Więzienna Planeta - odc. 46 - ostatni
Nina i Robert
Nina była gotowa do drogi. Pożegnała się już z
panią Olgą, został jeszcze tylko kapitan straży. Bała się, że on cofnie
pozwolenie pani Olgi i że nici z wędrówki z Matem. Pomyślała, czy zrobił coś
złego w trakcie nieobecności kapitana i stwierdziła, że nie. Poszła do niego i
z duszą na ramieniu weszła do gabinetu.
- Dzień dobry panie kapitanie – powiedziała i
zamarła. Nie spodziewała się zobaczyć go w tak słabym stanie. Był wychudzony,
oczy miał zapadnięte i widać było, że jest zmęczony – co się panu stało? Czy
mogę w czymś pomóc? Może potrzebuje pan zastrzyku na wzmocnienie, mogę zaraz
skoczyć do przychodni. A może jakiś lekarstw?
- Wystarczy Nino, że przestaniesz mówić, jak
nakręcona – odparł słabym głosem – dzień dobry Nino.
- Czy wszystko u pana w porządku?
- Już tak, najgorsze już za mną – uśmiechnął się
blado – dziękuję, że pytasz. Przyszłaś się pożegnać?
- Skąd pan wie?
- Pani Olga mi powiedziała. Powiedziała również,
że razem z Matem bardzo jej pomogliście rozwikłać pewną sprawę.
- To raczej Mat. Ja tylko poszłam z nim do pani
dyrektor.
- Nie umniejszaj swoich zasług – Robert wstał i
wyjął listek z naklejkami. Nina się rozpromieniła – zasłużyłaś na dwie
gwiazdki.
- Co?! – wykrzyknęła, a potem się zreflektowała –
to znaczy, dlaczego aż dwie?
- Pierwsza za pomoc pani Oldze, a druga za to, że
spytałaś się o moje zdrowie i szczerze chciałaś mi pomóc.
- To mam już pięć gwiazdek.
- Jeszcze dwie i będziesz mogła resztę kary odbyć
na Ziemi.
Nina zrobiła smutną minę.
- Nie chcesz już wracać na Ziemię?
- Nie wiem. Teraz, kiedy z Matem idę do lasu, nie
wiem, czy w ogóle będę chciała stamtąd wrócić.
- Nie musisz się nigdzie spieszyć. Z tego, co
wiem pani Olga dała ci możliwość zadecydowania. A i u Mata są strażnicy, więc
będą nam donosić, jak sobie radzisz.
- Wiem, o tym też mi pani Olga powiedziała. Ale
dla mnie w tej chwili najważniejsze są dwie rzeczy.
- Jakie?
- Że idę do lasu z Matem i że zmieniam trochę
otoczenie.
- Zatem powodzenia Nino. I do zobaczenia.
- Do widzenia panie kapitanie.
Agata
Dziewczyna mimo, że szykowała się do ślubu nie
zapomniała o swojej podopiecznej z Ziemi. Jak tylko miała wolne, to zabierała
Michalinę na spacer po mieście i egzaminowała z regulaminu.
- To naprawdę jest konieczne? – dopytywała
Michalina.
- Tak. Każdy musi znać regulamin, to nie jest
bezpieczne miejsce do życia.
- Ale ja nie mam zamiaru zostawać tu na zawsze. W
zasadzie, to chciałabym jak najszybciej wrócić do domu.
- Na razie przejścia nie ma.
- Wiem.
- Naprawdę ukrywaliście się z kapitanem przez
ponad dwa tygodnie w Bazie Przerzutowej na Ziemi?
- Tak, ale ja przez miesiąc.
- To powinnaś się teraz cieszyć, że możesz
odpocząć od obowiązków i stresu.
- Moja rodzina nic nie wie. To znaczy wiedzą, że
zaginęłam, ale nic więcej – głos jej zadrżał – na pewno to przeżywają. Nie mogę
odpoczywać, kiedy oni się zamartwiają.
- Na razie nic nie zmienisz. Ale zapewniam cię,
że jak tylko wszystko wróci do normy, od razu będziesz mogła wrócić do domu.
- Choćby dziś.
- To chyba się nie uda – powiedziała trzeźwo
Agata – dlatego póki co, powiedz mi co trzeba zrobić, kiedy usłyszysz z wież
strażniczych alarm.
Ania i
Tomek
Spotkali się na kolejnym miejskim pikniku na
placu przed więzieniem.
- Co przyniosłaś dobrego do jedzenia? – zapytał
Tomek.
- Nie wiem czy będzie dobre, bo ja nie jestem
żadną super kucharką, ale zrobiłam dla nas naleśniki ze śmietaną i cukrem.
- Jak, dla mnie obłęd – Tomek oblizał się i
poklepał znacząco po brzuchu – a ja przyniosłem nam owoce ze sklepu i oranżadę,
która będzie imitować szampana.
- Jesteś wspaniały.
- I mam kieliszki.
- Zatem, na co czekasz? Otwieraj tego szampana.
Rozłożyli koc na ławce, postawili koszyk,
kieliszki i rozpoczęli swój półgodzinny piknik.
- Chciałbym móc się z tobą widywać, kiedy tylko
zechcę, a nie kiedy zachce się mojemu trenerowi dać mi przywilej wolnego czasu.
- Ja też tego bym chciała, ale sam wiesz, że
oboje ponosimy karę za swoje czyny.
- Ty w ogóle nie powinnaś tu być. Przecież sama
mi mówiłaś, że mogłaś dostać wyrok w zawieszeniu. Dlaczego wybrałaś więzienie i
to jeszcze tutaj, na Więziennej Planecie?
- Teraz, kiedy o tym myślę, to chyba zrobiłam to
z rozpaczy, ze wstydu, że straciłam nad sobą panowanie, no i pragnęłam być, jak
najdalej od rodziny.
- Ja gdybym dostał zawiasy, jak nic bym z tego
skorzystał.
- Ale wtedy nic by się w moim życiu nie zmieniło
– zawahała się i dodała – albo zmieniło się na gorsze, bo by mi rodzina żyć nie
dała.
- No i byśmy się nie spotkali.
