Więzienna Planeta -odc.33
Ania i Tomasz
Dostali pozwolenie na półgodzinne spotkanie i nie
chcąc tracić go na siedzenie w karczmie, poszli na spacer, dopiero co
odśnieżonymi przez Tomka uliczkami.
- Ta odśnieżarka, to super sprawa – mówił
mężczyzna z ożywieniem – widzisz ile dzięki niej jej miejsca? I że mimo dużego
mrozu sporo ludzi wyszło na zewnątrz.
Ania patrzyła na niego z czułością. Był
niepoprawnym optymistą. Zawsze szukał jaśniejszych stron życia. Na początku buntował
się na pracę fizyczną i na inne zajęcia „uwłaczające” jego godności, ale teraz
był już innym człowiekiem. Cieszył się odśnieżarką, jak dzieciak, który dostał
sanki. Był dumny ze swojej pracy i Ania miała wrażenie, że oprowadza ją po
„swoich” włościach.
- Czemu się ze mnie śmiejesz? – wyrwał ją z
zamyślenia.
- Nie śmieję się z ciebie, tylko do ciebie –
powiedziała i mocno się do niego przytuliła – jesteś tak pełen energii i
entuzjazmu, że nawet na mnie one spływają.
- I bardzo dobrze – powiedział – tak powinno być.
Ja się cieszę, to i ty się cieszysz.
- Ja się smucę – dodała – to i ty…
- Nie, nie. To ja cię rozśmieszam – droczył się z
nią.
- Już bardziej nie można – zapewniła. Wspięła się
na palce i pocałowała go w policzek – dziękuję.
Uśmiechnął się do niej niepewnie.
- Za co mi dziękujesz?
- Że mnie uratowałeś od marazmu, smutku i
perfekcjonizmu.
- Ja?
- Tak, ty.
- No, no, kto by się spodziewał – Tomek
uśmiechnął się od ucha do ucha – jestem twoim księciem wybawicielem.
- I masz rumaka.
- Chcesz się przejechać?
- Chcę.
- No to chodź. Zaparkowałem za rogiem.
Złapał ją za rękę i pociągnął do odśnieżarki.
Potem przez kilkanaście minut było słychać ich
śmiech.
Robert
Odsunął się od okna i powiedział do jednego z
sierżantów.
- Gdyby nie to, że dzięki ich wariacjom będziemy
mieli odśnieżony główny plac w mieście, to bym poszedł i wlepił im jakąś karę–
skomentował wyczyny Tomka i Ani w odśnieżarce.
- Nie lubi pan śmiechu?
- Lubię, ale co za dużo, to niezdrowo.
- A ja tam uważam, że za mało u nas śmiechu.
- To samo ostatnio mówił burmistrz – burknął
Robert.
- No i co w związku z tym?
- Olga wysłała go na urlop.
- Okrutna.
Robert się zaśmiał.
- O widzę, że jednak śmiech jest zaraźliwy.
- Masz rację. Za mało mamy tu śmiechu. Ale to
przez tę zimę.
- Zaczął się marzec, więc na dniach zaczną się
roztopy.
- Nie mów hop. Wiesz, jak to u nas jest. Dopiero
w maju możemy być pewni, że zima nie wróci.
Karol
- Zwolnij chłopie – powiedział do niego szef.
Karol wygrzebał się spod kupy żelastwa i powiedział.
- Przecież się nie spieszę.
- Ale siedzisz tu od świtu do nocy.
- Nagroda jest warta poświęcenia.
- Niby tak. Ale ja bym wolał, żebyś był wypoczęty
przy robocie. Nie chciałbym, żeby komuś coś w czasie lotu odpadło.
- Niech się pan nie martwi. Wszystko będzie
działać jak ta lala, byle silnik odpalił.
- A co? Zacząłeś już próby? – zaciekawił się
szef.
- Nie. Dopiero składam z ekipą wnętrze. O silniku
na razie tylko myślę.
- To jednocześnie pomyśl o zreperowaniu dwóch
drukarek ze szkoły. Leżą u na już dwa dni.
- I ja miałem je naprawić? – zdziwił się Karol.
