Więzienna Planeta - odc.19
Tomasz
- Kim jest ta nowa dziewczyna, ta która uczy w szkole muzyki? – zapytał terapeuty.
- Dziwię się, że jeszcze nie wiesz – zaśmiał się mężczyzna.
- O co panu chodzi? – nachmurzył się Tomasz.
- Skoro już wiesz, że uczy i jest nowa, to mogłeś się jeszcze dopytać o to, co tu robi.
- No właśnie pytam.
- No tak – zgodził się z nim terapeuta i odpowiedział – siedzi za drobnostkę. W ogóle nie powinno jej tu być, ale sama chciała.
- Trudno mi uwierzyć, że ma wyrok – zdziwił się Tomasz – nie wygląda na taką, która coś w życiu przeskrobała. Jest taka delikatna.
- A skąd ty już wiesz, jaka jest?
- Proszę pana, zapomniał pan, że ma do czynienia z profesjonalistą – powiedział Tomasz z nutką dumy w głosie – widzę to w jej ruchach, gestach, wzroku. We wszystkim. Bardzo niepewna siebie istota, ukrywająca się pod maską profesjonalizmu i surowości.
Terapeuta był szczerze zaskoczony.
- Na pewno z nią nie rozmawiałeś?
- Ledwo dwa razy ją widziałem.
- Wiesz, że strzeliłeś w dziesiątkę.
Tomasz wzruszył ramionami.
- Wiem, tylko dziwię się, że ją tu widzę. Nie pasuje tu.
- Masz rację. Bo w ogóle nie powinna odsiadywać tutaj wyroku. Jej czyn nie jest adekwatny do kary, ale ona uparła się na wyrok i na to, żeby go u nas odbyć.
Tomasz westchnął.
- Szkoda, że nie mogę do niej podejść.
- Przecież nie masz już zakazu – dziwił się terapeuta – droga wolna.
Tomek pokręcił głową.
- To nie tak. Ona nie powinna poznawać takich ludzi, jak ja. Nic dobrego z mojej strony by jej nie spotkało.
- Co za samokrytyka.
- Sam sobie się dziwię – zaśmiał się więzień – robicie ze mnie mięczaka.
- Albo uczciwego faceta.
- Moja reputacja legła w gruzach.
- Cieszę się, że mimo wszystko humor ci dopisuje.
Olga
Zamknęła laptop, opadła na oparcie fotela i westchnęła.
- Jak tak dalej pójdzie, to nie sprawdzę tych raportów. Muszę się szybko ogarnąć, bo rozliczenia tuż, tuż. – strofowała samą siebie.
A to wszystko przez Karola, przez jego zachowanie, szarmanckość i szczerość.
- Nie zapominaj, że to płatny zabójca – powiedziała do siebie na głos – nie daj się zwieść pozorom. Ten człowiek potrafi grać, kręcić i robić wszystko, żeby wyszło na jego.
- Ale czy na pewno? – pytała samą siebie – przecież przez dłuższy czas prowadziłam go i rokowania miał dobre, cały czas ma je na wysokim poziomie. Nie sprawia kłopotów, nie stawia się, jest spokojny, zna się na technice, no i…, no i odmówił powrotu na Ziemię...
Zaczerwieniła się zawstydzona.
- Zrobił to dla mnie…
Od wielu lat, żaden mężczyzna nie zawitał w jej sercu, żaden nie próbował jej nawet podrywać. Dla wszystkich była dyrektorem więzienia. Owszem, kilkunastu więźniów próbował ją w sobie rozkochać, ale byli interesowni…
A Karol? Czego tak naprawdę chciał Karol?
Nina
W kamienicy, w której zamieszkała na parterze znajdował się wielki salon, w którym spotykały się mieszkanki. Były w nim dwie kanapy i trzy fotele. Mały stolik między nimi, a pod ścianą duży stół i krzesła, które w razie potrzeby można było rozstawić. Pod ścianami stały dwa regały, na których stało kilka książek, a całą resztę wypełniały tzw. „przydasie”, które gdyby nie regularne inspekcje strażników dawno by utonęły w kurzu. A tak to raz na jakiś czas były wyrzucane, żeby zrobić miejsce nowym.
Tego dnia siedziały tam trzy dziewczyny i rozprawiały nad zaręczynami jednej z nich. Zachwytom nie było końca. Dziewczyna spodobała się jednemu z więźniów, którego było już stać na zakup działki i postawienie domu, dlatego ta nie zwlekała tylko szybko powiedziała mu, tak. Za miesiąc miał się odbyć ślub.
- I czym tu się zachwycać – usłyszały niemiły głos Niny.
Dziewczyna weszła do salonu i padła na pierwszy fotel z brzegu.
- A o czym mówisz? – zapytała zimno przyszła mężatka.
- O tym, że sama się wbijasz w niewolnictwo – burknęła Nina.
- Mówisz o wyjściu z mąż za mojego Przemka.
- To raczej ty jesteś jego.
- A może oboje jesteśmy swoi?
Nina prychnęła.
- Jesteś zaślepiona uczuciem, ale zobaczysz, że jeszcze będziesz żałować.
- Jak masz tak mówić, to lepiej stąd idź i nas nie denerwuj – burknęła inna dziewczyna – tak się składa, że ja też mam chłopaka i jestem szczęśliwa i wiem, że za jakieś pół roku kupi działkę, postawi dom i też się ze mną ożeni.
- Brawo – sarknęła Nina – następna niewolnica.
- Nie zwracajcie na nią uwagi, jest stuknięta – dodała trzecia.
- Nie jestem stuknięta – Nina zerwała się z fotela.
- Uważaj – ostrzegła ją przyszła panna młoda – nie jesteś na swoim wiecu.
- Poza tym, chyba kobiet nie bijesz, co? – dodała zimno druga przyszła narzeczona.
- Jesteście ślepe i głupie, a mężczyźni, to samo zło – Nina wyszła z salonu i znikła w głębi kamienicy.
- Wariatka – orzekły dziewczyny i wróciły do zachwytów nad pierścionkiem zaręczynowym.
Karol, Bartek i Tomasz
Panowie, jak zwykle spotkali się przy fontannie. Usiedli na ławce i milczeli.
Żaden z nich nie miał ochoty się uzewnętrzniać. Karol był tak szczęśliwy, że głupio mu było się do tego przyznawać. W końcu płatny zabójca nie powinien mieć słabych punktów. Bartek nic nie mówił, bo bał się, że zacznie wrzeszczeć. Humoru nie poprawiał mu fakt, że Agata akurat stała po drugiej stronie placu i rozmawiała z jakąś babą. Tomasz był sfrustrowany i nie miał zamiaru o tym opowiadać. Po półgodzinie, jak na komendę wstali i tylko Tomek na koniec mruknął.
