Więzienna Planeta - odc. 13
Olga i Paweł
Olga poprosiła burmistrza o rozmowę, w tym celu zaprosiła go do swojego mieszkania. Paweł przyjął zaproszenie, ale zdziwił się porą, w której miał złożyć jej wizytę. Było południe i wszyscy normalni ludzie pracowali.
- To musi być coś poważnego, skoro zaprosiłaś mnie do swojego domu w godzinach pracy – powiedział do niej na wstępie.
Olga tylko skinęła głową i zaprosiła do salonu. Postawiła przed nim filiżankę kawy i kilka ciasteczek.
- Pomyśl sobie, że zrobiliśmy sobie przerwę na lunch – odezwała się do niego.
- To do ciebie niepodobne – uniósł brew.
- Wiem, ale muszę z tobą o czymś porozmawiać, a raczej spytać się o radę.
Paweł przyjrzał się jej uważnie. Kobieta była wyraźnie spięta, oddychała nierówno i wykręcała palce u rąk.
Mężczyzna zaniepokoił się.
- Jeżeli popełniłaś przestępstwo, to będę cię kryć – obiecał lojalnie.
Olga zaśmiała się nerwowo.
- Nie popełniłam przestępstwa. Mam mętlik w głowie i nie wiem od czego zacząć.
- Po prostu mów.
Kobieta wyrównała oddech, na chwilę przymknęła powieki, po czym spojrzała na kolegę i zapytała.
- Czy jest możliwy związek więźnia z dyrektorem więzienia? Albo burmistrzem? Bo, że związki pracowników i mieszkańców z osobami osadzonymi są u nas normalne i legalne, to wiem, ale… - urwała.
- Zakochałaś się? – wykrzyknął zdumiony Paweł.
- Nie, nie, nie – sprostowała – jestem profesjonalistką, nie pozwoliłabym sobie na to.
- Oczywiście – parsknął śmiechem – znasz takie powiedzenie, serce nie sługa.
- Paweł – wykrzyknęła – skoro mówię, że się nie zakochałam, to się nie zakochałam. Pytam hipotetycznie, bo może mam zamiar się zakochać!
Patrzyli na siebie przez chwilę. Po czym Olga bąknęła.
- Przepraszam, nie powinnam się unosić. Może w ogóle nie powinnam z tobą o tym rozmawiać, ale z kim innym bym miała to zrobić? Z moją sekretarką? Raz dwa by rozniosła po całym mieście i to z dodatkiem nieprawdziwych informacji.
Mężczyzna uśmiechnął się do niej.
- Nie gniewam się. Uspokój się już. Musiałaś długo to w sobie kisić, skoro aż tak wybuchłaś.
Olga oddychała szybko.
- Po prostu zakochał się we mnie Karol. Odcięłam się od niego, żeby mógł ochłonąć i znaleźć sobie inny obiekt westchnień. Nie będę cię oszukiwać, narobił mi trochę chaosu w głowie, ale go opanowałam. Od jakiegoś czasu mieszka już w Karnym Mieście, ale jeszcze się z nim nie widziałam.
- Podoba ci się? – zapytał Paweł.
- Nie na tyle, żeby rzucać mu się w ramiona. W zasadzie to do przedwczoraj nawet o nim nie myślałam.
- A czemu przedwczoraj zaczęłaś o nim myśleć?
- Ponieważ Bartek zaprosił mnie na otwarcie warsztatu, na którym również będzie Karol. Nie wiem, co z tym zrobić? Nie wiem, co on powie? Nie wiem, co ja powiem?
- Nie będę wnikać w twoje emocje. Po prostu uznam, że chcesz wiedzieć na czym stoisz.
- Właśnie o to mi chodzi – odetchnęła z ulgą.
- Nie ma żadnych wytycznych co do stosunków szefostwa z więźniami. Nasi poprzednicy nie narzucili nam żadnych ograniczeń. Możesz związać się z kim chcesz, niezależnie czy to były więzień czy wciąż odsiadujący karę. Sama z resztą to popierasz, bo wiesz, że posiadanie rodziny może zdziałać cuda.
Olga uścisnęła mu z wdzięczności dłoń.
- Dziękuję.
Tomasz i Robert
Osadzony chciał dostać pozwolenie na prowadzenie samochodu, co choć trochę urozmaiciło by mu życie. Prace drwala, wywabiacza cegieł i budowniczego obrzydły mu zupełnie, ale jego „anioł stróż” wciąż uważał, że tylko praca fizyczna może go sprowadzić na dobrą drogę.
Tymczasem Tomek zaprzyjaźnił się z kilkoma kierowcami, którzy bardzo sobie chwalili to zajęcie. Terapeuta zgodził się w końcu, ale pod jednym warunkiem. Zdobędzie przychylność kapitana straży.