- Tak.
- Chyba rzeczywiście za dużo pracuję.
- Też tak uważam.
- Idę naprawić te drukarki.
- A potem marsz do domu i masz się wyspać.
- Tak jest.
Agata
Poszła dobrzy przerzutowej żeby połączyć się z
rodziną i chwilę z nimi porozmawiać. Na ekranie pojawili się nie tylko rodzice,
ale i brat z żoną i ich prawie sześcioletni syn.
- Jak dobrze was widzieć – ucieszyła się widząc
gromadę ukochanych osób.
- Ciebie również – powiedziała matka – wyglądasz
kwitnąco.
- Raczej, jak sopel lodu. Tutaj wciąż mamy minus
piętnaście na termometrach, a wczoraj znowu zaczął sypać śnieg.
- A u nas już na plusie, a śniegu nie widzieliśmy
od kilku tygodni – poinformował ją brat.
- Rozumiem, że potkaliśmy się po to, żeby
porozmawiać o pogodzie? – zaśmiała się Blanka, bratowa Agaty.
- Oczywiście – zaśmiała się dziewczyna, a potem
spoważniała – muszę z wami coś obgadać.
- Coś złego? – zaniepokoiła się matka.
- Nie – śmiała się Agata – to jest bardzo dobra
wiadomość, tylko lekko mnie przerasta.
- Czy ten wielkolud ci się oświadczył? – zapytał
tata.
- Jeszcze nie, ale można powiedzieć, że już tak.
- Możesz mówić jaśniej? – prosił tata.
- Ma działkę i pieniądze na budowę domu, to
oznacza w tutejszym prawie, że jest gotowy do żeniaczki. Nie przyniósł mi jeszcze
pierścionka, ale przyniósł kilka planów domu, który chce nam wybudować.
Agata musiała mieć naprawdę smętną minę, bo
Blanka powiedziała.
- Jeżeli nie chcesz za niego wychodzić, to chyba
to jest ostatni moment na zmianę decyzji.
- Ale ja chcę za niego wyjść – parsknęła Agata.
- Ale? – dopytywała bratowa.
- Nie tak szybko. Ja się nawet nim nie
nacieszyłam jako chłopakiem.
- Powiedz mu to – poradził brat.
- Jak mam mu to powiedzieć, skoro on już podjął
decyzję i jak tylko przyjdą roztopy, to będzie wylewał fundamenty.
- Kochanie – odezwała się mama – jeśli to jest
dla ciebie za szybko, to mu to powiedz. Bo potem wyjdą z tego same
nieporozumienia.
- Mamo, ja chyba sama nie wiem czego chcę. Chcę z
nim być, ale chcę też wrócić do domu.
- Z nami życia nie spędzisz – powiedział rzeczowo
ojciec – a z nim możesz. Nie musisz tu
wracać albo wrócicie razem po jego odsiadce.
- Nie dam rady być bez was tyle lat – zająknęła
się Agata.
- Czujesz się rozdarta, to zrozumiałe –
powiedziała mama – ale to normalne. Każdy boi się nowości. Do tej pory byłaś
przy nas, potem znalazłaś się w Karnym Mieście i zaczęło się coś nowego. Ale
każdy, kto chce spędzić z życie z drugim człowiekiem musi w końcu podjąć
decyzję. Nie można odciągać tego zbytnio w czasie.
- Ale mamo, ja z nim chodzę od kilku miesięcy, ja
nie wiem, czy to nie za krótko.
- Dom się nie buduje w dwa dni – odezwał się
milczący dotąd brat Arek – masz jeszcze dużo czasu. A z tego, co mówiłaś, on
może się dopiero oświadczyć, kiedy go wybuduje i wyposaży, tak?
- Tak.
- No to masz jakieś pół roku do roku na podjęcie
decyzji.
- On już podjął decyzję.
- A ty?
- A ja chcę i nie chcę jednocześnie.
- Czego ty się dzieciaku boisz? – zapytał ojciec.
- Nie wiem – załkała Agata – ale może bym
wiedziała, gdybym mogła na bieżąco z wami o tym rozmawiać, gdybym mogła być
przy was.
