Więzienna Planeta - odc. 22
Agata i Bartek
Bartek pracował przy murze układając kolejne warstwy cegieł, był zadowolony i cicho gwizdał pod nosem. A jego zadowolenie zwiększyło się jeszcze, kiedy zobaczył z oddali idącą z innymi kobietami Agatę. Nie mógł się powstrzymać i pomachał do niej. Ona uśmiechnęła się szeroko i odwzajemniła gest.
Podeszła bliżej i powiedziała do niego.
- Niestety dzisiaj nie roznoszę drugiego śniadania. Oddelegowali mnie do stania przy betoniarkach.
- Szkoda – powiedział szczerze.
- Może nam się uda wrócić razem do miasta – odparła z nadzieją.
- Nie sądzę – Bartek westchnął – mam karne nadgodziny.
- Coś zbroiłeś?
Mężczyzna zaśmiał się.
- Nic, ale publicznie kłóciłem się z chłopakami. Dostaliśmy karę za zakłócanie spokoju. A na dodatek nie mogę nawet prosić o jakikolwiek przywilej. Zblokowali mi na miesiąc konto.
- Nie wydajesz się tym przybity – powiedziała zdziwiona.
- A co ma być przybity. Zobaczyłem ciebie i to mi wystarczy. A w następnym miesiącu zabiorę cię na randkę.
Agata zdała sobie sprawę z tego, że wszyscy wokół to słyszeli. Spłonęła rumieńcem i wydała tylko jeden dźwięk.
- Oooo.
Mężczyzna zaniepokoił się reakcją dziewczyny.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Nie, nie – powiedziała zawstydzona – wszystko w porządku. Chętnie z tobą pójdę na randkę.
I było jeszcze gorzej, ponieważ mężczyźni stojący koło Bartka zaczęli gwizdać i bić brawo, na co zareagowali strażnicy.
- Spokój, to nie plac zabaw. Do roboty – warknął jeden z nich.
- Przepraszam, to przeze mnie – ratowała ich Agata.
Strażnik popatrzył na nią groźnie, a potem się uśmiechnął.
- To nie ulega wątpliwości, ale teraz niech już pani idzie na swoje stanowisko, bo inaczej pani dryblas nie będzie mógł się na niczym skupić.
Agata po raz drugi zaczerwieniła się, jak burak i poszła we wskazane miejsce.
Bartek uśmiechnął się do siebie i zabrał się do pracy.
Robert i Nina
Zaczął się październik i było co raz chłodniej. Jesień miała się ku końcowi, na dniach można było spodziewać się mrozu i śniegu. Zaczynał się też niebezpieczny okres zwiększonej aktywności drapieżników. Część zwierząt odeszła w cieplejsze rejony, ale nadchodziły te, którym zimno nie przeszkadzało. Robert stał na szczycie nowego kawałka muru i bacznie obserwował okolicę. Do linii drzew był spory kawałek, ale tutejsze kotowate były bardzo szybkie. Czasami odrywał wzrok od lasu i patrzył na pracowników, a zwłaszcza na jedną osobę. Na Ninę. Musiał przyznać, że dziewczyna była wytrwała i od dwóch tygodni stawiała się punktualnie do pracy i kończyła ją, jako ostatnia. Stwierdził, że pewnie dla niej, to robota w sam raz, żeby pokazać, że nie jest gorsza od mężczyzn. Nie widział w tym sensu, ale najwidoczniej ona tak.
- Mogę pana zmienić – usłyszał za plecami. Odwrócił się o zobaczył jednego z sierżantów.
- To dobrze, bo już trochę przemarzłem na tym wygwizdowie.
Pożegnał podwładnego i zaczął schodzić po schodach. Tam natknął się na Ninę, która akurat wnosiła cegły na dalszą część budowy. Widział, jak na jej twarzy pojawia się wyraz nienawiści do niego i chyba do świata w ogólności. Nic sobie z tego nie robił, tylko szedł dalej.
- Dzień dobry – powiedziała, tak jak ją uczył.
- Dzień dobry – wyminął ją.
