Więzienna Planeta - odc.44

 Ania i Tomek

Oboje dostali przywilej na godzinne spotkanie, więc nie tracili ani chwili i od razu poszli do strefy dla turystów.

- Czemu mnie tak ciągniesz? – zapytała Ania, kiedy Tomek szybkim krokiem prowadził ją do sklepu z pamiątkami.

- Nie ciągnę cię, ja tylko chcę jak najszybciej zabrać cię do sklepu, żebyś mogła sobie wybrać prezent ode mnie.

Ania zaśmiała się i powiedziała.

- Tomku, czy nie powinieneś zrobić mi niespodzianki?

- Normalnie pewnie bym tak zrobił, ale mamy tylko godzinę i nie chciałem tracić części z niej na wybieranie dla ciebie upominku. Wolę, żebyś sama go wybrała, a ja za niego zapłacę.

- Nie musisz mi nic kupować – powiedziała do niego.

- Wiem, że nie muszę, ale chcę. I wiesz jeszcze dlaczego?

- Dlaczego?

- Ponieważ wczoraj zdjęto ze mnie ten zakaz.

- Nie mogłeś mi nic kupować?

- Nie mogłem – Tomek zatrzymał się i wziął Anię za ręce – kiedyś rozkochiwałem w sobie kobiety i obsypywałem je prezentami. Tutejsi terapeuci zakazali mi tego, aż do wczoraj. I chcę żebyś wiedziała, że nie chcę ci go kupić, żeby cię w sobie rozkochać – uśmiechnął się do niej, a w oczach błyskały mu wesołe ogniki - bo to już chyba zrobiłem.

Ania parsknęła śmiechem i pocałowała go w usta.

- To prawda.

Tomasz spoważniał.

- Chcę kupić ci prezent, bo jesteś dla mnie najważniejsza i jedyna. A że nie mają tutaj złota, srebra i platyny, to będziesz musiała się zadowolić bibelotami Bartka.

- Pięknymi bibelotami – powiedziała Ania – zatem chodźmy je obejrzeć.

Weszli do sklepu, a tam przywitała ich Lulu. Kiedy powiedzieli czego chcą, dziewczyna popatrzyła uważnie na Anię i zdjęła z półek kilka rzeczy, mówiąc, że to będzie do Ani pasować. I rzeczywiście, zarówno kolczyki, broszki czy zapinki, wszystkie były w jej ulubionych kolorach. Ania wybrała naszyjnik z zielonego drewna tutejszego drzewa oraz pasujące do niego kolczyki. Tomek z wielką radością za to zapłacił.

Kiedy wyszli ze sklepu, Ania przytuliła się do jego ramienia i powiedziała:

- Dziękuję.

 

Olga

Spotkała się z Matem w gabinecie, ale w nim rozmawiali tylko o pozwoleniu na wyjście do lasu. W końcu Olga powiedziała Matowi, że się zgadza, ale muszą jeszcze kilka dni poczekać, a potem zapytała się go, czy był już w miejscowym SPA. Mat odparł, że nie i że pierwszy raz o tym słyszy. Olga powiedziała wtedy, że go tam zaprowadzi. Wstali i wyszli na zewnątrz.

- Teraz możesz powiedzieć mi o tych czterech osobach. Czy masz pewność, że jest ich tylko czworo?

- Tak. Ale jeszcze nie dotarłem do tego, do kogo zanoszą informacje.

- Czyli myślisz, że jest też piąta osoba?

- Na pewno. W każdym razie pierwsza osoba, to – podał jej dokładne rysopisy podejrzanych osób, jedną z nich rozpoznała, jako jednego z członków monitoringu.

- Czy teraz też nas ktoś obserwuje?

- Tak. Zaraz go miniemy, stoi pod drzewem przy wejściu do ratusza.

Olga z trudem powstrzymała się przed patrzeniem w tamtą stronę.

- Kiedy to się skończy – mruknęła do siebie.

 

Nina

Kiedy Mat powiedział jej, że będą mogli niedługo wyjść do lasu, bardzo się ucieszyła. Chłopak jednak sprowadził ją na ziemie, mówiąc, że teraz będzie musiał ją do tego przygotować i że każde ich spotkanie będzie miało formę treningu.

- Dlaczego?

