Hotel - odc.3

 Gdy się obudziłam najpierw przez chwilę byłam szczęśliwa, ale potem wytrzeźwiałam i stwierdziłam, że już nigdy więcej nie wypiję ani grama alkoholu. Nie mogłam więcej dopuścić do takiej sytuacji. W końcu on był wkurzającym kucharzem, za którym nawet nie przepadałam. Całą niedzielę szykowałam się do poniedziałkowego przyjścia do pracy. W głowie odgrywałam sceny spotkania z Łobuszewskim, a w każdej z nich widziałam jego piękne oczy i bycie zimną i nieprzystępną w ogóle mi w nich nie wychodziło. A wiedziałam, że nie mogłam pozwolić na to, żeby on wykorzystał moją słabość do niego. W ogóle nie powinnam go zapraszać do domu. To cud, że znalazłam siłę, żeby go wyprosić.

W poniedziałek przyszłam do pracy jak gdyby nigdy nic i robiłam wszystko aby nie musieć iść do kuchni. A musiałam, gdyż pan Malincki życzył sobie zmiany menu.

Weszłam do środka i od razu natknęłam się na Tomka, spłonęłam rumieńcem i powiedziałam oficjalnie.

- Pan George Malincki zażyczył sobie zmiany dzisiejszego obiadu.

- A czego chce, ośmiornicy? – zażartował Tomek i uśmiechnął się szeroko.

- Nie, homara – powiedziałam i ruszyłam do wyjścia. Ledwie znalazłam się na zewnątrz, wyszedł do mnie Tomek.

- Nie musisz być taka oficjalna – powiedział i pocałował mnie usta.

- Przestań – syknęłam – Jeszcze ktoś zobaczy.

- I co się wtedy stanie? – zaśmiał się i ponownie mnie pocałował.

- Nie powinno tak być, jestem szefową a ty podwładnym.

- A więc o to chodzi – wyprostował się – Wstydzisz się bo jestem od ciebie biedniejszy i nie mam wpływowych przyjaciół?

Odwrócił się i wszedł do kuchni. Zaklęłam w myśli i chciałam pójść za nim i wytłumaczyć, że się myli, ale zostałam wezwana przez szefa.

- No i jak tam sprawuje się nasz gość? – spytał.

- Jest nieznośnym, egocentrycznym świrusem, jeżeli dokładnie chce pan wiedzieć – powiedziałam. Szef zaśmiał się rubasznie.

- Ale ma forsy jak lodu i dlatego nie narzekamy i go lubimy, prawda?

- Prawda- odparłam, ale tonu nie zmieniłam.

- Pamiętaj żeby pożegnalna kolacja jutro wypadła jak najlepiej, żadnych wpadek i skarg, osobiście będę brał udział w tej uczcie, więc ty bardziej się postaraj – mrugnął do mnie, to miał być dowcip.

- Będzie wspaniale, obiecuję – powiedziałam.

- Zaprosiłem też twoich rodziców. Twój ojciec osobiście będzie mógł sprawdzić jak sobie radzisz.

- Super – powiedziałam kwaśno.

- Więcej entuzjazmu dziewczyno, jak wszystko pójdzie po naszej myśli dostaniesz podwyżkę.

- Będę się zatem podwójnie starać – powiedziałam z szerokim uśmiechem numer pięć.

 - To wszystko, możesz iść.

Po południu zajrzałam do kuchni, Tomek siedział i rozmawiał z innymi kucharzami.

- Panie Łobuszewski, czy mogę prosić na rozmowę w sprawie jutrzejszej kolacji – powiedziałam.

On skinął głową, ale się nie uśmiechnął.

- Jutro nie może być żadnej wpadki – powiedziałam – powstrzymaj swoje żarty, chociaż na jeden dzień.

- Tylko tyle przyszłaś mi powiedzieć?

- Będzie mój ojciec, nie mogę go zawstydzić przy takich ludziach.

- No tak, wielki świat do którego należysz - westchnął - dla mnie nie ma tam miejsca.

- O czym ty mówisz? – powiedziałam zdziwiona.

- O niczym proszę pani, jutro nie będzie żadnej wpadki obiecuję. – odwrócił się i chciał odejść, złapałam go za rękaw.

- Coś jeszcze szefowo?

Popatrzyłam mu w oczy, znikło z nich ciepło.

- Nie, już nic – wyszłam.

No pięknie, jestem zdolna tylko do jednego, do psucia. Westchnęłam, w tym przypadku zawaliłam sprawę na samym początku.

