Więzienna Planeta - odc. 10

 


ZIEMIA

 Agata

Weszła do gabinetu szefa i już od progu zaczęła opowiadać, o zgodzie na wyjazd na Więzienną Planetę. Usiadła przy jego biurku i przez kilka minut nie milkła, kiedy w końcu zapadła cisza, mężczyzna powiedział,

- Jesteś dobrą dziennikarką, dopięłaś swego – pochwalił.

Agata zarumieniała się lekko i uśmiechnęła.

- Powiem szczerze, że się tego nie spodziewałam, ale szefie, jest jeden problem.

- Jaki?

- Ona chce mnie mieć tam przez okrągły rok.

- Rok? – zdziwił się.

- Tak. Stwierdziła, że dwa tygodnie, to za mało.

- Ale rok, to kupa czasu.

- No i właśnie w tej sprawie do pana przychodzę. Czy jest szansa skorzystać z tej okazji i nie stracić pracy?

- Oczywiście, przecież komunikacja międzywymiarowa działa, będziesz regularnie przesłać felietony i reportaże. A jak wrócisz, będziesz sławna i bogata.

- No i tu pojawia się kolejny problem – odparła  - Nie mogę pojechać tam jako dziennikarz, jedyne kontakty, jakie mi będą przyznane, to z rodziną.

Szefowi zrzedła mina, ponieważ w wyobraźni widział już dwa razy większy nakład czasopisma i wpływy z reklam, no i zarobki.

- Agato, jesteś dziennikarką, musisz znaleźć sposób na komunikację z nami. Wymyślić, jakiś szyfr. Chyba nie zmarnujesz takiej szansy? Pomyśl, kasa, sława.

- Czy pan wie, że za ujawnienie ich tajemnic grozi kilkumilionowa kara?

Mężczyzna machnął ręką.

- Co się przejmujesz? Kara jest jednorazowa, nawet jej nie odczujesz.

- Pewnie tak, ale złamałabym zasady, o których przestrzeganie zostałam poproszona.

Szef popatrzył na nią z politowaniem.

- Jesteś dziennikarką. A każdy dziennikarz, zrobi wszystko, żeby zdobyć informację, nawet kosztem złamania zasad.

Agata patrzyła na niego z niedowierzaniem.

- I pan tak robi?

- Każdy tak robi. Myślisz, że da się utrzymać gazetę bez nieczystych zagrań?

Widząc jej zawiedzioną minę, parsknął śmiechem.

- Nie, nie wiedziałaś. Siedzisz sobie w bezpiecznym dziale felietonów i podróży i nie musisz walczyć o informacje. Często tworzysz je na bazie własnych obserwacji. Ale inni? Ci od afer finansowych, sensacji w urzędach, myślisz, że oni wchodzą do czyjegoś biura, gdzie dostają gotowy tekst do druku?

- Nie, oczywiście, że tak nie myślę, ale ja uczciwie zapracowałam na pobyt na Więziennej Planecie.

- Ale nieuczciwie będziesz przesyłać nam informacje.

Agata wstała.

- Nie, nie będę tego robić. Dostałam więcej niż oczekiwałam, nie zwiodę tej kobiety.

- Nawet jej nie znasz – parsknął szef.

- No i co z tego? – wykrzyknęła Agata – to jeszcze nie powód, żeby oszukiwać.

Szef rozłożył ręce.

- Jak chcesz, ale po powrocie nie będziesz miała tu miejsca. Nie zamrożę ci wakatu.

- Jeszcze nigdzie nie jadę. Nie podjęłam jeszcze decyzji. Rok poza Warszawą, to dużo.

Szef wzruszył ramionami.

- Jak chcesz, ale nie licz na mnie, że ci pomogę ją podjąć.

- Wiem, ale na razie nigdzie się nie wybieram.

- To wracaj do pracy i zrób coś konkretnego, coś co przyniesie mi pieniądze. Do widzenia.

Agata wyszła z gabinetu z mocnym przeświadczeniem, że nie zagrzeje tu długo miejsca. Szef dał jej jasno do zrozumienia, że go zawiodła i pozbawiła dużego zarobku.

