Więzienna Planeta - odc.28
Robert, Olga i Paweł
Cała trójka siedziała w gabinecie u burmistrza i omawiała bieżącą sytuację w mieście.
- To mówisz, że ty miałaś paść ofiarą zabójstwa? – pytał Paweł.
- Tak twierdzi Karol, a ja mu wierzę – zapewniła Olga.
- Oczywiście. Nikt nie wątpi w jego prawdomówność. Bardziej mnie martwi to, że na bank przybędzie tu kolejny zabójca.
- Trzymamy Dwulicego za kratkami, może go przycisnąć i dowiedzieć się trochę więcej o tych zleceniodawcach – odezwał się Robert.
- Nie sądzę, żeby on coś sypnął – powiedział Paweł – prędzej się zabije.
- Karol też odmawia wsypania kogokolwiek – powiedziała Olga.
- No to musimy sobie jakoś sami z tym poradzić- stwierdził burmistrz – skontaktuj się Jackiem Olechowskim i przekaż mu wszystko, co wiesz. Niech ruszy służby ziemskie i niech oni coś wyniuchają. I spróbuj jednak coś od Karola wyciągnąć. W końcu tu chodzi o twoje życie.
- On uważa, że nie może mi nic powiedzieć, bo właśnie chodzi o moje życie.
- Ja jednak przycisnę tego Dwulicego. Każdy strzępek informacji może okazać się pomocny.
- A ja się zaczęłam bać chodzić po ulicach – przyznała Olga – żałuję, że naciskałam na Karola i że on mi o tym powiedział.
- Może przydzielić ci strażniczkę? – zapytał Robert.
- Myślę, że muszę sama sobie z tym jakoś poradzić. Poza tym, co poradzi strażniczka, kiedy dostanę kulkę w łeb od strzelca siedzącego na dachu?
- No niby masz rację – przyznał Robert – ale zawsze to jakaś pociecha.
- Nie. Nie będę nikogo dodatkowo narażać. Jakoś sobie z tym poradzę. Za kilka dni strach zblednie, a ja wrócę do normalnego działania.
- Widzę, że zrobiłaś sobie właśnie autopsychoanalizę – zaśmiał się Paweł, a potem dodał poważnie – uważam jednak, że do wiosny nic ci nie grozi, potem znowu nam kogoś podeślą. Chyba, że ich w porę powstrzymamy.
- Oby – zakończyła temat Olga.
Ania
Po pracy wróciła do swojej kwatery i postanowiła zabrać się za układanie muzyki do nowych utworów, które powstały po spotkaniu z rodziną. Przeczytała jeszcze raz słowa jednego z nich i westchnęła.
- Chciałabym mieć normalną rodzinę – brzdąknęła kilka akordów na gitarze i zaczęła dopasowywać dźwięki do słów. Jak na tak trudny temat, szło jej nawet gładko. Starała się wyłączyć myślenie i emocje, ale nie do końca jej się to udawało. W końcu wspomnienie słów rodziców wciąż mocno tkwiło w jej sercu.
Usłyszała pukanie do drzwi.
W korytarzu stała strażniczka, która powiedziała.
- Pani Olga chciałaby cię widzieć jutro o 10:00 w pastelowym gabinecie.
- Coś się stało?
- Mnie nie pytaj, ja tylko przekazuję informacje- kobieta pożegnała się skinieniem głowy i odeszła.
Ania zadrżała. Nigdy jeszcze pani Olga jej nie wzywała. Musiało się stać coś strasznego. A może po prostu chce mnie widzieć, żeby omówić postępy mojej resocjalizacji? A może ktoś z domu się odezwał – zatrzęsła się – brrr, oby nie.
Kiedyś, gdyby wiedziała, że szef ją wzywa następnego dnia na dywanik albo ojciec albo matka, nie mogłaby spać i przez całą noc tłukłaby się po łóżku z winem w ręku. Teraz była kimś innym. Teraz wytłumaczyła sobie, że pani Olga przypomniała sobie pewnie coś ważnego, a że dzisiaj było już późno, to umówiła spotkanie na jutro.