- Nic więcej pan nie powie? – usłyszał za plecami.
Odwrócił się w jej stronę i spytał.
- A co miałbym powiedzieć?
Nina wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, zawsze ma pan do mnie, jakieś ale…
- Tym razem nie mam – zaczął odchodzić.
- No tak, bo teraz wysyła mi się je na piśmie.
Nie odwracając się do niej powiedział.
- Nie igraj z ogniem Nino, bo możesz zginąć w pożarze.
Odszedł myśląc o tym, że ta kobieta sama się prosi o wyrok śmierci. Nie wierzył, że uda jej się zmienić.
Karol i Tomek
Obaj mężczyźni pracowali przy rąbaniu drewna i co dziwne cieszyli się w duchu ze swojego towarzystwa. Może jednak terapeuci mieli rację i ta znajomość miała sens.
- Zauważyłeś, że zagonili do tej pracy dwa razy więcej ludzi niż wczoraj? – zapytał Tomek.
- Nie, bo jestem tu pierwszy raz – odparł Karol.
- Naprawdę? – zdziwił się kolega – myślałem, że każdy się tym zajmuje.
- Najwidoczniej nie – sapał Karol – jeśli chodzi o mnie, to wcale mi się ta robota nie podoba, wolę grzebać się w smarze i elektronice.
- No tak, ponoć jesteś mózgowcem.
- Tak jakby – nie zaprzeczył Karol – a ty? Jakie zdolności u ciebie wykryli?
Tomek przestał machać siekierą i popatrzył z rezygnacją na Karola.
- Żadnych.
- Żadnych? – zdziwił się kolega.
- Nic, a nic. Okazało się, że moją jedyną zdolnością było przekręcanie kobiet na kasę. No może jeszcze dobrze jeżdżę samochodem, ale to nie jest żaden wyczyn, większość ludzi z prawem jazdy to potrafi.
- A może jeszcze nie odkryłeś w sobie talentu?
Tomek machnął ręką i powiedział ze śmiechem.
- Odkryłem, jedynie to, że moi terapeuci wysyłają mnie wszędzie tam gdzie trzeba machać siekierą. Może jestem mistrzem siekiery?
- Na pewno idzie ci lepiej niż mnie – zaśmiał się Karol – ja już nie mam sił, a ty wydajesz się wypoczęty, jakbyś w ogóle nic nie robił.
- Bo ty źle trzymasz siekierę i robisz zły zamach. Męczysz się niepotrzebnie – po czym wziął nowy pieniek i powiedział – patrz, tak się to robi – i bez wysiłku rozłupał drewno.
- Chyba masz rację, jesteś mistrzem siekiery – śmiał się Karol.
- Dziękuję – Tomek ukłonił się, a potem dodał – jednak wolałbym być dobry w czymś innym, w czymś, czym mógłbym zaimponować Annie.
- To takie buty – powiedział Karol i dodał filozoficznie – kobiety, co one z nami robią.
Olga, Paweł i Robert
Spotkali się w ratuszu na omówieniu bieżących spraw.
Siedzieli w gabinecie burmistrza pijąc ciepłą herbatę i zajadając się ciastkami.
- Cieszę się, że idzie zima, będzie można zamknąć się na turystów – powiedziała Olga – zmniejszy się ryzyko dostania się tutaj jakiegoś kreta.
- To prawda, ale do połowy października jest jeszcze kilka dni, nie ciesz się przedwcześnie – powiedział Paweł.
- Fakt, ale ten list zachwiał moją wiarę w bezpieczeństwo tego miejsca. A co, jeśli wśród więźniów kręci się zabójca, który siedzi tu od kilku miesięcy i tylko czeka na znak? – mówiła kobieta.
- Nie panikuj, na razie Karol ma dostać zlecenie – pocieszył Paweł – dopiero, jak oficjalnie odmówi, tamci się zdenerwują.
- Na razie nie ma po co o tym mówić – wtrącił się Robert – na razie musimy zastanowić się, czy nie zakończyć już robót przy murze. Jest co raz zimniej i drapieżniki zaczynają wychodzić na polanę. Dzisiaj dwa razy już je odganiałem.
