Więzienna Planeta - odc.8
ZIEMIA
Nina
Siedziała na sali rozpraw i czekała na zeznania kolejnych świadków. Jak na razie nikt jej niczego nie udowodnił.
Sędzia wezwał na świadka Anabel Chwik. Nina spojrzała na byłą szefową z nienawiścią. Kto, jak kto, ale ona powinna jej bronić, a nie występować przeciwko niej.
Po pierwszych formalnościach, Anabel zaczęła opowiadać o działalności SPK i o roli Niny w tej organizacji. Były to słowa pochlebne, ale Nina była zbyt wściekła na byłą szefową, żeby je przyjąć.
- A potem coś się z nią stało- mówiła Anabel – zrobiła się agresywna i chętnie brała udział w burdach. Zrobiła sobie te tatuaże na głowie i zaczęła nosić się, jak mężczyzna.
- Jak równouprawniony człowiek – wykrzyknęła Nina – sukienki są ograniczające…
- Proszę oskarżoną o powstanie – przerwał jej sędzia.
Nina wstała.
- Tym razem tylko panią pouczam, ale następnym razem obciążę panią mandatem za przerywanie przesłuchania. Czy to jest zrozumiałe?
- Tak Wysoki Sądzie, przepraszam – Nina usiadła i z całych sił zacisnęła wargi.
- Prosiłam ją żeby odpuściła – kontynuowała Anabel – myślałam, że mnie posłuchała, ponieważ stała się spokojniejsza i na demonstracjach trzymała się blisko mnie. Niestety oszukała mnie. Za moimi plecami dokonywała napaści na tych mężczyzn, za co ich bardzo przepraszam.
- Słabiaczka – mruknęła Nina, ale tak cicho, żeby nikt nie słyszał,
- Z tego co wiem – odezwał się prokurator - pani organizacja jest niechętna płci brzydkiej i wielokrotnie podczas demonstracji dochodziło do agresywnych zachowań wobec mężczyzn.
- Owszem, tak było. Ale proszę zauważyć, że już od kilku miesięcy zmieniliśmy taktykę działania. Na naszym ostatnim zjeździe publicznie potępiłam stosowanie przemocy i zalecałam spokojne manifestacje. Zdałam sobie sprawę z tego, że walką nie wygramy i mamy co raz mniejsze poparcie wśród kobiet z poza organizacji.
- Czy nie uważa pani, że wcześniejsze metody mogły zachęcić oskarżoną do kontynuowania napaści na mężczyzn.
- Teraz wiem, że tak i bardzo tego żałuję.
Odezwał się adwokat z urzędu.
- A skąd pani wie, że to oskarżona napadała na poszkodowanych? Przecież pani tam nie było?
- O wszystkim opowiedziała mi Mariola Opawska, przyjechała do mnie i powiedziała, że nie może dłużej milczeć i że bardzo jej się to nie podoba.
Nina zbladła. Mariolka ją zdradziła. Wszyscy ją zdradzili. Ją, która tak poświęciła się dla sprawy.
- Z tego co mamy w zeznaniach pani Marioli, ona sama uczestniczyła w napaściach.
- Tak, ale mnie powiedziała, że działa ze strachu i pod przymusem Niny.
Sędzia zwrócił się do Niny.
- Czy to prawda, że oskarżona zmuszała panią Mariolę Opawską do napadania na poszkodowanych mężczyzn.
- Nic mi nie wiadomo o żadnych napaściach – Nina, mimo, że była przegrana nadal szła w zaparte.
- Czyli nadal nie przyznaje się pani do winy?
- Nie. Nic nie zrobiłam.
Ania
Kolejny projekt skończony i zakończony sukcesem. Ania najchętniej poszłaby na urlop, ale miała do świąt awansować, więc od razu zgłosiła się po kolejne zlecenie i to duże.
- Nie wiem czy sobie poradzisz – powiedział jej szef, wykrzywiając usta.
- Dlaczego miałabym sobie nie poradzić. Nie zaliczyłam jeszcze żadnej porażki.