- No właśnie, czyli dobrze wybrałam – pocałowała
go w usta.
- Dobre te naleśniki – pochwalił ją, a ona
jeszcze bardziej się rozpromieniała i powiedziała.
- Wiesz? Gdybym tu nie wylądowała w życiu bym się
nie dowiedziała ile mam talentów i możliwości. Że mogę śpiewać, komponować,
pracować z dziećmi i w radio, a nawet nauczyć się robić naleśniki. Przecież ja
na Ziemi nie dotknęłam się do kuchni, w zasadzie stała w moim mieszkaniu, jako
atrapa.
- A co jadłaś na obiad?
- Szłam do restauracji albo zamawiałam coś
gotowego przez Internet.
- Ja miałem podobnie – zaśmiał się Tomek – skoro
miałem forsę, to dlaczego nie miałbym korzystać z restauracji. A tutaj? Tutaj
jest inaczej i wiesz co?
- Co?
- Nie zamieniłbym tego z powrotem na stare życie.
- Ja też. Tam nigdy bym sobie nie pozwoliła na
jedzenie w tak niehigienicznych warunkach, jak ta ławka.
- Wybrałem najczystszą.
- One wszystkie są w porządku, wiesz o co chodzi.
- Wiem.
Po chwili ciszy Tomek powiedział.
- Naprawdę robisz pyszne naleśniki.
Olga,
Robert i Karol
Spotkali się Bazie Przerzutowej i Robert trochę
zdziwił się widząc z Olgą Karola. Widząc jego minę od razu powiedziała.
- Po pierwsze, on się uparł, a po drugie, kiedy
cię nie było, to on mnie tu bronił, chronił i walczył w naszej sprawie, dlatego
jak ty wczoraj zrobiłeś wyjątek w metodach śledztwa, tak ja robię dzisiaj
wyjątek i wprowadzam między nas Karola. Będzie niedługo moim mężem i uważam…
- Dobrze, dobrze – śmiał się Robert – rozumiem.
Ja nie mam nic przeciwko, żeby Karol był z nami. W końcu od samego początku
siedzi w tym po uszy.
- Widzisz? – powiedział Karol do Olgi – pan
kapitan mnie rozumie, a mówiłaś, że to nie przejdzie.
Olga zaczerwieniła się po same koniuszki uszu.
Trudno jej było oddawać pola Karolowi. Ale skoro tego chciał, musiała w końcu
się poddać.
- Rozstawiłem strażników przed bazą, z nami jest
tylko dyżurny – powiedział Robert i pomachał do mężczyzny siedzącego za szybą.
- Dobrze, to już nie przedłużajmy. Kontaktuj się
z bazą na Ziemi, ciekawe kto odbierze.
Po kilku sygnałach na ekranie pojawiła się twarz
sierżanta dyżurnego.
- Dzień dobry – powiedział.
- Czy możemy rozmawiać z kapitanem Jackiem
Olechowskim lub panem Pawłem Sosnowskim?
- Tak, oczywiście, czekali na kontakt od was.
Zostali przełączeni do biura Jacka. Razem z nim
był również Paweł, który zimno wpatrywał się w ekran.
- Widzę, że udało wam się przeżyć – powiedział
cierpkim tonem.
- Jak widać – odparł Robert.
- To, że siedzicie na Więziennej Planecie i tak
nie uchroni was od naszego odwetu. Można się do was dostać również z innych
Karnych Miast.
- Pewnie można, ale jakoś widzę, że nie
ruszyliście się z miejsca – powiedział Robert.
- My nie musimy się nigdzie ruszać, mamy od tego
ludzi.
- Po co wam to było? Czy wy oszaleliście? Tyle
lat przyjaźni i taka zdrada? – pytała Olga, która walczyła z wściekłością i
łzami.
- Pieniądze, prestiż i władza – odparł Jacek
Olechowski.
- Nie macie władzy, wiemy, że macie nad sobą
przełożonych.
Jacek machnął ręką.
- Żadni przełożeni, jesteśmy jak bractwo, wszyscy
równi sobie.
- To powiedz temu bractwu, że stołek zaczął im
się już palić pod tyłkiem.
- Nic na nas nie macie. Za to my pociągamy tutaj
za sznurki.
- Nie sądzę – powiedział Robert – gdybyście byli
już na szczycie, nie polowalibyście na nas i nie usiłowalibyście nas zabić.
- Gadanie – burknął Paweł.
- Chcemy rozmawiać z tym waszym bractwem.
- A proszę bardzo, są tu wszyscy.
Przed ekranem pojawiły się wszystkie osoby, które
wymienił z nazwiska tajniak i kilka osób, które mogły być tymi, o których nie
wiedział.
Olga odetchnęła z ulgą, ponieważ nie zobaczyła
wśród nich komendanta policji, ani żadnego polityka z wyższej półki.
- Ładny składzik – powiedział Robert – i tak
wszyscy czekaliście, aż się skontaktujemy? Czy po prostu wciągnęliście do
pokoju każdego, kto przechodził korytarzem.
- Już niedługo będziesz sobie żartował.
- Będę, bo ja siedzę tu, a wy tam.
- Kwestia czasu – powiedział Paweł – czekałem
pięć lat na okazję, niestety wyślizgnęliście mi się, ale mogę czekać i kolejne
pięć lat.
- Tak? A jak wytłumaczysz przełożonym, czemu
siedzisz na Ziemi, a nie w Karym Mieście i dlaczego nie ma przesyłów.
- To już nasza sprawa, jak my to załatwimy.
- Nasi przełożeni nie wiedzą, że zablokowałaś
przesył.
- A co z więźniami, którzy mieli tu przyjechać?
Co z turystami? – zapytała Olga.
- Znajdują się w bezpiecznym miejscu – powiedział
zimno Jacek, a Oldze dreszcz przeszedł po plecach.
- Pozabijaliście ich? – zapytała.
- A co cię to obchodzi. Z resztą nas też to nie
obchodzi.
Robert wciął się w rozmowę i zapytał:
- A po co wam w ogóle ta cała szopka. Po co
chcieliście nas zabić?
