Więzienna Planeta - odc.35
Tomasz
Tęsknił za Anią. Wiedział, że nie będą się
widzieć tylko przez tydzień, ale ten czas wydawał mu się wiecznością. Tęsknił
za nią, jak prawdziwy romantyk, wzdychając do księżyców (bo były dwa) i pisząc
wiersze. A co jakiś napisał, to uznawał za niedoskonały i wyrzucał go do
śmieci. Chciał napisać jej coś niebanalnego, ale wciąż wychodziły mu jakieś
utarte frazesy, typu: Twych oczu ciepły blask albo Twe karminowe usta…
Czuł się beznadziejnie pusty. A przecież kiedyś
tworzył wiersze na zawołanie. Piękne i doceniane przez wszystkie kobiety. Nawet
te, które okradł i które wpakowały go do pudła zapewniały, że jego wiersze, to
było jedyne, co im dał dobrego.
Tymczasem, kiedy się naprawdę zakochał, nie był w
stanie wykrzesać z siebie niczego, co by oddawało całość jego miłości i
cierpienia.
- Ach – westchnął – co ja mam zrobić, żeby jej
czymś uczuciowym zaimponować?
Olga
Pojechała na teren budowy muru i obejrzała
przygotowania do nowego sezonu pracy. Wokół było jeszcze mnóstwo śniegu i
błota, ale wiedziała, że za kilkanaście dni będą mogli wyznaczyć dyżury i
wysłać pierwsze ekipy do pracy. Podobało jej się, jak Tomasz z innymi
robotnikami uprzątnęli teren, odnowili szopy na sprzęt i poustawiali pierwsze
partie cegieł. W sam raz, żeby nie było przestojów. Była zadowolona, bo zimą
zrobili o wiele więcej materiałów budowlanych niż rok wcześniej. I znowu
stwierdziła, że to dzięki Tomaszowi. On wciąż narzekał na to, że musi pracować
fizycznie i robić rzeczy, których nie lubi, ale według niej był dobrym
kandydatem na brygadiera. I taką fuchę na ten sezon chciała mu zaproponować.
Nauczył się dogadywać z ludźmi, był pracowity i sumienny, ustatkował się
uczuciowo. Postanowiła porozmawiać o nim z burmistrzem, który miał na dniach
wrócić do miasta.
- I co, pani dyrektor? – zapytał jeden ze
strażników – wszystko w porządku?
- Tak, ale mam jedno pytanie.
- Tak?
Wskazała ręką na teren za murem.
- Kto postawił tam prowizoryczny płot?
Rzeczywiście, jakieś dwadzieścia metrów od placu
budowy stał drewniany płot, który rozciągał się od ich pozycji na kilkadziesiąt
metrów w prawo i w lewo. Po czym skręcał na boki. Jedno skrzydło kończyło się
na betonowym murze, a drugie wbijało się sporo poza plac budowy.
- To Tomek podsunął nam ten pomysł. Stwierdził,
że to spowoduje, że żaden drapieżnik nie podejdzie niezauważony. Będzie musiał
przeskoczyć przez dechy, a wtedy my go zobaczymy.
- Ten mężczyzna wciąż mnie zaskakuje –
stwierdziła Olga z zadowoleniem.
Robert i
Nina
Do jej kwatery przyszła strażniczka i
powiedziała, że kapitan chce ją widzieć. Zapytała się jej, czy wie dlaczego,
ale ta wzruszyła ramionami i powiedziała, że nie. Dziewczyna nie zwlekała,
tylko szybko popędziła do strażnicy, tam od razu została wpuszczona do Roberta.
- Dzień dobry – powiedziała.
- Dzień dobry, Nino. Usiądź proszę – wskazał jej
krzesło. Po jego tonie usiłowała zgadnąć, czy wezwał ją z powodu jakiś uwag,
czy chodziło o coś zupełnie innego.
- Leśny człowiek ze szpitala poprosił mnie, żebym
ci wydał przepustkę na podróż do jego wioski. Czy wiesz coś na ten temat?
Nina była zaskoczona.
- No nie – po czym dodała – i może trochę tak.
- O co chodzi?