- Ten ostatni projekt ledwo zmieściłaś w czasie.
- Ale zmieściłam. Nie spóźniłam się nawet o minutę – powiedziała twardo.
- Ale powinnaś być z nim gotowa przynajmniej na dwa dni przed terminem, żebyśmy w razie wpadki mieli czas na poprawki.
- Ale nie było żadnej wpadki. Wszystko się udało i firma zarobiła krocie – broniła swojego zdania.
- Po prostu ci się udało – mruknął szef z niechęcią.
- Chcę ten nowy projekt.
Szef skrzywił się jeszcze bardziej i powiedział.
- Co ci tak na tym zależy? Chcesz awansować? Nie uda ci się, ponieważ, póki co, nie ma wakatu na stanowisku dyrektora działu.
- Dostanę ten projekt? – nie odpowiedziała na jego pytanie.
- Nie – uśmiechnął się złośliwie – nie mam zamiaru pomagać ci w awansie. Słyszałem, że miałaś iść na urlop. Może skorzystaj? A jak wrócisz, weźmiesz, co ci dam.
Ania wstała i bez słowa wyszła z gabinetu szefa.
Czuła się upokorzona i samą siebie winiła za porażkę.
- Za szybko odkryłam karty.
Wiedziała, że teraz szef będzie dawał jej jakieś drobiazgi i na pewno nie wyrobi się do świąt z awansem. A wtedy rodzice zrobią jej piekło. Może nawet wydziedziczą. Czuła nieodpartą chęć napicia się czegoś mocniejszego.
Zdusiła ją w zarodku i poszła do kadr ustalić termin urlopu.
Te nie były mile widziane w korporacjach, ale ustawowo jej się należało. Dlatego wzięła tydzień wolnego i postanowiła go przespać. Albo przepić. Albo jedno i drugie.
Niestety wiedziała, że to będzie niemożliwe, ponieważ w ty terminie przypadało spotkanie zapoznawcze z chłopakiem Hanki.
- Koszmaru ciąg dalszy.
Agata i Olga
Agata, punktualnie o 10 00 została wprowadzona do przytulnego pokoju. Na ścianach oprócz regałów z książkami były zawieszone obrazy przedstawiające krajobrazy i zwierzęta. Na samym środku stał niski stolik, wokół którego były ustawione duże, wyściełane aksamitem fotele. Pod oknem był barek z napojami i alkoholami, przy którym stała drobna i szczupła kobietka.
Agata nie była na to przygotowana. Wydawało jej się, że szefowa więzienia powinna być wysoka i postawna, tymczasem było odwrotnie.
- Dzień dobry – powiedziała Agata lekko dukając.
- Dzień dobry – Olga miała miły da ucha głos, co również Agatę zaskoczyło.
Spodziewała się raczej władczego i surowego tonu.
- Pani Agata Brylska, prawda? – szefowa więzienia wyciągnęła do niej drobną dłoń – nazywam się Olga Kowalska i to ze mną chciała się pani tak bardzo skontaktować.
- Tak – wydukała Agata, wciąż nie mogąc dojść do siebie po konfrontacji swojej wyobraźni z rzeczywistością.
- Proszę usiąść – Olga z powrotem podeszła do barku – czego się pani napije? Wino, cola, drink?
- Trochę za wcześnie na picie alkoholu – zdumiała się Agata.
- Najmocniej przepraszam –zaśmiała się Olga – jestem na urlopie i w ogóle nie patrzę na zegarek. Jest po 10 00, no ale mam chęć na alkohol, to co będzie?
- Wino – powiedziała Agata.
Olga podała jej kieliszek, sama wzięła sobie drinka z Martini.
Usiadła naprzeciw dziennikarki i przez chwilę się jej przyglądała.
To jednak wystarczyło, żeby Agatę speszyć.
Olga to zauważyła i zganiła siebie w duchu. Nie jesteś w pracy, nie analizuj tej osoby i czym prędzej przeszła do rozmowy.
