Więzienna Planeta - odc. 20

 

Tomasz
Został wysłany do rąbania drewna. Mimo, że jeszcze trwało lato, to mieszkańcy już szykowali się na przyjście zimy. Drwale zwozili mu drzewa, a on i jeszcze kilku mężczyzn rąbało je na szczapy. Część drewna miała pójść do cegielni, część na ogrzanie urzędów, a reszta dla domów i kamienic. Pierwsze dwa dni dobrze mu się pracowało, ponieważ miał dużo emocji do wyrzucenia, a machanie siekierą w cudowny sposób mu pomagało, ale w końcu wszystko ze sobą przegadał, a praca mu się znudziła. Nie mógł jednak zgłosić zażalenia, ponieważ i tak by to nic nie dało. Tylko jazda samochodem mu się nie nudziła. Był ruch, była przygoda i wiatr we włosach, czyli to co lubił. Tymczasem machał siekierą i machał, a drewna nie ubywało. Wręcz przeciwnie, było go, co raz więcej.
- Nie szalej – upomniał go Leszek, kolega, z którym na początku pracował w lesie.
- O, witaj – ucieszył się Tomek – myślałem, że ciebie też gdzieś przenieśli?
- A po co? Lubię siedzieć wśród drzew. Za to ty latasz, jak kot z pęcherzem. Jak nie w samochodzie, to w cegielni. Czemu cię tak przenoszą?
- Może wiedzą, że trudno jest mi usiedzieć w miejscu – zaśmiał się Tomasz – ale prócz jazdy samochodem, nic mi póki co nie przypadło do gustu.
- Ej, nie gadać, tylko pracować – upomniał ich strażnik.
- Już, już, przecież się nie pali – mruknął Leszek, ale posłusznie pożegnał Tomka i odszedł z resztą drwali do lasu.

Karol
Znowu mu się wszystko rozsypało. Już się cieszył, że pomału dochodzi z Olgą do jako takiego porozumienia, a tu nagle ona go informuje, że wyjeżdża na Ziemię i to na cały miesiąc. Nic, tylko usiąść i płakać. Z jednej strony rozumiał, że ona jest tu dyrektorem i ma mnóstwo obowiązków, ale z drugiej strony, znowu zostawiała go z uczuciem niepewności. Oficjalnie nie byli parą, ale ich spotkania co raz bardziej przypominały randki. Olga co raz częściej wychodziła z roli szefowej i była po prostu kobietą. Już chciał pomyśleć: „Jego kobietą”, ale wiedział, że to nieprawda. Po raz pierwszy w życiu pożałował swojego przestępczego życia. Ale potem uświadomił sobie, że gdyby nie ono,  nigdy by jej nie spotkał.
- Jeden plus – mruknął i zabrał się za sprawdzanie silnika do nowego samochodu.
 
Nina
Podczas pracy przy murze, dziewczyna została przydzielona do robienia cementu.
- Przynajmniej tutaj jest jako takie równouprawnienie – mruknęła zadowolona i wsadziła łopatę w piach.
Miej jej się podobało to, że wokół kręcili się faceci. Nie mogła jednak głośno wyrażać swoich opinii, ponieważ kapitan pilnował jej niczym Cerber z mitologii. Z drugiej strony, nikt nie był w stanie jej zmusić, żeby z nimi rozmawiała.
Ludzie, którzy z nią pracowali, bardzo szybko poczuli płynącą od niej niechęć i nawet nie próbowali do niej zagadywać.
- Ale przy cemencie wieje chłodem – dzielili się swoimi doświadczeniami.
- Dziwna osoba. Ni to baba ni to chłop – mówił ktoś inny.
- Do roboty, nie jesteście na wakacjach – rozganiał ich strażnik.
Niestety wszyscy, którzy mieli tego dnia styczność z Niną tracili humor i zapał do pracy. Nawet strażnicy toczyli walkę ze zniechęceniem i dziwnym wewnętrznym rozdrażnieniem.
Kobieta niby nic nie robiła, ale biła od niej tak wielka niechęć i złość, że było to niemal namacalne. Nawet to, jak ładowała do betoniarki piach, jak mieszała cement czy też wylewała go do taczek wyglądało na wojenną batalię, a nie na normalną pracę.
Ninie to nie przeszkadzało. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że nikt nie zamienił z nią tego dnia ani jednego zdania.
Była tak skupiona na swojej złości, na nienawiści do mężczyzn  i prywatnej walce o równouprawnienie, że niewiele do niej docierało.
 