Ania usiadła do gitary, ale zamiast grać, czuła, że jednak narasta w niej napięcie i niepokój. Czego mogła od niej chcieć pani Olga. Poczuła ogromną chęć na wino, ale wiedziała, że nie ma w kamienicy ani jednej kropli alkoholu. Tłumaczyła sobie, że to kolejny test. Że to na pewno próba jej odporności na stres. Musiała się czymś zająć, żeby odgonić złe myśli. Ale, co mogła zrobić?
Spojrzała na gitarę i zmusiła się do grania. Czegokolwiek, byle zagłuszyć pełne lęku myśli. Kiedy to nie pomagało, zaczęła śpiewać, najpierw cicho, a potem na całe gardło. Aż dziw, że żadna z mieszkających tu kobiet nie przyszła i nie kazała się przestać. Ania nie wiedziała, że nawet kiedy śpiewa dla zagłuszenia lęków, jej głos nadal był piękny i czysty. Ania ukołysała pół kamienicy do snu.
Bartek, Tomasz i Karol
Plac przed więzieniem był zasypany śniegiem, więc panowie spotkali się w warsztacie Bartka. Dostali na to oficjalne pozwolenie, ale nie wolno było im rozmawiać dłużej niż dwadzieścia minut.
- Dawno się nie widzieliśmy – powiedział Tomasz.
- Zima nie sprzyja częstym odwiedzinom – powiedział Karol.
- W życiu nie widziałem tak dużej warstwy śniegu. Nawet w górach – powiedział Tomasz
- Niezłe są te tunele, nawet jest w nich ciepło i ktoś postawił drogowskazy – włączył się do rozmowy Bartek.
- Dobre miejsce na zasadzkę – skwitował Karol.
- Nie byłbym tego taki pewien – odezwał się Tomasz – wszędzie są kamery. Są białe i prawie niewidoczne, ale wypatrzyłem jedną kiedy poszerzałem przejście. Dokładniej mówiąc przydzwoniłem w nią łopatą. Całe szczęście, że się nie zepsuła. Strażnicy byli przy mnie w kilka sekund. Także panowie, żadne zasadzki nie wchodzą w grę.
- Powiem ci, że cieszę się, że nam to powiedziałeś – zaśmiał się Bartek – bo już planowałem spotkać się z Agatą na schadzkę. Uratowałeś mój tyłek przed karą.
- Za to ja straciłem dwa przywileje – burknął Tomasz – A już widziałem to piwo w moich rękach.
- A ty? – Bartek szturchnął Karola – czemu nic nie mówisz?
- A co mam mówić?
- Co chcesz.
- A mogę milczeć?
- Możesz.
- Dziękuję.
Nina
Dziewczyna przyszła do pracy punktualnie, przebrała się fartuch pielęgniarki i poszła układać leki w szafkach. Potem przeczytała karty pacjentów umówionych na dzisiaj i poszła do magazynu po więcej bandaży. Była tak pochłonięta pracą, że nie zauważyła nawet, że pani Kasia pilnie się jej przygląda.
- Nina – usłyszała jej głos.
- Tak? – dziewczyna spojrzała na przełożoną.
- Dobrze wyglądasz.
- Dziękuję – odparła Nina i znikła w gabinecie pana doktora.
Pani Kasia została sama i jeszcze długo nie mogła wyjść z osłupienia. Gdzie się podział wredny babsztyl, który tu pracował.
Nina wróciła i powiedziała.
- Zmieniam się. Ale nadal nie chcę mieć do czynienia z męskimi pacjentami – oznajmiła i wyszła na korytarz.
Pani Kasia o mały włos nie zemdlała ze zdziwienia, ale nie miała na to czasu, bo musiała jak najszybciej zawiadomić pana Pawła o tym nietypowym dla dziewczyny zachowaniu.
Agata
Usiadła przed ekranem w Bazie Przerzutowej i połączyła się z rodzicami.
- Hej córeczko – powitał ją wesoło tata.
- Cześć rodzinko – odparła Agata - co tam słychać w dalekim świecie?