- Po co? Chcemy wszyscy zamieszkać na Więziennej
Planecie i rządzić nią po swojemu. Nie będzie resocjalizacji. To będzie dobre
miejsce żeby w końcu pomysłowi ludzie, którzy trafiają za kratki na Ziemi, tam
mogli żyć tak, jak chcą.
- Czyli chcecie anarchii.
Jacek wzruszył ramionami.
- A co nas to, najważniejsze, że my będziemy
pociągać za sznurki. We wszystkich Karnych Miastach i wolnych miastach
Więziennej Planety.
Olga pomyślała sobie, że zabrakło jeszcze
złowieszczego śmiechu Jacka, a byłby kompletny wariat.
- Dziękujemy za wszystkie informacje –
powiedziała – do widzenia.
- Ej, ale.. – ale dyżurny przerwał już
połączenie.
- Nagrało się wszystko?
- Tak – odparł dyżurny.
- Karol – odezwała się do narzeczonego Olga –
masz ten przenośny nadajnik?
- Nie przy sobie, jest za duży. I mam dwa
nadajniki.
- Ooo? I działają?
- Tak. Wczoraj połączyliśmy się w Instytucie z
innym Karnym Miastem, chyba z numerem trzy.
- Idziemy do Instytutu – powiedziała Olga.
- Zauważyłeś, że Olga nami dyryguje? – zapytał
Karola rozbawiony Robert.
- To prawda, nigdy z nią nie wygramy – westchnął
Karol.
- A ja wszystko słyszę i wiedzcie, że gdyby nie
ja, nigdy byście nie wpadli na ten genialny pomysł, który realizujemy.
Nina
Szła za Matem od bram miasta w stronę nowego
muru. Była przez ten czas podekscytowana przygodą, która ją czekała. Ale kiedy
stanęła na granicy muru jej podniecenie gdzieś się ulotniło, a do serca wkradł
się niepokój. Mat zauważył, że się zatrzymała dlatego wrócił do niej i zapytał.
- Czy wszystko w porządku?
- Nigdy nie wyszłam poza teren pilnowany przez
strażników.
- Boisz się?
- Trochę tak. Bo będziemy w lesie tylko we dwoje,
a wokół będzie mnóstwo drapieżników.
Mat uścisnął ją za rękę.
- Będzie też mnóstwo kryjówek i zwierząt
roślinożernych. Nie martw się, znam ten las. Przejdziemy przez niego
bezpiecznie.
- Boję się, że mój strach przyciągnie do nas
drapieżniki.
- Nie przyciągnie.
Nina odwróciła się w stronę miasta i westchnęła.
- Jeśli nie chcesz iść, to nie idź. Ja cię do
niczego nie chcę zmuszać – powiedział miękko Mat.
Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich obawę, że
może z nim nie pójść.
Nina uśmiechnęła się dzielnie i powiedziała.
- Chcę z tobą iść. Ale dla mnie to będzie zupełna
nowość, nie dziw się, że trochę się boję.
- W ogóle się nie dziwię – uśmiechnął się do niej
– i nie martw się, jestem świetnym przewodnikiem.
Wzięła go za rękę.
- Chodźmy.
I ruszyli. Mat do domu, a Nina w zupełnie nowy i
nieznany jej świat.
Agata i
Bartek
Agata zaprowadziła Michalinę do warsztatu Bartka
i z dumą pokazywała jego dzieła.
- Agato – usłyszała za plecami – dlaczego
pokazujesz tej pani moje niedokończone dzieła.
Bartek wszedł do pomieszczenia i Michalinie
wydawało się, że zajął całą wolną przestrzeń. Co było niedorzeczne, bo
pracownia była dosyć spora. Popatrzyła na wielkiego mężczyznę i nie mogła
uwierzyć, że to on wyrzeźbił te wszystkie zwierzęta i owady. Pasował raczej na
bramkarza w barze albo jakiegoś mafijnego żołnierza.
- Michalino, pozwól, że ci przedstawię mój
narzeczony Bartek. Bartku, to jest Michalina. A twoje dzieła są cudowne i
gotowe w fazie tworzenia.
Mężczyzna wyciągnął dużą rękę do Michaliny. Z
wahaniem podała mu swoją.
- Proszę się nie bać, jestem oswojony – zaśmiał
się, bo widział w jej oczach obawę.
- Bartku, bądź miły i nie strasz naszego gościa.
- Przecież mówię, że jestem oswojony – objął
narzeczoną i pocałował w czoło.
Michalina patrzyła na to i nie mogła uwierzyć, w
tę sielankową scenę.
- Jest pan więźniem? – zapytała.
- Oczywiście, dostałem 10 lat za pobicia i
rozboje. Ale proszę się nie bać, nigdy nie byłem kobiet. Poza tym, jak już
mówiłem, jestem już oswojony. Agresja poziom zero.
- Czy tak działa resocjalizacja pani Olgi? –
zapytała Michaliny – że bandyci… - przerwała – przepraszam.
- Proszę się nie krępować – powiedział Bartek –
ja znam prawdę o sobie. Tak, jestem bandytą i słusznie odsiaduję karę.
- Raczej byłeś bandytą – powiedziała do niego
Agata – teraz Bartek jest wzorowym obywatelem.
- I tak, tak działa resocjalizacja w Karnym
Mieście – powiedział Bartek – pani Olga uratowała mi życie i nie tylko mnie.
Jestem jej wdzięczny za to, co dla nas tutaj robi.
- I nie mówi tego pan tylko dlatego, że tak
trzeba?
- W życiu? Ja? – śmiał się – ja jestem szczery do
bólu, prawda Agato?
- To prawda – śmiała się Agata – i ja potwierdzam
jego słowa. Mieszkam tu prawie rok i mogłam obserwować wiele przemian. Chyba
największą przemianą było wychowanie Niny.
- Jakiej Niny?
Agata opowiedziała jej całą historię.
- Mogłabym ją poznać? – pytała kobieta.
- Nie. Dzisiaj opuściła ze swoim chłopakiem
miasto. Poszli do jego wioski.
- To, tu są jeszcze inne miejscowości?