- Dlaczego chce pani odwiedzić Więzienną Planetę? – zadała pytanie.
Agata już otwierała usta, ale Olga jeszcze dodała.
- Tylko proszę mówić szczerze, ponieważ jeżeli pani skłamie, będę od razu o tym wiedziała. Lata praktyki z więźniami robi swoje – przyznała się jej po to, żeby kobieta wiedziała na czym stoi.
Agata potaknęła głową.
- Zwiedziałam wszystkie miejsca na Ziemi, które wydawały mi się interesujące. Bo oprócz tego, że jestem dziennikarką, jestem też podróżniczką.
- Tak, wiem – powiedziała Olga – przejrzałam pani albumy. Muszę powiedzieć, że robi pani piękne zdjęcia.
- Dziękuję – Agata zaczerwieniła się lekko zawstydzona, po czym kontynuowała – no i miałam kilka tygodni temu urodziny i chciałam zrobić sobie prezent w postaci wyjazdu na Więzienną Planetę.
- I kiedy odmówiliśmy, tym bardziej pani chciała do nas przyjechać?
- Tak – przyznała Agata.
- Wie pani, że nie wpuszczamy dziennikarzy.
- Tak, wiem, ale ja nie chcę pisać reportażu, chcę po prostu prywatnie zwiedzić to miejsce.
- Trudno mi uwierzyć, że nic pani nie napisze.
- Wiem, ale naprawdę jestem ciekawa tego miejsca.
- Muszę przyznać, że robiliśmy wszystko żeby panią zniechęcić, ale wykazała się pani nie lada uporem.
- Ale pewnie to nie wystarczy – zgadywała Agata.
- Dokładnie. To nie wystarczy. W zasadzie to chciałam panią prosić, żeby pani przestała się upierać. My nie ustąpimy, mało tego, jeżeli nadal będzie pani na nas naciskać, skończy się to sądem. A tego by pani nie chciała.
- Jeżeli to by pozwoliło mi się tam dostać, to warto spróbować.
Olga roześmiała się na to stwierdzenie.
- Nie ma pani zielonego pojęcia, o czym mówi. Pobyt w naszym więzieniu, to nie bajka.
- A jednak ludzie wracają stamtąd i żyją, jako zdrowa tkanka społeczeństwa.
- Z wieloma pani rozmawiała?
- Z kilkoma. Wszyscy powiedzieli, że Więzienna Planeta odmieniła ich życie.
- I coś jeszcze?
- Nie – przyznała Agata – nie chcieli zdradzać szczegółów. W ogóle ciężko się z nimi rozmawiało.
- No cóż, życie tam zmienia.
- Naprawdę nie mam szans tam się wybrać? – patrzyła błagalnie na Olgę.
- Jest szansa, ale to bilet w jedną stronę – powiedziała dyrektor więzienia – jest pani w stanie dla fanaberii porzucić dom i rodzinę?
- Pani nie porzuciła domu i rodziny.
- Ja nie jestem dziennikarką, która może w każdej chwili wypaplać wszystkie nasze tajemnice.
- Przecież jest kara pieniężna – broniła się Agata – nie mam tak wielkiej kwoty, wolałabym siedzieć cicho.
- I to mówi dziennikarz? Potraficie wiele poświęcić. Do tego, za artykuły o nas mogłaby pani zarobić więcej niż wynosi kara. Byłaby pani sławna.
- Sława trwa pięć minut – odrzekła Agata – a ja nie mam parcia na czerwony dywan.
- Zgrabnie pani zbija moje argumenty – pochwaliła Olga.
- Dziękuję.
- Ale to też nie wystarczy.
- Mogę zadać pytanie?
- Oczywiście.
- Czy nie uważa pani, że to jest bezsensowne? Zakazywać wstępu dziennikarzom? Przecież na pewno nie wszyscy więźniowie siedzą cicho, na pewno opowiadają o swoim pobycie na Więziennej Planecie. Mnie nie chcieli mówić, ponieważ jestem dla nich obcą osobą, ale rodzinie? Przyjaciołom?
