Więzienna Planeta - odc. 36
Robert
Stał z dużą kartką w ręku i drapał się po głowie.
- No i co tam szefie? Jakie ustalenia? –
dopytywał sierżant.
- Musimy odgrodzić część turystyczną od naszej.
Dobrze by było zrobić też osobną strefę dla bazy przerzutowej.
- Pan burmistrz powiedział, że wszystkie przybyłe
lub wyjeżdżające osoby mają przebywać w bazie nie dłużej niż godzina. I trzeba
zrobić tak, żebyśmy się z nimi jak najmniej stykali.
- Wiem, wiem, ale to już będzie sprawa dyżurów i
rozkładu podróży. Mnie na razie interesuje, gdzie zrobić granicę.
- Sklepy muszą być dostępne dla turystów –
podpowiedziała druga sierżant.
- Albo zrobić niedaleko hotelu pasaż – dodał
sierżant.
- I karczmę – prześcigali się w pomysłach.
Robert dumał przez chwilę.
- To było by niegłupie. Takie sezonowe sklepiki,
jakiś bar i miejsce rekreacji, to było by fajne, ale nie mamy aż tylu ludzi do
obsługi.
- Ale pomysł niegłupi, prawda? – dopytywał się
sierżant.
- Masz rację, niegłupi – odparł z roztargnieniem
Robert.
Bartek i
Agata
Zaprosił ją do warsztatu, ale znali przepisy i
spotkali się pod drzwiami. Tam, Bartek wręczył Agacie plik papierów. Ta wzięła
je od niego i dowiedziała się, że stał się właścicielem tej działki i dostał
pozwolenie na budowę domu.
- To cudownie – powiedziała cicho.
- Nie cieszysz się? – popatrzył na nią poważnie.
- Cieszę się – zapewniła i oddała mu dokumenty.
- Ale?
- Co ale – powtórzyła speszona.
- Agato, przecież widzę, że jesteś zdenerwowana.
Czy ty…, czy ty nie chcesz ze mną być? – mówił urywanym głosem.
Agata wzięła się w garść.
- Chcę, oczywiście, że chcę, tylko to mnie trochę
przerasta. Ta odpowiedzialność, to dorosłe życie, wspólne… - spojrzała mu w
oczy – ja nie wiem, czy temu podołam.
Już się bała, że zrobi je awanturę, że powie, że
jest niepoważna, że on dla niej się stara, a ona ma jakieś wątpliwości, czy coś
w tym guście, ale ponownie ją zaskoczył.
Objął ją delikatnie i powiedział.
- Agata, a ty myślisz, że ja nie mam obaw? Całe
życie byłem lekkoduchem, nie myślałem o przyszłości, a już na pewno nie o
małżeństwie. Ale potem myślę sobie, że przecież się kochamy, że przecież o to
nam właśnie chodzi, żeby być ze sobą. I że będziemy we dwoje ciągnąć ten wózek.
- No tak, ale, to ty wszystko załatwiasz,
działasz, a ja mam wrażenie, że nic w nasz związek nie wnoszę.
Roześmiał się serdecznie.
- Oszalałaś? Przecież ty zdecydowałaś, który plan
ci się podoba. To ty mnie nakręcasz do działania.
- Tylko jestem i pachnę – prychnęła.
- No i to mi wystarczy – zapewnił ją i pocałował.
Po czym dodał – dbasz o mnie bardziej, niż jakakolwiek kobieta. Pamiętasz o
mnie, przywozisz mi zdjęcia, martwisz się, żebym nie łamał zakazów. No i mnie
kochasz, a to mi w zupełności wystarczy.
- I masz do mnie cierpliwość – poddała się.
- A ty do mnie.
- Ale ja większą.
- Wyjdziesz za mnie?
- A gdzie pierścionek.
Odsunął się od niej i uklęknął na jedno kolano. W
ręku trzymał ładne, czerwone pudełeczko. Nic nie powiedział, tylko na nią
patrzył.
- Tak. Wyjdę za ciebie – powiedziała i jej oczom
ukazał się najpiękniejszy pierścionek, jaki w życiu widziała.