- Dlatego, że w lesie jest niebezpiecznie i dlatego, że chcę żebyś dotarła do mojej wioski cała i zdrowa.

- Szczerze mówiąc, to myślałam, że pojedziemy tam samochodem – powiedziała – ty jeszcze nie jesteś do końca zdrowy.

- Nie da się tam, gdzie mieszkam dojechać samochodem. Będziemy szli pieszo i czeka na nas kilka przeszkód.

Zobaczył jej zawiedzoną minę.

- Chcesz zrezygnować? – zapytał.

- Nie, oczywiście, że nie – zapewniła go – tylko myślałam, że to nie będzie takie trudne.

- Zrobię wszystko, żeby było dla ciebie łatwe. Ale tak czy tak musisz popracować nad kondycją. Czeka nas nie tylko długi spacer, ale i wspinaczka po drzewach i górki i dołki…

- Nie martw się, dam sobie radę. W końcu mam w sobie waleczną krew – zaśmiała się, a on jej zawtórował.

 

 

Ania

- Witam Karne Miasto, mam nadzieję, że dzień mija wam dobrze – powiedziała Ania do mikrofonu – a żeby było jeszcze lepiej, to puszczę wam nową piosenkę naszego zespołu Trzy Bity, będzie gorąca, jak lato i przyjemna dla ucha.

Wyłączyła mikrofon i puściła piosenkę. Potem opadła na oparcie krzesła i westchnęła.

- Niech ta Agata już wraca, ja nie mam takiego polotu, jak ona.

Wzięła do ręki listy, które przyszły do redakcji i po raz kolejny sprawdziła, czy są dobrze ułożone. Kiedy piosenka się skończyła znowu się odezwała.

- I jak wam się podobał nasz utwór? Fantastyczny, prawda? – wzięła oddech i kontynuowała – a teraz przyszedł czas na listy do redakcji. Jak zwykle wylosowałam pięć spośród setki, która do nas przyszła. I proszę bardzo, list numer jeden od niejakiego Mietka z fabryki do Eli ze spożywczego- Ania dodała od siebie – co za precyzyjna lokalizacja. Mietek piszę: Droga Elu, w piątek mam godzinę wolnego, a wiem, że ty też masz wolne, czy pójdziesz ze mną na spacer? Niecierpliwie czekam na odpowiedź.

- Elu – powiedziała Ania – zapraszam do studia z odpowiedzią. Nie każ Mietkowi czekać.

- Kolejny list jest od turysty, który pyta, kiedy w końcu będzie mógł wrócić do domu, bo zamknięcie bazy przerzutowej zaczęło go irytować. Drogi turysto, zapytałam pani Olgi, a odpowiedź jest taka, że najpóźniej za tydzień.

- A teraz przerywam czytanie listów, żebyście mogli posłuchać hitu z Nowego Miasta, którzy przysłali nam swój utwór. Zespół nazywa się Sami Swoi. Zapraszam do słuchania.

 

Agata i Bartek

Agata wysiadła z helikoptera i od razu znalazła się w żelaznym uścisku narzeczonego. Pomyślała sobie, że czasami dobrze jest wyjechać, żeby mieć takie gorące powitanie i wybuch uczyć.

- Tęskniłem – powiedział i pocałował ją w usta.

- Ja też.

- My też tu jesteśmy – powiedział ojciec Agaty dając im do zrozumienia, że zatarasowali wyjście.

- Dzień dobry państwu – Bartek szybko się zreflektował i przywitał, jak na dobrze wychowanego człowieka przystało. Potem wziął ile się da bagaży Agaty i jej rodziny i pomógł im je zataszczyć do hotelu.

Kiedy rodzina weszła do środka, Bartek złapał Agatę za rękę i poprosił, żeby jeszcze na chwilę została. Popatrzyła mu w oczy i widziała w nich niepewność. Domyśliła się o co mu chodzi, ale nie odezwała się, czekając aż pierwszy zacznie mówić.

- Agato – powiedział cicho – Agato – pogłaskał ją po głowie – chcę mieć z tobą dzieci, tylko nie wiem, czy będę dobrym ojcem, wiem… - przerwała mu całując go mocno w usta, a potem pogłaskała go po policzku.

- Będziesz doskonałym ojcem.

Uśmiechnął się do niej z wdzięcznością i mocno przytulił. A potem powiedział.

