Korty odc.8 - Ogniska nad Wisłą
Lata 90-te były cudowne pod względem wolności. Bardzo dużej wolności. Nikt nie przejmował się ekologią, więc paliliśmy ogniska na tak zwanych piachach w lesie nad Wisłą. Powiem Wam, że chyba nie umiałabym tam dzisiaj trafić. Wtedy chodziłam ma tam, jak było ciemno i zawsze ktoś znał drogę.
Muszę się tam przejść. Ciekawe czy stoją tam domy, czy nadal jest to obszar niezamieszkany.
W każdym razie mając 15-16 lat spotykałam się ze znajomymi nie tylko na Kortach, ale i na tych nielegalnych ogniskach. Co my tam robiliśmy? Na pewno nie piekliśmy kiełbasek. Ognisko było nam raczej potrzebne dla nastroju. Ktoś przynosił magnetofon, ktoś alkohol i się działo. Tak, alkohol był w użyciu. Dzisiaj, jak patrzę na moich 15 -stoletnich uczniów, to ogarnia mnie na tę myśl zgroza. Na szczęście byliśmy za biedni, żeby kupić jakąś większą ilość wódki czy piwa. Za to stać nas było na papierosy, które były bardzo tanie. I właśnie na takim ognisku zapaliłam mojego pierwszego fajka. Było to Caro. Koleżanka podała mi swojego zapalonego i powiedziała:
- Potrzymaj- i poszła tańczyć z kolegą.
A ja go wyjarałam do końca.
Miałam potem już nigdy więcej nie zapalić, ale na 15 lat nałóg mnie wciągnął. Dziś już od lat nie palę i nie chcę tego tykać. Ale wtedy? Wszystko było nowe, fajne, ekscytujące i trochę zakazane. Ja wtedy chyba jeszcze nie tknęłam alkoholu, ale to był krótki czas. Niedługo potem, zapoznałam się z nim na dłużej.
Zgroza!
Młodzi muszą się wyszumieć. No to szumiało nam w głowach i w płucach. No i w sercach. Bo wiadomo, że jak kolega zaprosił do tańca, to motyle w brzuchu fikały koziołki. Koledze też, bo przecież koleżanka zatańczyła przytulańca. A jak potem jeszcze się przez chwilę z takim lub taką "chodziło", to łaaaał. Pierwsze pocałunki i patrzenie w oczy, to się tam działo.
Ale była też jedna przygoda. To znaczy pewnie było ich więcej, ale ta zapadła mi w pamięć.
Siedzieliśmy w kilka osób przy ognisku, gdy nagle zauważyliśmy światło jakiejś dużej latarki. W naszych oczach był to niemalże halogen. Padł na nas blady strach, bo jednak wiedzieliśmy, że w tym miejscu raczej nie powinno być ogniska i ktoś wtedy krzyknął:
- Policja!
Zerwaliśmy się na równe nogi i zaczęliśmy uciekać. W dół, po skarpie w stronę Wisły. Krzyczałam.
- Na przełaj, na przełaj.
A któraś z koleżanek zapytała.
- A co to znaczy na przełaj?
W takiej chwili?!!!! Serio?!!! Policja, pościg, a ona pyta o znaczenie słowa. Nienormalna czy jak?
- Nieważne, biegnij!.
No i się wywaliłyśmy. Nie było miło, bo w pokrzywy.
A z góry doszedł nas śmiech. Okazało się, że koledzy jechali starym, zdezelowanym maluchem bez świateł i oświetlali sobie drogę wielką latarką.
Jeśli chcecie się spytać o to, czy mieli prawo jazdy, to nie wiem, ale kiedyś trzeba było mieć 17 lat, żeby móc zrobić prawko. A nawet jeśli nie mieli, to i tak umieli jeździć.
Z resztą, kto by się wtedy tym przejmował.
Może ktoś coś ma jeszcze do powiedzenia o ogniskach na piachach?

Komentarze
Prześlij komentarz