- Może tak, a może nie – odparł ojciec – moim
zdaniem, to nie czujesz się gotowa na małżeństwo i powinnaś mu to jak
najszybciej powiedzieć. A jak chcesz, to ja z nim pogadam. Pamiętaj, że zawsze
możesz na mnie, ale i na rodzinę liczyć. Będziemy cię wspierać niezależnie, co
postanowisz.
Agata wzruszyła się jeszcze bardziej.
- Tato, jesteś taki kochany, ale poradzę sobie.
Tymczasem chciałam wam pokazać jego plany. Narysował pięć wersji naszego domu.
Chcecie zobaczyć?
Rodziny nie zdziwiła zmiana nastroju i tematu
przez Agatę. Ta, kiedy usłyszała, że ma poparcie z ich strony od razu się
uspokoiła i mogła przejść do omawiania kolejnych spraw.
Olga
Przez ostatni wygłup Karola musiała zakończyć z
nim terapię i przekazać innej osobie. Teraz, to już byli na sto procent parą i
to prawie zaręczoną, więc nie mogła dłużej udawać jego terapeutki. Minusem było
to, że będą się rzadziej widywać. Z drugiej strony, kiedy on uruchomi
helikopter, wszystko się zmieni. Wybuduje dom i zostanie jego żoną. Będzie go
miała na co dzień. I sama musiała przed sobą przyznać, że nie mogła już się
tego doczekać. Chciała zostać jego żoną.
Bartek i
Tomasz
Mężczyźni spotkali się na warcie i nawet
ucieszyli się, że się zobaczyli.
- Mam wrażenie, że cię wieki nie widziałem –
zagaił rozmowę Bartek.
- Bo będzie ze dwa tygodnie, a to naprawdę wieki.
Miałem dyżur w fabryce, a potem na odśnieżarce.
- A teraz przydzielili cię na mury?
Tomasz wzruszył ramionami.
- Tutaj przynajmniej nie muszę nic robić
fizycznie.
- Tutaj za to można umrzeć z nudów – Bartek
ziewnął – zaczęło być cieplej i drapieżniki poszły sobie gdzie indziej. Nie ma
nawet za bardzo, co obserwować.
- Naprawdę? – zdziwił się Tomek i wskazał cos
palcem – a tam w oddali, co to może być.
- Panie sierżancie! – zawołał Bartek – może pan
spojrzeć przez lornetkę, co tam w oddali majaczy?
Dyżurujący z nimi strażnik spojrzał we wskazanym
przez mężczyzn kierunku i nagle wykrzyknął:
- Śnieżne małpy! Alarm! Będą to za kilka minut!
Inny strażnik uruchomił gong i po chwili ludzie,
którzy kręcili się po dworze zaczęli szybko uciekać do budynków. Bartek z
Tomkiem nadal stali na blankach obserwując zbliżające się szybko zwierzęta.
- Jeszcze dwie minuty i będą pod murami! –
krzyknął sierżant – panowie do wieży, zarządził.
Wszyscy skryli się we wnętrzu baszty, zatrzasnęli
stalowe drzwi i czekali, co dalej będzie. Bartek z Tomkiem wspięli się kilka
schodków w górę do prześwitu strzeleckiego i usiłowali podejrzeć poczynania
dzikich zwierząt. Powietrze rozdarł przerażający ryk.
- To nie małpy – powiedział sierżant i zbladł.
- A co?
- Coś znacznie gorszego. Wielki, podobny
niedźwiedzia drapieżca. Pojawia się raz na kilka lat.
- Najwidoczniej, to jego czas – powiedział
Tomasz.
- No, nie za bardzo. Był w zeszłym roku, teraz
powinna nastąpić przerwa.
- A to wciąż ten sam potwór?
- Tak. Dobrze się znamy.
- I co teraz będzie?
- Teraz będzie walczył z małpami. Rozszarpie
kilka, resztę pogoni i jeśli nikt z nas nie narobi hałasu pójdzie sobie dalej.
- A jeśli narobimy hałasu?
- Wespnie się na mur i zwali naszą wieżę i
wyciągnie nas ze środka, jak plastry miodu z ula.
