Więzienna Planeta - odc. 10
ZIEMIA
Weszła
do gabinetu szefa i już od progu zaczęła opowiadać, o zgodzie na wyjazd na
Więzienną Planetę. Usiadła przy jego biurku i przez kilka minut nie milkła,
kiedy w końcu zapadła cisza, mężczyzna powiedział,
-
Jesteś dobrą dziennikarką, dopięłaś swego – pochwalił.
Agata
zarumieniała się lekko i uśmiechnęła.
-
Powiem szczerze, że się tego nie spodziewałam, ale szefie, jest jeden problem.
-
Jaki?
-
Ona chce mnie mieć tam przez okrągły rok.
-
Rok? – zdziwił się.
-
Tak. Stwierdziła, że dwa tygodnie, to za mało.
-
Ale rok, to kupa czasu.
-
No i właśnie w tej sprawie do pana przychodzę. Czy jest szansa skorzystać z tej
okazji i nie stracić pracy?
-
Oczywiście, przecież komunikacja międzywymiarowa działa, będziesz regularnie
przesłać felietony i reportaże. A jak wrócisz, będziesz sławna i bogata.
-
No i tu pojawia się kolejny problem – odparła
- Nie mogę pojechać tam jako dziennikarz, jedyne kontakty, jakie mi będą
przyznane, to z rodziną.
Szefowi
zrzedła mina, ponieważ w wyobraźni widział już dwa razy większy nakład
czasopisma i wpływy z reklam, no i zarobki.
-
Agato, jesteś dziennikarką, musisz znaleźć sposób na komunikację z nami. Wymyślić,
jakiś szyfr. Chyba nie zmarnujesz takiej szansy? Pomyśl, kasa, sława.
-
Czy pan wie, że za ujawnienie ich tajemnic grozi kilkumilionowa kara?
Mężczyzna
machnął ręką.
-
Co się przejmujesz? Kara jest jednorazowa, nawet jej nie odczujesz.
-
Pewnie tak, ale złamałabym zasady, o których przestrzeganie zostałam
poproszona.
Szef
popatrzył na nią z politowaniem.
-
Jesteś dziennikarką. A każdy dziennikarz, zrobi wszystko, żeby zdobyć
informację, nawet kosztem złamania zasad.
Agata
patrzyła na niego z niedowierzaniem.
-
I pan tak robi?
-
Każdy tak robi. Myślisz, że da się utrzymać gazetę bez nieczystych zagrań?
Widząc
jej zawiedzioną minę, parsknął śmiechem.
-
Nie, nie wiedziałaś. Siedzisz sobie w bezpiecznym dziale felietonów i podróży i
nie musisz walczyć o informacje. Często tworzysz je na bazie własnych
obserwacji. Ale inni? Ci od afer finansowych, sensacji w urzędach, myślisz, że
oni wchodzą do czyjegoś biura, gdzie dostają gotowy tekst do druku?
-
Nie, oczywiście, że tak nie myślę, ale ja uczciwie zapracowałam na pobyt na
Więziennej Planecie.
-
Ale nieuczciwie będziesz przesyłać nam informacje.
Agata
wstała.
-
Nie, nie będę tego robić. Dostałam więcej niż oczekiwałam, nie zwiodę tej
kobiety.
-
Nawet jej nie znasz – parsknął szef.
-
No i co z tego? – wykrzyknęła Agata – to jeszcze nie powód, żeby oszukiwać.
Szef
rozłożył ręce.
-
Jak chcesz, ale po powrocie nie będziesz miała tu miejsca. Nie zamrożę ci
wakatu.
-
Jeszcze nigdzie nie jadę. Nie podjęłam jeszcze decyzji. Rok poza Warszawą, to
dużo.
Szef
wzruszył ramionami.
-
Jak chcesz, ale nie licz na mnie, że ci pomogę ją podjąć.
-
Wiem, ale na razie nigdzie się nie wybieram.
-
To wracaj do pracy i zrób coś konkretnego, coś co przyniesie mi pieniądze. Do
widzenia.
Agata
wyszła z gabinetu z mocnym przeświadczeniem, że nie zagrzeje tu długo miejsca.
Szef dał jej jasno do zrozumienia, że go zawiodła i pozbawiła dużego zarobku.
