Co u mnie słychać
Dawno już nie pisałam o tym, co u mnie słychać, a że trochę się tego uzbierało, to teraz Wam to streszczę.
Jest połowa maja, ale ja wrócę do początku miesiąca, czyli do majówki. W tym roku była wyjątkowo pracowita, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Do mojego domu przyjechali goście z Olsztyna, których zaprosiłam na zwiedzanie Muzeum Powstania Warszawskiego oraz na zwiedzanie zamku królewskiego. Jako bonus był jeszcze spacer po Starówce. W majówkę Warszawa się wyludnia, więc nie było problemu z miejscami parkingowymi. Stanęłam tuż pod muzeum. Może niektórzy dziwią się, że piszę o parkowaniu, ale to jest ważne, ponieważ w zwykly dzień zazwyczaj parkowanie blisko miejsca docelowego graniczy z cudem.
W Muzeum Powstania Warszawskiego były tłumy, ponieważ czwartek jest dniem darmowym dla zwiedzajacych, także nie tylko my skorzystaliśmy z takiej okazji. Osobiście byłam w tym muzeum po raz trzeci, ale jak zawsze zwiedzałam go z wielkim szacunkiem i skupieniem. Udało mi się też porozmawiać z kustoszką o naszych rodzinach, kto brał udział i w jakim wymiarze w II wojnie światowej. Na ten przykład w powstaniu warszawskim brał udział mój stryjeczny dziadek Marian Skowroński pseudonim "Kruk". Muzeum nie obejmuje tylko tematyki powstania, ale i akcji AB na Palmirach, gdzie zginął mój pradziadek Mieczysław Tański i innych akcji wyniszczających naród Polski przez hitlerowców oraz przez sowietów. Na pewno warto zobaczyć krótki film "Lot nad Warszawą", jest on rekonstrukcją pokazującą skalę zniszczeń po IIWŚ, jaka spotkała stolicę. Jeśli ktoś odwiedza Warszawę, powinien pójść do tego muzeum. Inaczej nie da się zrozumieć i docenić wysiłku, jaki włożyli Polacy, żeby odbudować stolicę. Jest takie bardzo wymowne zdjęcie, które pokazuje zrównany z ziemią fragment Muranowa, gdzie pośrodku stoi cudem ocalały kościół św. Augustyna przy ulicy Nowolipki. Zabrałam tam moich gości, żeby go zobaczyli, ale też po to, żeby zobaczyli, że wokół niego miasto żyje, że są budynki, że są ludzie.
Następnego dnia pojechaliśmy na Starówkę i nawet załapaliśmy się na uroczystości związane ze Świętem Flagi. Śpiewaliśmy hymn Polski oraz wysłuchaliśmy hejnału Warszawy. Zazwyczaj jest on grany o 11:15, to jest w godzinie kiedy we wrześniu 1939 bomba niemiecka uderzyła w wieżę zagarową zamku królewskiego. Poniżej daję link do hejnału: https://youtu.be/XcGrU2MtfNE?si=_VdrhXgCXGLfa5sU
Zanim poszliśmy zwiedzać zamek zabrałam moich gości na krótki spacer po Starym Mieście, podczas którego opowiedziałam im kilka ciekawostek związanym z tym miejscem. Za to po zamku królewskim oprawadzał nas znajomy przewodnik i spędziliśmy tam ok. 2 i pół godziny. Niestety z powodu zniszczeń wojennych zamek został odbudowany ze współczesnych materiałów i drugie niestety, zamek nie posiada wielu oryginalnych części i zabytków ruchomych. Ale warto go odwiedzić, bo rekonstrukcje są wierne oryginałom.
Po tej historyczno intelektualnej pożywce przyszedł czas na odpoczynek i matury. Dla mnie to też był czas wytchnienia, ponieważ siedzenie w komisji nie wymaga ode mnie wysiłku, to raz, a dwa wracałam wcześniej do domu i miałam prawie całe popołudnia wolne. Gdyby nie zatrucie żołądkowe, byłoby idealnie.
W ostatnim czasie byłam też dwa razy w kinie na filmach: "Szpiedzy" oraz "Thunderbolts". Oba jako tako znośne, chociaż moim zadniem Universum Avengerów już się wypaliło. Powinni wrócić do X-man. Robią też Fantastyczną 4, ale czy będzie dobra? Nie wiem.
W tym tygodniu wróciłam w kołowrót powinności i braku czasu, więc jal zwykle jestem w biegu. Ale nie narzekam, bo to są bardzo przyjemne biegi😁.












Komentarze
Prześlij komentarz