- Dziwne, że pani pyta – powiedział Bartek –
przecież pracuje pani w Bazie Przerzutowej na Ziemi.
- Niby tak, ale jako księgowa, nie miałam do
czynienia z tym, co się tu dzieje. Z resztą, wcale mnie to nie interesowało.
Dopiero, kiedy podsłuchałam tamtych… - zamilkła, wiedząc że powiedziała za
dużo.
- Spokojnie – powiedział Bartek – my to już
wiemy. Pani Olga nam powiedziała, ale proszę o tym nie rozmawiać z innymi
ludźmi. My to wiemy, bo jesteśmy z nią zaprzyjaźnieni.
- Opowiecie mi, co tu jeszcze jest? Co mogę
zobaczyć? Gdzie pójść lub pojechać.
- Oczywiście – powiedziała Agata – ale na
zewnątrz – Bartek jest więźniem, nie możemy przebywać z nim w pomieszczeniu
dłużej niż piętnaście minut.
- To znowu ten regulamin?
- Tak.
- Barek, zrobisz nam herbaty?
- Tak, ale potem was zostawię, pędzę do roboty na
murze.
Ania
Leżała wieczorem w łóżku i rozmyślała na temat
swojej przeszłości. Miała wrażenie, że od incydentu w pracy do teraz minęły
lata, a przecież nawet nie minął rok odkąd tutaj była. Myślała też o tym, kim
była kiedyś, a kim się stała. Nie poznawała samej siebie, nie spodziewała się,
że tak może się zachowywać i że tak może wyglądać jej życie. Jej nowe, piękne,
cudowne życie. Gdzie nie musiała się spinać, niczego nikomu nic udowadniać, nie
musiała awansować. Mogła być sobą. A jeszcze rok temu nawet nie wiedziałaby, co
oznaczałoby być sobą. Wegetowała w rytm tykających wskazówek zegara i
kieliszków wina. A teraz? Teraz nie miała czasu nawet spojrzeć na zegarek, bo
tyle miała ciekawych rzeczy do zrobienie, tyle rzeczy do przeżycia. Czuła, że
oddycha pełną piersią. I nie, nie przestała być estetką i perfekcjonistką,
nadal lubiła mieć ład i porządek wokół siebie, ale to już wychodziło z niej, a
nie z powodu czyjś wymagań. A co najważniejsze, nauczyła się, że potrafi
również czuć się dobrze w innych warunkach. Piknik na placu bez drzew?! – czy
kiedyś by na coś takiego poleciała? W życiu. Piknik powinien być przecież w
parku, na trawie pod drzewem i każdy powinien mieć koc w kratkę i porządny kosz
piknikowy, w którym znajdowałyby się kanapki, owoce i szampan. A tymczasem
miała ławkę bez grama cienia, koszyk jakiś taki nieidealny i naleśniki. No i
miała Tomka. I to było najważniejsze. Z nim mogłaby zjeść nawet siedząc w
błocie – skrzywiła się – nie, jednak nie. Ale siedząc na piachu już tak.
Uśmiechnęła się do siebie i zasnęła szczęśliwa.
Karol,
Robert i Olga
W Instytucie odesłali wszystkich do domu i
zostali sam na sam z dwoma nadajnikami.
- Karolu – powiedziała Olga – połącz nas z tym
innym Karnym Miastem.
Mężczyzna pokręcił gałkami, poruszał antenami,
wziął mikrofon i zaczął wywoływać sąsiednie Karne Miasto. Po kilkudziesięciu
sekundach odezwał się ktoś po angielsku.
Olga wzięła od Karola mikrofon i odezwała się,
również po angielsku.
- Dzień dobry. Z tej strony dyrektor więzienia
Olga Kowalska z jedynki, z kim rozmawiam?
- Dzień dobry. Z tej strony dyżurny Jemes Hilton
z trójki, dlaczego nadajecie z tego kanału?
- Mamy w naszym Karnym Mieście kłopoty, nadajemy
z roboczego nadajnika, nie mamy wizji, tylko głos.
- W czym mogę pomóc?
- Czy może pan poprosić do mikrofonu burmistrza
Georga Dicsona?
- Dobrze, proszę poczekać kilka minut.
- Dziękuję.
Panowie znali język angielski, więc nie musiał im
nic tłumaczyć.
- I co mu powiesz? – pytał Robert.
- Nie wiem, najpierw z nim porozmawiam
neutralnie, a potem się zobaczy.
Po kilku minutach odezwał się inny męski głos.
- Dicson przy mikrofonie, co się stało pani Olgo?
- Czy u was w trójce, wszystko jest w porządku?
Nie mieliście ostatnio żadnych dziwnych albo niebezpiecznych zdarzeń.
- Nie – powiedział burmistrz – a u was, coś się
dzieje, tak?
- Tak.
Olga zaryzykowała i wszystko mu opowiedziała.
Robert kręcił trochę nosem, ale ona musiała w końcu komuś zaufać. Burmistrz
wysłuchał wszystkich informacji i ani razu jej nie przerwał. Kiedy skończyła
powiedział.
- Podobny problem miała dwa lata temu piątka, też
się z nami skontaktowali przez roboczy nadajnik.
- Czemu akurat z wami? – zapytał Robert.
- A to kto? – zapytał Dicson.
- Kapitan straży, ten który ukrywał się na Ziemi.
- A, ok. – po czym odparł – nie wiem, czemu
akurat z nami, może dlatego, że jesteśmy dokładnie pośrodku.
- I jak im pomogliście?
- Skontaktowaliśmy się z ich prezydentem czy
premierem, nie pamiętam.
- Czy możecie dla nas zrobić to samo?
- Oczywiście. Podajcie nam, do kogo mamy się
zwrócić?
- U nas nie trzeba aż do prezydenta – powiedział
Robert – wystarczy komendant policji i minister obrony narodowej.
- Dobrze. Skontaktujemy się nimi, czekajcie na
ich sygnał.
- Jak możemy się odwdzięczyć? – zapytał Robert.
- Najlepiej tym, żeby pani Olga do nas
przyleciała i nauczyła nas swojej sztuki resocjalizacji. Ma świetne wyniki, a u
nas klapa.