Ania
Otworzyła
oczy i stwierdziła, że ma problem z zogniskowaniem wzroku na budziku. Działo
się tak każdego poniedziałku. Cały wieczór piła wino i jak zwykle nie skończyło
się na jednej butelce. Sama myśl o tym, że za kilka godzin będzie musiała iść
do pracy powodowała, że sięgała po następny kieliszek.
Niestety,
trzeźwa czy skacowana, musiała powitać kolejny poniedziałkowy poranek. Ale nie
tym razem. Kiedy w końcu ustaliła, że jest 6:00 rano, przyłożyła głowę do
poduszki i zapadła w głęboki sen. O 9:01 obudził ją telefon z pracy. Dzwoniła
jedna z pracownic.
-
Tak – burknęła Ania do słuchawki.
-
Dzień dobry pani dyrektor – powiedziała spłoszona kobieta – przypominam, że
mamy dzisiaj o 10 00 prezentacje, a jeszcze pani nie ma w pracy.
-
Prezentacja jest o 10 00, więc nie wiem czemu mi przeszkadzasz w wykonywaniu
innej pracy – burknęła Ania i się rozłączyła.
A
potem wyskoczyła z łóżka i starała się, jak najszybciej ubrać, umalować i
wyjść. Cieszyła się, że do pracy miała nie całe 15 minut metrem. Cieszyła się
również z tego, że zadzwoniła do niej pracownica, bo inaczej dalej spałaby w
najlepsze. Oczywiście nie miała zamiaru przyznawać się do zaspania. Miała tylko
nadzieję, że szef nie zauważy jej nieobecności. A jeśli nawet, to wymyśli
awarię instalacji elektrycznej w bloku albo pękniętą rurę.
Stanęła,
jak wryta. Skąd u niej taka beztroska i pomysły.
Potrząsnęła
bolącą głową i postanowiła nie wnikać w swoje niezbyt przytomne myśli.
Pogratulowała
sobie za to, że zawsze ma w szafie wyprasowane i skompletowane w kostiumy
ubrania. Dzięki temu błyskawicznie była gotowa. Gorzej poszło z makijażem. Ręce
wciąż jej się trzęsły.
Udało
jej się wyjść z domu o 9 25, miała jeszcze spory zapas czasu.
Starała
się nie myśleć o tym, że jej spóźnienie się wyda i tym bardziej będzie mogła
pożegnać się z awansem.
WIĘZIENNA PLANETA
Robert
Stary
kapitan straży rozchorował się i musiano przewieźć go do Nowego Miasta do
szpitala. Okazało się, że będzie musiał kilka tygodni w nim pozostać. Dlatego
burmistrz Karnego Miasta zadecydował o wcześniejszym awansie Roberta
Zabłockiego na kapitana straży.
Uroczystość
zorganizowano w więziennej hali sportowej. Wszyscy zostali zaproszeni, wiec
sala pękała w szwach. Pośrodku na podwyższeniu stał burmistrz Paweł Sosnowski,
dyrektor więzienia Olga Kowalska, dwoje radnych i oczywiście sam
zainteresowany.
Mężczyzna
stał wyprężony, jak struna i głośno składał przysięgę. Burmistrz osobiście
przypiął mu do munduru trzecią gwiazdkę i mocno uścisnął dłoń.
Potem
było dużo oklasków i gratulacji. Wszyscy wolni ludzie zostali zaproszeni na
drinka do karczmy, więźniowie wrócili do swoich zajęć i terapii. A potem życie
potoczyło się dalej.
Nina
Mona
i Danka wróciły z jedzeniem i zastały siedzącą na schodach Ninę. Kobieta
zatopiła twarz w dłoniach i wydawała się nieobecna.
-
Hej – potrząsnęła ją za ramię Mona – żyjesz?
Nina
spojrzała zapłakanymi oczami na kobiety.
-
Wszyscy mnie zawiedli. Wszyscy – syczała wściekle – najpierw rodzina, potem
faceci, a na końcu moje najbliższe przyjaciółki – splunęła pod nogi – byłe przyjaciółki.
Mona
i Danka spojrzały na siebie i wzruszyły ramionami.