- A u nas po staremu. Nic się nie dzieje – odparł ojciec.
- Nie mów, że nic – wtrąciła się mama – dużo się dzieje, twój brat i bratowa spodziewają się kolejnego dziecka.
Agata zaklaskała z radości w dłonie.
- Super. Mam nadzieję, że będzie dziewczynka.
- Na razie za wcześnie, żeby to określić – powiedziała mama.
- Przekażcie Arkowi i Blance moje gratulacje.
- A ty? – ojciec zmienił temat – tęsknisz trochę za nami, czy już zupełnie o nas zapomniałaś?
- Tato, nigdy o was nie zapominam – zapewniła Agata– z tym, że tyle się tu dzieje, że czasami nie mam nawet pięciu minut spokoju.
- A jak rozwija się twoje radio i gazeta? – zapytała mama.
- Całkiem dobrze. Chociaż nie wiem, czy te kilka kartek można nazywać gazetą, raczej biuletynem. Ale cieszę się, że mogę go robić. Za to z Anką w radiu szalejemy – mówiła Agata z entuzjazmem.
- Mnie jeszcze interesuje twój chłopak – wtrącił ojciec – mam nadzieję, że cię szanuje.
- Oczywiście tato, jest w porządku.
- Czy to poważny związek? – zapytała mama.
Agata zastanowiła się nad odpowiedzią.
- Tutaj nie wszystko jest dozwolone. Pamiętajcie, że on odsiaduje wyrok, więc widujemy się rzadziej niż byśmy chcieli, ale myślę, że tak, że to coś poważnego. Zakochałam się w nim – powiedziała i zaczerwieniła się ze wzruszenia.
- Uważaj na siebie – powiedział ojciec – nie chcę go oceniać ani cię zniechęcać, ale nie zapominaj, że to człowiek, który wyrósł w innym świecie niż ty.
- Wiem tato, ale on jest w porządku. Naprawdę.
- A co zrobisz, jak minie twój czas pobytu na Więziennej Planecie? – zapytała mama.
Agata wzruszyła ramionami.
- Nie zastanawiałam się nad tym. To jeszcze pół roku. Czas pokaże.
- Wrócisz? – spytała mama.
Agata wzruszyła ramionami.
- Nie wiem mamo. Na razie o tym nie myślałam.
- Zrobisz tak, jak uznasz za stosowne – powiedział ojciec – i tak kiedyś musiałaś wyfrunąć z gniazda.
- Nie mów tak, jakbym nigdy nie miała wrócić – powiedziała Agata – ja, ja po prostu…
- Nie musisz się tłumaczyć – wtrąciła mama – dla nas najważniejsze jest to, że jesteś szczęśliwa.
- Dziękuję mamo – powiedziała Agata łykając łzy wzruszenia – kocham was bardzo i tęsknię i na pewno po roku pojawię się na Ziemi, a może wy mnie na wiosnę odwiedzicie.
- Niepotrzebnie zaczęliśmy ten temat – odezwał się ojciec – nie chcemy cię zasmucać, a przecież najważniejsze, że możemy porozmawiać i zobaczyć się chociaż przez ekran.
Agata pokiwała głową, bo wzruszenie odebrało jej mowę.
- No nie płacz już – mówił tata – niech ci się układa, jak najlepiej.
- Dziękuję – powiedziała Agata – kocham was bardzo.
- My ciebie też.
Tomasz i Ania
Spotkali się przypadkiem w jednym ze śnieżnych tuneli.
- O witaj – ucieszyła się Ania.
- Cześć – odparł Tomek – lecisz do pracy?
- Tak. Ty pewnie też.
- Owszem. Dzisiaj dla odmiany macham łopatą – pokazał szuflę do odgarniania śniegu.
- Nie lubisz tego robić?
- Nie znoszę – przyznał się – w życiu tyle nie pracowałem fizycznie, co tutaj. Czasami mam wrażenie, że oni mi to zlecają specjalnie.
Ania roześmiała się.