- Ostatnio dużo z nim rozmawiałam. A na nocnym
dyżurze, to przegadaliśmy pół nocy. Dopiero nagły przypadek gorączki u jednego
z dzieciaków od pani Poczkowskiej oderwał mnie od pogawędki. Ale przez następne
dni też wpadałam do niego, żeby porozmawiać. On nie lubi być sam. No i co i raz
zaprasza mnie do lasu, chociaż ja mu zawsze przypominam, że jestem więźniem –
widząc zdziwioną minę Roberta, zawahała się – czy powiedziałam coś nie tak?
- Nino, ostatnio wciąż mnie zaskakujesz –
powiedział Robert.
- Ale, to źle? – była zaniepokojona.
- Nie Nino, to bardzo dobrze – uśmiechnął się
lekko – powiedz mi tylko jedno. Czy rozmawiasz z nim z własnej woli? Czy ktoś
cię o to poprosił?
- No Mat mnie poprosił. Trochę się na początku
bałam, czy nie narobię głupot, nie będę agresywna, czy nie palnę jakiejś
głupoty, ale on jest taki normalny, że jakoś przestałam się bać.
Robert był coraz bardziej zaskoczony. Gdzie się
podziało to wściekłe babsko, z którym nikt sobie nie mógł poradzić? Przed nim
siedziała uśmiechnięta, młoda dziewczyna, która gadała bez żadnego zacinania
się. A co najbardziej go dziwiło, to że ona chyba lubiła tego pacjenta.
Wstał i podszedł do szafy. Wyjął z niej kolejną
gwiazdkę. Po czym wręczył ją zaskoczonej dziewczynie.
- Zrobiłaś kolejny wielki krok w drodze do
normalności – powiedział – gratuluję.
- Ale dlaczego mi pan ją daje? – pytała
zdziwiona.
- Rozmawiasz z mężczyznami i nie jesteś
agresywna.
- Ale tylko z nim. Z innymi zamieniam tylko kilka
służbowych słów.
- Nie szkodzi. To co usłyszałam od niego i od
ciebie jest spójne. Ty chcesz z nim rozmawiać, prawda?
Nina uśmiechnęła się zawstydzona.
- No tak. Ale to dlatego, że on jest
unieruchomiony i nie czuje się zagrożona.
- Ale chcesz z nim rozmawiać?
- Tak. Chcę.
- Oby tak dalej. Gratuluję zdobycia kolejnej
gwiazdki.
To był koniec spotkania, ale Nina zapytała zanim
wyszła.
- A co będzie z tą przepustką?
- Na razie nie wiem. Muszę o tym porozmawiać z
panią Olgą i burmistrzem. Ale po raz pierwszy mogę ci powiedzieć, że istnieje
cień szansy, że ją dostaniesz.
Nina wyszła od niego ucieszona, jak nigdy.
Ania i
Agata
Ostatni wieczór w Nowym Mieście miały spędzić w
domu kultury, gdzie Ania miała zaśpiewać kilka swoich utworów, a Agata miała
opowiedzieć kilka zabawnych historii z Karnego Miasta. Obie ubrały się
odświętnie, zrobiły makijaże i poszły na spotkanie z mieszkańcami. Były pewne,
że przyszli wszyscy. Sala widowiskowa była wypełniona po brzegi. Z braku miejsc
na widowni, ludzie siadali na schodach, a nawet na scenie. Wszyscy byli
spragnieni rozrywki. Ania nie wzięła ze sobą gitary, ale jakiś miejscowy
chłopak pożyczył jej swoją. Była mu bardzo wdzięczna i zaprosiła w dwóch
utworach do duetu. Chłopak był wniebowzięty. Agata natomiast brylowała na scenie rozśmieszając
widownię nie tylko słowami, ale i minami, które robiła. Nigdy by się nie
spodziewała, że odnajdzie się w kabarecie. Obie zebrały burzę oklasków. Po
występach zostały zaproszone na bankiet, gdzie niemal każdy chciał z nimi porozmawiać.
Kiedy grubo po północy dotarły do pokoju hotelowego, padły na łóżka i Agata
powiedziała zmęczonym głosem.
- Jak wrócimy do domu, to będziemy potrzebować
odpoczynku od odpoczynku.
Ania nawet nie miała siły się zaśmiać.
