Więzienna Planeta - odc. 23


Karol i Bartek

Wracali z budowy muru do miasta i rozmawiali o wszystkim i o niczym.
- Zimno się zrobiło – powiedział Karol – myślę, że już jest mróz.
- A mnie się wydaje, że jakieś plus jeden dwa stopnie – dodał Bartek.
- Ciemno się już robi. Przecież jest zaledwie 16 00, a słońce już zaszło.
- Wieść miejska niesie, że pracujemy do końca tego tygodnia, a potem wszyscy będą siedzieć na miejscu.
- Ciekawe, co nam dodatkowego wymyślą, skoro nie minął jeszcze miesiąc naszej kary.
- Myślę, że będziemy rąbać drewno – Bartek zatarł ręce – będzie trochę gimnastyki.
- Raczej wyślą nas na warty na stary mur – powiedział Karol – zwłaszcza na nocki.
- Boisz się? – zdziwił się Bartek.
- Z byka spadłeś? – zdziwił się Karol – po prostu nocki są mało popularne. W każdym świecie i w każdym miejscu.
- Myślę, że ty jesteś mistrzem czekania i czuwania, więc pewnie nawet się tym nie zmęczysz. Za to ja? Nie wiem, jak wytrzymam chodząc w jednym miejscu w tę i z powrotem.
- Na razie nigdzie nas nie wysłali – przypomniał Karol.
- Masz rację, po co się martwić na zapas.
 
Olga
Odłożyła gazetę na blat biurka i pomyślała, że wydanie jej było bardzo dobrym pomysłem, który w końcu wyciągnie Karne Miasto z epoki kamienia łupanego. Tak, jak i radio. Miała wrażenie, że ludzie stali się chociaż trochę weselsi i mniej napięci, dzięki temu, że mogli posłuchać czegoś optymistycznego, dobrego i swojskiego. Nie musieli się ciągle skupiać na terapiach, zadaniach i planach. To dotyczyło wszystkich bez wyjątku. Bo pracownicy Karnego Miasta też byli poniekąd uwięzieni, z dala od cywilizacji wśród dzikiej przyrody i zwierząt.
- Czasami marzę o tym, żeby wrócić na Ziemię i żyć bez nakazów bezpieczeństwa. Zwłaszcza teraz, kiedy zbliża się zima. Czy ją wszyscy przeżyjemy? Oby.
Olga potrząsnęła głową i dodała.
- Nie będę się zamartwiać na zapas.
 
Ania i Tomek
Tomek spotkał Anię w sklepie spożywczym. Skinął  jej głową na powitanie i stanął za nią w kolejce. Czuł się dziwnie. Drżały mu kolana, pociły ręce, a serce waliło jak oszalałe. Kilka razy próbował coś do niej powiedzieć, ale za każdym razem uznawał, że to bez sensu.
- Czemu tak wzdychasz? – zapytała się Ania odwracając w jego stronę głowę – coś cię trapi?
- Nie, nic – odparł i zamilkł. No bo, co miał jej powiedzieć, że oszalał na jej punkcie, ale że nie ma jej nic ciekawego do zaoferowania?
- Musi ci coś naprawdę doskwierać.
- Nie, nic mi nie doskwiera. Po prostu nie wiem, jak do ciebie zagadać – zamilkł przerażony tym, co powiedział.
Ania uśmiechnęła się do niego lekko.
- Jeśli mam być szczera, to też nigdy nie wiem, jak do kogoś zagadać.
Tomek był zaskoczony. Kto, jak kto, ale tak piękna dziewczyna nie powinna mieć takich problemów.
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda?
- Nie. Nie żartuję. Jeszcze na wolności głównie piłam lub byłam na kacu, a kiedy znalazłam się tutaj, w ogóle z nikim nie rozmawiałam. Dopiero pani Olga mi pomogła wrócić do normalności.
- Trudno w to uwierzyć – powiedział.
Musieli przerwać rozmowę, ponieważ Ania podeszła do lady i zaczęła wyliczać sprzedawcy, co chce kupić. Potem była kolej Tomka. Dziewczyna poczekała na niego, aż skończy i razem wyszli ze sklepu.
- Trudno mi uwierzyć, że chodziłaś pijana.
- Każdy ma swoją historię – odparła, po czym nagle zapytała – A ty? Dlaczego się tutaj znalazłeś?
- Byłem złodziejem – zawahał się, czy dodać coś więcej. Ostatecznie stwierdził, że powinien być tak, jak ona, szczery – okradałem bogate kobiety. I nie tylko. Łamałem im też serca.
