Pieniądze, kasa, mamona
Pieniądze
są ważne, bo to środek płatniczy, który ludzie sobie wymyślili (a dokładnie
Fenicjanie), żeby ułatwić transakcje handlowe itp. Wszyscy je uznajemy i w
większym lub mniejszym stopniu nimi dysponujemy. Pieniądze są ważne i
większość z nas to wie, ale wie również, że nie są w życiu najważniejsze. Ale,
co się z nami dzieje kiedy wygrywamy w totka albo dostajemy duży spadek.? Albo,
co się z nami dzieje, kiedy nasz wkurzający szwagier, kolega z pracy lub
sąsiad wygrywa dużą sumę pieniędzy.? Lecimy im gratulować czy planujemy skok na
sejf? A kiedy my wygramy? Jaki jest nasz stosunek do wygranej, a potem do ludzi
nas otaczających? Robimy imprezę i świętujemy wygraną z rodziną czy ścibolimy
tę gotówkę w tajemnicy i nie wydajemy jej, bo co zrobimy kiedy się
skończy?
Jaki
jest Twój i mój stosunek do pieniądza? Czy robimy burzę w szklance wody, kiedy
ekspedientka źle nam wyda resztę, czy grzecznie prosimy o sprostowanie? Co
czujemy kiedy ktoś nam mówi, dostaniesz pięć dych, a potem słyszymy, a nie, to
nie ty, to inny Kowalski.
Ale
o co mi właściwie chodzi? Na pewno nie o rozliczanie Was ze stosunku do kasy,
raczej chcę się z Wami podzielić moimi przemyśleniami na ten temat.
Skąd
mi się to wzięło?
Ano
ze spektaklu w Relaxie. "Rodzinne rewolucje", to przedstawienie o
tym, co się dzieje z nami, kiedy ktoś wygrywa kasę.
Emerytowani
rodzice wygrywają bajońską sumę w totka, o czym dowiadują się ich dzieci i
wychodzą z nich różne cechy charakteru. Komedia przednia, ale też gorzka,
ponieważ uważam, że największą zazdrością człowieka po tej z miłości, jest
zazdrość o kasę. Za tym idzie chciwość, pazerność, złość i wielkie rodzinne
tragedie. W spektaklu akurat wszystko kończy się dobrze, ale jak jest w
prawdziwym życiu?
Mój
stosunek do pieniędzy jest taki, że jak je mam, to się cieszę, a jak nie mam,
to też nie ma tragedii. Ale ja mam stałą i stabilną pracę, więc wcześniej czy
później i tak będę się cieszyć z wypłaty (przez trzy dni😁, potem znowu
będę odczuwać braki🙂🙃). Nie wiem, jaka bym była, gdybym była na
przedłużającym się bezrobociu albo gdybym wygrała 50 milionów. Pewnie w tym
drugim wypadku zwariowała bym dokumentnie.
Są
ludzie, którzy są biedni, ale wolni od żądzy pieniądza, jak i bogaci, którzy
nie gromadzą chciwie jeszcze większych dóbr. Są biedni, którym myśl o kasie nie
daje spać, chcą zdobyć jej, jak najwięcej i zazdroszczą tym, którzy ją mają i
jeszcze źle im życzą. Są bogaci, którzy zrobią wszystko, żeby mieć ich jeszcze
więcej i z nikim się nimi nie dzielić. Jesteśmy różni.
Wciąż
nie mogę dojść do sedna tematu.
Kiedyś,
kiedy jeszcze żyła moja mama, rozmawiałyśmy o kumulacji w totka. Było do
wygrania 50 milionów złotych. Żadna z nas nie zagrała, ale rozmawiałyśmy o tym,
co byśmy z taką kasą zrobiły. Altruizm wyciekał nam bokami. Co komu byśmy nie
dały i w ogóle. I w ogóle, to nie ogarniam takiej kwoty. Potem opowiedziałam o
tym mojej przyjaciółce. A ona tak to skomentowała:
- A
ja ci wcale nie życzę, żebyś wygrała 50 milionów.