Olga,
Robert i Paweł
Spotkali się wieczorową porą w domu u Pawła.
Burmistrz ugościł ich iście po królewsku podając naprawdę dobre jedzenie.
- Widzę, że wypocząłeś – zagaiła rozmowę Olga.
Paweł posłał jej gwiazdorski uśmiech i
powiedział.
- Bardzo. Miałaś rację, że mnie wykopałaś na ten
urlop. Ach, co to był za miesiąc – błysnęło mu w oku.
- Czyżbyś kogoś poznał? – zapytała.
- Owszem. Bardzo fajną dziewczynę, która na co
dzień pracuje w Kolonii Karnej.
- Podaj imię, a powiem ci, czy ją znam – odezwał
się Robert – w końcu często tam bywam.
- Trzy razy w roku, to nie tak dużo – zaśmiała
się kobieta.
- Ale siedzę tam kilka dni, więc poznaje sporo
ludzi.
- Nazywa się Arletta. Przyjechała trzy lata temu
z Ziemi.
- Wysoka, długonoga gazela, o powłóczystym wzroku
i blond włosach – powiedział Robert.
- Dokładnie.
- Fajna babeczka, wesoła.
- To prawda – zaśmiał się Paweł – i wpadłem, jak
śliwka w kompot.
- Opowiesz? – zapytała Olga.
- Nie mam zamiaru – odparł Paweł - dopiero, jak zyskam pewność, że to właściwa
kobieta.
- Z opisu Roberta, pasujecie do siebie, jak ulał,
dwie piękne osoby. To musi się udać.
- Chciałbym. Ale na razie wróciła do siebie.
Będziemy się kontaktować na wideo czacie.
- Życzę ci, jak najlepiej – ucieszyła się Olga,
po czym powiedziała – a Robert jest z Lulu.
- Olga, plotkaro – fuknął kapitan.
- Z tą małą ze sklepiku?
- Tak, jestem z nią i też nic nie będę na ten
temat mówił.
- Ale ja powiem. Są, jak na nasze możliwości,
prawie nierozłączni. I ona ma poznać jego rodziców – cieszyła się Olga.
- Przypominam pani, że jest poważną osobą na
stanowisku i nie powinna się podniecać miłościami swoich współpracowników –
burczał Robert.
- Niestety nie mam tu przyjaciółek, więc raz na
jakiś czas musicie znosić moją niezdrową, kobiecą ciekawość – powiedziała
rozbawiona.
Przekomarzali się jeszcze przez chwilę, a potem
przeszli do omawiania bieżących spraw.
Robert opowiedział o Ninie, o jej ogromnej
zmianie na lepsze, a Olga o Tomku i jego pomysłach.
- I skoro już o nim mówię, to chciałabym zrobić z
niego głównego brygadiera na murze. Raz, uważam to za dobry pomysł, a dwa, to
podniesie jego wartość w jego oczach. Bo przecież wiemy, co on sądzi o pracy
fizycznej.
- I trzy. Będzie miał na sezon stałą pracę –
dodał Paweł – a to będzie dla niego bardzo dobre. W zeszłym roku rzucaliśmy go
w różne miejsca, może czas, żeby się ustatkował w jednym miejscu.
- A co po sezonie? – dopytał Robert.
- Na pewno, coś dla niego znajdziemy – zapewniła
Olga.
Karol
Patrzył na swoje dzieło z zachwytem. Helikopter
był prawie kompletny. Brakowało mu tylko odpowiednio zbudowanego silnika i
paliwa.
- A może dało by się zrobić go na prąd? – pytał
jeden z członków ekipy.
- Gdyby się dało, to bym to zrobił – zapewnił go
Karol bez cienia przechwałki w głosie – ale chodzą mi po głowie panele
słoneczne.
- Działają tylko przy dobrej pogodzie – oponował
współpracownik.
- Niekoniecznie, na ziemi są takie, co magazynują
energię.
- A z czego zrobimy te panele?
Karol wzruszył ramionami.
- Jeszcze nie wiem, ale wszyscy się nad tym
zastanowimy.
- Czyli porzucamy projekt silnika spalinowego? –
chciał wiedzieć trzeci członek ekipy.