-
Nie bój nic – odezwała się Danka – my nie mamy zamiaru się z tobą przyjaźnić,
więc będzie spoko.
Wyminęła
ją i znikła w domu.
Mona
poklepała zapłakaną kobietę po ramieniu i powiedziała.
-
Jeśli ma to cię pocieszyć, to ja też nikogo nie lubię – i również poszła do
domu.
Nina
została sama. Przez chwilę rozważała, czy nie wyjść za palisadę i ze sobą nie
skończyć. Śmierć w paszczy jakiegoś dzikiego zwierza zakończyłoby jej marny
żywot. Ale jakoś nie potrafiła się ruszyć. Posiedziała jeszcze kilkanaście
minut i ona wstała i poszła do domu.
Karol i Olga
Karol
siedział naprzeciw Olgi i rozkoszował się jej widokiem. Była ucieleśnieniem
jego marzeń. Zachwycał się jej drobnymi dłońmi, ciepłym uśmiechem, idealną
figurą i pięknymi włosami, opadającymi jej swobodnie na plecy. Dla niego była
kobietą idealną, a raczej prawie idealną. Jedynym zgrzytem był fakt, że pełniła
funkcję dyrektora więzienia i to powodowało, że czasami wątpił w to, że mogą
być razem. Zwłaszcza w takich momentach, jak ten, kiedy kobieta czytała przy
nim raporty z jego wyczynów.
Olga
starała się ignorować jego gapienie się na nią, ale nie do końca jej się
udawało. Wcześniej nawet by na to nie zwróciła uwagi, ale przeczytała jego notatki,
które tworzył podczas odosobnienia i przez obejrzenie kilku nagrań, gdzie
odkrywa uczucia, jakie do niej żywi. Starała się być profesjonalna i nie brać
do siebie, tego, co on napisał. Nie on pierwszy. Niestety, jakoś nie udawało
jej się całkowicie odciąć. Ukryła zmieszanie udając, że przegląda raporty,
które już doskonale znała. Wiedziała już, że nie będzie mogła go dłużej
prowadzić.
Przynajmniej
do momentu, aż nie uporządkuje swoich myśli.
-
W końcu odkryłeś kilka kart – zaczęła neutralnie.
-
Zostałem do tego zmuszony – poskarżył się.
-
Nikt cię do niczego nie zmuszał – nie zgodziła się z nim.
-
Pewnie, że nie – zaśmiał się – tak mnie wymęczyliście, że nawet zmarły by nie
wytrzymał.
Olga
uśmiechnęła się, ale szybko spoważniała. Nie powinna okazywać emocji, przez
które mogłaby dać mu złudną nadzieję na uczucie z jej strony.
-
Czy możliwy jest związek osadzonego i dyrektor więzienia? – zapytał po raz
trzeci dzisiejszego spotkania. Jak dotąd Olga nie odpowiedziała. Tak też
zrobiła tym razem.
-
Podsumujmy co udało nam się przez te kilka tygodni osiągnąć.
-
Nie odpowiedziała pani na moje pytanie – zirytował się.
-
I nie odpowiem, bo nie dotyczy dzisiejszego spotkania – odpowiedziała Olga.
Karol
wstał.
-
Tak? Dla mnie każde spotkanie z panią dotyczy tego pytania. Od kilku tygodni
zachodzę w głowę, czy jest to możliwe. Czy jeśli uzna pani, że jestem
zresocjalizowany, to zwiąże się pani ze mną, czy raczej będzie pani, tak jak inni ludzie,
będzie widzieć we mnie przestępcę.
-
Proszę usiąść – powiedziała spokojnie Olga, kiedy się nie ruszył dodała – albo
wyjść.
Mężczyzna
opadł z westchnieniem na fotel.
Olga
przez chwilę milczała, ale w końcu zaczęła mówić.
-
To co powiedziałeś, jest ciosem poniżej pasa. Szantażem.
-
Nie szantażowałem pani – zaperzył się.
-
Pewnie nawet nie zdawałeś sobie z tego sprawy.
-
Nie szantażowałem pani – upierał się.
-
Postawiłeś mnie przed wyborem. Jak się z tobą zwiążę, to będzie dobrze, ale
jeśli nie, to będzie znaczyło, że tobą gardzę i jestem oszustką. Oszustką,
która tylko udaje, że chce pomóc w resocjalizacji, a tak naprawdę nie widzi w
więźniu człowieka.
