Więzienna Planeta - odc.34

Ania i Agata

Wczesnym rankiem wsiadły do helikoptera i poleciały na krótkie wakacje do Nowego Miasta.

- Jestem ciekawa, jak tam jest – powiedziała Ania.

- Ja też. Mimo, że mogłam się tam wybrać w każdej chwili, nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby tam polecieć.

- Miałyśmy sporo pracy i – zaśmiała się Ania – spraw sercowych.

Agata jej zawtórowała i dodała.

- Postanowiłam zrobić, jak najwięcej zdjęć, przydadzą się do gazetki. Może nawet zrobię wystawę.

- Myślę, że to nie jest głupi pomysł, w końcu nie wszyscy mogą opuszczać Karne Miasto, więc niech sobie chociaż popatrzą na zdjęcia.

- A ty napiszesz o tym piosenkę – dodała Agata.

- Widzisz, co my robimy? – powiedziała Ania.

- Niby co?

- Jedziemy na urlop, ale ja jako perfekcjonistka szukam praktycznego połączenie wolnych dni z pracą, a ty działasz, jak dziennikarz na tropie. Zawsze masz coś do opisania i opowiedzenia.

- Masz rację, ale przede wszystkim będziemy się dobrze bawić. Kapitan powiedział, że Nowe Miasto, to przy naszej osadzie wielka metropolia. Mają około sześciuset mieszkańców, dwa hotele, dwie restauracje i jeden pub.

- No i sklepy, nie zapominaj o sklepach.

- Podobno mają też ładny park i coś na kształt wesołego miasteczka.

- No tak, ale na razie leży śnieg, to i tak z tego nie skorzystamy.

- Masz rację, ale dla mnie i tak najważniejsze jest to, że po prostu zmienimy na jakiś czas widok przed oczami.

Po godzinie lotu helikopter osiadł na lądowisku i dziewczyny ze zdziwieniem zobaczyły, że wyszedł im naprzeciw komitet powitalny, a w oddali majaczył tłum ludzi.

- Co jest? – zapytała Agata.

- A ja wiem? – odparła Ania.

Wyszły na płytę lotniska i podeszły do pięciu ludzi.

- Witamy nasze gwiazdy – mówił starszy mężczyzna z siwą brodą. Jakaś elegancko ubrana w futro pani wciskała im ręce kwiaty i szampana.

- Prosimy, prosimy – dodała kolejna kobieta i zaczęła je popychać w stronę tłumu.

Agata zatrzymała się nagle i to samo zrobiła Ania.

Ludzie z komitetu powitalnego popatrzyli na nie ze zdziwieniem.

- O co tu chodzi? – zapytała rzeczowo Agata – czemu nas tak witacie?

Pan z siwą brodą uśmiechnął się szeroko i powiedział.

- Panie są u nas sławne. Pani Ania – tu popatrzył na dziewczynę – jako muzyk i radiowiec, a pani jako dziennikarka pisząca miejscową gazetę i również radiowiec.

-  Ale przecież tutaj nasze radio nie odbiera – dziwiła się Agata.

- No właśnie będziemy chcieli z paniami o tym porozmawiać. My też chcielibyśmy was posłuchać, nie tylko kiedy bywamy w Karnym Mieście.

- Może poprowadzą u nas panie audycję z muzyką na żywo? – zapytała z nadzieją w głosie kobieta w futrze.

- Ale my przyjechałyśmy odpocząć – zaczęła Ania, ale Agata uciszyła ją gestem dłoni.

- Zastanowimy się, ale najpierw proszę nam dać kilka dni odpocząć, zwiedzić Nowe Miasto, a potem damy wam odpowiedź.

- Oczywiście – pan z siwą brodą kłaniał się im w pas.

Idąc z lotniska zostały otoczone kilkudziesięcioma osobami, większości w wieku młodzieńczym. Chcieli autografy i choć przez chwilę  z nimi porozmawiać. Zanim dotarły do hotelu minęła dobra godzina.