- Dobrze, jak się wszystko u nas uspokoi przylecę
do was z moimi ludźmi i wam pomożemy.
- Dziękuję.
- Tylko proszę panie Dicson, niech pan będzie
ostrożny w rozmowie z naszymi przełożonymi z Ziemi, my nie wiemy, czy możemy im
ufać.
- Jasna sprawa. Do zobaczenia.
W pomieszczeniu nastała cisza. W końcu Olga
zapytała.
- Myślicie, że to się nam uda? Że to był dobry
pomysł?
- Lepszego na razie nie mamy – powiedział Robert.
- Myślę, że będzie dobrze – odezwał się w końcu
Karol – nie wyczułem w głosie tego człowieka nawet nutki fałszu czy
niepewności.
- Zostaniesz tu i będziesz czekać na ewentualną
wiadomość? – zapytała Roberta Olga.
- Tak. Oczywiście. A ty, co będziesz robić?
- Ja pójdę do Bazy Przerzutowej i będę czekać na
to samo.
- Przyślij mi tu Rabicza i Kochanowskiego. Nie
chcę być sam.
- Oczywiście. Lepiej chuchać na zimne –
pochwaliła go Olga
- A ja idę z tobą – powiedział Karol do Olgi.
- Dobrze – przytuliła się do niego i wyszli.
Tomasz i
Bartek
- Widzę, że robota ci się pali w rękach –
zagadnął Tomek Bartka, który układał cegły.
- A jak – odparł wesoło Bartek – kiedy człowiek
jest szczęśliwy, to wszystko mu lepiej idzie.
- No tak, żenisz się.
- No tak, żenię się – śmiał się Bartek – i wiesz,
co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze?
- Nie, co?
- Że utarło się mówić, że to my, faceci
denerwujemy się faktem stanięcia na ślubnym kobiercu, a tymczasem, to Agata
jest bardziej zestresowana, niż ja.
- Bo ona, to taki trochę wolny duch – stwierdził
Tomek, a Bartek zmarszczył brwi.
- Wiesz, że masz rację?
- Wiem, że mam, znam się na kobietach – śmiał się
Tomek.
- To znawco, łaskawie powiesz mi, jak mam
okiełznać tego wolnego ducha.
- Powiedz jej, że dasz jej przestrzeń i że będzie
mogła spędzać czas ze swoimi koleżankami
i jeśli będzie chciała pobyć sama, to ty znikniesz z domu na jakiś czas.
- Serio? – dziwił się Bartek – bo ja raczej
rozważałem powiedzenie jej, że razem będzie nam weselej i że nie będzie już nic
musiała robić sama i że powinna się z tego cieszyć. Jakbym mógł, to bym był z
nią 24 godziny na dobę.
- Ty tak, a ona raz na jakiś czas musi pofruwać
sama, zgodzisz się na to?
Bartek westchnął.
- Chyba nie mam wyjścia. Powiem jej to, co ty mi
powiedziałeś, ale nie wiem, czy będę potrafił ją z łatwością wypuszczać w siną
dal.
- Jesteś twardy facet, dasz radę.
- Dzięki za podpowiedź kumplu.
Panowie uścisnęli sobie dłonie.
Robert
Siedział razem z dwoma strażnikami i zabijał czas
grając z nimi w karty i rozmawiając o niczym. I tak w trzeciej godzinie, kiedy
już im się odechciało grać, do pomieszczenia weszła Małgorzata. Robert
uśmiechnął się do niej na powitanie i powiedział:
- Uratowałaś nas od hazardu i nudy.
- Powiedziano mi w strażnicy, że mogę cię tutaj
znaleźć.
- I jak widzisz, jestem. Chciałaś coś konkretnego,
czy po prostu chciałaś zobaczyć, jakąś znajomą twarz?
Małgorzata uśmiechnęła się.
- I to i to.
- Dobra chłopaki, idźcie sobie i przyślijcie mi
kolejną dwójkę do towarzystwa.
- Dziękujemy kapitanie – strażnicy z ulgą
opuścili Instytut.
- Co tam słychać? Jak ci się podoba w Karnym
Mieście.
- Szczerze? Nie chciałabym tu mieszkać. Wszystko
jest takie inne, niż na Ziemi. No i ten regulamin, który musiałam wkuć na
blachę. To nie dla mnie.
- I pewnie, jak na twój gust za mało ludzi.
- To też. Mam wrażenie, że każdego dnia mijam
przynajmniej trzy razy te same osoby.
- To jest bardzo prawdopodobne, ale ja już się
przyzwyczaiłem i nie mógłbym żyć na twojej Ziemi. Dla mnie jest tam wszystkiego
za dużo. A przecież widziałem zaledwie kawałek miasta i to z dachu budynku.
- Kiedy wszystko się uspokoi, zapraszam cię na
normalne zwiedzanie Warszawy.
- Może kiedyś się odważę, ale chyba nie w tym
dziesięcioleciu – roześmiał się Robert, a potem zapytał – ale chciałaś mi
pewnie powiedzieć coś ważniejszego, niż twoje odczucia na temat Karnego Miasta.
- Tak. Chciałam się spytać, czy coś się ruszyło w
sprawie sytuacji na Ziemi i czy może już wiesz, kiedy będę mogła wrócić do
domu.
- Ruszyło się, czekamy właśnie na kontakt z kimś
z poza bazy na Ziemi. Ale, kiedy będziesz mogła wrócić? Nie wiem, ale mam
nadzieję, że najpóźniej za kilka dni.
- Agata mówiła mi, że warto żebym sobie coś
kupiła, ale nie wzięłam ze sobą niczego, nawet pieniędzy.
Robert walnął się ręką w czoło.
- Ale z nas ciołki – powiedział – mieszkasz to
już kilka dni i nikt z nas nawet nie pomyślał, że może potrzebujesz pieniędzy.
Małgosia zaczerwieniła się ze wstydu.
- Agata wszystko mi stawiała i mówiła, żebym się
nie martwiła, ale wiesz, chciałabym w końcu sobie kupić kilka rzeczy, bo ile
razy mogę robić przepierkę.