Poszedł więc do strażnicy i poprosił o rozmowę. Dyżurny wpuścił go do szefa.
- Panie kapitanie – zaczął Tomasz od progu - sam pan wie, że sumiennie wykonuje swoje obowiązki. Od dwóch miesięcy nie zaliczyłem żadnej wpadki. Proszę pana o rekomendacje i zgodę na prowadzenie samochodu.
Robert popatrzył na mężczyznę spod oka.
- A co? Twój trener kazał ci ją zdobyć?
- Tak. Powiedział, że jeśli pan mi wystawi pozytywną opinię, to on zgodzi się na to, żebym przeszedł do sekcji kierowców.
Robert pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Tylko, że ja nie daję żadnych rekomendacji.
- Nie daje ich pan? – zdziwił się Tomasz.
- Jestem zwykłym strażnikiem. Pilnuję spokoju i bezpieczeństwa. Od rekomendacji jest twój trener, Olga lub burmistrz.
- Czyli facet mnie okłamał? – Tomasz zirytował się.
Robert zaśmiał się lekko.
- Nie, po prostu chce żebyś mnie przekonał. Ale nie dzisiaj – Robert gestem dał mu znać, że może opuścić gabinet.
Skazaniec wyszedł na powietrze i mruknął pod nosem.
- Ile jeszcze jestem w stanie znieść upokorzeń?
Nina
Z samego rana przyszła do jej celi terapeutka, która była jej główną prowadzącą w drugim etapie resocjalizacji. Dziś mijało 6 miesięcy od czasu, aż została zabrana z domku na odludziu. Wróciła stamtąd rozdygotana, spięta i zamknięta w sobie. Dzisiaj miała dowiedzieć się, czy dostanie pozwolenie na zamieszkanie w Karnym Mieście, czy też jeszcze przedłużą jej pobyt w budynku więzienia.
Psycholog razem z Olgą i jeszcze czterema osobami, przez kilka godzin wertowali dokumenty i szukali punktu zaczepienia.
Nina okazała się twardym orzechem do zgryzienia.
Nie była psychopatką, nie była agresywna, wszystkie polecenia wykonywała. Rozmawiała z nimi szczerze i bez krępacji, ale nie robiła postępów. Była zobojętniała na otoczenie. Czasami w przypływie złego humoru nawoływała do bojkotu męskiej części personelu. Do tego, przez całe sześć miesięcy nie zgadzała się na terapię z żadnym mężczyzną. Milczała i uparcie patrzyła w ziemię. Olga podjęła nawet decyzję, żeby na sesje i zajęcia prowadziły ją kobiety. Nic nie pomogło.
- Nino, przyszłam z decyzją – odezwała się terapeutka do kobiety, siedzącej sztywno przy stole. Jakby przeczuwała, że nie zaliczyła testu.
- Zostaję tu na dłużej – powiedziała Nina głosem wypranym z emocji.
- Jeszcze tak – potwierdziła psycholog – ale to nie kara. Wiedziałaś, że sześć miesięcy, to najkrótszy czas pobytu w tym miejscu.
- A co, jeśli skończy mi się ostateczny termin?
- Jeżeli do tego czasu nie zrobisz żadnego postępu, to pozostaniesz w zamknięciu do końca kary.
- A nie wyślecie mnie do Kolonii Karnej?
- Nie. Nie stwarzasz zagrożenia, ale też nie nadajesz się do życia na zewnątrz. Mogłabyś wprowadzać niepokój i niepożądane reakcje innych współwięźniów.
- Nie będę agresywna – zapewniła.
- Pewnie nie, ale nawet teraz, jesteś cała w nerwach. Nie wiem, jak to odbiorą inni.
- A oni tacy wszyscy spokojni? – parsknęła ze złością Nina.
- Nie. Czasami nawet się kłócą, grożą sobie pięściami, ale to jest niezwykle rzadkie i normalne. Jak i u zwykłych ludzi.
- Czyli jestem niezwykła?
- Od trzech dni zaczęłaś pokazywać emocje. Co prawda negatywne, tak jak teraz, jesteś zirytowana, zła, zawiedzona, ale i tak to jest lepsze niż obojętność, której się twardo trzymałaś. Dla nas, to znak, że coś się w tobie otwiera.
- A dla mnie to znak, że łudzicie mnie wizją wolności, a tak naprawdę… - Nina podniosła głos, ale nie dokończyła zdania.
- Skoro tak miałoby być, po co byśmy cię umieszczali w domku na odludziu?
Od razu byśmy cię wsadzili za kratki.
Młoda kobieta nie odpowiedziała, znowu zacięła się w sobie.
- Pani dyrektor miała rację, że trzeba ci jeszcze dać trochę czasu – psycholog wyszła, a Nina ze złości wszystko zrzuciła ze stołu.
