przeszło do nas z poprzedniej dekady. Część moich znajomych utożsamiało się z tymi grupami, ale szczerze mówiąc byli już reliktem przeszłości, bo na podwórka lat dziewięćdziesiątych wkraczali dresiarze, skejci (tak, będę pisać w spolszczonej wersji) i fani muzyki techno. I zacznę od dresiarzy. Wieść miejska niosła, że ta subkultura rozpoczęła się od okradzenia tira z dresami na Targówku. Ale tak naprawdę, to był moment. Kiedy byłam w pierwszej klasie LO, po mojej szkole na Bródnie chodzili raczej zwyczajnie ubrani ludzie. Pewnie, było i kilko...