Ania i Agata
Ania szła razem z innymi kobietami na miejsce pracy przy murze. Czuła się nieswojo idąc w konwoju pilnowanym przez strażników. Panowie mieli zacięte twarze, a w rękach broń. To powodowało, że ze strachu lekko drżała. Uświadomiła sobie, że chyba popełniła błąd godząc się na odbycie kary. Mogła skorzystać z zawieszenia i cieszyć się wolnością. Z tym, że w tej wolności byliby jej rodzice. Dlatego od razu zmieniła zdanie. Wola iść do budowy muru wśród innych więźniarek i  być eskortowana przez pokrzykujących strażników.
Poczuła, że ktoś ją łapie pod rękę. Podskoczyła przestraszona, ale okazało się, że była to Agata.
- Co ty tu robisz? – zapytała Ania.
- Idę budować mur.
- Przecież jesteś wolna?
- Ale mieszkam tu i to jest mój obywatelski obowiązek.
Zamilkły na chwilę, po czym Ania cicho powiedziała.
- Cieszę się, że cię widzę. Będzie mi trochę raźniej.
Agata uśmiechnęła się promiennie.
- Chcesz, to poproszę strażników, żebyśmy razem pracowały – zaoferowała.
- Mogłabyś? – na twarz Ani wypłynął wyraz pełen nadziei.
- Pewnie. A co mi szkodzi.
Opuściła na chwilę koleżankę i przecisnęła się na sam przód kawalkady. Tam odbyła szybką rozmowę z wysokim kapitanem. Ania nie widziała jego twarzy, ale kiedy Agata mówiła raczej przytakiwał niż negował jej słowa.
Kiedy skończyła mówić, kapitan coś jej odpowiedział, co wywołało uśmiech na jej twarzy. Ania odetchnęła z ulgą, chyba jej się udało. Rzeczywiście, kiedy Agata do niej wróciła, powiedziała.
- Będziemy dzisiaj roznosić jedzenie i picie pracującym – oznajmiła.
Ania po raz drugi odetchnęła.
- To dobrze, bo już się bałam, że będę musiała układać cegły.
- Pewnie kiedyś nadejdzie taki czas, ale dzisiaj potraktowali nas obie ulgowo. Tylko pamiętaj, żeby nie wychodzić poza stanowiska strażników.
- Dlaczego?
- Bo poza nimi czyhają na nas dzikie bestie – odparła poważnie Agata.
- No tak, coś o nich słyszałam – zadrżała Ania.
- Nie martw się. Jesteśmy dobre pilnowane i nic się nam nie stanie – pocieszała ją Agata. Nie dodała, że sama widziała atak psiarów i osobiście nie chciałaby, żeby wróciły.
 
