Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2020

Ja na kwarantannie cz.2

Obraz
W porównaniu z pierwszym wpisem mam na pewno lepszy humor. Lepsza pogoda, alergia mi mnie nie dobija. Wyszłam z największego kotła w zdalnej pracy, wszystko się jakoś unormowało. Jestem wyspana i wypoczęta. Mam duże podwórko, więc nie czuję się zamknięta. Ludzi jakiś tam spotykam. No i pewnie, jak wszyscy, oswoiłam się z sytuacją. Nie popadam w skrajności, panikę utrzymuję w normie. Już nawet nie mam ochoty po powrocie ze sklepu wchodzić do wanny i szorować się, aż do krwi.:) Odpoczywam od Warszawy. W ciągu tych tygodni, pojechałam tam raz. I od razu zaczęłam mieć katar. Jaki z tego morał? Mam uczulenie na stolicę.:) Spadł deszcz, więc lepiej mi się oddycha, ptaszki śpiewają mi z rana, słonko świeci w okno już o świcie. No jednym słowem,   CUDNIE! Gdyby mi tylko wena chciała wrócić. Nie wiem co jest. Zatkało mnie na amen. Wczoraj nawet spróbowałam zachęcić siebie do pisania i zaczęłam czytać moje niedokończone wypociny, ale nic w mojej głowie nie drgnęło. ...

Jak dzisiaj ćwiczyłam

Obraz
Wczoraj porzucałam przez chwilę piłką z chrześniakiem i poczułam, że nie jest dobrze. Dlatego zrobiłam sobie postanowienie, że od poniedziałku zaczynam ćwiczyć nie tylko chodzenie w kółko po podwórku, ale również mięśnie różnych partii ciała. W poniedziałek z rana nadal trzymałam się tego postanowienia, więc istniała szansa jego realizacji. No i stało się. Przyszło popołudnie, a ja poszłam na swój różańcowy spacer. Polecam tę formę gimnastyki. Jest coś dla ducha i coś dla ciała. Wyjątkowo wyszłam poza podwórko i ruszyłam moją ulicą w poszukiwaniu nowych kwiatków. Spokojnie, nie będę Was nimi męczyć, to nie wpis przyrodniczy. Chociaż ja ćwicząca, to też niezły okaz przyrodniczy.:) Po spacerze stwierdziłam, że to za mało. Dlatego wyciągnęłam karimatę i zaczęłam walkę. Na początku z karimatą, bo się rolowała mimo moich usilnych prób jej rozprostowania. Po przegranej walce stwierdziłam, że najpierw, jak w Balturii trochę się rozgrzeję na stojąco. Włączyłam sobie muzykę i rozpoczę...

Tak sobie siedzę i myślę

Obraz
Prawdą o mnie jest to, że jak mam dużo wolnego czasu i nigdzie nie pędzę, to niewiele mam do napisania. Od 12 marca siedzę w domu i nie ułożyłam ani jednego zdania do żadnego z zaczętych powieści czy opowiadań. Nie wymyśliłam niczego nowego, po prostu nic. Ale, to nie znaczy, że moja głowa nie pracuje. W mojej głowie powstało już kilka historii o Strażnikach, ale żadna z nich nie nadaje się do przelania na papier. Bo oprócz wymyślania treści dla Was, wymyślam też treści dla mnie. Na uspokojenie, na zaśnięcie, na odpoczynek od codzienności. W mojej głowie powstają róże historie. Są powolne, rozwleczone, wielowątkowe i w zasadzie prowadzą do nikąd. Wymyślam je, dopóki, dopóty nie zainteresuje mnie coś innego. Także powstał w mojej głowie pensjonat dla zestresowanych, prowadzony przez Strażniczki. Każdy może tam odpocząć od codzienności. Ja również. A potem wymyśliłam opowieść o Strażnice, która została wytypowana do zaopiekowania się Baśniowymi Stworami w świecie po kataklizmie n...

Pan Tadeusz

Obraz
Po raz pierwszy czytany nie jako lektura, ale jako dobrowolny wybór i ciekawość, jak będę odbierać epopeję po latach. Może zacznę od tego, że trafiła mi się w podstawówce nauczycielka, która uwielbiała Adama Mickiewicza i już w czwartej klasie kazała nam go czytać. Inwokacja na tip-top, a reszta czytana fragmentami przez jakiś czas na początku lekcji. Nie sądzę żebym coś z tego wtedy rozumiała, ale przynajmniej nauczyłam się dobrze czytać na głos. Później rzeczywiście to była lektura obowiązkowa, której nigdy nie doczytałam do końca. Mimo, że lubię Mickiewicza, to Pan Tadeusz nie przypadł mi do gustu i po prostu gdzieś tam pewnie pośrodku się zatrzymałam i nie ruszyłam dalej. Dzisiaj ponownie sięgnęłam po ten utwór i zdania nie zmieniam. Narodowa epopeja jest nudna, jak flaki z olejem. Co prawda daleko nie zabrałam, ale strasznie mnie ten utwór irytuje. Nie chodzi o kwieciste opisy przyrody, ale o dialogi, które są dla mnie lekko niestrawne. Główny bohater, niejaki Pan Tadeusz jest...

Znachor i Profesor Wilczur.