Ania spojrzała na niego spod długich rzęs i przez chwilę przyglądała mu się bez słowa.
- Jestem w stanie w to uwierzyć – stwierdziła i roześmiała się widząc jego smutną minę – nie martw się, nie złamiesz mi serca, a kraść nie masz co.
Tomasz zupełnie się załamał. Nie tak miało być, nie tak miała przebiegać ta rozmowa. Czy ona nie widziała, że go rani?
- Ja nie chce łamać ci serca, ani cię okradać – powiedział zrozpaczony.
Ania zrozumiała, że palnęła gafę.
- Przepraszam – bąknęła i spuściła głowę – nie chciałam cię urazić. Przepraszam.
Tomek usłyszał, że łamie się jej głos. Nie wierzył, że może być jeszcze gorzej.
- Nie przepraszaj – powiedział szybko i złapał ją palcami pod brodę. Podniosła głowę i zobaczył w jej oczach łzy – powiedziałaś całą prawdę o mnie. Niczego innego nie potrafię. Z tym, że naprawdę nie chcę ci łamać serca. Chcę… - zająknął się – chce je zdobyć i mieć na zawsze.
- Ooo – tylko tyle była w stanie powiedzieć. Już chciała wyrwać do ucieczki, ale złapał ją za rękę.
- Nie uciekaj, proszę, nie rób mi tego, bo się załamię. W życiu nie gadałem tak beznadziejnie, jak przy tobie. Mam wrażenie, że każde zdanie pogrąża mnie co raz bardziej. Nie musisz chcieć dać mi swojego serca, ale przynajmniej nie dobijaj mnie i nie uciekaj.
Skinęła głową i zaległa między nimi niezręczna cisza.
W końcu Tomek powiedział.
- Wszystko zepsułem.
O dziwo Ania uśmiechnęła się lekko.
- Nie jestem lepsza od ciebie. Nie umiem gadać z mężczyznami, przynajmniej nie na trzeźwo – przyznała – może zaczniemy od nowa?
Tomek odetchnął z ulgą.
- Z miłą chęcią. Mogę cię odprowadzić?
- Oczywiście.
Zaczęli iść w stronę części żeńskiej miasta.
- I nie musisz się mnie obawiać. Nie mam prawa podrywać kobiet.
- Naprawdę? Dlaczego? – spytała, a on zaczął opowiadać.
 
Agata i Bartek
- I co o tym sądzisz? – zapytała Agata, stojąc przy Bartku na chodniku i przestępując z nogi na nogę.
- Poczekaj, czytam – powiedział spokojnie i się zaśmiał. Ledwie wręczyła mu gazetę, a już chciała wiedzieć, co o niej sądzi.
- Podoba ci się? – nie wytrzymała.
- Bardzo – nie oderwał wzroku od tekstu.
- Mówisz tak, żebym tylko już nie gadała, co?
- Dokładnie – złożył gazetę i spojrzał na nią. Widząc jej chmurną minę dodał – daj mi szansę, daj przeczytać.
- Wiem, wiem – mówiła – jestem za szybka i brak mi cierpliwości. Ale naprawdę zależy mi na twoim zdaniu.
- Cieszę się – pochylił głowę i pocałował ją w usta.
Agata spłonęła rumieńcem, jakoś nadal nie docierało do niej, że są parą.
- O, widzę, że nie masz nic do powiedzenia – śmiał się z niej widząc jej zawstydzenie.
- Oj, przestań się ze mnie nabijać – parsknęła – nie co dzień całują mnie dryblasy z dziarami.
- No ja myślę – śmiał się. Przygarnął ją do siebie i mocno uściskał – obiecaj mi, że nie będziesz się całować z żadnymi wydziaranymi dryblasami.
- Obiecuję – wspięła się na palce i tym razem, to ona go pocałowała.
- Muszę już iść. Nadal mam szlaban – powiedział wypuszczając ją z ramion – ale potem idziemy na randkę i to taką elegancką.
Agata uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Już nie mogę się doczekać.
 
Robert, Olga i Paweł
Burmistrz przyjął ich w swoim gabinecie, w którym nie było wiele miejsca, więc Olga i Robert kulili się na krzesłach naprzeciw wielkiego biurka.
- Przepraszam, że was tak przyjmuję, ale nie mam za wiele czasu, więc ograniczam dodatkowe spotkania do minimum – spojrzał na kapitana – Robercie, to ty poprosiłeś o rozmowę, mów o co chodzi.
- Chodzi o Ninę.
Olga przewróciła oczami, a Paweł się zaśmiał.