Bartek
Stał na szczycie muru i układał kolejną warstwę cegieł, kiedy zobaczył w oddali idące kobiety. Jedną z nich była Agata. Nie widział się z nią od czasu felernego pocałunku. Był pewien, że dziewczyna się na niego obraziła i nie chciała mieć z nim do czynienia. Szła z jakąś wysoką laską i rozmawiała z nią wesoło. Bartek bardzo chciał, żeby spojrzała w jego stronę, ale się tego nie doczekał. Obie kobiety poszły w stronę polowej kuchni, która znajdowała się daleko od jego stanowiska.
- Ej, uważaj! – usłyszał wściekły syk współwięźnia.
Bartek ocknął się z zamyślenia i zauważył, że wszedł na stanowisko dzisiejszego towarzysza.
- Przepraszam – bąknął i wrócił na swoją część.
Niestety praca szła mu jak po grudzie. Wciąż myślał o Agacie i o tym, co powinien zrobić. Miał nikłą nadzieję, że dziewczyna przyjdzie do niego z kanapkami lub kawą. Niestety przyszła ta druga. Chciał przez nią przekazać jakąś wiadomość dla Agaty, ale ostatecznie zrezygnował. Jeśli miał coś jej powiedzieć, to tylko osobiście. A przecież miał powiedzieć jej, że nie mogą się spotykać, co było bez sensu, bo przecież się nie widywali.
Od pocałunku minęło kilka dni i jego emocje też się uspokoiły. Nie był już taki pewien, czy chce jej unikać.
- Nie chcę jej unikać – burknął.
- Co? – zapytał towarzysz w pracy.
- Nic. Głośno myślę.
Z drugiej strony wściekł się na nią, bo ona też mogła coś zrobić. Przyjść do niego, powiedzieć mu coś. Cokolwiek. Tymczasem, paradowała sobie, jakby nigdy nic i jeszcze była w dobrym humorze.
- Chłopie! Odwal się od moich cegieł! – warknął rozeźlony towarzysz.
- Przepraszam – bąknął po raz któryś Bartek.
Mężczyzna, który z nim pracował był mocno zdziwiony tym, że Bartek tak łagodnie mu odpowiadał, nie zdawał sobie sprawy z tego, że facet całkowicie był pochłonięty tylko jednym tematem. Tematem, który nie chciał do niego przyjść i porozmawiać.
 
Olga
Na Ziemi przywitał ją kapitan Jacek Olechowski i od razu wręczył plik papierów.
- Widzę, że nie będę miała czasu na leniuchowanie – zaśmiała się Olga.
- Będziesz miała, tylko ja muszę pędzić do komendanta i nie będziemy się już dzisiaj widzieć.
- O, a co przeskrobałeś? – zaciekawiła się Olga.
- Nic nie przeskrobałem. Mamy jakieś szkolenie.
- Mówi się trudno. Jakoś sobie bez ciebie poradzę.
- Nie dramatyzuj mi tu – śmiał się Jacek – jutro będę od rana. Tymczasem możesz iść do swojego służbowego mieszkania i chwilę odpocząć. A nawet dłuższą chwilę, bo i tak nikogo tu nie będzie.
- Nikogo? – zdziwiła się Olga.
- Nikogo, z kim miałabyś się spotkać. Olga, czy ja ci muszę wszystko tłumaczyć?
- Nie unoś się, tak tylko spytałam – powiedziała Olga – życzę ci dobrego szkolenia.
- A tobie pracy.
Rozstali się w holu budynku. Olga wyszła na zewnątrz i skierowała do bloku, ze służbowymi mieszkaniami. Tam rzuciła dokumenty na stół i wzięła się za rozpakowywanie. Na samym dnie znalazła kopertę. Zdziwiona uniosła ją i otworzyła. W środku był krótki list.
„Droga Pani Dyrektor,
Olgo,
nie zapomnij o mnie na tej Ziemi. Ja wciąż pamiętam.
Karol”
Kobieta westchnęła wzruszona. Nie miała zamiaru o nim zapominać. Mało tego, miała zamiar załatwić za niego sprawę z pewnym prawnikiem. Tak, żeby dali mu raz na zawsze spokój.
- Kochany Karol – wyrwało jej się na głos. Zaśmiała się, jak podlotek i jeszcze raz przycisnęła liścik do serca – oby nam się udało.
 
