Więzienna Planeta - odc. 45

 Agata i Bartek

Stała oniemiała i brakowało jej słów. Dosłownie ją wmurowało.

- No i co powiesz? – Bartek niecierpliwił się i dreptał wokół niej, jak nieśmiały smarkacz.

- Brak mi słów – spojrzała na niego – Bartek, ty już wszystko wykończyłeś i zrobiłeś.

- Wyobraź sobie, że przez ostatnie dwa tygodnie miałem więcej wolnego czasu, więc z nudów trochę przy tym naszym domu podłubałem.

- Ale tu jest wszystko i kuchnia i umeblowane pokoje i firanki, nawet mydło i szampon już stoją na półce w łazience.

- Na razie tylko moje, bo jak wiesz, jeszcze się nie pobraliśmy.

- W życiu, nawet w najśmielszych marzeniach nie sądziłam, że zostanę żoną tak zdolnego mężczyzny. Chciałabym się na ciebie wściekać, że sam wszystko wybrałeś, że nie zapytałeś się mnie o zdanie, ale ty tak wszystko do mnie dopasowałeś i urządziłeś, że pozostaje mi się tylko cieszyć albo obudzić z tego pięknego snu. Bartek, przecież faceci tacy nie są, przecież powinieneś mieć w nosie kolor firanek i kafelków w łazience. To ja powinnam wybrać, a tym czasem, to ja tu robię za ignorantkę, a ty jesteś projektantem wnętrz.

Bartek podrapał się w głowę, a potem odparł.

- O rany, ale mi nagadałaś, teraz nie wiem, czy mam się cieszyć, czy zrywać firany.

- Cieszyć się – wskoczyła mu na ręce – tylko się cieszyć. Jesteś wspaniały.

- I bardzo dobrze i mam nadzieję, że zawsze dla ciebie taki będę.

- A ja chcę być dla ciebie równie wspaniała.

- Jesteś wspaniała, nikt tak nie dba o mnie, jak ty.

- Mam wrażenie, że w ogóle o ciebie nie dbam.

- Tak? A kto docenia moje wysiłki?

- Ja.

- Czyli dbasz o mnie. Dbasz, jak nikt inny w moim życiu.

 

Olga i Karol

Siedzieli na działce i sprzątali podwórze. Szykowali miejsce pod trawnik i kwiaty.

- Dlaczego nie pozwalasz mi ich przesłuchać? – pytał Karol Olgę.

- Czekam na Roberta.

- Odezwał się dwa dni temu i znowu zamilkł.

- Nie przesłuchasz ich – powiedziała twardo,

- Dlaczego?

- Bo nie mogę dać ci takiego przywileju.

- Jako więźniowi, ale jako przyszłemu mężowi?

- Tym bardziej ci nie pozwolę.

- Dlaczego?

- Nie chcę żeby cię emocje poniosły.

Karol parsknął śmiechem.

- Emocje? U mnie? Przecież wiesz, że umiem panować nad sobą.

- Nie wiem, czy w tej sprawie ci się uda.

- Dotychczas mi się udawało, czemu teraz uważasz, że mi się nie uda?

- Bo jeden z tych ludzi szedł mnie zabić?

- Olgo, daj mi sobie pomóc.

- Cały czas mi pomagasz.

- Ale, ja chcę tak jak trzeba, jak mężczyzna.

- Jak mężczyzna, który decyduje, a nie słucha poleceń?

- Dokładnie.

- Przykro mi Karolu, ale w sprawach zawodowych nie mogę ci pozwolić na podejmowanie decyzji za mnie.

- To nie jest sprawa zawodowa, a prywatna, nasza sprawa – nie wytrzymał i uniósł głos.

- Zawodowa, dotyczy całego Karnego Miasta, planu resocjalizacji i spokoju w naszym mieście.

- Czuję się, jak pantoflarz.

Olga pokręciła z niedowierzaniem głową.

- Rozumiem, że chcesz iść do tych typów, wyciągnąć z nich zeznania i potem przyjść do mnie i ogłosić swój triumf, a ja będę miała za zadanie zachwycać się tobą i … - nie dokończyła, bo zauważyła, że zaciska szczęki- przepraszam – szepnęła.

Karol milczał i nawet na nią nie patrzył. Olga nie wiedziała, co zrobić. Znowu zapomniała, kim on jest i że nie powinna tak do niego mówić. Nie wiedziała też, co on zrobi.