 

Ania

Otworzyła oczy i stwierdziła, że ma problem z zogniskowaniem wzroku na budziku. Działo się tak każdego poniedziałku. Cały wieczór piła wino i jak zwykle nie skończyło się na jednej butelce. Sama myśl o tym, że za kilka godzin będzie musiała iść do pracy powodowała, że sięgała po następny kieliszek.

Niestety, trzeźwa czy skacowana, musiała powitać kolejny poniedziałkowy poranek. Ale nie tym razem. Kiedy w końcu ustaliła, że jest 6:00 rano, przyłożyła głowę do poduszki i zapadła w głęboki sen. O 9:01 obudził ją telefon z pracy. Dzwoniła jedna z pracownic.

- Tak – burknęła Ania do słuchawki.

- Dzień dobry pani dyrektor – powiedziała spłoszona kobieta – przypominam, że mamy dzisiaj o 10 00 prezentacje, a jeszcze pani nie ma w pracy.

- Prezentacja jest o 10 00, więc nie wiem czemu mi przeszkadzasz w wykonywaniu innej pracy – burknęła Ania i się rozłączyła.

A potem wyskoczyła z łóżka i starała się, jak najszybciej ubrać, umalować i wyjść. Cieszyła się, że do pracy miała nie całe 15 minut metrem. Cieszyła się również z tego, że zadzwoniła do niej pracownica, bo inaczej dalej spałaby w najlepsze. Oczywiście nie miała zamiaru przyznawać się do zaspania. Miała tylko nadzieję, że szef nie zauważy jej nieobecności. A jeśli nawet, to wymyśli awarię instalacji elektrycznej w bloku albo pękniętą rurę.

Stanęła, jak wryta. Skąd u niej taka beztroska i pomysły.

Potrząsnęła bolącą głową i postanowiła nie wnikać w swoje niezbyt przytomne myśli.

Pogratulowała sobie za to, że zawsze ma w szafie wyprasowane i skompletowane w kostiumy ubrania. Dzięki temu błyskawicznie była gotowa. Gorzej poszło z makijażem. Ręce wciąż jej się trzęsły.

Udało jej się wyjść z domu o 9 25, miała jeszcze spory zapas czasu.

Starała się nie myśleć o tym, że jej spóźnienie się wyda i tym bardziej będzie mogła pożegnać się z awansem.

 

 

 

WIĘZIENNA PLANETA

 

Robert

Stary kapitan straży rozchorował się i musiano przewieźć go do Nowego Miasta do szpitala. Okazało się, że będzie musiał kilka tygodni w nim pozostać. Dlatego burmistrz Karnego Miasta zadecydował o wcześniejszym awansie Roberta Zabłockiego na kapitana straży.

Uroczystość zorganizowano w więziennej hali sportowej. Wszyscy zostali zaproszeni, wiec sala pękała w szwach. Pośrodku na podwyższeniu stał burmistrz Paweł Sosnowski, dyrektor więzienia Olga Kowalska, dwoje radnych i oczywiście sam zainteresowany.

Mężczyzna stał wyprężony, jak struna i głośno składał przysięgę. Burmistrz osobiście przypiął mu do munduru trzecią gwiazdkę i mocno uścisnął dłoń.

Potem było dużo oklasków i gratulacji. Wszyscy wolni ludzie zostali zaproszeni na drinka do karczmy, więźniowie wrócili do swoich zajęć i terapii. A potem życie potoczyło się dalej.

 

 

Nina

Mona i Danka wróciły z jedzeniem i zastały siedzącą na schodach Ninę. Kobieta zatopiła twarz w dłoniach i wydawała się nieobecna.

- Hej – potrząsnęła ją za ramię Mona – żyjesz?

Nina spojrzała zapłakanymi oczami na kobiety.

- Wszyscy mnie zawiedli. Wszyscy – syczała wściekle – najpierw rodzina, potem faceci, a na końcu moje najbliższe przyjaciółki – splunęła pod nogi – byłe przyjaciółki.

Mona i Danka spojrzały na siebie i wzruszyły ramionami.