- Masz rację, teraz trzeba się skupić na ogrzaniu domów i zabezpieczeniu starych murów – powiedział Paweł – powinieneś zrobić grafik wart.
- Już się za to zabrałem – powiedział Robert.
- Dociągnijmy pracę do końca tygodnia i zostawmy dalszy ciąg do wiosny – dodała Olga – co do wart, już bym zaczęła ustawiać je nocą.
- A ja bym zwiększył ekipę do wycinania i rąbania drewna – wtrącił Paweł – mam wrażenie, że jakoś nam to opieszale w tym roku idzie.
- To nie wrażenie – zaśmiał się Robert – skupiliśmy się głównie na murze, bo chcieliśmy, zrobić go, jak najwięcej.
- Tak naprawdę, to przedłużyliśmy go w stosunku do zeszłego roku o dwa przęsła – odparł Paweł.
- I tak nas w tym roku nie uchroni przed drapieżnikami, dobrnęliśmy dopiero do połowy – mruknęła Olga.
- Nie marudź, w dwa lata zrobiliśmy bardzo dużo. Nie mamy maszyn z ziemi, ani dostawców cegły, ani wykwalifikowanych robotników. No i mur jest ogromny – mówił Paweł.
- Po prostu nie mogę się już doczekać, kiedy będziemy za nim bezpieczni. Śnieżne małpy i białe wilki go nie pokonają.
- Będziemy czujni, jak zawsze – pocieszył ją Robert – w zeszłym roku mimo dwukrotnej inwazji śnieżnych małp, nikt nie zginął.
- Ale od wilków tak – przypomniała kobieta.
- Coś ty jesteś dzisiaj w pesymistycznym nastroju – śmiał się Paweł – wszystko jest źle i wszystko jest nie tak.
- Chyba masz rację – uśmiechnęła się lekko Olga – a to pewnie dlatego, że wróciłam do pracy. Muszę się przestawić z przyjemności na…
- Jeszcze więcej przyjemności – śmiał się Paweł.
- Dokładnie – odparła.
Ania
Wzięła do ręki gitarę i przez chwilę ją stroiła, a potem zaczęła grać coś bez celu.
W czasie kiedy palce zajęte były strunami, ona myślała nad tym, czy się odważy zaśpiewać i nagrać swoje dzieło. Mimo, że była w kwaterze sama i nikt jej nie słuchał, to i tak krępowała się tego, co miała zamiar zrobić.
- Straciłam pewność siebie – powiedziała cicho – a przecież wiem, że jestem w tym dobra.
Zanuciła coś pod nosem.
- Boję się oceny, boję się krytyki – mówiła do siebie.
Z drugiej strony bardzo chciała być słyszana, chciała spełnić swoje marzenia i po prostu śpiewać dla innych.
Wzięła się w garść, włączyła dyktafon i podjęła pierwszą próbę nagrania swojej piosenki. Nawet nie wiedziała, że pod jej drzwiami stanęło kilka lokatorek kamienicy i słuchało z rozmarzonymi wyrazami twarzy. Kobiety dziwiły się, że Ania, co i raz przerywała i zaczynała od nowa. Nie rozumiały, jak można było jeszcze poprawiać coś tak doskonałego. W końcu Ania zagrała całość, a dziewczynom pod drzwiami leciały po policzkach łzy.
Bartek i Agata
Agata ubrała się ciepło i wybrała się do ratusza, żeby zanieść gazetę do cenzury. Po drodze spotkała Bartka. Oboje stanęli naprzeciw siebie i nie za bardzo wiedzieli, jak zacząć rozmowę. W końcu Agata odezwała się pierwsza.
- Nie mam dla ciebie żadnych ciekawych zdjęć.
- Nie szkodzi. Na razie pomysłów mi nie brakuje. I wiesz co?
- Tak.
- Chodź ze mną do warsztatu, pokażę ci coś.
Agata zawahała się.
- Może lepiej nie.
- A to czemu? – nie rozumiał Bartek – przecież chcę ci tylko pokazać… - zrozumiał i spochmurniał – boisz się, że znowu się na ciebie rzucę.