Nina
Mat miał się co raz lepiej, jeszcze nie chodził
samodzielnie, ale ewidentnie szło ku lepszemu. Pani Kasia widząc, że Mat ma
dobry wpływ na Ninę, oddelegowała ją do pchania jego wózka podczas spacerów.
Było jeszcze za zimno, a śnieg nie odpuszczał, więc robili kilka kółek po
przychodni i wracali do jego pokoju. Tam Nina pomagała mu w codziennych
ćwiczeniach wzmacniających, a potem szła do innych obowiązków. Ten czas
spędzony razem upływał im bardzo szybko. Za szybko.
Ninę zaskoczyła ta myśl. Nie pamiętała kiedy
chciała być blisko drugiej osoby, zwłaszcza mężczyzny, ale Mat miał coś takiego
w sobie, co ją uspokajało. Zawsze myślała, ale to pewnie przez filmy, że ludzie
z buszu, są dzicy, nerwowi i nie potrafią zachowywać się, jak normalni ludzie.
Mat uświadomił jej, że to głupota, ponieważ w lesie przede wszystkim trzeba
zachować ciszę i spokój. Dodatkowo trzeba mieć dużo cierpliwości, gdyż czasami
trzeba długo stać w bezruchu i tylko nasłuchiwać czy nie zbliża się jakieś
zwierzę. Zawstydziła się swojej niewiedzy, ale zapewnił ją, że się nie gniewa i
że dzięki jej pomyłce mógł z nią dłużej porozmawiać.
Teraz Nina leżała w swoim łóżku i wspominała
wspólnie spędzone chwile. Poczuła coś w sercu i w dole brzucha. Czyżby motyle?
- Niemożliwe – szepnęła zawstydzona.
Ania i
Tomek
Spotkali się rankiem, kiedy szli do pracy. Ania
jak zwykle do szkoły, a on na mur. Zdziwiła się, kiedy jej powiedział, gdzie
się wybiera.
- No cóż – odparł zakłopotany – zostałem głównym
brygadzistą i odpowiadam za wszystko, co się tam będzie działo.
Ania aż otworzyła usta ze zdumienia.
- To wspaniałe – rzekła – na pewno będziesz
świetnym zarządcą.
- Mówisz? – ni to ironizował, ni to powiedział
poważnie.
- Oczywiście. Wszyscy to wiedzą, tylko jakoś do
ciebie to nie dociera. Jesteś dobrym człowiekiem Tomku i umiesz kierować ludźmi
– pocałowała go w policzek.
- Czyli ci zaimponowałem? – Ania spojrzała na
niego zdziwiona.
- O czym ty mówisz? – odpowiedziała pytaniem.
Tomek stał i patrzył na nią niepewnie.
- No, czy w końcu ci zaimponowałem? Bo wiesz, do
tej pory miałem dosyć kiepskie fuchy…
- Tomek… - Ania przerwała i zastanowiła się, co
chce mu powiedzieć – Tomku. Ty mi od samego początku imponujesz.
- Ale czym?
- Swoim poczuciem humoru. Swoją siłą fizyczną i
wytrwałością. Tym, że ci się spodobałam, chociaż nadal nie wiem czemu?
- Jesteś najwspanialszą kobietą, jaką spotkałem w
życiu – powiedział i z trudem powstrzymał się od wzięcia ją w ramiona –
sprawiłaś, że chcę mi się być uczciwym człowiekiem. Tylko…, tylko byłem
przyzwyczajony do tego, że imponuję kobietom bogactwem, super furami i szerokim
gestem. A tymczasem od kiedy tu trafiłem, tylko rąbię drzewo, produkuje cegły i
czasami pojeżdżę starym gruchotem – zaśmiał się niepewnie.
- I bardzo dobrze- odparła Ania – ja natomiast
miałam bogactwo, pozycję i super furę, ale w rzeczywistości nie miałam nic.
Tutaj odkryłam piękno w prostocie życia i ludzi. Tomku, wszystko co robisz mi
się podoba. Wszystko, bo dla mnie najważniejsze jest to jaki jesteś dla mnie i
dla innych ludzi. A jesteś dla nich dobry. Ja nie miałam szczęścia mieć takiego
szefa, ani pracownika, ani takiej rodziny- głos jej się załamał. Tomek nie mógł
jej przytulić, ale poklepał ją po ramieniu.