- Niestety muszę lecieć na mur, ale po pracy będę miał godzinę dla ciebie, przyjdziesz do warsztatu?

- Oczywiście – pocałowała go – strasznie się za tobą stęskniłam, a poza tym będę miała dla ciebie mnóstwo pięknych zdjęć.

- Kocham cię.

- Ja ciebie też.

 

Karol, Olga, Bartek i Tomasz

Po namowach Karola, Olga zgodziła się na wtajemniczenie Bartka i Tomasza w sprawy Karnego Miasta. Olga nie była zadowolona, Paweł okazał się zdrajcą, a z Robertem nie wiadomo co się działo, a ona musiała komuś zaufać. Żeby nie wzbudzać podejrzeń Karol zaprosił chłopaków do pomocy na placu budowy domu i tam też przyszła Olga z drugim śniadaniem.

 Usiedli wokół koca, który przyniosła i zaczęli rozmawiać.

- Sama nie wierzę, że proszę was o pomoc, ale Karol zapewniał, że mogę wam zaufać.

- Oczywiście pani dyrektor – zapewnił Bartek, a Tomasz pokiwał głową.

- Powiem wam w skrócie, co się ostatnio wydarzyło w Karnym Mieście – Olga zaczęła opowiadać, kiedy skończyła powiedziała – trzech więźniów i jeden członek działu monitoringu oraz, jak zauważył w końcu Karol jeden z turystów, który przybył, jako jeden z pierwszych po otwarciu Bazy Przerzutowej. To on prawdopodobnie przekabacił tych ludzi kasą i nie wiem czym, pewnie skróceniem wyroku, żeby mnie śledzili. Nie wiem, na ile ten człowiek jest odpowiedzialny za próbę – Olga zająknęła się – zabójstwa mojej osoby, ale to nieważne, chcę ich mieć żywych.

- Co chce pani zrobić? – zapytał Tomasz.

- Chciałabym, żebyście  doprowadzili do aresztu całą piątkę. Ale bez rozgłosu. Nie chcę, żeby to się rozniosło po Karnym Mieście. Ludzie i tak już są zdenerwowani tym, że zablokowałam Bazę.

- A co potem zrobisz? – zapytał Karol.

- Przesłucham ich.

- Mogę ci pomóc.

- Nie, sama to zrobię. Wiesz, że wiem kiedy ludzie kłamią.

- To prawda, pani jest najlepsza – zapewnił Bartek.

- Ale chcę przy tym być – upierał się Karol.

- I my też – dodał Tomasz – żeby w razie czego panią ratować.

Olga zastanowiła się i w końcu odparła.

- Dobrze, ale będziecie za weneckim lustrem.

 

 

 

Ania i Agata

Spotkały  się u Ani w mieszkaniu. Rozsiadły się wygodnie na kanapie i popijając kawę rozmawiały.

- Jak się cieszę, że cię widzę! – wykrzyknęła Ania i uściskała przyjaciółkę. Ta roześmiała się i odparła.

- Ja też się cieszę, że cię widzę. Mam ci mnóstwo do opowiedzenia i sama nie mogę się doczekać, jakiś rewelacji z miasta.

-  A skąd ta pewność, że będą jakieś rewelacje?

- Tu wciąż się coś dzieje. Nie wierzę, że było nudno i nic się nie działo.

- No właśnie nic się nie działo – powiedziała Ania – spokój i nuda. Nawet żadne zwierze nie podeszło pod duży mur.

- Naprawdę? – dziwiła się Agata.

- Naprawdę. Ale, ale, czekam na opowieści z Laguny, jak tam jest?

- Bosko i wspaniale! – wykrzyknęła Agata – wypoczęłam, jak nigdy.

- Widzę, że tryskasz humorem i energią.

- To nie tylko zasługa wypoczynku.

- Tak, a czego jeszcze?

- Bartek powiedział mi, że chce mieć ze mną dzieci! – piszczała Agata.

- Co?! – Ania była zaskoczona – tak sam z siebie?

Agata przewróciła oczami.

- No nie, ja go najpierw o to zapytałam. Ale powiedział, że chce i tylko to się liczy.

-Widzę, że idziecie na całość – powiedziała Ania – fajnie, gratuluję wam odwagi i miłości.

