Więzienna Planeta - odc. 21

 

Nina i Ania
Ania stała przed swoją kwaterą i szukała w torebce klucza do drzwi. W tym samym momencie pojawiła się Nina, która skończyła zmianę w przychodni. Kiedy zobaczyła sąsiadkę uśmiechnęła się złośliwie i syknęła.
- Myślisz, że to wasze radio wszystkim się podoba? Że to pitolenie o głupotach ma jakiś sens?
Ania spojrzała na nią lekko przestraszona. Nie umiała sobie jeszcze radzić z niemiłymi ludźmi. Nina nie doczekawszy się odpowiedzi spojrzała na nią z pogardą.
- Jesteś tylko pionkiem w grze mała. Nikomu na tobie tutaj nie zależy. Wszystko, to ściema.
Nina otworzyła drzwi do swojej kwatery i zanim je za sobą zamknęła parsknęła na koniec.
- Rzygać mi się chce na to wasze radyjko.
Ani zaczęły trząść się ręce ze zdenerwowania, ale udało jej się jakoś znaleźć klucze i szybko wejść do mieszkania.
- Co to za koszmarna osoba – powiedziała do siebie – nie chcę mieć z nią więcej do czynienia.
Łzy zakręciły jej się w oku.
- Dlaczego wciąż spotykają mnie nieprzyjemności. Przecież robię dobrą rzecz.
I z nerwów zaczęła sprzątać.
 
Olga
Siedziała z rodzicami na niedzielnej kolacji i opychała pierogami, kiedy usłyszała dźwięk służbowego telefonu.
- Nie odbieraj – powiedziała mama, ale Olga odparła.
- Nie dzwoniliby w błahej sprawie.
Wyszła do swojego pokoju i odebrała.
- Cześć Olga tu Jacek. Nie dzwoniłbym gdyby to nie było coś ważnego.
- Wiem, wiem, mów, co się stało.
- Otrzymaliśmy informacje o dziwnym liście do Karola Michalskiego.
Olgę zamurowało i przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.
- A raczej mam ten list w ręku – Jacek nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje w jej wnętrzu i mówił dalej – równie dobrze mogli od razu napisać kogo ma sprzątnąć i za ile. Bo to, że nie kryją się z zamiarami widać jak na dłoni.
- Przeczytaj mi ten list – poprosiła cicho Olga.
Jacek przeczytał i na chwilę zaległa cisza.
- On już wie? – zapytała.
- Tak. Powiedział, że nigdzie się nie wybiera i że najpewniej dostanie za to wyrok śmierci.
Odetchnęła z ulgą słysząc o tym, że Karol nie przyjął zlecenia, ale zdenerwowała się znowu myśląc, że grozi mu śmierć. I to gdzie? U niej na Więziennej Planecie. Niedoczekanie!
- Mamy kreta – przywrócił ją do rzeczywistości Jacek.
- To prawda. Taki list, to jawna prowokacja. Zgłosiliście to już prokuraturze?
- Chciałem najpierw z tobą porozmawiać, ale zaraz to zrobię.
- Powinnam natychmiast wracać do Karnego Miasta.
- Nie – powiedział krótko Jacek.
- Jak to nie?
- Jeśli spanikujesz odkryjesz wszystkie karty. Póki co, o liście wiem ja, mój sierżant, twój kapitan, sierżant, burmistrz i Karol. Niech na razie tak zostanie.
Myślę, że kret nie wiedział, co jest w liście, tylko go przekazał jako zbadany i ocenzurowany.
- Masz rację. Ale coś jeszcze mi przyszło do głowy.
- Co?
- Jeśli Karol dostanie wyrok śmierci, to zabójca będzie wśród nowych pracowników. Taką mam wizję. Nie sądzę, żeby ktoś ze starej ekipy dał się przekupić.
- Zbadamy każdy trop. Nie martw się.
- Za późno, będę się martwić dopóki nie znajdziemy winnych.
Odłożyła telefon i mruknęła.
- No i po miłym wieczorze.
 
 
 
Robert
Trzymał list do Karola w ręku i czytał go już po raz setny w nadziei, że znajdzie tam rozwiązanie problemu. Ktoś chciał faceta wyciągnąć z mamra, ale w dziwny sposób. Zazwyczaj działo się to przez prawników i sąd, a nie przez listy. Czy szykowali atak na Karne Miasto albo coś w tym tylu? To nie miało sensu, droga z Ziemi na Więzienną Planetę nie była łatwa i prosta. Samo dostanie się do tuby wymagało sforsowania nie tylko budynku, ale i piwnic. A nawet jeśli dostaliby się tutaj, to nie udałoby im się wyjść poza bazę przerzutową.
Czemu napisali tak otwarty list? Czy myśleli, że nikt go tutaj nie przechwyci? A może to było badanie gruntu. Kogoś na dole już mają w swoich rękach, ale na górze nie. Czy coś jeszcze przesłali? Może łapówkę? I czemu grozili Karolowi śmiercią, przecież powinni wiedzieć, że nie będzie mógł odpowiedzieć na ten list. Nawet jeśli by chciał, to nie było adresata. To znaczy był, ale trop okazał się fałszywy. Muszę coś postanowić. Ale nie mogę tego zrobić sam.
Ktoś zapukał do drzwi gabinetu. To był dyżurny.
- Burmistrz chce się z panem widzieć o 14 00.
- Dobrze, powiedz mu, że będę punktualnie.
Nie wiedział czemu, ale miał wrażenie, że powodem spotkania będzie właśnie ten list.
 