- Nie. Pracujemy nad nim dalej, ale przy okazji
może uda się zrobić te panele.
- Oby – mruknął jeden ze współpracowników.
Agata i
Bartek
- Nigdzie cię więcej nie puszczę – dusił ją w
niedźwiedzim uścisku i całował jak szalony.
- Opanuj się, to był tylko tydzień.
- Przez ten tydzień mogło się wszystko wydarzyć.
- I wydarzyło się wiele – uśmiechnęła się widząc
jego chmurną minę – ale nie to, co ci chodzi po głowie.
- Potem mi opowiesz, najpierw powiedz, czy za mną
tęskniłaś.
- Oczywiście, że tak – śmiała się dziewczyna –
bardzo mi ciebie brakowało. I mam nadzieję, że będzie kiedyś szansa na to, że
dostaniesz przepustkę na wyjazd, chociaż na dwa dni.
Bartek ucieszył się tym, co usłyszał.
- Chciałabyś ze mną wyjechać w siną dal?
- Może być nawet różowa – pocałowała go – byle z
tobą.
- A przywiozłaś mi prezenty? – zmienił nagle
temat.
- Oczywiście, wszystko z listy, a oprócz tego,
mam coś dla ciebie, od siebie – śmiała się.
- Tak? A co?
Agata uwolniła się z jego objęć i zajrzała do
plecaka.
- Mam dla ciebie fajną bluzę zrobioną z ich
bawełny. Dwa wielkie słoje dżemu, bo wiem, że lubisz słodkości oraz – zawiesiła
na chwilę głos – zdjęcia okolicy, fauny, flory i miasta. Będziesz mógł tworzyć
piękne rzeźby. A zanim mnie udusisz z radości, wiedz, że oni chcą żebyś robił
te rzeźby tylko dla nich i żeby oni mogli je sprzedawać u siebie w Nowym
Mieście. Burmistrz ma zamiar przylecieć do nas, jak tylko skończą się roztopy i
z tobą o tym pogadać.
- Jesteś nie tylko najwspanialszą dziewczyną pod
słońcem, ale i najlepszą menadżerką na świecie.
- Udusisz mnie – piszczała.
- Przecież lubisz przytulanie – odpowiedział
niezrażony.
Nina
Usiadła w Bazie Przerzutowej przed ekranem i
czekała, aż pojawią się na nim twarze rodziców.
- Witajcie – powiedziała uśmiechnięta.
- Witaj kochanie – powiedziała matka – wyglądasz
co raz piękniej. I jesteś taka radosna. Cieszę się, że widzę cię w dobrym
humorze.
- Dostałam już trzecią gwiazdkę od kapitana –
zakomunikowała i pokazała trofea – jeszcze tylko cztery i będę mogła wrócić na
Ziemię.
- Ale na wolność? – zapytał ojciec.
Nina wzruszyła ramionami.
- Raczej nie, ale będę mogła was zobaczyć na
żywo.
Na to matka powiedziała.
- Zobaczysz nas i to całkiem niedługo.
- Ale jak to? – nie rozumiała Nina.
- Za kilka dni wznowią przerzuty od nas do was i
ja z tatą wybieramy się do ciebie odwiedziny – cieszyła się matka.
Nina aż nie mogła uwierzyć w to, co słyszała.
- Naprawdę? – niedowierzała.
- Tak – wtrącił się tata- i mamy już bilety.
Dostaliśmy pozwolenie na tygodniowy pobyt w Karnym Mieście.
- Ale to nie jest tanie – powiedziała poważnie
Nina – hotel też swoje kosztuje.
- Kochanie, to jest nieważne – zapewniła ją matka
– najważniejsze, że cię zobaczymy.
- Pewnie musieliście pożyczyć na bilety –
zgadywała Nina.
- Nie – zapewnił ją ojciec – odkąd tu wylądowałaś
zbieraliśmy na nie, żeby móc cię odwiedzić. Także o nic się nie martw,
najważniejsze, że się zobaczymy.
- Już nie mogę się doczekać.
Olga i Ania
Ania myślała, że pani Olga wezwała ją na spotkanie
w związku z rozmowami z burmistrzem w Nowym Mieście, jakie było jej zdziwienie,
kiedy usłyszała.