- Nadal daje ci w kość?
- Tak jakby. A dokładniej mówiąc, straciła wszystkie szanse. To ją otrzeźwiło i na serio się przestraszyła, ale nie wiem na ile starczy jej pokory. A ja nie wiem, czy będę w stanie wystawić ją za bramę miasta. Jestem strażnikiem, nie katem.
Olga spojrzała na niego ze współczuciem.
- To wszystko moja wina – przyznała – nie spodziewałam się, że ta dziewczyna będzie, aż tak twarda. Ja też nie chcę jej wstawać za bramę.
- Nawarzyliśmy sobie piwa, więc teraz będziemy musieli je wypić – powiedział Paweł – ale nie będziemy jej wystawać za żadną bramę. W ostateczności, resztę kary odsiedzi w domku na odludziu.
- Ma powiedziane, że ląduje za bramą, nie możemy się wycofać – przypomniała zasady Olga – z tym, że nikt jeszcze nie był tak niereformowalny, jak ona. A nie możemy jej wysłać do Kolonii Karnej, bo nie ma wyroku śmierci, ani dożywocia, ani nie jest psychopatką. Jest nieszczęśliwą głuptaską.
- A ja nie potrafiłem do niej dotrzeć – mruknął Robert.
- Zrobiłeś wystarczająco dużo – pocieszył go Paweł – ale my tu gadu, gadu, a czas leci. Podobno masz jednak jakiś plan?
- Mam, pomyślałem, że polecę z nią do Kolonii Karnej i pokażę, jak żyją ludzie pozostawieni na pastwę dzikiej przyrody.
- Znowu przemoc? Nie – Paweł skrzywił się – Nie. Ona ma dość przemocy.
- Sama ją stosuje – przypomniała Olga.
- A i owszem, ale nie podoba mi się ten pomysł.
- To, co proponujesz?
Paweł zabębnił w blat biurka, po czym powiedział.
- Przejmę ją od was i zobaczę, jak się sprawy mają.
- Przecież masz już wypełniony grafik po brzegi – przypomniała Olga.
- Owszem, ale może ja na nią spojrzę świeżym okiem? Wy jesteście nią umordowani, ja jej nie znam.
- Szczerze mówiąc, zdjąłbyś mi wielki ciężar z braków – powiedział Robert – mam jej dość i chcę wrócić do zwyklej pracy strażnika.
- Przemyśl to Pawle – powiedziała Olga – i to dobrze. Bo to bardzo trudny przypadek.
- Zostawcie ją mnie, jakoś do niej dotrę. W końcu jestem specem – uśmiechnął się Paweł.
 
Agata i Ania
- Witajcie, witajcie, tu radio Mix – powiedziała wesoło Agata – dzisiaj w wieczornym paśmie dwa ogłoszenia na poważnie
- I lista przebojów, która póki co składa się z pięciu kawałków z Karnego miasta, dwóch z Nowego Miasta i trzech z Ziemi – powiedziała Ania.
- Ale nie martwcie się, z tego, co wiem Ania przygotowuje nowy, zimowy repertuar z dziećmi i młodzieżą.
- Przepraszam, że ci przerwę, ale muszę coś ogłosić.
- Mów.
- Ogłaszam konkurs na najlepszą nazwę dla dziecięcego chóru. Sami nie potrafiliśmy znaleźć odpowiedniej nazwy, więc prosimy was o pomoc.
- Dla zwycięscy mamy nagrodę.
- Osoba, której nazwa wygra, jeśli należy do skazanych dostanie dodatkowe dwie godziny na spotkanie w karczmie.
- Jeśli zwycięzcą zostanie osoba wolna, to ma obiecany obiad z dwóch dań i napoje dla całej rodziny lub jeśli jest samotna, to dla siebie i dwojga wybranych przyjaciół.
- A sponsorem naszego konkursu jest – Ania zawiesiła głos – oczywiście nasz kochany burmistrz, pan Paweł Sosnowski.
Dziewczyny zaczęły klaskać. Kiedy skończyły odezwała się Agata.
- A teraz coś poważniejszego.  Nasze władze ogłaszają, że jutro jest ostatni dzień pracy przy murze. Pogoda zrobiła się nieprzyjemna, a drapieżniki wychodzą z lasu częściej niż zwykle, dlatego wszyscy bez wyjątku musimy pozostać wewnątrz starych murów Karnego Miasta.
- Jutro dostaniecie przydział wart, a dla tych, którzy jeszcze tego nie robili, najpierw odbędzie się szkolenie – dodała Ania.