- Nie patrz się tak na mnie, jakbym miał cię skrzywdzić – burknął, rzucił grabie i poszedł na drugą stronę podwórka. Olga została sama i łajała się w duchu za swoją głupotę. Pociągnęła nosem i niemrawo wróciła do wyrównywania ziemi.

Nagle usłyszała za sobą.

- Dlaczego płaczesz, przecież to ja jestem wkurzony – burknął i podszedł do niej z tyłu. Objął ją mocno i powiedział – możesz mnie wkurzać, ile chcesz. Masz na to całe życie ze mną. Możesz mnie denerwować, irytować, dobijać, doprowadzać do szału, ale nie chce widzieć u ciebie tylko jednego…

- Czego? – wydukała.

- Nie chce widzieć w twoich oczach strachu przede mną.

- Ale…

- Nie tłumacz się, wiem co widziałem. Nie czułem, że ranisz moją męską dumę kiedy gadałaś głupoty o tym moim triumfie, zraniłaś mnie swoim spłoszonym wzrokiem. Nie chcę go nigdy więcej widzieć, rozumiesz?

- Tak.

- Nie płacz już – odwrócił ją w swoją stronę i dłońmi ścierał łzy z jej twarzy.

- Przepraszam.

- Ja się nie gniewam – odparł – przestać płakać, bo nie wiem czy wiesz, ale faceci nie potrafią sobie dać rady z płaczącymi babami.

Uśmiechnęła się lekko i przytuliła do niego mocno.

- Ja się ciebie nie boję, tylko za dużo ostatnio się wydarzyło, przerasta mnie to wszystko. Wiesz, że przez ostatnie kilka miesięcy wciąż bałam się, że ktoś mnie zabije. A teraz, kiedy wiem, że to już koniec, chyba po prostu puszczają mi nerwy.

- Dlatego oddaj stery w moje ręce.

- Wiesz, że nie możesz ich przesłuchiwać, bo jesteś więźniem.

- Wiem, ja to wiem, ale daj mi działać tam gdzie mogę.

- Przecież ci daję.

- Nie dajesz, wciąż uważasz, że wszystkiemu sama podołasz. I sama widzisz, jak to się kończy, płaczesz.

- To co ja mam robić? – zapytała bezradnie.

- Mów mi o wszystkim. Zdaj się na moje zdanie. To nie Robert ani Paweł są ci najbliżsi, tylko ja. Przyzwyczaj się w końcu do tego.

- Masz rację. Za często zapominam, że jesteś moim narzeczonym, a nie kolejnym więźniem w moim życiu, którego mam prowadzić.

- Poprowadziłaś mnie do człowieczeństwa, za co jestem ci wdzięczny, ale teraz ja cię poprowadzę przez rejony, których ty nie znasz. Zaufasz mi?

- Ufam ci.

 

Agata i Ania

Siedziały w radio i w przerwie na piosenkę rozmawiały o wszystkim, co je ostatnio spotkało.

- Ja nie wierzę, że Tomek jest prawdziwy – powiedziała Ania.

- Dlaczego w to nie wierzysz?

- On tak doskonale wie, co ja czuję i potrafi to pięknie wyprowadzić na powierzchnię, a potem potrafi znaleźć słowa, takie właściwe. Takie, jak bym chciała usłyszeć – Ania westchnęła wzruszona.

- Ja też nie wierzę, że Bartek jest prawdziwy. Żaden facet nie powinien się znać, ani zachwycać meblami i dobierać pościeli do koloru ścian – westchnęła Agata.

- Tomek też jest zdolny, pomaga Karolowi wykańczać dom, potrafi tyle rzeczy. Prawdziwa złota rączka z niego.

- Cały czas mnie zadziwia, jak taki wielki facet może być tak wrażliwy i robić tymi swoimi wielkimi łapskami, takie małe cuda.

Ocknęły się ze swoich marzeń i Agata pierwsza parsknęła śmiechem.

- A tośmy sobie pogadały.

Ania jej zawtórowała, ale potem powiedziała spokojnie.

- Po prostu jesteśmy zakochane na zabój.

- Masz rację.

Piosenka się skończyła, a one przeszły na tryb pracy.

- Podobała wam się piosenka? Na pewno – mówiła Ania – ja bym mogła jej słuchać na okrągło, a ty Agato?