- Masz rację – Robert poklepał się po kieszeniach
i wyjął portfel – na tę chwilę mogę dać ci tylko dyszkę, ale za nią na pewno
sobie kupisz coś do ubrania.
- Nie mogę od ciebie przyjąć pieniędzy.
- Na razie weź to, nie wiem ile będę tu siedział.
A jak już wyjdę, to powiem o twojej sytuacji Oldze, ona na pewno otworzy dla
ciebie sejf i da ci coś z miejskiej kasy.
- Pożyczka brzmiała by lepiej, oddam wam te
pieniądze.
- Nie musisz, jesteś ofiarą w tej aferze,
dostaniesz kasę bez potrzeby zwracania.
- Dziękuję.
Karol i
Olga w Bazie Przerzutowej
Kiedy dotarli do Bazy Przerzutowej Olga od razu
zwolniła wszystkich strażników ze służby i dała im wolne na dalszą część dnia.
Zrobiła kawę sobie i Karolowi oraz postawiła przed nimi ciasteczka na stole i
usiadła obok niego.
- W sumie, to cieszę się z tej sytuacji
–powiedział Karol.
- Co ty mówisz? Przecież jest straszna.
- Może tak, ale dzięki temu wciąż jestem z tobą i
jak zauważyłem od kilku dni nie wymagasz ode mnie przestrzegania grafiku.
Olga uśmiechnęła się do niego i pocałowała w
usta.
- Bo mamy sytuację awaryjną – widząc, że się
nachmurzył dodała szybko – i bez ciebie nie dałabym sobie rady, chcę żebyś był
przy mnie. W tej chwili, chwilowo wszystko stoi na głowie.
- Cieszę się, że w końcu się na mnie oparłaś.
Widzisz, to wcale nie boli.
Roześmiała się.
- Wręcz przeciwnie, jest mi bardzo dobrze, kiedy
ty rządzisz.
- Udam, że wierzę – zaśmiał się.
To miłe przekomarzanie przerwał im sygnał z
Ziemi. Olga odebrała go i na monitorze zobaczyła twarz komendanta policji
Pauliny Zabielskiej.
- Dzień dobry pani Olgo – powiedziała kobieta,
jako pierwsza – kto jest z panią?
- To więzień, mój narzeczony i człowiek wplątany
w tę historię od samego początku.
- Ufa mi pani?
- Jak nikomu innemu – odparła Olga i spojrzała na
Zabielską – nie wiem tylko, czy mogę pani ufać.
- Może pani, proszę mi opowiedzieć wszystko.
- Dobrze, tylko poślę kogoś po kapitana straży,
on wpadł w zasadzkę i ukrywał się na Ziemi, myślę, że uzupełni tę historię.
- Dobrze.
Zadzwoniła po Roberta, który przyszedł po
kilkunastu minutach i zaczęli opowiadać. Zajęło im to trochę czasu, żeby
streścić wszystkie wydarzenia, a pani komendant czasami przerywała im i
zadawała pytania. Kiedy opowieść dobiegła końca zapadła długa cisza. W końcu pani
Zabielska się odezwała.
- Pan Jacek Olechowski i pan Paweł Sosnowski
zgłosili się do nas wczoraj i oskarżyli Was o to samo, o zdradę, o planowanie
zabójstwa, ale burmistrza. Że z tego powodu Sosnowski ukrył się na Ziemi, ale
pan kapitan podążył za nim, że była strzelanina w Instytucie i że w końcu
kapitan uciekł. To tak w skrócie.
Na razie moja decyzja jest taka, na razie nie
otwierajcie przejścia i czekajcie, aż sprawdzimy prawdziwość obu tropów.
- Mamy w więzieniu oskarżonych i jednocześnie
świadków wydarzeń – przypomniała Olga.
- Tak, wiem, ale na razie mi ich nie
przysyłajcie. Może tylko bym porozmawiała z tą pracownicą, co uciekła do was z
panem Robertem.
- Już po nią idę – powiedział Robert.
Po chwili Małgorzata usiadła przed ekranem i
rozmawiała przez kilka minut z panią komendant, kiedy skończyła, pani Zabielska
ponownie się odezwała.
- Tak, jak mówiłam na razie nic nie róbcie, za
kilka dni, a może dłużej odezwiemy się i powiemy, jaka jest nasza decyzja. Do
widzenia.
Ekran zgasł.
- No nic, poczekamy – powiedziała Olga.
- A póki co wracajmy do swoich zajęć – dodał
Robert.
Nina
Przedzielali się z Matem przez gęsto zarośnięty
las, który nie przypominał tego z okolic Karnego Miasta. Nie spodziewała się,
że kilkanaście kilometrów od niego tak mocno zmieniła się przyroda. Pierwsza
noc w lesie, też była zaskakująca. Kiedy pomału robiło się ciemno, zapytała
Mata, gdzie będą spali. Odparł:
- Na drzewie, tam będziemy najbezpieczniejsi.
Popatrzyła z powątpiewaniem na korony drzew i nie
widziała żadnego, na którym dałoby się położyć spać.
- Będziemy siedzieć i opierać się o pień?
- Nie – zaśmiał się Mat – mamy tu kilka domków na
drzewie. Będzie ci wygodnie, zobaczysz.
- Domków na drzewie?
- Oczywiście, przecież mówiłem ci, że od mojej
wioski do Karnego Miasta jest kawałek drogi, dlatego mamy kilka punktów, w
których możemy się zatrzymać, odpocząć i oczywiście spędzić noc. Nie martw się,
żaden drapieżnik tam się nie dostanie.
- Nie martwię się, ufam ci – powiedziała Nina –
tylko nigdzie nie widzę żadnego domku na drzewie.
- Jeszcze jakieś sto metrów – zapewnił Mat. I
rzeczywiście na rozłożystym i dosyć wysokim drzewie zauważyła solidną chatkę.
- Jak się tam dostaniemy?
- Wejdziemy na drzewo. Ja pierwszy, a ty idź za
mną.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio wspinałam się na
drzewo.
- Dasz radę, wiem, że jesteś wysportowana.