- Dwa razy rozmawiałam z twoją matką.
Ania zaniemówiła i Olga widziała, że krew odpływa
jej z twarzy.
- Spokojne – powiedziała szybko, zanim ta zasłabła
– nie wyraziłam zgody na wasze spotkanie.
Ania oddychała ciężko, ale udało jej się
powiedzieć.
- A ja myślałam…, myślałam, że już mi dali
spokój. Że skoro mnie wydziedziczyli, to mogę zająć się sobą i po prostu żyć.
Spojrzała na Olgę i powiedziała smutno.
- Wolałabym o tym nie wiedzieć.
Starsza kobieta powiedziała poważnie.
- Musiałam ci o tym powiedzieć, ponieważ
chciałabym się od ciebie dowiedzieć, czemu twoja matka wciąż chce kontaktu z
tobą, mimo że jedyne, co ma do powiedzenia, to że ich zawiodłaś i że powinnaś
ich przeprosić za zachowanie.
Ania zastanowiła się przez chwilę.
- Nie mam pojęcia. W zasadzie nie powinna chcieć
mnie już więcej widzieć na oczy – mówiła smutnym tonem.
Po chwili ciszy Olga powiedziała do niej
poważnie.
- W zasadzie nie muszę ci nic mówić, bo ja
podejmuję decyzję, co w związku z tobą począć, a co nie, ale przyznam ci się do
czegoś.
Ania zerwała się z fotela.
- Moja matka stoi za drzwiami?
- Nie – zapewniła ją Olga – usiądź.
Ania osunęła się na fotel i patrzyła nieufnie na
dyrektor wiezienia.
- Wysłałam jej twoje nagrania i te solo i te z
dziećmi i kilka nagranych audycji radiowych.
Młoda kobieta popatrzyła na nią zdziwiona.
- Ale, po co? Przecież dla niej bycie muzykiem,
to bycie gorszą kategorią człowieka.
- Nie wiem, po co – Olga wzruszyła ramionami – bo
obie rozmowy z twoją matką były koszmarne. Pomyślałam jednak, że może, jak cię
usłyszy, to coś się w niej zmieni? Może przestanie być tak na ciebie zła.
Ania pokręciła smutno głową.
- Jej nikt nie zmieni, ani ojca, ani siostry. Nic
i nikt – spojrzała na Olgę – to u nas trwa od kilku pokoleń. To jest w naszej
krwi. A ja jestem wyjątkiem od reguły. Odszczepieńcem.
Zakręciła jej się łza w oku. Ale potem szybko
zebrała się w sobie i powiedziała.
- Ja ich nie zmienię, ale siebie mogę. I powiem
to jeszcze raz. Wiem, że popełniłam karygodny błąd. Rzucanie w człowieka
butelką i to celnie, to nie było chwalebne. Ale dzięki temu jestem tutaj i jest
mi dobrze. Kłamałabym, gdybym powiedziała, że nic mnie moja rodzina nie
obchodzi. Obchodzą mnie, nawet jeśli byli dla mnie okropni, to jednak jesteśmy
jednej krwi. Ale wiem również, że jeśli oni nie zmienią myślenia o mnie czy o
naszych relacjach w rodzinie, to ja i tak nic nie wskóram. Na razie niech
zostanie, jak jest.
Zaległa chwila ciszy, którą znowu przerwała Olga.
- A jeśli twoja matka czy ojciec jeszcze raz ze
mną będą rozmawiać i okaże się, że coś w nich drgnęło na twoją korzyść, to czy
spotkasz się z nimi?
Minęła długa chwila zanim Ania odpowiedziała.
- Zdam się na panią, bo ufam pani osądowi. Jeżeli
uzna pani, że oni dojrzeli do spotkania ze mną, to się spotkam. Ale chcę, żeby
ktoś ze mną przy tej rozmowie był.
- Oczywiście Aniu. Nie zostawię cię samej –
przerwała na chwilę, po czym dodała -
niestety na tę chwilę nic się nie zmieniło.
- I moim zdaniem nic się nie zmieni – zakończyła
temat Ania.
Robert i
Lulu
Dzisiaj rodzice Roberta mieli poznać Lulu.