W końcu zamknęły za sobą drzwi i stanęły na środku pokoju patrząc na siebie zdezorientowane.

- Rozumiesz coś z tego? – zapytała Agata.

- Rozumiem tyle, że możemy się rozwinąć i możemy też zorganizować koncert z dzieciakami z naszego miasta.

- Widzę, że w twojej głowie już ruszyła projektowa maszyna – zaśmiała się Agata.

- Tak. Bo uważam, że my na to zasługujemy, a i ludzie, którzy tu żyją też łakną rozrywki i muzyki.

- Dobra, dobra – powiedziała Agata – układaj sobie w głowie plan, ale najpierw kilka dni poleniuchujmy, dobrze?

- Dobrze.

 

Nina

Podeszła do łóżka, w którym leżał myśliwy i położyła na stoliku obok cały pakiet bandaży i gazy. Miała zmienić mężczyźnie opatrunki na poranionej ręce i nodze. Spojrzał na nią obojętnie i tylko westchnął. Wiedział, że to będzie bolesny zabieg. Nina popatrzyła na niego i skrzywiła się, co miało oznaczać krzepiący uśmiech. Po dwóch dniach w ich mini szpitalu myśliwy zrobił się podobny do cywilizowanego człowieka. Ktoś mu umył głowę, wyczesał brodę i przestał przypominać borowego dziada z lasu. Okazało się również, że to młody człowiek, który nie miał nawet trzydziestu lat.

- Będzie się pani tylko patrzeć, czy zabierze się za robotę? – zapytał z irytacją w głosie.

Nina bąknęła.

- Przepraszam, nigdy tak nie robiłam, nie wiem czemu teraz się na pana zagapiłam.

- Może jestem zjawiskowy – burknął i podniósł zabandażowaną rękę, żeby dziewczyna miała łatwiejszy dostęp do zmiany opatrunków.  Starała się być, jak najbardziej delikatna, ale i tak twarz myśliwego wykrzywiał grymas bólu.

- Nie robię tego panu specjalnie – powiedziała cicho.

- Wiem – zacisnął zęby – proszę się nie martwić, dam radę.

Nina pomyślała sobie, że to nic w porównaniu z bólem, jaki musiał znieść kiedy został zaatakowany przez drapieżnika.

- Długo pan mieszka w lesie? – zapytała, czym zaskoczyła nie tylko jego, ale i siebie. Po raz pierwszy od wielu lat zainteresowała się kimś płci przeciwnej.

- Od urodzenia – powiedział.

- Acha – mruknęła i nic więcej nie powiedziała.

Po kilku minutach mężczyzna zapytał.

- A ty jesteś wolna czy w niewoli?

- W niewoli. Dostałam kilka lat odsiadki, ale ubiegam się o skrócenie wyroku.

- Mocno narozrabiałaś?

- Mocno – mruknęła i nie pociągnęła tematu.

Ale myśliwy albo był jej ciekawy albo chciał odwrócić swoją uwagę od bólu, bo znowu się odezwał.

- Chyba jednak nie za bardzo.

- Dlaczego pan tak myśli?

- Inaczej nie dopuszczono by pani do opieki nad chorymi.

Nina zaśmiała się gorzko.

- To nie była łatwa droga – po czym po chwili dodała – ale jestem już na prostej.

Dokończyła szybko opatrunek nogi i mówiąc cicho „do widzenia”, wyszła.

 

Olga

Usiadła przed monitorem i spojrzała na matkę Ani, która zgodziła się z nią porozmawiać.

- Dzień dobry – powiedziała Olga.

- Dzień dobry – odparła cierpko matka Ani – spodziewałam się porozmawiać z córką, ale jak widać nadal w tej sprawie nic nie zrobiono.

Olga miała ochotę od razu się wyłączyć, ale postanowiła poczekać i zobaczyć, czy da się jakoś z tą kobietą dogadać.

- Decyzja o rozmowie z panią należy do Ani, a ona póki co, nie zmieniła zdania.

Kobieta prychnęła niezadowolona.