Ania i Olga
Ania od pół roku przebywała na Więziennej Planecie. Gdy tylko dostała się za palisadę, nawet nie zapoznała się ze swoimi współlokatorkami, tylko od razu zamknęła się w piwnicy i nie chciała wyjść. Kiedy skończyły jej się zapasy, wychodziła nocami i podkradała jedzenie z lodówki. Doprowadziło to do tego, że współlokatorki włamały się do piwnicy i dotkliwie ją pobiły. Olga zdecydowała się zabrać Anię wcześniej i umieścić w celi. Tamte kobiety dostały nową lokatorkę i ostrzeżenie, że jeśli ponowią agresję wobec innej osoby, wylądują ma zawsze w Kolonii Karnej.
Ania nie doceniła wygody nowego lokum, ponieważ, kiedy tylko tam weszła od razu położyła się na łóżku i zasnęła.
I tak pozostawała przez trzy miesiące. Wstawała tylko na posiłki i z powrotem wracała pod kołdrę.
Pracownicy pytali się Olgi, co dalej, ponieważ żadne próby komunikacji nie dawały efektu.
- Czekajcie - odpowiadała Olga.
- Na co?
- Aż odpocznie.
W oczach pracowników widziała wielkie znaki zapytania. Odpowiedziała.
- Czytaliście jej życiorys?
- Tak. Pracoholik i alkoholik w jednym - odezwał się jeden z pracowników.
- Napracowała się, to odpoczywa - powiedziała Olga.
- A co powiesz o jej dziwnym zachowaniu w domku?
- Strach. To panienka z dobrego domu, która nie znała półświatka. W ogóle nie powinno jej tu być. Wiecie, że mogła dostać wyrok w zawieszeniu?
Znowu popatrzyli na nią pytająco.
- Rozmawiałam kilka dni temu z jej adwokatem. Uparła się odbyć karę i to u nas.
- No dobrze - odezwała się młoda stażystka - ale nie przeszła domku na odludziu, tu nic nie robi? Czy to nie jest demoralizujące, że traktujemy ją lepiej od innych? Przecież sama pani mówiła, że to co dzieje się w domku, to sprawa lokatorów. Że dochodziło już do aktów przemocy.
- Po pierwsze. Tryb resocjalizacyjny, to powinien schemat, który sprawdza się i dlatego go używamy. To nie jest prawo, którego nie możemy zmienić. Po drugie, do aktów przemocy dochodzi, ale trzeba zawsze rozpatrzyć powód. Jeśli dwie osoby pokłócą się ze sobą i dadzą po twarzy, to trudno. Ale jeśli ktoś celowo bije, to drugie. Kobiety, z którymi ją umieściliśmy miały małe wyroki i wydawało się, że się dogadają. Ale one nawet nie spróbowały się z Anną porozumieć. Uznały, że ona chce siedzieć w piwnicy i to zaakceptowały. Czy to jest normalne, kiedy wiesz, że jest was tylko trzy?
- No nie - bąknęła niepewnie stażystka.
- A nawet jeśli, to przez dwa - trzy dni. Potem normalny człowiek zainteresowałby się chociaż na tyle, żeby spytać, czy u niej wszystko w porządku. One przez miesiąc nawet nie spojrzały na klapę. Zareagowały dopiero, kiedy zaczęła podbierać im jedzenie i pobiły ją do nieprzytomności.
Pracownicy kiwali na znak zgody głowami.
- A po trzecie, są osoby, które nie pasują do schematu i trzeba im poszukać innej drogi powrotu do normalności. A w jej wypadku - wskazała na ekran, na którym było widać śpiącą Annę - trzeba poczekać, aż ocknie się z letargu.
Dam jej jeszcze tydzień. Akurat miną równo trzy miesiące odkąd się położyła.
- A potem? - zapytała stażystka.
- Zobaczymy. Najpierw spotkam się z Radą Miasta - odparła Olga - może oni coś podpowiedzą.
Karol
Nawet w najśmielszych marzeniach nie przewidywał, że będzie pracować jako technik – wynalazca. Okazało się, że w tym mieście rzadko kto mógł pochwalić się tak dużymi zdolnościami matematycznymi i jego wiedza była bezcenna. Jego szef, który tak go irytował podczas wizyt w celi, okazał się całkiem normalnym facetem, który przyznał, że odgrywał rolę na zlecenie terapeutów.
- Miałem sprawdzić twoją cierpliwość – powiedział – przyznaję, że twardy z ciebie gość.
Oprócz nich, w firmie pracowało jeszcze dwóch mężczyzn i trzy kobiety. Każde z nich miał ścisły umysł obejmujący różne dziedziny nauki. Byli tu informatycy, chemicy, fizycy i oczywiście matematycy. Jednak najbardziej zaskoczyła Karola obecność dwóch biologów.
Zapytał szefa, dlaczego tu pracują, zamiast w Laboratorium Fauny i Flory.