Olga zastanowiła się nad odpowiedzią.
- Widzi pani, oni przeszli wszystko na własnej skórze, oni wiedzą, o co chodzi w moim programie resocjalizacyjnym. Doświadczyli go, przetrawili i udało im się wyjść na ludzi. Niestety nie wszystkim. Co pani by pomyślała widząc mężczyznę błagającego o litość, usmarkanego po pas, wyglądającego na pierwszy rzut oka nieszczęśliwego, którego strażnicy wywlekają z więzienia i wsadzają do transportera i wywożą, a on nigdy nie wraca? Czy umiałaby pani poruszać się po naszym mieście według zasad, które dla pani są absurdalne i ograniczające, dla nas i więźniów potrzebne do przeżycia i bezpieczeństwa? Czy powstrzymałaby się pani od zadawania pytań, czemu ktoś ma wielkie blizny na pół twarzy lub rękach? Albo, co by pani pomyślała sobie, widząc wysiadających z helikoptera poobijanych więźniów, a z nimi oddział strażników?
Agata zmarszczyła brwi.
- Ale przecież nie można używać przemocy wobec więźniów? – wydukała.
- Tutaj nie można, Więzienna Planeta ma surowsze prawa i zasady niż Ziemia.
Agata skrzywiła się.
- Bijecie więźniów?
- Więzienna Planeta to nie kurort, od surowej dyscypliny zależy nasze przeżycie. Czy czytała pani książki na temat naszej fauny i flory? Są na Ziemi dostępne.
- Muszę przyznać, że niewiele.
Olga pokiwała głową.
- Karne Miasto, to bardzo niebezpieczne miejsce, nie tylko ze względu na przestępców, ale i na naturę, która nas otacza. Tam nie ma wielkich miast, wieżowców. Nie ma ulic i wielu samochodów. Nowe Miasto ma jedynie 600 osób, a nasze 150 razem z więźniami.
- Ale przyjmujecie turystów?
- Owszem, ale niewielu. Zazwyczaj są to rodziny skazanych.
- Ale jednak…
Olga odstawiła pustą szklankę na stolik i wstała. Spotkanie dobiegło końca.
- Czyli mam dać sobie spokój?
Odpowiedź Olgi zaskoczyła ją.
- Jestem na Ziemi jeszcze dwa tygodnie. Ma pani czas na przyswojenie, jak największej ilości materiału o naszej przyrodzie. Do tego, proszę pobrać w recepcji regulamin pobytu i zasad w Karnym Mieście. Spotkam się z panią ponownie 30 września, o tej samej porze. Wtedy zadecyduję. Tymczasem, życzę miłego dnia.
WIĘZIENNA PLANETA
Bartek
Zespół, który zajmował się jego resocjalizacją postanowił dodać mu zajęcia sportowe. Wielki mężczyzna z dnia na dzień, co raz gorzej znosił zamknięcie i mały metraż. Wyjścia na sesje terapeutyczne nie były w stanie rozładować nadmiaru energii, która w nim drzemała.
Mężczyzna stanął w drzwiach siłowni i nie wierzył własnemu szczęściu. Cała sala była tylko dla niego, no i dla trenera. A raczej dla terapeuty, który miał nadzorować jego gimnastykę.
- Czy mam ćwiczyć pod dyktando? Czy sam mogę sobie wszystko ustalić? – zapytał.
- Droga wolna – powiedział trener – nie będę ci przeszkadzał. Masz godzinę na ćwiczenia, a potem zrobisz przerwę i porozmawiamy.
- A puścicie mi jakąś muzyczkę? – rozmarzył się Bartek.
- Niestety, nie posiadamy tutaj odpowiedniego sprzętu. W Karnym Mieście nie ma nawet radia.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie jest nam potrzebne. Wszystkie informacje są podawane przez megafon.
- Nie słuchacie muzyki?