- To jest więzienie czy sanatorium? – zapytała – bo obchodzicie się z nią, jak z jajkiem.

- Bo może tego potrzebuje – odparła Olga – pani córka, to wspaniała i wrażliwa osoba.

Kobieta spojrzała na nią zdziwiona.

- Na pewno pani mówi o mojej córce?

- Tak. Ania jest twórcza, prowadzi chór, radio, pisze i nagrywa piosenki.

Kobieta po drugiej stronie ekranu najpierw zbladła, a potem zrobiła się czerwona.

- Słucham?! – wykrzyknęła – co ona robi? Jest jakimś grajkiem?

- Proszę na mnie nie podnosić głosu – powiedziała twardo Olga. Kobieta się żachnęła, ale podjęła spokojniejszym tonem.

- No tak. Alkohol i muzykowanie idą w parze.

- Ona nie pije tutaj alkoholu i nie jest jakimś tam grajkiem, ale  porządną artystką – i zanim matka Ani zdążyła coś na to odpowiedzieć, dodała – mogę pani puścić jakiś jej kawałek.

- Nie chcę słuchać jej zawodzenia – burknęła kobieta – co wyście jej zrobili?

- Nic.

- Jak to nic. Ona jest stworzona do lepszych zajęć. Powinna pracować w naszej korporacyjnej rodzinie i przynosić chlubę ojcu. Tymczasem ląduje w więzieniu i śpiewa.

- Po co chciała się pani z nią zobaczyć? – Olga zmieniła temat.

- Słucham? – zdziwiła się.

- No po co? Żeby powiedzieć jej, że jest beznadziejna albo że jest zakałą rodziny?

- Jak pani śmie?!

- Zastanawiam się, po co pani spotkanie z Anią, skoro pani nie lubi własnego dziecka i jedyne, co ma jej do powiedzenia, to same przykre rzeczy.

- Nawet jeśli Anna mnie zawiodła, to jako matka daję jej szansę na spotkanie ze mną i przeproszenie za całą zaistniałą sytuację.

- I tylko po to się pani do nas dobija? Zawraca głowę naszym ziemskim kolegom? Tylko po to, żeby nawtykać własnemu dziecku i potem żądać przeprosin.

- Tak. Chce od niej usłyszeć przeprosiny – powiedziała twardo kobieta.

Olga dawno się tak nie zdenerwowała, ledwo zachowała spokój kiedy mówiła:

- Nawet jeśli Ania powie mi, że chce się z panią lub kimkolwiek z rodziny skontaktować, ja powiem jej nie. Nie pozwolę, żeby zepsuła pani naszą wielomiesięczną pracę nad przywróceniem tej dziewczyny do życia, do tego, żeby jej się cokolwiek chciało. Nie pozwolę na to, żeby ktokolwiek zniszczył jej kruchą pewność siebie. Żegnam.

I przerwała połączenie. Odetchnęła.

- Co za człowiek – warczała pod nosem – powiem kapitanowi, żeby wystąpili o zakaz zbliżania się do naszej bazy na Ziemi.

Wstała i wyszła z pomieszczenia, ale wciąż burczała pod nosem.

- Nic do tej baby nie dotarło! Nic!

Po czym zawróciła i zwróciła się do strażnika, który miał dyżur.

- Zadzwoń do centrali i powiedz, żeby wysłali tej pani wszystkie nagrania Ani. I muzyki i z radia.

Po czym wyszła ze słowami.

- Jeśli to nie pomoże, to nic już nie pomoże.

 

Bartek i Karol

Panowie dostali tygodniowy przydział pracy w fabryce przy wyrabianiu cegieł.

Co prawda nie pracowali razem na taśmie, ale spali w jednej kwaterze.

- Jak za starych, dobrych czasów – zaśmiał się Bartek i rzucił na łóżko.

- Że stare, to się zgodzę, czy dobre, niekoniecznie – odparł Karol i również położył się na łóżku.

- Zmęczony? – zapytał Bartek.