- Ponieważ my zajmujemy się wynalazkami. A raczej usiłujemy sprawić, żeby rzeczy takie, jak samochody, radia czy komputery działały. To nie jest łatwe, ponieważ żadna z tutejszych rzeczy nie działa tak samo.
- To znaczy?
- To znaczy, że każdy przedmiot jest robiony od zera. Na przykład samochody. Z zewnątrz są podobne, ale zajrzyj pod maskę, a najdziesz tam rzeczy, które są przypisane tylko i wyłącznie do jednego pojazdu. Dlatego tak trudno tutaj o nowoczesność. Każdy sprzęt od laptopa po helikopter powstaje na bazie prób i błędów.
- A dlaczego?
Szef wzruszył ramionami.
- Tego nie wiemy. Chemicy i biolodzy starają się ustalić, o co w tym wszystkim chodzi.
- Dziwny świat.
- Dziwny – zgodził się szef – ale pomyśl, jakie ciekawe wyzwania. Tu praca nigdy ci się nie znudzi.
- Oby – mruknął Karol i wrócił do swoich cyferek.
Agata
Strażnicy odeskortowali ją pod mur i pozostawili po opieką innej zmiany.
Ci mężczyźni poinformowali ją, że musi bezwzględnie przestrzegać ich poleceń i nie zadawać pytań. Oczywiście Agata od razu zapytała:
- A dlaczego?
Jeden ze strażników zaśmiał się.
- Ach, wy kobiety, nigdy nie chcecie uwierzyć na słowo.
Ale drugi dodał poważnie.
- Chodzi o bezpieczeństwo. Jesteśmy na otwartym terenie i drapieżniki dosyć często podchodzą blisko i usiłują zrobić sobie z nas obiad. My jesteśmy od tego, żeby żadnemu z budowniczych nic się nie stało. Ważne jest też, żebyś robiła to, do czego zostałaś przypisana. My musimy wiedzieć, gdzie jesteś. Jeżeli złamiesz tę zasadę może się to dla ciebie skończyć tragicznie.
Agata popatrzyła na kilkunastu pracujących i powiedziała.
- Oni nie wyglądają na takich, którzy przestrzegają wytycznych. Kręcą się tu i tam…
Wesoły strażnik przerwał jej.
- My nie przykuwamy ludzi do kamienia. Chodzi o to, żebyś pozostała w swoim sektorze, a twoim jest – zajrzał do papierów – C3. Czyli będziesz ładować cegły do taczek.
Agata popatrzyła na swoje starannie wypielęgnowane dłonie i zadrżała.
- Nigdy nie pracowałam fizycznie – mruknęła pod nosem.
- Zawsze kiedyś jest ten pierwszy raz – zaśmiał się strażnik – powodzenia i nie próbuj być lepsza od innych.
- Dlaczego?
- Bo jutro będzie cię wszystko boleć – po czym wskazał jej, gdzie ma się udać.
Na miejscu pracowały już dwie kobiety, ruda i blondynka. Koleżanki Tomka, który dzisiaj woził cegły pod mur.
- Witaj nowa – powiedziała do niej ruda.
- Zapraszamy do gimnastyki – dodała blondynka – mówię ci, najlepsza rzecz na jędrne pośladki i silne ręce.
Agata uśmiechnęła się do nich.
- Taki tutejszy fitness.
Odezwała się ruda.
- No pewnie. Podjeżdża koleś z taczką, ładujesz mu trzydzieści cegieł, a potem chwila odpoczynku. Wiesz, takie tutejsze serie na tyłek i ręce.
Odezwała się blondynka.
- Stań przy tamtej stercie – wskazała Agacie palcem gdzie ma zacząć – zaraz powinien podjechać facet z taczką. Potem już wiesz, co masz robić.
Agata zajęła swoje stanowisko i czekała. W końcu jeden z więźniów zatrzymał się przy niej i mruknął.
- Ładuj nowa.
Agata wzięła się do roboty. Szybko jednak okazało się, że cegły wcale nie są takie lekkie i już po przeniesieniu kilku z nich, omdlewały jej ręce.
- Przyzwyczaisz się – pocieszył ją mężczyzna i zaczął pomagać jej ładować taczkę. Agata zaczerwieniła się ze wstydu, ale kiedy zauważyła, że nikt się z niej nie śmieje i nie wytyka palcami, odetchnęła.
- Będziesz miała jutro zakwasy, oj będziesz je miała – zaśmiał się mężczyzna i odjechał. Po dwóch minutach zjawił się następny. Agata wzięła się do pracy.
Pod koniec dnia, słaniała się na nogach, tak że jeden ze strażników musiał ją podtrzymywać, gdyż bardzo plątały jej się nogi.