Agata zaśmiała się i pogłaskała go po policzku.
- Nie, raczej pomyślałam, że to ja znowu narobię głupot, czymś cię obrażę albo ucieknę.
Bartek przytrzymał swoją wielką dłonią jej dłoń przy twarzy.
- Nie może być tak, żeby mój warsztat źle ci się kojarzył.
- Nie kojarzy mi się źle – zapewniła – tu chodzi o nas, nie chcę znowu bać się, czy jestem wobec ciebie w porządku.
- Ja też się o to wciąż boję.
- No to mamy, jakąś wspólną rzecz – zaśmiała się Agata – boimy się o to, że się poranimy.
- No to może przestańmy się tego bać? – zaproponował Bartek.
- Dobrze, ale do warsztatu mogę wpaść później, na razie muszę pędzić do burmistrza z pierwszym numerem naszej gazety.
- O! Udało wam się coś napisać? – cieszył się Bartek.
- I to nie byle co, ale nie mogę ci pokazać, najpierw musi to przejść przez cenzurę.
- Nie martw się nie będę naciskał.
- No to lecę – Agata wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. On skorzystał z okazji objął ją ramionami.
- Ale kiedyś mnie wypuścisz, prawda? – Agata patrzyła na niego zalotnie.
- Nigdy cię nie wypuszczę – zapewnił i pocałował ją lekko w usta.
Tym razem dziewczyna nie uciekła z krzykiem tylko mocno się do niego przytuliła. Potem niechętnie wypuścił ją z rąk i pozwolił odejść.
W głębi ducha westchnął i pomyślał. „Sam siebie nie poznaję. Skąd we mnie tyle delikatności?”
Olga i Karol
Na razie nie miał możliwości zabrania pani Olgi na randkę, ale cieszył się chociaż z tego, że mógł ją spotkać na ulicy i chwilę porozmawiać. Tak na prawdę, to czekał na nią pod pracą i już nie mógł się doczekać, kiedy wyjdzie.
Olga nie wiedziała, że on stoi na zewnątrz i wcale się nie śpieszyła do wyjścia. Mało tego, miała zamiar wziąć kilka teczek i przejrzeć je dokładnie zanim wybierze swoich kolejnych podopiecznych. Na szczęście Basia sekretarka wiedziała Karola, jak niecierpliwie kręci się pod drzwiami.
- Pani dyrektor, Karol chyba na panią czeka.
Olga poderwała się z krzesła i powiedziała
- Naprawdę? Gdzie?
- Proszę wyjrzeć przez okno. O! Zauważył nas – Karol pomachał do nich.
Olga ubrała się szybko w kurtkę, wzięła torebkę i już była na zewnątrz.
- Długo czekasz? – zapytała.
- Jakieś 20 minut.
- A ile masz jeszcze czasu?
- Do końca przerwy, jakieś 10.
- Nie wiedziałam, że tu jesteś – powiedziała – gdybym wiedziała, nie pozwoliłabym ci tracić czasu.
- Nie szkodzi, cieszę się, że w końcu panią widzę – powiedział do niej – niestety nie mogę pani nigdzie zaprosić.
- Tak, wiem masz karę.
- Przeboleję, ale bardzo bym chciał się z panią spotkać tak na spokojnie i porozmawiać. O wszystkim, o tym liście. Chciałbym panią zapewnić, że nie przyjmę zlecenia.
- Wiem Karolu – powiedziała do niego ciepło – ale o tym będziemy i tak rozmawiać i tak. I to dosyć długo.
- Tak?
- Tak. Za kilka dni wezwę cię do swojego gabinetu i będziemy musieli się z tym tematem rozprawić.
- Nie chciałem sprawiać pani kłopotu.
Olga patrzyła nie jego smutną minę.
- Wiem. I nie masz co się zadręczać, to nie twoja wina.