Patrzył
na nią przez chwilę i analizował swoją wypowiedź.
-
Ma pani rację. Przepraszam – zawstydził się.
-
Nie ma za co. Ale i tak nie odpowiem na twoje pytanie. Jesteś w cyklu resocjalizacyjnym,
nie będę go zaburzać. Może kiedyś przyjdzie taki czas, że będę mogła ci na nie
odpowiedzieć.
Mężczyzna
pokiwał głową, na znak, że rozumie.
-
Podsumowując. Jesteś w tej chwili w fazie rozchwiania emocjonalnego, co widać
po różnorodnych zachowaniach. Walczysz ze sobą. Z jednej strony chcesz być
takim człowiekiem, jak dawniej, a z drugiej zaczynasz się otwierać. W tej
chwili to, co mówisz i piszesz może być prawdą, ale równie dobrze emocjonalną
projekcją, która po jakimś czasie zniknie. To też jest powód, dla którego nie
odpowiadam na niektóre twoje pytania.
-
Wy to ze mną zrobiliście? Celowo? – dopytywał.
-
Nie. Każdy więzień ma swoją drogę. Jest kilka schematów, które powtarzają się w
ludziach. Nie jest to niczym dziwnym. Gdybym ja przechodziła, to co ty, też bym
znalazła się w jakimś schemacie. Ty teraz jesteś rozchwiany, ale twój kolega z
domku na pustkowiu, nie.
-
Bartek?
-
Tak. On ma inną drogę resocjalizacji.
-
A o nim pani może mi opowiadać?
-
A dlaczego nie? Nie zdradzam żadnych tajemnic – zaśmiała się – chciałam tylko
pokazać ci, gdzie się znajdujesz.
-
Proszę mówić.
-
Bartek wszystkie emocje kieruje na zewnątrz. Szybko wybucha złością, mówi bez
zastanowienia to, co myśli i tak dalej. On uczy się, jak nad tym zapanować. Ty
natomiast od lat tłumiłeś emocje, teraz zaczynasz się otwierać. I on i ty
kroczcie po omacku w całkiem nowym dla was świecie. My jesteśmy tu po to, żeby
pomóc wam przez to przejść. Siedzisz tu dopiero dwa miesiące, ale pierwsze
pozytywne efekty zaczniesz zauważać najwcześniej za cztery. Oczywiście, jeśli
będziesz nadal tak współpracować, jak teraz. Jeśli się zaprzesz i ponownie
zamkniesz w sobie, to wszystko będzie trwało o wiele, wiele dłużej.
Pamiętaj,
możesz zamieszkać w Karnym Mieście, za cztery miesiące albo za rok albo w
ogóle.
-
Czyli to co do pani czuję może okazać się fałszywe?
-
Tak. Dlatego nie odpowiadam na pana pytanie.
-
A jak będę już stabilny?
-
Wtedy odpowiem.
-
Dziękuję za szczerość – powiedział.
A
Olga zanotowała w raporcie – 40% planu resocjalizacyjnego wykonano.
Tomasz
„Cegły,
cegły, cegły, rzygam cegłami” – myślał Tomasz wyrabiając ręcznie kolejną
sztabkę. Oddelegowano go do fabryki, którą wybudowano około dwóch kilometrów od
miasta. Otaczał ją las młodych drzew. Z zewnątrz wyglądała na nowoczesny
budynek, ale w środku panowało średniowiecze.
Już
dawno zrozumiał, że w Karnym Mieście panuje kult pracy fizycznej, ale ręczne
wyrabianie cegieł uznał już za przesadę. Taśmowa produkcja przyspieszyłaby
budowę wielkiego muru, a przecież o to wszystkim chodziło. O bezpieczeństwo.
-
Nie rozumiem, czemu wykonujemy to, w tak prymitywny sposób? – powiedział do
swoich znajomych, podczas przerwy obiadowej.
-
Nie narzekaj, nie jest jeszcze tak źle. Nie musimy wygniatać gliny i słomy
nogami – zarechotał jeden z nich.
-
Dlaczego nie można robić tego maszynowo?