Powiedziałam
jej, że jest wiśnia i prosiak, skoro nie chce mi życzyć 50 baniek. A ona mi na
to odpowiedziała:
-
Nie życzę ci tych pieniędzy, ponieważ będzie po naszej przyjaźni. Ty znajdziesz
się w innym świecie i nie będziemy mogły dalej się kolegować.
Ktoś
powie, nieprawda. Noooo, prawda.
Gdybym
miała te 50 milionów, to przede wszystkim mogłabym bać się, że mi je ktoś
buchnie. I podejrzewałabym o to wszystkich, łącznie z przyjaciółmi. Udawałabym,
że nic nie wygrałam i żyła, jak dawniej, tylko kłamała, że do Tunezji lecę do
trzygwiazdkowego hotelu a nie pięciogwiazdkowego. Czyli oszukiwałabym
najbliższych. Albo bym się chwaliła kasą i wydawałabym ją nieodpowiedzialnie,
wiedząc, że trudno jest przepuścić 50 baniek. No niby można, kupując jacht, ale
aż tak nieodpowiedzialna bym chyba nie była. Jak na to by patrzyli moi
przyjaciele, którzy nie mogliby sobie pozwolić na luksusy i wydawanie kasy na
lewo i prawo? Jak wyglądałyby nasze rozmowy, gdzie dla mnie było by wszystko
proste, bo przecież można zapłacić te drobne dziesięć tysięcy złotych, a dla
nich było by to, poza zasięgiem portfela?
Także,
jestem wdzięczna mojej przyjaciółce, że nie życzyła mi wygranej w kumulacji.
Ale małego milionika, to mogłaby, prawda?
Pieniądze
zmieniają, a duże pieniądze, to już w ogóle.
I,
to co pisałam wyżej, o tym - nie tym Kowalskim od pięciu dych. To nie jest
wyssane z palca. Wiecie, jaką awanturę potrafią zrobić ludzie nawet o małą
kwotę, którą mają dostać, ale nie dostają, bo ktoś się pomylił i przeprasza za
pomyłkę? Albo ktoś nie spełnił wymogów, ale i tak ma o to pretensje, bo
powinien dostać te 50 zł? Bo tak! Bo mu się należą! Jaki potwór wychodzi z
człowieka, który z miłego i sympatycznego, nagle zmienia się we wrzeszczącą i
wyzywającą bestię.
- Bo
pani jest bezczelna, jak tak można robić, należało mi się, ale pani nie chciała
być uczynna i przez to nie mam tych 50 złotych. Pani jest chamką pierwszej
wody, jak można odmówić człowiekowi rekompensaty za reklamację. Nie obchodzą
mnie jakieś tam przepisy, może je sobie pani wsadzić w d..., ja mam prawo, ja
żądam!
W
niemalże każdej pracy można zetknąć się z takimi osobami.
Pieniądze
dla niektórych są pępkiem świata.
No
właśnie, ja mam luźny stosunek do kasy, bo albo ją mam albo nie, a jak mam, to
chętnie wydam. I spotkałam kiedyś człowieka, jedynego w życiu, który był w tak
wielkim stopniu uzależniony od ich posiadania, że nie mogłam wyjść z szoku.
Powiedział mi, że dla niego posiadanie kasy jest tak ważne, że sama myśl o tym,
że miałby jej mniej, jest dla niego nie do zniesienia. Chciał mieć jej dużo i nie
wydawać. O mały włos, a zaproponowałby mi, żebym mu sfinansowała Maca, ale się
zreflektował, chociaż tekst o postawieniu czegoś puścił. I nie chodzi o to, że
ja bym mu nie postawiła tego Maca, postawiłabym mu, bo co tam mi szkodzi,
ale ja badałam go, czy rzeczywiście jest tak uzależniony od kasy, jak
myślałam. No i był. I z premedytacją puściłam jego tekst mimo uszu. Cała nasza
rozmowa kręciła się wokół pieniędzy, jego gromadzenia i nie wydawania. Wiem, że
to, co napiszę wyda się Wam niemożliwe (zwłaszcza dla tych, którzy mnie znają),
ale ja prawie nic nie mówiłam, ja tylko słuchałam i uszom nie wierzyłam, że
ktoś może żyć tylko pieniędzmi. I ja go nie krytykuje, tylko podaję go, jako
przykład stosunku do pieniądza.