- A teraz zapraszamy na drugą odsłonę listy przebojów – powiedziała wesoło Agata – dostaliśmy od Was osiemdziesiąt głosów, z których wybraliśmy dziesięć najbardziej popularnych utworów.
- I tak. Miejsce dziesiąte – Całe lato – zagrane i zaśpiewane przez zespół szkolny – powiedziała Ania i włączyła muzykę.
 
Nina
Kapitan wezwał ją i powiedział, że na razie ma po prostu nie pakować się w kłopoty, odbywać rzetelnie sesje terapeutyczne i jak najwięcej milczeć, chyba, że chce powiedzieć coś miłego. To było głupie i w ogóle nie wiedziała, po co je to wszystko, ale z drugiej strony straciła wszystkie szanse, które dostała. Nie mogła teraz się potknąć. Wlokła się z ostatniego dyżuru przy murze i pragnęła tylko umyć się i położyć do łóżka. Jedyne, co ją trochę cieszyło, to że już nie będzie musiała wyrabiać nadgodzin. Z resztą o tym kapitan też jej powiedział.
- Nina – usłyszała kobiecy głos. Podniosła głowę i spojrzała na strażniczkę.
- Masz rozmowę w bazie przerzutowej.
- Ja? A kto? Po co? – jąkała się.
- Nazywa się Anabel Chwik i chce z tobą porozmawiać.
Nina zacięła usta. Nie chciała rozmawiać z ta zdrajczynią, przez którą wylądowała na Więziennej Planecie. Nie chciała…- przerwała te myśli – z drugiej strony, może warto było jednak się spotkać?
Powlokła się za strażniczką. Weszła do dobrze oświetlonego pomieszczenia i zajęła miejsce przed jednym z monitorów.
- Pamiętaj, że wszystko jest nagrywane i podsłuchiwane – usłyszała z kogoś mówiącego przez głośnik.
- Tak, tak, wiem – burknęła.
Po chwili na ekranie zamajaczyła duża i rumiana twarz Anabel.
Prezesce PSK nie udało się ukryć zaskoczenia.
- Nina, jak ty wyglądasz? Co to za worek masz na sobie, a co z włosami, gdzie twój irokez.
- Czego chciałaś? – przerwała jej Nina – wiesz, że nie chcę cię znać, po co więc się kontaktujesz?
- Nino, minęło trochę czasu, pomyślałam, że najwyższy czas żeby porozmawiać.
- No to rozmawiajmy – Nina założyła dłonie na piesiach i zamilkła.
- Jak ci się wiedzie? – zapytała niepewnie Anabel.
- Cudownie, nie widać?
- Szczerze mówiąc, wyglądasz, jak siedem nieszczęść i jesteś brudna.
- Wyobraź sobie, że ja nie jestem tutaj na wczasach, właśnie wracałam z roboty.
- No tak, no tak – przytakiwała Anabel – a jak cię traktują.
- A co? Chcesz zrobić jakiś protest? O uciśnionych więźniarkach?
- Nie. Tak tylko pytam. A tak naprawdę, to zastanawiam się… - urwała.
- No – popędziła ją Nina.
- Rozmawiałam ostatnio z dziewczynami i twoimi rodzicami.
Nina napięła się.
- Może powinniśmy powalczyć o to, żebyś szybciej wyszła? Wróciła do nas? Bardzo mi ciebie brakuje…
- Trzeba było mnie nie wsadzać do kicia – burknęła Nina i wyłączyła się.
Potem wstała i wyszła na zewnątrz.
- Co ona sobie myśli, że ja jej tak po prostu wybaczę? – kobieta wracając do domu mruczała pod nosem -  Że mnie stąd wyciągnie, a ja polecę ją całować po stopach.
- Niech się całuje – i posypała się wiązanka brzydkich epitetów – nigdy jej nie wybaczę, nigdy.
 
Karol i Olga
Bardzo się cieszył, że w końcu będzie mógł się z nią bezkarnie spotkać i że nigdzie nie będzie się musiał śpieszyć. Wiedział, że to będzie oficjalne spotkanie, ale i tak się cieszył. Nawet temat rozmowy nie był wstanie popsuć mu humoru. Wszedł do pastelowego pokoju i uśmiechnął się lekko do Olgi, która już na niego czekała. Ona również się uśmiechnęła, a w jej oczach zobaczył radość. Usiadł naprzeciw niej.
- Herbaty? Kawy? – zaproponowała.
- Chętnie. Poproszę kawę.
Olga wstała i podeszła do stojącego w kącie stołu.
