Dzień Nauczyciela

 


Ja nie mogę normalnie napisać tekstu 14 października, ja muszę to ogarnąć później. Ale wciąż w temacie.

No i po pierwsze, mam nadzieję, że już wszyscy załapali, że nie ma czegoś takiego, jak Dzień Nauczyciela. To święto, to zamierzchła przeszłość. A od wielu lat, to jest Dzień Komisji Edukacji Narodowej. I mam nadzieję, że wiecie również, że nauczyciele (przynajmniej większość) nie ma wtedy dnia wolnego od pracy, tylko w tej pracy jest. Są ślubowania, szkolenia, uroczyste rady pedagogiczne itp. Ale tak naprawdę, to ja nie o tym chcę pisać. Chcę napisać bardzo pozytywny tekst, o byciu nauczycielem. A to wszystko po to, żeby była jakaś przeciwwaga do tego, co czytam i widzę w ostatnich dniach w Internecie.

A widzę trzy postawy w stosunku do nauczycieli i szkoły. Pierwszy, niestety rzadki, bo miły. Podziękowania, miłe słowa i wdzięczność za naszą pracę. Drugi, komentarze różnych ludzi, którzy nas krytykują, uważają, że do niczego się nie nadajemy i najlepiej by było wysadzić całą szkołę z nauczycielami w środku. A trzeci, to sami sobie fundujemy, narzekając na naszą pracę, krytykując młodzież, rodziców, kolegów i przełożonych. Wylewając swoje żale i frustracje na publicznych platformach.

A potem się dziwimy, że nikt nas nie szanuje i że jesteśmy nie do zniesienia.

A co ja o tym myślę?

Myślę, że nie ma co się przepychać o to, kto ma gorszy i cięższy zawód, bo to właśnie prowadzi do niechęci, przykrości i głupich komentarzy. Każdy zawód ma swoją specyfikę. Na przykład ja podziwiam panie woźne w szkole, bo one to dopiero mają powód do narzekania. Syzyfowa praca, bez końca sprzątanie śmieci, zalanych podłóg i bohomazów na ścianach. Nie ma znaczenia, jaki wykonujemy zawód, czy nauczyciela, lekarza, kierowcy czy motorniczego, każdy ma swoje plusy i minusy. I każdy można kochać albo nienawidzić. Na szczęście mieszkamy w wolnym kraju i zawsze można pracę zmienić.

Ale to miał być pozytywny tekst, więc dalej będzie już sama słodycz.

 

A ja lubię mój zawód. Od dziecka chciałam być nauczycielem i jestem. I uważam, że to jest moje miejsce na ziemi. Nie wyobrażam sobie nie pracować z młodzieżą. Nie wyobrażam sobie siebie w innej pracy. Owszem różnie bywa, czasami, jest ciężko, ale kiedy podsumowałabym wszystko, co się dzieje w szkole, to jednak więcej jest fajnych rzeczy. Lubię prowadzić lekcje. Naprawdę, ja nie idę tam za karę. Ja idę do młodych ludzi i chcę wiedzieć, co oni wiedzą, czego się nauczyli, jak widzą dane wydarzenia historyczne. Lubię, kiedy odpowiadają na moje pytania, nawet jeśli są to żarty.

Nie wyobrażam sobie, żeby uczniowie nie mogli sobie pożartować na lekcji. Dla mnie to, że to robią oznacza, że dobrze się czują u mnie w klasie i że słuchają, co ja mówię. Bo te żarty są na temat.

I tak ostatnio zadałam pytanie:

- Co odziedziczyliśmy po starożytnym Rzymie?

Młodzież podawała różne rzeczy, a to alfabet, a to prawo, a dwóch chłopaków zaczęło się chichotać i coś szeptać.

Pytam ich.

- Co was tak rozśmieszyło?

- Ale my w temacie, proszę pani.

- No to powiedzcie głośno.

- Po Rzymianach odziedziczyliśmy pizzę.

Oczywiście, że nie było wtedy żadnej pizzy, ale im się tak to skojarzyło, a ja zaczęłam sobie wyobrażać, jakie składniki miałaby taka pizza legionu.

 Lubię takie lekcje. Nie chcę, żeby było sztywno.

Z innej beczki, ale nadal w temacie, dlaczego lubię moją pracę.