- No tośmy sobie pogadali.
I rozeszli się do swoich spraw.
Ania
Nastroiła gitarę, wyjęła zeszyt do nut i długopis, po czym zaczęła grać. Co chwilę przestawała, żeby napisać nuty.
- To będzie hit sezonu – nuciła pod nosem – tylko nie wymyśliłam jeszcze wszystkich słów.
Sięgnęła ręką po drugi zeszyt i otworzyła go.
„Życie”
Tak zatytułowała utwór.
„Głęboki wdech i wydech,
A wszystko w rytm.
Spokojnie, spokojnie
Jak przez ocean
Płynę przez życie
W rytm oddechu.
I raz i dwa i trzy.
Na horyzoncie widać chmury…”
Przerwała pisanie i przeczytała, to co napisała. Była niemalże zadowolona.
- Wygładzi się tu i ówdzie i pójdzie. Tylko z tą melodią jest coś nie tak.
Z powrotem sięgnęła po gitarę i zaczęła grać.
Pod jej drzwiami stanęły dwie sąsiadki z piętra. Mimo, że były to nieudolne próby stworzenia piosenki, te stały, jak zaczarowane.
- Tego mi brakowało – szepnęła jedna.
- Romantycznej muzyki? – dodała druga.
- Muzyki. Po prostu muzyki.
Agata i Olga
Spotkały się wieczorem w karczmie. Zamówiły sobie po lampce wina i przystawki i rozpoczęły rozmowę.
- Za kilka dni lecę na Ziemię – powiedziała Olga – nie będzie mnie przez kilka tygodni.
- A mówi mi to pani, ponieważ? – zainteresowała się Agata.
- Ponieważ mogę coś od ciebie zawieźć twoim rodzicom albo coś od nich przywieźć.
- Super – ucieszyła się Agata, a potem zrzedła jej mina – tęsknie za nimi.
- Dlaczego nie poprosisz o rozmowę video?
- A mogę? –zdziwiła się Agata.
- Nie jesteś więźniem, nie musisz prosić o pozwolenie.
- Ale sama pani powiedziała, że moje listy będą cenzurowane?
- Listy, a rozmowy i tak są cenzurowane i tak.
- Jakiś człowiek siedzi przy mnie i wciska stop, jeśli zacznę gadać głupoty?
- Mniej więcej, ale nie siedzi przy tobie tylko w kabinie.
Agata skrzywiła się, a Olga roześmiała.
- Żeby cię pocieszyć, wszyscy przez to przechodzimy, nawet ja. Taka rola tego człowieka. Na Ziemi też jest taki.
- A co nie powinno dochodzić na Więzienną Planetę z Ziemi? – dopytywała Agata.
- Jeśli chodzi o ciebie, to nie ma znaczenia, ale rozmowy więźniów są mocno monitorowane, zwłaszcza jeśli rozmówca próbuje powiedzieć coś grypsem, co mogłoby zaszkodzić procesowi resocjalizacji.
- Czyli mogę pytać rodziców o politykę i sytuację na giełdzie w Nowym Jorku?
Olga wzruszyła ramionami.
- Jeśli cię to interesuje. Tylko ty nie możesz mówić o więźniach, ani o tym, co tu robimy.
- Tak. Wiem. Ale i tak pójdę jutro i zamówię rozmowę. Skoro pani leci na Ziemię, to wykorzystam to i poproszę o kilka rzeczy. Rodzina będzie miała czas, żeby to zdobyć.
- Pamiętaj, że sprzęty techniczne z Ziemi tu nie działają.
Agacie zrzedła mina.
- A chciałam drukarkę.
- A po co ci drukarka? – zapytała Olga.
- Bo oprócz radia, brakuje tutaj gazet. Pomyślałam sobie, że mogłabym robić coś na kształt gazety, a raczej broszury informacyjnej, ogłoszeń czy ciekawostek – zamilkła, ponieważ Olga wpatrywała się w nią poważnym wzrokiem. Cisza trwała minutę, ale Agacie wydawało się to wiecznością.
- Dobry pomysł – powiedziała Olga – ale muszę ci dać cenzora. Tu nie ma wolności słowa. Tu jest więzienie.
Agata uśmiechnęła się szeroko.
- Tak się cieszę. I proszę się nie martwić, nie napiszę żadnych głupot. Tylko, co z tą drukarką.
- Poproś techników, może ci jedną sklecą. W Karnym Mieście mamy ich aż trzy, może czas na czwartą – uśmiechnęła się Olga.
- Myśli pani, że im się uda taką uruchomić.
- Nie wiem, ale na pewno będą próbować. A póki co, rób broszury i drukuj u burmistrza.
- Zgodzi się?
- Oczywiście. Zwłaszcza, że to on będzie najprawdopodobniej to cenzurował i dopuszczał do wydania.
- Oj. – zmartwiła się Agata.
- Nie masz co się martwić, nasz burmistrz jest milszy ode mnie, poza tym sama powiedziałaś, że nie będziesz pisać głupot.
- Dziękuję.
- Nie ma za co.
Nina i Robert
Nina szła do przychodni i już z daleka zobaczyła wysoką postać kapitana. Przyspieszyła, żeby się tylko na niego nie natknąć. Nie wiedziała jednak, że on szedł właśnie do niej, ponieważ musiał raz na jakiś czas pokazać, że trzyma rękę na pulsie i że o niej nie zapomina. Nina prawie biegła, kiedy usłyszała jego ostry głos.
- Stój – zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.
Mężczyzna podszedł i spojrzał na nią chmurnym wzrokiem.
- Nic nie zrobiłam – wykrzyknęła i zamilkła widząc, że mu się to nie podoba.
- Nie wrzeszcz – burknął – wiem, że nic nie zrobiłaś.
Odetchnęła nieznacznie, ale wciąż była napięta, jak struna.
- Jak ci się pracuje? – zapytał zmieniając temat.
- Dobrze.
- Nikogo jeszcze nie wyprowadziłaś z równowagi?
- Nikogo.
- Współpracujesz z Kasią?
- Tak.
- A z panem doktorem?
- Omija mnie szerokim łukiem – powiedziała Nina.
- Naprawdę? – zdziwił się Robert.
- Dla mnie to i lepiej, nie lubię z wami gadać.
Robert spojrzał na nią ostro. Nina przełknęła głośno ślinę.
- Z panami nie lubię rozmawiać – poprawiła się.