-
To dziwny świat – odrzekł inny więzień.
-
Wszyscy tak mówią, ale dla mnie to mowa trawa. Mają helikoptery, a nie mogą
zbudować maszyny do robienia cegieł?
-
No właśnie nie – odezwał się brygadzista i wstał – chodź, pokażę ci coś.
Tomasz
poszedł za mężczyzną, który zaprowadził go do dużych dwuskrzydłowych drzwi.
Otworzył je i weszli do środka. Była to obszerna sala, w pełni zmechanizowana,
niestety nieużywana i pokryta grubą warstwą kurzu.
-
Obejrzyj sobie wszystko, a potem zadawaj mi pytania – zachęcił.
Tomasz
przeszedł się pomiędzy maszynami i widział elektroniczne konsole, koparki i
spychacze, taśmę roboczą, a w końcu wielki piec do wypalania cegieł.
-
Zardzewiałe?! – zdziwił się.
-
Tak.
-
Ale to nie żelazo?
-
No i co z tego.
-
Wiecie dlaczego?
-
Nie.
-
A próbowano z innymi metalami, z inną elektroniką, plastykiem itd.?
-
Owszem. Tylko stare, dobre metody się sprawdziły.
-
Czy te maszyny nigdy nie działały?
-
Działały, ale cegły kruszyły się po kilku miesiącach. Co ciekawe, to samo
robimy ręcznie i jakoś się udaje. Z tym, że wypalamy je w mniejszych piecach i
tylko na drewnie.
-
A ja myślałem, że celowo tam nam mówią?
-
Nie. Jestem wolnym człowiekiem, mieszkam tu od dziecka i widziałem, jak
próbowano wprowadzić tu nowoczesność. Niestety nie do końca się to udało.
-
Rzeczywiście, to dziwny świat.
-
Powiem ci jeszcze, że to, że mamy dwa helikoptery, to jakiś cud. Bo wybudowano
ich ze trzydzieści, ale tylko te dwa zadziałały. Od pięciu lat, nie jesteśmy w
stanie tego powtórzyć. Tak samo z samochodami. Działa pięć, a wyprodukowano
osiemnaście. A motory? Jeden i należy do kapitana straży, a wybudowano siedem.
-
I nie wiecie, czemu tak się dzieje?
Mężczyzna
pokręcił głową.
-
Wciąż szukamy rozwiązań, ale na razie z miernym skutkiem.
-
A fachowcy z ziemi? Nie mogą pomóc?
Mężczyzna
parsknął śmiechem.
-
Ten świat jest tylko pozornie podobny do naszego, ziemska technologia tu nie
działa.
Zabrzmiał
dzwonek.
-
Koniec przerwy, do roboty przodowniku – zaśmiał się brygadzista.
Bartek
-
Jakie masz marzenia? – zapytał terapeuta na kolejnej sesji przeprowadzanej w
siłowni.
Bartek
nie odpowiedział do razu. Siedział przez chwilę wpatrzony w pustkę i
zastanawiał się nad odpowiedzią. Jeszcze tydzień wcześniej odpowiedziałby bez
namysłu, teraz wiedział, że nie musi się spieszyć.
-
Na razie nie mam marzeń – odparł głuchym głosem.
-
Żadnych? – zdziwił się terapeuta – a wyjście na wolność, to nie marzenie?
-
To nie jest marzenie, ja wiem, że wyjdę na wolność. Nie dostałem dożywocia.
-
No dobrze. W takim razie, może powiesz mi, czym według ciebie są marzenia?
-
A ja wiem? – mężczyzna wzruszył ramionami.
-
Zastanów się?
-
Marzę o zupie pomidorowej i kotlecie schabowym – burknął.
-
Przecież możesz sobie je ugotować. Dostajesz produkty.
-
Ziemskiej pomidorowej i kotlecie schabowym – poprawił się Bartek – tutejsze
mięso inaczej smakuje.
-
To prawda. Ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie, czym według ciebie są
marzenia?
-
Marzenia, to coś, co bardzo bym chciał mieć, ale nie zawsze się to spełnia.
-
To też prawda. Ale warto marzyć.
-
Marzę o gorącej kobiecie, z którą mógłbym spędzić noc albo dwie, co pan na to?