Tomek i Ania
Znowu został wysłany do rąbania drzewa. Nie był z tego za bardzo zadowolony, ale strażnik powiedział do niego.
- Ale zimą chcesz mieć ciepło w tyłek?
- No raczej.
- No to będziesz mieć tak ciepło, jak sobie drew narąbiesz. A zima już blisko, tutaj zaczyna się w październiku, czyli za miesiąc.
Tomek przestał marudzić i poszedł na stanowisko pracy. Tam jego poprzednicy zrobili dobrą robotę, bo wokół rosły ściany szczap, którymi niedługo wszyscy będą ogrzewać domy. Dzisiaj nie był sam. Pracowało z nim jeszcze kilku mężczyzn. Najwidoczniej należało przyspieszyć przygotowanie do zimy. Dowiedział się od nich, że po południu mają przyjść wyznaczone osoby, które będą rozwozić przydziały drewna do poszczególnych budynków.
- Samochodem? – zapytał.
- Nie. Na wózkach. Dwie osoby na jeden wózek. Nie będzie im ciężko, ale to żmudna robota. Lepiej jest łupać szczapy – powiedział jeden z mężczyzn.
I rzeczywiście około godziny 14:00 pojawiły się pierwsze wózki. Tomek na początku nie zwracał na to uwagi, ponieważ znajdował się po drugiej stronie sterty drewna, ale po jakimś czasie ta zmalała na tyle, żeby mógł zauważyć Anię.
Stanął jak wryty i patrzył na kobietę z zachwytem. Miała na sobie zielone spodnie i szarą lekką kurtkę. Na ręce nałożyła wielgachne rękawice, przez które łapała drewno i układała równo na wózku. Pomagała jej ruda sympatia Bartka. Obie kobiety były uśmiechnięte i  zadowolone z pracy.
Bezwiednie zbliżył się do równo ułożonych klocków i oprał się o nie. A kiedy zorientował się, co robi, było już za późno.
- Przepraszam – powiedziała cicho Ania – ale czy mógłbyś się przesunąć, chciałam wziąć to drewno.
- Oczywiście – Tomek odskoczył, jak oparzony – nie chciałem przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz – spojrzała na niego i szybko odwróciła wzrok.
Znał tysiąc sposobów, żeby zagaić rozmowę z dziewczyną, ale tym razem wszystkie zawiodły. A raczej wszystko wywietrzało mu z głowy.
Dlatego zdecydował się na:
- To wy prowadzicie Radio Mix?
- Tak. Ja i Agata.
- Lubicie to robić?
- Pewnie. To przyjemne zajęcie – uśmiechnęła się do niego lekko, spojrzała mu w oczy, ale szybko odwróciła wzrok.
- Muszę wracać do pracy. Miło było porozmawiać.
- Jak masz na imię – nie mógł się powstrzymać.
- Ania.
- Tomek.
- No to do zobaczenia Tomku – po czym się zaśmiała – pewnie za jakieś pół godziny.
Tomek się nie zaśmiał, stracił głos, a krew odpłynęła mu gdzieś, nie wiadomo gdzie. Ten śmiech powalił go w myślach na kolana. Ona musi być moja – jęknął w duszy. A w rzeczywistości skłonił głowę i odszedł do roboty.
Cieszył się, że pracuje fizycznie. Dzięki temu mógł wyrzucić z siebie nadmiar emocji, które nim targały po rozmowie z dziewczyną.
 