- Chciałem ci powiedzieć, że twoja główna terapeutka nie widzi u ciebie chęci poprawy. Uważa, że wszystko robisz po łebkach i wcale ci nie zależy na lepszym traktowaniu...
- Przecież nic nie robię, nikomu – zdenerwowała się Nina – nie chce wracać do celi.
Usłyszał nutki histerii w jej głosie, co uznał za dobry znak, że jednak ceni sobie życie bez krat.
- Uspokój się. Nie dałaś mi dokończyć.
- Przepraszam – bąknęła i wbiła wzrok w ziemię.
- Chodzi o to, że w czasie odsiadki możesz dostać przywileje, takie bonusy, jak pozwolenie na obejrzenie filmu, wyjście do kogoś na urodziny. I każdy więzień w Karnym Mieście stara się zdobyć tych przywilejów, jak najwięcej, a ty po prostu jedziesz na minimum.
Nina wzruszyła ramionami.
- Mnie nie zależy na kontaktach z innymi ludźmi.
- A na czym ci zależy?
Nina wzruszyła ramionami.
- Na niczym. Chcę tylko przetrwać.
Robert nie skomentował, ale zapamiętał sobie, że Nina nie widzi sensu swojego życia. A to mogło w przyszłości przynieść kłopoty, nie tylko jej, ale i całej społeczności.
- Praca domowa – powiedział, a ona poderwała głowę i spojrzała mu w oczy. Już chciała zaprotestować, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Jeśli będzie się spierać, dostanie jej więcej, a tego nie chciała.
- Tak, proszę pana?
- Zastanów się, jakbyś chciała spędzić weekend gdybyś dostała go w bonusie za dobre zachowanie.
- Tutaj?
- Tutaj.
- Poszłabym spać – odparła.
- Nie chcę takiej odpowiedzi. Masz się zastanowić. Jutro złapię cię po pracy i mi odpowiesz. Zrozumiano.
- Tak, proszę pana.
- Dobrze. A teraz możesz iść do pracy. Dobrego dnia ci życzę.
Nina odeszła bez pożegnania. Po pięciu krokach zreflektowała się i odwróciła do kapitana. Stał z założonymi rękoma i czekał.
- Dziękuję i nawzajem – burknęła i poczłapała do pracy.
Kapitan wiedział, jak jej zepsuć dzień. Co za złośliwiec.
„Gdybym miała wolny weekend to bym zrobiła manifestację i żądała wyrzucenia go poza mury miasta” – pomyślała, ale widziała, że nie takiej odpowiedzi oczekuje kapitan. A co jeśli naprawdę by chciała tylko spać?
„Co za beznadziejny poranek” – pomyślała i weszła do przychodni.
Tam nie było lepiej. W ciągu dnia zaatakowały drapieżniki. Nikt nie zginął, ale kilkanaście osób poturbowało się przy ucieczce.
Bartek
Przyszedł z dostawą do sklepu z pamiątkami, a Lulu od razu przyznała się do tego, co z robiła z jego motylkami.
Po kilku chwilach mężczyzna siedział na stołku przy ladzie i trzymał w ręku wykonanego przez siebie owada. Przyglądał się z uwagą przyklejonej na jego brzuchu agrafce. Lulu stanęła w kąciku i czekała na werdykt. Obawiała się najgorszego, że on wpadnie w szał, ponieważ uzna jej czyn za profanację jego dzieła. Tymczasem Bartek wstał i zaczął się przechadzać po sklepie. Co i raz podnosił figurki zwierząt i coś tam do siebie mamrotał.
- Czy możesz już coś powiedzieć? – usłyszał piskliwy głosik. Ocknął się z zamyślenia i uśmiechnął do dziewczyny.
- Przepraszam, zamyśliłem się, co mówiłaś?
- Pytałam, czy możesz już coś powiedzieć, na temat tego, co zrobiłam.
Mężczyzna odetchnął głęboko i odezwał się spokojnie.
- Szkoda, że nie przyszłaś najpierw do mnie, przynajmniej przykleiłbym to porządnie – westchnął – a tak to obawiam się, że agrafka może szybko odpaść. Ale twój pomysł był dobry.
Lulu odetchnęła i odważyła się nieśmiało uśmiechnąć.
- Ale nie rób więcej takich rzeczy bez mojej zgody, dobrze?
- Dobrze.
- Ale dziękuję ci, bo podsunęłaś mi nowe pomysły. Będę robił nie tylko brosze, ale i wisiorki oraz kolczyki – podszedł do niej i ją uściskał.
Ta zesztywniała. Mężczyzna szybko się zreflektował.
- Przepraszam Lulu – powiedział do niej, ale kiedy zaczęła drżeć, dodał ciepło – nie miałem niczego złego na myśli. Tylko cię uściskałem. To normalne, kiedy ludzie się znają i lubią. Bo ja ciebie lubię.
Wydawało mu się, że pogorszył sprawę, bo dziewczyna zbladła, jak ściana.
- Lulu, nie panikuj, traktuję cię, jak siostrę. Uspokój się dziewczyno – normalnie powinien był ją jeszcze raz przytulić i pogłaskać po głowie, ale w tym wypadku musiał ograniczyć się tylko do słów.
„No pięknie – pomyślał – w tym tygodniu tylko sobie grabię.”
- Wychodzę – powiedział i sięgnął do klamki – a ty się uspokój i nie panikuj. Nie skrzywdzę cię.
I wyszedł.
„Jestem potworem” – pomyślał i wrócił do swojego warsztatu.
Robert i Olga
Weszła do jego gabinetu, a on widząc jej minę od razu spytał.
- Czego chcesz tym razem? I od razu mówię, że jeśli chodzi o Ninę, to mówię nie. Wystarczy mi, że raz w tygodniu muszę z nią rozmawiać.
Olga roześmiała się serdecznie i usiadła na krześle przed biurkiem.
- Jakiś ty się zrobił wrażliwy.
- Nie wrażliwy – burknął – tylko boję się, że tę dziewczynę zleję na goły tyłek. Jak dzieciaka. Bo tak się zachowuje, jak dzieciak.
- Dobrze, już dobrze, ochłoń. Nie przychodzę tu w sprawie Niny.
- A kogo?
- Mamy dziewczynę, która nie powinna tutaj się znaleźć, ale się znalazła. Była pracownica korporacji March –Zach. Tak się wykończyła, że puściły jej nerwy.
Nie chciała dostać zawiasów tylko wylądować u nas. No i jest. Zamknięta w sobie, bardzo delikatna o artystycznej duszy.
- A opowiadasz mi o niej, bo…
- Bo musi podjąć pracę przy murze, a wiem, że zupełnie nie jest to dla niej.
- Co masz na myśli.