- Masz rację, jest naprawdę dobra. Może zaprosimy do radia wykonawców z Nowego Miasta.

- Świetny pomysł. Mam nadzieję, że nam się uda. Tymczasem posłuchajcie drugiego utworu.

 

Robert i Olga

Kiedy tylko Robert ponownie się odezwał przez komunikator w starej konsoli, od razu posłano po panią Olgę. Ta nie dała na siebie czekać.

- Możecie nas stąd wyciągnąć? – pytał Robert.

- Możemy, tylko wiesz, że przez tą starą bazę, to będzie dłużej trwać. Przesył będzie trwał pół godziny, nie piętnaście minut.

- Szkoda, że nie możemy lecieć razem – Robert odezwał się do kogoś, kto z nim był.

- Nic nie szkodzi. Jest noc, nikt nas tu na razie nie będzie szukał. Damy radę – to była ta kobieta, która pomagała Robertowi się ukrywać.

- Ty lecisz pierwsza.

- Ja nie muszę, ty powinieneś…

- Jestem wyższy stopniem i ja decyduję.

Olga aż się uśmiechnęła słysząc jego służbowy głos.

- Robert ma rację – odezwała się – proszę się rozebrać do naga i wejść do tuby. Zamyka się automatycznie. Potem proszę się o nic nie martwić i nie próbować wychodzić. Może się nawet pani zdrzemnąć. Ubrania będziemy mieć dla pani tutaj na górze.

- Dobrze – powiedziała.

- Ja nie będę patrzył – obiecał Robert.

Po kilku minutach Michalina została wysłana na górę.

- A co z tobą? – pytała Olga – ja się czujesz?

- Zmęczony, głodny, brudny i zły. Tylko nie wiem, w jakiej kolejności.

- Zaraz będziesz w domu – powiedziała cicho Olga.

- Oby. Bo już mam dosyć tych ucieczek.

- Jest tak ciężko?

- W każdej chwili może ktoś tu wpaść. Chociaż postarałem się zablokować wszystkie możliwe wejścia. Wcześniej tego nie robiliśmy, bo już dawno by nas stąd wykurzyli.

- Nie będę ci przeszkadzać w nasłuchiwaniu.

- Dzięki.

Minuty wlokły się niemiłosiernie. Olga patrzyła co chwilę na zegarek i miała wrażenie, że wskazówki stoją w miejscu.

- Ile jeszcze? – zapytała doktor Poniatowską.

- Piętnaście minut.

- Oszaleję.

- Ja też – odezwał się Robert cicho.

- Rozbierz się już, żebyś nie tracił cennych minut – poradziła Olga.

- Jeśli uda mi się wrócić, to proszę od razu coś do picia i jedzenia.

- A Lulu?

- Co Lulu?

- Ma przyjść.

- Absolutnie nie, nie może mnie zobaczyć w takim stanie.

- Wszystko jej powiedziałam.

- I co?

- No, oszalała z niepokoju.

- Cała Lulu – usłyszała czułość w jego głosie.

- Ile jeszcze? – zapytała Olga.

- Dziesięć minut.

- To całe wieki – odpowiedział Robert.

Znowu na jakiś czas zamilkli. Olga usłyszała nerwowe syknięcie Roberta.

- Co się stało?

- Nic, przywaliłem palcem w krzesło.

- Chcesz, żebym dostała zawału?

- Ja już dawno miałem tutaj trzy.

- Dobrze, że chociaż humor ci dopisuje.

- Pani Olgo – powiedział profesor Kowalik – dolatuje pierwsza osoba.

- Wysłałam już do sali przylotów pielęgniarki, wprowadzą ją.

- Robert szykuj się. Zaraz tuba wróci.

- Kolejne pół godziny?

- Tak. Niestety.

- Gdybym musiał uciekać, zablokujecie przesył?

- Niestety tutaj tak nie można, tuba będzie musiała wrócić na miejsce i dopiero wtedy będę mógł zablokować jej powrót – powiedziała profesor Kowalik.

- Idę do naszej nowej obywatelki – powiedziała Olga.

- Może lepiej nich pani do niej nie idzie.

- Czemu?

- Nie wiemy kim ona jest i czy czasem nie grała uciekinierki, żeby się tu dostać – powiedziała doktor Poniatowska.