- Ciesz się, że masz tylko jeden dzień w tygodniu. Zdążysz dojść do siebie – pocieszał ją wesoły strażnik – ale jutro… - aż syknął – będzie cię bolało. Radzę ci jeszcze dzisiaj natrzeć ciało czymś rozgrzewającym i wziąć polopirynę.
Agata tylko pokiwała głową, nie była w stanie odpowiedzieć.
Nina
Główna terapeutka zaprowadziła Ninę do wewnętrznego ogrodu. Chciała, żeby dziewczyna odetchnęła świeżym powietrzem i zmieniła widok przed oczami. Przez dwa tygodnie skazana odmawiała wychodzenia z celi, dzisiaj o dziwo zgodziła się bez walki.
Terapeutka nie miała zamiaru zmuszać jej do rozmowy, ani nie wyznaczyła zadań. Czekała, aż Nina pierwsza coś powie.
- Nie lubię zieleniny - burknęła w końcu wskazując kępę krzewów - wolę beton.
- Chcesz wrócić do środka?
Nina wzruszyła ramionami. Usiadła na ławce i zapatrzyła w podłoże.
Terapeutka usiadła obok niej.
- Mówi pani, co ma do powiedzenia.
- To raczej ja czekam na to, co ty masz do powiedzenia.
- Nie mam nic do powiedzenia. Nie chce mi się z panią gadać.
- Nikt ci nie każe...
- Akurat - parsknęła - nic nie muszę, ale jeśli nic nie powiem, to mnie wyślecie do Kolonii Karnej.
- To tak nie działa. Żeby tam wylądować trzeba czegoś więcej niż milczenia.
- Od razu mnie tam wyślijcie.
- A wiesz, że się stamtąd nie wraca?
Nina spojrzała na nią spod oka.
- Niech pani nie żartuje, dostałam tylko kilka lat, a nie dożywocie.
- Kto tam trafia, już nie wraca.
- To co mam robić, żeby się pani ode mnie odczepiła?
- Poproś o zmianę terapeuty.
- A to tak można?
- Oczywiście. Tu chodzi o twój komfort
Nina popatrzyła na nią uważnie, a potem wstała z ławki i burknęła.
- Zastanowię się. Możemy już wracać?
Bartek i Karol
Przyjaciele ucieszyli się, że trafili na wspólny dyżur przy budowie muru.
- Od razu lżej mi się pracuje, kiedy mam do kogo gębę otworzyć - zahuczał Bartek do Karola.
- Akurat ci uwierzę, że nie masz do kogo gadać.
- Fakt - zaśmiał się Bartek.
Przez chwilę pracowali w milczeniu ustawiając kolejną kondygnację muru.
- A kogóż to do nas prowadzą? - odezwał się Bartek. Karol popatrzył we wskazanym przez kolegę kierunku.
Zobaczył Agatę w otoczeniu straży.
- Taka eskorta dla jednej osoby?- zdziwił się.
Bartka nagle olśniło.
- Już wiem. To ta babka, co uparła się tu dostać. Dziennikarka czy pisarka?
- Skąd wiesz?
- Pani Olga mi mówiła.
Karol zesztywniał na wzmiankę o dyrektorce. Wydukał.
- Często ją widujesz?
Bartek nie zwrócił uwagi na zmianę nastroju kolegi, ponieważ gapił się na kobietę. Rudzielec o pełnych kształtach wpadł mu w oko.
- Ależ piękna dupa - powiedział na głos.
Karol z trudem powstrzymał irytację.
- Możliwe, mnie jest obojętna- burknął.
- Co ty mówisz? Zobacz, jakie ma spojlery...
Karol westchnął.
- To idź i ją poderwij.
- Zgłupiałeś? -wykrzyknął Bartek - nie mam zamiaru jej podrywać. To nie moja liga.
- Czemu tak mówisz?
- Może ty obracałeś się wśród elit, ja brodziłem na dnie. Moje dziewczyny... - zamilkł przypominając sobie ostatnią z nich - to były paskudne baby, którym imponowała siła, brutalność i które niczego nie wymagały. To ja wymagałem. A ta?- wskazał ręką Agatę - za wysokie progi...
- A propos wysokich progów- wtrącił Karol - pytałem o panią Olgę.
Bartek oderwał wzrok od kobiety i spojrzał ciekawie na przyjaciela.
- Co z nią?
- Często ją widujesz?
- No raczej, przecież wciąż mam z nią spotkania terapeutyczne. A ty nie?
Karol zaklął pod nosem.
- Co jest grane? - zapytał Bartek.
- Ja nie mam z nią terapii. Wystraszyłem ją.
- Groziłeś jej? - Bartek był zniesmaczony.
- Nie i nie chcę o tym gadać - Karol wrócił do układania cegieł. Bartek wzruszył ramionami. Domyślał się o co chodzi, ale nie miał zamiaru go naciskać
Zajął się obserwacją Agaty. Może i była dla niego niedostępna, ale patrzeć nikt mu nie mógł zabronić.