Nina
Układała w szafkach lekarstwa kiedy do gabinetu przyszła jej aktualna terapeutka. To była już druga, odkąd wypuścili ją do miasta. Tym razem trafiła na osobę po pięćdziesiątce, która wydawała się wyzbyta jakichkolwiek emocji i nie dała się w żaden sposób przez nią sprowokować. A próbowała na wszelkie sposoby, żeby utrudnić kobiecie życie. Nie na tyle jednak, żeby musiał interweniować kapitan straży. Nina wzdrygnęła się na samą myśl o tym człowieku.
- Nie przyszłaś na spotkanie – powiedziała spokojnym głosem bez wyrazu.
- Zapomniałam – powiedziała Nina.
- Nie sądzę, żeby można było zapominać o codziennych sesjach, które są zawsze o tej samej godzinie.
- Zapomniałam, bo się zapracowałam – uzupełniła Nina.
Terapeutka nie drążyła tematu tylko od razu przeszła do rzeczy.
- W takim razie odłóż teraz pracę i siadaj.
Skazana z niechęcią posłuchała polecenia.
- W ciągu tygodnia trzy razy złamałaś zasady Karnego Miasta.
- Niby kiedy? – oburzyła się Nina.
- Raz, nie przyszłaś na sesję, dwa spóźniłaś się do pracy przy murze o dwie godziny.
- Miałam wytłumaczenie, brzuch mnie bolał – wykrzyknęła Nina.
- I trzy, doprowadziłaś wczoraj do łez jedną ze skazanych.
- Co?! Niby kogo?! I kiedy?!
- Nie krzycz – upomniała ją terapeutka i powiedziała – chyba zapominasz, że tutaj wszystko jest nagrywane. A wczoraj przeprowadziłaś rozmowę z Anną, która prowadzi radio. Wyśmiałaś pomysł, czym naruszyłaś zasady tutejszego funkcjonowania. Nie musi ci się podobać to, co robią inni, ale nie masz prawa tego krytykować.
Nina wzruszyła ramionami.
- Wielkie mi co.
Terapeutka nie dała jej dokończyć, tylko powiedziała wręczając dokument.
- To pismo od kapitana, w którym informuje cię, że właśnie straciłaś drugą szansę. Została ci tylko jedna. Na twoim miejscu mocno bym przemyślała swoje zachowanie. Bo została ci tylko jedna, a potem nikt się nie sprzeciwi temu, że kapitan wystawi cię za bramę.
Nina nic nie powiedziała tylko tępo patrzyła na kobietę, ta dodała na koniec.
- A drapieżniki nie będą cię pytać o poglądy. Rozszarpią cię i zjedzą ze smakiem. Do widzenia.
Terapeutka wyszła, a Nina zerknęła na pismo.
„Karne Miasto 18 września 2096 rok.
Kapitan Straży Robert Zabłocki do więźniarki nr 2345 Niny Pachulskiej.
Straciłaś dwie szanse na poprawę, została ci tylko jedna.
W ramach rehabilitacji swojego zachowania masz osobiście i przy świadkach przeprosić więźniarkę nr 2356 Annę Liwską za swoje złośliwe opinie o Radio Mix. Na przeprosiny masz dwa dni. Dodatkowo będziesz stawiać się przy murze nie raz a dwa razy w tygodniu od 8:00 rano i będziesz pracować do zmroku. Czas trwania kary, do odwołania. Jeśli nie wywiążesz się z tych dwóch zadań stracisz ostatnią szansę i zginiesz rozszarpana przez drapieżniki za murami miasta.
Z poważaniem
Robert Zabłocki”
Nina zaklęła szpetnie.
- Co oni sobie myślą, że mogą sobie ze mną wszystko zrobić?
Wiedziała, że mogli. W domku na pustkowiu mogła zginąć, a życie tam wcale nie było żartem. Była zła, ale wiedziała, że musi podporządkować się do wytycznym kapitana.
 