- Masz rację – powiedziała Olga – za bardzo się cieszę na myśl o powrocie Roberta.

- Michalina jest w porządku – odezwał się Robert – nie jest naszym wrogiem.

- Skąd wiesz?

- Wiem, spędziłem z nią trzy tygodnie, miałem czas ją wybadać. Ale z drugiej strony pani doktor też ma racje, lepiej nigdzie nie idź. Nie będę się teraz jeszcze o ciebie denerwował, albo na siebie, że może się pomyliłem i Michalina to najprawdziwszy szpieg.

- Dobrze, zostanę, żebyś się nie denerwował.

- Tuba wraca – poinformował profesor.

Tymczasem Michalina dotarła, zmęczona, wycieńczona, wychudzona, ale szczęśliwa, że jest już bezpieczna. Pielęgniarki przeprowadziły ją przez procedurę dezynfekcji po podróży, wsadziły pod prysznic i dały nowe i czyste ubrania. Michalina cały czas płakała. Nagromadzone przez ponad miesiąc emocje wychodziły z niej hurtowo. W końcu dostała coś na uspokojenie oraz coś do zjedzenia, co nie było kanapką. Potem najzwyczajniej w świecie zasnęła z głową na stole. Jeden z pracowników SPA przeniósł ją na kanapę stojącą w lobby. Nawet się nie przebudziła. Wtedy ani jedno, ani drugie nie wiedziało, że kiedyś będą razem.

Tymczasem czas płynął jak żółw i Olga prawie już zaczęła obgryzać paznokcie.

- Ile czasu minęło?

- Dwadzieścia minut – oznajmiła pani doktor.

- Jeszcze dziesięć. Jak tam Robert, w porządku, cisza?

- Cisza.

W końcu tuba wylądowała.

- Wsiadłem – powiedział Robert – możecie mnie zabrać na górę.

- Już się robi – powiedział profesor Kowalik.

- Nareszcie – odetchnęła Olga. Teraz mogła już spokojnie czekać, bo nikt nie był w stanie przerwać przesyłu.

Po półgodzinie Robert wyszedł z tuby, też był zmęczony, wychudzony i głodny. Olga uścisnęła go na powitanie.

- Jesteś – mówiła – jak dobrze, że jesteś.

Tymczasem profesor Kowalik i Doktor Poniatowska zablokowali możliwość przesyłu w którąkolwiek stronę, dosłownie rozwalając konsolę i tubę. Takie było życzenie pani Olgi. Powiedziała, że na planecie są jeszcze inne Karne Miasta, że nawet jeśli tutaj coś się zepsuje w Bazie Przerzutowej, to zawsze będzie można polecieć od sąsiadów.  

 

Robert

- Udusisz mnie – mówił do Lulu rozbawionym głosem.

- Nie uduszę, tylko już nigdzie nie puszczę – tuliła się do niego całym ciałem.

- Ja się na razie nigdzie nie wybieram. A już na pewno nie mam zamiaru już nigdy odwiedzić Ziemi.

Aż się wzdrygnął, na wspomnienie ostatnich przeżyć.

- Chyba, że ze mną. Ale dopiero, kiedy skończy mi się kara.

Robert nic nie odpowiedział, wolał na razie nie myśleć o Ziemi.

- Udusisz mnie, a ja za chwilę muszę iść do Olgi i omówić ważne sprawy.

- Nic mnie to nie obchodzi, nie widziałam cię przez prawie dwa tygodnie. Pani Olga może kilka minut poczekać.

- No niech ci będzie, ale tylko pięć minut – pocałował ją.

 

Robert i Olga

Mieli spotkać się na drugi dzień po powrocie Roberta, ale z przyczyn sercowych Lulu, musieli obowiązki odłożyć na dzień po.

Olga zaprosiła Roberta do swojego mieszkania. Przygotowała dużo jedzenia, wiedząc, że przyjaciel na pewno będzie chciał nadrobić stracone kalorie. I nie myliła się, kapitan jadł wszystko i aż mu się uszy trzęsły.

- Jak się czujesz? – zapytała.

- Już dobrze – poklepał się po brzuchu – teraz już dobrze.

- Opowiesz mi, o wszystkim?