- Trochę. Nie mam takiej wytrzymałości fizycznej, jak ty.

- Ja, to ja. Czy wiesz, że Tomek, to bije tu wszystkich na głowę?

- Ten delikatny bawidamek?

- Dokładnie. On się wścieka, ale wyszło na to, że jest stworzony do pracy fizycznej.

- I teraz będziemy się nim zachwycać? – zaśmiał się Karol.

Bartek mu zawtórował.

- Chyba mamy lepsze tematy do obgadania. Jak ci idzie konstruowanie helikoptera.

- Na razie nic nie działa, ale nie wykorzystałem wszystkich opcji. A ty? Odkupiłeś już działkę?

- Jeszcze nie – mruknął Bartek.

- Coś stoi na przeszkodzie?

- Nie, ale wkurzam się, bo Agata poleciała sobie z Anką do Nowego Miasta. I szlak mnie trafia z zazdrości.

- Ona jest wolna.

- Nie o to chodzi. Jak sobie pomyślę ilu tam może spotkać facetów, to…

Karol się roześmiał.

- To nie jest śmieszne – burknął Bartek.

- Jest. Bo nie masz o co być zazdrosnym. Gdyby cię nie chciała, to by z tobą nie była.

- Wiem, ale i tak mnie te myśli wkurzają.

 

Robert i Lulu

- Tylko się nie denerwuj – powiedział Robert do Lulu – moi rodzice nie gryzą.

Niestety Lulu nie dało się uspokoić. Od kiedy dowiedziała się, że jego mama i tata chcą ją poznać, to chodziła roztrzęsiona i wmawiała sobie, że na pewno, coś pójdzie nie tak.

- Dobrze ci mówić. Oni są wolni, ty jesteś wolny.

- A ty będziesz wolna za rok – uzupełnił.

- Jestem dużo młodsza od ciebie, na pewno będą myśleć, że lecę na kasę.

Robert parsknął śmiechem, a ona spojrzała na niego oburzona.

- To nie jest śmieszne.

- Jest. Ja nie jestem bogaczem. Mam dobrą pensje, ale na pewno nie taką, za którą by się ustawiał tłum łowczyń łatwych pieniędzy.

- No dobrze – powiedziała spokojnie – to na pewno stwierdzą, że coś jest ze mną nie tak, skoro nie podobają mi się rówieśnicy.

- Jeszcze kilka dni temu mówiłaś mi, że nie jestem stary, a różnica wieku między nami, to żadna różnica.

- Bo to prawda, ale ja wyglądam, jakbym była nieletnia.

- Powiedziałem im to – objął ją i powiedział ciepło – Lulu, przestań się zamartwiać. Moja mama bardzo chce cię poznać, bo od lat czekała, aż jej przedstawię kobietę mojego życia.

- Jestem kobietą twojego życia? – zapytała i spojrzała niego tymi swoimi niewinnymi oczami, przez które topniał, jak wosk.

- Od pierwszego wejrzenia – zapewnił ją i pocałował.

 

Agata i Ania

Wybrały się na zwiedzanie Nowego Miasta, które nie było zbytnio duże i dało się go obejść w godzinę, ale z drugiej strony, było to coś nowego, więc chętnie zaglądały i do sklepów i do restauracji. W każdym miejscu coś kupowały, żeby ludziom było przyjemnie, ale i żeby mieć pamiątkę z podróży. Oczywiście natknęły się na burmistrza miasteczka, który zaprosił je do siebie do ratusza na kawę i ciasteczka. Budynek trudno było nazwać ratuszem, gdyż był zwykłym jednopiętrowym domem, który niczym się o innych budynków nie wyróżniał.  Zostały posadzone przy dużym stole konferencyjnym i po chwili chyba cały urząd przyszedł z nimi napić się kawy i porozmawiać.

- Nie miejcie nam tego za złe – mówiła jedna z kobiet – przez wiele miesięcy siedzieliśmy odizolowani tak, jak i wy. Nie było turystów, więc każda nowa twarz jest dla nas ciekawa. A, że wy dodatkowo jesteście gwiazdami w okolicy, to tym bardziej chcemy się z wami zapoznać.