- Nie bój nic – odezwała się Danka – my nie mamy zamiaru się z tobą przyjaźnić, więc będzie spoko.

Wyminęła ją i znikła w domu.

Mona poklepała zapłakaną kobietę po ramieniu i powiedziała.

- Jeśli ma to cię pocieszyć, to ja też nikogo nie lubię – i również poszła do domu.

Nina została sama. Przez chwilę rozważała, czy nie wyjść za palisadę i ze sobą nie skończyć. Śmierć w paszczy jakiegoś dzikiego zwierza zakończyłoby jej marny żywot. Ale jakoś nie potrafiła się ruszyć. Posiedziała jeszcze kilkanaście minut i ona wstała i poszła do domu.

 

Karol i Olga

Karol siedział naprzeciw Olgi i rozkoszował się jej widokiem. Była ucieleśnieniem jego marzeń. Zachwycał się jej drobnymi dłońmi, ciepłym uśmiechem, idealną figurą i pięknymi włosami, opadającymi jej swobodnie na plecy. Dla niego była kobietą idealną, a raczej prawie idealną. Jedynym zgrzytem był fakt, że pełniła funkcję dyrektora więzienia i to powodowało, że czasami wątpił w to, że mogą być razem. Zwłaszcza w takich momentach, jak ten, kiedy kobieta czytała przy nim raporty z jego wyczynów.

Olga starała się ignorować jego gapienie się na nią, ale nie do końca jej się udawało. Wcześniej nawet by na to nie zwróciła uwagi, ale przeczytała jego notatki, które tworzył podczas odosobnienia i przez obejrzenie kilku nagrań, gdzie odkrywa uczucia, jakie do niej żywi. Starała się być profesjonalna i nie brać do siebie, tego, co on napisał. Nie on pierwszy. Niestety, jakoś nie udawało jej się całkowicie odciąć. Ukryła zmieszanie udając, że przegląda raporty, które już doskonale znała. Wiedziała już, że nie będzie mogła go dłużej prowadzić.

Przynajmniej do momentu, aż nie uporządkuje swoich myśli.

- W końcu odkryłeś kilka kart – zaczęła neutralnie.

- Zostałem do tego zmuszony – poskarżył się.

- Nikt cię do niczego nie zmuszał – nie zgodziła się z nim.

- Pewnie, że nie – zaśmiał się – tak mnie wymęczyliście, że nawet zmarły by nie wytrzymał.

Olga uśmiechnęła się, ale szybko spoważniała. Nie powinna okazywać emocji, przez które mogłaby dać mu złudną nadzieję na uczucie z jej strony.

- Czy możliwy jest związek osadzonego i dyrektor więzienia? – zapytał po raz trzeci dzisiejszego spotkania. Jak dotąd Olga nie odpowiedziała. Tak też zrobiła tym razem.

- Podsumujmy co udało nam się przez te kilka tygodni osiągnąć.

- Nie odpowiedziała pani na moje pytanie – zirytował się.

- I nie odpowiem, bo nie dotyczy dzisiejszego spotkania – odpowiedziała Olga.

Karol wstał.

- Tak? Dla mnie każde spotkanie z panią dotyczy tego pytania. Od kilku tygodni zachodzę w głowę, czy jest to możliwe. Czy jeśli uzna pani, że jestem zresocjalizowany, to zwiąże się pani ze mną, czy  raczej będzie pani, tak jak inni ludzie, będzie widzieć we mnie przestępcę.

- Proszę usiąść – powiedziała spokojnie Olga, kiedy się nie ruszył dodała – albo wyjść.

Mężczyzna opadł z westchnieniem na fotel.

Olga przez chwilę milczała, ale w końcu zaczęła mówić.

- To co powiedziałeś, jest ciosem poniżej pasa. Szantażem.

- Nie szantażowałem pani – zaperzył się.

- Pewnie nawet nie zdawałeś sobie z tego sprawy.

- Nie szantażowałem pani – upierał się.