- Prawie wcale. Ziemskie odtwarzacze nie chcą tu działać, a te które działają nie czytają ziemskich płyt.
Bartek zaczął się rozgrzewać. Nagle coś do niego dotarło.
- Czemu pan mi o tym wszystkim opowiada? Przecież do tej pory milczeliście, jak grób, bylebym niczego się nie dowiedział o tym mieście.
- Doszliśmy do wniosku, że dojrzał pan do powolnego wprowadzania go w życie naszej społeczności.
- Niesamowite, a jeszcze kilka dni temu wasz burmistrz stwierdził, że nawalam.
- To było kilka dni temu.
- A teraz jest teraz – dodał Bartek.
- Dokładnie.
Bartek wszedł na bieżnię.
Tomek
Został wysłany do budowy muru. Co oznaczało, że może w końcu przebywać wśród mieszkańców Karnego Miasta. A budowali go wszyscy, nawet burmistrz i dyrektor więzienia. Chodziło o to, żeby już żadne dzikie zwierze nie dostało się do środka.
- Skoro tak wam zależy na bezpieczeństwie czemu, mimo możliwości technicznych, wznosicie wszystko ręcznie i korzystacie z prymitywnych rusztowań – zapytał jednego ze strażników.
- Widzisz, ten świat jest bardzo dziwny, nie łatwo jest zbudować jakieś techniczne urządzenie. Produkty z Ziemi zazwyczaj tutaj nie działają, natomiast tutejsze zasoby naturalne są nam mało znane. Cud, że mamy dwa helikoptery i ze dwa jeepy. Ale o więcej szczegółów pytaj techników, ja tam nie wiem czemu tak jest.
- Może kiedyś zapytam – odparł Tomasz i podszedł do sterty cegieł.
Po chwili przewoził je w taczce na miejsce robót.
- Dobrze, że wymyślili koło – mruczał do siebie.
Przy budowie spotkał jedną z poznanych w karczmie kobiet. Rudą.
- Jaki przystojniak wozi nam cegły – piała z radości – od razu chce się robić.
Tomek odparł.
- Zobaczymy, co powiesz pod koniec dnia.
Ruda roześmiała się.
- Mam nadzieję, że to samo.
- Oby – zawrócił taczkę i potoczył ją po kolejną partię cegieł.
Karol
Młoda kobieta, która przeprowadzała z nim kolejną sesję odłożyła długopis i popatrzyła na niego.
- Jesteś zbyt poprawny.
- To znaczy? – uniósł brew.
- Niejeden psycholog powiedziałby, że dajesz książkowe odpowiedzi, ale my tego nie chcemy. Chcemy widzieć twoje prawdziwe, ja.
- Czemu uważa pani, że nie jest prawdziwe? Może ja naprawdę tak myślę.
Kobieta lekko się uśmiechnęła.
- Nie jest pan pierwszy, który usiłuje wcześniej zakończyć ten etap resocjalizacji. Ale nic z tego.
Karol westchnął.
- No dobrze. Ma być szczerze?
- Tak.
- Nie jestem skruszony, raczej wkurzony na osoby, które mnie wkopały. Wkurzam się również na to, że siedzę w klitce i nie mam żadnych wygód. Przyzwyczajony byłem do wystawnego życia i ludzi, którzy koło mnie skakali. Pani mnie irytuje tym, że odkłada długopis za każdym razem zanim się do mnie odezwie. A to, że nie widać po mnie emocji, to dlatego, że nauczyłem się je maskować, ale nie oznacza, że ich nie mam. Jest pani zadowolona?
Kobieta z uśmiechem odłożyła długopis i odparła.
- Od razu lepiej. Oby tak dalej. Im więcej wyrzucisz z siebie emocji, tym łatwiej będzie nam je poukładać.
- A może ja nie chcę ich układać. Może jest mi z nimi dobrze?
- Rozumiem, że nie interesuje cię resocjalizacja i możliwość życia poza murami więzienia, tu w Karnym Mieście, a po odsiadce normalnie na Ziemi.