 

Wielki wieczór, musiałam się ubrać w sukienkę i buty na obcasie, chociaż to nie ja miałam jeść tę kolację. Humor miałam pod psem, w ciągu dnia chciałam porozmawiać z Tomkiem, ale on zbywał mnie mówiąc, że ma dużo pracy. Udało mi się tylko wydukać:

- Przepraszam, ale nie wiem co zrobiłam?

- Nie wiesz? W sobotę lgnęłaś do mnie, przytulałaś się i całowałaś. Myślałem, że to początek czegoś fajnego między nami. Ale dzisiaj się wstydzisz przyznać do mnie, bo nie dorastam ci do pięt.

- O czym ty mówisz? Nie wstydzę się ciebie.

- Nie? To czemu chcesz ukryć fakt, że coś jest między nami?

- Bo w pracy nie powinniśmy…

- Tak, bo żyjemy w czasach gdzie, w pracy nie powinno być uczuć, gdzie szefowa nie może zakochać się w podwładnym, bo co ludzie na to powiedzą. Nie mam teraz czasu, chciałaś żeby nie było wpadek, to daj mi pracować. – odszedł, a ja pozostałam z wrażeniem, że coś sknociłam, coś bardzo ważnego.

Teraz stałam w holu i witałam gości razem z moim szefem. Moi rodzice przyszli prawie na końcu. Mama wyglądała jak zwykle przepięknie, przytuliłyśmy się szybko.

-Marnie wyglądasz kochanie – powiedziała do mnie.

- Zdaje ci się, wszystko  w porządku. – skłamałam, ale przecież nie mogłam się rozkleić przy tylu ważnych gościach. Ojciec spojrzał na mnie i skinął głową na znak powitania, jak zwykle nie okazując uczuć. I nagle doznałam olśnienia, nieodrodna córka tatusia. O to chodziło Tomkowi, ja nie chciałam publicznie okazywać uczuć, bo to jak zawsze wmawiał mi ojciec, oznaczało słabość. Ale ja nie jestem nim, jak skończy się to wszystko, ta cała kolacja, koniecznie będę musiała porozmawiać z Tomkiem i mu wszystko wytłumaczyć. Poprawiło mi to humor i z niecierpliwością czekałam na koniec imprezy.

Ale ta jak na złość dłużyła się strasznie, do tego pan George kręcił nosem na wszystko, szef dwoił się i troił aby go zadowolić, na szczęście inni goście bawili się dobrze.

- Te jabłka są za twarde – powiedział do szefa.

– Przynieście panu Malinckiemu inne.

- Ta sałatka z krabów, nie jest najlepsza, niech kucharz przygotuje coś innego – znowu polecenie.

- Wino, nie ten rocznik, miał być starszy, szybciej, zależy ci w końcu na podwyżce – to było o jedno zdanie za dużo. Byłam zmęczona, bolały mnie nogi i byłam wściekła.

- Powinien sam wozić ze sobą wszystko, jak na razie nic mu się nie podoba – syknęłam do szefa.

- Nie marudź, tylko bierz się do pracy, ma dużo kasy i to jest najważniejsze.

Zagryzając wargi spełniłam polecenie. Ale w końcu zdarzyło się coś i we mnie wszystko pękło. Ostatecznie utwierdziłam się w tym, że nienawidzę tej pracy. O pierwszej w nocy, kiedy już zbliżał się koniec libacji, pan George zażyczył sobie małży. Dostał małże, ale stwierdził, że źle postąpił, bo nie chce mu się ich rozbrajać, dlatego zadowoli się krewetkami. Po krewetkach, zażyczył sobie węgorza, po czym zmienił to na pstrąga.

- Bawi to pana? – spytałam cicho.

- Co mnie bawi? Płacę wymagam.

- Marnuje pan jedzenie – mówiłam nadal cicho.

- A co mnie to obchodzi, płacę więc dostaje czego chcę, a wy małe robaczki musicie tańczyć jak wam zagram, bo ja tutaj dyktuje warunki. – roześmiał się nosowo i zakrztusił.

Wypadłam na korytarz, zrzuciłam buty i pobiegłam do kuchni. Wszyscy zamarli i patrzyli jak klnąc wyciągam z lodówki różne produkty. Wzięłam paterę i układałam na niej szybką kompozycję. Wszyscy na mnie patrzyli a ja wzięłam ciężką tacę i wyszłam na korytarz, usłyszałam za sobą:

- Muszę to zobaczyć – powiedział Tomek.

- I ja też – odparł ktoś inny.

 Wkroczyłam do jadalni i zaległa cisza, wszyscy patrzyli na mnie.

