Co u mnie słychać?

 

Jak zauważyliście wróciłam już z Jastarni i zajęłam się bieżącymi sprawami domowymi. Mówię serio. Miałam leżeć i nudzić się, tymczasem odgruzowywałam dom po mini remoncie. Skończyłam to robić dwie godziny temu i tak, w sobotę i niedzielę będę leżeć i nic nie robić. Nie będę też odbierać telefonów, smsów i innych komunikatorów. Po prostu wyłączę się na dwie doby i będę się wyciszać. Nie oznacza to, że ten tydzień był zły. Był bardzo miły i fajny, ale ja czasami, po prostu chcę pobyć sama ze sobą i zająć się…, sobą. Nooo, będę jechać jeszcze na PSZOK, ale to normalne po remoncie, że trzeba to i owo wywieźć, Ile to człowiek przez lata nazbiera badziewia, a potem ma problem z jego upłynnieniem.

Miałam wrócić w tym tygodniu na siłownię, ale nie udało mi się tego zrealizować ze względu na gimnastykę w domu przy sprzątaniu, na więcej mi sił nie starczyło. Ale i tak jestem z siebie dumna, ponieważ nie zrezygnowałam z moich 5 kilometrowych spacerów. Jedynie w środę sobie to darowałam, ale i tak mam na opasce z tego dnia prawie 12 tysięcy kroków. Także, tak czy tak plan został wykonany. W środę miałam towarzyskiego grilla u mnie pod orzechem i wiecie co? Nie wiedziałam, że może być coś takiego, jak problem z utrzymaniem żaru w rozpalonym grillu. Nie wiem o co chodziło? Coś nie tak było z powietrzem albo ciśnieniem, nie wiem, nie znam się. Ale pierwszy raz w życiu z czymś takim się spotkałam, że rozpalony węgiel drzewny „dusił się” i gasł. W końcu pomógł odkurzacz, który odwrotnie podłączony wzniecił porządny żar. I dobrze, bo wszyscy byliśmy już bardzo głodni.

Kończą się moje wakacje, od poniedziałku wracam do pracy, chociaż będzie to czas luźnej roboty,  jeszcze praktycznie bez uczniów i lekcji. Staram się jeszcze nie myśleć o powrocie do szkoły i tak, jak Scarlett O’Hara z „Przeminęło z wiatrem”, powtarzam sobie: Pomyślę o tym jutro.:)

A dokładniej w niedzielę.

Niestety praca już sobie o mnie przypomniała i kontaktowała się ze mną dzisiaj kilkukrotnie. A ja mam zamiar rozkręcić się dopiero w poniedziałek. Na razie nic mnie nie obchodzi rozpoczęcie roku szkolnego, rady pedagogiczne czy poprawki. Ja jeszcze mam wakacje. Oczywiście kocham moją pracę, ale zacznę tę miłość wyznawać dopiero w poniedziałek. Tymczasem odpoczywam, piszę, czytam i nareszcie nie sprzątam. Miałam w tym tygodniu robić jeszcze pierogi, ale sił mi już zabrakło. Wystarczy, że w końcu po kilku latach przerwy udało mi się zrobić ogórki kiszone. Jestem z siebie dumna, chociaż swojego rekordu nie pobiłam. Kiedyś 46 słoików, we wtorek tylko 24. Ale po co mi więcej i tak ich szybko nie przejem. Ale cieszę się, że je zrobiłam, ponieważ nawet najlepsze sklepowe nie mogą się równać z tymi domowymi.

Jak widzicie, moje życie jest pasjonujące i pełne zwrotów akcji. Dziękuję tym, którzy dotrwali do końca tego postu:).:)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"