- Dam ci rodzinę. Zobaczysz, będzie dobrze. Tylko
jeszcze musisz poczekać, aż zarobię na działkę i dom.
Ania uśmiechnęła się przez łzy.
- Wiem, że będzie dobrze, ufam ci.
Karol
W Instytucie Wynalazków napięcie sięgnęło zenitu.
Helikopter stał na dziedzińcu, piękny i nowy, jak spod igły. Pozostało jedynie
podłączyć silnik, który w laboratoryjnych warunkach działał bez zarzutów. Ale
tutaj wszystko mogło się zdarzyć. Karol wraz ze współpracownikami umieścili
silnik na miejscu, podłączyli wszystkie kable i czekali tylko na włączenie
maszyny.
Szef Instytutu usiadł za sterami, a obok niego
jeden z pracowników. Karol wraz z dwoma kolegami czekał przy otwartej klapie,
żeby obserwować zachowanie ustrojstwa i gotowy do ewentualnych poprawek. Szef
nacisnął guzik startu. I nic się nie zadziało. Wiedzieli jednak, że to jeszcze
nic nie znaczy. Może jeszcze mechanizm się dostrajał, może smary nie doszły
wszędzie, a może trzeba było nacisnąć coś jeszcze. Szef tym razem przytrzymał
guzik startu trochę dłużej, ale nadal nic się nie działo. Karol stanął na
płozie i zerknął do środka.
- Szefie, niech pan nie naciska tego niebieskiego
guzika, to nie zapłon. To radiostacja, która notabene na razie nie działa.
- To który mam nacisnąć?
- Zielony?
- Ja nie widzę tu nic zielonego.
Karol wskazał palcem.
- To jest kolor zielony?
- Tak. Dla mnie jest niebieski.
Karol podszedł do silnika, a szef nacisnął drugi
guzik. Motor zawarczał, tłoki zaczęły się kręcić i dźwięk czysto brzmiącego
silnika rozniósł się po całym dziedzińcu. Wszyscy krzyczeli z radości. Wszyscy,
oprócz Karola, który sprawdzał czy na pewno wszystko dobrze działa. Silnik, to
był dopiero początek. Potem trzeba było uruchomić skrzydła, dlatego szef
naciskał kolejne guziki i przestawiał kolejne dźwignie. Płaty skrzydeł
rozłożyły się na boki i zaczęły kręcić. Kto nie musiał stać przy śmigłowcu
umknął poza ich zasięg. Karol zamknął klapę i podniósł kciuk do góry. Szef
sięgnął za ster i podniósł go do góry. Helikopter uniósł się lekko nad ziemię i
prowadzony pewną ręką krążył wokół dziedzińca. Po kilku minutach szef odważył
się wznieść ponad budynki i przelecieć na plac przed więzieniem i szkołą. Tam
posadził swobodnie maszynę na ziemi i wszystko wyłączył. Pracownicy dobiegli do
niego i wśród głośnych krzyków, gratulowali sobie sukcesu.
Mieszkańcy Karnego Miasta dołączyli do nich i
rozpoczęła się spontaniczna feta, której nie przerwał ani burmistrz ani pani
dyrektor więzienia.
Wszyscy znali wagę uruchomienia kolejnej maszyny.
To dawało im większą mobilność i częstsze loty w różne strony Więziennej
Planety.
Olga podeszła do umorusanego Karola, który
przywitał ją słowami.
- Czy wyjdzie pani za mnie, choćby jutro?
- Wyjdę za ciebie i dzisiaj – zaśmiała się Olga i
przytuliła do narzeczonego.
Ania i
Agata
- Witaj Karne Miasto – powitała wszystkich Agata
– mam nadzieję, że dobrze spaliście i jesteście gotowi na kolejny piękny dzień.
- Z pewnością wszyscy są gotowi do pracy na murze
– zaśmiała się Ania – dzisiaj wyruszy tam pierwsza ekipa i wznowi budowanie nam
bezpiecznego azylu.
- A ty od razu o pracy! – przerwała jej Agata – a
przecież są ważniejsze informacje.
- Masz rację – przyznała Ania – zatem powiedz
swojego newsa Agato.