- Rozumiem, że mur nie jest dla niego przeszkodą?
- Nie. On jest dwa razy większy od małp. To
największy drapieżnik, jakiego tu widzieliśmy. Z resztą samo sobie na niego
popatrzcie, ale ani piśnijcie.
Bartek z Tomaszem usiłowali dostrzec zwierze
przez wąską szparę w murze.
Małpy zaczęły wrzeszczeć i tupać szykując się do
ataku na dziką bestię.
Po chwili widzieli, jak jedna z nich przeleciała
im przed nosem. To niedźwiedziowaty stwór rozprawił się z nią jednym ciosem
łapy. Nagle pojawił się w polu widzenia mężczyzn. Bartek zgodził się z
sierżantem, że kształtem zwierzę przypominało niedźwiedzia, ale na tym
podobieństwa się kończyły. Przede wszystkim miał spiczaste, duże uszy i kły
wystające na kilka centymetrów poza szczękę. Jego łapy były masywne, ale
niezbyt owłosione, z resztą, jak i reszta ciała. Zamiast długiego i grubego
futra, miał krótką i szorstką szczecinę koloru kawy z mlekiem.
- Jest piękny- szepnął Bartek- chętnie bym go
udomowił.
Tomasz popatrzył na niego, jak na wariata, ale z
drugiej strony, jakie inne zwierzę mogło zaimponować takiemu wielkoludowi?
Powietrze co chwilę przeszywały dzikie piski i
ryki, ale w końcu białe małpy musiały ustąpić i uciekły z pola walki.
Niedźwiedziowaty stwór zajął się jedzeniem truchła. A że walka dobiegła końca,
trzeba było milczeć, aż najedzony gość sobie pójdzie. Wszystkim te dwie godziny
wydawały się wiecznością, ale w końcu miś sobie poszedł. Wszyscy odetchnęli. Bartek
wyskoczył z wieży, żeby móc jeszcze chociaż raz przyjrzeć się zwierzęciu.
- Skoro ten zwierzak przeszedł koło naszego nosa
– dołączył do niego sierżant – ani chybi będzie wiosna. Wrócą kotowate i
psiary, które mają normalniejsze rozmiary i znowu będzie można odetchnąć.
- To dlatego ten nowy mur jest taki gruby i
wysoki? Nie tylko przez małpy?
- Zgadłeś. I wybij sobie z głowy udomawianie tego
zwierza. Czym niby byś go karmił?
Bartek roześmiał się na tę uwagę.
Robert i
Nina
Przyszła na komendę i poprosiła o spotkanie z
Robertem. Nie było zbytniego natłoku spraw, więc mężczyzna zgodził się ją
przyjąć.
Pierwsze na co zwrócił uwagę to, że Nina jest
ładną kobietą. Nowa fryzura, lekki makijaż i brak skrzywionej gniewem twarzy
działało na nią bardzo korzystnie.
- Co cię do mnie sprowadza? – zapytał.
- Chciałam powiedzieć, że jeśli chce pan
wiedzieć, co spowodowało moją nienawiść do mężczyzn, to pani Olga może to panu
powiedzieć.
Robert w ogóle nie był tym zainteresowany. W
zasadzie marzył o tym, żeby Nina w końcu znikła z jego życia. Niestety
dziewczyna zrobiła sobie z niego wyrocznię i autorytet i dopóki nie wróci na
Ziemię, to będzie za nim łazić i zdawać relację ze swojego życia. Oczywiście
nic nie dał po sobie poznać, tylko powiedział:
- Rozumiem, że sama nie chcesz mi o tym mówić?
- Nie, nie dałabym rady, ale – zawiesiła na
chwilę głos – pani Olga i wszyscy mieliście rację, że kiedy to z siebie wyrzucę
będzie mi lepiej.
- I jest lepiej?
- Trochę nocy przepłakałam, bo to do mnie
wróciło, ale tak ogólnie, to tak.
- I co masz zamiar dalej z tym zrobić?
- Pani Olga powiedziała, że jak wrócę na ziemię
powinnam go odnaleźć i postawić przed sądem, ale jeśli chodzi o mnie, to chcę
po prostu zacząć normalnie żyć.