Robert i Nina
Wcale nie zamierzał na nią wpadać. Wracał ze służby do mieszkania, ale po drodze przypomniał sobie, że chciał kupić sobie książkę. A księgarnia znajdowała się w żeńskiej części miasta. Ruszył w tamtym kierunku i po prostu się na nią natknął. Ona też wracała z pracy. Cały dzień spędziła pod murem i mieszała cement. Miała na sobie brudne, robocze ubranie, a na głowie niebieskiego irokeza. Na boku głowy wyraźnie odcinał się tygrysi tatuaż.
„Dlaczego ona się tak oszpeca?” – pomyślał Robert.
Szła zamaszystym krokiem, aż zobaczyła kapitana. Wtedy zwolniła i spojrzała na niego wyzywająco.
On nic nie powiedział, tylko stanął i przyglądał jej się z góry.
- No co? Nic nie zrobiłam? – burknęła.
- Chyba o czymś zapomniałaś.
- Niby o czym?
- Zastanów się – wyminął ją i poszedł w stronę księgarni.
Po chwili usłyszał za sobą tupot jej buciorów.
- Przepraszam, panie kapitanie. Wiem o czym zapomniałam – wysapała.
Spojrzał na nią.
- Mów.
- Powinnam powiedzieć. Dzień dobry.
- Brawo. Grzecznościowe formy idą ci co raz lepiej – pochwalił, ale ona wyczuwała, że z niej sobie żartuje. Gdyby tylko mogła, zdzieliłaby go po głowie i starła z jego ust ten ironiczny uśmieszek.
- Dobrze, że nic nie możesz zrobić, prawda? – zgadywał jej myśli kapitan.
Wypuściła powietrze.
- Nie będę z panem walczyć.
- Ty nie ze mną walczysz, a ze sobą. Ja tylko szedłem do księgarni. Do widzenia Nino – powiedział i odszedł.
- Do widzenia, panie kapitanie – odparła, żeby się jej nie czepiał i również ruszyła w swoją stronę. Po kilku krokach zatrzymała się i zadumała nad tym, co on powiedział.
„On nie ma racji. Nie walczę ze sobą – burczała w myślach – walczę o swoje przekonania. I nie mam zamiaru z nich rezygnować.”
 
Agata
Wieczorem wróciła do hotelowego pokoju i czuła, że dobry nastój pęka w niej, jak bańka mydlana. Co było z tym Bartkiem nie tak. Pocałował ją i co? Obraza majestatu? Może i uciekła, może i ją trochę tym wystraszył, ale przecież…, przecież powinien chociaż do niej podejść i coś powiedzieć. Skomentować, a może nawet przeprosić. Wtedy ona powiedziała by mu, że nie ma za co przepraszać, że to było miłe, tylko że ją zaskoczył i…
Tymczasem on zaczął jej unikać. A ona tak starała się do niego zbliżyć.
Nie śmiała pójść do niego do warsztatu, bo obawiała się, że oboje mogą narobić głupot, a przecież tu było więzienie. Dlatego starała się przebywać w miejscach, gdzie mogli spotkać się przy ludziach. Specjalnie chciała dostać się do ekipy roznoszącej jedzenie pracującym przy budowie muru, bo dzięki temu mogłaby w końcu z nim porozmawiać. Widziała, że ją zauważył, ale pojrzał na nią takim wzrokiem, że wszystkiego jej się odechciało. Widać było, jak na dłoni, że nie chce mieć z nią już nic do czynienia. Nie znalazła odwagi, żeby się z nim skonfrontować. Czuła się, jak zbity pies.
- Głupie to wszystko – westchnęła i otarła łzę.
 