- Pan burmistrz ogłosił święto z okazji
uruchomienia nowego helikoptera i zgodził się na imprezę w szkole.
- Taneczną – śmiała się Ania – dlatego szykujcie
wygodne buty i stroje, gdyż…
- Już w sobotę od godziny 15:00 wszyscy się
bawimy…
- Niestety, oprócz warty na starym murze –
wtrąciła Ania.
- Ale doniesiemy im ciasto i napoje – śmiała się
Agata.
- Tymczasem my postaramy się o dobrą muzykę oraz
gry i zabawy.
- Pani dyrektor powiedziała, że ufunduje nagrody
dla zwycięzców.
- Warto będzie o nie powalczyć, gdyż wśród nich
są nie tylko słodycze czy darmowa herbata w karczmie, ale i przepustki,
dodatkowy przywilej, czy w przypadku jednej konkurencji…
- Bardzo trudnej i wymagającej – wtrąciła Agata.
- Trzy osoby będą mogły skrócić swój wyrok.
Osoba, która zdobędzie pierwsze miejsce – miesiąc, drugie miejsce – trzy
tygodnie, a trzecie – dwa tygodnie. Myślę, że gra jest warta tej nagrody –
powiedziała Ania
- Ale zapomniałaś powiedzieć, że tańczymy od
15:00, ale świętujemy już od 10:00 rano. Bo właśnie wtedy zacznie się
najważniejsza konkurencja, która może skrócić wam wyrok.
- Można też wygrać go dla męża albo żony – dodała
Ania.
- No i tyle zdołałyśmy zmieścić w czasie
antenowym. Tymczasem na razie żegnamy się piosenką i do zobaczenia po południu.
Robert i
Lulu
- Mama przesyła pozdrowienia i prezent –
powiedział do niej na wstępie.
- Prezent? Dla mnie? – dziwiła się Lulu – ale
dlaczego?
- Ponieważ jest szczęśliwa, że mnie usidliłaś.
Lulu zaśmiała się niepewnie.
- Trudno w to uwierzyć.
- Dlaczego?
- Ponieważ moja mama nienawidzi wszystkich
dziewczyn mojego starszego brata.
- Naprawdę? Dlaczego?
Lulu wzruszyła ramionami.
- U nas to normalne.
Robert nie ciągnął tematu tylko podał jej małe
pudełeczko. Lulu rozpakowała je i znalazła w środku krótki liścik i rękawiczki
robione na drutach.
„Żebyś nie marzła” – brzmiała wiadomość.
- To bardzo miłe – powiedziała dziewczyna i się
rozpłakała. To zdezorientowało Roberta, który nie wiedział, dlaczego Lulu
zamiast się cieszyć, płacze.
- Kochanie? Co jest? – pytał.
- Bo nigdy nie dostałam tak pięknego prezentu –
rzuciła mu się na szyję i ściskała mocno – podziękuj mamie.
- Nie dam rady, bo mnie udusisz – wydukał.
Dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Nie uduszę, nie mam tyle siły.
Ania
- Uwaga, uwaga Karne Miasto. Jak mnie słyszycie?
Mam nadzieję, że dobrze. Tak, wiem, że zaczęłam dziesięć minut wcześniej, ale
muszę wam szybko coś powiedzieć zanim dotrze tu Agata – mówiła podnieconym
głosem Ania.
- Ostatnio nie tylko urodziły się w naszym
mieście dzieci, ale i szykują się dwa śluby. Dwie szczęśliwe panie powiedziały
„TAK” swoim wybrankom, a panowie nie mniej szczęśliwi wzięli się już za budowę
domu. A tymi parami są… – na to wpadła do studia Agata i krzyknęła.
- Jeśli to powiesz, to cię zabiję – krzyczała,
ale nie rozłoszczona, raczej zawstydzona i jednocześnie radośnie podniecona.
- Słyszeliście? W radio Agata mi grozi śmiercią,
a w tym miejscu, to jest bardzo niestosowne.
- Cicho bądź – piszczała Agata i próbowała
wyłączyć mikrofon.