Ania i Olga
Wyczekała moment, aż Ania wstanie i usiądzie do jedzenia, wtedy weszła do celi. Nie było to najmilsze przeżycie, zważywszy, że Anna całkowicie zaniedbała higienę swojego ciała oraz jakiekolwiek porządki.
Olga usiadła przy stole, naprzeciw osadzonej.
Ta popatrzyła na nią półprzytomnym wzrokiem i zignorowała.
- Czas się obudzić Śpiąca Królewno - powiedziała Olga.
Ania pochyliła się nad talerzem i zaczęła jeść.
- Wiesz, że nie odezwałaś się ani jednym słowem od czterech miesięcy?
Ania wzruszyła ramionami.
"To dobrze- pomyślała Olga - znaczy, że słucha."
- Nie myłaś się i śmierdzisz na kilometr.
Znowu wzruszenie ramion.
- W szafkach masz świeże ubrania i pościel. W łazience wszystko, co trzeba do higieny osobistej.
Wzruszenie ramion.
- Zadam ci jedno pytanie. Chcesz pomocy, czy mamy cię na resztę odsiadki zamknąć w zwykłej celi?
Ania nie zareagowała.
- Masz dwa dni na zastanowienie. Jeżeli nic się w twoim zachowaniu nie zmieni czeka cię cela, ale najpierw przymusowe mycie.
Olga wstała i wyszła.
Jej współpracownicy czekali, aż pojawi się w pokoju monitoringu.
- Nadal je - oznajmili, kiedy weszła - nie przerwała ani na moment.
- Ma dwa dni. Poczekamy, zobaczymy.
- Nie za ostro z nią pani pograła?
- Nie wiem. Pierwszy raz mam z kimś takim do czynienia.
Tomasz i
Robert
- Co muszę zrobić, żeby zdobyć od pana
rekomendacje? - zapytał Roberta.
- Zupełnie nic, ponieważ ja nie daję
rekomendacji.
- To jak mam dostać pozwolenie na prowadzenie
samochodu?
- Może chodzi o to, że masz go nie dostawać.
Może ma ci się to nie udać?
Tomasz zacisnął szczękę i wycedził przez zęby.
- Nienawidzę tutejszych gierek.
- Bo nie są na twoich zasadach?
Tomasz nie odpowiedział tylko odwrócił się na
pięcie i odszedł.
Robert pomyślał "Ciekawe, jak to się
skończy?"
Agata
Nie pamiętała czy kiedykolwiek miała takie
zakwasy. Samo wstanie z łóżka zajęło jej
dziesięć minut, a stękanie było chyba słychać w holu na parterze. Ona mieszkała
na drugim piętrze i na samą myśl, że będzie musiała zejść po schodach, robiło
jej się niedobrze. W hotelu nie było windy. To znaczy była, ale z powodu braku
większej ilości gości, była nieczynna. Dopiero za dwa tygodnie mieli zjawić się
praktykanci i kilkoro turystów. Ale wtedy, to ona nie będzie już jej
potrzebować.
Spojrzała na zegarek, zostało piętnaście minut
na wyszykowanie się i zjedzenie śniadania. Z tego drugiego, od razu
zrezygnowała. Na razie musiała zdjąć piżamę, co było aktem sporej odwagi. Po
myślała, że zadzwoni do strażników, którzy mają po nią przyjść, żeby się nie
spieszyli, ale potem coś sobie uświadomiła.
- Co za świat - parsknęła - nie mają nawet
telefonów.
Były kamery, komputery, a telefonu póki co, nie
udało im się tu uruchomić.
Po dwudziestu minutach była gotowa wyjść z
pokoju. Stękając przy każdym kroku zeszła do holu, co zajęło jej kolejne
dziesięć minut.
Strażnicy cierpliwie czekali. Kiedy na nią
spojrzeli, uśmiechnęli się od ucha do ucha.
- Co zakwasiki? - zaśmiał się jeden.
- Tak.
- Trzeba rozruszać - dodał drugi - spacer na
pewno ci pomoże.
"Oni nie mają serca" - burknęła w
duchu Agata.
- Nie mam siły. Zeszłam tylko po to, żeby wam
powiedzieć, że nigdzie nie idę.
- Idziesz, idziesz - śmiał się jeden -
siedzeniem sobie nie pomożesz. Mięśnie muszą przyzwyczaić się do wysiłku.
- Może jutro - zawróciła na schody.
Jeden z mężczyzn złapał ją za ramię.
- To zakwasy, nie choroba. Trzeba rozchodzić.
Mogła się nie zgodzić, ale oni mieli rację. Na
zbolałe mięśnie najlepszy był ruch.
- Będę się wlokła, jak ślimak.
- Nam się nie spieszy - zapewnił strażnik.
- Będę stękać, jak stara baba.