- Z tego, co zauważyłam całkiem dobrze ci to wychodzi. Twoje śnieżne tunele są najlepsze.
Tomasz spojrzał na nią niepewnie.
- Nabijasz się ze mnie, tak?
- A nawet jeśli troszkę, to co? – uśmiechnęła się do niego.
Tomek wzruszył ramionami.
- To nic.
Ania zauważyła, że Tomka to dotknęło.
- Przepraszam, ja nie chciałam… - przerwał jej machnięciem ręki.
- Nie przepraszaj, możesz się ze mnie nabijać do woli. Tobie wolno.
Uśmiechnął się do niej ciepło.
- Nie jesteś na mnie zły?
Złapał ją za dłoń.
- Na ciebie? Nigdy.
Ania zarumieniła się lekko.
- Muszę już iść – i uciekła zawstydzona.
- Pa – krzyknął za nią.
Olga
Przekazali Dwulicego na Ziemię i przy okazji Olga opisała Jackowi Olechowskiemu całą sytuację oraz podzieliła się swoimi obawami. Kapitan, jak nigdy wysłuchał wszystkiego z powagą, zadał kilka pytań, po czym powiedział.
- Olga, nie będę ci kłamał. Na Ziemi w Warszawie rozpoczęły się przepychanki między gangami i zrobiło się bardzo nieciekawie. Mamy powody podejrzewać, że ktoś celowo robi te rozróby, żeby jak najwięcej osób trafiło do Karnego Miasta. W tej chwili w więzieniach siedzi dziesięć osób, w tym dwóch zawodowych zabójców i czeka na rozprawę sądową. Wszyscy chcą się do was dostać.
Olga zbladła.
- Ale czemu? Chyba nie przez Karola?
- Obawiam się, że może być też przez niego. Poczytałem o nim i trochę popytałem. Ten twój Skorpion, to był bardzo ważny człowiek. Miał kontakty i wiedzę, która posłałaby dziesiątki przestępców za kratki.
- Powiedział, że nic nikomu nie powie – zapewniła Olga – i mocno się tego trzyma.
- A pewnie, bo wtedy zrobiłoby się naprawdę ciekawie. On i jego kumple w jednym miejscu. Zabiliby go od razu po przybyciu do Karnego Miasta.
- Albo i nie – powiedziała Olga – wiesz przecież, że mamy różne etapy resocjalizacji.
- Nigdy nie masz stu procentowej pewności, że człowiek którego wpuszczasz do Karnego Miasta cię nie oszukał.
- Masz rację, nie mniej jednak ryzyko jest minimalne.
- Pewnie dlatego chcą cię sprzątnąć.
- Przecież inni by przejęli po mnie robotę – parsknęła Olga.
- Albo i nie, bo by się bali.
- Tego nie wiesz.
Zamilkli na chwilę, po czy kapitan kontynuował.
-Mniejsza o to, bo są ważniejsze sprawy do omówienia.
- Mów.
- Inną prawdopodobną przyczyną dlaczego chcą się do was dostać, jest rozsadzenie twojego systemu od środka.
- Dlaczego?
- Za dużo ludzi sprowadziłaś na dobrą drogę. Zostałaś zauważona przez mafiosów. A najbardziej wścieka ich chyba to, że nie udało im się, póki co, nikogo z nas skorumpować.
- Ale jeden się prześlizgnął – przypomniała.
- Tak. Ale drogą selekcji zawodowej. Był najlepszy i dostał pracę. Dobrze, że Karol nam powiedział o tych listach, inaczej, guzik byśmy wiedzieli.
- A ja bym już nie żyła.
- Tego nie wiesz – uśmiechnął się Jacek.
- Wiem, wiem, nie ma co gdybać.
- I kończąc temat, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Na razie wprowadziliśmy zakaz wysyłania skazanych do Karnego Miasta. Mogą sobie wybrać spośród 4 innych, które tam funkcjonują.
Olga odetchnęła. Nie będą w stanie do nich dotrzeć, bo wszystkie więzienne miasta prowadzą ze sobą rozmowy wyłącznie przez komunikatory, a do spotkań dochodzi dwa razy w roku między burmistrzami i to w jakimś neutralnym miejscu.