- Czego teraz sobie pan życzy, przyniosłam kilka pyszności, żeby nie biegać w kółko. Żeberka – zdjęłam je z tacy i rzuciłam w stronę bufona.

Uchylił się.

- Nie? To może winogrona? – kiść poleciała w stronę gościa. Znowu zdążył się uchylić.

- Dziewczyno co ty robisz? – warknął szef.

- O, pan dyrektor, a pan czego sobie życzy, mam pyszne banany – poleciały w jego stronę. Uchylił się, ale jeden trafił w poncz chlapiąc wszystkich dookoła.

- Co ty robisz, nie zależy ci na pieniądzach?

- Pieniądze? – zaśmiałam się dziko – co mi po pieniądzach, jestem  chodzącym kłębkiem nerwów bo muszę dogadzać takim dupkom jak George Malincki.

Tym razem trafiłam go kotletem w marynarkę. Gwiazda zerwała się z krzykiem

- Nie zostanę tutaj ani chwili dłużej – chciał wyjść, ale zastawiłam mu drogę. Zaczął się cofać aż z powrotem usiadł na krześle.

- I siedź tutaj bufonie dopóki nie skończę – warknęłam.

- Oliwia, natychmiast przestań. – zesztywniałam słysząc głos ojca. Odetchnęłam i postanowiłam nie dać się, nie tym razem.

- Słucham ojcze – popatrzyłam mu w oczy – Acha, znowu nie spełniłam twoich oczekiwań, tak? Dobra córeczka zrobiła coś szalonego i to publicznie. Przez to nie wejdzie w krąg tak znamienitych osób jak tutaj zebrane i nie wyjdzie dobrze za mąż, tak!? – krzyknęłam.

- Uspokój się natychmiast – warknął ojciec – nie rób nam wstydu przed moim przyjacielem, który cię zatrudnił bez mrugnięcia okiem.

- A ty się na to zgodziłeś bez mrugnięcia okiem, nie zadając sobie trudu aby ze mną porozmawiać czy na pewno tego chcę! – czułam, że wściekłość przeradza się w histerię – A ja nienawidzę tej pracy! A wiesz dlaczego!? Bo ja nigdy nie chciałam tego robić, bo chcę uczyć dzieci w szkole, bo to jest moje marzenie! Nienawidzę tego hotelu bo ludzie mnie nienawidzą, bo zdobyłam posadkę dzięki znajomościom i nikt nie docenia moich starań! Czy kiedykolwiek mnie pochwaliłeś za to, co robię!? Nigdy!

- Uspokój się! – krzyknął.

- Nie! – wrzasnęłam – Zobacz do czego mnie doprowadziłeś, do tego właśnie, że nienawidzę każdego dnia odkąd tutaj pracuję!

Spojrzałam, w holu stał Tomek i patrzył wmurowany.

- Oprócz tej soboty – dodałam spokojniej – był to jedyny dzień gdy byłam szczęśliwa.

Ponownie popatrzyłam na ojca.

- Jestem nieszczęśliwa, jesteś w stanie to pojąć?!

- Och kochanie – wtrąciła matka i podeszła do mnie – czemu nam tego nie powiedziałaś, zawsze gdy pytałam o pracę mówiłaś, że jest świetnie.

- Kłamałam – powiedziałam przez łzy- Kłamałam, bo chciałam żeby ojciec był zadowolony i dał mi święty spokój. Jest mi bardzo przykro, że nie jestem jego upragnionym synem, tylko córką, z którą coś trzeba zrobić żeby nie plątała się pod nogami.

Wyrwałam się z objęć matki i szybko wyszłam z jadalni. Wpadłam do biura wzięłam torebkę i poszłam do samochodu. Nikt mnie nie zatrzymywał. Jak zwykle mój ojciec nie przyszedł i nie przyznał, że się mylił. Nie wiem jak dotarłam do domu, ale miałam nadzieję, że nikogo nie potrąciłam.

W mieszkaniu opadły ze mnie wszystkie emocje, usiadłam zrezygnowana i zawstydzona. Wiedziałam, że będę musiała zapłacić za straty i odnowienie ścian, do tego będę musiała przeprosić kilka osób. Ale to mogło poczekać.

Usłyszałam dzwonek do drzwi, podeszłam i otworzyłam. W progu stał uśmiechnięty Tomek.

- Ale dałaś czadu – powiedział wchodząc do środka – Co prawda mówiłem żebyś szła na całość, ale pobiłaś mnie na głowę.

Przytulił mnie i spojrzał w oczy.

- Jestem z ciebie dumny – pocałował mnie w usta.