- A chcesz na ziemi pracować jako pielęgniarka?
- Pewnie, że bym chciała, ale z moją kartoteką,
to będzie raczej niemożliwe – powiedziała smutno.
- Zobaczymy, co da się zrobić. Ale na razie
zbieraj gwiazdki.
- Tak będę robić. To ja już pójdę. Do widzenia.
- Do widzenia.
Ania i
Agata
- Halo, halo Karne Miasto, witamy was w ten
pierwszy, od wielu miesięcy ciepły poranek – powiedziała do mikrofonu Agata.
- Czy wiecie, że dzisiaj termometry wskazują dwa
stopnie na plusie? – dodała Ania – znak, że wiosna zbliża się do nas wielkimi
krokami. I tu mamy pytanie. Czy macie jakieś plany na wiosnę?
- Pewnie, że mają. Niedługo wróci budowa muru –
śmiała się Agata.
- Myślę, że tym nikogo nie pocieszasz.
- Jak to nie? Kiedy mur będzie wybudowany, nie
trzeba będzie się bać drapieżników.
- Masz rację – zgodziła się Ania – zatem życzę
nam, jak najszybszego powrotu do pracy społecznej na rzecz naszego
bezpieczeństwa i spokoju.
- Ale to jeszcze nie dzisiaj – mówiła Agata – na
razie cieszmy się słońcem i ciepłem. I z tej okazji puścimy wam wiosenną
piosenkę.
Przełączyła guziki i puściła piosenkę Trzech
Bitów, o tytule „Ciepło nam”
- Widzę, że kwitniesz – zagadnęła Anię.
- Ty też – powiedziała Ania – co tam Bartek
wymyślił?
- Budowę domu.
- Łał. Nie próżnuje chłopak. I co?
- Wybrałam projekt i on o dziwo go zaakceptował.
Nie starał się nawet forsować swojego zdania.
- Sam zrobił projekt?
- A jakżeby inaczej – śmiała się Agata –
chciałabym się mu sprzeciwić, ale nawet nie mam się do czego przyczepić.
- Ach my kobiety. Zawsze sobie komplikujemy życie
– śmiała się Ania - nie czepiaj się, ciesz się, że Bartek jest zdecydowanym
facetem.
- Cieszę się. A jak ty z Tomkiem?
- Super. Uczę się przy nim beztroski i odrobiny
szaleństwa.
- Widziałam, jak razem jeździcie w odśnieżarce.
- Najbardziej romantyczna rzecz, jaką tutaj
mogłam zrobić.
Obie dziewczyny się roześmiały, a potem szybko
spoważniały, bo musiały wrócić do pracy.
Olga
Połączyła się z kapitanem Jackiem Olechowskich i
ucieszyła się widząc jego uśmiechniętą twarz. Zanim przeszli do spraw
zawodowych przez chwilę rozmawiali o prywatnych sprawach. W końcu jednak trzeba
było poruszyć dwa tematy.
- W sprawie tych niedoszłych zamachów i kretów na
Więziennej Planecie – powiedział kapitan – to na razie u nas cisza. Nikogo nie
znaleźliśmy, nic się nie dzieje.
- U nas odkąd usadziliśmy tamtych w Kolonii
Karnej też spokój. Ale jednak obawiam się, że kiedy zacznie się ruch między
naszymi wymiarami, to kogoś tu do nas przywlecze. A nie mogę w nieskończoność
hamować ruchu więźniów czy turystykę. W końcu, to nasz zarobek.
- Każda osoba, która zgłosiła chęć spędzenia
trochę czasu w Karnym Mieście jest inwigilowana. Na razie mamy około setki
chętnych na podróż i wśród nich znaleźliśmy tylko pięć niepewnych osób.
- W każdym razie, ja im nie dam zbyt długo
siedzieć w Karnym Mieście.
- Raczej wyznacz strefy, gdzie mogą przebywać i
ani ty, ani Karol się tam nie pojawiajcie.
Olga uśmiechnęła się lekko.
- Wiesz, że to dobry pomysł. Tak zrobię. To kiedy
chcecie przysłać do nas pierwszych turystów?