- Postawiłeś mnie przed wyborem. Jak się z tobą zwiążę, to będzie dobrze, ale jeśli nie, to będzie znaczyło, że tobą gardzę i jestem oszustką. Oszustką, która tylko udaje, że chce pomóc w resocjalizacji, a tak naprawdę nie widzi w więźniu człowieka.

Patrzył na nią przez chwilę i analizował swoją wypowiedź.

- Ma pani rację. Przepraszam – zawstydził się.

- Nie ma za co. Ale i tak nie odpowiem na twoje pytanie. Jesteś w cyklu resocjalizacyjnym, nie będę go zaburzać. Może kiedyś przyjdzie taki czas, że będę mogła ci na nie odpowiedzieć.

Mężczyzna pokiwał głową, na znak, że rozumie.

- Podsumowując. Jesteś w tej chwili w fazie rozchwiania emocjonalnego, co widać po różnorodnych zachowaniach. Walczysz ze sobą. Z jednej strony chcesz być takim człowiekiem, jak dawniej, a z drugiej zaczynasz się otwierać. W tej chwili to, co mówisz i piszesz może być prawdą, ale równie dobrze emocjonalną projekcją, która po jakimś czasie zniknie. To też jest powód, dla którego nie odpowiadam na niektóre twoje pytania.

- Wy to ze mną zrobiliście? Celowo? – dopytywał.

- Nie. Każdy więzień ma swoją drogę. Jest kilka schematów, które powtarzają się w ludziach. Nie jest to niczym dziwnym. Gdybym ja przechodziła, to co ty, też bym znalazła się w jakimś schemacie. Ty teraz jesteś rozchwiany, ale twój kolega z domku na pustkowiu, nie.

- Bartek?

- Tak. On ma inną drogę resocjalizacji.

- A o nim pani może mi opowiadać?

- A dlaczego nie? Nie zdradzam żadnych tajemnic – zaśmiała się – chciałam tylko pokazać ci, gdzie się znajdujesz.

- Proszę mówić.

- Bartek wszystkie emocje kieruje na zewnątrz. Szybko wybucha złością, mówi bez zastanowienia to, co myśli i tak dalej. On uczy się, jak nad tym zapanować. Ty natomiast od lat tłumiłeś emocje, teraz zaczynasz się otwierać. I on i ty kroczcie po omacku w całkiem nowym dla was świecie. My jesteśmy tu po to, żeby pomóc wam przez to przejść. Siedzisz tu dopiero dwa miesiące, ale pierwsze pozytywne efekty zaczniesz zauważać najwcześniej za cztery. Oczywiście, jeśli będziesz nadal tak współpracować, jak teraz. Jeśli się zaprzesz i ponownie zamkniesz w sobie, to wszystko będzie trwało o wiele, wiele dłużej.

Pamiętaj, możesz zamieszkać w Karnym Mieście, za cztery miesiące albo za rok albo w ogóle.

- Czyli to co do pani czuję może okazać się fałszywe?

- Tak. Dlatego nie odpowiadam na pana pytanie.

- A jak będę już stabilny?

- Wtedy odpowiem.

- Dziękuję za szczerość – powiedział.

A Olga zanotowała w raporcie – 40% planu resocjalizacyjnego wykonano.

 

Tomasz

„Cegły, cegły, cegły, rzygam cegłami” – myślał Tomasz wyrabiając ręcznie kolejną sztabkę. Oddelegowano go do fabryki, którą wybudowano około dwóch kilometrów od miasta. Otaczał ją las młodych drzew. Z zewnątrz wyglądała na nowoczesny budynek, ale w środku panowało średniowiecze.  

Już dawno zrozumiał, że w Karnym Mieście panuje kult pracy fizycznej, ale ręczne wyrabianie cegieł uznał już za przesadę. Taśmowa produkcja przyspieszyłaby budowę wielkiego muru, a przecież o to wszystkim chodziło. O bezpieczeństwo.

- Nie rozumiem, czemu wykonujemy to, w tak prymitywny sposób? – powiedział do swoich znajomych, podczas przerwy obiadowej.

- Nie narzekaj, nie jest jeszcze tak źle. Nie musimy wygniatać gliny i słomy nogami – zarechotał jeden z nich.