- Tak – i opowiedział o próbie jego aresztowania o zdradzie Pawła, której się nie spodziewał i Jacka. O tym, jak uratowała go Michalina i jak przez prawie dwa tygodnie ukrywali się w różnych miejscach budynku. Opowiedział, jak uciekali przed zasadzkami, jak starali się dotrzeć do Bazy Przerzutowej oraz o tym, jak odkrył, że stara konsola działa. Dodał jeszcze, że mieli plan z Michaliną znaleźć przełożonych Jacka Olechowskiego i jak z tego zrezygnowali, ponieważ ani ona ani on nie wiedzieli, kto jeszcze za tym stoi.

- Pójdziemy zaraz do naszej bazy i skontaktujemy się z każdym, z kim się da – powiedziała.

- A w ogóle, co masz zamiar zrobić?

- Mam zamiar wysłać turystów do domu i zamknąć przesył na zawsze albo przynajmniej do czasu, aż tam na Ziemi zrobią ze sobą porządek.

- Ale  jak teraz go otworzysz, to ktoś z dołu może do nas przylecieć.

- Dlatego najpierw skontaktujemy się tymi na Ziemi, zobaczymy, kto odbierze.

- A co z więźniami?

- Wstępnie ich przesłuchałam. Więźniowie połasili się na sporą kasę i obietnicę skrócenia wyroku, a nasz pracownik na kasę i na obietnicę awansu na dyrektora więzienia. Paweł miał nadal być burmistrzem, tylko miał wprowadzić zupełnie inne porządki.

- A ten agent?

- Miał mnie zabić, to na pewno i wypuścić więźniów zamkniętych w celach, żeby ci zrobili rebelię i żeby zapanował chaos, nad którym zapanowałby oczywiście burmistrz Paweł. Miał wrócić, zasmucić się z naszych śmierci i obiecać, że teraz będzie już lepiej i bezpieczniej.

- A podał jakieś nazwiska.

- Żadnych, wydał tylko Pawła. Nawet o Jacku nie wspomniał.

- Przycisnę go jeszcze dzisiaj. Musimy mieć te nazwiska zanim pójdziemy do bazy.

- Dasz radę? Masz siłę?

- Nie brakuje mi sił, jestem tylko zmęczony, ale chce już to wszystko doprowadzić do końca i żyć normalnie, jak jeszcze kilka tygodni temu.

- Dobrze, zatem chodźmy do więźnia.

- A kiedy chcesz ich wysłać do Kolonii Karnej?

- Jak najszybciej się da, ale najpierw musimy mieć nazwiska osób powiązanych z Pawłem i Jackiem.

W drodze do więzienia Olga zapytała Roberta.

- A co z tą kobietą?

- Z Michaliną?

- Tak.

- Umieściłem ją na razie w hotelu, a potem oddałem pod skrzydła Agaty. Jak załatwimy wszystkie sprawy, to się nią zajmę.

- Ja na razie do niej nie podchodzę.

- Boisz się, że może być wtyką?

- Może tak być.

- Nie jest, ale rozumiem twoje obawy. Na razie będę ją trzymał z dala od ciebie.

- Dziękuję.

Agata i Ania

- Halo, halo Karne Miasto, dzisiaj mamy dobrą wiadomość dla mieszkańców Karnego Miasta. Udało nam się wczoraj zakończyć kolejne przęsło większego muru, kto wie, może uda nam się go w tym roku dokończyć?

- Właśnie – dodała Ania – nasz brygadier Tomasz, tak zorganizował pracę, że wszystko idzie lepiej i szybciej.

- Dziękujemy Tomku. Dzięki tobie, już niedługo nie będziemy musieli się martwić nawet o najstraszniejsze zwierzęta na Więziennej Planecie.

- A teraz przerwa na muzykę.

Ledwie wyłączyły mikrofony, Ania zapytała Agatę.

- Ponoć niedługo otwierają Bazę Przerzutową, twoi rodzice zostają czy wyjeżdżają.

- Zostają, czekają na mój ślub z Bartkiem. Poza tym – Agata uśmiechnęła się pod nosem – mam wrażenie, że oni chcą tu zostać na stałe.

- Naprawdę?

- Tak? Mama ostatnio wypytywała mnie, czy znalazłaby się tutaj praca dla osób po pięćdziesiątce, a Arek zachwycał się strażą i pytał, co trzeba zrobić, żeby do nich dostać.

- Czyli są tacy jak ty – śmiała się Ania.