- Obawiam się, że wpadnie w kierat perfekcjonizmu i będzie biła rekordy przodownika pracy. To była pracoholiczka.
- I co ja mam z nią niby zrobić? Nie pozwolić pracować?
- Nie. Chcę, żebyś za każdym razem stawiał ją gdzie indziej.
- Wiesz, że mamy cykle miesięczne – przypomniał.
- Wiem, ale nie chcę, żeby wpadła w rytm. Bo to jej zaszkodzi. Wiesz, jak trudno było ją oduczyć ciągłego sprzątania?
- Udało się?
- Nie do końca. Codziennie pucuje mieszkanie, ale już po sobie nie poprawia.
- Dobrze. Postaram się stawiać ją w różnych miejscach.
- I jeszcze jedna prośba.
- Tak?
- Lekka praca. Ona jest jeszcze bardzo słaba fizycznie. Przez kilka miesięcy była w letargu, a na Ziemi żywiła się głównie winem.
- Rozumiem i postaram się sprostać twoim oczekiwaniom.
- Czaruś – zaśmiała się Olga, wstała i wyszła z gabinetu.
Robert westchnął i powiedział do siebie.
- Nie jestem kapitanem. Jestem niańką.
Agata i Ania
Agata około 16 00 weszła do kamienicy i odszukała mieszkanie numer 20. Drzwi otworzyła jej wysoka kobieta, która miała na sobie idealnie dopasowany strój, nienaganną fryzurę i makijaż. Ta widząc Anię poczuła się niechlujna, zaniedbana i nieciekawa.
- Tak? – zapytała kobieta idealnym i melodyjnym głosem.
- Eeee – zacięła się – Ania, tak?
- Tak, a pani to pewnie Agata?
- Wystarczy Agata, wydaje mi się, że jesteśmy w podobnym wieku, więc może od razu przejdźmy na ty.
- Dobrze. Zapraszam.
Agata weszła do małego mieszkania, które lśniło czystością, gdzie wszystko miało swoje miejsce i nic nie było ustawione przypadkowo.
Ania widząc minę kobiety odparła.
- Wiem, jestem chorobliwą pedantką. Pani Olga usiłuje mnie od tego odciągnąć, ale na razie osiągnęła tylko tyle, że sprzątam co dwa dni, a nie codziennie.
- Acha – mruknęła Agata – nie wnikam, ale nie rozumiem, ponieważ ja osobiście wolę artystyczny nieład.
- To znaczy bałagan.
- Nie, nieład. Lubię kiedy na szafce nocnej leży stos książek do przeczytania, na ścianach wiszą bezsensowne obrazki, a moje kapcie walają się pod stołem, a na kanapie zawsze leży koc i poducha.
- Nie wnikam, nie rozumiem – odparła Ania i obie kobiety uśmiechnęły się do siebie.
- Może jakoś się dogadamy.
- Usiądź, proszę –Ania wskazała fotel. Kobieta usiłowała usiąść tak, żeby nie pognieść materiałowej narzuty – możesz usiąść normalnie, nie mam fisia…, no może trochę ale nie martw się, ja lubię sprzątać, wiec wszystko po tobie poprawię. Oj! Przepraszam, strzelam gafy.
- Acha – mruknęła Agata.
- Pani dyrektor powiedziała mi, że mamy wspólnie założyć radio – Ania zmieniła temat.
- I gazetę – dodała wesoło Agata.
- Nie jestem dobra w pisaniu.
- Nikt na początku nie jest, ale nie martw się, będę ci pomagać.
- Jesteś dziennikarką?
- Tak, ale chwilowo na bezrobociu. To znaczy mam tutaj pracę, ale nie w prasie. A widzę, że bardzo tutaj brakuje nowinek, czy po prostu czegoś do czytania.
- Nie ma Internetu – westchnęła Ania.
- Właśnie, ani telewizji. Dlatego trzeba wrócić do starych metod przekazywania informacji – radio i prasa.
- Z tym, że tutaj praktycznie nic nie działa, więc nasze radio, ma podobno być bezpośrednim mówieniem do mikrofonu, a nasz głos będzie się niósł z głośników umieszczonych na ulicy.
- Od czegoś trzeba zacząć. Panowie z działu technicznego robią co mogą, żeby stworzyć tu coś, co zadziała.
- To prawda.
- Ale dosyć marudzenia, trzeba zastanowić się nad tym, co chcemy przekazywać mieszkańcom Karnego Miasta.
- Pani dyrektor powiedziała, że ma to trwać dwie godziny dziennie. Na razie nie ma potrzeby ciągłego nadawania.
- To prawda, za mało tu ludzi, poza tym, musiałybyśmy wymyślać za dużo tematów. Ale co powiesz na to, żeby nadawać pół godziny rano, kiedy wszyscy idą do pracy, a potem około 19 00, kiedy wszyscy rozchodzą się do domów.
- A może w przerwie obiadowej, jest około 14 00, a potem pod wieczór.
- Może masz rację, o 8 00 rano nie będziemy mieć nic ciekawego do powiedzenia.
- Ma być też muzyka – ożywiła się Ania – ściągnęłam dwie szpule z piosenkami z Nowego Miasta. Dwie miejscowe kapele, jedna rockowa a druga popowa.
- No, no, widzę, że się przygotowałaś – pochwaliła ją Agata.
Ania zamarła i przez chwilę nic nie mówiła.
- Czy powiedziałam, coś nie tak? – zaniepokoiła się druga kobieta.
- Nie, nie, tylko…, odezwały się we mnie wspomnienia z pracy. Tam trudniej było dostać pochwałę. A tutaj? Zrobiłam to przede wszystkim dla siebie, ale ty mnie pochwaliłaś. Dziękuję.
- Nie ma za co – uśmiechnęła się Agata i wróciła do tematu – a mamy coś z Ziemi?
- Nic. Musiałybyśmy poprosić miejscową kapelę, żeby na tutejszy sposób nagrała jakieś ziemskie hity albo trzeba byłoby zaprosić tutaj ziemską gwiazdę. Póki co, odpada, bo to więzienie.
- No nic, na razie weźmiemy, co jest. Ja za to pomyślałam o tym, żeby nie tylko pisać, ale i opowiadać, co się danego dnia wydarzyło. Co było ciekawego i tak dalej.
- Możemy zapraszać ludzi i robić z nimi wywiady.
- Oczywiście. Możemy też przybliżyć mieszkańcom wykonywane na miejscu profesje.
Kobiety ustalały plan działania do 20 00, mogły by i dłużej, ale Agata musiała wyjść. Więźniarki nie mogły po tej godzinie ani wychodzić, ani przyjmować gości.