Agata uśmiechnęła się do kobiety i odparła.

- Rozumiemy. Nam też jest miło poznać nowych ludzi, bo jak mówiłaś, zima odcięła nas od kontaktów z  poza Karnego Miasta.

- A przemyślałyście już, co dla nas mogłybyście zrobić? – dopytywał burmistrz, za co został zgromiony przez kobietę.

- Radku – fuknęła – jak możesz być taki nachalny. Jak dziewczyny będą gotowe na rozmowę, to same do nas przyjdą, prawda?

- Już możemy porozmawiać – powiedziała Ania – wiemy, co możemy dla was zrobić.

- Tak? – wszyscy urzędnicy zamilkli i wsłuchali się w to, co dziewczyny miały do powiedzenia.

- Co do radia na żywo, to musimy porozmawiać z Instytutem Wynalazków. Sami wiecie, że technika jest tutaj kapryśna. Ale w zamian za to możemy nagrywać audycje, które będą przeznaczone specjalnie dla was. Nie będą na żywo, ale będziecie mogli posłuchać, co tam u nas słychać – mówiła Agata.

- Tylko musimy porozmawiać z panią Olgą, czy się zgodzi. Ja oprócz radia mam też inne obowiązki – dodała Ania.

- Oczywiście, my to rozumiemy i będziemy się cieszyć z każdej nowości, jaka do nas dotrze.

- No i Ania z dzieciakami może przyjechać do was, jak będzie ciepło i zorganizować koncert.

- Nawet nie jeden – zapewniła Ania – z tym, że ja jestem więźniem, więc na wszystko będę musiała mieć zgodę pana burmistrza lub pani dyrektor.

- Będziemy się cieszyć z każdych odwiedzin. My też pragniemy posłuchać muzyki na żywo, czy też żartów, jakie panie serwujecie w radio.

- Dziękujemy, ale przecież wy też możecie sobie zorganizować radio – powiedziała Agata.

Burmistrz pokręcił głową.

- Nie da rady. Może to dziwnie zabrzmi, ale Karne Miasto stoi technicznie wyżej niż my i jest bogatsze. My w większości utrzymujemy się z turystów, a tak naprawdę, to z tego, co sami wyhodujemy lub wyprodukujemy.

- Pytanie najważniejsze – powiedziała Agata – czy są osoby, które chciałby prowadzić dla was takie lokalne radio.

- Nikogo nie pytaliśmy – przyznała kobieta.

- To zapytajcie. Zapytajcie się też młodych o zainteresowania – powiedziała Ania – miasteczko może być małe, ale ciekawe.

- A po co mamy pytać dzieci o zainteresowania? – dziwiła się inna kobieta – sami je sobie znajdują.

- Ale czy to przynosi wam, jako społeczności korzyść? – zapytała.

- No, my nigdy tak nie myśleliśmy – przyznała kobieta – wszyscy od lat robimy to samo, nasze dzieci robią, to co my i jakoś się to kręci.

- To nie jest zła społeczność – bronił swoich burmistrz.

- Ale my nic takiego nie powiedziałyśmy – zapewniła Agata – tylko, że możecie sprawić, że i u was będzie ciekawie.

- Zwłaszcza, że mieszkacie tu jako wolni obywatele i możecie sami sobie wyznaczać cele – powiedziała Ania.

- Nigdy o tym nie myśleliśmy.

- Nie szkodzi, pomogę wam – zapewniła Ania i poprosiła o dużą kartkę papieru i długopis.