Okazało się, że można było całkiem łatwo wspiąć
się po gałęziach na górę, aż do drewnianego podestu, na który wchodziło się
przez zabezpieczoną klapę. Po chwili Nina siedziała na jego skraju i zachwycona
oglądała zachód słońca.
- Chodź do środka, zobaczysz, jak tu jest
wygodnie.
- Za chwilę, podziwiam widoki.
Mat usiadł koło niej i objął ją ramieniem.
Przytuliła się do niego i westchnęła.
- Ale tu pięknie.
Olga, Agata
i Ania
Olga przyszła na popołudniowe wydanie radia i
poprosiła dziewczyny, żeby te ją zapowiedziały.
- Witaj Karne Miasto – powiedziała Ania – dzisiaj
mamy dla was kolejną dawkę muzyki i ploteczek z miasta.
- Jak zwykle gorąco was pozdrawiamy życzymy
dobrego popołudnia – dodała Agata.
- Ale zanim rozrywka, mamy dla was coś
specjalnego.
- A dokładnie specjalne wystąpienie naszej pani
dyrektor Olgi Kowalskiej.
Agata podała kobiecie mikrofon.
- Witam was wszystkich serdecznie i chciałam coś
ogłosić. Na wstępie bardzo przepraszam turystów, którzy do nas się wybrali za
to, że przetrzymałam was w mieście o kilka dni dłużej. Niestety z przyczyn,
których na razie nie mogę publicznie ujawniać musieliśmy zablokować przesyły. Ale
dzisiaj już wszystko wróci do normy i pierwszy przesył będzie o godzinie 15:00,
czyli mniej więcej za godzinę. Jak dostaną się państwo do domu, proszę się nie
zdziwić, że będzie tam dużo policji i wojska i że będą zadawać pytania. Podróże
będą się odbywały co 15 minut dla czterech osób, ponieważ w ramach wyjątku
otwieramy dla państwa wszystkie kanały. Bardzo prosimy o zachowanie spokoju i
porządku, każdy wróci do domu, tylko na to trzeba trochę czasu. Ci z państwa,
którzy jeszcze trochę z nami zostają oczywiście nie muszą nigdzie jechać, nadal
będziemy was gościć z ogromną radością. W każdym razie nie przewidujemy w
najbliższym czasie już żadnej blokady. To jeżeli chodzi o turystów.
Teraz ogłoszenie dla wszystkich mieszkańców
miasta. Jutro o osiemnastej odbędzie się obowiązkowe spotkanie dla wszystkich z
wyjątkiem dzieci do szesnastego roku życia. Zapraszam wszystkich do szkolnej
sali gimnastycznej.
Życzę wszystkim miłego dnia.
Agata przejęła mikrofon.
- Po takich rewelacjach, na pewno nam wszystkim
będzie miło. Tymczasem proszę posłuchajcie piosenki.
Oficjalne
przemówienie Olgi do mieszkańców miasta. Robert na burmistrza.
Punktualnie o osiemnastej Olga i Robert stanęli
na podwyższeniu i przywitali wszystkich zebranych.
- Dzisiaj – zaczęła mówić Olga – już mogę wam
wszystko powiedzieć i wytłumaczyć moje ostatnie decyzję oraz to, dlaczego nie
ma z nami burmistrza.
Nasz burmistrz, a raczej były burmistrz dał się
skusić na duże pieniądze i wszedł w układ z mafią, która postanowiła zniszczyć
Karne Miasto oraz cały system resocjalizacyjny. A żeby go zniszczyć postanowili
zabić mnie i pana kapitana, po czym Paweł Sosnowski przejął by całą władzę nie
tylko nad Karnym Miastem, ale i nad Nowym Miastem, nad kurortami, a pewnie
docelowo i nad Kolonią Karną. On i jego współpracownicy mieli zamiar sprowadzić
tutaj mafijnych żołnierzy w celu zastraszenia mieszkańców. Chcieli pod
przykrywką więzienia zrobić przyczółek i wylęgarnię przestępców. Na szczęście w
porę się zorientowaliśmy i przy pomocy nie tylko strażników, ale i więźniów
Bartka, Tomasza i Karola udało nam się zapobiec nieszczęściu. Pamiętacie, jak
zimą została otwarta brama i jak wilki wpadły do środka, to także zrobili oni.
A Paweł – głos jej się załamał, ale podjęła dzielnie – pan burmistrz, którego
uważałam za przyjaciela, o wszystkim wiedział i na wszystko patrzył i naraził
nie tylko mnie, ale i wam, nas wszystkich. Nasz kapitan straży Robert Zabłocki
miał zostać zlikwidowany na Ziemi, a nasz burmistrz ściągnął go tam pod
pretekstem spędzenia tam razem urlopu. Na szczęście pan kapitan uszedł śmierci
i nadal jest wśród nas.
Na sali zabrzmiały oklaski, a Robert musiał
dzielnie znieść to, że Lulu rzuciła mu się na szyję.
- Żeby ograniczyć wymianę ludzi, zablokowałam
przesyły – ciągnęła dalej Olga – musieliśmy to rozwiązać. Nawet strefa dla
turystów została wybudowana po to, żeby nikt obcy nie kręcił się po mieście.
Jak się okazało, to był strzał w dziesiątkę i dla naszego bezpieczeństwa, ale i
dla rozwoju turystyki – ludzie potakiwali głowami – na szczęście udało nam się
skontaktować z naszymi zwierzchnikami na Ziemi i oni aresztowali burmistrza i
wszystkie osoby odpowiedzialne za tę sytuację. Na pewno niedługo odbędą się
procesy, ale to już jest poza naszą gestią. Nasze życie wróci do normy. Ale
zanim wróci, to zapraszam do mnie Karola Michalskiego, Bartłomieja
Staniszewskiego oraz Tomasza Skalskiego.
Trzech kolegów weszło na podwyższenie. Byli
zaskoczeni i lekko zmieszani, zwłaszcza, że sala aż huczała od oklasków. Kiedy
znowu zaległa cisza Olga ponownie się odezwała.