 
Bartek i Agata
Bartek niósł duże paczki do sklepu z pamiątkami i był bardzo zadowolony z tego, że jego rzeźby cieszą się takim wzięciem. Tym razem przeszedł samego siebie i stworzył dwie kotowate rzeźby naturalnych rozmiarów. Był ciekaw, czy ktoś będzie chciał mieć coś takiego w domu. Tak się nad tym zamyślił, że zupełnie nie zauważył, że na jego drodze pojawiła się Agata. Ta też nie zauważyła Bartka, ponieważ wpatrywała się w kartki z tekstem do dzisiejszej popołudniowej audycji w radio. Szła chodnikiem zupełnie nie patrząc, co się wokół niej dzieje. Aż nagle znalazła się na ziemi. Kartki pofrunęły w powietrze.
Spojrzała przed siebie. Bartek oczywiście się nie przewrócił, ale pudła wypadły mu z rąk. Oboje zamarli. W końcu mężczyzna ocknął się pierwszy i wyciągnął rękę.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię.
Agata miała zamiar odtrącić jego pomoc, ale w końcu złapała go za dłoń.
Stanęli naprzeciw siebie i oboje głośno oddychali. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Ale jedno było pewne, że od razu wywietrzały im z głów wszystkie pretensje i złości.
- Tego – zaczął Bartek.
- Nie gniewam się – wypaliła Agata.
To go zaskoczyło. Myślał, że będzie miała pretensje. Już nie wiedział o co, czy o pocałunek, czy za milczenie. Kto wiedział, jakimi drogami chodzą humory kobiet. To proste zdanie całkiem go zaskoczyło. W końcu wydukał.
- Nie powinienem tego robić.
- Ale zrobiłeś i ja się nie gniewam. Może ja nie powinnam uciekać?
- Nie, dobrze zrobiłaś. Inaczej byłaby afera.
Zamilkli na chwilę.
- Agato – powiedział miękko, ta spojrzała mu w oczy – musisz mnie unikać.
Była zaskoczona.
- Ale dlaczego?
- Ponieważ jestem nieobliczalny. Nie jestem grzecznym chłopcem i nie umiem nad sobą panować. A ty potrzebujesz kogoś innego, na pewno nie takiego przestępcy, jak ja.
- A skąd ty tak dobrze wiesz, czego ja potrzebuję? – zapytała zaczepnie – a może mi się podobasz właśnie dlatego, że jesteś taki a nie inny?
- Skrzywdzę cię – powiedział szczerze.
- Czemu tak uważasz?
- Bo nie umiem inaczej.
- Myślę, że się mylisz. Gdyby tak było, nie ostrzegałbyś mnie przed sobą. Znasz siebie i znasz swoje słabości. A ja też nie jestem kryształowa. Mam swoje wady.
- Skrzywdzę cię.
- Tego nie wiesz. Ja też mogę ciebie skrzywdzić.
- O nie, nie ty.
Agata zaśmiała się widząc bezgraniczne uwielbienie w jego oczach.
- Bartek, nie jestem chodzącym ideałem. Powinieneś już to zauważyć. Robię gafę za gafą…
- Ale nie jesteś przestępcą.
Agata wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.
- Przestań się zamartwiać – powiedziała – jakoś to będzie.
Bartek stał zaskoczony, że aż musiał dotknąć dłonią śladu po pocałunku. Nie mógł uwierzyć, że to była prawda.
- Będę trzymał ręce przy sobie – obiecał.
- No ja myślę – zaśmiała się Agata.
Stali tak naprzeciw siebie jeszcze przez minutę, aż w końcu Agata przypomniała sobie, że za chwilę ma program w radio, na co Bartek również się ocknął, zebrał swoje pudła i rozeszli się do swoich spraw.
Serca obojga śpiewały ze szczęścia. Nie wiedzieli, jak będzie, ale ważne, że się pogodzili.
 
Nina i Ania
Na spotkaniu z terapeutką zapytała, czy ta pójdzie z nią do Ani, żeby być świadkiem jej przeprosin. Terapeutka zgodziła się, ale wzięła ze sobą jeszcze dwie osoby. Weszli do mieszkania Niny, która od razu się wściekła.
- Dlaczego ich pani wzięła?
- Mieli być świadkowie, nie świadek – przypomniała.
Nina klnąc pod nosem wyszła ze swojej kwatery i głośno zapukała do drzwi Ani. Ta otworzyła i mocno się zdziwiła widząc wykrzywioną złością twarz Niny oraz terapeutów.
- Czegoś państwo ode mnie chcą? – zapytała patrząc z niepokojem na wściekłą kobietę.
- Nina chce ci coś powiedzieć – powiedziała spokojnie terapeutka.
Ania spojrzała na Ninę, a ta powiedziała.
- Przepraszam, że skrytykowałam radio – i zamilkła.
Wszyscy stali w ciszy nie wiedząc, czy jeszcze coś doda, czy nie.
W końcu terapeutka uznała, że więcej się z niej nie wyciągnie, więc zwróciła się do Ani.
- Czy przyjmujesz takie przeprosiny?
- Tak, przyjmuję.
- Dziękuję. Proszę wracać do swoich spraw – po czym spojrzała na Ninę – a my jeszcze chwilę porozmawiamy.
Nina zacisnęła pięści, ale nic nie powiedziała wróciła z terapeutką do swojego mieszkania. 
 