- Za dwa tygodnie, dasz radę się przygotować?
- Dam – odparła Olga – a co z więźniami? Z tego
co wiem, kilku czeka na wysłanie.
- Piętnaście osób, w tym trzy kobiety.
- Prześlij mi dane, ulokujemy ich gdzie trzeba.
- Domki na odludziu dawno nie miały lokatorów –
śmiał się Jacek.
- Dokładnie, muszę tam wysłać ekipy remontowe i
od nowa je zaopatrzyć. Przydałby się też przegląd dronów i kamer. Ale to już
nie twój problem.
- Moim problemem jest nie dopuścić do
przeniknięcia do was kreta.
- Nikt nie jest nieomylny, ale nie martw się
jesteśmy przygotowani – pocieszyła go Olga – czy chcesz jeszcze o czymś ze mną
porozmawiać?
- Tak. Jest jeszcze jedna sprawa. Od kilku
tygodni nachodzi nas osobiście lub pisząc listy matka Anny Liwskiej. Mówiłaś
mi, że mamy ją blokować, ale powiem szczerze, mamy jej dosyć.
- Dobrze. Porozmawiam z nią jeszcze raz. Kto wie,
może kobieta zmieniła nastawienie do Ani i uda nam się je pogodzić.
- Byłbym wdzięczny.
- To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Robert i
Lulu
Wszedł do sklepu z pamiątkami i od razu został
przywitany gorącym uściskiem i pocałunkami.
- Lulu, opanuj się – śmiał się – jesteśmy w
sklepie.
- A tam, nikt tu prawie nie zagląda – mówiła
dziewczyna i tuliła się do jego piersi – tęskniłam za tobą.
- Nie wiedzieliśmy się raptem dwa dni –
powiedział i odsunął ją od siebie.
Wiedział, że robi jej tym przykrość, ale był
mężczyzną z pewnymi zasadami, a okazywanie publicznie uczuć do nich nie
należało.
- To trwało wieki – powiedziała nadąsana Lulu.
Robert westchnął i położył jej rękę na ramieniu.
- Lulu. Nie gniewaj się na mnie. Jestem taki,
jaki jestem. Nie umiem inaczej.
- Wstydzisz się, że ktoś może zobaczyć, że mnie
przytulasz? – pytała nadal obrażona.
Mężczyzna pokiwał głową i po raz kolejny
zastanowił się, czy związanie z Lulu, było dobrym pomysłem. Ona potrzebowała kogoś o
podobnym do niej temperamencie. Tymczasem on był sztywny, nieprzystępny i
niereformowalny.
- Nie wstydzę się, ale nie widzę sensu w
afiszowaniu się z moimi uczuciami.
Odsunął się od niej.
- Może powinnaś…
Nie dała mu dokończyć.
- Nie chce tego słuchać. Podobasz mi się, lubię
twoją powagę i zasady – po czym uśmiechnęła się do niego szeroko – co nie
znaczy, że nie będę próbować przekonać cię do tego, że okazywanie czułości nie
jest niczym złym.
- Okazuję ci uczucia, ale nie na oczach świata.
- Zaraz zaczniesz wykład o tym, że jesteś też
kapitanem straży i że ta funkcja wymaga od ciebie pewnej postawy.
- Oszczędzę ci tej męki – powiedział i tym razem,
to on się lekko obruszył.
- No nie bądź taki – zaśmiała się – przecież
szanuję ciebie i twój zawód.
- Nie dogadamy się – powiedział z przekonaniem i
ją objął.
- Dogadamy – uśmiechnęła się i przytuliła do jego
piersi. Wiedziała, że to nie potrwa długo, ale już się nie boczyła. Musiała go
zrozumieć i nie mogła próbować zmienić. Że też spodobał jej się taki poważny
facet.
- Z czego się śmiejesz? – zapytał.
- Z siebie się śmieję, że zwariowałam na twoim
punkcie.
- Ja na twoim też – przyznał.
Jednak zamiast ją jeszcze trzymać w ramionach,
odsunął się i powiedział.