Karol, Tomasz i Bartek
Jak zwykle panowie spotkali się na placu przed więzieniem, usiedli na ławce i usiłowali wykrzesać z siebie chęć do rozmowy. Ostatnimi czasy ani razu im się to nie udało. Siedzieli w ciszy przez dwadzieścia minut i rozchodzili się do swoich spraw. Co prawda Bartek z Karolem raz na jakiś czas widywali się i prowadzili dialog, ale Tomek wciąż trzymał się na uboczu. Cała trójka była zgodna, co do jednego, że przymusowe spotkania nic do ich życia nie wnosiły. Jako pierwszy na ten temat wypowiedział się Tomek
- Mam wrażenie, że nasza niby przyjaźń ugrzęzła i nie rusza.
- Odkrywca Ameryki się znalazł – burknął Bartek.
- Przynajmniej postarałem się zagaić jakiś temat – odburknął mu Tomek.
- I po co? – dołączył się Karol – od dawna wiemy, że między nami nie ma chemii.
- Powiedz to naszym trenerom – odparł Tomek.
- To raczej ty powiedz swojemu – burknął Bartek – ja i Karol nie potrzebujemy towarzyskiej terapii. To ty masz problem.
- Ja nie mam żadnego problemu – odparł Tomek – to trenerzy uparli się, że mam się zaprzyjaźnić z mężczyznami. Znaleźć męską więź i poklepać się z wami po ramionkach.
- Sam się klepnij – burczał Bartek i dodał – rozumiem, że ciebie męczą, ale dlaczego my mamy razem z tobą cierpieć?
- Może nam też czegoś brakuje – odezwał się Karol – zabójca, w mordę wal i bawidamek – najlepsze trio Karnego Miasta, zaśmiał się smutno.
O dziwo panowie zarechotali.
- Beznadziejne połączenie – zgodził się Tomek.
- Minęło 20 minut – oznajmił Bartek i wstał – miło się gadało, ale mam w warsztacie dużo roboty.
Tomek również wstał z ławki i skinął im głową, po czym oddalił się do swoich spraw.
Bartek odwrócił się do Karola.
- A ty co? Masz wolne?
- Nie, ale mnie się nie spieszy.
- No tak, nie ma pani Olgi…
Karol zrobił posępną minę i mruknął do siebie.
- Po co ja się łudzę, to nie ma żadnych szans.
- Witaj w klubie, ja też nie mam już żadnych szans u pewnej, rudej lalki.
Panowie podali sobie ręce i pożegnali.
 
Ania i Agata
W głośnikach ustawionych na rogu każdej z ulic rozległ się trzask i krótkie buczenie. Po chwili ktoś odchrząknął i powiedział.
- Halo, halo Karne Miasto, tu Radio… - głos przeszedł do szeptu – jak się nazywamy? - Słychać było szelest kartek i po chwili, ten sam głos dodał pewniejszym tonem – tu Radio Mix. Mix, jak wszystkiego po trochu i ciut ciut.
Wita was Agata i… – w mikrofonie zabrzmiał cichy i melodyjny głos:
- Ania.
- Będziemy z wami codziennie. Będziemy wam towarzyszyć rano do pracy od 7:30 do 8:00, potem pod 14:00 do 15:00 i na dobranoc, od 18:00 do 19:30.
Mikrofon przejęła Ania.
- Tylko u nas, codzienne ploteczki z życia miasta i nie tylko. Wywiady z mieszkańcami i turystami.
- Na razie z muzyką będzie krucho, więc będziecie słuchać w kółko, tego samego, ale mamy nadzieję, że z czasem to się zmieni – śmiała się Agata.
- Jeśli chcecie, możecie przez nas przekazywać sobie życzenia lub zamawiać wiersze – kontynuowała Ania – ale robimy też ukłon w stronę naszych kochanych władz i będziemy wam przekazywać ich wytyczne.
- W niedługim czasie ukaże się również pierwszy numer gazety, w której będziecie mogli przeczytać ciekawe felietony i reportaże z życia naszej społeczności – mówiła podekscytowana Agata.
- Będziemy organizować konkursy, a także coś dla młodych słuchaczy i czytelników. Zapraszamy – zakończyła mowę Ania.
- Tymczasem życzymy wam dobrego dnia w pracy i do usłyszenia o 14:00 – dodała Agata i wyłączyła mikrofony.
Kobiety spojrzały na siebie i przybiły sobie piątkę.
- To jest to – wykrzyknęła Agata – czuję, że żyję.
- A ja czuję, że mam pomysł na muzykę – powiedziała Ania. Koleżanka spojrzała na nią ciekawie- mam zajęcia muzyczne z dziećmi. Fajnie będzie je nagrać i puścić ich wysiłki przez radio. Rodzice spuchną z dumy.
- Dobry pomysł – Agata spojrzała na zegarek – lecę do archiwum.
- A ja do szkoły. Do zobaczenia przed 14:00
 