- Może to ja powinienem ją zrobić – Karol lekko się zmieszał. Był przyzwyczajony do tego, że to on musi się we wszystkim starać.
- Spokojnie Karolu, z miłą chęcią zrobię ci kawę.
- To miło.
Olga wróciła z dwiema filiżankami ciemnego napoju i usiadła.
- Wiesz, że temat jest trudny – Karol przytaknął – sama nie wiem, jak go ugryźć. Możesz mi pomóc?
Mężczyzna oparł się wygodnie, westchnął i powiedział.
- Mogę. List napisał jeden z moich pracodawców. Wynajmował mnie trzy razy i za każdym razem hojnie wynagradzał. Człowiek ten wie, że jeśli się wyda, że on stał za pewnymi zabójstwami, to zleci na łeb na szyję. To wysoko postawiony człowiek. Tym listem chce sprawdzić moją lojalność.
- Powiesz, kto to jest?
- Nie – odparł Karol, po czym szybko dodał – przepraszam. Nawet nie wie pani, jak bardzo bym chciał to zrobić. Wydać wszystkich. Ale nie mogę.
- Bo się narazisz?
- Nie. Bo narażę panią, Bartka, Tomka, mojego szefa z warsztatu.
Olga patrzyła na niego ciepło.
- Cieszę się, że się o nas martwisz.
- Najbardziej o panią – uśmiechnął się czule.
Olga uśmiechnęła się do niego.
- Dziękuję – westchnęła – wracając do tematu, co mam z tym zrobić?
- Na razie nic.
- Myślisz, że ktoś już tu jest, żeby cię sprawdzić lub dać zlecenie?
- Nie.
- Skąd ta pewność.
- Sprawdziłem to.
- Karolu? Jak mogłeś to sprawdzić? Przecież nie masz dostępu do wszystkich osób, zwłaszcza tych wolnych.
- Mam swoje sposoby. Niech pani nie zapomina, że jestem zabójcą i tropicielem.   
- Nie pomagasz mi mówiąc zagadkami.
- Jaśniej nie potrafię, ale zapewniam panią, że na razie nie ma tu nikogo, kto by ode mnie coś chciał. Jeśli się ta osoba pojawi, na pewno panią o tym poinformuje.
- Nie wiem, czy cieszy mnie to, co mówisz, czy przeraża.
- Co panią przeraża? – dziwił się.
- To, że będziesz wiedział, a ja nie…
- Pani Olgo – Karol usiadł przy kobiecie. Wiedział, że nie powinien, ale nie mógł się powstrzymać. Złapał ją za rękę – Olgo, wiem, że zaraz dostanę kolejną karę, ale nie szkodzi. Chcę tylko powiedzieć, że może mi pani ufać. Niczego przed panią nie ukrywam. Nie prowadzę żadnej podwójnej gry.
- Skąd wiesz, że o to mi chodziło? – szepnęła Olga.
- Pani Olgo, jest pani świetnym terapeutą, pedagogiem, psychologiem, znawcą, ale ja jestem obserwatorem i znam panią. Wiem, że w ustach zabójcy dziwnie to brzmi, ale proszę mi zaufać. Jeśli tylko coś będzie się działo, to się do pani zgłoszę.
Olga patrzyła mu w oczy, wydawały się szczere. A on dodał, jakby znowu czytał jej w myślach.
- Pani Olgo, ja już nie muszę kłamać. Po co miałbym to robić? Jaki miałbym w tym interes? Mógłbym przecież panią stracić. A tego nie chcę.
- Karolu – Olga była zmieszana, spuściła wzrok – lepiej będzie, jak wrócisz na swoje miejsce. Nie możesz tak sobie koło mnie siadać na oficjalnym spotkaniu.
Karol wrócił na miejsce i dodał wesoło.
- A na nieoficjalnym będę mógł?
Przytaknęła.
- Trzymam panią za słowo.
Uśmiechnęła się lekko, a potem powiedziała.
- Wróćmy do tematu. Czy domyślasz się kiedy się do ciebie odezwą?
- Niestety nie wiem. To może być dziś, a może za dwa miesiące. Ale na pewno będą chcieli tu kogoś przysłać na przeszpiegi. Wyczuć mnie. Wyczuć panią, to miejsce.
- I ty będziesz wiedział, kto to będzie?
- Wcześniej czy później się dowiem.
- I powiesz mi o tym.
- Od razu.
- A nie chcesz się stąd wyrwać? Wrócić na Ziemię i żyć po staremu?
Karol uśmiechnął się szeroko.