- Dlaczego nie można robić tego maszynowo?

- To dziwny świat – odrzekł inny więzień.

- Wszyscy tak mówią, ale dla mnie to mowa trawa. Mają helikoptery, a nie mogą zbudować maszyny do robienia cegieł?

- No właśnie nie – odezwał się brygadzista i wstał – chodź, pokażę ci coś.

Tomasz poszedł za mężczyzną, który zaprowadził go do dużych dwuskrzydłowych drzwi. Otworzył je i weszli do środka. Była to obszerna sala, w pełni zmechanizowana, niestety nieużywana i pokryta grubą warstwą kurzu.

- Obejrzyj sobie wszystko, a potem zadawaj mi pytania – zachęcił.

Tomasz przeszedł się pomiędzy maszynami i widział elektroniczne konsole, koparki i spychacze, taśmę roboczą, a w końcu wielki piec do wypalania cegieł.

- Zardzewiałe?! – zdziwił się.

- Tak.

- Ale to nie żelazo?

- No i co z tego.

- Wiecie dlaczego?

- Nie.

- A próbowano z innymi metalami, z inną elektroniką, plastykiem itd.?

- Owszem. Tylko stare, dobre metody się sprawdziły.

- Czy te maszyny nigdy nie działały?

- Działały, ale cegły kruszyły się po kilku miesiącach. Co ciekawe, to samo robimy ręcznie i jakoś się udaje. Z tym, że wypalamy je w mniejszych piecach i tylko na drewnie.

- A ja myślałem, że celowo tam nam mówią?

- Nie. Jestem wolnym człowiekiem, mieszkam tu od dziecka i widziałem, jak próbowano wprowadzić tu nowoczesność. Niestety nie do końca się to udało.

- Rzeczywiście, to dziwny świat.

- Powiem ci jeszcze, że to, że mamy dwa helikoptery, to jakiś cud. Bo wybudowano ich ze trzydzieści, ale tylko te dwa zadziałały. Od pięciu lat, nie jesteśmy w stanie tego powtórzyć. Tak samo z samochodami. Działa pięć, a wyprodukowano osiemnaście. A motory? Jeden i należy do kapitana straży, a wybudowano siedem.

- I nie wiecie, czemu tak się dzieje?

Mężczyzna pokręcił głową.

- Wciąż szukamy rozwiązań, ale na razie z miernym skutkiem.

- A fachowcy z ziemi? Nie mogą pomóc?

Mężczyzna parsknął śmiechem.

- Ten świat jest tylko pozornie podobny do naszego, ziemska technologia tu nie działa.

Zabrzmiał dzwonek.

- Koniec przerwy, do roboty przodowniku – zaśmiał się brygadzista.

 

Bartek

- Jakie masz marzenia? – zapytał terapeuta na kolejnej sesji przeprowadzanej w siłowni.

Bartek nie odpowiedział do razu. Siedział przez chwilę wpatrzony w pustkę i zastanawiał się nad odpowiedzią. Jeszcze tydzień wcześniej odpowiedziałby bez namysłu, teraz wiedział, że nie musi się spieszyć.

- Na razie nie mam marzeń – odparł głuchym głosem.

- Żadnych? – zdziwił się terapeuta – a wyjście na wolność, to nie marzenie?

- To nie jest marzenie, ja wiem, że wyjdę na wolność. Nie dostałem dożywocia.

- No dobrze. W takim razie, może powiesz mi, czym według ciebie są marzenia?

- A ja wiem? – mężczyzna wzruszył ramionami.

- Zastanów się?

- Marzę o zupie pomidorowej i kotlecie schabowym – burknął.

- Przecież możesz sobie je ugotować. Dostajesz produkty.

- Ziemskiej pomidorowej i kotlecie schabowym – poprawił się Bartek – tutejsze mięso inaczej smakuje.

- To prawda. Ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie, czym według ciebie są marzenia?

- Marzenia, to coś, co bardzo bym chciał mieć, ale nie zawsze się to spełnia.

- To też prawda. Ale warto marzyć.