Nina
- Od tego optymizmu, aż się rzygać chce – burknęła Nina i odłączyła się od grupki osób przysłuchujących się pierwszej odsłonie radia - Będą teraz o tym pitolić przez cały dzień, na pewno każda osoba, która przyjdzie do cholernej przychodni będzie piała z podniecenia, że jak to fajnie mieć radio.
Weszła do budynku, gdzie jak przewidziała wszyscy rozmawiali z ożywieniem, o  porannej audycji.
- Nareszcie będziemy wiedzieć, co się u nas dzieje – śmiała się pielęgniarka Kasia do pana doktora.
- Plotki, to twoja druga specjalizacja – doktor również był w szampańskim humorze, przynajmniej do momentu zobaczenia Niny.
- A, to ty. – przywitał ją z niechętnym wyrazem twarzy – przyszła nowa dostawa leków i opatrunków. Idź i zrób z nimi porządek.
Nina tylko skinęła głową i poszła spełnić polecenie.
- Jeszcze nie widziałem tak szpetnej osoby – szepnął do Kasi.
- Nie byłaby taka, jakby choć trochę o siebie zadbała.
Nina słyszała co mówili, ale olewała to i robiła swoje. Co oni mogli o niej wiedzieć? Oni nic nie rozumieli.
 
Bartek
Dłubał w drewnie jakiegoś motyla, ale w głowie siedziała mu Agata i to głównie w jej stronę płynęły jego myśli.
- A jaki miała radosny głosik – burczał, komentując nadaną rankiem audycję.
Szkoda, że z nim nie chciała tak rozmawiać. Pocałował ją i co? I nic!
Mogłaby chociaż z nim porozmawiać.
A ona co robi?
Ignoruje go i jeszcze ma dobry humor.
- A może to wszystko nie miało dla niej znaczenia? Może to ja się wygłupiłem? – myślał.
Co za zołza! Już on jej pokaże. Jak go tylko zaczepi, to tak jej nawtyka, że jej w pięty pójdzie. Albo on do niej pójdzie i powie, co o niej myśli.
Zerwał się ze stołka i już miał wyjść, kiedy się opamiętał i usiadł.
- Kogo ja oszukuję. Jestem przestępcą. W jej oczach jestem nikim. Taka dziewczyna jak ona, na pewno nie chce mieć z nim nic wspólnego. Może się co najwyżej kolegować, ale nigdy…, nigdy… - nie miał odwagi dokończyć tej myśli.
Popatrzył na rozpoczętą rzeźbę.
- Najlepiej skupić się na pracy – mruknął do siebie.
 
 
 
 
Olga
Sala wykładowa ziemskiego oddziału Karnego Miasta pomału wypełniała się osobami zainteresowanymi pracą na Więziennej Planecie. Olga w swoim gabinecie po raz ostatni przeglądała notatki i co i raz zerkała na zegarek.
- Masz jeszcze pięć minut – przypomniał jej uprzejmie kapitan.
- Dziękuję, wiem – zaśmiała się, po czym dodała – nie wiem  czemu zawsze się denerwuje przy naborze. Przecież robię to już piąty raz.
- Normalne, chcesz wypaść jak najlepiej. Tylko pamiętaj, że nie przemawiasz do więźniów.
Olga spojrzała na niego z przymrużonych powiek.
- Bardzo śmieszne, cha cha cha.
- Gotowa? – wstał i poprawił mundur.
- Tak.
Oboje wyszli z gabinetu i skierowali się do sali wykładowej. Olga naliczyła pięćdziesiąt pięć osób. To był dobry wynik. Będzie miała z kogo wybierać.
Za nią w ostatniej chwili wpadła jeszcze trójka spóźnialskich, a zanim przemówiła, dotarło jeszcze osiem osób.
- Przepraszamy, wysiadła komunikacja miejska.
Skinęła głową na znak, że rozumie i wzięła głęboki wdech.
-Witam państwa serdecznie na spotkaniu rekrutacyjnym do pracy na Więziennej Planecie. Na tę chwilę potrzebujemy czterech psychoterapeutów, dwóch lekarzy – ortopedy i chirurga, trzech pielęgniarek, najlepiej ze specjalizacją położnictwa. Na dzień dzisiejszy musimy sprowadzać położne z Nowego Miasta, tak samo jak lekarzy. Dodatkowo zatrudnimy pięciu strażników, tak u nas nazywamy policjantów, którzy pomogą nam utrzymywać porządek w mieście. Od razu informuję państwa, że praca ta wiąże się z przeniesieniem na stałe do Karnego Miasta i z ograniczoną możliwością powrotów na Ziemię.
Jeden z mężczyzn podniósł rękę. Udzieliła mu głosu.
- A jeśli ja mam żonę i dwójkę dzieci? Co z nimi?
- Rodzina zawsze może przenieść się z panem. Na pewno znajdziemy pracę dla pana żony, a dzieci pójdą do szkoły – po czym kontynuowała - zanim rozdam testy kompetencyjne proszę, żeby państwo zajęli miejsca oznaczone kolorami. Niebieski lekarze, zielony pielęgniarki, czerwony strażnicy, żółty psychoterapeuci.
Na sali przez chwilę panował mały rozgardiasz, a kiedy wszystko ucichło, Olga wraz z kapitanem rozdali testy.
- Mają państwo dwie godziny na wypełnienie wszystkich zadań. Kto skończy test może wyjść, odpowiedź dostaną państwo w ciągu pięciu dni na adres e-mailowy. Osoby ocenione pozytywnie przejdą do drugiego etapu egzaminu. Powodzenia.
 