- Muszę na kilka dni wyjechać na inspekcje domków
na odludziu – widząc jej minę dodał – ale jak wrócę, obiecuję ci, że spędzimy
ze sobą jakiś czas.
- Wiesz, że ja jestem więźniem – mruknęła.
- Ale jeszcze nikt, nikomu nie zabronił siedzieć
godzinami w sklepie, pocałował ją w czoło – to miejsce publiczne, więc o nic
się nie martw.
Ucieszona Lulu uścisnęła go mocno. Niestety ktoś
wszedł do sklepu i musieli zakończyć te czułości. I o ile Lulu w ogóle się tym
nie przejęła, to Robert był lekko na siebie zły, że dał się ponieść uczuciom.
Jednak zrobił wszystko, żeby jego dziewczyna tego nie zauważyła.
Nina
Do przychodni przyniesiono na noszach dziwnego
mężczyznę. Oczywiście nikt nie robił żadnych uwag i wszyscy traktowali go
normalnie, ale dla Niny był dziwny. Przede wszystkim nigdy nie widziała go w
Karnym Mieście, a w tak małej społeczności trudno kogoś nie znać. Nie był też
turystą ani mieszkańcem Nowego Miasta. Wyglądał, jakby urwał się z lasu. Był
cały ubłocony. Miał długą brodę i skołtunione włosy. Na wierzchu okryty był
futrem z jakiegoś zwierzęcia, a na nogach miał grube, skórzane buty.
Jak się okazało, wszyscy prócz Niny wiedzieli kim
on jest.
- To jeden z myśliwych – wytłumaczyła pani Kasia-
mieszkają w lesie i dbają żebyśmy mieli co jeść.
- Nigdy o nich nie słyszałam – przyznała się
Nina.
- Nie miałaś na to czasu. To są wolni ludzie,
którzy postanowili żyć na łonie natury. To nie są tylko mężczyźni, ale kobiety
i dzieci. Jest niedaleko nas kilka rodzin. Mieszkają pod ziemią w dobrze
strzeżonych twierdzach.
- A co temu się stało?
- Miał spotkanie z drapieżnikiem. Stracił czujność,
ale na szczęście wie, jak się zachować w obliczu kotowatego i to go uchroniło
przed śmiercią. Niestety, chyba już nie będzie mógł polować. Ma rozszarpaną
rękę i nogę.
- Kto go uratował?
- Kumple. Oni nigdy nie chodzą sami po lesie –
pani Kasia nagle się ocknęła i powiedziała – nie ma czasu na gadanie, leć po
gazę i bandaże.
Bartek i
Agata
Szli spacerem po odśnieżonych chodnikach i
rozmawiali. Agata była w drodze do radia, a Bartek do swojego warsztatu.
- Już od kilku dni jest plusowa temperatura, ale
nie widać za bardzo żeby śnieg topniał – zagadnęła Agata.
- Trochę te zaspy zmalały, ale rzeczywiście
potrzeba czasu, żeby całkiem znikły.
- Z drugiej strony lepiej, żeby nie było to za
szybko, bo zrobi się jezioro.
- A tego byśmy nie chcieli – dokończył za nią
Bartek, a potem zmienił temat – słyszałem, że wybieracie się z Anią na kilka
dni do Nowego Miasta. Ona dostała przepustkę, a ty chcesz zmienić widok przed
oczami.
Agata wyczuła w jego głosie smutek, więc
powiedziała delikatnie.
- Bartku, wiem, że ty nie możesz się nigdzie
ruszać, ale…
- Nie musisz mi się tłumaczyć – powiedział –
chociaż trochę ci zazdroszczę. Wiem
jednak, że ja nie jestem tutaj dla zabawy.
- Nie będziesz na mnie zły?
- Oszalałaś? Cieszę się, że chociaż ty możesz
sobie gdzieś pojechać. A przy okazji zrobiłem ci listę rzeczy, których
potrzebuję do budowy domu, ale i do warsztatu.
- Kupię ci wszystko, co zechcesz – zapewniła go.
- Jesteś najlepszą dziewczyną pod słońcem.
- A ty chłopakiem.
- Kocham cię.
- A ja cię bardziej.