- A, co to za pogrzebowy ton? – zapytała Agata – coś nie tak między tobą i Tomkiem?

- Nie, między nami jest bardzo dobrze. I nie mówiłam tego grobowym tonem, tylko normalnym, to ty piszczysz ze szczęścia sopranem.

Agata roześmiała się w głos.

- Jestem taka szczęśliwa.

 

Bartek, Tomasz i Karol

Do zatrzymania i wsadzenia do aresztu pięciu podejrzanych typów panowie podeszli po męsku. A dokładniej, wykorzystali swoje umiejętności zza dawnych czasów i dosyć szybko załatwili sprawę. Bartek z Karolem wzięli na siebie trzech więźniów, a Tomasz zajął się facetem od monitoringu i turystą.

Olga w tym czasie normalnie pracowała i udawała, że nic się nie dzieje.

Karol, spotkał się z podejrzanymi z każdym z osobna i naopowiadał im, że potrzebuje osób do składu na mecz w siatkę, który mają rozegrać więźniowie, kontra pracownicy Instytutu. I, że zaprasza ich na spotkanie na boisku w budynku aresztu, gdzie mieli trenować przez kilka dni do prawdziwego turnieju. Panowie najpierw wykręcali się obowiązkami i tym, że nie mają przywilejów, na co on im odparł, że to ma być w ramach pracy i że będą nawet zwolnieni z pracy na murze. Kiedy dziwili się skąd taka wspaniałomyślność ze strony władz, odparł, że to dlatego, że to będzie pierwszy taki mecz i że pani dyrektor chce sprawdzić, czy taka forma rozrywki przyjmie się w mieście. Nie dali się do końca przekonać i pytali czemu tylko im proponuje spotkanie. Odparł, że nie tylko im, że będzie tam więcej osób i że wybierze się najlepszy skład wśród więźniów.

Bartek spotkał się z Karolem na boisku od siatki i czekali na pierwszego z podejrzanych. Karol na wszelki wypadek umówił każdego na inną godzinę.

W końcu wszedł do hali jeden z więźniów i powiedział:

- A gdzie reszta?

- Zaraz przyjdą – powiedział spokojnie Karol i podszedł do więźnia, który nie spodziewał się ataku. A Karol był bardzo szybki, powalił go na ziemię i przygwoździł kolanem i syknął – ale ty na nich poczekasz w innym miejscu.

Skinął na Bartka, który złapał podejrzanego i postawił na nogi. Tamten zaczął się wyrywać, ale Bartek wykręcił mu rękę i wyprowadził z sali gimnastycznej. Z pozostałymi postąpili dokładnie tak samo. Na koniec Karol powiedział.

- Jestem zadziwiony ich naiwnością.

- Dlaczego? – zdziwił się Bartek.

- Gdybym był szpiegiem i wiedziałbym, że ja jestem facetem ofiary, którą śledzą, to od razu bym uznał za podejrzane to, że zapraszam ich na mecz.

- Byli nowi, mogli jeszcze nie zauważyć, że ty i pani Olga jesteście parą.

- Jakoś w to nie wierzę.

- To uwierz, przecież nie chodzicie razem za rączkę. A poza tym, ten turysta z Ziemi, mógł o was nie wiedzieć. A że nie ma wstępu do miasta, to nie miał możliwości zaobserwować twojej płomiennej miłości do pani Olgi.

- Chcesz w zęby? – zapytał Karol.

- Od ciebie? Nigdy w życiu – zaśmiał się Bartek i zmienił temat – ciekawe, jak poszło Tomkowi.

Tomek rozwinął swój czar, jak tylko najlepiej potrafił, chociaż miał obawę, że na mężczyzn on nie podziała. Faceta z monitoringu spotkał w karczmie i jak gdyby nigdy nic przysiadł się do niego i zaczął wypytywać o jego pracę.

- A czemu cię ona interesuje? – zapytał facet – chcesz się włamać do więzienia i podglądać panienki?

- Proszę bez takich – oburzył się Tomasz – ja już nie jestem taki, jak kiedyś.

- Lampart nie zmienia swoich cętek.

- Może pan sobie myśleć o mnie, co chce, ale ja przyszedłem z poważnym pytaniem i propozycją.

- Tak?

- Jest pan szefem monitoringu, prawda?