- Kim jest ta nowa dziewczyna, ta która uczy w szkole muzyki? – zapytał terapeuty.
- Dziwię się, że jeszcze nie wiesz – zaśmiał się mężczyzna.
- O co panu chodzi? – nachmurzył się Tomasz.
- Skoro już wiesz, że uczy i jest nowa, to mogłeś się jeszcze dopytać o to, co tu robi.
- No właśnie pytam.
- No tak – zgodził się z nim terapeuta i odpowiedział – siedzi za drobnostkę. W ogóle nie powinno jej tu być, ale sama chciała.
- Trudno mi uwierzyć, że ma wyrok – zdziwił się Tomasz – nie wygląda na taką, która coś w życiu przeskrobała. Jest taka delikatna.
- A skąd ty już wiesz, jaka jest?
- Proszę pana, zapomniał pan, że ma do czynienia z profesjonalistą – powiedział Tomasz z nutką dumy w głosie – widzę to w jej ruchach, gestach, wzroku. We wszystkim. Bardzo niepewna siebie istota, ukrywająca się pod maską profesjonalizmu i surowości.
Terapeuta był szczerze zaskoczony.
- Na pewno z nią nie rozmawiałeś?
- Ledwo dwa razy ją widziałem.
- Wiesz, że strzeliłeś w dziesiątkę.
Tomasz wzruszył ramionami.
- Wiem, tylko dziwię się, że ją tu widzę. Nie pasuje tu.
- Masz rację. Bo w ogóle nie powinna odsiadywać tutaj wyroku. Jej czyn nie jest adekwatny do kary, ale ona uparła się na wyrok i na to, żeby go u nas odbyć.
Tomasz westchnął.
- Szkoda, że nie mogę do niej podejść.
- Przecież nie masz już zakazu – dziwił się terapeuta – droga wolna.
Tomek pokręcił głową.
- To nie tak. Ona nie powinna poznawać takich ludzi, jak ja. Nic dobrego z mojej strony by jej nie spotkało.
- Co za samokrytyka.
- Sam sobie się dziwię – zaśmiał się więzień – robicie ze mnie mięczaka.
- Albo uczciwego faceta.
- Moja reputacja legła w gruzach.
- Cieszę się, że mimo wszystko humor ci dopisuje.
Olga
Zamknęła laptop, opadła na oparcie fotela i westchnęła.
- Jak tak dalej pójdzie, to nie sprawdzę tych raportów. Muszę się szybko ogarnąć, bo rozliczenia tuż, tuż. – strofowała samą siebie.
A to wszystko przez Karola, przez jego zachowanie, szarmanckość i szczerość.
- Nie zapominaj, że to płatny zabójca – powiedziała do siebie na głos – nie daj się zwieść pozorom. Ten człowiek potrafi grać, kręcić i robić wszystko, żeby wyszło na jego.
- Ale czy na pewno? – pytała samą siebie – przecież przez dłuższy czas prowadziłam go i rokowania miał dobre, cały czas ma je na wysokim poziomie. Nie sprawia kłopotów, nie stawia się, jest spokojny, zna się na technice, no i…, no i odmówił powrotu na Ziemię...
Zaczerwieniła się zawstydzona.
- Zrobił to dla mnie…
Od wielu lat, żaden mężczyzna nie zawitał w jej sercu, żaden nie próbował jej nawet podrywać. Dla wszystkich była dyrektorem więzienia. Owszem, kilkunastu więźniów próbował ją w sobie rozkochać, ale byli interesowni…
A Karol? Czego tak naprawdę chciał Karol?
Nina
W kamienicy, w której zamieszkała na parterze znajdował się wielki salon, w którym spotykały się mieszkanki. Były w nim dwie kanapy i trzy fotele. Mały stolik między nimi, a pod ścianą duży stół i krzesła, które w razie potrzeby można było rozstawić. Pod ścianami stały dwa regały, na których stało kilka książek, a całą resztę wypełniały tzw. „przydasie”, które gdyby nie regularne inspekcje strażników dawno by utonęły w kurzu. A tak to raz na jakiś czas były wyrzucane, żeby zrobić miejsce nowym.
Tego dnia siedziały tam trzy dziewczyny i rozprawiały nad zaręczynami jednej z nich. Zachwytom nie było końca. Dziewczyna spodobała się jednemu z więźniów, którego było już stać na zakup działki i postawienie domu, dlatego ta nie zwlekała tylko szybko powiedziała mu, tak. Za miesiąc miał się odbyć ślub.
- I czym tu się zachwycać – usłyszały niemiły głos Niny.
Dziewczyna weszła do salonu i padła na pierwszy fotel z brzegu.
- A o czym mówisz? – zapytała zimno przyszła mężatka.
- O tym, że sama się wbijasz w niewolnictwo – burknęła Nina.
- Mówisz o wyjściu z mąż za mojego Przemka.
- To raczej ty jesteś jego.
- A może oboje jesteśmy swoi?
Nina prychnęła.
- Jesteś zaślepiona uczuciem, ale zobaczysz, że jeszcze będziesz żałować.
- Jak masz tak mówić, to lepiej stąd idź i nas nie denerwuj – burknęła inna dziewczyna – tak się składa, że ja też mam chłopaka i jestem szczęśliwa i wiem, że za jakieś pół roku kupi działkę, postawi dom i też się ze mną ożeni.
- Brawo – sarknęła Nina – następna niewolnica.
- Nie zwracajcie na nią uwagi, jest stuknięta – dodała trzecia.
- Nie jestem stuknięta – Nina zerwała się z fotela.
- Uważaj – ostrzegła ją przyszła panna młoda – nie jesteś na swoim wiecu.
- Poza tym, chyba kobiet nie bijesz, co? – dodała zimno druga przyszła narzeczona.
- Jesteście ślepe i głupie, a mężczyźni, to samo zło – Nina wyszła z salonu i znikła w głębi kamienicy.
- Wariatka – orzekły dziewczyny i wróciły do zachwytów nad pierścionkiem zaręczynowym.
Karol, Bartek i Tomasz
Panowie, jak zwykle spotkali się przy fontannie. Usiedli na ławce i milczeli.
Żaden z nich nie miał ochoty się uzewnętrzniać. Karol był tak szczęśliwy, że głupio mu było się do tego przyznawać. W końcu płatny zabójca nie powinien mieć słabych punktów. Bartek nic nie mówił, bo bał się, że zacznie wrzeszczeć. Humoru nie poprawiał mu fakt, że Agata akurat stała po drugiej stronie placu i rozmawiała z jakąś babą. Tomasz był sfrustrowany i nie miał zamiaru o tym opowiadać. Po półgodzinie, jak na komendę wstali i tylko Tomek na koniec mruknął.