- Widzę, że chce pani mnie znowu badać. Nie, nie chcę tam wracać, nie chcę żyć po staremu. Ponownie powiem, że nigdzie mi nie było tak dobrze, jak tutaj. Bez kasy, bez prestiżu, bez wolności, a jednak wśród przyjaciół, no i jest jeszcze pani, pani Olgo. Ja się chcę z panią ożenić, więc mój powrót na Ziemię byłby bez sensu.
- O tym porozmawiamy kiedy indziej, teraz wolałabym trzymać się tematu – powiedziała stanowczo, ale widział, że w oczach zatliły jej się ogniki radości.
- Dobrze, już nie będę więcej o tym mówił – droczył się z nią.
- Nigdy? – zapytała odruchowo, po czym zawstydziła się swojej naiwności.
- No dobrze, teraz nie będę o tym mówił – powiedział ugodowo – ale w tamtym temacie, też już nie ma o czym mówić, bo nic się póki co nie dzieje. Jestem czujny, jestem szczery i na pewno nie pozwolę, żeby pani coś zagroziło. Nawet jeśli miałbym ponownie zabić.
Olga zadrżała.
- Karolu, nie mów tak.
- Mówię szczerze – powiedział poważnie – będę robił wszystko, żeby tego nie robić, ale jeśli ktoś spróbuje dostać się do mnie przez panią, to nie będę miał litości.
- Przeraża mnie, to co mówisz.
- Nie powinno, bo to co mówię jest wyrazem mojej miłości do pani. Nie zależy mi na moim życiu, ale zależy mi na pani życiu i na pani bezpieczeństwie. A jak mówiłem wcześniej, nie zamierzam kłamać. Jest, jak jest.
- Mam nadzieję, że nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji.
- Ja też.
I na tym się ich rozmowa skończyła.
 
Agata, Ania i Robert
Agata jako nowicjuszka została wezwana na szkolenie z BHP odnośnie zimy, niebezpieczeństw i jak się przed nimi chronić. Spotkanie odbyło się w sali gimnastycznej miejscowej szkoły i zdziwiła się widząc tam sporą grupkę osób. Myślała, że może spotka tu pięć osób na krzyż, gdy tymczasem siedziało na krzesłach mniej więcej dwadzieścia osób. Wypatrzyła Anię, więc wzięła krzesło i od razu się do niej przysiadła.
- A ty, co tu robisz? – przywitała ją pytaniem.
- O, cieszę się, że jesteś – powiedziała Ania – nie siedzę na tyle długo, żeby mieć jakąś zimę za sobą, więc dostałam wezwanie.
- Ja też. Ciekawe, co nam powiedzą.
Do mównicy podszedł kapitan straży, a kilkoro innych funkcjonariuszy stanęło za nim.  Gestem ręki uciszył rozmowy.
- Dobry wieczór – powiedział i poczekał, aż chór głosów mu odpowie.
-  Dzisiaj będziecie się szkolić z przetrwania zimą. Jeśli myślicie, że latem czy jesienią było ciężko, bo drapieżniki kilkakrotnie pokazywały nam swoje pazury, to wiedzcie, że zima jest jeszcze gorsza. Na dniach pojawią się śnieżne wilki, wielkie, jak konie, ale na szczęście dla nas, niezbyt skoczne. Jak wiadomo, zimą nadal niektórzy z was będą pracować w fabryce, bo cegły robimy przez okrągły rok, ale fabryka znajduje się dwa kilometry od nas, więc wyprawa tam i z powrotem będzie bardzo niebezpieczna. Normalnie każdy z was by wracał po swojej zmianie porannej czy popołudniowej do Karnego Miasta, teraz będzie to wyglądało trochę inaczej. Dyżury będą tygodniowe, czyli będziecie tam mieszkać, jeść, spać i pracować. Musimy zminimalizować ryzyko, więc w niedziele jeszcze za dnia będziemy przewozić was samochodami do fabryki, i zabierać ekipę z wcześniejszego tygodnia do domu. Uwaga! Jeśli nikt po was nie przyjedzie, nie próbujcie wracać na własną rękę. To znak, że wokół roi się od drapieżników, nie tylko od wilków, ale jeszcze od kilku innych wędrownych i niebezpiecznych zwierząt, o których za chwilę opowiem. Nie zapominajmy o naszych zwykłych sąsiadach, kotowatych i psowatych, które od czasu do czasu też nas odwiedzą. – popatrzył po lekko zaniepokojonych twarzach i dodał – widzę, że reakcje są prawidłowe. I nie zaprzeczę, jest się czego bać. Fabryka jest co prawda otoczona płotem, ale nie zatrzyma śnieżnego wilka ani śnieżnych małp. A zwłaszcza tych drugich. Dlatego nie wolno wam wychodzić na zewnątrz. Ci, którzy już pracowali w fabryce, wiedzą, że ma wewnętrzny dziedziniec i tam, jak najbardziej możecie przebywać. Normalnie w budynku jest jasno, ponieważ na dwóch ścianach jest dużo okien. Niestety zimą będą zabezpieczone specjalnymi roletami, żeby ani wilki ani śnieżne małpy nie dostały się do środka. Okna od wewnętrznego dziedzińca pozostaną odsłonięte, chociaż wiele światła wam nie dadzą. Także, przez tydzień będziecie czuć się trochę, jak krety.