- Szczerze mówiąc, mało mnie to obchodzi. Lubię swoje towarzystwo. Nie potrzebuję innych ludzi.
- Dobrze. Zrobimy mały eksperyment. Zamkniemy pana w normalnej celi, samego. Bez książek, łazienki, i wygód. Ze strażnikami, którzy będą panu dyktować rytm dnia.
- Czy cela będzie miała okno?
- Nie.
Karol nic nie powiedział. Myślał.
Myślał, że tylko pani Olga jest niezła w tych psychologicznych gierkach. Tymczasem wszyscy trenerzy, jak jeden mąż zaganiali go w kozi róg. Zmuszali żeby był szczery, żeby był impulsywny, żeby krzyczał, żeby mówił o sobie, mimo, że nie chciał tego robić. I po co to? Czy on rzeczywiście chciał się resocjalizować? Czy chciał się zmieniać? A co, źle mu było ze sobą?
I to ciągłe roztaczanie przed nim wizji życia bez krat. A może on chciał żyć za kratkami? Bez kompanów, bez obcych i śmierdzących ludzi, bez pani Olgi…
- Mam dość na dzisiaj – odezwał się w końcu.
- Widzę – tym razem kobieta nie odłożyła długopisu, tylko trzymała go w ręku i kręciła nim młynki – zrobimy tak, zamkniemy cię w celi bez wygód. Prycza, stół, krzesło, toaleta i umywalka. Na dwa dni. Ale nie dlatego, żeby cię karać za szczerość. Ona nas cieszy, ale dlatego, żebyś uporządkował sobie mentlik w głowie.
- Może dobrze mi to zrobi.
- Dostaniesz zeszyt i długopis. Opisuj w nim swoje przemyślenia. Wszystkie. Byle szczerze.
- Potem to przeczytacie?
- Oczywiście.
- Bez sensu.
- Zrobisz, jak zechcesz. Ale nam to też pomoże. Obiecuję, że przeczytam to przy tobie, a potem spalę.
- Co za różnica, przecież i tak wszystko, co mówię jest rejestrowane i zapisywane. Może sobie pani nawet te przemyślenia w ramki oprawić – Karol machnął ręką.
ZIEMIA
Olga
Kapitan Jacek Olechowski wręczył jej raporty z Karnego Miasta.
- Pamiętaj, możesz nad nimi pracować maksymalnie przez trzy dni, potem cię wyrzucam – powiedział do niej.
- Tak. Wiem. Mam urlop.
- Ja nie żartuję.
- Ja też nie. Pojutrze wyjeżdżam z siostrą na Majorkę. Będziemy tylko się opalać, pić drinki i podrywać miejscowych.
Kapitan spojrzał się na nią dziwnie.
- Co? – zaśmiała się Olga – nie wyglądam na taką, która podrywa facetów?
- Szczerze?
- Szczerze.
- Nie. Wyglądasz na taką, która nie rzuca się na pierwszego lepszego.
- Daj spokój, wakacje, plaża, słońce. Pozwolę sobie na trochę luzu – śmiała się kobieta – a może uważasz, że jestem za stara?
- Nigdy w życiu. Tylko wiesz, twoja funkcja…
- Na szczęście tam mogę być kim chcę.
- Na przykład kim?
- A ja wiem? Znudzoną bibliotekarką.
Kapitan parsknął śmiechem.
- A może znudzoną panią domu?
- Nieźle kombinujesz – śmiała się Olga.
- Chyba pojadę z wami. Chciałbym to zobaczyć.
- Wykluczone, to wyłącznie babski wypad.
- To przynajmniej zrób kilka zdjęć albo nagraj filmik.
- Nie ma sprawy. A teraz idź już, bo przez ciebie marnuję cenny czas.
Nina
Na salę rozpraw weszła Mariolka i ani razu nie spojrzała na Ninę.
Ta wiedziała, że koleżanka ją pogrąży. Siedziała ze skwaszoną miną i obiecywała sobie, że się ani razu nie odezwie.