Kiedy pytam w szkole, kto umie grać na pianinie, nikt się nie odzywa, albo bąkają pod nosem, że to było dawno, a w ogóle, to znają tylko jeden utwór. Ale ostatnio, jeden z uczniów zobowiązał się, że zagra hymn Polski. Ćwiczył u mnie na zapleczu i nagle okazało się, że jednak wielu uczniów potrafi grać na pianinie. W szkole, co prawda nie mam pianina, ale mam keyboard, ale też można na nim grać. I, co to ma wspólnego z tematem?

Otóż, bardzo lubię kiedy młodzież odkrywa swoje talenty, zwłaszcza osoby, po których bym się tego nie spodziewała. I tak. Podchodzi do mnie chłopak, którego bardziej bym kojarzyła w zgraniem w piłkę nożną, niż z graniem na instrumentach. Zawsze jest ubrany na sportowo i raczej nie wychyla się z talentami. Podchodzi do mnie i pyta, czy może sobie pograć na zapleczu. Zgodziłam się.

Po chwili usłyszałam, jak gra „Dla Elizy.”

Dlatego lubię być nauczycielem, bo mogę posłuchać muzyki poważnej w wykonaniu uczniów. Bo to nieprawda, że oni nic nie umieją, nie potrafią i w ogóle, jaka ta młodzież jest. Uczę ponad dwadzieścia lat, a oni mnie wciąż zaskakują. I w ogóle nie chodzi mi o wiedzę szkolną - historyczną. Zaskakują mnie swoimi umiejętnościami, swoimi talentami, swoim sposobem myślenia, sposobem patrzenia na świat. Dzięki temu, wciąż mam młode spojrzenie na życie. Bo oni mi to dają. Moja praca, to fakt, orka na ugorze, ale ja nie tylko daję coś z siebie, ja dostaję bardzo wiele od uczniów. Wśród tych kamieni, na tej orce znajduje się wiele diamentów. Jednym takim diamentem jest uczennica, która ma ogromne zdolności manualne i cieszę się, że mogłam jej pomóc robić wernisaż. Jutro będę go oglądać.

Moje serce rośnie, kiedy po wyjściu na jakąś edukacyjną wycieczkę oni chcą rozmawiać na temat tego, co widzieli, zadają pytania, szukają dalszych odpowiedzi. Lubię patrzeć na ich twarze i widzieć, jak oni odbierają to, co jest im opowiadane. Ostatnio, to był raczej ciężki temat. Bo byliśmy w muzeum w więzieniu na Rakowieckiej (miejsce kaźni wielu Polaków zwłaszcza w czasach PRL-u). Ale jeszcze przez cały tydzień to przeżywali. I mieli w tę sobotę pójść na przedstawienie „Przez ścianę”. Pisałam o tym w starszym wpisie.:

https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2024/09/wiezienie-na-rakowieckiej-w-warszawie.html

Cieszy mnie, kiedy podchodzi do mnie uczennica i pyta, jak ona ma się uczyć historii? Cieszę się, bo mogę z nią porozmawiać, podpowiedzieć kilka sposobów. Czy ona z tego skorzysta? Nie wiem, ale podeszła, to znaczy, że w danej chwili naprawdę jej na tym zależało.

To, co Wam piszę, to są małe rzeczy. Małe rzeczy dnia codziennego, ale właśnie z nich buduję mój dzień, moje relację, stosunek do pracy, do ucznia. Wolę zbierać dobre chwilę, niż te złe. Wolę szukać plusów niż minusów.

I na koniec, to co widzę po mnie i po niektórych moich kolegach i koleżankach (podobnych do mnie), mimo, że jesteśmy dorośli, poważni, mądrzejsi i w ogóle, klękajcie narody, to często postępujemy jak młodzież. Angażujemy się w to, co oni, czasami nawet bardziej i dobrze się przy tym bawimy. Żartujemy z siebie, z młodzieży i razem z nią. Załatwiamy sprawy na ostatnią chwilę. I jesteśmy spontaniczni i działamy na wariackich papierach. O tym ostatnim piszę w szczególności, ponieważ, ja nie wiem, jak ja przeżyję piątek i nasz wyjazd do Energylandii, ale jedno, co jest pewne i my i uczniowie chcemy tam pojechać  i bawić się jak dzieci.

Mój zawód jest fajny, mój zawód jest twórczy, mój zawód zmusza mnie do ciągłych zmian, mój zawód nie daje mi osiąść na laurach, mój zawód to hobby. Niezmiennie od ponad dwudziestu lat.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"