- No, jednym z trzech.

- Z tamtymi osobami pewnie też pogadam, ale pan się pierwszy napatoczył, więc chciałem popytać o tę pracę i o to, czy nie można by założyć monitoringu na murze.

- Ale po co? Przecież tam są strażnicy i to wielu, nie ma potrzeby wieszania tam kamer.

- A wie pan, że to jest jedyne miejsce, którego nikt nie filmuje?

- Sugerujesz, że dochodzi tam do jakiś przestępstw?

- Nie, ale monitoring pozwoliłby nam wcześniej zauważyć niebezpieczeństwo.

- Bez sensu. Są tam strażnicy.

- Którzy nie mają oczu wokół głowy.

- Nie mamy tylu kamer, a Instytut Wynalazków woli budować helikoptery zamiast potrzebnych urządzeń – Tomasz usłyszał gorycz w głosie faceta. Chyba był zazdrosny, że ktoś tu potrafi budować działające urządzenia.

- A właśnie, że mamy – skłamał Tomek.

- Tak? Ciekawe gdzie?

- Mój kolega Karol zrobił kilka działających, chce pan zobaczyć?

Facet myślał przez chwilę.

- Teraz?

- Teraz, bo zaraz kończy mi się przerwa, a potem chcę jeszcze pójść do pana kolegów.

Tamten, kiedy usłyszał o kolegach od razu się poderwał. Nie chciał się z nikim dzielić dostępem do nowych kamer. Chciał jedną cichcem zgarnąć dla siebie.

- Nie są potrzebni panu moi koledzy, ze mną da się wszystko załatwić. Gdzie mamy iść?

- Do ratusza, tam czekają na powrót i decyzję zatwierdzającą pana burmistrza.

Facet pomyślał sobie, że dobrze, że Tomek do niego przyszedł, dzięki temu będzie mógł zabrać jedną, zanim wróci burmistrz. A jak już wróci, to i tak będzie tutaj zupełnie inaczej i to czy wziął sobie jedną kamerę czy nie, nie będzie nikogo obchodziło.

Jakie było jego zdziwienie, kiedy w ratuszu został zakneblowany i związany przez rosłego Bartka. A potem wrzucony do pustej celi bez okien.

Następnego dnia Tomasz udał się do części turystycznej, żeby załatwić turystę – szpiega. Rozpoznał go od razu. Był średniego wzrostu, ubrany w zwykłe dżinsy i bluzę. Niczym się nie wyróżniał i dlatego w oczach Tomka od razu był podejrzany. Oczywiście, wiedział o kogo chodzi, pokazywali mu go już dzień wcześniej, ale gdyby tego nie zrobili, w życiu nie znalazłby go i nie rozpoznał. Idealny tajny agent. Tomek podszedł do niego i zapytał się, czy facet kupi mu piwo.

- A dlaczego mnie o to prosisz? – zdziwił się szpieg.

- Ponieważ zauważyłem, że jest pan sam i bez rodziny i że pewnie chętnie by się pan z kimś napił i pogadał.

- Tak? A co na to powiedzą twoi opiekunowie? A może powinienem powiedzieć strażnicy.

Tomasz machnął ręką.

- Tu ich nie ma – Olga na jego prośbę wszystkich wycofała i pozwoliła mu pić alkohol – wszyscy polecieli do Bazy Przerzutowej.

- A coś się tam stało?

- Nie wie pan?

- Nie.

- Powiem panu, ale najpierw proszę kupić mi piwo.

- A sam pan nie może? Przecież nie ma strażników.

- Nie sprzedadzą mi go, jeśli nie okażę pozwolenia, a nie mam go, a strasznie mnie suszy. Rozumie pan. Mam pieniądze.

Szpieg wstał i machnął ręką.

- Kupię ci to piwo.

Po chwili obaj mężczyźni patrzyli w kufle.

- No i co tam się wydarzyło? – zagaił rozmowę agent.

- Coś wybuchło w Bazie, a może się spaliło? Nie wiem, ale ogólnie wszyscy polecieli patrzeć, co się stało. W każdym razie w tamtej okolicy śmierdzi, że ja bym tam nie poleciał.

- Czyli możemy nie wrócić na Ziemię? – zaniepokoił się turysta.