- Jak ja? – zdziwiła się Agata.

- Tak, zakochałaś się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia.

- Chyba masz rację.

Piosenka dobiegła końca, więc wróciły do pracy.

 

Tomek, Karol i Bartek

Spotkali się, jak zwykle na placu przed ratuszem i więzieniem i gratulowali sobie sukcesów w ujęciu podejrzanych.

- A wiesz coś więcej? Co z nimi zrobią? – zapytał Tomek Karola.

- Nic nie wiem, Olga nie daje mi się w to wtrącać. Myślę, że zostawi decyzję kapitanowi.

- Dobrze, że nie ja się nimi zajmuję – powiedział Bartek – bo musieliby mi potem wydłużyć wyrok.

- Mnie również – dodał Karol – najchętniej bym ich zabił. Taka prawda.

- Ale tego nie zrobisz? – zapytał Tomek.

- Pewnie, że nie, ale chcę.

- I co dalej panie Karolu? – zapytał Bartek.

- Dalej, to już będzie spokój. Nie ma tu już nikogo, kto by groził Oldze. Teraz wszystko już będzie dobrze.

- A jak myślicie, co zrobią z burmistrzem i tym kapitanem z Ziemi – dopytywał Tomek.

- Nie wiem. Olga ma się spotkać z Robertem i obgadać sprawę. Ale z tego, co wiem, nie stawił się dzisiaj na spotkanie – powiedział Karol, ale uśmiechał się przy tym pod nosem.

- Tak? A dlaczego? – zapytał Bartek.

- Nie domyślasz się? – śmiał się Tomasz.

- Nie.

- Lulu pewnie nie wypuściła go z rąk.

- Dokładnie, ale Olga nie ma jej tego za złe. Dziewczyna była stęskniona i zdenerwowana całą sytuacją.

- Za to nasze sytuacje są, jak najbardziej pomyśle – powiedział Bartek – za dwa tygodnie się żenię z Agatą.

- Jesteśmy zaproszeni? – zapytał Tomasz.

- Oczywiście.

 

Robert i Olga

Robert rozkazał strażnikom przyprowadzić turystę – agenta na flanki starego muru. Kiedy doprowadzili więźnia na miejsce kazał założyć mu więzy na nogi, do których przyczepił długą linę. Olga lekko zbladła.

- Co chcesz zrobić?

- Chce go wyrzucić za mur i poczekać, aż go drapieżniki zjedzą.

- Ale my tak nie robimy – przypomniała mu Olga.

- Możesz sobie iść. Ja chcę mieć to już wszystko za sobą, dlatego dla dobra nas wszystkich przyspieszam procedury wyciągania zeznać od świadka.

- Nie może mnie pan torturować, nawet jeszcze nie jestem o nic oskarżony – powiedział tajniak drżącym głosem.

- Ty, to jesteś już trupem. Wylądujesz w Kolonii Karnej, bo nasze prawo pozwala nam skazać na to osoby, które są zagrożeniem dla bezpieczeństwa wewnętrznego.

- Nic wam nie zrobiłem.

- Chciałeś zabić jednego z więźniów, na dodatek takiego, który uprzejmie zaprowadził cię tam, gdzie chciałeś. I to jak go chciałeś zabić? Ciosem w plecy.

Robert wyrzucił przez płot kawał surowego mięsa.

- Teraz poczekamy na drapieżniki, a ty masz kilka minut na to, żeby wszystko nam wyśpiewać. Jeśli tego nie zrobić, a drapieżniki na pewno przyjdą, wyrzucę cię przez mur i będę pomału opuszczał cię na dół. Głową w dół.

Tajniak przełknął głośno ślinę, a Olga jęknęła.

- Robert, tak nie można.

- Od reguły są wyjątki – powiedział – poza tym, to dobra lekcja dla tych, którym coś niezdrowego chodzi po głowie. Będą robić wszystko, żeby się szybko zresocjalizować i nie wpaść w moje ręce.

Usłyszeli krótki ryk, a potem drugi.

- Oho, idą goście na obiad – powiedział Robert do tajniaka – masz nam coś do powiedzenia.

- Wysłał mnie Jacek Olechowski.

- A co z Pawłem Sosnowskim? Znasz go?

- Tak. Kontaktowałem się z nim, jak tylko przyleciałem. Opracowaliśmy plan rozdzielenia was i doprowadzenia do śmierci.