- Myślisz, że my też będziemy pracować w fabryce? – zapytała Ania.
- Z tego, co wiem, tylko mężczyźni tam pracują – odpowiedziała Agata.
- No, to się cieszę, bo ja nie wiem, czy chciałabym żyć w takim zamknięciu.
Robert kontynuował.
- Nasze miasto otacza dość wysoki mur, o ile jest w stanie zatrzymać śnieżne wilki i  drapieżne kotowate, nie zatrzyma śnieżnych małp, które są bardzo zwinne i skoczne. Nie zawsze przeskakują mur, ale zdarza się, że kilku z nich się uda, dlatego, jak tylko spadnie pierwszy śnieg, nie wolno nikomu chodzić bez celu po ulicy. Praca, dom, dom, praca. Przykro mi za kilka dni, życie towarzyskie zostanie zawieszone do wiosny. Oczywiście poza kilkoma wyjątkowymi okazjami, ale nie o tym jest dzisiaj mowa. Małpy są wielkie, jak słonie, a może nawet większe, są podobne do goryli. Ja dostaniecie się w ich łapska, rozerwą was na strzępy i zjedzą. Nie robią tego złośliwie, po prostu są zwierzętami. Zimą przechodzi obok nas jeszcze jeden gatunek drapieżników, wygląda trochę, jak pająk, a trochę, jak mamut. Wiem, że to dziwne porównanie, ale inaczej tego nie da się opisać. One również, będą w stanie przeskoczyć przez mur. Pojawiają się w okolicach lutego i znikają na początku marca. Są tak samo niebezpieczne, jak inne drapieżniki. Nie ma co się na nie gapić, należy uciekać gdzie pieprz rośnie. I ostatnie lwy. To nie są lwy ziemskie, bo raz są czarno – szare, a dwa wcale nie są kotowate. Wyglądają raczej, jak psy, ale mają długie futro oraz grzywę okalającą łeb. Dlatego nazwaliśmy je lwami. Są wielkie, jak śnieżne wilki i też potrafią przeskoczyć płot.
- Nie wiem, jak ty, ale ja jestem przerażona – powiedziała Ania do Agaty.
- Ja też, chyba do wiosny nie wychylę nosa z hotelu.
- Słuchajmy dalej.
- Ale nie martwcie się, jeśli zachowacie wszystkie zasady bezpieczeństwa, przeżyjecie. Jeśli usłyszycie syrenę, która będzie wyła i wyła, to znak, że macie uciekać do najbliższego budynku mieszkalnego, jaki tylko zobaczycie. Łącznie z tym, że władujecie się komuś do domu. Wszystkie domy, urzędy, sklepy i tym podobne są zabezpieczone roletami, które opuszczają się automatycznie 5 minut po włączeniu się syreny. Kiedy niebezpieczeństwo minie, rolety zostaną podniesione. Jeśli ktoś nie zdąży się skryć w domu, bo będzie na przykład na otwartej przestrzeni, niech nie wpada w panikę, uruchamiamy wtedy tuby bezpieczeństwa. Mijacie je codziennie, są to te okrągłe metalowe pokrywy ustawione obok chodników. Jeśli syrena zacznie wyć, one wysuwają się na powierzchnię, mieszczą maksymalnie 5 osób. To wy włączacie zamknięcie tuby i zjazd pod ziemię. Kiedy niebezpieczeństwo minie, wyciągniemy was stamtąd.
Agata podniosła rękę.
- Tak? – udzielił jej głosu Robert.
- Ile trwa taki atak?
- Różnie, czasami dwie godziny, a czasami dobę. Niewykluczone, że na przykład śnieżne małpy mogą sobie zrobić u nas nocleg.
Ania też podniosła rękę.
- Czy, jak zostanie zbudowany duży mur, to nie będzie już ataku tych drapieżników.