- Pan to wróci, ja jeszcze trochę tu posiedzę.

- Ale jeśli tam się coś zepsuło…

- Niech się pan nie martwi, widziałem techników, już na pewno to reperują. Z resztą nie słyszał pan radia. Za kilka dni Baza zostanie otwarta.

Turysta jakby nie słuchał ostatnich słów Tomka, tylko się nad czymś zastanawiał.

- Czyli wszyscy strażnicy są w Bazie Przerzutowej.

- Nie wszyscy, ale większość z centrum Miasta.

- I tam nikt nikogo nie pilnuje?

- Raczej nie.

- To ja mam też do pana prośbę.

- Jaką? – zapytał Tomek.

- Postawię ci kolejne piwo, ale najpierw zaprowadź mnie do więzienia. Chciałbym je zobaczyć.

- Po co? Siedziałem tam, to nic ciekawego.

- Dla ciebie, to codzienność, a ja? Jestem turystą, który nie może zwiedzić i zobaczyć tego, czego chce. To jak będzie, zaprowadzisz mnie tam?

- Najlepiej będzie teraz, póki nikogo nie ma – Tomek wstał i poprowadził mężczyznę w stronę granicy turystycznej.

- Niech pan idzie swobodnym krokiem, wtedy strażnik, nawet jeśli się napatoczy, nie zwróci na nas uwagi.

- Dobrze.

I rzeczywiście tak było. Kilku strażników przeszło koło nich, nawet na nich nie spojrzeli, tylko kierowali się szybkim krokiem do Bazy Przerzutowej.

- To chyba jest jakaś grubsza sprawa – powiedział Tomek.

- Byle ją naprawili do piątku – odparł turysta.

- A czemu do piątku.

- Bo wtedy muszę być już w domu.

- Zapomniałem, że jest tu pan na wakacjach.

- Chyba nie masz najtrudniejszej odsiadki na świecie.

- Każdy by sobie takiej życzył, ale wie pan, chciałoby się wrócić na Ziemię.

I nic już więcej nie powiedzieli. Tomasz zaprowadził go pod same drzwi więzienia, po czym powiedział.

- Zapraszam do środka.

- Trudno mi uwierzyć, że tak łatwo tam wejść.

- Bardzo łatwo, każdy może to zrobić, są tu sale gimnastyczne, boisko do tenisa, siłownia, a nawet basen.

- Przecież to więzienie.

- Tak, ale jest też część, z której wszyscy mogą korzystać. Areszt i cele znajdują się w innym miejscu.

- A będę mógł zobaczyć te cele?

- Nie, raczej nie – Tomek podrapał się po głowie – ale mogę panu pokazać sale terapeutyczne, tam strażnicy kręcą się tylko wtedy, kiedy więźniowie mają sesje. A dzisiaj jest już późna godzina, na pewno nikogo tam nie ma. Wchodzimy?

- Pan pierwszy.

Tomek wszedł i od razu odskoczył w bok. Wiedział, że turysta nie jest naiwniakiem tylko agentem, który jego wziął za naiwniaka i będzie chciał go załatwić, a potem załatwić panią Olgę. I dobrze Tomek zrobił, bo jak nic miałby nóż w plecach. Na szczęście w korytarzu był już Bartek, który powalił faceta jednym ciosem w szczękę. Mieli komplet w celach. Czas było poinformować o tym panią dyrektor.

 

Robert i Olga

Szła korytarzem więzienia i zmierzała do swojego gabinetu, kiedy podeszło do niej dwoje pracowników i powiedziało dziwną rzecz.

- Pani dyrektor, w SPA przemawia do nas kapitan straży. Nie wiemy dlaczego? Nie słyszy nas, ale my go słyszymy.

Olga westchnęła przeciągle i powiedziała z niekrywaną radością w głowie.

- Przyprowadźcie mi do SPA szefa z Instytutu Wynalazków, a oprócz tego profesora Kowalika i doktor Poniatowską. Niech wezmą narzędzia, oni będą wiedzieć o co chodzi. Spieszcie się.

Olga wybiegła z budynku i popędziła do placówki rekreacyjnej. Ledwo weszła do sali wypoczynkowej, kiedy usłyszała znajomy głos:

- Tu Robert Zabłocki, czy ktoś mnie słyszy? Nadaję z Ziemi.