- Słyszycie właśnie jedną ze szczęśliwie
zaręczonych kobiet. Czyli Agatę, która powiedziała TAK naszemu miejscowemu
rzeźbiarzowi Bartkowi. Wszystkiego najlepszego dla nich – śmiała się Ania –
drugą parę poznacie po piosence, o ile tej chwili dożyję – wcisnęła guzik i
powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Ale jesteś szybka.
- Jesteś okropna – niby dąsała się Agata.
- Nie jestem, jestem normalna i pracuję w radio.
Od tego jesteśmy, podajemy różne informacje.
- Ale o mnie nie musiałaś – oczy jej się świeciły
z radości.
- Przestań udawać, że cię to nie cieszy.
- Cieszy mnie, ale mogłaś ze mną wcześniej
porozmawiać.
- Jesteśmy dziennikarkami, łapiemy się za każdą
sensacje w mieście – obie zaczęły się śmiać.
- No dobrze, nie gniewam się – powiedziała Agata
– ale o pani Oldze i Karolu, to ja już powiem, dobrze?
- Dobrze.
Nina
Mat i Nina siedzieli na korytarzu przychodni i
rozmawiali. On skończył właśnie rehabilitację i odpoczywał, a ona, jak zwykle
mu asystowała. Mężczyzna opowiadał jej coś, ale w pewnym momencie przerwał i
powiedział do niej.
- Jesteś nieobecna duchem.
- Co? – Nina ocknęła się z zamyślenia – słucham
cię, słucham.
- Nie słuchasz – zaśmiał się Mat, a Nina spłonęła
rumieńcem.
- Masz rację, nic nie słuchałam, a to dlatego, że
za kilka dni przybędą tu moi rodzice i strasznie się tym denerwuję.
- Dlaczego? Powinnaś się raczej cieszyć.
Nina spojrzała na niego smutno i odparła.
- Kiedy byłam na Ziemi mocno narozrabiałam, gdyby
tak nie było, nie byłoby mnie tu. Ale to jedno, a drugie, że ja nie chciałam
ich znać.
Umilkła i czekała, aż Mat coś powie, ale on
milczał i czekał, aż ona się przed nim otworzy. Nina podjęła decyzję i wszystko
mu opowiedziała, nawet o tym facecie, który ją skrzywdził.
- No, a oni mi przebaczyli – kończyła opowieść –
i chcą się ze mną zobaczyć. A ja nie wiem, jak im spojrzę w oczy.
Zamilkła smutna. Mat zastanawiał się, co ma
powiedzieć, od czego zacząć. Nie spodziewał się po niej takiej historii.
- Co? Przerosło cię to? – pytała smutno Nina –
jeśli teraz wstaniesz i odejdziesz, w ogóle mnie to nie zdziwi.
Chłopak milczał.
- Ja sama sobą gardzę i nie wymagam od ciebie,
żeby było inaczej.
Mat odetchnął głęboko i powiedział.
- Po pierwsze, nie wstanę i nigdzie nie pójdę,
mogę co najwyżej odjechać na wózku. Po drugie, nie gardzę tobą i ty też już
sobą nie gardź.
- Ale słyszałeś moją historię. Czy ona w ogóle
cię nie rusza?
- Rusza – przyznał – ale nie tak, jak myślisz. Ja
w tej historii widzę skrzywdzoną dziewczynę, która zrobiła kawał dobrej roboty,
żeby stać się na powrót normalną.
Nina poderwała się z miejsca i zaczęła chodzić w
tę i z powrotem po korytarzu.
- Mówisz, to tak, jakby to było igraszką, jakbym
nie siedziała w więzieniu, jakbym…
- Usiądź – poprosił spokojnie. Odruchowo go
posłuchała. Mat wziął ją za rękę i mocno uścisnął.
- Dla mnie jesteś aniołem, który pomaga mi dojść
do zdrowia.
- Mat, ty chyba oszalałeś – wybuchła Nina – ja
aniołem? Skrzywdziłam tyle osób…
- Przestań natychmiast – przerwał jej. Nina
zamilkła – dla mnie jesteś aniołem i tego się trzymaj.
Pocałował ją w rękę.
- Dziękuję – powiedział cicho – za twoją opiekę,
ale i za to, że powiedziałaś mi prawdę o sobie. Teraz zobaczysz. Będzie tylko
lepiej.
- Skąd… - położył jej palec na ustach.