Robert, Olga i Paweł
Umówili się we trójkę w bazie przerzutowej, z tym, że Olga nadawała z Ziemi.
Nie rozmawiali jednak przez oficjalne łącze, ale przez specjalne i zarezerwowane tylko dla najważniejszych pracowników więzienia.
Po zwyczajowych grzecznościach przeszli od razu do rzeczy.
- Ustaliłaś coś? – zapytała Paweł.
- Na razie nie. Poza tym siedzę cicho, ponieważ czekam na wyniki drugiego etapu naboru. Kiedy wybiorę nowy skład, wtedy prześwietlę ich, jak przez lupę. Kto wie ilu płatnych zabójców będzie w tej ekipie.
- U nas sprawdziliśmy już wszystkich pracowników – powiedział burmistrz – pozostaje nam jeszcze przesłuchanie więźniów, ale z tym zaczekamy na twój powrót. Nawet jeśli ktoś ma zlecenie, to i tak na razie czekamy, aż ktoś będzie próbował wyciągnąć stąd Karola.
- Fakt, list jasno mówi, że ma robotę, ale od niego zależy, co będzie dalej – zgodziła się Olga – w każdym razie ustaliliśmy z Jackiem, że zaczniemy szperać po naborze. Gdyby jednak coś się po drodze zdarzyło, dam znać.
- My również.
- A co na to wszystko Karol? – zapytała.
- Niezmiennie cię kocha i nie chce stąd odejść – powiedział Paweł. Olga zaczerwieniła się po koniuszki uszów.
- Paweł! To oficjalna rozmowa! – zganiła go.
- Oczywiście pani dyrektor, ale ja tylko cytuję jego słowa – śmiał się Paweł.
- Czyli ja też jestem zagrożona – zaniepokoiła się Olga – jeśli on się nie zgodzi, uderzą we mnie. Niedobrze.
- Na razie nic się nie dzieje – powiedział uspokajająco Robert – poza tym dałem wytyczne Jackowi, żeby ktoś cię cały czas pilnował.
- Naprawdę? – zdziwiła się.
- Tak. I twoją rodzinę też.
- Nie powinieneś tego robić. Tamci nabiorą podejrzeń.
- Absolutnie nie- zapewnił Robert – bo to nie są nasi ludzie. Tylko inni i nie pytaj kim są, bo ci nie powiem.
- Jesteś kochany.
- Nie ma za co – odparł sucho kapitan, którego krępowały takie teksty i zmienił temat – kiedy wracasz?
- W następnym tygodniu.
- To dobrze – wtrącił się Paweł – bo bez ciebie, wszystko tu się sypie.
- Tak, na pewno – zaśmiała się Olga.
- A żebyś wiedziała – powiedział Paweł – wracaj, jak najszybciej. Wtedy wszyscy odetchniemy. Nie tylko Karolowi na tobie zależy.
Olga prawie się popłakała ze wzruszenia.
- Dziękuję wam chłopcy za te ciepłe słowa.
- Nie roztkliwiaj się tak – wtrącił Robert – bo to oficjalna rozmowa.
Cała trójka zaśmiała się z tego żartu. Po chwili zakończyli rozmowę i każde wróciło do swoich spraw.
 
 
 
Karol, Bartek i Tomek
Jak zwykle spotkali się na głównym placu i o dziwo dwóch z nich miało dzisiaj ochotę pogadać.
- Pogodziłem się z Agatą – powiedział Bartek.
- A ja poznałem Anię – zaśmiał się Tomek.
- Dała mi szansę, nie skreśliła mnie tylko dlatego, że jestem nieokrzesanym dzikusem – cieszył się Bartek.
- Ania na razie nie wie o moim uczuciu, ale coś czuję, że się zaprzyjaźnimy – dodał Tomek.
- A ja zaraz puszczę pawia – sprowadził ich na ziemię Karol – zachowujecie się jak baby. Mało się ze szczęścia nie…
- To, że ty nie jesteś wylewny, to nie znaczy, że my też – przerwał mu Bartek – a jeśli chodzi o mnie, to znasz mnie, co mam w sercu, to i na języku.
- Czasami mógłbyś się w niego ugryźć – mruknął Karol.
- Sam się ugryź – burknął Bartek nagle zeźlony – a ja będę się cieszył, ponieważ już myślałem o sobie bardzo źle, tymczasem Agata dała mi szansę. Dlaczego miałbym o tym nie mówić?
- Bo jesteś facetem, a faceci nie piszczą jak panienki.
Bartek zrobił się czerwony na twarzy i napiął wszystkie mięśnie.
Tomek stanął między nim a Karolem. Wiedział, że nie ma szans z tymi typami, ale zaraz mogło się zrobić bardzo źle.
- Przesadziłeś – powiedział do Karola – mnie ta twoja gadka nie rusza, ale jak widzisz twojemu kumplowi zaraz para pójdzie z uszu.
Tomek czuł oddech Bartka na karku i aż mu włosy dęba stawały, kiedy pomyślał, że ten wielkolud miałby go uderzyć. Zmiótł by go z powierzchni ziemi i nawet by się nie zmachał.
Karol wyprostował się, co niewiele mu dało, bo nie był wysokim mężczyzną i spojrzał poważnie na Bartka.
- Przepraszam.
- Wiesz, gdzie możesz sobie to swoje przepraszam wsadzić?! – krzyknął Bartek.
- Wiem i masz rację, tam powinienem wsadzić wszystko, co powiedziałem.
Bartek sapał, jak parowóz, zaciskał pięści i ciskał przekleństwa, ale się nie ruszył.
- To, że ty nie masz emocji, nie oznacza, że wszyscy tak mają! – wydarł się tak głośno, że aż ludzie przechodzący obok nich zatrzymali się osłupiali, a dwóch strażników zaczęło iść w ich stronę.
- Masz zupełną rację – mówił spokojnie Karol.
- No! – burknął Bartek i odszedł zamaszystym krokiem. Ledwo powstrzymywał się, żeby nie uderzać w co popadnie.
- No to poprawiłeś nam humor – mruknął Tomek i też odszedł.
Tymczasem strażnicy podeszli do Karola.
- Wszystko w porządku?
- Tak. Ale to mnie odbierzcie przywileje, to ja go sprowokowałem.
- Nie my to ocenimy. Cała trójka stawi się za godzinę u kapitana. I to pan pójdzie poinformować kolegów.
- Dobrze – odparł Karol.
 