- Kto jest jeszcze w to zamieszany?

Mężczyzna zamilkł.

- Nie myśl sobie, że jak powiesz nam te dwa nazwiska, to starczy. Mogłeś się domyślać, że akurat o nich możemy coś wiedzieć.

- Nie znam innych osób.

- Kto przychodził do Olechowskiego. Na pewno bywałeś w bazie, widziałeś to albo spotykałeś się z nim z innymi ludźmi.

- Nie znam ich.

- Czas się kończy – powiedział Robert – widzę kilka kotowatych, które zbliżają się do muru.

- Major Adamiak, był z nim nie raz major Adamiak i pułkownik Bernatowicz.

- I ktoś jeszcze?

Facet upadł na kolana.

- Proszę nie wyrzucajcie mnie tym zwierzętom na pożarcie. Ja nic już więcej nie wiem. Jestem zbójem do wynajęcia, nikim więcej.

- Z tego co sprawdziłam – mruknęła Olga – to jest pan żołnierzem w tajnej jednostce specjalnej podległej Bazie Przerzutowej na Ziemi.

- Ale i tak jestem zbójem.

- I mięczakiem – dodał Robert.

- I mięczakiem – zgodził się tamten.

- Jaki z ciebie tajniak, skoro sypiesz nazwiskami w obliczu śmierci. Dupa z ciebie nie żołnierz.

- Dostałem się po znajomości.

- To wszystko tłumaczy. Wstawaj – Robert podciągnął go do pionu – a teraz hop za płot.

- Nie, nie! Już sobie przypominam. Była tam też kobieta, jakaś Nowakowska i jeszcze jakiś facet, ale nie znam nazwiska.

- Dobrze, wystarczy – powiedziała Olga i uśmiechnęła się złośliwie – dużo powiedział i jak będzie trzeba, to jeszcze coś powie. Tymczasem sprawdźmy te nazwiska i osoby. Proszę go zabrać do celi i dać mu świeże ubranie.

Kiedy więzień znikł im z widoku, Robert z Olgą przybili piątkę.

- Dobra robota - powiedział

- Myślisz, że nikt z więźniów nas nie widział?

- Strażnicy otoczyli teren i zakrywały nas drzewa, nie powinno być żadnej wpadki. A nawet jak pójdzie jakaś fama, to każdy będzie się zastanawiał, czy to prawda, że jesteśmy w stanie tak traktować więźniów.

- Nie powiem, żeby mi się twój pomysł podobał, ale tak jak ty, chcę już to zakończyć – powiedziała Olga.

 

 

 

Bartek i Agata

Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Bartek dostał pozwolenie na urlop przed ślubem, żeby móc razem z Agatą przygotować przyjęcie na tip top. Śluby, to były jedyne okazje w mieście, kiedy pozwalano na całonocną imprezę dla więziennych gości. Ale do urlopu było jeszcze kilkanaście dni, tymczasem siedzieli nad listą gości, których chcieli zaprosić.

- Nie ma ich wcale tak dużo – powiedziała Agata – moi najbliżsi, to cztery osoby, potem Ania z Tomkiem, Karol z panią Olgą, twój trener z żoną. Dzieci nie liczę.

- Lulu z kapitanem.

- Ich też zapraszamy?

- Oczywiście, ja się czuję jak starszy brat Lulu.

- Szkoda, że przesył jest zamknięty mogłabym zaprosić jeszcze kogoś z rodziny i przyjaciół z Ziemi – spojrzała na Bartka – a ty mógłbyś zaprosić swoją mamę i brata, jakiś kolegów.

Bartek pokręcił głową i powiedział smutno.

- Nawet jeśliby działał przesył, to moja mama ani brat by nie przyjechali. Nie byłoby ich stać.

- Pani Olga mogłaby zrobić dla ciebie wyjątek, chociaż dla rodziny.

- Pewnie mogłaby, ale czy ja wiem, czy mama by chciała tu być? Ja nie mam z nią dobrych relacji. Kiedy szedłem do więzienia powiedziała mi, że się na mnie zawiodła i że jestem taki sam jak ojciec.

- Którego nie znasz?

- Nie to, że nie znam. Mam jakieś wspomnienia z dzieciństwa, ale on odszedł do innej i tyle go widzieliśmy.