- To dobrze.
- Owszem, ale jest i zła wiadomość.
- Tak.
- Dopóki się sprawa nie wyjaśni nikt nie opuści Więziennej Planety i nie odwiedzi Ziemi.
- I tak jest zima, nikomu się nie chce nigdzie ruszać. Ale rozumiem i przekażę tę informację innym.
- I jest jeszcze jedna zła wiadomość.
- Tak?
- Najprawdopodobniej, macie jeszcze u siebie jakiś tajniaków. Dwulicy nie był jedynym. Obawiam się, że poświęcili go dla zbadania gruntu – Olga zbladła.
- Umrę na nerwy.
- Spokojnie, jest też dobra wiadomość – uśmiechnął się Jacek – mamy zdjęcia trzech z nich. Nie wiem, czy to wszyscy, ale akurat ci na sto procent ryją u was, jak krety. I druga dobra wiadomość jest taka, że nie są to zabójcy, raczej szperacze.
- Dasz zdjęcia?
- Już ci je przesyłam. Zaznaczam jednak, że mogę się mylić, to raz, a dwa oni mogą mieszkać wszędzie, na przykład w Wolnym Mieście.
- Rozumiem. Dziękuję ci za wszystko. Odnajdziemy ich i wyślemy na Ziemię.
Robert i Tomasz
Obaj stali na warcie i wgapiali się w biały krajobraz. O ile Robert nie miał potrzeby rozmowy, to Tomek co i raz próbował zagajać jakiś temat.
- Myśli pan, że te małpy szybko wrócą? – pytał.
- Nigdy nie wiadomo – doparł Robert – czasami pojawiają się raz na całą zimę, a czasami pięć. Kto je tam wie – machnął ręką.
Tomek przeszedł się wzdłuż balustrady i co i raz wyglądał na zewnątrz. A tam kręciło się kilkanaście białych wilków, które upolowały jakiegoś roślinożercę. Wilki były piękne, ich futra lśniły na słońcu i momentami stawały się niemal przeźroczyste. Ich pyski przypominały raczej niedźwiedzie, ale miały smukłe ciała i długie puszyste ogony. Były też ogromne. O wiele większe od polarnych niedźwiedzi na Ziemi.
Wrócił do Roberta i zapytał.
- Myśli pan, że dałoby się takiego oswoić?
- Nie sądzę – odparł Robert.
- A ktoś próbował?
- A co? Chcesz być pierwszym?
Tomek wzruszył ramionami.
- Psy też kiedyś były wilkami.
- Niby tak, ale nie wiem czy zauważyłeś, nikt z nas nie ma żadnego zwierzęcia. Nie mamy wierzchowców, ani pupilków domowych. Ten świat jest dziki i nieokiełznany. My, ludzie jesteśmy tu od kilkudziesięciu lat. Nie da się w tak krótkim czasie zrobić ewolucji.
- A dlaczego nie przywieziono psów i kotów z Ziemi?
- Czy, jak ci odpowiem przestaniesz gadać?
Tomek westchnął.
- Dobrze, przestanę.
- Znasz historię kolonizacji na Ziemi? Na przykład Australii?
- Coś tam słyszałem.
- Zawieźli tam króliki, lisy i wielbłądy. No i zrobił się problem, bo te milusie zwierzątka dla innych stały się gatunkami inwazyjnymi. Nie chcemy tego tutaj.
- Rozumiem. Dziękuję za wyjaśnienia – Tomek odszedł do innych osób, które miały większą ochotę na rozmowę niż kapitan.
Bartek i Agata
Spotkali się w jednym z tuneli śnieżnych i przystanęli na chwilę, żeby porozmawiać.
- Marzę o tym, żeby nie mieć już żadnych ograniczeń – powiedział Bartek i przytulił mocno Agatę – zabrałbym cię wtedy w jakieś ciepłe miejsce, zrobił kakao… - przerwał i się rozmarzył.