Agata usunęła się w cień i z wielką radością patrzyła, jak Ania rozrysowuje tym ludziom prosty biznesplan na podstawie ich możliwości. Zadawała im pytania, zachęcała do szalonych pomysłów, chwaliła te możliwe do zrealizowania, a te z kosmosu odkładała na później. Ale zawsze pamiętała o tym, żeby motywować ludzi, żeby czuli się docenieni. Przyjaciółka już nie mogła się doczekać, żeby o tym wszystkim opowiedzieć pani Oldze. W ciągu kilku godzin powstały pomysły nie tylko na radio, ale i festiwal rolniczy, wystawę artystyczną czy ulepszenie lunaparku o nowe karuzele i place zabaw. Zespoły muzyczne, które działały w Nowym mieście mogły liczyć na możliwość nagrania swoich utworów w studio w Karnym Mieście.

Pokazała tym ludziom również to, że mogą to robić wspólnymi siłami, chociaż każdy miał być właścicielem swojego pomysłu.

Kiedy wróciły do hotelu, Agata powiedziała żartobliwym tonem do Ani.

- Dlaczego ty w tej ziemskiej korporacji nie zostałaś prezesem?

Ta spojrzała na nią poważnie, ale bez obrażania się i odparła.

- Ponieważ zawsze był ktoś, kto chciał mnie zniszczyć. Tutaj byłam sobą.

- Jestem z ciebie dumna, jesteś urodzoną szefową wszystkich szefów.

- Przestań błaznować – śmiała się Ania – większość tych pomysłów nie przyniesie tym ludzi dużych przychodów. Może trochę większe niż zazwyczaj, ale daleko im będzie do bogactwa.

- A ja myślę, że dałaś im to czego oni chcieli – powiedziała Agata, ale tym razem bardzo poważnie – dałaś im nadzieję na odskocznię od codzienności, zacieśnienie więzów społecznych, zajęcie na długie zimowe wieczory, podczas których będą szykować się na sezon turystyczny. Dałaś im możliwość uwierzenia w swoje możliwości i zapewniłaś pomoc i współpracę.

- Przestań, bo się popłaczę – Ania się wzruszyła.

- I bardzo dobrze – Agata uściskała przyjaciółkę – płacz, to babska rzecz.

 

Nina

Przechodziła koło sali, gdzie leżał myśliwy i usłyszała, że ją woła.

Zajrzała do niego i zapytała.

- Coś się stało? W czymś panu pomóc?

Ten pokręcił głową i zapytał.

- Ma pani nocny dyżur?

- Tak.

- A może pani ze mną chwilę posiedzieć i porozmawiać? – poprosił.

Nina była zaskoczona. Nie spodziewała się, że ktoś może chcieć z nią rozmawiać, a zwłaszcza jakiś mężczyzna.

- Mogę, ale za jakiś czas. Na razie mam jeszcze ostatnich pacjentów, którzy zaliczyli wywrotki na śliskich chodnikach.

- Dobrze – powiedział spokojnie – mnie się nigdzie nie spieszy.

Podczas opatrywania ostatnich zwichnięć, obtarć i skręceń próbowała dojść do ładu ze swoimi myślami. Osobiście nie widziała sensu w rozmowie o niczym z zupełnie obcym człowiekiem, ale z drugiej strony miała się na nowo uczyć kontaktów międzyludzkich, więc musiała spróbować. Bała się tylko, że wyrwie się z czymś głupim albo zirytuje, kiedy on powie coś, co ją zdenerwuje.

Kiedy wyszli ostatni pacjenci, zamknęła drzwi przychodni na klucz, zrobiła sobie i jemu herbaty, wzięła ciasteczka i poszła do niego do sali. W połowie drogi stanęła i zamarła w przestrachu. Uświadomiła sobie, że będzie sama z mężczyzną w pustym budynku. Nie pomagało jej to, że ten człowiek był całkiem unieruchomiony i że nie było z jego strony żadnej możliwości ataku. Za gardło chwyciła ją panika. Zaczęła szybko oddychać i nie mogła się uspokoić. Usiadła w korytarzu na krześle i próbowała opanować lęk.

- W lesie każdy drapieżnik już by panią załatwił – usłyszała jego głos z drugiego końca korytarza – bardzo głośno pani oddycha.

Osłupiała. Czy rzeczywiście tak było? Czy ten leśny człowiek miał super słuch?