- Marzę o gorącej kobiecie, z którą mógłbym spędzić noc albo dwie, co pan na to? Spełni się?

- Myślę, że istnieje taka możliwość – odparł terapeuta – ale jeszcze nie teraz.

- A kiedy? Dostanę ją w nagrodę?

Terapeuta popatrzył na niego poważnie.

- Nie. Kobieta, to nie przedmiot, nie może być prezentem. Sam będziesz musiał sobie zapracować na przychylność, jednej z nich. Ale najpierw ty i ja popracujemy nad szacunkiem wobec płci pięknej.

- Nie biję kobiet, lubię je – obruszył się Bartek.

- Owszem, ale traktujesz je, jak zabawki, przejściowo. Czas dorosnąć i stać się mężczyzną.

Bartek wstał i napiął mięśnie.

- Sugerujesz, że nie jestem mężczyzną?

Terapeuta nawet się nie poruszył.

- Obserwując twoje reakcje dałbym ci 13 lat. Tak zachowuje się nastolatek, a nie mężczyzna. Ale nie martw się, pomogę ci.

Bartek wypuścił powietrze i usiadł.

- Normalnie dałbym ci w zęby.

- Zawsze możesz spróbować.

- Zachowam to marzenie – Bartek roześmiał się nagle – tymczasem zrób ze mnie mazgaja i pantoflarza. Pozwalam.

- Zdziwisz się efektem – zapewnił terapeuta.

 

Nina

Obudziła się z samego rana i nie mogła uwierzyć w to, co działo się za oknem. Z nieba padał gęsty śnieg.

- W październiku? – zadała pytanie w powietrze.

- Tak, w październiku – burknęła niezadowolona z obudzenia Mona – gdybyś przeczytała Informator, to byś się nie dziwiła.

- Podobno w ciągu kilku dni temperatura może zejść do – 20 stopni – dodała Danka.

Mona przeciągnęła się i stęknęła.

- Już czuję mróz w kościach.

- Bo trzeba napalić w kominku – przypomniała Danka – Nina to zrobi.

- Dlaczego ja? – obruszyła się Nina.

- Bo jeszcze tego nie robiłaś, a tkwisz tu już ponad dwa tygodnie.

Mona wstała i znowu się przeciągnęła.

- Mam tylko nadzieję, że nałupałaś wystarczającej ilości drewna i że nie zamarzniemy tu na kość.

- A ja mam nadzieję, że zgromadziłyście wystarczającą ilość jedzenia i że nie umrzemy z głodu – odpysknęła Nina.

- Nie bądź taka mądra – burknęła Mona – to przez twoje lenistwo może nam zabraknąć jedzenia. Tylko ja i Danka próbowałyśmy zgromadzić zapasy.

Danka tym czasem wyszła z sypialni, żeby wrócić z Informatorem w ręku.

- Napisali, że jak zacznie sypać śnieg powinnyśmy ograniczyć wyjścia do minimum i dobrze barykadować drzwi i okna.

- A to czemu?

- Piszą coś o śnieżnych małpach, ponoć dla nich nasza palisada, to nie problem.

- A drzwi też umieją otwierać? – pytała Nina.

- Raczej nie, to zwierzęta, ale piszą tu, że będą walić w ściany. Najlepiej wtedy zamknąć się w piwniczce i przeczekać, aż odejdą.

- A gdzie niby jest ta piwniczka? – dopytywała Mona – jakoś żadnej klapy w podłodze nie widziałam.

Danka wzruszyła ramionami i odparła.

- Poszukamy. Ale teraz trzeba ogarnąć piec, bo spojrzałam na termometr, jest minus siedem.

- Dobrze, że dali nam kurki i zimowe buty – ucieszyła się Mona i szczelniej zakryła kołdrą.

- A ty co? Nie słyszałaś? Mamy się ogarniać – burknęła Nina.

- Sama się ogarniaj, ja jeszcze poleżę i poczekam, aż zrobi się ciepło.

- Jak sobie napalisz, to będziesz miała ciepło – warknęła Nina i zakopała w pościeli.

Danka pokręciła głową.