 
Ania i Agata
- Witajcie kochani z tej strony nadaje Radio Mix – powiedziała Agata do mikrofonu – dzisiaj mamy dla was coś specjalnego, coś co ucieszy was niezmiernie i dobrze nastawi na całe popołudnie.
- Agato, nie trzymaj naszych słuchaczy w niepewności, powiedz w końcu o co chodzi – śmiała się Ania.
- Masz rację, nie ma co przedłużać, bo czas antenowy krótki – zrobiła pauzę i zwróciła się do Ani – chociaż myślę, że to ty powinnaś o tym powiedzieć. W końcu maczałaś w tym palce.
W głośniku zabrzmiał perlisty śmiech Ani.
- Dobrze, dobrze, powiem. Kochani słuchajcie, udało nam się zorganizować krótki koncert z udziałem waszych dzieci. Piętnaście osób zagra i zaśpiewa dla was trzy piosenki rodem z Ziemi i dwie, które powstały w trakcie przygotowywania projektu.
- Co ciekawe – wtrąciła Agata – koncert będzie na żywo.
- To prawda, jesteśmy w szkole i właśnie wchodzimy do sali muzycznej, gdzie czekają na nas wykonawcy.
- Witajcie artyści – wykrzyknęła Agata.
- Dzień dobry Radio Mix – wykrzyknęły dzieci i młodzież.
W Karnym Mieście przerwano wszelkie zajęcia i zaczęto nasłuchiwać. Nawet praca przy murze została przerwana, żeby posłuchać pierwszego koncertu na żywo.
- Wszyscy gotowi?! – wykrzyknęła Agata.
- Tak! – odpowiedział im chór głów.
- No to START!
Ania miała już w ręku gitarę i zaczęła grać, po chwili doszły kolejne instrumenty i dzieci i młodzież zaczęła śpiewać.
Po każdym utworze na ulicach wybuchały oklaski, które muzycy przeczekiwali zanim zaczynali grać kolejny utwór. Po skończonym koncercie, Agata odezwała się jako pierwsza.
- Co za emocje. Co za emocje. Tego jeszcze w Karnym Mieście nie było. Możecie być dumni ze swoich dzieci, wy tego nie widzieliście, ale zaręczam, że dali z siebie wszystko.
Ania dołączyła do Agaty i odezwała się:
- Ale nie myślcie sobie, że to koniec, dzieci zapewniają, że będą szykować się do kolejnego występu i znowu będziecie mogli ich usłyszeć.
- A najlepsze jest to, że wszystko nagrałyśmy, więc będziemy wam codziennie puszczać jeden z kawałków, które dzisiaj były zagrane.
- Brawa dla dzieci i młodzieży.
Znowu na ulicy rozległy się oklaski.
- Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy – westchnęła Agata – nasz czas antenowy również zbliża się ku końcowi, ale pamiętajcie, że wrócimy wieczorem.
- A wieczornym wydaniu, nadal będziemy w koncertowym nastroju – dodała Ania.
- Ale nie tylko, ponieważ przygotowałyśmy kolejne niespodzianki.
- Do usłyszenia! – wykrzyknęły obie i zakończyły nadawanie.
 
 
Robert, Tomek, Karol, Bartek
Kapitan ustawił ich, jak uczniaków w szeregu, jak na dywaniku u dyrektora. Stali ze spuszczonymi głowami i czekali na karę. Robert zaśmiał się w duchu, bo rzeczywiście cała trójka wyglądała, jak uczniowie, którzy coś przeskrobali.
- Zakłóciliście spokój – powiedział poważnie.
- To moja wina – odezwał się Karol – oni nie zasłużyli na karę.
- Nie, nie, to moja wina, powinienem panować nad emocjami – sprzeciwił się Bartek.
- To moja wina, bo nie powstrzymałem ich, zanim było za późno – dodał Tomek.
A potem zaczęli się między sobą kłócić o to, kto powinien ponieść karę, także o mały włos, a znowu by zaczęli krzyczeć.
- Spokój! – Robert huknął pięścią w stół.
Mężczyźni od razu zamilkli i wpatrzyli się w kapitana.
- Jedyny plus całej sytuacji jest taki, że w końcu zaczęliście za sobą stawać i bronić kolegów. To mnie cieszy, ale nie mogę pozwolić na zakłócanie porządku. Nie wiem o co wam poszło i nic mnie to nie obchodzi. Ale tracicie w tym miesiącu prawo do jakichkolwiek przywilejów i dodatkowo odrobicie po dwie dodatkowe godziny przy murze. Czy to jasne?
- Tak – bąknęli.
- Możecie iść.
Mężczyźni wyszli z budynku straży, podali sobie ręce i każdy poszedł w swoją stronę.
 