- Halo – śmiała się Agata – tu jestem.
Pocałował ją mocno.
- Pewnego dnia, to się uda – powiedział.
- Mam nadzieję – oddała pocałunek – a na razie nie ma co narzekać, ciesz się, że mamy chociaż 20 minut.
- Jak małolaty podczas przerwy między zajęciami.
- No właśnie – odparła rozbawiona dziewczyna – i też musimy się trochę kryć przed dorosłymi.
- Kocham cię – powiedział Bartek.
Agata zamarła. Nie spodziewała się takiego wyznania, ot tak po prostu na ulicy. Ale czego się spodziewała, pełni księżyca i romantycznie szumiącej fontanny? To by było nie w jego stylu, był prostym w obyciu chłopem. Czy jej to pasowało? Popatrzyła na niego czule, pogłaskała ręką po policzku, pocałowała lekko w usta i powiedziała drżącym od emocji głosem.
- Wiem. Ja ciebie też.
- Zostaniesz moją żoną?
Pod Agatą ugięły się nogi. Całe szczęście, że Bartek trzymał ją w mocnym uścisku.
- Teraz? – głupio zapytała.
- Oczywiście – zaśmiał się Bartek – za rogiem jest kaplica, idziemy?
- Bardzo chętnie – powiedziała podekscytowana, ale rozsądek wziął górę – z tym, że wiesz, że tutaj tak to nie wygląda.
- Wiem. Muszę zarobić na działkę i dom, ale jestem tu za krótko, żeby mieć chociaż na metr ziemi.
- Pożyczę ci kasę – zaśmiała się Agata.
- Nie będziesz mi niczego pożyczać, w końcu to ja tu jestem mężczyzną, muszę posadzić drzewo, wybudować dom i… – zająknął się.
- I spłodzić syna – podpowiedziała.
- Albo córkę – uśmiechnął się – małą, piękną, rudą księżniczkę. Podoba mi się to…
- Ale musimy poczekać.
- Ale musimy poczekać i niestety musimy się już rozstać.
Pocałowali się na pożegnanie i rozeszli do swoich spraw. Każde z nich wiedziało, że dzisiaj padło wiele ważnych słów, których nie mieli czasu omówić do końca, a które będą musieli sami przetrawić i zobaczyć, czy oboje tego wszystkiego chcą.
Ania i Olga
Punktualnie o 10:00 Ania weszła do pastelowego pokoju i usiadła na jednej z kanap. Po chwili pojawiła się pani Olga. Ania obserwowała kobietę uważnie, ale nie zauważyła, żeby ta była na coś zła.
- Dzień dobry Anno – przywitała się Olga.
- Dzień dobry pani dyrektor.
- Na pewno zastanawiałaś się, po co cię tu wezwałam.
- Nie tylko się zastanawiałam, ja się bardzo tym zdenerwowałam.
- A dlaczego? – zdziwiła się Olga.
- Że coś zrobiłam źle albo, że ma pani jakieś do mnie uwagi?
Dyrektorka pokręciła z niedowierzaniem głową.
- A nie przyszło ci do głowy, że prostu było już za późno na spotkanie, a ja zapomniałam wcześniej cię wezwać?
- Też mi przeszło to przez głowę, ale wolałam się denerwować.
- Gdybyś coś przeskrobała, od razu bym cię wezwała, nawet o północy. Mnie nie obowiązują ograniczenia czasowe, ani tych, których wzywam. Ale to musiałoby być coś strasznego.
Ania uśmiechnęła się niepewnie.
- Wezwałam cię, żeby pogratulować ci postępów. Mam wyniki z ostatniego miesiąca i są wzorowe.
Ania rozpromieniła się niczym słoneczko.
- Cieszy mnie również twoja przyjaźń z Agatą oraz to, że trzymasz Tomka na dystans.
- Nie trzymam go na dystans – powiedziała Ania – sam siebie trzyma.
- Naprawdę? Czyli u niego też mamy postęp. Wspaniale – ucieszyła się Olga, po czym zmieniła temat – rozwijasz swój talent i talent innych i szczerze mówiąc jesteś bardzo cennym nabytkiem Karnego Miasta, przyniosłaś nam z Ziemi kulturę.