Obraz
Przyszedł czas na recenzję dwóch powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, "Znachora" i 'Profesora Wilczura." Obie książki wydane w latach 30 dwudziestolecia międzywojennego, bardzo szybko zdobyły popularność i nawet zostały zekranizowane jeszcze przed wojną. Autor znany jest również z napisania "Kariery Nikodema Dyzmy", ale tej pozycji akurat w swojej biblioteczce nie mam, więc nic o niej nie powiem. Wyczytałam również, że pisarz wydał, według jednych źródeł 16, według drugich 17 książek, które chętnie bym przeczytała, ponieważ styl i sposób myślenia autora bardzo mi odpowiada. Zwłaszcza, że bliskie mi są sielanki wiejskie.   Lubię przyrodnicze klimaty, z których niestety nie mogę korzystać bo jestem alergikiem. Dobrze, że chociaż mogę sobie je   powyobrażać. Obie książki są pisane bardzo spokojnym tonem, także czytając je naprawdę można odpocząć. Co ciekawe zbierałam się do nich przez wiele lat. Pamiętam jak moja mama mówiła, że to przepiękna powieść, ...

Refleksje na temat dwudziestolecia międzywojennego

Obraz
Właśnie jestem po lekturze Tadeusza Dołęgi-Mostowicza "Znachor" i "Profesor Wilczur". Oczywiście w osobnym wpisie będzie recenzja i moje przemyślenia na temat tej książki, tymczasem chciałabym się z wami podzielić moimi refleksjami na temat dwudziestolecia międzywojennego. Nie wiem czy tak macie, ale kiedy oglądam film albo czytam książkę, która powstała w owym czasie, myślę sobie, że osoby które grały w tych produkcjach albo które pisały te książki, w znacznej części zginęły w czasie II wojny światowej. Zwłaszcza smutek mnie bierze, kiedy widzę zdjęcia, na których widać uśmiechniętych ludzi, którzy po prostu cieszą się życiem, którzy nie wiedzą, że za chwilę wybuchnie wojna i że to zostanie im zabrane. Oczywiście jestem świadoma tego, że ja też nie wiem,   co będzie jutro, ale drugiej wojny światowej już tak. Trudno mi jest oglądać filmy z przedwojnia, zwłaszcza komedie. Dla mnie aktorzy, którzy w nich grają, są jak z innej planety. Energiczni, wełni werwy,...

Spostrzeżenia, przemyślenia i wnioski

Obraz
Tak sobie popatrzyłam na statystyki odwiedzin i pomyślałam, że jeśli chodzi o czytelnictwo moich recenzji lektur, to ono w zasadzie nie istnieje. Za to ilość lajków na fb z okazji mojego nowego zdjęcia ma kilkadziesiąt kliknięć. Zastanawiam się, co poszło nie tak? Oczywiście, wiem, że łatwiej jest kliknąć łapkę na zdjęcie niż czytać wypociny o lekturach. Zwłaszcza jeśli nie chce się do nich wracać. Wiem, że przed Waszymi oczami stoją koszmarne lekcje polskiego,   na których należało wiedzieć, co autor miał na myśli. Wiem, że obiecywaliście sobie, nigdy więcej Mickiewicza, nigdy więcej Słowackiego (jego jeszcze nie ruszyłam:)). No, ale cóż. Latka lecą, człowiek się zmienia. Dopada go kwarantanna, nie ma pod ręką nowości,   to i może się okazać, że Słowacki, to jednak wielkim poetą był. Nie, „Ferdydurke”   jeszcze nie czytałam. A to dlatego, że nie mam jej w domu. Za to moja młodzież wchodzi w pozytywizm, więc i ja na dniach sięgnę po nowele Konopnicki...

Ja na kwarantannie

Obraz
PISANE PRZED ŚWIĘTAMI Zacznę od tego, że jeśli po kwarantannie usłyszę od kogoś, że nauczyciele mieli dobrze, bo mogli siedzieć w domu i się byczyć, to bardzo się zdenerwuje   i mogę być bardzo niemiła. Ponieważ, to jest nieprawda. Od samego początku, kiedy szkoły zostały zamknięte, my, pedagodzy nie zrobiliśmy sobie wolnego ani na minutę. Mało tego, wyprzedziliśmy nasze władze i po krótkiej chwili chaosu podjęliśmy normalną pracę z młodzieżą. Chociaż to stwierdzenie jest nie do końca prawdziwe, ponieważ pracy jest 2 razy więcej niż w normalnym trybie dnia. Codziennie rano siadam do komputera i odchodzę od niego po południu i mam wrażenie, że zamiast ruszyć z miejsca,   tonę w ogromnie niezrobionej pracy. Codziennie rano siadam do komputera i mam nadzieję, że maile z pracami młodzieży przestaną napływać, ale jest ich coraz więcej. Oprócz prac, przychodzą informacje od władz, od rodziców, od kolegów, od niepotrzebnych firm oraz od uczniów, którzy mają 100 pytań do... . ...

Albert Camus - Dżuma

Obraz
Ten wpis   będzie powstawał wraz z czytaniem tej książki. Mam zbyt wiele przemyśleń, żeby zostawić je na później. Z pewnością przemyślenia te biorą się z tego, że sytuacja z powieści jest bardzo aktualna na świecie. Dżuma Alberta Camusa rozgrywa się w jednym mieście, w Oranie, który znajduje się w Algierii. Tymczasem epidemia dnia dzisiejszego ogarnęła cały świat. A ja tego nie ogarniam. Ale zanim przejdę do porównań sposobu myślenia bohaterów książki do moich własnych, najpierw trochę o dżumie, jako chorobie. Jako laik myślałam, że choroba ta zniknęła z powierzchni ziemi jakieś 100 lat temu, a tu okazuje się, że jak najbardziej można ją spotkać w Azji czy w Afryce. Różnica między tym, co 100 lat temu a dziś jest taka, że można ją leczyć i wyleczyć. Niestety zła wiadomość jest taka, że osoby żyjące w Europie nie są na nią  w ogóle odporne, ponieważ została wyeliminowana w tak zwanej cywilizacji zachodniej. Są trzy podstawowe rodzaje dżumy(są też inne).   Płucna, to ...