Tomek
Miał dosyć rąbania drewna, ale grafik pracy był nieubłagany i zostawiał mu tylko jeden dzień na jazdę samochodem i jeden dzień przy murze. Najwidoczniej to było ważniejsze. Humor psuł mu również fakt, że tylko raz widział Anię przy rozwożeniu drewna. Bez większego przekonania łupał kawałki drewna. Dobrze, że chociaż słyszał jej głos w radio. No i ten koncert… Nie było go wśród osób, które udały się do sali muzycznej, ale plotka rozniosła się szybko i dowiedział się, że to właśnie ona przygotowywała dzieci i młodzież do występu. To była kolejna rzecz, której się o niej dowiedział. Była piękna, mądra, utalentowana. A on? A on był złodziejem i bawidamkiem. Czym on mógł się pochwalić. Nie miał żadnych zainteresowań. Wszystko czego się do czasu więzienia uczył czy dowiadywał było mu potrzebne tylko do kolejnych przekrętów. Lubił jeździć samochodami. Lubił się nawet ścigać, ale czy to było, coś twórczego? Coś pięknego? Nie. Czuł, że jego szanse u Ani maleją.
A nawet nie zaczął jej podrywać. Bo, co ona mogła w nim zobaczyć? Nie miał nawet wyższego wykształcenia, ledwo skończył szkołę średnią.
Złapał kolejny kloc drewna i westchnął.
„Gdzie podział się mój optymizm? Jeszcze wczoraj serce trzepotało mi w sercu i czułem, że mogę wszystko. A dzisiaj? – westchnął – nie mam u niej szans.”
Wyprostował się, zmarszczył brwi i powiedział sam do siebie.
- O nie, nie mogę tak myśleć. Uda mi się z nią. Nie może być inaczej.
I nie zastanawiając się już więcej nad swoimi rozterkami z nowym zapałem wrócił do rąbania drewna.
 
Karol i Bartek
Bartek zapukał do kwatery Karola. Ten otworzył drzwi i wpuścił go do środka. Usiedli w kuchni przy stole i zaczęli rozmawiać.
- Przepraszam za mój wybuch – powiedział na wstępie Bartek.
- To ja przepraszam, za to, że zbagatelizowałem twoje uczucia do Agaty.
Bartek machnął ręką i powiedział.
- Nieważne. Lepiej powiedz mi, co cię gryzie.
- Mnie? – zdziwił się Karol.
- Znam cię, coś cię mocno uwiera.
- Brakuje mi pani Olgi – wzruszył ramionami Karol.
- To też, ale obserwuję cię od kilku dni i widzę, że znowu zrobiłeś się spięty i ostrożny. Coś ci grozi?
Karol zdziwił się spostrzegawczością kolegi, nie sądził, że ktokolwiek jest w stanie wyłapać zmiany w jego zachowaniu. Z drugiej strony mieszkali jakiś czas razem, znali się.
- Nie mogę ci powiedzieć – Karol zdecydował się na szczerość.
- Nie ufasz mi? – zdziwił się Bartek.
Karol spojrzał poważnie na kolegę.
- Ufam. Jesteś jedyną osobą, no może oprócz pani Olgi, której zaufałem – machnął ręką. Z pozoru niedbale, ale Bartek zrozumiał, że chodzi o to, że wszędzie są podsłuchy – ale czasami lepiej, żebyś wszystkiego nie wiedział. Bo to ciebie nie dotyczy.
Bartek pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Masz rację. Jeśli to miałoby mi zaszkodzić, to lepiej nic nie mów. Nie powinienem się wtrącać w twoje sprawy.
- Idź już. Nie mam nastroju do gadania.
Bartek wstał i bez słowa wyszedł z kwatery.
 