- Nie zaczynaj się przekomarzać – śmiała się
Agata.
- Ale kiedy ja to lubię.
Tomasz
Wraz z kilkoma strażnikami i więźniami dostali
zadanie na odśnieżenie terenu w okolicy budowy muru. Pani Olga ogłosiła, że za
kilka dni zostaną rozpisane dyżury przy budowie, więc musieli na nowo
przygotować stanowiska pracy. Nie było to łatwe, ponieważ śnieg zalegał grubą
warstwą, że odśnieżarka ledwie zipała, a wraz z nią u ludzie, bo musieli wziąć
się za łopaty i uprzątnąć teren. Praca była trudna, a do tego niebezpieczna,
ponieważ w każdej chwili mogły ich zaatakować wygłodniałe drapieżniki.
Strażnicy czujnie lustrowali okolicę i reagowali na najmniejszy szmer
dochodzący z pobliskiego lasu. Chyba jednak zwierzęta chwilowo znajdowały się w
innym miejscu, bo przez dwa dni nie spotkali się z żadnym z nich. Tomek czuł
się w miarę bezpiecznie w odśnieżarce, która miała przeszkloną kabinę, która
choć trochę oddzielała go od ewentualnego niebezpieczeństwa. Kiedy teren budowy
został odśnieżony i uprzątnięty, skierowano Tomka do fabryki cegieł, gdzie
przesiadł się w ciężarówkę na pedały i zaczął przywozić nowe partie cegieł.
Przez zimę na placu fabrycznym powstały ich ogromne stosy, które teraz trzeba
było przewieźć pod mur. Przez tę pracę nie bywał w domu, tylko nocował na
terenie fabryki, a co za tym idzie od kilku dni nie widział się z Anią. A
wiedział, że nie będzie się z nią jeszcze dłużej widział, ponieważ na dniach
wyjeżdżała z Agatą na urlop do Nowego Miasta. Nie podobało mu się to, ale nic
nie mógł na to poradzić. To znaczy mógł, zapisał się na dodatkową robotę, żeby
móc zająć czymś nie tylko ręce, ale i głowę.
Karol i
Olga
- Dobrze, że chociaż zostały nam randki –
powiedział do niej na wstępie, kiedy spotkali się zwyczajowo w karczmie. Pomógł
jej zdjąć kurtkę i poprowadził do zarezerwowanego stolika.
- Też się cieszę, że cię widzę – powiedziała.
- I jest, co świętować. Dostałem pozwolenie na
dwie lampki wina.
- Dla mnie i dla ciebie? Czy dla siebie?
- Panie dyrektor, pani przestanie sobie ze mnie
żartować – powiedział.
Usiedli przy stoliku i od razu złapali się za
ręce.
- Jak ci idzie praca nad helikopterem?
- Kabinę już mamy. Teraz musimy zacząć robić
śmigła – powiedział – i zupełnie nie wiem, jak się do tego zabrać.
- Na pewno masz jakieś notatki z poprzedniej
konstrukcji.
- Oczywiście, że mam, ale sama wiesz, że tutejsza
elektronika jest kapryśna. Nie zawsze ten sam stop metali działa w innym
urządzeniu. Dlatego jest to takie trudne.
- Na pewno dacie radę.
- Mam dobrą ekipę – powiedział i zamilkł. Potem
uśmiechnął się do niej lekko i powiedział – w życiu nie sądziłem, że będę
potrafił pracować w grupie. Jest to dla mnie nowość.
- Karne Miasto działa cuda – zaśmiała się Olga.
- Ty działasz cuda – powiedział poważnie i
mocniej uścisnął jej ręce – jesteś najlepszą rzeczą, jaka mogła mi się trafić.
Chciałbym już być twoim mężem.
- A ja twoją żoną – wyrwało jej się od serca.
Zaczerwieniła się na policzkach.
- Naprawdę? – zapytał jeszcze lekko
niedowierzając.
- Naprawdę – przyznała.
Karol odetchnął i powiedział.
- Teraz już jestem pewien, że cię mam.
Kolejny odcinek 23 sierpnia

Komentarze
Prześlij komentarz