- Moja, bo to moja przeszłość – jego twarz skamieniała – a tak chciałem zacząć od nowa, zapomnieć o tym co było, odciąć się – spojrzał na nią zbolały- ale nie da się. Ona zawsze mnie dogoni, nigdy nie będę mógł żyć spokojnie. Ale nie mam prawa narzekać, bo sam wybrałem takie życie. Lubiłem je. Nie przeszkadzało mi zło, którego się dopuszczałem. Ale gdybym wiedział, że kiedyś mam spotkać panią – złapał ją za ręce – Pani Olgo, Olgo, chciałbym cofnąć czas.
Kobieta nie zabrała rąk, tylko odwzajemniła uścisk. Powiedziała ciepło.
- Gdybyś miał inną przeszłość, nigdy byśmy się nie spotkali.
Karol oddychał szybko.
- Uspokój się. Zobacz, ja jestem spokojna. Wiem, że uda nam się rozwiązać ten problem.
- Tak pani myśli?
- Oczywiście – uśmiechnęła się do niego.
To był ten moment, ten w którym mężczyzna bierze kobietę w ramiona i całuje. Ale Karol nie był Bartkiem i nie działał instynktownie. Zamiast tego cały spiął się w sobie i puścił dłonie Olgi.
- Muszę już iść.
- Wiem. Ale za kilka dni się zobaczymy na dłużej – zapewniła go.
Pożegnali się i Karol odszedł.
Olga stała i patrzyła jak znika w budynku Instytutu.
- A mógł mnie pocałować – powiedziała do siebie zawiedziona, a potem dodała – nie, nie mógł. Szkoda…
Wróciła do biura i usiłowała się skupić na pracy. Nie wyszło.
Robert, Nina i Lulu
Kapitan przyszedł do sklepu z pamiątkami, żeby porozmawiać z Lulu, o tym jak sobie radzi. Mógł wysłać kogoś innego, ale akurat przechodził obok, więc stwierdził, że sam się wszystkiego dowie. Nie mógł trafić na gorszy moment, gdyż w środku była również Nina, która gapiła się na towar w szklanych gablotach. Robert zaklął w myślach, bo wiedział, że zaraz nastąpi atak. Nie miał ochoty ani siły na kolejną batalię z tą dziewuchą. Chciał miło pogawędzić z Lulu i wrócić do swojego mieszkania. Próbował się wycofać, ale niestety ekspedientka go zauważyła.
- O, pan kapitan – powiedziała wesoło – dawno pana nie widziałam, a Bartek zrobił piękne naszyjniki. Będą w sam raz dla pana mamy.
Nina oderwała wzrok od gabloty i spojrzała na Roberta z nieskrywaną niechęcią. Powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Dzień dobry, panie kapitanie.
- Dzień dobry Nino, dzień dobry Lulu.
Powiedział i podszedł do lady.
- Panie kapitanie – szczebiotała Lulu – pokażę panu te naszyjniki, są obłędne.
Zanurkowała na zaplecze i przez chwilę został sam z Niną. Usiłował ją ignorować, ponieważ nie miał jej w grafiku, więc nie musiał z nią rozmawiać. Niestety Nina sama pchała się w kłopoty i pierwsza zaczęła.
- Nie jest dla pana za młoda?
Robert spojrzał na nią i warknął.
- Co powiedziałaś? Chyba się przesłyszałem?
Zrobił krok w stronę Niny.
Ta zrozumiała, że popełniła ogromny błąd.
- Nic, nic nie powiedziałam – bąknęła.
- Naucz się najpierw myśleć, dopiero potem komentuj – warczał.
- Panie kapitanie – usłyszał drżący głos Lulu. Zanim na nią spojrzał, postarał się żeby jego twarz była pogodna, a głos łagodny.
- Tak Lulu – powiedział prawie bez zgrzytu.
- Czemu pan tak dziwnie wygląda i patrzy na mnie groźnie? Czy coś zrobiłam? – dziewczyna brała na siebie winy całego świata.
- Nie, nic nie zrobiłaś – uśmiechnął się do niej – postaw to pudło na ladzie i pokaż mi te naszyjniki.
Odwrócił się tyłem do Niny i zajął przeglądaniem dzieł Bartka.