- Ja? Kulturę? Trochę śpiewu i tyle…
- Aż tyle. Pamiętaj, że u nas nie ma wielu kółek zainteresowań. A ty dałaś dzieciom szansę na rozwój ich talentów, dorosłym radio, którego z przyjemnością słuchamy.
- Ale, to był pomysł Agaty – broniła koleżanki Ania.
- Ale razem je rozwijacie. I szczerze mówiąc najchętniej odesłałabym cię na Ziemię z listem do sędziego, że powinnaś być wolna.
Dziewczyna zbladła i zaczęła kręcić głową.
- Ja chcę tu zostać. Mnie tu dobrze.
- Wiem. I wiem, że nie jesteś gotowa na powrót do domu, dlatego nie wyślę żadnego listu.
Olga przerwała, uśmiechnęła się do dziewczyny i powiedziała uroczystym tonem.
- W porozumieniu w burmistrzem postanowiliśmy złagodzić wobec ciebie restrykcje i wydłużyć ci czas spędzania czasu z wolnymi ludźmi, poza pracą oczywiście, z 20 minut do godziny. Druga rzecz, dajemy ci pakiet dziesięciu przywilejów na tutejsze…– Olga zaśmiała się – atrakcje, ale to nie koniec. Kiedy przyjdzie wiosna, pozwolimy tobie i Agacie pojechać gdzieś na tydzień na urlop.
Ania otworzyła z wrażenia usta i nie mogła wydusić ani słowa.
- Ale, ale – niepokoiła się – ale, jak złamię regulamin albo coś komuś zrobię?
- Jestem pewna, że nie zrobisz żadnej głupoty.
- Skąd pani wie?
- Ponieważ czujesz się tu dobrze i nie masz na kogo się złościć.
- Postaram się pani nie zawieść – Ania była szczęśliwa i już nie mogła się doczekać, żeby o tym powiedzieć Agacie.
Karol
Przyniósł do domu małe pudełeczko i położył je na stole. Potem usiadł naprzeciw niego i zaczął się w nie wpatrywać. W środku był pierścionek zaręczynowy. Bartek przeszedł samego siebie. Drobny, misterny i delikatny, tak jak Olga. Karol uchylił wieczko i patrzył oczarowany. Uznał, że choć jest facetem, nie obraziłby się gdyby coś takiego dostał. Dodatkowo Bartek nie chciał od niego żadnych pieniędzy i prawie się o to pokłócili.
- To się nazywa przyjaciel – westchnął i zamknął wieczko. Teraz musiał obmyślić plan, kiedy i w jakiej okoliczności wręczyć go kobiecie swojego życia.
Może nie miał jeszcze działki, ani domu, ani drzewa, ale był pewien, że ona powie – tak.
Nina i Robert
Dyżurna strażniczka poinformowała kapitana, że przyszła do niego Nina. Robert dziwił się, bo przecież nic się ostatnio z nią nie działo, nie było skarg, nie potrzebowała żadnej pomocy. Udało mu się nawet trochę o niej zapomnieć. A tu w poniedziałek z rana musiała się objawić.
- W jakim nastroju? – zapytał strażniczki.
Kobieta zrobiła dziwną minę.
- Nie wiem w jakim nastroju, ale chyba coś jej się poprzestawiało.
- Co masz na myśli? Przyszła w kostiumie kąpielowym i kołem ratunkowym na głowie?
Kobieta parsknęła śmiechem.
- Zaraz sam się pan przekona.
- Dobrze, niech mam to już za sobą. Wpuść ją.
Po chwili w drzwiach stanęła Nina. Robert był tak zaskoczony, że aż otworzył usta. Nina rozczesała włosy i spięła je za uszami, dzięki temu nie było widać jej szkaradnego tatuażu. Co prawda nadal miała na sobie za duże spodnie i bluzę i kuliła ramiona, żeby wydać się, jak najmniej kobiecą, ale mimo wszystko wyglądała dobrze. Paznokcie miała równo obcięte, zero plam i brudu, a na twarzy spokój i powaga.