Mariolka ze szczegółami opisała ich napaści na mężczyzn, to jak były ubrane i jakim jeździły samochodem.
Nina nie wytrzymała.
- Kretynko, wiesz, że sama się wkopujesz? Też pójdziesz siedzieć. Kto wie, może nawet trafimy do tej samej celi.
- Pani Pachulska, proszę wstać – powiedział sędzia.
Nina podniosła się z krzesła.
- Czy zdaje sobie pani sprawę z tego, że za grożenie świadkowi może pani dostać dodatkowy wyrok?
- Ja jej nie grożę wysoki sądzie, ja tylko niedowierzam w to, że sama się wkopała.
- Proszę siadać i swoje niedowiarstwo zachować dla siebie.
Nina usiadła.
Mariola kontynuowała.
Rozprawa dobiegła końca, wyrok sądu brzmiał następująco.
- Oskarżona jest winna zarzucanym czynom. Oskarżona nie okazała skruchy i do końca nie przyznała się do winy. Wyrok – 6 lat pozbawienia wolności.
Biorąc pod uwagę, że oskarżona miała już wcześniej problemy z przestrzeganiem prawa, postanowiliśmy wysłać ją na Więzienną Planetę, do Karnego Miasta. Wyrok jest prawomocny, ale oskarżona może się od niego odwołać. Ma na to dwa tygodnie, po tym czasie odbędzie karę w wyżej wspomnianym miejscu. Tam już nie będzie możliwości apelacji.
Ania
Przyjęcie było kameralne i ograniczało się do najbliższej rodziny i kilkorga znajomych pary. Hanka miała na sobie piękną złotą sukienkę wprost z paryskiego salonu mody, gdy Ania zadowoliła się szmatką z sieciówki.
Póki co, nikt nie zauważył i istniała szansa, że tak pozostanie. Wszyscy byli skupieni na nowej parze, składaniu im gratulacji i snuciu planów na przyszłość.
Nawet rodzice mieli uśmiechy na twarzach. Transakcja opłaciła się, będzie powiększenie majątku. Ania patrzyła na to wszystko z obrzydzeniem.
A zupełnie zrobiło jej się niedobrze na myśl o tym, że ona ma być następną ofiarą rodzinnych machinacji.
Jak w średniowieczu. Aż dziw brał, że ojciec jeszcze jej nie zeswatał z jakimś swoim kolegą.
- Wyjdź z cienia, rozmawiaj z ludźmi – strofowała ją matka – szukaj męża. Tylko nie przyznawaj się, że jesteś tylko szefową sektora, wszyscy koledzy Błażeja stoją o wiele wyżej.
- Tak mamo – odpowiadała mechanicznie i udała, że idzie spełnić polecenie. Zamiast tego poszła po kolejny kieliszek wina.
- Pamiętaj siostra – syknęła jej nagle Hanka do ucha – trzymaj fason. Żebyś mi się tylko nie upiła. Od tego spotkania wiele zależy.
- Kochacie się? – zapytała Ania siostrę.
Ta spojrzała na nią zdziwiona.
- A co to ma do rzeczy?
- To, że jeśli się kochacie, to nawet jeślibym się upiła, zaczęła tańczyć kankana na stole, a na koniec puściła pawia na twój perski dywan, Błażej i tak by cię nie opuścił. Nie miałoby to dla niego znaczenia.
Hanka zrobiła się czerwona ze złości.
- Ani mi się waż.
- Spokojnie, rodzice mnie wyszkolili, nie będzie żadnej wpadki.
Siostra parsknęła coś wściekle i odeszła.
Ania spojrzała na zegarek, jeszcze pół godziny i będzie mogła wyjść. 21 00, to taka pora w sam raz na opuszczenie przyjęcia. Tylko jeszcze musiała unikać rodziców, a wszystko będzie dobrze.
kolejny odcinek 09 kwietnia

Komentarze
Prześlij komentarz