Spełni się?
-
Myślę, że istnieje taka możliwość – odparł terapeuta – ale jeszcze nie teraz.
-
A kiedy? Dostanę ją w nagrodę?
Terapeuta
popatrzył na niego poważnie.
-
Nie. Kobieta, to nie przedmiot, nie może być prezentem. Sam będziesz musiał
sobie zapracować na przychylność, jednej z nich. Ale najpierw ty i ja
popracujemy nad szacunkiem wobec płci pięknej.
-
Nie biję kobiet, lubię je – obruszył się Bartek.
-
Owszem, ale traktujesz je, jak zabawki, przejściowo. Czas dorosnąć i stać się
mężczyzną.
Bartek
wstał i napiął mięśnie.
-
Sugerujesz, że nie jestem mężczyzną?
Terapeuta
nawet się nie poruszył.
-
Obserwując twoje reakcje dałbym ci 13 lat. Tak zachowuje się nastolatek, a nie
mężczyzna. Ale nie martw się, pomogę ci.
Bartek
wypuścił powietrze i usiadł.
-
Normalnie dałbym ci w zęby.
-
Zawsze możesz spróbować.
-
Zachowam to marzenie – Bartek roześmiał się nagle – tymczasem zrób ze mnie mazgaja
i pantoflarza. Pozwalam.
-
Zdziwisz się efektem – zapewnił terapeuta.
Nina
Obudziła
się z samego rana i nie mogła uwierzyć w to, co działo się za oknem. Z nieba
padał gęsty śnieg.
-
W październiku? – zadała pytanie w powietrze.
-
Tak, w październiku – burknęła niezadowolona z obudzenia Mona – gdybyś
przeczytała Informator, to byś się nie dziwiła.
-
Podobno w ciągu kilku dni temperatura może zejść do – 20 stopni – dodała Danka.
Mona
przeciągnęła się i stęknęła.
-
Już czuję mróz w kościach.
-
Bo trzeba napalić w kominku – przypomniała Danka – Nina to zrobi.
-
Dlaczego ja? – obruszyła się Nina.
-
Bo jeszcze tego nie robiłaś, a tkwisz tu już ponad dwa tygodnie.
Mona
wstała i znowu się przeciągnęła.
-
Mam tylko nadzieję, że nałupałaś wystarczającej ilości drewna i że nie
zamarzniemy tu na kość.
-
A ja mam nadzieję, że zgromadziłyście wystarczającą ilość jedzenia i że nie
umrzemy z głodu – odpysknęła Nina.
-
Nie bądź taka mądra – burknęła Mona – to przez twoje lenistwo może nam
zabraknąć jedzenia. Tylko ja i Danka próbowałyśmy zgromadzić zapasy.
Danka
tym czasem wyszła z sypialni, żeby wrócić z Informatorem w ręku.
-
Napisali, że jak zacznie sypać śnieg powinnyśmy ograniczyć wyjścia do minimum i
dobrze barykadować drzwi i okna.
-
A to czemu?
-
Piszą coś o śnieżnych małpach, ponoć dla nich nasza palisada, to nie problem.
-
A drzwi też umieją otwierać? – pytała Nina.
-
Raczej nie, to zwierzęta, ale piszą tu, że będą walić w ściany. Najlepiej wtedy
zamknąć się w piwniczce i przeczekać, aż odejdą.
-
A gdzie niby jest ta piwniczka? – dopytywała Mona – jakoś żadnej klapy w
podłodze nie widziałam.
Danka
wzruszyła ramionami i odparła.
-
Poszukamy. Ale teraz trzeba ogarnąć piec, bo spojrzałam na termometr, jest
minus siedem.
-
Dobrze, że dali nam kurki i zimowe buty – ucieszyła się Mona i szczelniej
zakryła kołdrą.
-
A ty co? Nie słyszałaś? Mamy się ogarniać – burknęła Nina.
-
Sama się ogarniaj, ja jeszcze poleżę i poczekam, aż zrobi się ciepło.
-
Jak sobie napalisz, to będziesz miała ciepło – warknęła Nina i zakopała w pościeli.
Danka
pokręciła głową.
-
Dziewczyny, jedynym wyjściem z sytuacji jest zorganizowanie dyżurów.