Umówili się oczywiście według zasad Karnego Miasta w karczmie, na oczach wielu
ludzi i tylko na godzinę. Ale nawet to nie uspokoiło dziewczyny, która martwiła
się, że źle wypadnie, przede wszystkim, w oczach jego mamy.
- Nie denerwuj się, bo spadniesz ze stołka –
uspokajał ją Robert, który też się denerwował, bo bał się oceny rodziców.
W końcu weszli do sali. Robert poderwał się i
podszedł do nich. Pomógł im się rozebrać i poprowadził do stolika, przy którym
stała struchlała Lulu. „Cała ona – pomyślał rozczulony – patrzy się na nich
tymi niewinnymi oczami i przeprasza, że żyje.”
- Tato, mamo – zwrócił się do rodziców – to jest
Lukrecja, moja dziewczyna. Lulu, to moi rodzice.
Przez chwilę wymieniali uściski i kurtuazyjne
uwagi, po czym wszyscy usiedli.
- Nie mówiłeś, że ona ma tak ładnie na imię –
powiedziała mama – tylko Lulu i Lulu.
- Bo ja psze pani – jąkała się dziewczyna –
dopiero wczoraj mu powiedziałam, jak naprawdę mam na imię.
- Tak? A czemu nie wcześniej? – zapytał ojciec.
- Bo od dziecka wszyscy mówili do mnie Lulu.
Czasami, ja sama nie pamiętam, że mam na imię Lukrecja – bąkała pod nosem
dziewczyna, czując się jak na egzaminie.
- Masz bardzo oryginalne imię – powiedziała
ciepłym tonem kobieta i zwróciła się do syna – powinieneś do niej tak mówić.
- Dobrze mamo – zgodził się rozbawiony Robert.
Przyszedł kelner, więc przez chwilę wszyscy
zamawiali potrawy. Potem zaległa niezręczna cisza, którą przerwała mama
kapitana, zwracając się do Lulu.
- Dzieciaku, nie denerwuj się tak naszym
spotkaniem – mówiła z troską – zobacz Robert, ona cała się trzęsie. Kochana,
nie jesteś na jakimś przesłuchaniu, tylko na spotkaniu rodzinnym.
- Ja.. – jąkała się Lulu – ja, nie jestem
przyzwyczajona do spotkań rodzinnych. Nie chodziłam z mamą do restauracji –
wzruszyła ramionami – jedynie pod blok lub pod sklep.
- My nie gryziemy – powiedział ojciec – chcemy
cię po prostu poznać. Jesteś jedyną dziewczyną, którą nasz syn postanowił nam
przedstawić.
- Naprawdę? – Lulu pokraśniała.
- To znaczy, że myśli o tobie na poważnie –
dodała matka, a Robert wzniósł oczy do nieba.
- Myślisz o mnie poważnie? – dziewczyna zwróciła
się do Roberta. Patrzyła mu w oczy pełna nadziei, smutku, lęku i znowu nadziei.
- Tak. Oczywiście, że tak – zapewnił ją Robert,
skrępowany publicznym wyznaniem.
- Wzruszyłam się – matka dyskretnie wytarła oczy
chusteczką – cieszę się, że cię poznałam – to już powiedziała do dziewczyny –
cieszę się, że on jest szczęśliwy i że w końcu się statkuje. Nie wiem, jak tego
dokonałaś, ale muszę ci pogratulować usidlenia tego zatwardziałego kawalera.
- Mamo! – oburzył się Robert.
- Co mamo? Co mamo? – śmiała się kobieta – oj
dzieci, dzieci, jestem taka szczęśliwa.
- A ja głodny – ojciec rozładował napięcie,
wszyscy się roześmieli.
Tomek
No tego się nie spodziewał. Został brygadierem do
spraw budowy muru. I co on miał niby z tym zrobić? Przecież zupełnie się do
tego nie nadawał. Ale pani Olga stwierdziła, że jest to stanowisko w sam raz
dla niego. Mówił, że na pewno nie. Wtedy ona powiedziała mu o jego zaradności,
pracowitości i pomysłowości, którą rzekomo ma. W zasadzie wszystko się
zgadzało, ale jeśli chodziło o uwiedzenie jakieś bogatej paniusi. W stanie bezrobotnym
był leniem, obibokiem i hedonistą. Ale te argumenty do pani dyrektor nie
trafiały i zostawiła go z papierami, tabelkami i setkami ludzi do obsadzenia na
dyżurach. A to wszystko miał ogarnąć w ciągu tygodnia, bo w połowie marca
postanowiono wznowić pracę.