Ekspedientka niepewnie zaczęła wykładać towar, co i raz patrzyła na niego, a w jej oczach pojawił się lęk. Robert widząc to miał ochotę złapać Ninę za fraki i krzyczeć. „Zobacz, co zrobiłaś?! Przez twoje głupie teksty jestem wkurzony, a Lulu, której nie znasz i nie wiesz, jak się z nią obchodzić, teraz myśli, że coś jej zrobię?! A jedyne na co mam ochotę, to sprać ciebie i to na kwaśnie jabłko.”
- Panie kapitanie – Lulu chlipała – ja nic nie zrobiłam, prawda.
Ocknął się z nieprzyjemnych myśli i przywołał się do porządku.
- Nic nie zrobiłaś, wszystko jest w porządku. Czasami jestem zły.
- Na mnie?
- Nie, nie na ciebie. Na ciebie nie mógłbym się złościć.
Lulu uśmiechnęła się niepewnie.
- Naprawdę? – ucieszyła się.
- Naprawdę.
Nina nie wyszła ze sklepu, słuchała całej rozmowy i nie mogła się wprost nadziwić, że ten cerber, kapitan straży, może mieć tak miły i ciepły głos.
Wiedziała, że powinna sobie iść, ale tak jakby wrosła w ziemię i zasłuchała się w ich rozmowie.
A Robert i Lulu prowadzili bardzo ożywioną konwersację, śmiejąc się przy tym i ewidentnie dobrze bawiąc. To była dla Niny nowość. Robert kupił jeden naszyjnik i wyszedł. Kiedy mijał Ninę, powiedział cicho:
- Wyjdziesz ze mną. Mamy jeszcze do pogadania.
Kobieta pożałowała, że została w sklepie, ale wiedziała, że teraz już na ucieczkę jest za późno. Wyszła za nim. Robert wskazał jej ręką, że ma iść koło niego.
- Jesteś najgorszą osobą, jaką spotkałem w swoim życiu – powiedział Robert spokojnie – i nie jesteś najgorsza dlatego, że popełniłaś przestępstwo, ale dlatego, że twoja złość nie pozwala ci widzieć więcej niż czubek własnego nosa. Twoja nienawiść nie jest skierowana tylko na mężczyzn, ty nienawidzisz całego świata. Walczysz z każdym napotkanym człowiekiem. Czy to będę ja, czy terapeutka, czy Ania, twoja sąsiadka. Obrzydzasz nam życie Nino. Ja po prostu wszedłem do sklepu sprawdzić, czy u Lulu jest wszystko w porządku. To delikatna dziewczyna i wciąż ją nadzorujemy. Ty oczywiście nic o tym nie wiedziałaś, bo niby skąd miałabyś to wiedzieć. Nie, ty od razu pomyślałaś sobie o mnie najgorsze rzeczy na świecie, a o niej w ogóle nie pomyślałaś. Widziałaś co się stało? Swoim zdaniem zraniłaś mnie i spowodowałaś wściekłość, na którą przy Lulu nie mogę sobie pozwolić. Jesteś bezmyślną i pustą osobą Nino. I obawiam się, że nic tego nie zmieni. Obawiam się, że zginiesz w paszczy dzikich bestii.
Nina zatrzęsła się ze zgrozy.
- Nie dzisiaj, chociaż wiedz, że zasłużyłaś. Dzisiaj straciłaś swoją ostatnią szansę. Nie ma więcej. Jeszcze jeden taki numer, jeszcze jeden nieodpowiedni tekst, a wydam rozkaz na wyprowadzenie cię za bramę miasta. Żegnam.
Odszedł i czuł, że to nie ona jest winna, a on. Zawiódł, nie umiał do niej dotrzeć.
Kobieta stała i patrzyła na niego, póki nie zniknął jej z oczu, a potem ruszyła ciągnąc nogę za nogą do swojej kwatery.
Tomasz
Nie mógł spać. Przewracał się w łóżku z boku na bok, a przez głowę przelatywała mu tylko jedna myśl.
„Jesteś nikim, nie masz pasji, nie masz żadnych porządnych umiejętności.”