A w
rodzinach? Ile jest procesów sądowych o tak zwaną miedzę. Ilu ludzi ze sobą nie
rozmawia, bo jeden brat dostał od rodziców więcej, a inny mniej. Ile gniewu
jest już na pogrzebach, kiedy okazuje się, że zmarły przepisał więcej spadku
żonie, z którą był tylko pięć lat, gdy z tą pierwszą był 30 – ści i miał z nią
dzieci, które czekały na większość spadku. Temat można by było ciągnąć bez
końca, ale już nie będę przedłużać.
Chodzi
mi o to, że trzeba mieć zdrowy stosunek do kasy. Nawet jeśli jest przykro, że
ktoś dostał stówę, a ty nie, to trudno, może kiedyś przyjdzie kolej na ciebie. Trzeba
mieć zdrowy stosunek do kasy i raz ją wydać, a raz zaoszczędzić, ale bez spiny.
I żeby było jasne, ja wiem, że jak człowiek nie ma pracy, to liczy każdy grosz,
że martwi się o to, za co kupi chleb na drugi dzień i w ogóle o tych osobach
nie piszę. Piszę o tych, którzy mają pracę, mają jakąś kasę, nie są na
bezrobociu, żyją w zwykłych warunkach. O stosunek takich ludzi do kasy mi
chodzi. I na koniec daję spojler z przedstawienia, on na pewno wyjaśni te moje
wypociny. Jeśli ktoś chce iść na tę sztukę, niech skończy czytać w tym momencie.
Rodzice,
którzy są już na emeryturze, wygrywają w totka i zapraszają dorosłe dzieci do domu rodzinnego. Nie podają
jednak przyczyny i trójka rodzeństwa martwi się, że może oni są chorzy i
niedługo umrą. Okazuje się, że nie, że wszystko z nimi w porządku, tylko
wygrali kasę i jadą do Kambodży założyć sierociniec. Na tę rewelację dzieci
(dorosłe), podniosły rwetes, zaczęły się domagać kasy, bojkotować pomysł
rodziców itd. Rodzice powiedzieli, że ślubu z nimi nie wzięli i kasa jest ich i
zrobią z nią co chcą. Nocą ojciec odwiedza każde dziecko i każe im zapisać na
kartce, jaką kwotę by chcieli od nich dostać, bo jednak przemyśleli z mamą
sprawę i stwierdzili, że im się też coś należy. Dostali 100 tysięcy euro.
Rodzeństwo wpadło w euforię i cieszyło się, że rodzice coś im jednak dali. Ale
to nie był koniec, bo dowiedzieli się ile ich rodzice wygrali. 159 milionów
euro. Znowu się wściekli, wyzwiskom nie było końca. Były żądania, że powinni
dostać po 10 milionów a nie 100 tysięcy.
Kłótnia skończyła się tak, że córka miała rodziców na muszce, a synowie
przywiązali ich do krzeseł. I na tym ja też skończę, bo potem wszystko się
jakoś ułożyło, jak to w komedii. Ale w prawdziwym życiu, w prawdziwym życiu pewnie
by się o tę kasę pozabijali. Co kasa potrafi zrobić z człowieka?
Ps. Sprawdziłam ile to by było 159 milionów Euro na polskie złotówki, nie trudźcie się, to by było -676 878 900 mln. Ja tej kwoty nie ogarniam. Ale napiszę o tym osobny tekst.

Mnie bardziej przygnębia fakt, że obecnie żyjemy w czasach kultu pieniądza a wartość drugiego człowieka postrzegamy poprzez ilość pieniędzy (rzeczy, które za nie kupił) jakie posiada. Teraz nawet nie jest ważne jak ktoś zdobył te pieniądze i nawet zwykli oszuści są podziwiani za swoją "przedsiębiorczość". Jednak pieniądze same w sobie są neutralne. To, w jaki sposób je zyskaliśmy i co z nimi robimy, już nie.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Ale znam wielu ludzi, dla których pieniądz nie jest pępkiem świata, więc tacy ludzie też są:)
OdpowiedzUsuń