- Ech – westchnął – kiedy ja się będę miał czas
spotkać z Anią?
Ania i
Agata
- Witaj Karne Miasto – mówiła do mikrofonu Agata
– na pewno za nami tęskniliście. My za wami też i żeby wam zrekompensować dni
naszej nieobecności mamy dla was kilka nowości z Nowego Miasta.
- Na pewno jesteście ciekawi, jak tam jest –
wtrąciła Ania – dlatego zorganizowałyśmy na terenie naszej szkoły wystawę zdjęć
i pamiątek z Nowego Miasta. Będziecie mogli wpaść tam dzisiaj po 16:00 i
wszystko sobie dokładnie obejrzeć.
- Będzie też projekcja filmu z naszej podróży, na
który zapraszamy już jutro o 18:00 do sali gimnastycznej.
-A teraz wieści z naszego podwórka. W tym
tygodniu przyszło na świat dwoje nowych obywateli Karnego Miasta. Są to
bliźniaki urodzone przez panią Monikę Bardocką. Rodzicom gratulujemy udanych
synków.
- Imiona poznamy wkrótce – dodała Agata –
ponieważ, jak wiemy ze sprawdzonych źródeł, rodzice nadal nie mogą się
zdecydować, jak nazwać swoje pociechy.
- Mamy też ogłoszenie od naszych szanownych władz
– powiedziała Ania – mianowicie, od następnego tygodnia rusza praca na murze.
Grafiki będą wywieszone na dniach na słupie ogłoszeń przy karczmie.
- Wiemy również, że wznowiony zostanie ruch
między nami a Ziemią, także spodziewajcie się odwiedzin waszych rodziny i
turystów.
- Niestety przez wydarzenia z przed kilku
tygodni, będą obowiązywały ścisłe reguły pobytu gości na Więziennej Planecie –
dodała Ania – szczegóły znajdziecie w naszej miejscowej gazetce, którą możecie
już kupić w holu ratusza. Warto zapoznać się z nowymi zasadami i pamiętajcie,
że należy ich przestrzegać.
- Na razie kończymy gadanie i puszczamy wam
pogodną muzykę, w sam raz na dobry początek dnia – zakończyła Agata.
Karol i
Olga
Słońce pięknie świeciło, robiło się co raz
cieplej, więc Karol i Olga szli spacerowym krokiem przez miasto i rozmawiali.
- Nie chcę żebyś kręciła się koło bazy
przerzutowej i hotelu – powiedział do niej poważnie.
- Muszę bywać w bazie przerzutowej, ponieważ
tylko tam można skontaktować się z Ziemią – odparła.
- Nie zgadzam się – parsknął.
- Nie możesz się nie zgadzać.
- Mogę – powiedział – tylko ty nie musisz się
słuchać.
Kobieta zatrzymała się i złapała go za rękę.
- Karol, ja wiem, że się martwisz, że boisz się
jakieś nowej wtyki, zabójcy.
- Ja nie tylko się boję, ja wiem, że oni nie
odpuszczą.
- Nie martw się, z obu stron tuby zastosowaliśmy
środki ostrożności. Poza tym, ja tam nie będę bywać codziennie.
- Wystarczy, że pójdziesz tam raz, akurat żeby
dostać kulkę w głowę – zdenerwował się – zabójcy są cierpliwi. I wiesz, że wiem
o czym mówię.
- Równie dobrze, może to być snajper, który mnie
zastrzeli, kiedy będę wychodzić z pracy.
Karol, aż się wzdrygnął. Olga kontynuowała
wypowiedź.
- Nie martwmy się na zapas, dobrze?
Karol ponuro skinął głową.
- A ja obiecuję chodzić tam tylko w wyjątkowych
sytuacjach. Zgoda?
- Zgoda – mruknął i objął ją ramieniem. Ruszyli w
dalszą drogę.
kolejny odcinek 30 sierpnia

Komentarze
Prześlij komentarz