 
 
Tomek
Stał pod szkołą, jak słup soli i czekał z niecierpliwością na koniec zajęć lekcyjnych. Wiedział, że za chwilę będzie mógł ją zobaczyć. Westchnął. Niestety, tylko zobaczyć. Nie śmiał do niej podejść, to raz, a dwa wciąż miał zakaz rozkochiwania w sobie kobiet. To, że on był zakochany w Ani po uszy, to już nikogo nie interesowało. A wpadł jeszcze bardziej w to uczucie, kiedy usłyszał jej piękny głos w radio.  
Drgnął widząc wybiegające dzieciaki ze szkoły. Już zaraz ją zobaczy. Już za chwilę…
- Co cię tu sprowadza? Przecież nie masz dzieci?
Tomasz zirytował się wewnętrzne. Tylko terapeuty tu mu brakowało.
- Przecież mam przerwę w pracy, więc mogę tu sobie stać, prawda?
- Oczywiście. Z tym, że robisz to od dobrego tygodnia.
- I co? – zapytał wyzywająco.
- I nic. Pomyślałem, że może ci w czymś pomogę. Na przykład przypomnę ci, że nie masz już zakazu zbliżania się do kobiet.
Tomek popatrzył na niego zrezygnowany.
- Wiem, ale i tak do niej nie podejdę, bo będę chciał ją poderwać.
- Wcale mnie to nie dziwi, to piękna kobieta.
- No właśnie.
Zamilkli, ponieważ Ania wyszła właśnie ze szkoły i od razu skierowała się do części żeńskiej miasta. Nie zwróciła uwagi na to, że z oddali przygląda jej się dwóch mężczyzn.
- Wiesz, jak ją poderwać? – zapytał instruktor.
- Proszę mnie nie obrażać, owinąłbym ją sobie wokół palca w ciągu pięciu minut – burknął Tomasz.
- Ale nie możesz – przypomniał terapeuta.
- I nie chcę – dodał Tomasz – nie chcę grać. Chcę być sobą…
Popatrzył na terapeutę.
- Tylko jeszcze nie wiem, co to znaczy, być sobą.
Mężczyzna uśmiechnął się do niego.
- Spokojnie, wydobędziemy to z ciebie.
- I wtedy do niej podejdę.
- I wtedy do niej podejdziesz.
 