- Już nic nie mów. Posiedźmy w ciszy.
On chciał siedzieć w ciszy, a ona miała ochotę go
walnąć w ucho i powiedzieć jeszcze wiele rzeczy, ale nie zrobiła tego, ponieważ
zamarła. Mat objął ją ramieniem i przytulił. Cała zesztywniała, ale on tego nie
skomentował. Siedział z zamkniętymi oczami i lekko się uśmiechał.
- Muszę wracać do pracy – spróbowała jeszcze
walczyć.
- Nie musisz, dyżur skończyłaś dziesięć minut
temu – spojrzał na nią miękko – a teraz odetchnij, przytul się i o nic się nie
martw.
Tak bardzo się bała stracić ponownie kontrolę nad
swoim życiem, że w pierwszym odruchu chciała uciec, ale gdy on tylko poczuł ten
lekki ruch, mocniej ścisnął ją za ramię. Człowiek lasu czuł więcej niż zwykli
ludzie, wiedział co jej w duszy gra. Ale nie zamierzał jej puszczać dopóki się
nie uspokoi. Pewnie, to trochę potrwa, ale on miał czas, nigdzie się nie
spieszył. Na razie musiał pogodzić się z tym, że przytula sztywny kołek.
Wiedział jednak, że z czasem to się zmieni, już on o to zadba.
Robert i
Olga
Robert wszedł do Bazy Przerzutowej i zdziwił się widząc tam Olgę.
- Miało cię tu nie być - powiedział zamiast przywitania.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale jestem dyrektorem więzienia i wypada mi być przy przerzucie
więźniów z Ziemi.
- W takim razie po co robiłem strefy dla turystów, skoro i tak tu
jesteś? Bardziej narazić się już chyba nie możesz.
Olga zauważyła, że przyjaciel się zdenerwował.
- Dziękuję, że się o mnie martwisz, ale dzisiaj nie będziemy witać
żadnych turystów. A więźniowie śpią.
Robert podrapał się w głowę.
- Niby tak, ale lepiej chuchać na zimne.
- Sugerujesz, że któryś może udawać sen?
- A ja wiem?
- Jeśli tak będzie, to znak, że kret jest w naszych szeregach. I a
wtedy podejmiemy drastyczne kroki.
- Jakie?
- Wyłączymy bazę i zerwiemy kontakt z Ziemią.
Nagle rozległ się dźwięk alarmu.
- O! Pierwszy już jest. Idziemy go zobaczyć? - zapytała Roberta.
- Ty tu rządzisz - burknął i poszedł za nią.
Na szczęście nic się nie wydarzyło. Dwunastu mężczyzn, spało
głęboko i obudzili się dopiero w domkach na odludziu.
Tomek, Karol
i Bartek
Śnieg stopniał już prawie zupełnie i można było swobodnie poruszać
się po głównym placu. I tak jak przed zimą, trzech panów spotkało się żeby
pogadać.
- Dawno się w trójkę nie widzieliśmy - stwierdził Bartek.
- Bo nie mamy już tego w obowiązkach- powiedział Karol.
- Chyba nie przyszliśmy tutaj, żeby zerwać znajomość - śmiał się
Tomek.
- No nie - odparł Bartek - tylko stwierdziłem fakt.
- No to o czym pogadamy?- zapytał Tomek.
- Dajesz wycisk na murze? - zapytał Bartek- bo jutro mam dyżur, a
przez zimę trochę zardzewiałem. Za mało było ruchu.
- Nie wiem czy daję wycisk, na razie nikt do mnie nie narzekał.
- Ta praca, to będzie miła odmiana po odśnieżaniu - powiedział
Bartek.
- Tak. Przez pierwszy tydzień - zaśmiał się Karol - potem wszyscy
będziemy tęsknić za zimą.
Trzej panowie zgodnie się roześmiali.
- Zmieniając temat - powiedział Tomek- podobno szykujecie się do
ślubów?
- Nie tak szybko - zaooponował Karol- musimy jeszcze zbudować
domy.
- Jak dostanę jakiś wolny czas, to wam pomogę - zaoferował się
Tomasz.
Bartek i Karol wiedzieli, że pewnie nie będzie takiej okazji, ale
powiedzieli do niego.