- No tośmy sobie pogadali.
I rozeszli się do swoich spraw.
Ania
Nastroiła gitarę, wyjęła zeszyt do nut i długopis, po czym zaczęła grać. Co chwilę przestawała, żeby napisać nuty.
- To będzie hit sezonu – nuciła pod nosem – tylko nie wymyśliłam jeszcze wszystkich słów.
Sięgnęła ręką po drugi zeszyt i otworzyła go.
„Życie”
Tak zatytułowała utwór.
„Głęboki wdech i wydech,
A wszystko w rytm.
Spokojnie, spokojnie
Jak przez ocean
Płynę przez życie
W rytm oddechu.
I raz i dwa i trzy.
Na horyzoncie widać chmury…”
Przerwała pisanie i przeczytała, to co napisała. Była niemalże zadowolona.
- Wygładzi się tu i ówdzie i pójdzie. Tylko z tą melodią jest coś nie tak.
Z powrotem sięgnęła po gitarę i zaczęła grać.
Pod jej drzwiami stanęły dwie sąsiadki z piętra. Mimo, że były to nieudolne próby stworzenia piosenki, te stały, jak zaczarowane.
- Tego mi brakowało – szepnęła jedna.
- Romantycznej muzyki? – dodała druga.
- Muzyki. Po prostu muzyki.
Agata i Olga
Spotkały się wieczorem w karczmie. Zamówiły sobie po lampce wina i przystawki i rozpoczęły rozmowę.
- Za kilka dni lecę na Ziemię – powiedziała Olga – nie będzie mnie przez kilka tygodni.
- A mówi mi to pani, ponieważ? – zainteresowała się Agata.
- Ponieważ mogę coś od ciebie zawieźć twoim rodzicom albo coś od nich przywieźć.
- Super – ucieszyła się Agata, a potem zrzedła jej mina – tęsknie za nimi.
- Dlaczego nie poprosisz o rozmowę video?
- A mogę? –zdziwiła się Agata.
- Nie jesteś więźniem, nie musisz prosić o pozwolenie.
- Ale sama pani powiedziała, że moje listy będą cenzurowane?
- Listy, a rozmowy i tak są cenzurowane i tak.
- Jakiś człowiek siedzi przy mnie i wciska stop, jeśli zacznę gadać głupoty?
- Mniej więcej, ale nie siedzi przy tobie tylko w kabinie.
Agata skrzywiła się, a Olga roześmiała.
- Żeby cię pocieszyć, wszyscy przez to przechodzimy, nawet ja. Taka rola tego człowieka. Na Ziemi też jest taki.
- A co nie powinno dochodzić na Więzienną Planetę z Ziemi? – dopytywała Agata.
- Jeśli chodzi o ciebie, to nie ma znaczenia, ale rozmowy więźniów są mocno monitorowane, zwłaszcza jeśli rozmówca próbuje powiedzieć coś grypsem, co mogłoby zaszkodzić procesowi resocjalizacji.
- Czyli mogę pytać rodziców o politykę i sytuację na giełdzie w Nowym Jorku?
Olga wzruszyła ramionami.
- Jeśli cię to interesuje. Tylko ty nie możesz mówić o więźniach, ani o tym, co tu robimy.
- Tak. Wiem. Ale i tak pójdę jutro i zamówię rozmowę. Skoro pani leci na Ziemię, to wykorzystam to i poproszę o kilka rzeczy. Rodzina będzie miała czas, żeby to zdobyć.
- Pamiętaj, że sprzęty techniczne z Ziemi tu nie działają.
Agacie zrzedła mina.
- A chciałam drukarkę.
- A po co ci drukarka? – zapytała Olga.
- Bo oprócz radia, brakuje tutaj gazet. Pomyślałam sobie, że mogłabym robić coś na kształt gazety, a raczej broszury informacyjnej, ogłoszeń czy ciekawostek – zamilkła, ponieważ Olga wpatrywała się w nią poważnym wzrokiem. Cisza trwała minutę, ale Agacie wydawało się to wiecznością.
- Dobry pomysł – powiedziała Olga – ale muszę ci dać cenzora. Tu nie ma wolności słowa. Tu jest więzienie.
Agata uśmiechnęła się szeroko.
- Tak się cieszę. I proszę się nie martwić, nie napiszę żadnych głupot. Tylko, co z tą drukarką.
- Poproś techników, może ci jedną sklecą. W Karnym Mieście mamy ich aż trzy, może czas na czwartą – uśmiechnęła się Olga.
- Myśli pani, że im się uda taką uruchomić.
- Nie wiem, ale na pewno będą próbować. A póki co, rób broszury i drukuj u burmistrza.
- Zgodzi się?
- Oczywiście. Zwłaszcza, że to on będzie najprawdopodobniej to cenzurował i dopuszczał do wydania.
- Oj. – zmartwiła się Agata.
- Nie masz co się martwić, nasz burmistrz jest milszy ode mnie, poza tym sama powiedziałaś, że nie będziesz pisać głupot.
- Dziękuję.
- Nie ma za co.
Nina i Robert
Nina szła do przychodni i już z daleka zobaczyła wysoką postać kapitana. Przyspieszyła, żeby się tylko na niego nie natknąć. Nie wiedziała jednak, że on szedł właśnie do niej, ponieważ musiał raz na jakiś czas pokazać, że trzyma rękę na pulsie i że o niej nie zapomina. Nina prawie biegła, kiedy usłyszała jego ostry głos.
- Stój – zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.
Mężczyzna podszedł i spojrzał na nią chmurnym wzrokiem.
- Nic nie zrobiłam – wykrzyknęła i zamilkła widząc, że mu się to nie podoba.
- Nie wrzeszcz – burknął – wiem, że nic nie zrobiłaś.
Odetchnęła nieznacznie, ale wciąż była napięta, jak struna.
- Jak ci się pracuje? – zapytał zmieniając temat.
- Dobrze.
- Nikogo jeszcze nie wyprowadziłaś z równowagi?
- Nikogo.
- Współpracujesz z Kasią?
- Tak.
- A z panem doktorem?
- Omija mnie szerokim łukiem – powiedziała Nina.
- Naprawdę? – zdziwił się Robert.
- Dla mnie to i lepiej, nie lubię z wami gadać.
Robert spojrzał na nią ostro. Nina przełknęła głośno ślinę.
- Z panami nie lubię rozmawiać – poprawiła się.
- Chciałem ci powiedzieć, że twoja główna terapeutka nie widzi u ciebie chęci poprawy. Uważa, że wszystko robisz po łebkach i wcale ci nie zależy na lepszym traktowaniu...