- Uważam, że powinieneś porozmawiać z mamą i w ogóle powiedzieć jej, że się żenisz. Czy ty w ogóle się z nią kontaktowałeś odkąd przybyłeś do Karnego Miasta?

- Raz, żeby jej powiedzieć, że przeszedłem test resocjalizacyjny.

- I co ci ona powiedziała.

- Że jej prędzej kaktus na ręku wyrośnie, niż ja się zmienię. I potem już się do niej nie odzywałem, a i ona nie szukała kontaktu ze mną.

- A brat?

- Nie. On jest inny, porządny, ułożony. Ma normalną pracę i znajomych.

- Powinieneś się do nich odezwać.

- Ale jak, skoro baza jest zablokowana.

- Może odblokują ją przed naszym ślubem. Chciałabym, żeby twoja mama tu była. I twój brat.

Bartek pogłaskał ją po policzku.

- Dobra z ciebie dziewczyna.

- Porozmawiasz z nimi?

- Jak będzie okazja, to tak.

- A mogę być tam wtedy z tobą?

Bartek uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Właśnie chciałem ci to zaproponować. Jesteś kochana.

 

Karol

Olga powiedziała do niego, że chciałaby mieć taki nadajnik, żeby móc skontaktować się z Ziemią z pominięciem Bazy Przerzutowej. Podobno taki miał Paweł, który jako burmistrz łączył się bezpośrednio z komendantem policji  z kimś tam jeszcze. Przeszukała jego cały gabinet i dom i nic nie znalazła. W końcu doszła do wniosku, że to było kłamstwo i że żadnego nadajnika nie miał.

Karol poszedł do swojego szefa w Instytucie i zapytał go wprost.

- Czy możliwy jest kontakt z Ziemią poza Bazą Przerzutową?

Szef podrapał się po brodzie.

- A po co ci ta wiedza?

- Dla pani dyrektor, która chciałaby taki mieć.

Szef znowu podrapał się po brodzie.

- Burmistrz ma taki nadajnik, ale pewnie jej o tym nie powiedział.

- Powiedział, ale nie wiadomo gdzie go trzymał.

- Powiesz mi, o co chodzi? – zapytał szef.

- Niestety nie mogę. Ale pani Olga na dniach wszystko nam wyjaśni. Ale jeżeli ma pan plany tego ustrojstwa albo wie, jak go zrobić, to będę wdzięczny za pomoc. Muszę jak najszybciej go zrobić.

Szef westchnął i poszedł do swojego gabinetu. Po kilku minutach wrócił i drapiąc się po głowie, powiedział:

- Nic nie rozumiem – przerzucał kartki niebieskiego skoroszytu – na pewno je tu wkładałem. Nawet podpisałem je, żeby z niczym innym nie pomylić. A została tylko nazwa, a w środku nie ma planów.

Karol zaśmiał się, ale bez wesołości.

- Domyśla się pan, kto je panu mógł ukraść?

- Każdy, ja nie zamykam gabinetu na klucz. Sam nie jeden raz przeglądałeś plany wcześniejszych samochodów czy komputerów.

- No tak, każdy mógł tam wejść.

- Chyba zrobię remanent w dokumentach i zobaczę, czy jeszcze coś nie zginęło.

- A pamięta pan cokolwiek z tych planów.

- Musiałbym się zastanowić, ale na tę chwilę, wiem, że plany oparłem na komunikatorze w Bazie Przerzutowej.

- Możemy tam iść i to obejrzeć?

- Z twojej niecodziennej nerwowości wnioskuję, że to rzecz na wczoraj.

- Tak.

Szef odłożył skoroszyt  i powiedział.

- Chodźmy.

Dostali pozwolenie od kapitana, żeby wejść do bazy i obejrzeć wszystko, czego potrzebowali. Spędzili tam pół dnia, a potem kolejne pół i całą noc, żeby zrobić nowy nadajnik i to taki, który zadziała. W zasadzie, to zrobili cztery urządzenia, ponieważ szef widząc, że to coś bardzo ważnego, zwołał wszystkich pracowników Instytutu i kazał czterem zespołom budować nadajniki. Nad ranem dwa udało się uruchomić i połączyć z innym Karnym Miastem na planecie. Dwa działające nadajniki z czerech, to był ogromny sukces.


Ostatni odcinek 09 października

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"