Agresja na drodze
Agresja na drodze
Od
razu mówię, że nie piszę tylko z pozycji kierowcy samochodu, ale i obserwatora,
który również jeździ na rowerze. Jeżeli chodzi o mnie, to wiem, że może
niektórym wyda się to dziwne, ale ja czy to za kierownicą samochodu, czy kręcąc
pedałami roweru jestem spokojna i w dobrym humorze. Samochód przejechał mi
przed nosem, trudno, ja pewnie też nie raz tak zrobiłam. Ktoś władował mi się przed maskę i jedzie, jak ślimak, ja pewnie też tak nie raz zrobiłam. Jedyne,
co mnie niezmiennie denerwuje, to kiedy rowerzysta wjeżdża na pasy i nawet się
nie rozejrzy ani nie przyhamuje, żeby zobaczyć czy ktoś na niego nie wjedzie.
Denerwuje mnie to, nie dlatego, że to rowerzysta, ale dlatego, że boję się o życie
tej osoby. Że jej nie zobaczę i ja trzasnę. To samo dotyczy osób poruszającymi
się hulajnogami. Jeżdżą szybko i często pojawiają się znikąd. I to mnie nie
śmieszy. Ja też jeżdżę na rowerze, też przejeżdżam przez pasy, ale zwalniam,
rozglądam się i jak widzę jadący samochód czekam aż mnie zauważy. Sekunda
zwłoki mnie nie opóźni, ale zapewni, że pojadę dalej w całości. Dlatego polecam
nam wszystkim mądre powiedzenie- TU LEŻY TEN, KTÓRY MYŚLAŁ, ŻĘ MA PIERWSZEŃSTWO.
Ale,
co to ma do agresji na drodze? Ano ma. Osobiście uważam, że najbardziej agresywnymi
osobami na drodze, wcale nie są kierowcy. Jeżdżę od wielu lat za kółkiem i
słyszalnie dla mnie czy widzialnie oberwało mi się od kierowców trzy razy i to
ja byłam winna. Za to patrząc na rowerzystów, czy osoby na hulajnogach jestem
zszokowana ich zachowaniem. A przecież sport, to zdrowie, to siła, to witalność
i dobre samopoczucie. Tymczasem mam wrażenie, że osoby jeżdżące na rowerze czy
hulajnodze są chronicznie i permanentnie wkurzone. Przykład?
Mój
samochód dostał lanie po kufrze, tylko dlatego, że zatrzymałam czerwonym pasie
rowerowym, ponieważ przede mną był samochód. Pan hulajnoga pojawił się znikąd i
zbił mój kufer. Jakby nie mógł mnie po prostu wyminąć. I nie, to nie była moja
wina, ja tam przystanęłam na dwie sekundy, a pan hulajnoga pojawił się nagle. Kolejny
przykład. W Jabłonnie obwodnicę przecina rondo. Są tam też pasy dla pieszych i
rowerów. I jechałam, tym razem na rowerze i miałam zielone, ale byłam jeszcze
daleko na wysepce, więc samochód skręcający
w prawo nie musiał się zatrzymywać żeby mnie przepuścić. Ale nie
przepuścił rowerzysty, który pojawił się znikąd. Samochód pojechał, a pan
rowerzysta oczywiście pokazał tamtemu kierowcy środkowy palec (to wydarzenie
natchnęło mnie do napisania tego postu). I tak, środkowe palce, uderzenie
samochodów po kufrze czy po dachu, to częsty widok w Warszawie. Rowerzysta nie
wie (bo był jeszcze daleko), że samochód utknął na pasach, bo skończył się czas
zielonego dla aut. I że nie stoi tam celowo, ani złośliwie. Ale nie, zirytowany
pan rower wali już takiej osobie po dachu. Bo przecież nie może normalnie
wyminąć tego samochodu i pojechać sobie dalej. Nie, musi pokazać swoją
wściekłość i to, że on ma teraz zielone, a samochód mu tam stoi na drodze co
celu. Tak się przecież zdarza. Ale rowerzyści są też niemili dla pieszych. No
bo śmiałam wejść na ścieżkę rowerową (żeby przejść od parkingu na chodnik,
trzeba przeciąć ścieżkę rowerową). Oberwałam przewracaniem oczu i kręceniem z
politowaniem głową. No bo przecież pan rower już się rozpędził i po co ma
hamować. Rowerzyści są strasznie
nietolerancyjni dla pieszych. Wystarczy, że ktoś postawi stopę na drodze dla
rowerów, a już nam się dostaje od takich i owakich. Tymczasem, kiedy rowerzyści
jadą po chodniku (bo nie ma drogi dla rowerów), to jakoś pieszy ich nie gromią
i nie wyzywają. I ja się pytam, dlaczego rowerzyści są tak agresywni? Co jest
tego powodem? Przecież na drodze, gdzie jest duży ruch czy to samochodów, czy
to rowerów czy pieszych, trzeba uważać, a nie złościć się, bo ktoś śmiał wybić
pana rowera z rytmu.
Ja
też jeżdżę na rowerze, ja też mam różne sytuacje na drodze, ale nie rozumiem,
po co się tak złościć?

Komentarze
Prześlij komentarz