- Narobiłam bałaganu – bąknęłam.

- I dobrze, mają nauczkę aby nie zatrudniać furiatek. I ty chcesz uczyć dzieci?

Zaśmiałam się.

- Lubię dzieci. – po czym dodałam - Wszystko mnie boli, zwłaszcza stopy, przez tę gwiazdę rozgwiazdę przebiegłam dzisiaj chyba dziesięć kilometrów.

- Wymasuję ci je – popchnął mnie lekko na kanapę.

Po chwili poczułam kojące palce na stopach, przymknęłam oczy i poddałam się pieszczocie.

- Zrozumiałam dzisiaj coś – powiedziałam.

- Że robienie scen oczyszcza organizm ze szkodliwych toksyn?

- Nie – zaśmiałam się – że przez brak okazywania uczuć, mogłam się stać jak mój ojciec, twarda i nieprzystępna. Wiem już dlaczego byłeś na mnie zły, przepraszam.

- Nie musisz – roześmiał się - w końcu przestałaś być moją szefową i nie musisz już uważać na to co inni powiedzą.

Uśmiechnęłam się i powiedziałam

- Chcę się z tobą pokazywać wszędzie i ogłaszać wszem i wobec, że jesteś mój. – po czym zawstydziłam się swojej otwartości, w końcu nie wiedziałam czy on chce być ze mną.

- Bardzo mnie to cieszy – nachylił się nade mną i pocałował.

Byłam szczęśliwa.

Kilka dni później zjawiłam się w biurze szefa. Przyjął mnie niezwykle chłodno, postanowiłam nie przedłużać tej rozmowy i od razu przeszłam do rzeczy.

- Chciałam przeprosić za moje zachowanie – zaczęłam.

- Myślisz, że to wystarczy?

- Nie, oczywiście, że nie. Chciałam spytać ile wyniosły szkody i ile mam zapłacić.

Szef spojrzał na mnie i powiedział

- Twój ojciec za wszystko zapłacił, nie jesteś mi nic winna.

- Mam nadzieję, że stosunki pana z moim ojcem nie uległy pogorszeniu.

- Nie, wszystko w porządku.

- Do widzenia

Z hotelu pojechałam do ojca firmy aby się z nim rozmówić.

 Weszłam do gabinetu, ruchem ręki wskazał mi krzesło. Usiadłam i powiedziałam.

- Nie musiałeś za mnie płacić, sama pokryłabym szkody, w końcu źle nie zarabiałam, stać mnie na odszkodowanie.

- Daj spokój – odparł. Zaległa między nami cisza, w końcu mój ojciec zaczął mówić spokojnie i cicho, a to było coś nowego.

- Chciałem dla ciebie jak najlepiej – westchnął – Ale jak widać  w tym wszystkim zapomniałem, że ty możesz myśleć inaczej.

- Czemu mi to mówisz?- spytałam nieufnie.

- Bo cię kocham córeczko – powiedział, a mnie zamurowało. – Kilka dni temu powiedziałaś mi tyle złych rzeczy, ale dały mi one do myślenia.

Nigdy nie chciałem żebyś była chłopcem – głos mu się załamał, ale szybko się opanował – jak mogłaś tak pomyśleć?

Zrobiło mi się głupio, w tym rzeczywiście się zapędziłam, a przecież w końcu miał syna, nawet dwóch, dwóch piętnastoletnich smarkaczy.

-   Byłam wściekła – powiedziałam zgodnie z prawdą – Ale masz rację, nie powinnam tego mówić.

Przez chwilę znowu trwała cisza.

- Nadal chcesz zostać przedszkolanką?

- Tak – powiedziałam.

- Wybuduję ci więc przedszkole – powiedział mój ojciec

- Nie rób tego, daj mi się samej wykazać. – zaprotestowałam, ale słabo, bo pierwszy raz pomysł ojca mi się podobał.

- Wybuduję ci przedszkole i nie dyskutuję – odparł.

- Dziękuję tato – powiedziałam. Wstał i podszedł do mnie i zrobił coś nieoczekiwanego, mianowicie przytulił mnie mocno. Przez moment czułam się dziwnie, ale w końcu sama wtuliłam się w jego ramiona.

Gdy wychodziłam, powiedział jeszcze

- Ten kucharz, Tomasz Łobuszewski jest dobry w swoim zawodzie, możesz się z nim spotykać.

Przewróciłam oczami i wyszłam, wprost na spotkanie z moim przeznaczeniem. Moim przeznaczeniem, dzięki któremu nie byłam już sama a soboty stały się bardzo przyjemne.

koniec:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"