- Stękaj sobie do woli - śmiał się drugi.
Skapitulowała i pokuśtykała razem z nimi do
pracy.
Kiedy znalazła się na miejscu zaległa za biurkiem
i postanowiła nigdzie się nie ruszać. Po śniadanie poszedł jeden z jej nowych
kolegów. Nawet nie musiała długo prosić, jej jęki rozpuściły ich serca. Tylko
strażnicy pozostali obojętni na jej boleść.
„Dranie bez serca” – pomyślała, pałaszując dużą
kanapkę.
Karol
Karol nie mógł sobie poradzić z tym, że
Bartek widuję Olgę. Nie poznawał w tym samego siebie. On, zawsze opanowany,
chłodny w kalkulacjach. On, który nigdy nie okazywał kobietom zbyt wiele uczuć.
A raczej świetnie je udawał. Teraz sam nie mógł sobie poradzić z ich nadmiarem.
Tęsknił, złościł się, zazdrościł Bartkowi, nawet miał ochotę go zabić, po czym
wstydził się tej myśli, ale nie potrafił jej uciąć.
Do głowy wpadały mu też inne pomysły, takie jak,
pójście do jej biura lub żądanie natychmiastowej terapii.
Powstrzymał się jednak, ponieważ i tak miał ją
zobaczyć na imprezie u Bartka. Chociaż nie wiedział, czy będzie w stanie bez żadnego
wybuchu przeżyć te trzy dni.
Nina
Nina
zgodziła się na podjęcie współpracy. Miała zamiar kłamać, jak z nut.
Powie im, co tylko będą chciały.
Z tym nastawieniem weszła do pokoju
terapeutycznego. Zaskoczył ją ciepły wystrój wnętrza. Pastelowe kolory ścian,
wygodne fotele z wysokimi oparciami i szklany stolik, na którym stały dwa kubki
kawy
Nina oblizała usta. Nie pamiętała kiedy ostatni
raz piła kawę. W celi miała tylko herbatę i wodę.
Terapeutka uśmiechnęła się na jej widok.
- Siadaj, proszę.
Nina walnęła się na fotel i przerzuciła nogi
przez oparcie.
- Mogę kawy? - burknęła.
- Po to tu stoi - zachęciła ją kobieta.
Więźniarka wzięła kubek i głośno siorbnęła.
Ku jej irytacji, to również nie wywołało żaden
reakcji u terapeutki. Nie drgnął na jej
twarzy nawet jeden mięsień.
Nina zrezygnowana usiadła normalnie i burknęła.
- Zaczynajmy tortury.
- Czemu wciąż jesteś wściekła? - zapytała
kobieta.
Nina
uniosła ze zdziwienia brwi. Spodziewała się wielu pytań, o rodzinę, o
przestępstwo, o jej działalność w SPK, każdego, ale nie tego.
-Nie jestem wściekła- burknęła.
- Od przybycia na Więzienną Planetę, wciąż
jesteś zła.
- Nieprawda - oburzyła się - w domku na odludziu
byłam spokojna - po chwili wahania dodała - no może nie od razu, ale potem byłam
do rany przyłóż.
- Na zewnątrz, ale w środku?
- Skąd może pani to wiedzieć?
- Kamery wyłapały więcej niż myślisz. Kiedy
myślałaś, że nikt nie patrzy. My obserwowaliśmy cię przez 24h.
Nina zacisnęła usta. Terapeutka przygotowała się
na to, że jej podopieczna zakończy sesję. Ale nie. Rozluźniła się i nawet
lekko uśmiechnęła.
- Ma pani rację. Jestem wściekła.
- Znasz przyczynę?
- Oczywiście, to przez dzieciństwo. Moi
rodzice mnie wkurzyli i tak już zostało.
- A czym cię wkurzyli?
- Że w ogóle mnie urodzili. Po co?
- Nie chcesz żyć?
Nina się nachmurzyła.
- A co to ma do rzeczy?
-
Sama zasugerowałaś, że nie powinnaś żyć.
-
Nic podobnego?
-
Sama powiedziałaś, że jesteś zła na rodziców, bo cię urodzili.
-
No i co z tego, jestem zła, ale nie… - zrozumiała, że palnęła głupotę.
Myślała,
że kłamanie pójdzie jej, jak z płatka, ale ta terapeutka czepiała się słówek.
Nina postanowiła następnym razem być ostrożniejsza.
-
Chcę żyć, ale moi rodzice od dzieciństwa mnie denerwowali?
-
Czym?
-
Wszystkim.
-
Zdajesz sobie sprawę, że odpowiadasz mi, jak pięciolatka?
-
Nieprawda – naburmuszyła się Nina.
-
Powinnaś się jeszcze obrazić – poradziła kobieta.
Tego
były dla Niny za wiele, wstała i krzyknęła.