Ta myśl była, jak na niego bardzo nietypowa, gdyż zawsze był pewny siebie i swoich umiejętności. No właśnie, ale okradanie innych, nie jest czymś, co przynosi chlubę. Wiedział, że praca fizyczna nie jest niczym złym i że rzeczywiście wyspecjalizował się w rąbaniu drewna, ale robił to, bo musiał. Bartek miał swoje rzeźby, Karol mechanizmy, a on? On miał siekierę i prawo do jeżdżenia dżipem na dwie zmiany.
Usiadł. Poczuł, że chętnie by się napił i zalał smutki. Niestety, to było niemożliwe. Wstał z łóżka i poszedł do kuchni. Zajrzał do lodówki, zamknął ją, otworzył szafkę na produkty, nic tam nie znalazł ciekawego, więc ją też zamknął. Usiadł przy stole i znowu się zadumał.
- Ania ma talent do muzyki i prowadzi radio, gdzie mi do niej?
Zabębnił palcami o blat stołu.
- Nie mogę tak myśleć, przecież muszę mieć jakiś talent, przecież muszę znaleźć, coś czym będę mógł się wykazać. Zapytam trenera, może on mi pomoże znaleźć we mnie jakiś talent.
Napił się wody i wrócił do łóżka. Zasnął.
Agata i Ania
- Witajcie, witajcie – zaświergotała do mikrofonu Agata – tu Radio Mix i jak zwykle wita Was…
- Ania – powiedziała Ania.
- I Agata.
- Mamy dla was super wiadomość – odezwała się Ania.
- Pierwszy numer gazety „Wieści z miasta” przeszedł czujne oko cenzury naszego kochanego burmistrza. I już jutro będziecie mogli dostać ją za darmo u nas w studio, w ratuszu. Znajdziecie nas na parterze w pokoju numer 5.
- Skorzystajcie z okazji, bo tylko pierwszy numer będzie gratis, kolejne będą już kosztować 2 złote od sztuki.
- Będzie się pojawiać co dwa tygodnie i zawsze w poniedziałek.
- I jeszcze jedno. Śpieszcie się, bo będzie tylko 200 sztuk.
- To i tak więcej niż jest mieszkańców – powiedziała Ania – ale może ktoś będzie chciał wziąć dodatkowy egzemplarz dla rodziny na Ziemi lub w Nowym Mieście.
- Już się nie możemy doczekać waszej reakcji na nasze wypociny.
- Ochłoń Agato, chyba już wystarczy tego tematu, przejdźmy może dalej.
- Masz rację Aniu, nie mamy wystarczająco dużo czasu, żeby się nad tym rozwodzić. Ale powiem tylko na koniec. Gazeta jest SUPER!
- Tymczasem zapraszam Was na chwilę muzyki – ucięła Ania – najpierw jeden z przebojów naszej młodzieży, a potem nowość.
- Piosenka Ani, oszalejcie – wykrzyknęła Agata.
- Mam nadzieję, że się wam spodoba – odparła cicho i spokojnie Ania.
Robert i Nina
Do gabinetu weszła dyżurna i powiedziała, że Nina prosi o rozmowę.
Od ich ostatniego spotkania minęło kilka dni, więc zdążył ochłonąć i przyjąć ją na spokojnie.
Nina weszła do pomieszczenia i powiedziała.
- Dzień dobry panie kapitanie.
- Dzień dobry Nino. Proszę usiądź – wskazał jej krzesło – chciałaś ze mną rozmawiać.
- Tak – pokiwała dodatkowo głową.
- Słucham.
- Niech mi pan pomoże – powiedziała bojowym tonem.
Robertowi ze zdziwienia brwi podjechały niemalże pod linię włosów.
- Ja mam tobie pomóc, a niby w czym?
- We wszystkim – powiedziała.
- Wszystko, to trochę dużo, nie uważasz?
- Ja nie umiem się zmienić! – wybuchła – nie umiem inaczej, przyzwyczaiłam się do takiego zachowania. Nie chcę tego robić, a to ze mnie samo wychodzi, nie chcę ginąć w paszczy kotowatych.