-
Wypchaj się – burczała Nina.
-
Dobrze, wypcham się – powiedziała Danka – napalę w samej kuchni i was tam nie
wpuszczę. Marznijcie sobie do woli – i zatrzasnęła drzwi.
Po
kilku minutach Mona wstała i poszła pomagać koleżance, Nina nie miała takiego
zamiaru.
W
duchu cieszyła się, że wygrała batalię i nie miała zamiaru spuszczać z tonu.
Skoro nienawidziła wszystkich, to wszystkich bez wyjątku.
ZIEMIA
Ania
O
21 00 usłyszała dzwonek do drzwi, co bardzo ją zdziwiło, ponieważ nikogo do
siebie nie zapraszała.
Wyjrzała
przez wizjer i zobaczyła na klatce schodowej swojego ojca. Minę miał zaciętą,
co nie wróżyło niczego dobrego.
Przez
myśl przeszło jej, że coś się stało matce albo Hance.
Otworzyła
drzwi, a ojciec bez słowa wszedł do środka.
Nie
zdjął butów ani kurtki, tylko wtarabanił się jej do salonu. Stanął pośrodku i
dyszał ze złości.
Ania
zaniepokoiła się nie na żarty. Stało się coś strasznego.
-
Czy ty wiesz, w jakiej nas stawiasz sytuacji?! – wrzasnął.
Ania
wytrzeszczyła oczy.
-
Ja? A co ja niby zrobiłam?
-
Jeszcze się pytasz?! Dzwonił do mnie twój szef i wszystko mi powiedział?!
Kobieta
zbladła. Nie miała zielonego pojęcia, co też on mógł o niej nagadać.
-
Nie wiem czemu to zrobił i nie wiem czym zawiniłam. Nie zostałam wezwana na
dywanik, ani nie dostałam na piśmie żadnego upomnienia czy nagany. Nie mam zielonego
pojęcia, o co mu chodzi?
Ojciec
pociągnął nosem.
-
Piłaś alkohol!
-
Kieliszek wina – odparła, co wyjątkowo było prawdą, ponieważ dopiero co
otworzyła nową butelkę.
-
Alkoholiczka – wrzasnął ojciec i złapał ją za ramiona.
Zaczął
nią potrząsać.
-
Nie dość, że nie awansujesz, to jeszcze szef musiał cię zdegradować do
mniejszych projektów, bo nie dawałaś sobie rady z trudniejszymi. Ponoć
zwalniasz ludzi bez powodu i chcesz napisać donos na swojego szefa! A teraz
jeszcze dowiaduję się, że jesteś alkoholiczką!
Ojciec
boleśnie ścisnął ją za barki. Ania krzyknęła i wyrwała się z jego uścisku.
-
Wszystko, co mówisz jest nieprawdą.
-
Udowodnij!
Ania
wzruszyła ramionami.
-
Nie umiem, nie mam nic na papierze, nie mam zaświadczenia od lekarza, że jestem
zdrowa. Jak mam ci udowodnić, że wszystko co mój szef powiedział jest wyssane z
palca?
Ojciec
zrobił się czerwony na twarzy i wrzasnął.
-
Nie pyskuj.
Kobieta
nic nie powiedziała, nie widziała sensu spierania się z osobą, która już
wszystko wiedziała.
-
Nie waż się podważać zdania przełożonego. Ty patrzysz na siebie subiektywnie, a
on ocenia cię obiektywnie. A obiektywnie rzecz ujmując do niczego się nie nadajesz.
Pomyśl sobie, jak twoja nieudolność wpłynie na naszą rodzinę, na Hannę?
-
Poprawię się.
-
Ja myślę. Masz dwa tygodnie na awans. Jeżeli ci się nie uda, nie masz czego w
tej rodzinie szukać!
Wyminął
ją i wyszedł trzaskając drzwiami.
Ania
stała kilka minut bez ruchu i robiła wszystko, żeby nie wybuchnąć płaczem. W
końcu opanowała się i usiadła w fotelu. Włączyła pilotem telewizor i nalała
sobie kolejny kieliszek wina. W głowie miała pustkę.
kolejny odcinek 13 kwietnia

Komentarze
Prześlij komentarz