-
Jest pani tu po to, żeby mi pomóc, a nie żeby ze mnie kpić!
-
Pomyliłaś planety Nino, tu nie Ziemia, tu terapeuci, nie będą cię głaskać. Do
tego jesteś skazańcem, do którego chcę dotrzeć. Niestety, póki będziesz
zachowywać się jak rozkapryszony i rozpuszczony dzieciak, to nic z tego nie
wyjdzie – kobieta była spokojna i opanowana. To Ninę dodatkowo wyprowadzało z
równowagi.
-
Dlaczego każdy musi mi mówić, co mam robić?!
-
Nie mówię ci, co masz robić. Ja ci mówię, jak się zachowujesz. I wiesz co?
-
Co?!
-
Nie rozumiesz, co się do ciebie mówi. Nie słuchasz. Wszystko zakrzykujesz i
dodajesz swoje interpretacje. A ja zadałam ci tylko jedno pytanie, czemu jesteś
wściekła? Jeśli nie potrafisz na nie odpowiedzieć, wystarczyło powiedzieć – nie
wiem. Ale ty wolałaś kombinować i co z tego wyszło? Że znowu krzyczysz i się
wściekasz. Nie masz tego dość?
Nina
oddychała szybko.
-
Wychodzę – wycharczała.
-
Wyjdź.
-
Nie mów mi, co mam robić?!
Strażniczki
zabrały wściekłą kobietę, a terapeutka wzięła notatnik i zaczęła spisywać
spostrzeżenia. Napisała „Zaczęła krzyczeć, to dobrze. Nie zachowała formy
grzecznościowej, to źle…, może potrzebuje kogoś innego?”
Agata i Olga
Olga poszła do biura, w którym pracowała Agata, żeby chwilę z nią
porozmawiać. Słyszała o jej słynnych zakwasach, więc chciała sprawdzić, czy wszystko
u niej w porządku. Kobieta zapewniła ją, że po kilku dniach wszystko wróciło do
normy i że codziennie ćwiczy, żeby po kolejnym dyżurze przy budowie muru nie
mieć już tych dolegliwości.
- Cieszy mnie to – podsumowała rozmowę Olga i przeszła do
kolejnego tematu – mam dla pani propozycję, która jest bardzo przyjemna.
- Tak?
- Chciałabym zabrać panią na małe przyjęcie i chciałbym, żeby pani
robiła zdjęcia.
- Oczywiście, chętnie – zgodziła się Olga – a z jakiej to okazji?
- Podwójnej. Po pierwsze nasz Instytut Wynalazków, skonstruował
aparat fotograficzny i bardzo chciałabym, żeby pani go wypróbowała.
Agata popatrzyła na nią dziwnie.
- Jak to skonstruowali aparat? Przecież to XIX wieczny wynalazek.
Olga uśmiechnęła się szeroko.
- Wiemy, ale Więzienna Planeta ma wiele osobliwości, których nie
rozumiemy. Był już jeden aparat, ale w zeszłym roku odmówił posłuszeństwa,
ponoć został zaatakowany przez jakieś mikro grzyby.
- Cyfrowy?
- A gdzieżby tam. Na kliszę.
Agata ucieszyła się.
- Fajnie. Kiedyś takiego używałam, umiem wywoływać zdjęcia. Bardzo
cieszę się, że będę mogła przetestować ten sprzęt.
- Drugi powód to taki, że chcę pomału wdrażać panią w naszą
społeczność, a otwarcie warsztatu jest dobrą ku temu okazją. Pozna pani kilku
ludzi, spędzi z nimi czas i kto wie, może się zaprzyjaźnicie.
- Kim będą ci ludzie?
- Kilku skazańców i spore grono terapeutów.
- W tak małej społeczności otwarcie warsztatu musi być nie lada
sensacją? – zaśmiała się Agata.
- Oczywiście – potwierdziła Olga – to nasze małe sukcesy w resocjalizacji
więźniów.
- Cieszę się, że w końcu będę mogła bliżej poznać życie
mieszkańców Karnego Miasta. Czy to znaczy, że zaczęła mi pani ufać?
- Nie tylko. Uznałam, że już czas, żeby się pani usamodzielniła.
Nie będzie już koło pani strażników, od jutra będzie musiała sobie pani radzić
sama.
Agata wyraźnie się ucieszyła.
- I będę mogła chodzić gdzie chcę?
- Tak, ale proszę pamiętać o zasadach bezpieczeństwa.
- Oczywiście.
- I proszę nie zapominać o pracy, nadal będzie to archiwum, ale…
- Tak?
- Podczas wędrówek po naszym mieście, proszę zastanowić się, czego
nam brakuje? Kto wie, może założy pani własną firmę?
- Będę się rozglądać – zapewniła Agata.
Kolejny odcinek 25 kwietnia

Komentarze
Prześlij komentarz