I stało się coś jeszcze bardziej dziwnego, na co Robert zupełnie nie był przygotowany. Nina się rozpłakała. Ale tak, że miał wrażenie, że kobieta się rozleci. Był przerażony, zupełnie nie wiedział, co ma z nią zrobić, jak postępować. A kobieta wylewała z siebie hektolitry łez. Podał jej chusteczki higieniczne i czekał, aż jej minie atak.
- Ja nie umiem inaczej – wyła – a jak pan rozmawiał z Lulu, to pan był taki miły. A dla mnie pan nie jest miły. A ja nie umiem inaczej. I miał pan taki ciepły głos. A ja nie umiem inaczej. I był pan taki inny. Żaden cerber i samiec. A ja nie umiem inaczej – powtarzała, jak mantrę – nie chcę umierać.
Trzęsła się cała na stołku. Wyglądała tragicznie. Robert pomyślał sobie, że jak inne kobiety płaczą, to robią to jakoś delikatniej i ładniej. A Nina siedziała czerwona, jak burak, głośno smarkała w chusteczkę i wcale nie wyglądała tak, żeby człowiek chciał ją przytulić i utulić w smutku. Była nadal odpychająca. Z tym, że nie mógł jej zostawić, bo przyszła po pomoc. I wiedział, czuł, że tym razem była szczera. Przeczekał największy wybuch i nagle zapadło milczenie. Nie wiedział, co mam jej powiedzieć, nie był terapeutą, był strażnikiem i to prostym, jak konstrukcja cepa. Nie wiedział, jak sobie poradzić, z tym czymś – patrzył na Ninę i walczył, żeby nie było na jego twarzy widać obrzydzenia.
- Nic pan nie powie – bąknęła zmęczona.
- Powiem, tylko muszę się zastanowić – powiedział szczerze.
Cisza trwała dobre dwadzieścia minut, a ona o dziwo siedziała cicho cierpliwe czekała na jego werdykt. W końcu Robert odezwał się:
- Cieszę się, że w końcu do ciebie dotarło, że powinnaś się zmienić. Z tym, że od razu mówię, nie dam ci więcej szans.
- To znaczy, że mi pan nie pomoże – łzy znowu poleciały jej po policzkach.
- Pomogę, ale nie możesz mieć już żadnej wpadki Nino.
- Nigdy?
- Nie wiem, czy nigdy. Nie masz dożywocia. Ale na pewno do końca odsiadki.
- Rozumiem. Ale pomoże mi pan? – dopytywała.
- Dlaczego ja? – odparł pytaniem.
- Nie wiem. Był pan pierwszą osobą, o której pomyślałam.
- Panie terapeutki są milsze ode mnie.
- Ale z panem wiem, na czym stoję. Nie popuszcza mi pan.
Robert zastanowił się przez chwilę na tym, co ona powiedziała i doszedł do wniosku, że i tak będzie musiał porozmawiać z Olgą o tym zajściu i poprosić o radę. Wiedział jednak, że nie może teraz odprawić Niny z kwitkiem.
- Dobrze, zajmę się tobą. Ale masz mnie słuchać.
- Dobrze- po czym dodała – ale będę mogła pytać, dlaczego będzie pan mi kazał coś zrobić.
Robert nachmurzył się, dlatego kobieta szybko dodała.
- Nie będę się sprzeczać, chcę tylko wiedzieć, dlaczego pan będzie mi coś kazał zrobić, żeby lepiej wszystko zrozumieć.
- Masz rację Nino, będziesz mogła zadawać pytania. Ale grzecznie.
- Grzecznie – powtórzyła.
- Na razie idź do kwatery, czy do pracy, nie wiem, co masz w grafiku i postaraj się nie podpadać. A ja muszę się zastanowić, jak ci pomóc.
- Dobrze, panie kapitanie. Tak zrobię – wstała – dziękuję.
I wyszła. Robert odetchnął i powiedział do siebie.
- To nie na moje nerwy. Już wolę spotkania z tygrysokotem.
kolejny odcinek 04 czerwca

Komentarze
Prześlij komentarz