- Nie będzie – zapewnił ją Robert- nasi naukowcy zbadali maksymalną skoczność drapieżników i dodaliśmy do tego plus trzy metry, żeby mieć pewność, że będziemy w końcu bezpieczni.
- Czy dużo ludzi ginie od ataku śnieżnych małp? – pytała Agata, w której obudziła się na nowo dziennikarska ciekawość.
- W zeszłym roku udało nam się nikogo nie stracić, ale nie jest powiedziane, że w tym roku będzie tak samo. A odpowiadając na pani pytanie, czasami jedna, a czasami bywało, że traciliśmy i pięć nieuważnych osób.
- Dziękuję za odpowiedź – powiedziała Agata.
- I ostatni punkt, trzymanie straży na murach – mówił Robert – tak, jak było przy budowie muru, tak i tutaj każdy mieszkaniec Karnego Miasta, który nie przebywa w czasowym odizolowaniu ma obowiązek pilnować bezpieczeństwa. Więźniowie będą pomagać strażnikom i stać na wartach i na wieżach obserwacyjnych. Jeśli wartownicy usłyszą syrenę, to nie lecą do bezpiecznego schronienia, tylko do wież, ale najpierw próbują do ostatniego momentu  zatrzymać drapieżniki. Nie zabijamy ich, bo nie o to nam chodzi, ale strzelamy bardzo głośnymi kapiszonami. To więźniowie, strażnicy będą mieli inne naboje, ale to już nie wasza sprawa. Kiedy dowódca zmiany krzyknie, kryć się, uciekacie z nim do najbliższej wieży, gdzie  barykadujecie się od środka. Rolety spuszczacie od wewnątrz i robi to zawsze dowódca, nigdy więzień i nigdy zwykły strażnik, chyba że dowódca polegnie w walce, ale to już ekstremalna sytuacja, do której mam nadzieję, nie dojdzie.
Agata znowu podniosła rękę.
- Rozumiem, że na murach będą pilnować bezpieczeństwa zarówno mężczyźni, jak i kobiety.
- Oczywiście, a czy to jest jakiś problem?
- Nie, ale ja na przykład nie umiem strzelać z broni.
- Proszę mi wierzyć, że kapiszonowce nie są skomplikowane – uśmiechnął się do niej Robert.
- Mam jeszcze jedno pytanie, ale co do wcześniejszych kwestii – kapitan skinął jej głową, żeby kontynuowała.
- Co, jeśli rolety się zatną i nie opuszczą?
- Dobre pytanie – powiedział Robert – jeśli rolety się zatną, należy biec do tub bezpieczeństwa. Ale jeszcze nie zdarzyło się, żeby któraś się zacięła. Co roku przed zimą robimy konserwację.
Agata skinęła głową i zamilkła.
Kapitan opowiadał jeszcze o kilku rzeczach, ale to już było raczej przypominanie regulaminu, który obowiązywał ich każdego dnia.
 
Tomasz
Nie wierzył w to, co słyszy, został okrzyknięty mistrzem siekiery. Tego mu tylko brakowało. To on szukał w sobie czegoś ambitnego, a tu koledzy klepali go po plecach i mówili, że nikt mu nie dorówna, jeśli chodzi o rąbanie drewna na opał. Może by tego tak nie przeżywał gdyby nie fakt, że słyszała to Ania, która akurat pojawiła się z wózkiem, żeby wziąć kolejna partię polan i rozwieźć, gdzie trzeba. Kiedy to usłyszała, uśmiechnęła się do niego i pokazała palec do góry. Ona też uważała, że tylko do tego się nadawał. Z tej złości wyrobił więcej niż normę. Ale i tak się dalej wściekł, bo koledzy od siekiery, śmiali się z niego, że tak się przejął wyróżnieniem, że przyspieszył robotę, żeby nie stracić pozycji lidera. A on po prostu był wściekły. Nigdy w życiu nie chciał być kojarzony z pracą fizyczną, nie do takich celów był stworzony. Jego dumę uratowali strażnicy, którzy podjechali do hałdy drewna, przy której pracował i powiedzieli, że jest pilnie potrzebny przy samochodach. Miał odbyć szkolenie wożenia pracowników do fabryki.

I nie spodziewał się, że wściekłość przejdzie w nagłą radość, kiedy zobaczył, że wielkich garaży wyprowadzają dwa opancerzone samochody ciężarowe. Istne fortece. Zapomniał o tym, co mu koledzy mówili, bo postanowił zostać mistrzem kierownicy, który dzielnie będzie przemierzał niebezpieczne pustkowia.

kolejny odcinek 10 czerwca

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"