- Dzień dobry panie kapitanie – powiedziała nieswoim głosem. To znaczy swoim, ale Robert zapamiętał głównie chrapliwie rzężenie i wrzaski na całe gardło. Jej miły i ciepły głos bez śladu napięcia zaskoczył go jeszcze bardziej. W końcu ocknął się z zadumy i wydukał.
- Dzień dobry Nino. Co cię do mnie sprowadza?
- Jakiś czas temu dał mi pan za zadanie przeproszenie wszystkich, którym uprzykrzyłam życie.
- Było coś takiego…
- Zrobiłam to bez przekonania i z wściekłością.
- Tak. Pamiętam.
- Dzisiaj przychodzę z własnej woli, żeby pana przeprosić za moje zachowanie.
Za to, że byłam agresywna, niemiła i że nie chciałam współpracować.
Robert kręcił z niedowierzaniem głową. Zastanawiał się, w co ona teraz gra.
- Widzę, że pan nie ufa moim słowom, ale ja się staram zmienić. I to tak naprawdę. Proszę spytać pani Kasi, jestem miła dla pacjentów i w ogóle.
- Nawet mężczyzn?
Nina zrobiła zbolałą minę.
- Staram się, ale nie zawsze mi wychodzi.
Wydawało się, że jest szczera.
- Skąd ta nagła zmiana?
- Rozmawiałam z rodzicami. Chcę wrócić wcześniej do domu.
- I będziesz teraz udawać dobrze wychowaną panienkę? – Robert nie dawał wiary jej metamorfozie.
- Nie będę – zapewniła – doszłam do ściany, gdzie już nic dalej nie ma. Wywrzeszczałam co było do wykrzyczenia, wypłakałam wszystkie łzy, złość mi opadła i chcę – zająknęła się ze wzruszenia – nie chcę być już taka samotna i nie mieć koleżanek. O mężczyznach na razie nie myślę, boję się was i może zawsze tak będzie, ale brakuje mi bliskich.
Robert już chciał powiedzieć coś ironicznego, ale w porę ugryzł się w język. Jeśli Nina naprawdę chciała się zmienić, to nie mógł jej teraz podciąć skrzydeł.
- Pani Olga już wie? – zapytał zmieniając temat.
Nina potaknęła głową.
- Powiedziała, że znowu mnie zapisze na terapię z trenerami i że pomogą mi odnaleźć siebie.
- Odnaleźć siebie?
- Tak. Bo ja się tak pogubiłam, że sama nie wiem kim jestem. Wiem tylko, że jestem strasznie zmęczona, tęsknię za domem i chciałabym mieć znowu 16 lat.
Robert wstał i podszedł do stojącej w rogu szafy. Wyjął coś z niej i podał Ninie.
Ta ze zdziwieniem spojrzała, że dał jej naklejkę w kształcie gwiazdki.
Kapitan od razu wytłumaczył.
- To są gwiazdki dobrego sprawowania, daję je niekiedy pracownikom. Robię to często dla żartu, ale wiem, że są dla nich ważne. I dla ciebie też będą. Zbierz ode mnie jeszcze sześć, a osobiście napiszę do sędziego, żeby ci skrócił wyrok.
Nina z wrażenia otworzyła usta.
- Przecież to niemożliwe.
- Nasze słowo dużo znaczy na Ziemi – zapewnił ją – nie mówię, że będzie ci łatwo je zdobyć. Tę dostajesz na zachętę, na kolejne będziesz sobie musiała porządnie zapracować.
- Co mam zrobić?
- Nie wiem. Wyjdzie w praniu, a ja będę ci się pilnie przyglądał.
- Dziękuję – powiedziała Nina nadal wpatrując się w naklejkę.
Robert powiedział jeszcze.
- Przyjmuję twoje przeprosiny, ale pamiętaj, nie schrzań tego.
Kolejny odcinek 04 lipca

Komentarze
Prześlij komentarz