- Dziewczyny, jedynym wyjściem z sytuacji jest zorganizowanie dyżurów.

- Wypchaj się – burczała Nina.

- Dobrze, wypcham się – powiedziała Danka – napalę w samej kuchni i was tam nie wpuszczę. Marznijcie sobie do woli – i zatrzasnęła drzwi.

Po kilku minutach Mona wstała i poszła pomagać koleżance, Nina nie miała takiego zamiaru.

W duchu cieszyła się, że wygrała batalię i nie miała zamiaru spuszczać z tonu. Skoro nienawidziła wszystkich, to wszystkich bez wyjątku.

 

ZIEMIA

 

Ania

O 21 00 usłyszała dzwonek do drzwi, co bardzo ją zdziwiło, ponieważ nikogo do siebie nie zapraszała.

Wyjrzała przez wizjer i zobaczyła na klatce schodowej swojego ojca. Minę miał zaciętą, co nie wróżyło niczego dobrego.

Przez myśl przeszło jej, że coś się stało matce albo Hance.

Otworzyła drzwi, a ojciec bez słowa wszedł do środka.

Nie zdjął butów ani kurtki, tylko wtarabanił się jej do salonu. Stanął pośrodku i dyszał ze złości.

Ania zaniepokoiła się nie na żarty. Stało się coś strasznego.

- Czy ty wiesz, w jakiej nas stawiasz sytuacji?! – wrzasnął.

Ania wytrzeszczyła oczy.

- Ja? A co ja niby zrobiłam?

- Jeszcze się pytasz?! Dzwonił do mnie twój szef i wszystko mi powiedział?!

Kobieta zbladła. Nie miała zielonego pojęcia, co też on mógł o niej nagadać.

- Nie wiem czemu to zrobił i nie wiem czym zawiniłam. Nie zostałam wezwana na dywanik, ani nie dostałam na piśmie żadnego upomnienia czy nagany. Nie mam zielonego pojęcia, o co mu chodzi?

Ojciec pociągnął nosem.

- Piłaś alkohol!

- Kieliszek wina – odparła, co wyjątkowo było prawdą, ponieważ dopiero co otworzyła nową butelkę.

- Alkoholiczka – wrzasnął ojciec i złapał ją za ramiona.

Zaczął nią potrząsać.

- Nie dość, że nie awansujesz, to jeszcze szef musiał cię zdegradować do mniejszych projektów, bo nie dawałaś sobie rady z trudniejszymi. Ponoć zwalniasz ludzi bez powodu i chcesz napisać donos na swojego szefa! A teraz jeszcze dowiaduję się, że jesteś alkoholiczką!

Ojciec boleśnie ścisnął ją za barki. Ania krzyknęła i wyrwała się z jego uścisku.

- Wszystko, co mówisz jest nieprawdą.

- Udowodnij!

Ania wzruszyła ramionami.

- Nie umiem, nie mam nic na papierze, nie mam zaświadczenia od lekarza, że jestem zdrowa. Jak mam ci udowodnić, że wszystko co mój szef powiedział jest wyssane z palca?

Ojciec zrobił się czerwony na twarzy i wrzasnął.

- Nie pyskuj.

Kobieta nic nie powiedziała, nie widziała sensu spierania się z osobą, która już wszystko wiedziała.

- Nie waż się podważać zdania przełożonego. Ty patrzysz na siebie subiektywnie, a on ocenia cię obiektywnie. A obiektywnie rzecz ujmując do niczego się nie nadajesz. Pomyśl sobie, jak twoja nieudolność wpłynie na naszą rodzinę, na Hannę?

- Poprawię się.

- Ja myślę. Masz dwa tygodnie na awans. Jeżeli ci się nie uda, nie masz czego w tej rodzinie szukać!

Wyminął ją i wyszedł trzaskając drzwiami.

Ania stała kilka minut bez ruchu i robiła wszystko, żeby nie wybuchnąć płaczem. W końcu opanowała się i usiadła w fotelu. Włączyła pilotem telewizor i nalała sobie kolejny kieliszek wina. W głowie miała pustkę.

kolejny odcinek 13 kwietnia

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"