Karol
Do Instytutu przyszedł strażnik z bazy przerzutowej i poinformował go, że musi niezwłocznie się tam stawić. Po drodze próbował go wypytać, o co chodzi, ale ten powiedział mu, że nic nie wie i że sierżant mu wszystko powie.
Wszedł do budynku i od razu został skierowany do pokoju, gdzie odbierano korespondencje z Ziemi. Za biurkiem siedziała kobieta w mundurze, która wskazała mu krzesło.
- Sierżant Monika Stawińska – przedstawiła się.
- Karol Michalski, więzień – odparł mężczyzna.
Pani sierżant uśmiechnęła się lekko.
- Widzę, że humor ci dopisuje.
- Pewnie zaraz mi go pani zepsuje.
- Nie ja, a adresat tego listu.
Położyła przed nim otwartą kopertę. W środku była jedna kartka zapisana drukiem. Jeszcze nikt tego nie ocenzurował. Karol zdziwił się, że dali mu taki list do ręki.
- Mam to przeczytać? – zapytał z wahaniem.
- Tak.
Mężczyzn wziął go do ręki i przeczytał.
 „Skorpion potrzebny od zaraz. Nie ma wymówek. Wyciągamy cię stąd. Czekaj na sygnał. Nie ma odmowy, jest śmierć!”
Sierżant spojrzała na niego i powiedziała.
- Ktoś, kto to napisał miał nie tylko tupet, ale i znajomości. To nie powinno w ogóle trafić na Więzienną Planetę. To powinno zostać odrzucone już na Ziemi i przekazane prokuraturze.
- To prawda – poparł ja Karol – czego pani ode mnie oczekuje?
- Wie pan, kto to mógł wysłać?
- Niestety nie. Płatni zabójcy nie kontaktują się ze swoimi zleceniodawcami. Dostajemy cynk drogą poufną przez pośredników i to tylko tych, którzy znają nasze kody.
-  A pośrednicy?
- Nie znam. Nie widywałem się z nimi. Jedyną osobą, którą znam, to mój prawnik. Jego pytajcie.
- Chciał pana stąd wyciągnąć.
- To prawda, ale ja się nie zgodziłem.
- Dlaczego?
Karol wzruszył ramionami.
- Wiem, że może to dla pani brzmieć dziwnie, ale nie chcę tam wracać. Tutaj jest mi dobrze.
- Nie nęcą pana wielkie pieniądze?
- Tu może nie chodzić o pieniądze, a o wyrok śmierci. Oni mieli pewnie nadzieję, że dostanę bilet w jedną stronę do Kolonii Karnej. Tak się nie stało, więc na pewno wiele osób drży na myśl o tym, że ja mogę wiedzieć coś niewygodnego – przerwał na chwilę, po czym dodał - Jedno jest pewne, jeśli ten list do mnie trafił oznacza, że macie w swoich szeregach ich ludzi.
- To prawda.
- Czy coś jeszcze? – zapytał Karol.
- Na razie nie. Ale pewnie jeszcze będzie z panem rozmawiał kapitan straży.
- Oczywiście. Mogę już iść?
- Tak.
Karol wyszedł na świeże powietrze i odetchnął kilka razy.
Postanowił wzmóc czujność. Nie podobał mu się ten list, nie podobało mu się to, że jednak granica między dwoma światami nie była tak szczelna, jak mu się wydawało. Miał tylko nadzieję, że jeśli był tu jakiś szpieg, to że nie będzie próbował go dorwać przez panią Olgę. Kiedy o tym pomyślał, aż go zmroziło i wiedział, że jeśli jej się coś stanie, to nie powstrzymają go żadne ograniczenia. Zniszczy każdego, kto stanie mu na drodze do zemsty.
Znowu odetchnął kilka razy,
- Spokojnie Karol, póki co, nic się nie dzieje.
 
Agata
Sukces radia dodał jej skrzydeł i nawet przez chwilę zapomniała o swoich perypetiach z Bartkiem. Cieszyła się bardzo, zwłaszcza kiedy mieszkańcy Karnego Miasta podchodzili do niej i dziękowali za umilenie im czasu. Niektórzy zgłaszali nawet swoje pomysły na tematy, które można było poruszyć w Radio Mix. W końcu czuła, że żyje, że robi to, co powinna i miała nadzieję, że już niedługo będzie mogła zrezygnować z pracy w archiwum.
Szła chodnikiem zadowolona z siebie, gdy z daleka zobaczyła Bartka. On jej na szczęście nie zauważył, dlatego mogła szybko skręcić za pierwszy lepszy budynek. Nie chciała się z nim konfrontować. Nie chciała, żeby psuł jej dobry dzień.

kolejny odcinek 25 maja

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"