- Czemu się pani zatrzymała? Coś się stało? Pomógłbym, ale nie mogę się ruszać. Ale mogę zawiadomić doktora, mam taki kabel z guzikiem.

- Nie – wychrypiała – nie trzeba. Już idę.

Wstała na chwiejnych nogach, wzięła tacę i powoli ruszyła w stronę sali pacjenta. Weszła do środka.

- Strasznie pani blada – powiedział chłopak z troską w głosie – może jednak wezwę lekarza.

- Nie, nie trzeba – powiedziała cicho –zaraz mi przejdzie.

- Przyniosła pani herbatę i ciastka – ucieszył się – w końcu ktoś o tym pomyślał. Bo przez cały dzień jadłem tylko kleiki i piłem wodę.

- Pomyślałam, że to będzie miłe – odparła jeszcze lekko drżącym głosem.

- To jest bardzo miłe – uśmiechnął się.

Postawiła mu kubek w zasięgu zdrowej ręki i to samo zrobiła z ciasteczkami. Sama usiadła od niego w znacznej odległości. Patrzył na nią i miała wrażenie, że czyta w niej, jak otwartej księdze.

- Pani jest przestraszona – oznajmił – czy coś się wydarzyło? Czy ktoś był dla pani niemiły?

- Nie – powiedziała i nie wiedziała czemu odparła szczerze – to pozostałości po mojej przeszłości. Dopiero uczę się normalnie funkcjonować, ale nie zawsze się udaje.

- Dobrze, że jest pani w zamkniętym mieście, w lesie byłaby pani pierwszą ofiarą do eliminacji.

Zadrżała.

- Przepraszam – powiedział – nie jestem przyzwyczajony do cywilizacji. I nie mam niczego złego na myśli. Tylko w lesie trzeba bardzo uważać. Nie można sobie pozwolić na zagapienie. Bo jak się tak zrobi – zaśmiał się i wskazał na bandaże – no to się ląduje w paszczy jakiegoś zwierza albo jakimś cudem w szpitalu.

Kiedy nic na to nie odpowiedziała, dodał.

- Nikt nie jest doskonały. Każdemu zdarzają się wpadki.

Nina spojrzała na niego z wdzięcznością.

- No ja tutaj miałam mnóstwo wpadek. Kapitan straży zagroził mi nawet, że mnie wystawi za bramę.

- Ale jest pani tutaj, czyli wszystko idzie ku dobremu.

- Chyba tak – uśmiechnęła się lekko.

- Jak pani na imię.

- Nina.

- Mogę do pani mówić po imieniu?

- Oczywiście, miło mi.

- Nino, ja jestem Mat.

- Mat.

- Mamy krótkie imiona, bo łatwiej się nawoływać i ostrzegać.

- No tak. Dziwnie by brzmiało, gdyby ktoś krzyczał – Bonawentura, kryj się.

Mężczyzna roześmiał się.

- No właśnie – po czym powiedział – cieszę się Nino, że przyszłaś ze mną trochę posiedzieć. W lesie nigdy nie zostajemy sami. Oczywiście w domach mamy swoje pokoje i przestrzenie, ale nigdy nie zdarza się tak, żeby kogoś w domu nie było.

- Pilnujecie się nawzajem.

- To bardzo ważne – powiedział i spoważniał – gdybym był sam, to bym teraz z tobą nie rozmawiał.

- Ale na szczęście  jesteś.

- Tak – uśmiechnął się do niej – i mogę z tobą rozmawiać.

- Jak się zostaje mieszkańcem lasu?

Mat wzruszył ramionami.

- Ja się tam urodziłem, ale czasami ktoś do nas dołącza.

- Ilu was jest.

- Licząc z dzieciakami, to jakieś czterdzieści osób. To mała społeczność.

- Okazuje się, że Więzienna Planeta jest naprawdę ciekawym miejscem, pełnych niespodzianek. Jeszcze kilka dni temu nie wiedziałam o waszym istnieniu.