Olga
Wróciła do Karnego Miasta i dopiero wtedy poczuła się bezpiecznie.
Zanim się rozpakowała, podeszła do barku i nalała sobie porządną dawkę alkoholu, którą jednym haustem wypiła. Usiadła na kanapie i odetchnęła. Dwutygodniowe napięcie pomału zaczęło ja opuszczać.
Czas naboru nowych pracowników, który zazwyczaj był dla niej bardzo przyjemny zamienił się w horror, ponieważ każdego kandydata na pracownika podejrzewała o najgorsze. Ci co przeszli drugi etap zostali poddani badaniom i inwigilacji. Tak samo ich rodziny. Jak nigdy, cieszyła się, że tylko pięć osób spełniło w stu procentach warunki do zatrudnienia w Karnym Mieście. Jeden lekarz, dwie psychoterapeutki i dwóch strażników. Resztę odrzuciła, bo na teście kompetencyjnym i rozmowie nie przekroczyli progu 95%.
Miała nadzieję, że tylko wśród odrzuconych znajdował się potencjalny zabójca.
Służby zapewniły ją, że nowi pracownicy są czyści i że może ich bez obawy wziąć na Więzienną Planetę. Zgodziła się na to, ale też postanowiła trochę przedłużyć im czas oczekiwania. Zazwyczaj nowi pracownicy pojawiali się mniej więcej po miesiącu od rekrutacji. Tym razem wydłużyła ten czas do dwóch miesięcy, tłumacząc, że nie każdemu wystarczy miesiąc na przygotowanie się do wyjazdu. Dodatkowo wysłała ich na kursy doszkalające. Normalnie mieliby je już w Karnym Mieście, ale nie chciała ryzykować. Dwa miesiące, to dobry czas, żeby się im przyjrzeć, poznać i ewentualnie wyłapać nieprawidłowości. Za to Jacek Olechowski miał za zadanie złapać kreta na Ziemi.
- A ja będę go też szukać tutaj.
A najgorsze jest to, że nie mogę przerwać napływu turystów, byłoby to podejrzane.
-Jedyne, co mogę zrobić, to nie pozwolić im chodzić po mieście, tylko od razu wysyłać, tam dokąd chcieli się udać.
Najchętniej by teraz się położyła do łóżka i nie wstała, póki wszystko się nie wyjaśni, ale wiedziała, że nie mogła tego zrobić. Zwłaszcza, że ledwo postawiła stopę w Bazie Przerzutowej, a od razu mnóstwo osób chciało się z nią spotkać.
Jeszcze dzisiaj miała urlop, dlatego wybrała tylko te spotkania, które nie wymagały pracy.
 
Ania
Weszła do sali muzycznej i zdziwiła się, że panuje w niej cisza. Dzieci i młodzież zamiast rozmawiać i śmiać się, wpatrywali się w nią, jak w obrazek. Czekali na ocenę z koncertu. Wiedzieli, że nie byli doskonali, kilka osób pomyliło nuty, jednej osobie wypadł smyczek, a kilku solistów zapomniało tekstu.
Siedzieli poważni i czekali na burę.
„Czyżby wyczuwali we mnie perfekcjonistkę?” – zmartwiła się Ania. Stwierdziła, że mogła się powstrzymać przed robieniem min. No i po koncercie pochwaliła ich krótko i musiała wracać do audycji radiowej. A potem nie miała możliwości porozmawiania, ponieważ salę wypełnili rodzice, nauczyciele i całkiem postronne osoby, które koniecznie chciały zobaczyć, kto tak pięknie dla nich grał. Ten czas wykorzystały z Agatą na robienie wywiadów. A potem ludzie dowiedzieli się, że to ona ich przygotowywała do koncertu, więc musiała odpowiedzieć na kilka pytań. Kiedy cały rwetes minął, nikt prócz Agaty nie został w pomieszczeniu.
- Dzień dobry – powiedziała, jak to ona spokojnym i opanowanym głosem.
- Dzień dobry – odpowiedziały cicho dzieci.
- Czy coś się stało? – zapytała, chociaż wiedziała, o co chodzi.
- Jest pani na nas zła? – zapytał jeden nastolatek.
- Nie byliśmy najlepsi – dodała dziewczynka.
- Ja przepraszam, ale z nerwów zapomniałam słów – dodała inna.
Ania pokiwała głową i przez chwilę zastanawiała się, co powiedzieć.
W jej przeszłym życiu nie było miejsca na pomyłki. Zmartwiła się tym, bo musiała to nieświadomie przekazywać dzieciom. Co miała im powiedzieć? Co sama chciałaby usłyszeć? Zdecydowała się na:
- Jestem z was dumna i nigdy w to nie wątpcie.
- Ale było tyle pomyłek – odezwała się kolejna osoba.
- To jest nieważne. Ważne jest to, że zagraliście, że zaśpiewaliście, że ludziom się podobało. To był wasz pierwszy występ. Nie ma idealnego debiutu. A nawet jeśli zdarzy się to przy waszym 20 koncercie, myślicie, że ludzie przez to przestaną was słuchać i lubić? Nigdy. Całe Karne Miasto mówi tylko o was. Cieszcie się sukcesem. Wasi rodzice puchną z dumy, ja też puchnę z dumy.
Młodzież odetchnęła i lekko się ożywiła.
- Czyli będziemy dalej ćwiczyć?
- Oczywiście. Tylko mamy jeden problem – uśmiechnęła się do nich.
- Jaki?
- Nie mamy nazwy.
- Nie ma sprawy, zaraz coś wymyślimy – podchwyciła młodzież.
Ania odetchnęła. Udało jej się wybrnąć z trudnej sytuacji.
Mimo, że wewnątrz stara Ania usiłowała krzyczeć, że to co oni zrobili, to była porażka, ale nowa Ania cieszyła się z tych pomyłek, bo to pomagało jej samej uznać, że nie jest perfekcyjna i że nie udało jej się przygotować idealnie koncertu. I wcale jej to nie martwiło.
Ta myśl ją zaskoczyła.

 Kolejny odcinek 30 maja

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"