- Dzięki stary, równy z ciebie gość.
Agata i
Paweł
- Witaj Karne Miasto - wykrzyknęła Agata do mikrofonu. Odpowiedział
jej wesoły krzyk mieszkańców- dzisiaj nadajemy na żywo i będziemy z wami w
czasie bonusowej imprezy, którą nie zapominajmy, zawdzięczamy ekipie z
Instytutu Wynalazków. Rozległy się gromkie brawa.
- Ale zanim rozpoczniemy zabawę, oddajemy głos naszemu burmistrzowi
Pawłowi Sosnowskiemu.
- Witam Was serdecznie i zacznę od tego, że dzisiejsza zabawa nie
jest tylko dlatego, że helikopter wzbił się w niebo, ale też dlatego, że
skończyła się zima.
Rozległy się brawa.
- Zatem bawmy się - roześmiał się na koniec i oddał mikrofon
Agacie.
- Jesteście gotowi na konkursy i rywalizacje?
- Taaak - rozległ się radosny krzyk.
- Zatem zapraszam chętnych do zielonego namiotu, tam Ania robi
zapisy.
Nina
Doktor zgodził się, żeby Mat wraz z Niną poszedł na zabawę. Mimo,
że po
przychodni poruszał się już o kulach, to na plac, gdzie odbywały
się konkursy musiał pojechać wózkiem. Miał już na tyle silne ręce, że Nina nie
musiała go pchać. Szła obok niego i rozmawiała swobodnie.
- Zapisujesz się do jakiegoś konkursu? - zapytał ją.
- Nie - odparła.
- Dlaczego? Na pewno znalazłabyś tam coś dla siebie.
- Pewnie tak, ale wolę popatrzeć.
- Mogłabyś wygrać przywilej i może mógłbym zabrać cię do lasu?
Nina uśmiechnęła się do niego niepewnie.
- Zobaczę.
- Boisz się, że przegrasz?
- Boję się, że przegram, ponieważ bardzo chciałabym wygrać, więc
pewnie popełniłabym jakiś głupi błąd...
- Tego nie wiesz - zaśmiał się - chodź, zobaczymy co tam dają. Na
pewno
znajdziemy coś dla ciebie.
- A ty?
- Ja- zaśmiał się - ja jestem chory. Także ty musisz nam wygrać tę
przepustkę.
Nina zdenerwowała się jeszcze bardziej, co nie uszło jego uwadze.
- Nie panikuj, jak nie wygrasz, to przecież nic się nie stanie.
- Nie pójdę z tobą do lasu.
- Aż tak bardzo boisz się tam znaleźć? Czy chodzi o to, że będę
tam z tobą?
Patrzył jej prosto w oczy. Ona spiekła raka.
Śmiał się.
- Oj Nina, Nina i kto tu jest dzikusem. Ja czy ty?
- Ty - bąknęła i już chciała uciec, ale Mat złapał ją za rękę.
- A kto mi pomoże, jak ty uciekniesz?
- Możesz skończyć te gadki?
- Jakie gadki?
- Te gadki.
Mat przestał się śmiać i powiedział do niej poważnie.
- Mogę, ale nie uciekaj.
Potaknęła głową, bo wzruszenie i zawstydzenie odebrało jej głos.
Robert
Nie mógł wprost uwierzyć w to, co widział. Nina swobodnie
rozmawiająca z mężczyzną, śmiejąca się, zachowująca delikatnie i kobieco, to
nie mogła być ta sama osoba, którą poznał kilka miesięcy temu. Dziewczyna
rozkwitła i była piękna. Znikł z twarzy grymas nienawiści, irokez i tatuaż
tygrysa. Nawet strój przestał przypominać, ubiór robotnika na budowie.
Minęła go i nawet nie zauważyła, tak była pochłonięta rozmową z
Matem.
- Ktoś nam podmienił Ninę -
zawyrokował zadowolony.
Po czym rozejrzał się za Lulu, w końcu dzisiaj mieli dyspensę od zasad i obowiązków. Nie
chciał stracić ani chwili, bo drugi taki dzień może nie nadejść tak szybko.
kolejny odcinek 03 września

Komentarze
Prześlij komentarz