- Bez tych panów, bez tych moich i kapitana
nowych przyjaciół nie dalibyśmy rady pozbyć się niebezpieczeństwa. I tak proszę
państwa, jak dla mnie to ma jeszcze inne przesłanie, mianowicie takie, że moja
resocjalizacja działa. Panowie chcą tak, jak mam nadzieję wszyscy w spokoju i
normalności.
Znowu rozległy się oklaski. Olga zwróciła się do
stojących przed nią mężczyzn.
- Jak mogę Wam podziękować?
- Wie pani, to było takie tam – machnął ręką
Bartek.
- Właśnie, drobnostka – dodał Tomasz.
- Mnie wystarczy to, że się za mnie wyjdziesz –
powiedział Karol, czym spowodował kolejną eksplozję oklasków i gwizdów. Olga
spłonęła rumieńcem i próbowała zachować powagę.
- Nie mogę wam dać wolności, bo to nie mam
takiego prawa, ale mam pewne możliwości. Panowie skracam Wam wyroki, tak
bardzo, jak mi na to umowa pozwala. Bartku i Tomaszu skracam Wam wyrok, każdemu
o trzy lata. Mężczyźni otworzyli ze zdziwienia usta i nie wiedzieli co
powiedzieć. A Olga ciągnęła dalej – dodatkowo w ramach wyjątku będziecie mieli
prawo do tygodniowego urlopu rocznie, oczywiście na Więziennej Planecie. I daję
Wam jeszcze dwadzieścia przywilejów, które możecie wykorzystać, jak chcecie.
Potem spojrzała na Karola, złapała go za ręce i
powiedziała:
- Ty byłeś ze mną od samego początku i nawet nie
chcę sobie wyobrażać, co by było, gdyby cię przy mnie nie było, dlatego Karolu
oczywiście i publicznie przysięgam ci, że wyjdę za ciebie, tak szybko jak się
da.
Tłum oszalał, wybuchając krzykami i oklaskami,
które trwały dobre kilka minut. Karol wziął
Olgę w ramionach i skorzystał z okazji całując ją publicznie tyle czasu ile
trwały okalski.
Kiedy mocno oszołomiona Olga znowu spojrzała na
ludzi, zaczerwieniła się mocno i przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu.
Dlatego Robert przejął inicjatywę i dokończył za nią.
- Karolu, w związku z tym, że doprowadziłeś naszą
panią dyrektor do nieprzytomności, ja powiem ci, czym cię jeszcze obdarzyła w
ramach podziękowań za pomoc. Biorąc pod uwagę, że nie możemy cię uniewinnić,
niestety nie dostaniesz wolności, ale skrócimy ci wyrok maksymalnie, jak się da
o 10 lat. Dodatkowo będziesz miał również prawo do tygodniowego urlopu raz
rocznie tu na Więziennej Planecie, ale na miesiąc miodowy pozwolimy tobie i
Oldze wyjechać na dwa tygodnie. Oraz masz do wykorzystania pięćdziesiąt
przywilejów, które u ciebie i u twoich kolegów nie ulegają kasacji nawet jeśli nabroicie.
Czy jesteś zadowolony – popatrzył na pozostałych mężczyzn – czy jesteście
zadowoleni?
- I to jak! – wykrzyknął Bartek za wszystkich.
Olga w końcu odzyskała mowę i panowanie nad sobą,
więc powiedziała.
- Przed nami jeszcze jedna sprawa, musimy mieć
nowego burmistrza i ja proponuję na niego kapitana Roberta, który już się
wcześniej zgodził na kandydowanie. Ale jeśli macie wśród wolnych ludzi lepszych
kandydatów, to proszę o ich zgłoszenie tu i teraz.
Ludzie w sali zamilkli i przez minutę nikt się nie
odzywał, po czym zaczęto skandować.
- Robert i kapitan na burmistrza!
Olga odetchnęła z ulgą.
- Kapitana straży poznacie wkrótce, bo na razie
nie mamy pomysłu, kto nim może zostać. Bardzo prosimy o wasze propozycje, które
możecie składać do końca tego tygodnia w holu ratusza.
- I już zupełnie na koniec – odezwał się Robert –
jako, że jestem waszym nowym burmistrzem, a wy zasłużyliście na odpoczynek po
ostatniej napiętej sytuacji, oświadczam, że na tydzień wstrzymuję budowę muru i
w ramach wyjątku do końca sierpnia pozwalam więźniom chodzić po mieście do
dwudziestej pierwszej trzydzieści. Obowiązuje to od dzisiaj. Możecie się
rozejść.
Kiedy wszyscy prócz Olgi, Roberta i Karola wyszli
z sali, Robert powiedział.
- Coś się kończy, coś się zaczyna. Olga, odetchnij
i idź się bawić z Karolem, macie jeszcze ponad godzinę do 21:30.
Karol nie czekał, co ona na to powie, tylko
złapał kobietę za rękę i szybko
wyprowadził na zewnątrz. Robert też szybko wyszedł, ponieważ nie chciał tracić
ani chwili bez Lulu przy boku.
Epilog
Wesele Bartka i Agaty obyło się bez przeszkód, a
miesiąc później Karol i Olga również stanęli na ślubnym kobiercu. Biorąc pod
uwagę, zasługi panów dla miasta, pozwolono im wraz z małżonkami wyjechać na dwutygodniowy
urlop miodowy.
Robert jako burmistrz spisywał się doskonale, a
jego narzeczona puchła z dumy.
Ania z Tomkiem nie byli jeszcze gotowi, żeby
stanąć na ślubnym kobiercu, ale ich związek rozwijał się pomyślnie i myślę, że
w niedalekiej przyszłości i oni w końcu się pobiorą. Nina została z Matem w
lesie i nie wróciła do miasta, o dziwo bez przeszkód wtopiła się w tę
społeczność.
Co do byłego burmistrza Pawła Sosnowskiego i
kapitana Jacka Olechowskiego, to mieli spędzić długie lata w więzieniu na
Ziemi. Tu, na Więziennej Planecie, nie chciano ich widzieć.
Koniec
Nareszcie:)

Komentarze
Prześlij komentarz