Stateczny mężczyzna bez zbytniego zewu przygody potrzebny od zaraz
Tekst stary, lekko go zmodyfikowałam. Nadal aktualny!
Rzadko
piszę o sprawach damsko – męskich, ale teraz muszę, bo pęknę. Oczywiście proszę
czytać to z przymrużeniem oka.
Kiedy
miałam naście lat, chciałam księcia z bajki, ale najlepiej księcia drania, co
to będzie mnie kochał a innych tłukł. Był to wynik lat dziewięćdziesiątych,
filmów o mafii i kolegów, którzy czasami, jak to chłopaki się bili.
Ale
tak serio, to otaczali mnie wysportowani chłopcy. Sama czynnie uprawiałam różne
sporty i całe wakacje spędzałam na dworze grając w kosza, siatkę, jeżdżąc na
rowerze czy rolkach. Moje towarzystwo było sportowe i w zasadzie, żeby chłopak
mi się spodobał, musiał być sprawny. I tak zostało mi przez lata, z tym, że mój
gust przerzucił się na chłopaków siłowni, bo byli więksi, a ja takich lubiłam i
lubię.
Mijały
lata….
No
co tu będę kryć, nie sparowałam się, ale dzięki temu mogę napisać takie moje
spostrzeżenia.
Mężczyzna
potrzebny od zaraz…
Ale
jak takiego znaleźć. Dużo młodszy, nie za bardzo, dużo starszy… eeeee… nigdy za
takimi nie przepadałam. Najlepiej niech będzie mniej więcej w moim wieku.
Z
tym, że czterdziestoletni mężczyźni, są zazwyczaj w kryzysie wieku średniego,
co mogę potwierdzić. Bo to widać, słychać i czuć. I nie wnikam w to, czy są po
rozwodach czy są kawalerami. Po prostu
mają szaaaał!!!!
Szał
sprawności fizycznej. Co drugi jeździ wyczynowo na rowerze, nartach, skuterze,
nie wiem, na wrotkach pewnie też, wspina się na skały, nurkuje, skacze ze
spadochronem. A najlepiej wszystko naraz!
I
ja tak sobie myślę ze zgrozą:
- Łoooo
matko, czy jak zaczniemy się spotykać, to ja też będę musiała robić te
wszystkie rzeczy? Przecież ja nie nadążę? Ja mam zadyszkę, jak o tym czytam, a
co dopiero mówić, jakbym miała się wspinać na przykład na Rysy!
Bo
mnie to trochę strzyka w biodrze i mam nadwyrężoną stopę oraz dosyć słabe
kolana. Jedyne szczyty, które zdobywam, to schody, kiedy wychodzę z metra na
powierzchnię, a co do roweru, to kupiłam sobie holenderkę, żeby nie szaleć,
lecz jeździć statecznie i nobliwie.
Mam też hulajnogę i lubię sobie nią raz na jakiś czas poszaleć, ale żeby wyczynowo, to nie.
Coś,
co kiedyś uznałabym za największy poza inteligencją i poczuciem humoru, atut,
dzisiaj lekko mnie przeraża.
Bo
ja nie nadążam, jak o tym czytam, czy słyszę, a co dopiero, jeślibym miała to
robić.
Sport
nadal jest mi bliski, lubię tańczyć, ćwiczyć, ale tak bardziej statycznie.
A
potem zdaję sobie z czegoś sprawę i oddycham z ulgą.
-
Uff, oni prężą muskuły przed dużo młodszymi ode mnie. Muszą im udowodnić swoją
witalność.
Panowie,
spokojnie, przede mną nie musicie tego robić.
Zadowoli
mnie spokojny spacer po parku i wynajęcie raz na rok gokartu w Jastarni na godzinę.J
Proszę
nie brać tego na serio, bo ja raczej mam nadmiar energii, tylko mało już
wyczynowa jestem.
Komentarze
Prześlij komentarz