Majaland


Majaland w Warszawie oczywiście. Byłam w sobotę w tym przybytku radości i kiedy wróciłam, to padłam na twarz. Ale zanim o padnięciu ze zmęczenia, kilka słów o tym miejscu. Majaland, to bardzo dobre miejsce dla dzieci, zwłaszcza kiedy nie ma pogody. W cieplejszych miesiącach oprócz hali z atrakcjami, są jeszcze dodatkowe na zewnątrz. My byliśmy teraz, więc do zabawy mieliśmy „tylko” kilkanaście atrakcji zamkniętych pod dachem. Bałam się, że przy sobotniej, deszczowej aurze, to nie będzie gdzie tam palca wcisnąć, ale na szczęście nie było za dużo ludzi. Tak akurat. Na żadną atrakcję nie trzeba było długo czekać. Dla dzieci to zabawkowy raj. Karuzele, kolejki, zjeżdżalnie, place zabaw, kulki, tory przeszkód, od ilości atrakcji można dostać zawrotu głowy. A to wszystko pięknie zorganizowane i dopracowane. Także nie tylko człowiek cieszy się karuzelami, ale i może oko nacieszyć scenerią. Hala jest podzielona tematycznie. Są dinozaury, wikingowie, oczywiście motyle i pszczółki też. I wszystko jest pięknie zaaranżowane. Na karuzeli z dinozaurami (wiadomo, że to mnie najbardziej kręci):) byłam ze 4 razy. Weszłam też na małego rollercoastera, był bardzo przyjemny. Zero nerwów i ciśnienia pod górną granicę normy.







W zasadzie miałam trudność tylko z jedną atrakcją, z żabkami, ponieważ tak nami trząchało, że cieszyłam się, że nie miałam pełnego żołądka.

Na miejscu można też coś zjeść i wypić, ale ja z tego akurat nie skorzystałam, więc nie jestem Wam w stanie powiedzieć, czy jest tam drogo czy nie i czy jedzenie jest dobre. Pewnie tak, jak każdy Fast Food. Napisałam, że to raj dla dzieci, ale i ja jako dorosła bardzo dobrze się bawiłam i nawet zrobiłam sobie z koleżanką R. powrót do dzieciństwa i wsiadłyśmy na karuzelę łańcuchową. Jak moje wrażenia z tej karuzeli? Te z dzieciństwa na pewno lepsze. Karuzela, jak karuzela w kółko się kręci i jak dla mnie mogłaby skończyć dwa obroty wcześniej. Ale nie dlatego, że było mi niedobrze, tylko nudno. Jednak te Hyperiony i Zadry mnie skrzywiły:)

Dodatkową atrakcją jest też małe przedstawienie, odgrywane na scenie. Teraz był to „Bal u królowej”, a w rolach głównych Pszczółka Maja, Gucio i Filip. Pokaz nie był długi, ale był dobrym przerywnikiem od zabaw i atrakcji. Dzieci mogły ochłonąć i przez chwilę odpocząć. Wszystkie dzieci.

To na co człowiek musi się tam przygotować, a co na dłuższą metę jest straszne, to hałas. Hala, to zamknięty obiekt, więc dźwięk krąży po okolicy nie mając ujścia. Muzyka, atrakcje, krzyki i śmiechy dzieci oraz dorosłych, to wszystko zlewało się w jeden nieprzerwany i nieuporządkowany hałas. I do pewnego momentu nie zwracałam na to uwagi, ale od 14:00, czyli od przedstawienia zaczęły boleć mnie uszy. A byłam tam mniej więcej od 11:30. O piętnastej stwierdziłam, że nie jestem w stanie być tam już ani minuty dłużej, a siedzieć dalej nie było po co, bo wszyscy byliśmy zmęczeni to raz, a dwa już to, co nas interesowało obskoczyliśmy, a niektóre rzeczy nawet po kilka razy. I jak sobie pomyślę, że miałam wyrzuty sumienia, że nie będziemy tam od 10:00 i że planowałam być tam do oporu czyli przynajmniej do 16:00 (zamykają o 17:00), to teraz się cieszę, że jednak byłam krócej. W życiu bym tyle nie wytrzymała. Dałam radę przez 3,5 godziny

Jeżeli macie zamiar wybrać się tam z dziećmi, to rzeczywiście jest to fajne miejsce do spędzenie czasu. Ale pamiętajcie, żeby zabrać ze sobą słuchawki wygłuszające. Ten hałas jest na dłuższą metę straszny. Kiedy wróciłam do domu, pierwsze co zrobiłam, to założyłam takie słuchawki, bo okazało się, że każdy dźwięk mnie bolał. Zdjęłam je po godzinie.

 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"