Co tam u mnie słychać
Mój
blog nazywa się „Doniesienia z pola walki – Noyer” i powiem Wam, że
rzeczywiście czuję się tak, jakbym była na jakiejś wyprawie wojennej.
Walczę
z alergią, walczę z upałem, walczę o dobre myśli, a nawet walczę z mrówkami,
które wlazły mi do mieszkania.
Powiem
Wam coś, jak prawdziwa Polka – będę narzekać.
Wczorajszy
dzień żegnałam ze łzami w oczach, bo skończyły mi się siły.
I
nie wiem, co jest gorsze, alergia, mrówki czy upały.
Chyba,
na tę chwilę najgorsze są mrówki, ponieważ prowadzą ze mną batalię opartą na
taktyce i doświadczeniu. Ja je octem, a te w inny kąt.
Dostały
proszkiem do pieczenia w progu, włażą przez inne szpary w drzwiach.
W
końcu wytoczyłam ciężkie działa i zasoliłam sobie mieszkanie, progi, dół szafek
ect. Mieszkanie wygląda tak, jakbym odprawiała w nim jakieś gusła.
Na
razie cisza przed burzą, nie ma ich. Ale jest upał i słońce przypieka klatkę
schodową i wejście do bloku, więc mogą siedzieć pod ziemią i czekać, aż
nadejdzie cień. A potem…, mam nadzieję, że nie przejdą przez solną zaporę. Mam
zamiar również zakleić próg taśmą klejącą, może to je również zniechęci.
Kolejna
rzecz, która pozbawia mnie sił, to upały.
Ja
jestem zimnolubna i upały są nie dla mnie. Zwłaszcza, że w wielu środkach
komunikacji miejskiej nie działa klimatyzacja. Dlatego jestem spieczona na
skwarę, spocona i poirytowana. Już od wejścia do autobusu marzę o wyjściu.
O
świcie, jeszcze jest jako, tako, ale po południu, ech…, szkoda gadać.
Czekam
na deszcz i lekkie ochłodzenie.
Dzisiaj
rano zerknęłam na prognozę pogody w Jastarni i tam padał deszcz i było 21 stopni Celsjusza .
Trochę im pozazdrościłam, ale ponoć i w stronę Mazowsza idzie deszcz, ciekawe
czy dotrze do Jabłonny, bo potrafi ją ominąć.
Ten
skwar pozbawia mnie sił i humoru, mam ochotę tyko leżeć i nic nie robić.
Niestety, nie ma takiej opcji, bo chodzę do pracy, a po niej gdzieś latam.
Dobrze,
że moje mieszkanie jest zacienione i chłodne. Dodatkowo mam poopuszczane rolety
w salonie i sypialni, więc temperatura jest znośna.
Kolejne
pole bitwy, to alergia
Jedno
słowo. Masakra. Leki są za słabe i chyba skrzyżowały mi się truskawki z
trawami. W poniedziałek cały dzień smarkałam i czułam się okropnie. Jak nie ja,
położyłam się po pracy do łóżka i zasnęłam. Dzisiaj jest już dobrze, ale i tak
mam całą torbę chusteczek higienicznych, nigdy nie wiadomo, kiedy znowu mi się
w nosie kran otworzy. Masakra.
Miałam
naprawdę ogromną wolę napisania kolejnych odcinków opowiadań, ale po prostu nie
mam siły. Wydaje mi się, że od tego upału mózg mi się zagotował. Nie mam siły
też czytać, wszystko, po co sięgnę wydaje mi się bez sensu i jałowe. Łapię się
na tym, że omijam opisy i czytam praktycznie same dialogi. W ogóle nie
interesuje mnie, kto jak wygląda ani, jaką rolę ma do odegrania postać
ósmoplanowa. Z serialami nie jest lepiej. Wydawało by się, że to dobre
odmóżdżacze, ale ja większość fabuły przewijam. Bo ile można słuchać podobnych
dialogów, ile można obejrzeć scen walki, ile razy można słuchać stękania głównego
bohatera, który oberwał po głowie. Nie mam siły się w to wsłuchiwać. A im
dłużej oglądam, tym bardziej zgadzam się z moją teorią, że seriale powinny mieć
maksymalnie 20 odcinków i koniec. Potem to już jest agonia i wymyślanie
niedorzecznych wydarzeń. On jest zły, ale dobry, potem znowu zły, a potem nie
wiadomo. Ile partnerek może mieć w ciągu siedmiu sezonów? W ciągu dwóch, które
obejrzałam, miał ich pięć, a w ostatnich dwóch odcinkach szykuje się do ślubu z
szóstą. Aż się boję, co będzie dalej. (Jeszcze nie wiem, czy się z nią ożeni
czy nie). A „najlepsze”, że on wszystkie, kocha lub kochał, a one nie są o siebie zazdrosne. Czy nie może
mieć jednej ukochanej i już? Przecież to serial przygodowy a nie „Ballady i
romanse”. Nie może być ktoś po prostu wierny i już? Po co
ja w ogóle to oglądam????
Jest
już późne popołudnie, mrówki chyba przegrały z moją solną zaporą. Oby.
Zbliża
się burza, mam nadzieję, że spadnie deszcz.
No
i chciałabym po prostu się położyć i zobaczyć, czy będzie ten ślub czy nie, ale
jadę jeszcze do Warszawy i wrócę późnym wieczorem. Może wtedy się uda…
Mam
jeden plus – dyrekcja skróciła nam lekcje.:)
Jak
czytacie, plotę coś bez sensu, mam nadzieję, że w najbliższym czasie kryzys
minie i wrócę do formy.
Komentarze
Prześlij komentarz