Potem zamilkł na kilka minut, żeby znowu powtórzyć to samo, na koniec dodał.

- Czemu mnie nie słyszą? Wydaje mi się, że z tą konsolą jest wszystko w porządku.

Na miejscu pojawili się wezwani przez panią Olgę ludzie.

- Jesteście jedynymi osobami w Karnym Mieście, którzy pamiętają starą bazę przerzutową. Czy jesteście w stanie połączyć się z Robertem?

Szef Instytutu Wynalazków skinął głową i podszedł z łomem do okrągłego baru, stojącego pośrodku pomieszczenia. Zaczął wyłamywać blat, dołączył do niego profesor i inni pracownicy. Po chwili oczom wszystkich pojawiła się zabytkowa konsola, na której świeciły się lampki.

Doktor Poniatowska podeszła do światełek i nacisnęła jedno z nich i powiedziała:

- Słyszymy cię panie Robercie. Tu Karne Miasto.

Po drugiej stronie usłyszeli zduszony okrzyk radości.

- Z kim rozmawiam? Czy jest z panią Olga?

- Tak, jestem Robercie – odezwała się dyrektor więzienia.

- O jak dobrze, że żyjesz.

- Żyję i mam się dobrze. U nas na górze załatwiliśmy drani, wszystko wróciło do normy. A co z tobą?

- Od wielu dni ukrywamy się z Michaliną, to jest ta pracownica, która znikła z oczu naszym wrogom. Próbujemy się stąd wydostać. Kilka dni temu odpaliłem tę starą konsolę i dzisiaj udało mi się namierzyć przycisk komunikacyjny.

- Bardzo mnie to cieszy, ale czy nie boicie się wykrycia?

- Boimy i myślimy, że odkrycie, że tu jesteśmy, jest kwestią kilku dni, może godzin. My stąd uciekniemy, ale nasi wrogowie, kiedy zobaczą odpalony sprzęt, na pewno go zniszczą albo unieruchomią.

- Panie Robercie – odezwał się profesor Kowalik – ten stary sprzęt powinien działać i móc was do nas przenieść, ale potrzebujemy kilku godzin, żeby to sprawdzić. Wytrzymacie?

- Tak – powiedział Robert.

A potem usłyszeli głos kobiety, która była z Robertem.

-  Idą nasi przeciwnicy, musimy wszystko wyłączyć i znikać.

Olga szybko się odezwała.

- Robert, zróbcie wszystko, żeby oni nie odkryli, że odpaliliście sprzęt. My tutaj zrobimy wszystko, żeby sprawdzić jego działanie i poczekamy, aż się odezwiecie. Jeśli u nas będzie wszystko grało, to i u was też.

Na koniec dodała.

- Cieszę się, że cię słyszę,

- Ja też, ale muszę już uciekać.

Głośniki zamilkły. Olga odetchnęła kilka razy.

- Mam nadzieję, że nie ostatni – łza zakręciła jej się w oku.

 

Nina

Nie mogła uwierzyć, że miała za kilka dni wyruszyć z Matem do jego domu w lesie. Pani Olga powiedziała im, że mogą tam się wybrać w każdej chwili, byle się pożegnali. Oboje bardzo się ucieszyli i od razu wzięli się za przygotowania do podróży.

- Pamiętaj, nie bierz za dużo ubrań – instruował ją Mat – u nas zrobisz sobie nowe.

- Jak to nowe? – pytała go.

- No normalnie. Z wełny, bawełny albo lnu. Pełno tego rośnie na polanach.

- Zwłaszcza wełna – śmiała się Nina.

- A żebyś wiedziała, nasze pseudo- owce, rosną na tych łąkach, jak na drożdżach.

- Hodujecie owce? – zdziwiła się – podobno, na razie nic się nie dało tu oswoić.

- Nie są oswojone – zgodził się Mat – ale my ich pilnujemy, żeby żaden zwierz nam ich nie pożarł.

- Wolicie sami je zjeść.

- Czasami, ale raczej zbieramy z nich wełnę. Nie jest to miłe widowisko, strasznie wierzgają.

- Też byś wierzgał, gdyby cię chcieli oskalpować.

- My im pomagamy się przewietrzyć. Z resztą sama zobaczysz.

- Nie mogę się już doczekać – powiedziała.