- Bo my rzadko wychodzimy z lasu – przyznał – co nie znaczy, że wcale. W końcu sprzedajemy mięso i owoce leśne, a w zamian kupujemy niezbędny sprzęt do naszych domów i do polowań.

- Ale nie bratacie się z ludźmi z Karnego Miasta czy Nowego Miasta.

- Raczej nie – po czym szybko dodał – ale, to nie jest zabronione. Tylko, że nasze życie, a wasze zupełnie się różni. Niewiele osób z zewnątrz jest w stanie przetrwać. Czyli przeżyć.

Nina zadrżała.

- W mieście zimą było niebezpiecznie, więc nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak tam jest u was.

- Całkiem dobrze. Mieszkamy pod ziemią, w bezpiecznych twierdzach, chociaż i tam czasami jakieś bydle do nas wpadnie.

- Chyba bałabym się tam zasnąć.

- Spałabyś jak suseł – zapewnił – zawsze ktoś stoi na straży przy wejściach. A mamy ich kilka.

- To na wypadek ucieczki.

- Tak. Ale w czasie mojego życia doszło do takiej sytuacji może ze dwa razy.

- A teraz? – wskazała jego rękę i nogę – jak to się stało.

- Śnieżna małpa umie się kamuflować. A była sama, nikt się jej nie spodziewał – przyznał - ja się ze zdziwienia zagapiłem i mam, to co mam.

- A dlaczego była sama?

- Pewnie oddzieliła się od reszty w czasie ostatniej potyczki z tym wielkim michem.  No cóż, tak się zdarza. Ale, jak to mówią, do wesela się zagoi.

Nina wiedziała, że to było bardzo optymistyczne życzenie, zwłaszcza, że Mat wiedział, że tak wcale nie musi być.

- Nie smuć się Nino, jeszcze nie wiadomo, co ze mną będzie, a ja się nie martwię.

- Czytasz we mnie, jak w książce – ni się to poskarżyła, ni to zdziwiła.

- To podstawowa umiejętność. My rozmawiamy tylko w domu, w lesie czytamy z ruchów ciała i mimiki twarzy. Ewentualnie wypowiadamy krótkie polecenia. Ale tak, żeby brzmiały jak szczek czy warknięcie zwierzęcia.

- A możesz mi coś w ten sposób powiedzieć?

Mat zastanowił się przez chwilę i wydał z siebie kilka niezrozumiałych dla niej dźwięków, które rzeczywiście brzmiały, jak odgłos jakiegoś zwierzęcia.

- Co powiedziałeś?

- Uważaj, nadepnęłaś na ślad trąbowca, nie zgub go.

- To tutaj są słonie? – dziwiła się.

- Leśne, tak. Miłe zwierzaki. Nie zabijamy ich. Są bardzo przydatne. Zawsze wiedzą gdzie jest coś do jedzenia i czysta woda do picia. Są małe. Pokazał ręką zwierze wielkości kucyka.

Nina słuchała go oczarowana, a Mat jeszcze długo opowiadał jej o życiu w lesie, o różnych zwierzętach i roślinach. A mówił o tym tak, że aż zapragnęła to wszystko zobaczyć.

- Chciałabym to wszystko zobaczyć – westchnęła.

Mat uśmiechnął się lekko.

- Jak wyzdrowieję, to cię zabiorę na wycieczkę.

- Jestem więźniem – przypomniała.

- A, no tak – przypomniał sobie – ale może macie jakieś przepustki.

- Są, ale nie wiem, czy dla mnie się jakaś znajdzie. Ja naprawdę tutaj narozrabiałam.

Mat czekał na to, że ona mu coś o sobie opowie, ale widział po jej twarzy, że nic z tego nie będzie. Było mu trochę przykro, bo sam jej już tyle opowiedział, że miał nadzieję na rewanż. Ale był na tyle mądry, żeby tego nie okazywać. Więźniowie mieli swoje tajemnice. Ale…

- Lubisz tu pracować? – zapytał neutralnie.


Kolejny odcinek 26 sierpnia

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"