- Przecież nic nie robię, nikomu – zdenerwowała się Nina – nie chce wracać do celi.
Usłyszał nutki histerii w jej głosie, co uznał za dobry znak, że jednak ceni sobie życie bez krat.
- Uspokój się. Nie dałaś mi dokończyć.
- Przepraszam – bąknęła i wbiła wzrok w ziemię.
- Chodzi o to, że w czasie odsiadki możesz dostać przywileje, takie bonusy, jak pozwolenie na obejrzenie filmu, wyjście do kogoś na urodziny. I każdy więzień w Karnym Mieście stara się zdobyć tych przywilejów, jak najwięcej, a ty po prostu jedziesz na minimum.
Nina wzruszyła ramionami.
- Mnie nie zależy na kontaktach z innymi ludźmi.
- A na czym ci zależy?
Nina wzruszyła ramionami.
- Na niczym. Chcę tylko przetrwać.
Robert nie skomentował, ale zapamiętał sobie, że Nina nie widzi sensu swojego życia. A to mogło w przyszłości przynieść kłopoty, nie tylko jej, ale i całej społeczności.
- Praca domowa – powiedział, a ona poderwała głowę i spojrzała mu w oczy. Już chciała zaprotestować, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Jeśli będzie się spierać, dostanie jej więcej, a tego nie chciała.
- Tak, proszę pana?
- Zastanów się, jakbyś chciała spędzić weekend gdybyś dostała go w bonusie za dobre zachowanie.
- Tutaj?
- Tutaj.
- Poszłabym spać – odparła.
- Nie chcę takiej odpowiedzi. Masz się zastanowić. Jutro złapię cię po pracy i mi odpowiesz. Zrozumiano.
- Tak, proszę pana.
- Dobrze. A teraz możesz iść do pracy. Dobrego dnia ci życzę.
Nina odeszła bez pożegnania. Po pięciu krokach zreflektowała się i odwróciła do kapitana. Stał z założonymi rękoma i czekał.
- Dziękuję i nawzajem – burknęła i poczłapała do pracy.
Kapitan wiedział, jak jej zepsuć dzień. Co za złośliwiec.
„Gdybym miała wolny weekend to bym zrobiła manifestację i żądała wyrzucenia go poza mury miasta” – pomyślała, ale widziała, że nie takiej odpowiedzi oczekuje kapitan. A co jeśli naprawdę by chciała tylko spać?
„Co za beznadziejny poranek” – pomyślała i weszła do przychodni.
Tam nie było lepiej. W ciągu dnia zaatakowały drapieżniki. Nikt nie zginął, ale kilkanaście osób poturbowało się przy ucieczce.
Bartek
Przyszedł z dostawą do sklepu z pamiątkami, a Lulu od razu przyznała się do tego, co z robiła z jego motylkami.
Po kilku chwilach mężczyzna siedział na stołku przy ladzie i trzymał w ręku wykonanego przez siebie owada. Przyglądał się z uwagą przyklejonej na jego brzuchu agrafce. Lulu stanęła w kąciku i czekała na werdykt. Obawiała się najgorszego, że on wpadnie w szał, ponieważ uzna jej czyn za profanację jego dzieła. Tymczasem Bartek wstał i zaczął się przechadzać po sklepie. Co i raz podnosił figurki zwierząt i coś tam do siebie mamrotał.
- Czy możesz już coś powiedzieć? – usłyszał piskliwy głosik. Ocknął się z zamyślenia i uśmiechnął do dziewczyny.
- Przepraszam, zamyśliłem się, co mówiłaś?
- Pytałam, czy możesz już coś powiedzieć, na temat tego, co zrobiłam.
Mężczyzna odetchnął głęboko i odezwał się spokojnie.
- Szkoda, że nie przyszłaś najpierw do mnie, przynajmniej przykleiłbym to porządnie – westchnął – a tak to obawiam się, że agrafka może szybko odpaść. Ale twój pomysł był dobry.
Lulu odetchnęła i odważyła się nieśmiało uśmiechnąć.
- Ale nie rób więcej takich rzeczy bez mojej zgody, dobrze?
- Dobrze.
- Ale dziękuję ci, bo podsunęłaś mi nowe pomysły. Będę robił nie tylko brosze, ale i wisiorki oraz kolczyki – podszedł do niej i ją uściskał.
Ta zesztywniała. Mężczyzna szybko się zreflektował.
- Przepraszam Lulu – powiedział do niej, ale kiedy zaczęła drżeć, dodał ciepło – nie miałem niczego złego na myśli. Tylko cię uściskałem. To normalne, kiedy ludzie się znają i lubią. Bo ja ciebie lubię.
Wydawało mu się, że pogorszył sprawę, bo dziewczyna zbladła, jak ściana.
- Lulu, nie panikuj, traktuję cię, jak siostrę. Uspokój się dziewczyno – normalnie powinien był ją jeszcze raz przytulić i pogłaskać po głowie, ale w tym wypadku musiał ograniczyć się tylko do słów.
„No pięknie – pomyślał – w tym tygodniu tylko sobie grabię.”
- Wychodzę – powiedział i sięgnął do klamki – a ty się uspokój i nie panikuj. Nie skrzywdzę cię.
I wyszedł.
„Jestem potworem” – pomyślał i wrócił do swojego warsztatu.
Robert i Olga
Weszła do jego gabinetu, a on widząc jej minę od razu spytał.
- Czego chcesz tym razem? I od razu mówię, że jeśli chodzi o Ninę, to mówię nie. Wystarczy mi, że raz w tygodniu muszę z nią rozmawiać.
Olga roześmiała się serdecznie i usiadła na krześle przed biurkiem.
- Jakiś ty się zrobił wrażliwy.
- Nie wrażliwy – burknął – tylko boję się, że tę dziewczynę zleję na goły tyłek. Jak dzieciaka. Bo tak się zachowuje, jak dzieciak.
- Dobrze, już dobrze, ochłoń. Nie przychodzę tu w sprawie Niny.
- A kogo?
- Mamy dziewczynę, która nie powinna tutaj się znaleźć, ale się znalazła. Była pracownica korporacji March –Zach. Tak się wykończyła, że puściły jej nerwy.
Nie chciała dostać zawiasów tylko wylądować u nas. No i jest. Zamknięta w sobie, bardzo delikatna o artystycznej duszy.
- A opowiadasz mi o niej, bo…
- Bo musi podjąć pracę przy murze, a wiem, że zupełnie nie jest to dla niej.
- Co masz na myśli.
