Dyskoteka

 

Dyskoteka

Jak szaleć, to szaleć. Ponownie poszłam z przyjaciółkami na balety do legionowskiego ratusza. I ponownie mam podobne przemyślenia. Otóż, to jest dyskoteka dla starych ludzi, czyli dla takich 35+. Chociaż kilka osób mogę podejrzewać o to, że byli przed trzydziestką, ale takich, to można było na palcach jednej ręki policzyć. Było też sporo ludzi 60+. I jak się dowiedziałam od przyjaciółki, jedna babcia (dosłownie, babcina babcia) przychodzi tam regularnie, żeby sobie potańczyć. Czy to nie wspaniałe? Powiedziałam do jednej z dziewczyn, że też tak chcę, jak będę w jej wieku, na co ona odparła: no ja myślę, że takie będziemy. I tak sobie pomyślałam, że z jednej strony szkoda, że nie było tam małolatów (oczywiście pełnoletnich), bo wtedy byłoby to miejsce naprawdę dla wszystkich. Ale z drugiej strony pomyślałam zaraz, że może lepiej, że w tym miejscu spotykają się osoby tak naprawdę dorosłe, ponieważ takie przychodzą się bawić, potańczyć, gdy u małolatów różnie bywa. I nie piszę tego, bom zaawansowana wiekiem, ale dlatego, że wiem, jak to było w dyskotekach za małolata. Hormony buzowały, alkohol je podkręcał i awantura mogła być gotowa w pięć minut. No i były grupki. Grupka jeden, grupka dwa i tyle, każdy bawił się we własnym sosie. A tutaj mam wrażenie, że mimo grup, bawimy się razem. Ani razu nie miałam problemu z tym, że zostawałam sama na parkiecie, kiedy dziewczyny szły na papierosa. I wszyscy byli uśmiechnięci i ja też byłam. I to, co mnie rozwaliło na maksa, to że ta stara babcia była proszona do tańca przez facetów. I nie, nie, nie chodzi o podryw, ale o to, że oni dbali o to, żeby ona się dobrze bawiła. To było super. Oczywiście podrywy też były. Niektórzy panowie krążyli, jak bąki wokół konkretnych pań i raz im się udawało, a raz nie. I ja też zostałam zaproszona do tańca. Tym razem nie przez kobietę (ostatnim razem była kobieta). Tańczyłam sobie, tańczyłam i koleś pojawił się znikąd, nawet wcześniej nie krążył wokół nas. Zatańczyłam z nim ze dwa kawałki, potem podziękowałam i się rozeszliśmy. Co prawda muzyka nie była za bardzo do tańczenia w parach, ale akurat temu panu, to w ogóle nie przeszkadzało. Nie mniej jednak, kawałki które zapuszczał DJ były przeznaczone raczej do nerwowych podrygów w samotności. A może ja się nie znam.

W każdym razie prawie nie schodziłam z parkietu. I będę z Wami szczera, spociłam się, jak nie powiem co. Pojechałam nawet na chwilę do domu po bluzki. W sumie zmieniałam je trzy razy. A to wszystko przez to, że ja nie umiem tańczyć, tak żeby się nie spocić, a dwa, klima nie działała.

Poza tym, ja uwielbiam tańczyć całą sobą, więc nie ma co się dziwić, że woda leciała ze mnie litrami.

Jeżeli chodzi o muzykę, to była z przełomu wieków XX i XXI. Było też kilka współczesnych kawałków, ale raczej w mniejszości. Nie wszystko mi się podobało, ale jak wpadłam w rytm umca, umca, umca, to jakoś nie mogłam zejść z parkietu. Idąc do tej dyskoteki wiedziałam na co się piszę, więc nie mogłam narzekać, a tym bardziej siedzieć nabzdyczona przy stole. Ale zagroziłam jednej z przyjaciółek, że następnym razem idziemy na techno lub hip-hop.

Tańcząc patrzyłam z ciekawości na ludzi, jak tańczyli i jak byli ubrani. Oczywiście miałam też swoich faworytów w kategorii: najdziwniejszy taniec tej nocy. Ale nie myślcie sobie, że ja się z nich wyśmiewam. Ja jestem pełna podziwu za odwagę, to raz, a dwa, te osoby też praktycznie nie schodziły z parkietu. Z tym, że wyróżniały się w tłumie z powodu hmmm, oryginalnego stylu i figur tanecznych. Ja też się pewnie wyróżniałam, jako najbardziej spocona baba tej nocy. J

Ale byli też tacy, na których fajnie było popatrzeć i pomarzyć, żeby choć raz z kimś takim zatańczyć. Niestety, rzadko marzenia się spełniają. A, że z jedną z przyjaciółek mamy podobne gusta, co do męskiego tańca (gibkie biodra, jak to ona mówi), to obie miałyśmy podobne marzenie. Z tym, że ja patrzyłam się na nich ukradkiem, a ona gapiła się bez krępacji. Mówię do niej: nie gap się tak. A wtedy ona uświadomiła mi jedną, bardzo prostą rzecz, mówiąc: jestem w takim wieku, że zwisa mi, co ktoś sobie pomyśli i będę się gapić. I wtedy i na mnie spłynęło to olśnienie. No przecież ona ma rację. Bo co oni mogli nam zrobić? Na przykład zaprosić do tańca. Albo powiedzieć: stara babo, nie dla psa kiełbasa. Ha Ha He, raczej ani jedno, ani drugie, bo za dobrze się wszyscy razem bawiliśmy. I jeszcze na koniec tematu fajnie tańczących, dużo młodszych od nas mężczyzn, powiedziałam do mojej przyjaciółki: ja nic od nich nie chcę, tylko żeby ze mną zatańczyli. Ja nawet bym ich nie chciała poderwać, byle tylko trochę z nimi popląsać. Albo niech zatańczą z nami obiema, co? Fajnie by było. Ano fajnie.

I na samym końcu wisienka na torcie. Może i żaden z nich z nami nie zatańczył, ale jeden rozpoczął z nami konwersację, kiedy już wsiadałyśmy do samochodu. I nazwał nas dziewczyyyynamiiiiii, łiiiiiiiii. Och, Ach, och. Ciekawe ile wypił. He He. Kiedy wsiadłyśmy do samochodu zaśmiałyśmy się z przyjaciółką, że teraz to on sobie może proponować nam nocne eskapady po mieście, a jak był czas to nie zaprosił do tańca, prawda? A tak w ogóle, to nawet nie wiem, czy to rzeczywiście jeden z tych samych, bo okulary (ha ha ha) do dali zostawiłam w samochodzie. A kiedy on z nami rozmawiał (drąc się przez ulicę) nie miałam ich jeszcze na nosie.    

I na koniec powiem Wam, że trudno jest się w pewnym momencie bawić, kiedy jest się trzeźwym, jak świnia, a wokół szaleją wstawione osoby. Niektóre, aż za bardzo. Jest to trudne, ponieważ w pewnym momencie widzi się te wszystkie żenujące sytuacje, których człowiek nie inicjuje będąc trzeźwym. Na szczęście po prostu odwracałam się do takich sytuacji plecami. No i modliłam się  duchu, żeby żaden mocno nietrzeźwy koleś nie postanowił ze mną zatańczyć rock 'n' rolla. Tym razem obyło się bez strat.

Dzisiaj cudownie mnie wszystko boli i pomyślałam sobie, że przydałby mi się jakiś relaksujący masaż u Pantajczyka z Jastarni.

 

Podobny post:

https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2024/10/goraczka-sobotniej-nocy.html

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"