- Ja też, ale najpierw muszę cię trochę podszkolić w sztuce przetrwania.

- Słucham cię uważnie.

- Nabijasz się – lekko się nadąsał.

- Nie, mówię serio, chcę się wszystkiego dowiedzieć. Słucham się, naprawdę.

Mat uśmiechnął się do niej i pocałował w usta.

- Ja myślę, bo nie chcę dociągnąć do domu zwłok.

- Dowcipniś – odparła cierpko Nina, ale dała się całować.

 

Tomek i Ania

- Prawie cię nie widuję – poskarżyła się Ania, a Tomkowi serce podskoczyło z radości.

- To znaczy, że za mną tęsknisz?

- Oczywiście, że tęsknie – przyznała się Ania.

- Miałem ostatnio trochę roboty, no i obiecałem Karolowi, że pomogę mu wykończyć dom.

- To miło z twojej strony – powiedziała – ale chciałabym cię częściej widzieć.

- Też chcę cię częściej widywać i też za tobą tęsknie. Nawet pomagając Karolowi w budowie jego domu, cały czas myślę o tobie. I o nas i o naszym przyszłym domu.

Ania zmieszała się słysząc to wyznanie.

- Co? – zdziwił się – nie podoba ci się to, że chcę żebyśmy zamieszkali razem.

- Nie wiem – wzruszyła ramionami – trochę mnie to przeraża.

- Co?! – wykrzyknął, ale potem dodał spokojniej – co tu może przerażać. Ja się cieszę na samą myśl, a kiedy w ogóle rozpędzę wyobraźnię, co tam będziemy robić, jak mieszkać, kochać się i żyć razem, to aż mnie zatyka w piersi ze wzruszenia.

- No właśnie to mnie przeraża – powiedziała cicho.

- Nie rozumiem.

Ania odsunęła się od niego, ale on przyciągnął ją z powrotem do siebie i mocno objął.

- Nie uciekaj ode mnie, tylko o tym ze mną porozmawiaj.

- Nie umiem – odparła.

- Nigdzie nam się nie spieszy.

- Owszem, spieszy, mamy jeszcze tylko piętnaście minut.

- Przynajmniej zacznij, skończymy później.

Ania wierciła się w jego ramionach, a potem powiedziała cierpko.

- Nie dziwie się, że te wszystkie kobiety na ciebie leciały, jesteś czaruś i tyle.

- Ale chcę już czarować tylko ciebie i to do końca życia.

Ania zaczerwieniła się po koniuszki uszu.

- Chodzi o to, że ty masz śmiałe marzenia, wiesz czego chcesz, widzisz to oczyma wyobraźni, a ja boję się, że nie podołam tym twoim marzeniom. Że rzeczywistość ze mną okaże się dla ciebie nie do zniesienia.

- Dlaczego tak mówisz? – zdziwił się.

- Ja nie mam dobrego wzoru z rodziny, ja nie wiem, jak to jest być dobrą panią domu. Chociaż nie, wiem jak być perfekcyjną panią domu dla ludzi z zewnątrz, nie wiem, jak zrobić, żeby być dobrą panią domu, żoną, kochanką i matką.

Tomek zaśmiał się i mocno ją uściskał.

- A czy ty myślisz, że ja wiem, jak być dobrym panem domu. Ty przynajmniej wiesz, jak być perfekcyjna, a ja nawet nie wiem, czy będę nosił kapcie.

- Kapcie? Dlaczego kapcie?

- Bo każdy pan domu, kiedy wraca zmęczony do domu po pracy, wkłada kapcie, siada w fotelu i czyta gazetę.

- Co?! Skąd to wziąłeś?

- Ze starych filmów – odparł – a tak zupełnie serio. Oboje nie wiemy, jak to będzie, ale mam nadzieję, że oboje wiemy, że chcemy ze sobą być. Prawda?

- Prawda – uśmiechnęła się do niego, odwróciła się do niego, spojrzała w oczy, a potem go pocałowała – chcę być z tobą. Ale na dom nie jestem gotowa.

- Masz szczęście, nie stać mnie na razie na zakup działki, ani domu.

Ania parsknęła śmiechem.

- Jesteś niemożliwy.

- I twój.

- I mój.

 

Kolejny odcinek 5 października

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"