- Obawiam się, że wpadnie w kierat perfekcjonizmu i będzie biła rekordy przodownika pracy. To była pracoholiczka.
- I co ja mam z nią niby zrobić? Nie pozwolić pracować?
- Nie. Chcę, żebyś za każdym razem stawiał ją gdzie indziej.
- Wiesz, że mamy cykle miesięczne – przypomniał.
- Wiem, ale nie chcę, żeby wpadła w rytm. Bo to jej zaszkodzi. Wiesz, jak trudno było ją oduczyć ciągłego sprzątania?
- Udało się?
- Nie do końca. Codziennie pucuje mieszkanie, ale już po sobie nie poprawia.
- Dobrze. Postaram się stawiać ją w różnych miejscach.
- I jeszcze jedna prośba.
- Tak?
- Lekka praca. Ona jest jeszcze bardzo słaba fizycznie. Przez kilka miesięcy była w letargu, a na Ziemi żywiła się głównie winem.
- Rozumiem i postaram się sprostać twoim oczekiwaniom.
- Czaruś – zaśmiała się Olga, wstała i wyszła z gabinetu.
Robert westchnął i powiedział do siebie.
- Nie jestem kapitanem. Jestem niańką.
Agata i Ania
Agata około 16 00 weszła do kamienicy i odszukała mieszkanie numer 20. Drzwi otworzyła jej wysoka kobieta, która miała na sobie idealnie dopasowany strój, nienaganną fryzurę i makijaż. Ta widząc Anię poczuła się niechlujna, zaniedbana i nieciekawa.
- Tak? – zapytała kobieta idealnym i melodyjnym głosem.
- Eeee – zacięła się – Ania, tak?
- Tak, a pani to pewnie Agata?
- Wystarczy Agata, wydaje mi się, że jesteśmy w podobnym wieku, więc może od razu przejdźmy na ty.
- Dobrze. Zapraszam.
Agata weszła do małego mieszkania, które lśniło czystością, gdzie wszystko miało swoje miejsce i nic nie było ustawione przypadkowo.
Ania widząc minę kobiety odparła.
- Wiem, jestem chorobliwą pedantką. Pani Olga usiłuje mnie od tego odciągnąć, ale na razie osiągnęła tylko tyle, że sprzątam co dwa dni, a nie codziennie.
- Acha – mruknęła Agata – nie wnikam, ale nie rozumiem, ponieważ ja osobiście wolę artystyczny nieład.
- To znaczy bałagan.
- Nie, nieład. Lubię kiedy na szafce nocnej leży stos książek do przeczytania, na ścianach wiszą bezsensowne obrazki, a moje kapcie walają się pod stołem, a na kanapie zawsze leży koc i poducha.
- Nie wnikam, nie rozumiem – odparła Ania i obie kobiety uśmiechnęły się do siebie.
- Może jakoś się dogadamy.
- Usiądź, proszę –Ania wskazała fotel. Kobieta usiłowała usiąść tak, żeby nie pognieść materiałowej narzuty – możesz usiąść normalnie, nie mam fisia…, no może trochę ale nie martw się, ja lubię sprzątać, wiec wszystko po tobie poprawię. Oj! Przepraszam, strzelam gafy.
- Acha – mruknęła Agata.
- Pani dyrektor powiedziała mi, że mamy wspólnie założyć radio – Ania zmieniła temat.
- I gazetę – dodała wesoło Agata.
- Nie jestem dobra w pisaniu.
- Nikt na początku nie jest, ale nie martw się, będę ci pomagać.
- Jesteś dziennikarką?
- Tak, ale chwilowo na bezrobociu. To znaczy mam tutaj pracę, ale nie w prasie. A widzę, że bardzo tutaj brakuje nowinek, czy po prostu czegoś do czytania.
- Nie ma Internetu – westchnęła Ania.
- Właśnie, ani telewizji. Dlatego trzeba wrócić do starych metod przekazywania informacji – radio i prasa.
- Z tym, że tutaj praktycznie nic nie działa, więc nasze radio, ma podobno być bezpośrednim mówieniem do mikrofonu, a nasz głos będzie się niósł z głośników umieszczonych na ulicy.
- Od czegoś trzeba zacząć. Panowie z działu technicznego robią co mogą, żeby stworzyć tu coś, co zadziała.
- To prawda.
- Ale dosyć marudzenia, trzeba zastanowić się nad tym, co chcemy przekazywać mieszkańcom Karnego Miasta.
- Pani dyrektor powiedziała, że ma to trwać dwie godziny dziennie. Na razie nie ma potrzeby ciągłego nadawania.
- To prawda, za mało tu ludzi, poza tym, musiałybyśmy wymyślać za dużo tematów. Ale co powiesz na to, żeby nadawać pół godziny rano, kiedy wszyscy idą do pracy, a potem około 19 00, kiedy wszyscy rozchodzą się do domów.
- A może w przerwie obiadowej, jest około 14 00, a potem pod wieczór.
- Może masz rację, o 8 00 rano nie będziemy mieć nic ciekawego do powiedzenia.
- Ma być też muzyka – ożywiła się Ania – ściągnęłam dwie szpule z piosenkami z Nowego Miasta. Dwie miejscowe kapele, jedna rockowa a druga popowa.
- No, no, widzę, że się przygotowałaś – pochwaliła ją Agata.
Ania zamarła i przez chwilę nic nie mówiła.
- Czy powiedziałam, coś nie tak? – zaniepokoiła się druga kobieta.
- Nie, nie, tylko…, odezwały się we mnie wspomnienia z pracy. Tam trudniej było dostać pochwałę. A tutaj? Zrobiłam to przede wszystkim dla siebie, ale ty mnie pochwaliłaś. Dziękuję.
- Nie ma za co – uśmiechnęła się Agata i wróciła do tematu – a mamy coś z Ziemi?
- Nic. Musiałybyśmy poprosić miejscową kapelę, żeby na tutejszy sposób nagrała jakieś ziemskie hity albo trzeba byłoby zaprosić tutaj ziemską gwiazdę. Póki co, odpada, bo to więzienie.
- No nic, na razie weźmiemy, co jest. Ja za to pomyślałam o tym, żeby nie tylko pisać, ale i opowiadać, co się danego dnia wydarzyło. Co było ciekawego i tak dalej.
- Możemy zapraszać ludzi i robić z nimi wywiady.
- Oczywiście. Możemy też przybliżyć mieszkańcom wykonywane na miejscu profesje.
Kobiety ustalały plan działania do 20 00, mogły by i dłużej, ale Agata musiała wyjść. Więźniarki nie mogły po tej godzinie ani wychodzić, ani przyjmować gości.

Komentarze
Prześlij komentarz